Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2022, 18:52   #144
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Eidith

Kostucha wróciła do Nox Novum możliwie prędko. Na stacji zastała ją Bonnie czekająca ze sztabem medyków na odbiór Yato. Marie rozpromieniła się na jej widok, podbiegając i obejmując córkę w szerokim uścisku.
- Bonnie jak dobrze cię widzieć osobiście! Dbasz o siebie? Jesz warzywka?
- Nom. - Eidith mogła poprzysiąc, że szminka na ustach dziewczyny to zaschła krew.
- Ohh, musiałaś być tak załamana po śmierci taty, ale nie martw się, teraz tu będę z tobą.
- Eh? Dok? - Bonnie wydawała się dopiero podłapać z ostatnimi wydarzeniami, choć nie wywierały na niej żadnego wrażenia. Była w dużym stopniu jak jej ojciec, lecz w odróżnieniu od Doca nie musiała udawać, że jej nie zależy.
Kostucha rozejrzała się wzrokiem. Trochę to było nawet miłe widzieć matkę i córkę w uścisku. Musiało być przyjemne... Eidith potrząsnęła głową i zaczęła powoli schodzić po platformie. Z jej łopatki wystawało duże ramię które trzymało w garści kręgosłup. Skierowała się prosto do magazynu by zabezpieczyć to świństwo. Niby mogła podlecieć ale nie miała siły ani chęci się nadwyrężać, po prostu spacerkiem dotarła do magazynu. Na miejscu zastała dwójkę strażników którzy na jej widok zerwali się krzeseł i się ukłonili.
- Eidith. - Skineli głową.
- Witajcie chłopcy. Wiecie co to jest? - Uniosła zaciśniętą garść przed nich. Niemal niczym lustrzane odbicie pokręcili przecząco głowami.
- Świetnie i tak ma pozostać. Zaniosę to do środka i sama to odbiorę. Do tego czasu NIKT nie ma prawa wchodzić do magazynu. Chyba nie muszę mówić czym to grozi? -
- Jasne, tak zrozumieliśmy. -
- To powtórz co powiedziałam. -
- Yy. “Zaniesiesz to do środka i sama odbierzesz. Nikt nie może wejść”. -
- Good enough. - Pokręciła głową po czym zagasiła peta w pobliskim śmietniku. Zaczekała krótki moment i po dość bardzo wymownym spojrzeniu strażnicy pośpiesznie otworzyli magazyn. W środku kostucha zaczęła szperać za jakimiś walizkami, nie zajęło jej to długo. Znalazła taką masywną ołowianą z miejscem na kłódkę. Od razu zapakowała kręgosłup i użyła kłódki która nawet nie ma miejsca na klucz. Była prawie tak ciężka jak całą walizka. Gdy tylko skończyła postawiła ją na podłodze i kopnęła z taką siłą że przekoziołkowała kilkakrotnie i zatrzymała sięna ścianie.
- Piece of shit. - Mruknęła pod nosem po czym pośpiesznie skierowała się do swojego biura.
Idąc z niemal opuszczoną głową snuła się przez korytarze Novum rozmyślając nad ostatnimi wydarzeniami. Zwłaszcza tą debilną popisówką tego blond skurwiela. Jeżeli myśli że wywołał u niej coś więcej niż niepokój… to by miał pewnie racje. Nigdy nie widziała papieża w takiej formie, a ta cała jego maź była bardzo podobna do tej, co widziała w centrali.



Silver, Nox Novum

Silver został zaproszony na bazę gwiezdną Magica Icaria, Nox Novum. Pamiętając o jego prośbach skierowanych do Gerarda, Eidith zaproponowała mu pomóc. W ten sposób mogła też pozbyć się nieprzewidywalnego artefaktu, jakim był kręgosłup. Silver niewiele wiedział o kobiecie. Vyone podejrzewał ją o bycie specjalnie wytrenowaną zabójczynią na usługach Zoana. Na pewno miała wysoką stację w strukturze kościoła, choć nie była biskupem.

Stacja pod jej pieczą była jedną z większych placówek organizacji. Z uwagi na ograniczone użycie technologii, korzystanie z niej było wyjątkowo archaiczne. Gotycka architektura oraz ogromne zgromadzenia ludzi ręcznie obsługujących gigantyczną, żelazną konstrukcję, budziły jednak pewne wrażenie.
Po zadokowaniu i przejściu procedury odprawy, Silver zszedł na pokład stacji. Miał ze sobą jedynie symboliczną obstawę w postaci Jacka i Isshina oraz tragarza z lewitującą gablotką na Kręgosłup i drugiego z niewielką beczułką stuletniej whisky. W odwiedziny nie zaglądało się z pustymi rękami. Nie wiedział, czy Eidith odbierze go osobiście, stanął więc swobodnie i czekał na swój "komitet powitalny".
Silver oczekując na przyjęcie dojrzał że ściąga na siebie same ciekawskie spojrzenia, lecz kiedy tylko zerka w stronę personelu ci pośpiesznie wracają do swoich obowiązków.
Na Jacka za to patrzono jak na chodzące świętokractwo, ludzie patrzyli na niego z obrzydzeniem, pogarda, a niektórzy nawet współczuciem. Nikt za to nie ośmielił się do nich zbliżyć, prócz jednej osoby. Była to zapewne służka która bardzo odstawała wyglądem od załogi Nox Novum i jedyna w zasięgu wzroku która się uśmiecha. Kobieta była niewysoka, ubiór miała typowej służącej z kilkoma agresywnymi akcentami w postaci płyt jakiegoś metalu. Na jej pięknej niczym porcelanowa lalka twarzy spoczywały okrągłe okulary a jej czarne włosy były spięte w kok na czubku głowy. Ruszała się dość sztywno, jakby każdy jej ruch był wyćwiczony, aby nie robić zbędnych ruchów. Poprawiła okulary, ukłoniła się po czym odezwała.
- Witam serdecznie na stacji Nox Novum, nazywam się Zuzanne i należę do osobistej służby mistrzyni Eidith. Jeżeli Panowie pozwolą zaprowadzę was do sali spotkań. Wielka inkwizytor załatwia jeszcze jedną sprawę i dołączy do nas niebawem. Z przyjemnością odpowiem na wszelkie pytania. - Służka wykonała zachęcający ruch dłonią po czym dodała. - Ale to po drodze, czas to luksusowy towar. - po tych słowach zaczęła powoli kierować się w stronę miejsca spotkania.

Wysyłać pokojówkę, no pożal się boże… Ale to i tak była miła odmiana, Vlad groził Silverowi “nabiciem na pal” za sam fakt, że ten do niego zadzwonił. Niemniej Eidith sprawiała wrażenie osoby, która wolała załatwiać sprawy w sposób szybki i bezpośredni. Cóż, może po prostu źle trafił z porą przybycia, nieważne.
-Dziękuję, za tak ciepłe powitanie. Proszę zatem prowadzić. - Odparł jedynie, formalnym tonem.

- Zapraszam zatem. - Po tych słowach Zuzanne zaczęła prowadzić grupę przez ponure korytarze Nox Novum. Wystrój tego miejsca był w stylu gotyckim, więc nie można było uraczyć szerokiej gamy kolorów. Nawet światła wydawały się blade w niektórych miejscach. Do czasu aż dotarli do ogrodu, przez który prowadziła najkrótsza ścieżka do miejsca spotkań. Ogród ten mienił się różnymi kolorami najróżniejszych roślin, często nawet pochodzenia xeno. Rośliny były doglądane przez owce w standardowych uniformach, którzy utrzymywali porządek tego miejsca i dbali o rośliny. Sztuczne niebo dawało dużo “naturalnego” światła obecnej tu zieleni tworząc chyba jedyny miły dla oka kawałek Nox Novum. Gdy minęli ogrody po około trzech minutach Zuzanne zaprowadziła ich do pewnych dwuskrzydłowych drzwi.
- Wielka Inkwizytor za chwilę do was dołączy. Jednak muszę coś Panom powiedzieć. - Służka poprawiła okulary, po czym kontynuowała. - Jestem pewna, że osoba o takim statusie jak Pan Silver jest obyta w manierach, za to nie wiem jak to wygląda u Panów. - Zerknęła na Isshina i Jacka. - Mistrzyni jest bardzo przystępna, jeżeli ktoś pamięta o kulturalnym zachowaniu, gdyż jak ona uważa to właśnie to odróżnia nas od zwierząt. Więc apeluję do Panów by traktować wielką inkwizytor jak damę.-

Eidith wyglądała bardziej na maszynę do zabijania, niż na damę, zwłaszcza z tą aurą śmierci, która pochodziła z fragmentu December. Niemniej, o dobrych manierach należało pamiętać zawsze. No, prawie zawsze, niektórych ludzi witało się pięścią w mordę.
-Bez obaw, wszyscy tutaj potrafią się zachować. - Odparł uspokajająco. Jack bywał na salonach jako jego ochroniarz, a Isshin sam w sobie był znaną osobistością, co oznaczało, że miał kiedy nabrać obycia. Silver zresztą widział, że szermierz jest dobrze wychowany. Zuzanne wyglądała na przekonaną, bo otworzyła im drzwi by weszli.

- Nie będzie problemów. - obiecał Jack, a Isshin przytaknął skinieniem głowy, krzyżując ręce z tyłu pleców na wysokości lędźwi.
- Bardzo mnie to cieszy. - Skinęła głową Zuzanne sama przechodząc przez próg. Pomieszczenie było okrągłe na środku którego był stół tego samego kształtu. Wszystkie siedzenia były typowo biurowe jednak bardzo stylowe, jednak jedno się różniło znacznie od reszty. Był to obity skórą biały fotel który miał obok siebie zamontowaną popielniczkę na piedestale. Nie minęło długo by można było usłyszeć dźwięk zbliżających się obcasów. Przez próg drzwi przeszła Eidith. Ubrana była w białą garsonkę, pod którą wystawał kołnierz czarnej koszuli. Spódniczka sięgała jej zaledwie do kolan, a na stopach nosiła wysokie białe kozaki na obcasie. Włosy miała zaczesane na jedną stronę odsłaniając jej ucho przebite w trzech miejscach kolczykami. Jeden mały na samym dole ucha i dwa przypominające małe klamry na górnej części. Jako że miałą włosy zaczesane czarny akcent jej grzywki spoczywał teraz na boku. Unosił się od niej zapach kwiatowych perfum oraz tytoniu. Papierosa trzymała w zębach gdy szła z ogromną walizką w ręce.
- Dzień dobry wszystkim. - Uśmiechnęła się, po czym zerknęła na Silvera. Zmrużyła oczy i zaciągnęła się dymem obchodząc stół do swojego miejsca.
- Nowa fryzura Paniczu Armstrong? - Usiadła na fotelu kładąc walizkę przed sobą z łomotem, aż się stół zatrząsł. Jej cała uwaga skupiła się na Silverze bo ostatnio trochę inaczej wyglądał.

W oczach młodego Octobera, Eidith wyglądała tego dnia jak połączenie bizneswoman i zbuntowanej nastolatki. O dziwo, był to całkiem przyjemny wizualnie image, można było przez chwilę zapomnieć, że ma się przed sobą morderczą psychopatkę.
-Dzień dobry, Panno Eidith. - Silver odwzajemnił uśmiech. Instynkty, które odziedziczył po Azazelu zagrały mu gdzieś z tyłu głowy, ale reakcja była inna niż kiedy widział maga, bądź adepta. Jak się domyślał, tak demony czuły Korupcję, o dziwo nie wzbudzała gniewu, bardziej niepokój, jak coś nieznanego. Usiadł naprzeciw, zgodnie z zasadami dobrego wychowania. Spotykali się służbowo, należało zachować profesjonalny dystans i być zwróconym twarzą w twarz. - Owszem nowa, ale widzę, że nie tylko ja zmieniłem wizerunek. - Skinął z uznaniem głową. Większość kobiet lubiła, gdy mężczyźni zauważali zmiany, nie wiedział czy inkwizytorka do nich należy, więc strzelił. Pstryknął palcami i tragarz przeprowadził w pobliże Eidith beczułkę. - Drobny upominek z okazji naszego spotkania, mam nadzieję, że lubi Panna whisky. - Oficjalnie widzieli się po raz pierwszy w życiu, ale skoro nie bawili się w pozory, tym lepiej. Silver nie chciał być jednak natarczywy, nie zapytał więc o zawartość walizki.

Eidith uśmiechnęła się dopalając papierosa i gasząc go w popielniczce obok. Założyła nogę na nogę dalej obserwując Silvera.
- I’m gonna take an educated guess, zawartość tej walizki ma związek ze… zmianą jaka w paniczu zaszła. - Z tymi słowami kiwnęła ręką na Zuzanne, która to pośpiesznie się zbliżyła.
- Zuzie przynieś szkło jakieś. - Spojrzała jej prosto w oczy, a gdy słóżka skierowałą się do wyjścia kostucha odprowadziła ją wzrokiem. Wróciła jeszcze spojrzeniem na Silvera i się ponownie odezwała. - Gdzie moje maniery? Jestem Eidith Lothun Mistrzyni Zakonu Deathsenders. Powiedziałabym do usług, ale większość czasu to Zoan wybiera po kogo idę. - Przyznałą na koniec zerkając kolejno na każdego z panów.

-Silver Armstrong, właściciel spółki Armstrong Industries. - Młodzieniec również formalnie się przedstawił. - Powiedziałbym “do usług”, ale wiem, że Icarii nie interesuje technologia od zewnętrznych dostawców. - Stare przysłowie mówi, że kopia jest najwyższą formą uznania, a Armstrongowi spodobał się ten humorystyczny akcent w introdukcji Eidith. Widząc, że inkwizytorka wodzi wzrokiem po jego “ochronie”, postanowił dokonać małej prezentacji. - Panienka pozwoli, że przedstawię swoich towarzyszy. Jack Ripper, oraz Hajikata Isshin, moi przyjaciele i obstawa. - Powiedział wskazując kolejno na obu. Oczywistym było, że Silver nie potrzebuje ochroniarzy i właściwszym określeniem byłaby pewnie gwardia honorowa, ale to jednak tylko dwóch ludzi.
-Co zaś tyczy się zawartości walizki, powiedziałbym że jeszcze nie ma związku z tym co zaszło. - Jakby nie patrzeć, kręgosłup wciąż nie został przyłączony do jego ciała. Choć Silver nie spodziewał się, żeby zaszły w nim jeszcze jakieś zmiany wyglądu, nawet gdy już się to stanie.

- Paniczu Silver. Gdybym była tak purytańska jak centrala, z kolegi Jacka robili by w tym momencie żyletki. O ile rozumiem podejrzenia Vlada na temat dostawców technologii, ja sobie nie wyobrażam bym na śniadanie nie miała zjeść tosta i obejrzeć ulubionej kreskówki. Więc proszę nie traktować Nox Novum jak główną siedzibę. To moje podwórko. - Te ostatnie zdanie wydawało się śmiertelnie poważne. Ponury wyraz twarzy zniknął tak szybko jak się pojawił gdy Eidith ożywiła się podnosząc tyłek z siedzenia. - But i digress… Przyszedł Panicz po ten przeklęty artefakt. Powiedziałabym że to biznes, ale ja chce się tego po prostu pozbyć. Ten syf zalegał w jednym z moich ludzi, przez co został zredukowany do bezmózgiej bestii. - Kostucha chwyciła za rączkę walizki i pchnęła ją po stole tak by zatrzymała się tuż przed nosem Armstronga kłódką w jego stronę.
- Klucz nie istnieje. - Dodała z głupim uśmieszkiem.

Silver chętnie by zobaczył, jak tutejsze “owieczki” próbują rozebrać Raidena na części. Skończyłoby się to sporą ilością siekanej baraniny, ale nie wypowiedział tego na głos. Nie sądził, żeby Eidith próbowała mu grozić, więc też nie uciekał się do gróźb. - W takim wypadku, wie Panienka jak mnie znaleźć. - Odparł tylko, choć nie spodziewał się, by składała jakieś duże zamówienia.
-Nie słyszałem jeszcze o innym człowieku, który by nie oszalał w kontakcie z jednym z tych artefaktów. - Derekowi po założeniu lewej ręki odwaliło jeszcze bardziej, nawet Tim mówił, że to niespotykane. Wziął kłódkę w dłoń, mógł ją otworzyć na kilka sposobów. Uznał jednak, że wypada zapytać gospodynię, czy życzy sobie, by działo się to na jej terenie. - Pozwoli Panienka, że go sobie obejrzę?

- Oczywiście… - Wskazała ręką na walizkę, po czym splotła palce pod brodą obserwując Silvera. W tym momencie do pomieszczenia weszła Zuzanne pchając wózek ze szklankami. Bez słowa każdemu przed twarzą postawiła krystaliczne czyste szklanki do whisky.
Armstrong bez słowa przytknął palec wolnej dłoni do kłódki i wykonał ruch przypominający przekręcanie klucza, zamek szczęknął i otworzył się. Silver odłożył to ołowiane ustrojstwo na bok i uniósł wieko walizy. Spodziewał się potworności, a demoniczny kręgosłup okazał się zaskakująco normalny. Zdecydowanie nie był ludzki, miał inne krzywizny i liczbę kręgów, oraz dłuższe wyrostki kolczyste, ale nie znajdowały się na nim żadne dodatkowe wytwory, których można by oczekiwać po nomen omen, demonie. Czuł mrowienie, jego ciało czekało, by zespolić się z kolejnym brakującym ogniwem. To jednak nie było odpowiednie miejsce.
-Wygląda nadspodziewanie niegroźnie. - Mruknął, na poły do siebie, na poły do Eidith. Pstryknął palcami i drugi tragarz podjechał ze skrzynką, bez słowa ją otwierając. Młody October wykonał lekki, choć widoczny ruch dłonią i kręgosłup przeleciał gładko do nowego kontenera, którego wieko się zamknęło, a zamki przekręciły. - Dziękuję Panno Eidith, będę pamiętał o tym geście. - Rozsiadł się wygodniej w fotelu, ale nie sięgnął do beczułki. W końcu był to prezent, nie wypadało, by otwierał go ofiarodawca.

Eidith skinęła ręką a Zuzanne napełniła szklanki bursztynowym płynem.
- Wow. Naprawde byłam pewna że po prostu rozwalisz kłódkę. - Przyznała z uśmiechem Kostucha, biorąc szklankę w rękę. - Skoro mamy pracować razem możemy porzucić formalność. Możesz mi mówić po imieniu. - Nie piła jeszcze czekałą na wszystkich.

-Wypada odwdzięczyć się tym samym, Silver. - Odparł, również biorąc szklankę i podnosząc ją do toastu. Zazwyczaj przy bruderszafcie dawało się też buziaka, ale młody Armstrong miał przeczucie, że tym razem nie wypada.
Eidith uniosła szklankę i wstała z fotela. - Więc za owocną współpracę Silver. - I pociągnęła łyk whisky, przy czym troszkę się skrzywiła. - Prosze mi wybaczyć, im more of a wine girl. -
-Na zdrowie. - Upił łyk. - Niestety, wina w rodzinnej destylarni nie produkujemy.
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline