Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2022, 19:58   #146
Fiath
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Ciężko jest opisać coś co stale zmienia wygląd, w dodatku patrzenie zbyt długo na tą bestie rzucało wyzwanie obserwatorowi by zachował zdrowe zmysły. Jakby tego było mało z wnętrza potwora, a nawet poszczególne paszcze wypowiadały się w najzwyklejszy ludzki sposób. Było głosy męskie jak i żeńskie, młode i stare lecz każdy wypowiadał te słowa z jakąś silną negatywną emocją ludzką. Jeden nieszczęśnik skończył pożerany przez jedną z paszczy która mówiła zrozpaczonym głosem. - I did what i could its not my fault! GOOD SOLDIER FOLLOW ORDERS! I dont care you dont have money, find it or debt will raise - Inny był skręcony jak szmata słysząc słowa. - Im leaving you im taking the children with me. I hope you die. Please dont hurt me! You are nothing! Im ashamed to call you my child! -
Kolejny zaś widząc przelewającą się do niego masę po prostu się zastrzelił. Eidith tym sposobem sprawiła że wszystkie portale sił wrogą prowadziły w tym momencie do piekła.

Walcząc z Corvusem, Silver miał okazję zobaczyć walkę Eidith w tle. Jego demoniczna strona miała mieszana odczucia na ten widok. Śmierć była naturalna dla tego uniwersum. Również śmierć kodu. Coś w nim jednak bało się tego zjawiska. Może nie on, a sam kod uniwersalny odczuwał obawy przed swoim końcem, przed prawdziwą śmiercią. Od kiedy Armstrong scalił się z kręgosłupem Azazela, czuł się nieco intymniej połączony z wolą uniwersum, choć raczej nie aż tak jak prawdziwy demon.

Nie był to jednak czas na rozterki i analizę kostuchy. Silver musiał skupić się na Corvusie, który powoli stawał się coraz to wytrzymalszy na jego uderzenia. Energia zaczęła strzelać z oczu Viktora. Przepełniała go tak bardzo, że jego skóra zaczynała miejscami od niej pękać. Jego ciało nie wytrzyma w tym stanie długo. Nadmiar mocy generował jednak barierę w okół jego ciała. Przynajmniej dopóki jej nie uwolni. Gdy broń Silvera odbiła się od Admirała, ten wystrzelił ręką w przód. Laser zranił Silvera w bok, nie był jednak aż tak silny. Eksplozja energi wciąż nadciągała.
Czyżby skurwiel postanowił odwalić kamikaze? Nie było wielkiego wyboru, Silver musiał go zabić, zanim skumuluje dość energii, by eksplodować. Uderzał jak w amoku, ale bańka z mocy skutecznie osłabiała jego ataki.
Ciosy Silvera odbijały się od Viktora równie nieefektywnie co poprzednio. Widać było jednak, że sam mężczyzna zaczyna mieć problem z kontrolą nadmiaru mocy. Poruszał się coraz wolniej i niezgrabniej, aż wreszcie uśmiechnął się, chwytając energetyczną ręką za nadlatujący miecz Silvera, wrzasnął z całych sił.
Energia jego ciała eksplodowała pokrywając okolicę. Po ataku Eidith na wzgórzu i tak nie pozostała żadna roślinność. Krater po eksplozji pogłębił się jednak jeszcze bardziej, gdy Silver i okoliczni żołnierze zostali powaleni przez falę energii oraz spopieleni przez jej temperaturę. Gdyby nie jego demoniczne ciało, Silver pewnie nie przetrwałby tego ataku. Obecnie, nie tylko nie był to atak śmiertelny, ale chłopak zdołał jeszcze wyszarpnąć swój miecz przed zasłonięciem się przeciwko fali eksplozji.
- Uczyłeś się kraść i kontrolować energię. Niestety dla ciebie, ja potrafię ją generować. - uśmiechnął się mężczyzna, przekonany, że jego iskra zdominuje nad mocą demona. Tak jak poprzednio, czekał aż Silver wstanie z powrotem do walki. Odwzajemniał gest demona, który pozwolił mu się podnieść po tym, jak admirał wyleciał ze swojego pancerza wspomaganego. Viktor mógł być pewny siebie, swoimi oczyma Silver jednak widział wyraźnie, że wyładowanie zmniejszyło zasoby energii Viktora do poziomu wyjściowego.

W tym czasie piekło jakim była Eidith wciąż szalało u podnóża góry. Bezkształtny Hades rozrastał się, szerząc śmierć i panikę. Wszystko co weszło w kontakt z demonicznymi kończynami dziewczyny zamieniało się w czarną, oślizgłą maź, która tak nurtowała Eidith w centrali. Kostucha zdała sobie sprawę, że jej wrogowie poszli po rozum do głowy. Przestali wyskakiwać z portali. Po drugiej stronie wciąż jednak widziała nagromadzenie żołnierzy, oraz kilka sylwetek przyglądających się sytuacji z antresoli. Był tam młody mężczyzna, który wpatrywał się w nią z afekcją. Za nim stał wyższy, w nader szerokim kapeluszu. Znała go, choć nie widziała jego prawdziwego ciała poza manifestacją w kodzie. Do Daviego po chwili dołączył January, który pstryknięciem zamknął portale. Minęło pół minuty nim pojawiły się nowe, tym razem znacznie większe. Dwa statki wojenne zaczęły wylatywać z wyrw w przestrzeni od strony gorących źródeł. Dobrze wiedzieli, że jeśli chcą ją powstrzymać, będą musieli ją zbombardować. Nie użyli jednak okrętów, nie mieli więc intencji zniszczenia planety. Ten brak determinacji może być ich zgubą.
-Coś ci się miesza. To moje zdolności są kontrą dla twoich, nie na odwrót. - Odparł. Wiele mógł zarzucić Victorowi, ale kutas walczył honorowo. Fakt, że byli praktycznie na równi oznaczał, iż March musiał sporo w niego zainwestować. Kolejna taka eksplozja mogła okazać się dla niego zabójcza, musiał więc zakończyć sprawę, zanim przeciwnik znów się naładuje. Chyba trzeba było się zdobyć na dodatkowe poświęcenie. Krew z ran Silvera zaczęła parować, a opar unosił się do ostrza, tworząc na nim migoczącą szkarłatem otoczkę. Bolało, ale Corvusa powinno zaboleć bardziej. - Wóz, albo przewóz, jeden z nas musi umrzeć. - Choć nienawidził swojego przeciwnika, jego determinacja była godna podziwu. Nie mógł ustąpić pola.
Bezkształtna masa którą była Eidith nadal bez problemu potrafiła ustalić sobie priorytety, za co objęła wylatujące z portali statki. Z jej cielska wyrosły gigantyczne łapy którę rzuciły całą masę do szaleńczej szarży w stronę okrętów.

Koszmarna masa Eidith raptownie przeczołgiwała się przez wzgórze jak setki konających mężów goniących za ostatnią iskrą nadziei. Jej makabryczna forma, tragedia wyrażana przez ciągnącą się za nią śmierć, oraz nieprzyjemnie i niespodziewanie zawrotna prędkość tego marszu wprawiały w zgorszenie wszystkich pozostałych żołnierzy. Załoga statków panowała jednak nad swoim terrorem. Z determinacją wlecieli na pole, aktywując wszystkie karabiny, aby rozpocząć ostrzał kostuchy. Czekając na moment, w którym będą mogli uruchomić rakiety.

Silver nie próżnował w swoim pojedynku z Viktorem. Zniesławiony szlachcic zgrywał potężnego, był jednak w tym momencie osłabiony. Gdy Silver skoczył w jego stronę, Coruvs przyjął go do otwartej wymiany ciosów. To był jego błąd. Młody demon zbił na bok jego energetyczną dłoń. Szybkim ruchem miecza niczym gilotyny uciął drugą rękę przy łokciu, zamaszystym piruetem rozdzielił ciało, tnąc tors w poprzek, po czym zwinnym ruchem nadgarstka skierował miecz wprost na przeciwnika, przeszywając serce Viktora po gardę miecza. Ciało mężczyzny opadło na ramię Silvera. Corvus splunął krwią, ciężko dysząc. Po długich pięciu sekundach wyszarpnął jednak z siebie kolejne słowa:
- Typowy szlachcic, w czepku urodzony. Myślisz siebie wyższym, bo kontrolujesz to, co tworzą inni. Prawdziwy szacunek należy się tym, którzy pierwsi wprowadzają wysiłek.
To nie były słowa pożegnalne. Demon obserwował już Viktora dość długo, aby wiedzieć, kiedy ten skrywał kolejną kartę w rękawie. Ciało admirała zaczęło płonąć i topić się, więc demon wyszarpnął miecz i odstąpił na trzy kroki w tył. Viktor kontynuował, choć jego ciało ledwo stało w miejscu.
- Ile nauczył cię twój niedoszły mistrz? Haha… Chyba nawet nie wiesz, że kod lubi swoje reguły? Przyczyna i skutek, Silver. Nawet absurdalna, pomaga przepchać efekty magii przez rzeczywistość. - jego ciało stopniowo się dezintegrowało, ukazując świetlistą, jasnoczerwoną sylwetkę. Viktor nie generował energetycznego ramienia w miejscu odciętej niegdyś kończyny.
Jego prawdziwe ciało było stworzone z energii.
Przed Silverem stał teraz prawdziwy Viktor Corvus. Czerwona, energetyczna zjawa. Żywiołak mocy.
- Jedno ci przyznam. - stwierdził Corvus. - Potęga w tych czasach to żaden wyczyn. Mamy technologię. Mamy iskry. Mamy nadmagię. Chcesz, aby sama rzeczywistość poddała się twojej woli. Potrafię docenić ambicję. Nie dorastasz mi jednak do pięt. Pokażę ci, jak zastąpić obecną rzeczywistość zupełnie nową! - obiecał, z krzykiem uwalniając falę mocy. Walka jeszcze się nie skończyła.
- Mercy please! - Wydarł się wrzask z wnętrza potwora gdy zaczął się piąć do góry niczym drzewo rozgałęziające się na różnego rodzaju koszmary. Eidith chciała jak najszybciej porozrywać okręty zanim zaczną bombardowanie.
Ile kurwa można? Victor wyjątkowo uparcie trzymał się życia.
-To tobie podano wszelkie tajemnice na tacy, gdy ja wszystkiego uczę się na własną rękę. - Odparł, Corvus nie był badaczem, sam by tego nie odkrył. Zawiesił miecz na plecach, energetyczna forma jego przeciwnika nie nosiła śladów uszkodzeń, czyli ataki fizyczne nie czyniły jej krzywdy. Trzeba było uciec się do innych metod. - A skoro nie mogę cię zabić, to zostaje mi cię pożreć.

Victor zaśmiał się, widząc, jak Silver wyciąga rękę, aby wchłonąć jego energię. - Chcesz mnie w sobie zapieczętować? To desperacja czy pewność siebie. - Viktor zamachnął się, obiema dłońmi łapiąc za ręce Silvera. Mężczyźni byli zazębieni w klasycznej postawie zapaśniczej, siłując się między sobą. - HAVE AT YOU THEN! - mężczyzna przełamał zaklęcie porozumienia z ekscytacji. Starał się wysłać energię ze swojej formy w nadmiarowych ilościach, próbując przeciążyć organizm Silvera. Tymczasem w tle konfliktu mężczyzn, monstrum śmierci zaczęło ściągać jeden ze statków do ziemi, miażdżąc go w dłoniach, gdy załoga próbowała zniszczyć ją czymkolwiek mogła. Drugi statek nie próżnował, w tym samym momencie odpalając swoje bomby.
Eidith nie puściła statku chciała go ściągnąć do siebie i wchłonąć każdy żywot na pokładzie. Jedno z tysięcy oczu zauważyło spadające bomby, więc Kostucha odpowiedziała na nie robiąc tyle samo rąk do pochwycenia ładunków i zwrotu ich do nadawcy.
Silver jedynie mocniej zacisnął chwyt i kontynuował. Miał w sobie jeszcze bardzo dużo miejsca, na to, czym mógł go poczęstować Victor.
Statek kosmiczny w rękach kostuchy powoli zaczął się poddawać, po czym donośnie chrupnął. Eidith udało się zniszczyć pierwszą z machin. Niestety w tej formie brakowało jej skupienia, aby robić w tym samym czasie inne, bardziej precyzyjne operacje. Spadające bomby zaczęły wysadzać palce jej ręki i wpadać w oczy. Rozjuszona wywołanym przez to bólem kostucha wyrwała z rykiem setki rąk ze swojej formy, zakrywając i drugi ze statków w objęciach. Uścisk śmierci był ostatnim doświadczeniem załogi. Wrogowie Eidith i Silvera zrozumieli, że nic więcej nie osiągną. Portale nie otwierały się, od kiedy przysłali tu statki gwiezdne. Wiedzieli, że jeżeli między artylerią a Viktorem nie powstrzymają pary mesjaszy, nic, co mogą wykorzystać, ich nie zatrzyma. Czarna, bezkształtna masa zaczęła powoli wspinać się na wzgórze, wylewając się po zgliszczach i pochłaniając niedobitków.
Silver pełen zaparcia siłował się z Viktorem. Krzyki dwóch mężczyzn same z siebie odkształcały podłoże wokół nich. Błyskawice wysyłane przez Viktora skakały po ciele Silvera, jednak demon był w stanie pochłaniać energię niemalże równie szybko, co Viktor ją emitował. Ciało Corvusa słabło szybciej niż sam demon. Silver był w stanie go wchłonąć, jednak nie byłby to koniec byłego admirała. Eidith była jednak w stanie odesłać go w niebyt.
Gdy czarna masa wyrosła zza pleców Silvera, patrząc w dół tysiącem twarzy, światło znikło z oczu Viktora. Mężczyzna zdał sobie sprawę, że jego czas dobiega końca. W swojej determinacji podjął się misji samobójczej. Wiedział, że będzie albo na tyle potężny, aby pokonać największe siły tej galaktyki, albo straci swoją miłość. Jeżeli to miało nastąpić, był gotowy zginąć w walce. Przegrana już w jego pierwszej potyczce, przeciwko samemu Silverowi, bez wsparcia Eidith i bez szansy na zmierzenie się z Marchem, stanowiła ogromne poniżenie. Nie miał jednak motywacji, aby uciec, a siłując się z Silverem i tak nie byłby w stanie tego zrobić. Demon miał go w ścisku. Eidith mogła teraz bez trudu wykończyć osłabione resztki kodu Viktora.
Masa koszmarów nie zwlekała ani chwili, po prostu zalała swoim ciałem dwójkę walczących. Z tym wyjątkiem że ominęła Silvera jakby był otoczony jakimś polem siłowym. To było bardzo szybkie, gdy ostatnie światło Victora zgasło cała papka z której była Eidith zaczęła skupiać się w jednym miejscu. Chwile po tym pojawiła się sama kostucha skulona w pozycji embrionalnej, a pancerz korupcji zakrywał jej jedynie “strategiczne” miejsca. Dyszała ciężko łzy spływały jej po twarzy a jej spojrzenie wyglądało jakby miała PTSD.
- Fucking bastards… made me use this… - syczała, gdy zaczęła podnosić się powoli z ziemi. Przetarła twarz i spojrzała na pobojowisko.
- Cóż przynajmniej uszczupliśmy ich rezerwy mięsa armatniego. -

-Dobra robota. - Odparł jedynie Silver, był kurewsko zmęczony i obolały. - Jeden z głowy, zostali March i Lazarus.
- Nu-uh. Jest jeszcze April. - dodała Eidith, pokrywając reszte ciała skorupą korupcji prócz głowy. - Ten blondas tak sobie zażyczył nie mogę kwestionować jego rozkazów. -
-Mnie Zoan nie rozkazuje. - Armstrong wzruszył ramionami. Sam uważał, że zabicie April nie wchodzi w grę, za duże ryzyko. - Może powinnaś się uniezależnić? Nie wydaje mi się, żebyś wykonywała jego polecenia z uśmiechem na ustach.
- Aż tak to widać? - Eidith uśmiechnęła się smutno. Na słowa o uniezależnieniu Kostucha postawiła parę kroków w stronę demona. - Powiedz mi Silver. Czy dla swojej rodziny nie ruszyłbyś walczyć z wszechświatem? - Była całkiem poważna, postawiła kolejny krok że stali niemal twarzą w twarz.
-Oczywiście, że bym ruszył. Ktokolwiek spróbuje ich tknąć, znajdę i zabiję. - Odparł, całkiem poważnie. Ale czemu ona go o to pytała? Nieliczne informacje jakie miał na jej temat, mówiły że jest jedną z wielu sierot, które Icaria zgarnęła i wyszkoliła.
- Ja mam tak samo, z tym że nie mogę zabić tego kogo może tknąć bliską mi osobę. Jeszcze nie. - Zaczesała włosy za ucho. - Nie musisz się ze mną zgadzać ale chociaż mnie zrozum że Zoan targa za moje sznurki jak mu się podoba. Bo doskonale wie że mu się nie przeciwstawię. Jeszcze te jego słowa “Pamiętaj że Klaus jest u mnie” to była już po prostu groźba.
-Wiem, że to łatwo powiedzieć, ale zastanów się. Czy ta osoba wolałaby, żebyś była przez nią uwiązana na łańcuchu, czy wolałaby się poświęcić, żeby dać Ci wolność? - Mówił całkiem poważnie, choć o ironio, sam tej rady by nie posłuchał. Jego rodzice byli gotowi oddać wszystko za to, by był bezpieczny. A on zdecydował się poświęcić wszystko dla nich.
Eidith spojrzała krzywo na Silvera. Nie powiedziała nic. Wskazała tylko palcem na nadlatującego rybomordego.
Minęło niecałe dziesięć minut od wymazania egzystencji Viktora przez Eidith, nim statek Eddiego podleciał do dwójki walczących. Pojazd zawisł w powietrzu, a niebieskoskóry najemnik otworzył drzwi na oścież.
- Nareszcie przestali otwierać portale. Musimy lecieć! - krzyknął. - April atakuje Choulula!
 
__________________
Also known as Boomy
Recollectors - Ongoing, Gracze: Deadziu, Eleishar
Fiath jest offline