Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2022, 19:57   #145
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Konfrontacja
Silver, Balmoral. Dwa dni przed rocznicą człowieczeństwa.

Po zebraniu zostało niewiele czasu przed domniemanym atakiem April. Lazaurs oszukał Silvera i nie wziął udziału w ich obiecanym spotkaniu. Sheep wraz z Tsarem, czy też Somą, szykowali się do obrony stacji na wypadek teleportacji wrogiej armii. W tym czasie Silver nie dostał nawet kontroli nad Bramą. Lazarus musiał odwlekać formalności, żeby uniknąć nadania recollectorowi władzy nad obecnie bezpańskim wojskiem zewnętrznego sektora.
Na dwa dni przed wyznaczoną przez Vyone datą inwazji Silver został wezwany do pokoju Drake’a. Gdy tam wszedł, zastał swojego przyjaciela pijącego herbatę z miesiącem.
- Znaleźliśmy Januarego. Albo raczej, to on się nam pokazał. Timing jest zbyt wygodny.
- To prawdopodobnie pułapka. Myślimy jednak, że warto wyjść mu na spotkanie. Jeżeli zabierze was Eddie, bez problemu zdążycie do Choulula, jeżeli pojawi się zagrożenie.
-To na pewno przynęta, w końcu może nam zwiać w dowolnym momencie. Przyznam jednak, że mam pewne wątpliwości, czy January napewno pracuje z April, ale druga możliwość chyba byłaby jeszcze gorsza. - Odparł. Wciąż ani śladu Marcha czy Victora, co wskazywało na fakt, że January musiał im pomagać, ale mógł to robić na polecenie, na przykład Lazarusa.
- Jeżeli chce się z nami spotkać… może będziemy w końcu w stanie potwierdzić jego stronnictwo. - podsumował September. - Nie wiem o nim wiele. Jestem jednak świadom, że zwiedził więcej galaktyki ode mnie dzięki swojej mocy. Nie zakładaj niczego z góry, gdy wejdziesz z nim w kontakt. - ostrzegł. - Traktuj go jako zagrożenie z innej galaktyki.
-Ciekawe, czy był też poza nią. - Zamyślił się Silver, nie było to wykluczone, w końcu skoro Eddie potrafił pokonywać ogromne dystanse, również w nieznane, czemu jego “mentor” miałby tego nie potrafić. - Co właściwie on umie, oprócz teleportowania się?
September zastanowił się na chwilę. - Ciężko powiedzieć. Technicznie rzecz biorąc, jego moc pozwala mu otwierać nowe możliwości. To bardzo abstrakcyjna zdolność, jednak nie widziałem jej zastosowania w praktyce. Teleportacja jest bardzo potężna, na pewno nie jest jednak jego jedyną zdolnością.
Otwieranie nowych możliwości, to brzmiało bardzo interesująco i w sumie tłumaczyło, jakim cudem Zoanne cofnęła się w czasie. Podstawa może nie była najpotężniejsza, ale zdecydowanie miała ogromny potencjał rozwojowy, być może nawet nieograniczony.


Eidith, Nox Novum of the Death Senders Chapter

Niebieskoskóry kosmita o imieniu Eddie zawitał w porcie stacji kosmicznej Eidith dość niespodziewanie. Posiadał jednak rekomendacje od Vlada.
- Jestem jednym z agentów Sheepa. - wyjaśnił. - Współpracujemy teraz z wami w sprawie April. Dowiedzieliśmy się, gdzie jest January i chcemy zbadać, dlaczego się pojawił. Dostaliśmy pozwolenie od centrali, aby poprosić cię o pomoc w tej sprawie. - wyjaśnił.
- Sheep… - Eidith wymówiła to nazwisko jak przekleństwo, jednak nie mogła zignorować rekomendacji od jej drogiego kolegi Vlada. Lustrując dokładnie oblicze rybomordego odpaliła papierosa i zapytała. - A więc czego ode mnie oczekujecie? - Wydmuchałą dym po czym dodała. - Specjalizuje się w usuwaniu problemów nie ich szukania. -
- Dlatego to my go znaleźliśmy. Zabierzemy na konfrontację również Silvera Armstronga. On spróbuje wyciągnąć z Januarego istotne informacje. Jeżeli okaże się naszym wrogiem, może dojść do walki. Wtedy będzie nam potrzebna twoja pomoc. - wyjaśnił Eddie.
Usuwanie miesięcy ma zapisane w “job description”, więc Eidith nie oponowała za propozycją Eddiego.


Planeta tropikalna Santa Auga
Silver i Eidith pojawili się nad powierzchnią planety zajmowanej przez Januarego w okamgnieniu. Iskra Eddiego przyśpieszała podróż, wykorzystując nadprzestrzeń w efekcie podobnym, do przelotu przez bramę. Niebieskoskóry kosmita zaczął tłumaczyć sytuację:
- Z tego, co mówił September, January odpoczywa w gorących źródłach u podnóża tej góry. - wskazał palcem na wyświetlacz. - Nie mogę stawiać się w ryzyku, więc wracam w przestrzeń gwiezdną, jak zeskoczycie. Kontaktujcie się o ekstrakcję, jeśli sytuacja was przerośnie, lub skończycie biznes. - poinstruował.
Eidith była pokryta swoją skorupą korupcji, gdy dopalała właśnie papierosa, rzuciła pytanie w przestrzeń:
- Czego możemy się po tym spodziewać? - “To” miała oczywiście na myśli miesiąc… ten wrogi miesiąc. Z ręki zaczęła tworzyć najróżniejsze bronie białe znane ludzkości, zmieniała je jedno po drugim jakby szukałą odpowiedniego narzędzia.

-Najpewniej jest jednym ze słabszych fizycznie Miesięcy, w starciu bezpośrednim raczej nie stanowi zagrożenia. - Silver przeczesywał to, co wiedziało różnych Magach Pierwszej Generacji. - Jego specjalność to drzwi, nie zdziwiłbym się, gdyby umiał tworzyć jakiegoś rodzaju bariery, no i oczywiście może nam zwiać w ułamku sekundy, na drugi koniec galaktyki. Równie dobrze do walki może nawet nie dojść.
- Tak jak mówi Silver, teleporty. Moja moc również zalicza się do jego dziedziny. - przyznał Eddie. - Jesteśmy tu, bo mamy okazję. Wyjdzie, co wyjdzie. - osądził.


Gorące źródła na Santa Auga

Eidith i Silver wylądowali spory dystans od gorących źródeł. Dzięki swoim nadludzkim umiejętnością prędko jednak pokonali ten dystans. Informacje o Septembera nie myliły się. Białowłosy January wygodnie rozkładał się na kamieniach gorącego źródła z uśmiechem na twarzy. [/color]
Eidith zawisła w powietrzu na swoich motylich skrzydłach zatrzymując się drobny dystans od miesiąca. Oglądając jego gębę przemówiła do Silvera.
- Widzisz? December też się tak uśmiechała. Te monstra naprawde myślą, że są niepokonane. Ale te spojrzenie z najczystszą formą terroru na sam ich koniec jest warte każdych skarbów Drogi Mlecznej. -

Silver w sumie zastanawiał się, jak Icarii udało się pokonać December. Jej domeną była śmierć i miała setki tysięcy lat praktyki, mogła prawdopodobnie unicestwić małą armię jednym słowem. A jednak tego dokonali, punkt dla nich.
-Najpierw sobie z nim porozmawiam. Zobaczę, co uda mi się z niego wyciągnąć. - Zastrzegł, taka była jego rola w tej konfrontacji. Lazarusa nie przyszpilił, to może chociaż z Januarym się uda.


Zrelaksowany w wodzie January nawet się nie podniósł, gdy do drugiego krańca źródła podeszli Silver oraz Eidith. - Kandydaci na mesjaszy rozumiem? Jeszcze chyba was nie spotkałem. - przyjrzał się im uważnie. - Jeżeli jeden z was nazywa się Silver, mam dla niego prezent. - nie poruszając ręką, palcem dłoni wskazał na wiadro u stóp pary. Znajdował się w nim nauszny komunikator.
Przynęta, tak jak podejrzewał. Był niemal pewien, że wie, kogo usłyszy po drugiej stronie komunikatora. Wyciągnął rękę, a słuchawka do niej "wskoczyła". Zanim jednak włożył ją na miejsce, spojrzał na Januarego.
-Powiedz. Dla kogo tak naprawdę pracujesz? - Zapytał z mocą rozkazu. Chciał sprawdzić swoje podejrzenia zanim nawiąże połączenie.

-Dla siebie. - Ciężko było stwierdzić, czy zaklęcie zadziałało.
A żeby sukinkota pogięło… Silver włożył słuchawkę do ucha.
-Dobrze się bawisz? - Nie było to najgrzeczniejsze przywitanie, ale fakt, że ktoś dokładnie przewidział co się stanie, frustrował go.

Widząc, że Silver wkłada słuchawkę do ucha, January uniósł dłoń w pożegnalnym geście. - Daruję sobie grzeczności. Jak się spotkamy znowu, będę wiedział, że potraficie przeżyć dość długo, aby to nie była strata powietrza. - portal otworzył się pod nim, przez co mężczyzna wpadł pod wodę i zniknął.
- Cowardly fiend. - syknęła Eidith i skierowała wzrok na Silvera.
Słuchawka w oku Silvera zaszumiała na tyle głośno, że nawet Eidith była w stanie słyszeć rozmówcę:
- Z jednej strony nie czułem potrzebę, by to zrobić… z drugiej będę czerpał przyjemność z zemsty na szlacheckiej łajzie.
Po usłyszeniu tych słów zarówno kostucha, jak i demon zauważyli błysk światła na dalekim krańcu najwyższego wzgórza w okolicy. Byli gotowi na taką ewentualność, więc szybko odskoczyli w bok. Linia lasera o niemal metrowej średnicy przeleciała między nimi, rozbijając się na niewielkim miasteczku daleko za nimi. Po eksplozji na obszarze kilometra została tylko pustynia. Ich przeciwnikiem był Viktor i tym razem, warunki były dostosowane do jego możliwości.

Gdyby tego było mało, na niebie zaczęły otwierać się wyrwy — portale — z których wypadały setki opancerzonych żołnierzy z ekwipunkiem bojowym. Wsparcie zajmowało całą trasę w gotowości, aby opóźnić dwójkę najmocniej, jak się da.
Eidith skrzywiła się w grymasie, gdy Victor zmiótł całe miasto z powierzchni ziemi. Zapłaci z nawiązka za każdy żywot który odebrał. Eidith na razie ignorowała panoszące się robactwo. Nie byli to dla niej ludzie, więc z przyjemnością przerobi ich na nawóz… Jednak wpierw wskazała palcem na górę z której przybył strzał.
- Have a taste of your own medicine you monster. - cmokneła dwa swoje palce po czym dmuchnęła w stronę Victora posyłając niewielki pocisk w kształcie ust kostuchy.

Pocisk poleciał prosto w punkt, z którego wystrzelił Viktor. Cała strefa eksplodowała, gdy idea śmierci zetknęła się z żywym istnieniem zajmującym tę przestrzeń. Szczyt wzgórza został doszczętnie zniszczony, gdy tumany kurzu uniosły się wysoko w górę.
Silver zaczekał, aż atak Eidith dosięgnie celu. Jeśli to była bomba, wolał nie znaleźć się w promieniu wybuchu. Nie sądził, żeby zabiła go jednym strzałem, ale było całkiem efektowne otwarcie. Tylko narobiła tyle dymu, że stracił cel z oczu.
-Rozdzielmy się, jak pył opadnie, to zajmę jego uwagę. - Przedstawił dość prosty plan, po czym odbił od inkwizytorki i ruszył wyciąć sobie drogę w tym roju.

Silver rzucił się przed siebie, wymachując w biegu ostrzem z wręcz perfekcyjną precyzją. Jego nowe ostrze przechodziło przez pancerze wrogów jak przez masło. Coś się jednak nie zgadzało. Niebywałe kolory krwi i przedziwne kształty żołnierzy po chwili zdradziły nieoczekiwany kontrast: wojsko Viktora składało się nie tylko z ludzi, ale również kosmitów różnych ras. Byli oni uzbrojeni w bronie laserowe oraz rakiety, nie szczędząc ostrzału ani na Silvera, ani na Eidith. Wiedzieli, że biorą udział w misji samobójczej.
- Skurwysyni. - w słuchawce na uchu Silvera wydał się komentarz kaszlącego Viktora. Nowy atak tym razem nie nadszedł, mężczyzna najwyraźniej musiał skupić się na przetrwaniu ataku Eidith.
Kostucha uśmiechnęła się. Szczerze ciepło… Wzieła głeboki wdech i zakomunikowała całemu mięsu armatniemu.
- Ŕ̶͈e̸̛̥j̶̡̓o̶̹̚i̵̧̽c̶̜͊e̵͉̕ ̵̩̀M̸̗̔A̴̮͝G̸͉̓G̴̳̾Ọ̵͆T̵̩̓S ̼̔!̶̫̀!̵̬͗ ̸̽�-Ḯ̸̳m̷͈̄ ̴̯́e̵̼̿ñ̵̹d̷̝̄ì̴̼ṇ̶̾g̵̼̏ ̶̧͝y̶͚͝o̴̲̐u̷̺͌r̵̢͝ ̸̼͘ẹ̵͛x̸́�-i̵̬͆s̶̙̓t̶̝́e̴̻̾n̶̼̒c̶̪͗e̴͈͊ ̵͈̊r̷̫̐í̴̟g̵̥̔h̸̩͝ṯ̶̅ ̷̡͋h̷̥́ê̴̱r̷̝͋e̶͚͝!̴̼̉ ̸͖̾B̴̖̃ẽ̷̥ ̶̲̑H̴͔͝õ̵̦n̶̟͝o̵͖͘ũ̵̮r̸̛̦e ̺̈́d̵͎́ ̴̛͍a̵͙͗s̵̞͐ ̶̗̀y̶͓̌ő̵̜ũ̶͖ ̸̹̐ḅ̸̿e̵̼͝c̴̳͝a̵̖̓m̵̰̆ẹ̴͗ ̸͔̇m̴̮̍a̵̩̽n̸̲̑u̸̐�-r̸͎͌ḛ̸̾ ̷̲͝f̶͇̄o̷̝̐r̴͚͗ ̵̨̈g̴͎͑r̶̻̕à̵̻s̶̡̉s̶�-̗!̴̩̆!̵̯̈́ - Obie ręce Eidith przeobraziły się w zakrzywione ostrza modliszki zakończone kosami. Jej motyle skrzydła załopotały gdy wzbiła się troszkę w górę, dokładnie lustrując sytuację. Ale musiała im przyznać ich samozaparcia, że idą na śmierć. Całkiem dosłownie! Wtedy jak pocisk wpadła w najgęstszą grupę jaką widziała, aby samym lądowaniem rozrzucić robactwo, by zaraz zacząć taniec. Też śmierci!

-I kto tu jest łajzą? - Zadrwił w odpowiedzi Armstrong. Eidith szczęśliwie go posłuchała i oskrzydlali teraz Victora z przeciwnych stron. Inkwizytorka, która na wejściu go sponiewierała, czy szlachetka, który odciął mu rękę? Będzie miał twardy orzech do zgryzienia, wybierając cel, choć prowokacje Silvera mogły mu nieco ułatwić rozstrzygnięcie. On w tym czasie mknął przed siebie, lawirując w nawałnicy laserów i rakiet, rozdając śmierć hojnie na prawo i lewo. Dym się przerzedził, ale jeszcze nie na tyle, by mógł spokojnie “doskoczyć” do Victora.
Para ruszyła w stronę Viktora. Silver wybił do przodu, skupiając się na pokonaniu dystansu, gdy Eidith zajęła się uszczuplaniem wojska odpowiedzialnego za ostrzał. Pojedynczy żołnierze byli nieszkodliwi, jednak walka wewnątrz ostrzału powoli by ich wycieńczyła, na korzyść Viktora. Mężczyzna ponownie strzelił swoim laserem w kierunki Eidith i Silvera. Celowanie przez chmurę dymu przerosło jednak jego możliwości. Strzał przeleciał między walczącymi, nie stawiając ich w żadnym zagrożeniu.
Wiązki energetyczne wystrzelone przez Victora rozwiały dym do końca. Nie dość, że nie trafił, to jeszcze jak idiota ułatwił zadanie swojemu wrogowi, bo Armstrong mógł w końcu zobaczyć cel. Przestrzeń ugięła się, jak przebita igłą, Silver zniknął i po chwili wyszedł swobodnie “znikąd”. Był teraz blisko szalonego maga, niebezpiecznie blisko.
-To co mam ci obciąć tym razem? - Zapytał drwiąco, stając w lekceważącej pozie, z mieczem nonszalancko opartym na ramieniu. Wedle jego wiedzy, Victor był podatny na prowokację, a człowiek, który tracił nad sobą panowanie, stawał się łatwiejszym celem. Można też było znacznie dotkliwiej go zranić.

Kątem oka dojrzała że Silver zniknął, na pewno jest teraz obok Victora więc to za niedługo powinno się skończyć. Przerwała obkręcanie się z ostrzami na moment by sięgnąć rękoma za swoje boki. Z początku wyglądała jakby miała problemy gastrologoiczne lecz szybki wymach rąk ukazał żę Eidith wyrzuciła z siebie dziesiątki granatów błyskowych w każą stronę. Więdząc kiedy wybuchną pokryła swoje gałki oczne warstwą czerni a także zalepiła sobie uszy w ten sam sposób. Żeby za długo nie pozostać bez zmysłów zrobi to tylko w momencie eksplozji granatów.

Gdy Silver pojawił się przy Corvusie, ten ładował kolejny strzał, tym razem wymierzony prosto w Eidith. Nagłe pojawienie się maga rozproszyło nieco uwagę admirała, przez co chybił. Niestety, laser zderzył się z ziemią na tyle blisko kostuchy, że wciąż otrzymała poważne obrażenia.
- Teleport? O tym nie miałem informacji. - zdziwił się Corvus. Mężczyzna nie stał na otwartym polu bezbronny. Znajdował się wewnątrz ogromnego, czerwonego pancerza wspomaganego uzbrojonego w palniki na obu dłoniach. Uniósł jedną z nich w stronę Silvera. - Pchła która musiała porzucić człowieczeństwo, aby zdobyć siłę. Może jesteś teraz potężniejszy, ale znacznie gorszy. Bądź grzeczny i spłoń jak każdy nieludzki śmieć.
Tymczasem Eidith podnosiła się z ziemi po eksplozji Viktora. Zebrane wokół niej wojska admirała korzystały z okazji, aby drażnić ją ostrzałem karabinów. Wyglądało jednak na to, że teraz, gdy Viktor jest zajęty walką z demonem, Eidith będzie mogła wyrżnąć żołdaków w spokoju. Gdy tylko ta myśl przeszła jej przez głowę, naprzeciw niej z nieba spadł czołg.
- OPB-Nosorożec… Eidith by popuściła na widok tej maszyny. - Sięgając w pamięć nastoletniej Lothun widziała ten czołg tylko na nagraniach. Na “nosie” był wyposażony w dość odważnie poskładane dwa rotacyjne boltery, które mogły prowadzić nieprzerwany ostrzał przez jakieś 5 minut. To praktycznie jeżdżące pudełko ammunicji dlatego też jest obity jedną z grubszych i najtwardszych stopów stali znalezionym w galaktyce. Po bokach ma Zamontowane haubice 30mm każda z 20 pociskami zapasu. NIe są tak niszczycielskie jak przód tej gabloty ale świetnie pilnują flank maszyny. Dodatkowo pod nimi znajdywały się miotacze ognia, jakby ktoś zbliżył się na 30m. Kostucha nie miała czasu dłużej podziwiać czołgu tylko rzuciła się pędem w bok przed obrotowymi działami pojazdu na jego nosie. Wtedy zakręci duże koło w locie i zamieniając się w kolczastą kulę spadnie prosto na pojazd.
-Powiedział piesek xeno-cesarzowej, na przydługiej smyczy. - Silver nie dał się zagiąć. Patrząc, jak gruby pancerz nosi Victor, nie planował pierdolić się w tańcu, włączył pole energetyczne na pełną moc i ruszył do natarcia.

Viktor odpalił miotacze prosto w Silvera. Demon wykonywał dziesiątki cięć na sekundę, tnąc pancerz, odganiając ogień i odpychając Viktora. Tempo z którym się poruszał, sprawiało, że ogień nie zachowywał z nim kontaktu na dość długo, aby przekazać ciepło. W ten sposób niwelował ataki olbrzymiej maszyny, choć okazjonalne strzały żołnierzy Viktora wciąż raniły demona.
- Zadaniem prawdziwego szlachcica jest działanie na rzecz dobra jego ludzi. Gdy poznałem prawdę o April zrozumiałem, że Cesarzowa ziemi to martwe wspomnienie, które mogło nigdy nie być prawdziwe. JEŻELI POTRZEBUJEMY OPIEKI OD XENO, NIECH TAK BĘDZIE - Metalowe pale wystrzeliły z pleców Viktora, przytwierdzając go do ziemi.

Łomot rozszedł się jak grzmot po wzgórzu, gdy kulista forma Eidith gniotła się w czołg jak cep. Jego gąsienice eksplodowały, ograniczając jego ruch, gdy jednak Eidith odskoczyła, jego działa wciąż działały. Będzie potrzebne nieco silniejsze uderzenie, aby wyłączyć taki pojazd na dobre. Udało się jej jednak uniknąć jego ostrzału. Przynajmniej pojedynczy czołg nie był dla niej groźny. Szkoda, że kolejne trzy spadły na pole wokół niej.

-Sam siebie posłuchaj, w dupę pierdolony hipokryto. - Na jednym oddechu wariat wypowiadał się o xeno nienawistnie, na kolejnym z nabożeństwem. Odwaliło mu już do reszty. Zupełnie jakby mu się osobowość rozszczepiła, a za chwilę mógł mu się rozszczepić też pancerz. Silver skorzystał z faktu, że Victor dał mu punkt zaczepienia i wyciągnął wolną rękę do przodu, by następnie z całej siły szarpnąć mocą telekinetyczną do tyłu. Liczył, że osłabi to spójność zbroi lepiej od miecza.
Eidith kilkoma gwiazdami i na końcu saltem znalazła się za uszkodzonym pojazdem tuż od strony miotaczy ognia i haubic. Wyrwała oba uzbrojenia pojazdu, po czym z jej barków wyrosły gigantyczne ręce którą chciały pochwycić pojazd i użyć go jak brony, by zmielić żołdaków pod ciężarem a ostatni przystanek to cisnąć nim w kolejne czołgi.

- Lojalny żołnierz nie zna hańby! - nie odpuszczał Viktor, zwiększając siłę swoich palników. - Akceptuję wyzwania stojące przed ludźmi i uczę się je przewyższyć. Rozumiem, że takiemu tchórzowi jak ty łatwiej było uciec od człowieczeństwa! - kpił z nowej formy Silvera. Demon nie zważając na pieprzenie Corvusa aktywował telekinezę raz i zaraz drugi. Viktor musiał w panice dezaktywować uziemiacze, gdy płaty metalu zostały poderwane w stronę Silvera. Pancerz trzymał się teraz znacznie gorzej.

Eidith szybko rozprawiła się z i tak już uszkodzonym czołgiem. Płaty bombardowanej pięściami stali wbijały się w głąb czołgu, miażdżąc jego załogę. Piloci pozostałych zdali sobie sprawę, że ich kolegów nic nie ocali, postanowili więc wystrzelić w kostuchę wszystkim, co mieli.

Kostucha zaczęła odczuwać na sobie ciężar ostrzału żołdaków, gdy tylko zobaczyła jak pozostałe trzy czołgi zaczęły rozkręcać swoje działa obrotowe Eidith skuliła się gotując się do skoku. Wystrzeliła w górę po drodze materializując skrzydła. Przekraczając barierę dźwięku przecinała powietrze coraz to wyżej i wyżej. Gdy tylko poczuła na skórze szron oraz formujący się lód przestała wzlatywać. Rozłożyła ręce na boki i przez kilka sekund podziwiałą gwiazdy. Kosmos potrafił być naprawdę piękny. Oraz ta przytłaczająca cisza… Kostucha czuła dziwny komfort będąc w niemal bezkresnej odchłani. Wtedy to odwróciła się i zaczęła pikować w dół z tą samą prędkością jaką wzlatywała. Miała zamiar “cosplayować” jako meteoryt, gdy spadając zaczęła przybierać wygląd czegoś, co przypomina głowicę jądrową i strzałę z balisty jednocześnie.
-Tchórz powiadasz? A kto się chowa w pancernej puszce? Zobaczymy jaki odważny będziesz, kiedy Cię z niej wyłuskam! - Zadrwił October. Skręcił moc pola tachionowego, tak by Victor mógł poczuć impet uderzeń i ponownie natarł. Wirował niczym tornado wokół opancerzonego wroga wykonując setki, tysiące cięć. Siekał płyty, przerywał kable, blokował stawy, rozcinał włókna wspomagające. Zbroja błyskawicznie zmieniła się z ochrony, w unieruchamiający, zdezelowany sarkofag. Przy ostatnim okrążeniu oddalił się, by nabrać dodatkowego rozpędu i pognał do celu ile fabryka dała, biorąc mieczem zamach oburącz, jak kijem baseballowym.
-HOME RUN! - Ryknął i uderzył grzbietem ostrza na wysokości pasa Victora. Pancerz rozpadł się wzdłuż linii cięć, na niezliczoną ilość kawałków, a impet ciosu rzucił szalonego maga przez chmurę odłamków niczym szmacianą lalkę.

Viktor w bezwiednym locie zacisnął zęby. Z jego oczu zaczęły strzelać czerwone błyskawice, gdy nagle eksplodował energią, topiąc nadlatujące w jego stronę odłamki. Z ciężkim wysiłkiem podniósł się w ziemi. Mimo wszystko zachował godną postawę. Z twarzą w górze uniósł swoją energetyczną, dłoń składając obietnicę. - Dobrze wiesz, że to ludzka technologia czyni z nasz wyższy gatunek. Dość jednak. Jesteś magiem, jak i oni, masz te same samolubne pobudki. Zabiję Ciebie. Zabiję Marcha. Zabiję Januarego. Dorwę każdego z was, aż April będzie bezpieczna!

No i wyszło szydło z worka, miał do czynienia ze zwykłym, chędożonym simpem.
-Zabiję cię pierwszy i bądź pewien, to będzie bolało. - Odparł tylko, uśmiechając się jak drapieżnik osaczający ofiarę. Zaatakował, tnąc tak by ostrze nie wchodziło zbyt głęboko. Skurwysyn miał cierpieć za to, że podniósł rękę na jego rodzinę.

Będąc pozbawionym swojego pancerza wspomaganego, Viktor starał się bronić za pomocą swojej zręczności, ustępując, przechylając się, oraz parując ataki energetyczną dłonią. Mimo iż blokował sporą część uderzeń, szybkość Silvera po prostu nie pozwalała mu na pełne wybronienie się przed naporem ataków. Gdy Silver poczuł się pewny siebie i wyprowadził zachłanne cięcie w admirała, Viktor znalazł wreszcie swoją okazję na kontratak, skacząc przed siebie i łapiąc czerwoną dłonią twarz Silvera, w tym samym ruchu wbijając go za głowę w ziemię. - ZAPOMNIAŁEŚ ŻE ZABIŁEM JUŻ JEDNEGO OCTOBERA - upomniał się Viktor, a jego dłoń wybuchła energią, przybijając Silvera jeszcze bardziej. Corvus postanowił jednak nie maltretować leżącego, podnosząc się i obchodząc demona na około, pozwalając mu wstać bez żadnych trudności.

W tym też momencie ich dwójka usłyszała ogromny huk u podnóża góry. Eidith wbiła się w ziemię z maksymalnym możliwym impetem. Siła jej ataku wytworzyła ogromny krater, wyrzucając też w górę dziesiątki żołnierzy i obsługiwane przez nich czołgi, które wylądowały już w częściach. Kostucha jednak nieco przedobrzyła. Szok uderzenia był zbyt silny na jej wytrzymałość, przez co sama wstając, poczuła ból w kościach. W okolicy było przynajmniej dużo mniej śmieci.
-A ty zapominasz, że uciąłem ci rękę, kiedy byłem zwykłym adeptem. - Odgryzł się Silver, wstając zgrabną sprężynką. - I tym razem, Twardowski cię przede mną nie ocali. - Dodał, wykrzywiając twarz w złośliwym grymasie. To starcie sprowadzało się teraz do brutalnej wymiany ciosów.
Kostucha wydała z siebie cichy jęk usiłując postawić się do pionu. Zdecydowanie przeholowała, ale teraz mogła odrobinę odetchnąć. Rozejrzała się szybko wokoło, była w centrum krateru jaki stworzyła. Nie ważne że potrafi ich eliminować bez trudu, jeżeli ich surowce nawet nie zaczęły się kończyć w końcu zaleją ją samymi ilościami. To był czas na pozostawienie płotek a dopadniecie Victora. Nie nadchodziły żadne strzały od momentu teleportacji Silvera, więc musi mieć całą jego uwagę na sobie. Eidith ponownie wyskoczyła w górę i zaczęła lecieć w stronę Silvera i Victora.
Eidith pędziła ile sił. W tym czasie Silver zalewał Viktora kolejną serią ciosów. Młody chłopak czuł, jak jego demoniczne ciało wysysa energię życiową Corvusa za każdym razem, gdy zada mu cios. Sam Viktor miał problem z ponownym trafieniem demona. Jego ataki miały za mało siły, aby przebić się przez gardę Silvera. Demon próbował odbić ataki z powrotem w Corvusa, energia wydawała się jednak nie czynić mu szkody. Między swoimi ciosami admirał wyraźnie nagromadzał energię, planując swój kolejny ruch.
Armstrong nie zamierzał dawać Victorowi chwili wytchnienia, nacierał zawzięcie, raz za razem i nie przestawał nawet na jedno uderzenie serca.
Do Kostuchy zaczęło docierać, że będzie musiała użyć swojej najpaskudniejszej umiejętności. Zbyt długo czasu jej zajmie dotarcie do głównej bójki, a pozostawienie ciągle napływających jednostek samym sobie też nie było mądrym pomysłem. Westchnęła i pod nosem zaczęła cicho wypowiadać słowa. Gdy szybowała w powietrzu jej skrzydła zniknęły a sama Eidith odwróciła się plecami do ziemi i zaczęła spadać. Tuż przed ziemią powiedziała:
- Code Corruption Release. Cosmic Horror. - Wtedy to zderzyła się z ziemią rozbryzgując się na czarną maź z gdzieniegdzie widocznymi kawałkami jej kończyn. Widok ten wśród żołnierzy wykonał wrzawę. Cieszyli się że udało im się ją załatwić.
- Jedno z głowy, kompania ruszamy w stronę Victora! - Zarządził jeden z żołnierzy gdy nagle zobaczył ruch w plamie która została po Eidith. Maź zaczęła bulgotać i pęcznieć przypominając niemal losowe kształty, na jej powierzchni pojawiała się masa oczu, paszcz i najróżniejszych macek. Co najbardziej było dziwne niebo nagle przybrało ciemno czerwony kolor, jakby planecie zapalił się alarm. Wtedy rozpoczęły się wrzaski żołnierzy, którzy zaczęli być pochłaniani, pożerani i rozszarpywani na kawałki przez bezkształtne monstrum które cały czas nie przestawało rosnąć.

 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline