Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2022, 16:36   #105
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 24 - 2520.04.02; bct (4/8); południe

Miejsce: Góry Środkowe; pd-wsch rejon; dolina Zelbad - Steinwald; Steinwald
Czas: 2520.04.02; Backertag (4/8); południe
Warunki: wnętrze; cicho; chłodno, blask ognia; na zewnątrz: jasno, d.sil.wiatr, pogodnie, zimno (-5)



Wszyscy



Ilse i Gretchen potrafiły stworzyć dom. I nie tylko tą koślawą chatę uszczelnioną mchem i ziemią co wyglądała jakby się przy pierwszej górskiej burzy miała rozpaść. Ale także domową, życzliwą atmosferę. Zdawało się, że wychudzone i spracowane ledwo przetrwały tą surową, górską zimę. A mimo to miały serce dla swoich gości. Nawet jeśli liczebnie tonęły w całym mrowiu przybyszy to wszędzie ich było pełno. Regularnie ktoś, o coś je pytał a one tłumaczyły gdzie co jest czy jak się poruszać po ruinach tej starej stanicy. Na wszystkich chyba zrobiło wrażenie jak pomimo skrajnie niesprzyjających warunków jakie panowały w tej górskiej samotni próbowały wyremontować swoimi amatorskimi dłońmi świąntynie swojego patrona. Być może to też w jakiejś mierze przyczyniło się do decyzji obu szefowych jaką oznajmiły przy śniadaniu, że dzisiaj zrobią sobie odpoczynek i dalej nie jadą. Był więc dzień wolny.

Poza tym pogoda w przeciwieństwie do wczoraj nie była zbyt sprzyjająca. Jak się towarzystwo po kolei budziło rano to na zewnątrz panowało pochmurne niebo z jakiego mżyło. Mżawka z impetem uderzała w każdą osobę i przeszkodę bo niósł ją bardzo silny wiatr. Taki co bez trudu smagał nawet grubymi konarami i zrzucał kaptury oraz czapki z głów. A późnym rankiem, zelżał ale już po śniadaniu rozpadało się na dobre. Deszcz stukał o ponure, pradawne mury, o porośnięte kępkami mchu i trawy klepisko wymieszane z brukiem, o płachty namiotowe i ściany koślawej chaty gospodyń. Chyba nikomu za bardzo nie chciało się opuszczać tych względnie bezpiecznych ruin i życzliwych gospodyń na rzecz dalszego górskiego znoju codziennej podróży.

Nocleg w ciepłej chacie się przydał aby ogrzać się w cieple przez całą noc. Łóżka były tylko dwa bo każda z gospodyń miała własne. Wieczorem wpędziło to Yvonne w pewne zakłopotanie gdy obie zaprosiły ją aby nocowała w tych zbitych ręcznie łóżkach. Z jednej strony kapłanka nie chciała wyjść na jakąś paniusię co się rozbija w luksusach. Bo w tej chwili to takie prymitywne wręcz łóżko wydawało się najwyższym standardem w okolicy. Może dopiero w Zelbad, z tydzień drogi stąd znalazłoby się coś wygodniejszego. No a z drugiej nie chciała sprawić przykrości gospodyniom odmową i wyjść na niewdzięcznicę. W końcu więc wybrała jedno z łóżek i w nim nocowała. Zaś Ilse i Gretchen jakoś zmieściły się razem na drugim łóżku. Pozostali mieli swoje posłania w jakich zwykle spali pod namiotami. Ale mogli je tej nocy rozłożyć na suchej podłodze chaty. I grzać się przyjemnym ciepłem żaru z paleniska. Rano była z tego przyjemna oaza suchego ciepła co zwłaszcza z tą zimną mżawką za oknem robiło duży kontrast.

Nocleg w cieple przydał się też tym co gorączkowali. Większość poczuła się już lepiej. Paradoksalnie blond kapłance z wschodnich kresów Ostlandu jakoś się nie mogło polepszyć i dalej siąpiła nosem. Jednak mimo to zdradzała sporą werwę. Jakby bliskość zrujnowanej świątyni jej patrona i wiara jaką wczoraj okazywali wszyscy goście i gospodynie ją uskrzydlała. Za to Olga która nocowała jak zwykle, pod namiotem, zdradzała lekkie objawy zmęczenia i gorączki.

- Dziewczyny macie coś na ten ból głowy? - zapytała Laura. Późno wstała i widać było, że ją gorączka telepie. Wygadana i momentami wręcz bezczelna łowczyni nagród siedziała otulona kocem, była zgaszona i miała kiepski humor. Za to poprawiło się Hugo i ochroniarzom Melissy. Może nie byli jeszcze radośnie ćwierkający no ale pierwszy raz od dłuższego czasu można było powiedzieć, że wrócili do względnej normy. Pozostałym też albo się polepszyło albo chociaż nie było gorzej.

Tak czy inaczej dzień postoju w ruinach Steinwald chyba wszystkim był na rękę. Rodziny pochowały się po namiotach chroniąc się przed deszczem. Czasem tylko ktoś wychodził doglądać zwierząt czy zmienić wartownika na murach. Dopiero w południe wiatr przegnał chmury chociaż sam z siebie też nie był przyjemny. Ale zelżał do takiego w jakim bujają się tylko drobniejsze gałęzie. Za to się pokazało słońce. Więc pomimo mokrej trawy, ziemi, kałuż i błota jakie zalegało na dnie stanicy zrobiło się względnie przyjemnie. Dało się to odczuć wewnętrz murów gdzie obóz jakby odżył. I na dziedzińcu małego zamku zaroiło się od ludzkich sylwetek i głosów. Naprawiali wozy, przesuwali na nich ładunek aby lepiej je zbalansować czy z ciekawością oglądali od wewnątrz te ruiny. Popularnym miejscem były też blanki bo z ich wysokości było widać całkiem spory kawał okolicy. W końcu stanica była wybudowana na wzgórzu.

- O, tam gdzieś jest ten strumień co się wczoraj przeprawialiśmy. Tylko go nie widać. No i przeprawialiśmy się w lesie ale to gdzieś tam. A tych ruin to nie widać. Tylko las i mgłę. - Petra była jedną z tych osób jakim odpoczynek pomógł. Znów jak wstała rano była tą żartobliwą, pogodną trzpiotką jaką była wcześniej nim jej gorączka nie dopadła. Teraz stała na blankach i oglądała okolicę. Tą przez jaką już przebyli i tą w jaką zmierzali. Z blank tej bystrzycy jaką sforsowali wczoraj nawet niezbyt było widać. Można się było domyślić, że gdzieś tam jest jak się o niej wiedziało. Podobnie nie było widać tych mglistych ruin. Tylko zbocze doliny porośnięte lasem i zasnute mgłą. Ale, że wewnątrz są jakieś ruiny to nic na to nie wskazywało.

- A do tego Bastionu to dokąd? - Eryk zapytał też stojąc na blankach i rozglądając się ciekawie po okolicy. Wczoraj przybyli na tyle późno, że jak rozbili się na noc to już właściwie było ciemno. Nawet jak ktoś wszedł tutaj i próbował się rozglądać to niewiele było widać poza sylwetkami okolicznych gór. Rano jak ktoś nie miał pecha stać na warcie to może i było widać ale silny wiatr, mżawka a potem deszcze nie nastrajały zbyt optymistycznie. Dopiero teraz, w południe, jak się rozpogodziło można było popatrzeć na okolicę.

- Tamtędy. Ale stąd jeszcze nie widać. Widzisz tamtą górę? - Petra chętnie zaczęła tłumaczyć co jest co. W końcu pokonywała tą trasę trzeci raz. Początek doliny jaką jutro mieli ruszać dalej ku swemu przeznaczeniu widać było jak na dłoni. Właśnie tego przejścia niegdyś strzegła stanica Steinwald. Jednak im dalej tym było widać mniej szczegółów. Petra próbowała wskazać którą z tych dalszych gór ma na myśli. To była góra Liegergard. Ze Steinwald to był półmetek do Bastionu. Z tego miejsca to samej twierdzy hrabiego von Falkenhorsta nie było widać nawet w taki pogodny moment jak obecnie.

- A naprawdę musimy ruszać już jutro? Chciałabym jakoś pomóc tym dzielnym i prawym kobietom. - jasnowłosa kapłanka była w rozterce. Zresztą Gretchen i Ilse pewnie też. Widząc ogrom serca i pracy jaki obie Porzucone* włożyły w to miejsce czuła potrzebę aby jakoś im pomóc. Nawet przy śniadaniu zapytała czy nie chciałyby dołączyć do górskiej ekspedycji. Co z kolei wprawiło je obie w taką konsternację jak ją wczoraj wieczorem sprawa z tym noclegiem w łóżku. Bardzo chętnie byłyby w pobliżu kapłanki Sigmara którego obrały za swego patrona. Ale też jak już włożyły tyle wiary w to miejsce, zwłaszcza renowację świątyni to nie chciały tego porzucać. I zostawiać bez opieki.

- Możemy im wstawić bramę w tą wieżę bramną. To ostatni punkt w miarę zamieszkały. Ale w przyszłości to będzie stanica między Bastionem a Lenskter. Połowa drogi. Jak im tu wjadą jakieś orki czy inna chołota to one we dwie sobie nie poradzą. Jakby miały bramę to mogłyby się chociaż zamknąć. Taka zamknięta brama jak reszta murów jako tako stoi to już nie byle co. - Inez dorzuciła od siebie propozycję. Patrzyła na sprawę z większej perspektywy a nie tylko z bieżącej sytuacji. W końcu ta karawana miała być tylko pierwszą kroplą jaka miała tchnąć życie w rozsiane po tych górach truchła ruin. A w przyszłości mieli dotrzeć inni osadnicy.

- No ale ile się taką bramę buduje? To trzeba mieć drewno, deski i resztę. Tego tu nie ma. Trzeba by ściąć najpierw drzewa i zrobić deski i tak dalej. To kupa roboty. - Petra pokiwała swoją niebieską głową ale dostrzegła pewien poważny defekt tego pomysłu. Opóźnienie. Co prawda mieli w karawanie cieśli a ci narzędzia dzięki którym takie prace były możliwe do wykonania. Ale to by oznaczało postój na parę dni, może i tydzień. Przez tydzień to można było dotrzeć stąd do Liedergart albo dalej. Trudno się było nie zgodzić z tą argumentacją i teraz Inez była w rozterce.

- Ja bym mogła tu zostać na ten czas. Dopilnowałabym wszystkiego a potem ruszyła za wami. - zaproponowała siostra Yvonne. Co jednak oznaczało rozdzielenie się na mniejsze grupy. Wóz czy dwa zostałyby tutaj a reszta ruszyła zgodnie z planem do Liedergart. Jednak taka mniejsza grupka była by bardziej narażona na nieprzyjemności gór niż większa. Poza tym do następnego zamku jeszcze dało się dotrzeć po prostu jadąc dnem doliny. Ale dalej poza Inez i Petrą nikt nie znał drogi do samego Bastionu. Trzeba by tam czekać na przybycie tych z Steinwald albo znów kogoś zostawić. A rozdrabnianie się na kolejne mniejsze grupki niezbyt podobało się obu szefowym. W kupie byli bezpieczniejsi i mieli większe możliwości.


---


*Porzucone - “Księga Zbawienia” s.105-106.


---




Greta



Łuczniczka wstała rano wypoczęta. Swoje posłanie musiała wieczorem rozłożyć na podłodze. Ale deski chociaż twarde były suche i nie ciągnęło tak od ziemi wilgotnym chłodem jak przy spaniu w namiocie rozbitym na gołej ziemi. Poza tym było sucho i ciepło. No i tłoczno. Tak się wydawało jak w tej w miarę niewielkiej chacie rozłożyło się chyba z tuzin ludzi do spania. Tylko obie gospodynie spały w jednym ręcznie zbitym łożu jednej z nich a siostra Yvonne w drugim. Obie szefowe zaś tak jak mówiły, nie chciały zajmować cennego, suchego i ogrzanego miejsca więc nocowały w swoim wagonie.

Ale nocleg pomógł. Ranek chociaż okazał się pochmurny, mżysty i wietrzny to do wnętrza ogrzanej chaty to nie docierało. Za to wczoraj z tą kozą jako podarkiem to Greta zdobyła sobie uśmiech wdzięczności i serca obu gospodyń. Niezbyt miały jak jej się odwdzięczyć no to po prostu poprosiły aby zrobić łuczniczce miejsce przy palenisku. Zasypiała więc wieczorem może na podłodze ale w przyjemnym cieple bijącym z bliska z wygaszonego ogniska.

A do dzisiaj to chyba się rozniosło o tym wieczornym podarku. Bo szefowe chyba nie chciały być gorsze albo też uznały, że jakoś trzeba wynagrodzić dzielną Ilse i Gretchen za ich wytrwałość. W końcu były na ziemiach górskiego hrabiego a więc jego poddanymi, tak samo jak reszta osadników. Rano więc powtórzyły gest Grety i podarowały odkupione od karawaniarzy capa i drugą kozę. Zrobiło się więc całkiem rodzinnie, miło i przyjemnie. Obie Porzucone cieszyły się jak dzieci z tych prezentów. Prowizorycznie zamknęły je w dawnej stajni bez drzwi i dachu. Do tej pory nie była im potrzebna to jej nie remontowały. Ostały się z niej same kamienne ściany i resztki drewnianych elementów. Ale to jak już będą miały potem czas to już sobie z tym poradzą.

Rano zaś pomimo niesprzyjającej aury czyli mżawki jaka wpadała przez dach świątyni jakiego jeszcze nie było a wiatr osłabiony przez stojące mury też dawał się stojącym wiernym we znaki. Ale mimo tych przeciwności siostra Yvonne odprawiła mszę dziękczynną. Przypominając jak wiele całe Imperium a zwłaszcza Ostland z jakiego pochodziła większość obecnych zawdzięczając bogowi - wojownikowi jaki dał podwaliny Imperium jednocząc wszystkie 12 plemon ludzi z jakich wywodziła się większość obecnych nacji w Imperium. A stare, szlachetne rody lubowały się w pradawnych genealogiach sięgających właśnie do tych na w pół legendarnych czasów. Wychwała też dzielność i wytrwałosć Ilse i Gretchen które dawały przykład jak dzięki prawdziwej, szczerzej wierze można przetrwać wszelkie przeciwności losu. Obie Porzucone były bardzo poruszone tą pochwałą przy wszystkich, że aż miały jakieś wilgotne kropelki w kącikach oczu.

Potem Greta podeszła do Ilse i miała okazję podpytać ją o okolicę. Dziewczyna zastanowiła się chwilę co tu odpowiedzieć. Po piersze one samy raczej nie uważały się za myśliwych. I jak już to ustawiały sidła ale niezbyt im to wychodziło. Może coś robiły nie tak? W końcu wcześniej żyły na wsi i nie musiały polować ani zastawiać sideł. Tym zajmowali się inni a one gospodarstwem. Ale zwierząt tu w górskich lasach była cała masa. Zające, wilki, lisy, borsuki, niedźwiedzie, cała masa ptaków i ryb. One same zwykle zastawiały sidła na coś małego, jakieś śnieżne zające czy lisy. Do tego sieci w strumieniach. A gdy śniegi zeszły to zbierały runo leśne chociaż tak wczesną wiosną to jeszcze niewiele tego było.

A ludzi, nie, innych ludzi tu praktycznie nie było. Odkąd tu zostały późną jesienią to w zimie nie spotkały chyba nikogo. To były głębokie góry, z dala od cywilizacji. Najbliższa zamiszkała osada jaką znały to Zelbad. O tydzien drogi na południe stąd w stronę Lenskter. Jak zeszły śniegi to zdarzało się, że widziały czasem dym z ogniska gdzieś w okolicy, czasem sylwetkę kogoś gdzieś dalej albo czyjeś ślady. Ale tak naprawdę odwiedziła ich dopiero parę tygodni temu trójka wysłanników hrabiego gdy wędrowali do Lenkster. I znów po tym jak odeszli chociaż zapowiedzieli swój powrót to dopiero teraz, jak Inez i Petra wróciły na czele karawany to znów obie Porzucone mogły usłyszeć czyjś głos prócz swojego nawzajem. To była głębia gór, mało kto tu się zapuszczał z ludzi. Ale po części też pewnie dlatego, że większość czasu jaki tu spędziły gospodynie to była sroga, górska zima jaka ogólnie nie sprzyjała podróżom. A teraz wciąż była dość wczesna wiosna. Sezon na podróże dopiero się zaczynał.

A gdy Greta zapytała o te ruiny w mglistym lesie Ilse pokiwała głową, że kojarzy o co chodzi. Ale nie były tam. Przez większość czasu ich nie było widać nawet z blank. Tylko początek mgły i lasu. Dopiero w sprzyjających okolicznościach jak w zimie gdy był tak silny mróz, że ścinał mgłę albo gdy wiatr chociaż na chwilę zwiał tą mgłę to było widać jakieś zrujnowane wieże czy coś podobnego. A tak to ani z Steinwald ani z dna doliny czy sąsiedniej okolicy nie było widać tych ruin. A same Porzucone miały na miejscu tyle spraw związanych z remontem, budową chaty, odbudową świątyni i zdobyciem pożywienia, że nie starczało im za bardzo czasu na coś innego. Dość dobrze poznały najbliższą okolicę ale raczej starały się wracać na nocleg w obręb murów stanicy i rzadko się zdarzało aby nie zdążyły i musiały nocować gdzieś na zewnątrz.

- Pogdoa się robi. Idziesz zobaczyć co jest za tymi drzwiami w piwnicy? - zagaił ją potem Eryk gdy w południe deszcz ustał i zanosiło się na to, że się rozpogodzi. Owych tajemniczych ruin co byli w nich wczoraj nie było stąd widać. Ale wiedzieli, że tam są. Gdzieś skryte za kotarą mgły i lasu jaki pokrywał te zbocze doliny. Było na tyle blisko, że pewnie dałoby się tam dotrzeć i wrócić przed zmierzchem. A Eryk rozochocony wczorajszymi zdobczami widocznie miał chrapkę sprawdzić tajemnicze, kamienne drzwi jakie znaleźli w częściowo zalanej zimną, stojącą i zatęchłą wodą piwnicy. On sam ze swoimi chłopakami był chętny ruszyć.



Melissa



- Bardzo ci dziękuję Mel za twoją opiekę i dobroć. Postawiło mnie to na nogi. - Petra rano musiała wstać w niezłym humorze bo przy śniadaniu objęła w podziękowaniu cyruliczkę a potem wręczyła jej zakorkowaną butelkę brandy. Zresztą Inez też została podobnie potraktowana i wesoło zamachała do Melissy swoją podarowaną butelką.

- Oh to nie jest jakaś trudna mikstura. Tylko trzeba mieć składniki, pilnować proporcji no i dopilnować aby dodawać wszystko w odpowiedniej kolejności. Jak chcesz to sobie zapisz. - jak Melissa poprosiła Inez o ten przepis na miksturę wzmacniającą jaka pozwalała zwiększyć szansę w starciu z wiosenną słotą uczona nie robiła z tego jakiejś wielkiej tajemnicy. Właściwie podobnie jak wcześniej z zielnikiem i zbieraniem ziół całkiem chętnie podzieliła się z panną Blitz swoją wiedzą. Mikstura właściwie okazała się dość prosta tak w ogólnych założeniach. Nie wymagała jakichś nietypowych składników czy technik przyrządzania. Przypominało gotowanie zwykłego bigosu czy rosołu. Trzeba było jednak pewnej wprawy i uwagi aby skoordynować kiedy co pokroić, dodać, ile to ma się dusić, gotować, wrzeć i tak dalej. Jakby Melissa to poćwiczyła to pewnie mogła to robić sama gdyby miała odpowiednie składniki. Te były dość proste, normalnie dało je się mieć w każdej gospodarskiej kuchni albo kupić na targu.

- A ty chyba znasz bretoński? Poduczyłabyś mnie trochę? Moja mistrzyni uważa, że to bardzo poetycki język. Sztuki, opery i poezji. Ona go zna. Nasz hrabia też. No a mnie jakoś się nie trafiła okazja aby go się nauczyć. - w zamian Inez zrewanżowała się prośbą o wymianę doświadczeń. Chociaż interesowało ją coś innego niż przyrządzanie mikstury wzmacniającej bo to już umiała.

Gdy zaś była na mszy nie dało się przegapić tej trochę rodzinnej a trochę podniołsej atmosfery jaka zapanowała w zrujnowanej świątyni bez dachu. Ton nadawała jasnowłosa siostra Yvonne oraz obie gospodynie. Ale udzielało się to pozostałym. Melissa zwuażyła pełne aprobaty spojrzenie kapłanki i wdzięczności od gospodyń gdy zostawiła przy pomniku boga siedzącego na tronie mały bukiecik polnych kwiatów. Z tego co widziała jeszcze nie zwiędły i dzisiaj też tam nadal stały. A rano Yvonne odprawiła kolejną mszę. I to pomimo mżawki napędzanej zwieruchą chyba przyszli prawie wszyscy.

No i miała noc i dzisiejszy dzień aby przetrawić słowa Ilse z wczorajszego wieczoru gdy dłuższą chwilę rozmawiały przy palenisku w chacie. Porzucona zamyśliła się chwilę gdy siedziała na małym stołku jaki pewnie same zbiły podczas ostatniej zimy. Pokiwała głową na znak, że wie o co pyta jej gość.

- Tak, Jana, pamiętam ją. Przyszła do nas jeszcze jesienią. Ale była bardzo wycieńczona i na w pół zamarznięta. To już pierwsze śniegi wtedy spadły. I wkrótce umarła. Pochowałyśmy ją tam trochę dalej, na zapleczu. - wskzała ręką na jedną ze ścian pewnie mając na myśli gdzie jest ostatnie miejsce spoczynku rudowłosej zielarki.

List to prawda, zdążyła napisać. Ale Ilsa i Gretchen to były proste kobiety ze wsi i nie znały słowa pisanego. Jednak wiosną, jak śniegi zeszły, Ilse pomna obietnicy danej umierającej wyprawiła się do Zelbad i potem Lenskter aby przekazać ten list i wieści. Więc nie miała pojęcia co było w liście. Zresztą jak się przeprawiała przez jeden ze strumieni wpadła do wody i list nieco zamókł. Nie była pewna czy to coś zmieniło ale nie miała wyjścia, i tak go oddała w zamku Lenkster.

Historia jaką opowiedziała jej wczoraj wieczorem Ilse była mniej więcej taka. Obie z Gretchen walczyły z bandą goblinów i pewnie by zginęły gdy Karl ze swoimi kamratami przyszedł im z odsieczą i razem przegonili te gobliny. A wraz z nimi była Jana. Tak się poznali. To było tuż przed Zelbad bo już razem tam dotarli i odpoczęli kilka dni. Potem ruszyli tutaj. Bo awanturnicy też szukali tego Bastionu. Ale jak dotarli tutaj i Porzucone odkryły tą piękna ale jakże zdewastowaną świątynię Sigmara to postanowiły zostać tutaj na miejscu. Zaś oni ruszyli dalej. Jana wraz z nimi. Jakiś czas później, parę dni albo tydzień. Coś takiego. Przybyła grupka łowców czarownic pod wodzą śledczej Deacher. Wyglądało na poważnie bo tropili jakichś heretyków co zrabowali groby w okolicach Lenkster. I śledcza zebrała oddział i ruszyła ich tropem. Ilse nie była pewna czy to chodziło o grupę Karla czy jakąś inną. Tak czy inaczej śledcza też ruszyła dalej w tą samą dolinę co wcześniej Karl.

A potem przez parę tygodni, może z miesiąc albo więcej nikogo tu nie było. Obie porzucone już zdążyły się tutaj zadomowić i szykowały się do nadejścia zimy budując chatę i próbując uzbierać jakiekolwiek zapasy na ciężki okres. I prawie przypadkiem jak Ilse była sprawdzić wnyki, właśnie jak już spadły pierwsze śniegi to znalazła na wpół zamarzniętą Janę. Zawlokła ją do ruin Steinwald i dopiero co wybudowanej chaty gdzie się nią zajęły razem z Gretchen. Ale była w ciężkim stanie, głodna, gorączkowała, majaczyła, słabła i w parę dni przeniosła się do Ogrodów Morra.

Niewiele się od niej dowiedziały. Powtarzała tylko, że wszyscy inni zginęli w walce z chodzącymi szkieletami i potworami. Karl i jego towarzysze, śledcza Deacher i jej żołnierze. Wszyscy zabici. Tylko jej i Jensenowi się udało ujść przed ostatnią masakrą. Ale on był już wcześniej ranny więc nie dał rady. Zmarł od ran i z zimna. Którejś nocy obudziła się obok jego cichego, zimnego trupa. Bardzo miała wyrzuty, że nie mogła go pochować. Nie miała jednak ani łopaty, ani narzędzi, ani sił. Sama już była u kresu. A sama zmarła ledwie kilka dni później i obie Porzucone pochowały ją na terenie stanicy. Później Ilse i Gretchen znalazły ciało Jensena. Było zbyt daleko aby je wlec do Steinwald więc pochowały go na miejscu. Wyryły pod drzewem znak Sigmara i jak nie umiały pisać to więcej dla niego nie mogły zrobić. I jakoś tak to wczoraj opowiedziała jej Ilse.

- Ładnie się zrobiło. Idę na zewnątrz uzbierać ziół i grzybów. - zaproponowała jej Inez widząc, że pogoda się poprawiła i skoro nie ruszają w drogę to można było spróbować uzupełnić zapasy potrzebne do przyrządzania mikstur i maści.



Davandrell



- Mości krasnoludzie. Tu jest chyba coś po waszemu. Chyba coś o jakiejś kopalni czy coś takiego. Nie do końca jestem pewna. - rano przy śniadaniu, gdy na zewnątrz nieprzyjemnie mżyło i wiało piśmienna szefowa karawany podała do Goliego jakąś zapisaną kartkę. Jedną z tych jakie sama wczoraj dostała od Eryka jaki przyniósł je razem z resztą łupów z wieży w zamglonych ruinach. Krasnoludzki górnik dostał do ręki kartkę. Była dość zabrudzona, atrament był wyblakły i były plamy kompletnie zatartego albo rozmazanego tekstu. Ale mimo to rozpoznał, że część tekstu napisano ludzkim reikspielem zaś część runami khazdadów. Te wyglądały jak cytat przepisany czy usłyszany jeszcze skądś indziej.

Całość wyglądało jakby jakiś ludzki badacz czy podróżnik powtarzał o czym rozmawiał z jakimś krasnoludem a ta rozmowa skierowała go na jakieś zapiski khazadów jakie właśnie były cytowane na tej kartce. A runy były krótką notatką sporządzona przez bezimiennego krasnoluda. Mówił on o żyle żelaza na jakie natrafił. Z punktu widzenia budowania krasnoludzkiej twierdzy czy kopalni do jej eksploracji to była zbyt uboga. Ale na jakieś lokalne warunki i potrzeby to już mogło się opłacać. I tym chyba planował się zająć ten przedsiębiorca aby handlować z ludźmi von Falkenhorstów albo nawet z Lenkster. No i opis w jakiej okolicy jest to obiecujące złoże. Tylko bez znajomości okolicy przez Goliego nie bardzo umiał ten opis przypasować do terenu. Były odniesienia do Steinwald ale to raczej nie tutaj, gdzieś chyba bliżej Liedergart albo nawet samej głównej siedziby von Falkenhorstów bo te też były wspomniane jako punkty orientacyjne. Przydałby się ktoś kto lepiej zna te okolice ale poza Inez i Petrą to wszyscy pozostali byli tu pierwszy raz. Były jeszcze Ilse i Gretchen ale one poza Steinwald to się raczej nie zapuszczały.



---

Mecha 24


Odporność pogodowa:

ODP
+ nocleg w wagonie/chacie +20 (Melissa, Greta, Lenart, Wilhelm, Hektor, Hugo, Petra, Inez, Yvonne);
+ mocna głowa +10 (Melissa, Inez, Goli);
+ odp:choroby +10 (Melissa, Magnus);
+odp:trucizny +10 (Melissa);
+ surwiwal +10 (Davandrel, Greta; Uta, Laura // Olga, Magnus +20);
+ odpogoda +10 (Davadrel);
+ konno +10 (Melissa, Petra, Inez);
+ mikstura wzmacniająca +20 (wszyscy)



Melissa 35+80-5-15=95; rzut: https://orokos.com/roll/952557 77 > 95-77=18 > ma.suk = 0 jakoś to będzie

Davandrell 35+40-5-15=55; rzut: https://orokos.com/roll/952558 26 > 55-26=29 > ma.suk = 0 jakoś to będzie

Greta 40+50-5-15=70; rzut: https://orokos.com/roll/952559 16 > 70-16=54 > du.suk = 0 jest dobrze


Lenart > ma.suk = 0 jakoś to będzie

Wilhelm, Hektor, Hugo > remis = 0 nie jest lekko ale ostatecznie może być

Magnus > ma.suk = 0 jakoś to będzie

Goli > ma.suk = 0 jakoś to będzie

Petra > ma.suk = 0 jakoś to będzie

Inez > sp.suk = 0 jest świetnie

Olga > remis = 0 nie jest lekko ale ostatecznie może być

Laura > ma.por = -5 minimalne

Uta > ma.suk = 0 jakoś to będzie

Yvonne > remis = 0 nie jest lekko ale ostatecznie może być
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline