Bruno podszedł do Albrehta i spojrzał mu przez ramie na liścik. Następnie wziął do ręki brązowy kamyczek i podrzucił go. Gdy go złapał uśmiechnął się do kamyczka. "Ciekawe" - pomyślał. Zerknął na ubranego na czarno osobnika.
- Heh, myślicie, że macie jakieś szanse? – zapytał pogardliwie mężczyzna z czarnym kapturem – Jak mówiłem znam Sandriela od małego. Dobrze wiem czego może chcieć… lepiej nie marnujcie swojego czasu.
- Tak, tak. Słyszałem coś panie powiedział. Ja kiedyś słyszałem od jednego wieśniaka, że w oborze smoka hodował - rzekł z pogardliwym uśmiechem na twarzy. - Ruszaj zdrów przyjacielu Sandriela. Tylko nie śpiesz się za nadto byś nóg nie połamał. - Po tych łowach zaśmiał się cicho lecz wyraźnie i zwrócił się do towarzyszy. - No to panie i panowie czas ruszać, bo nam ten jegomość nagrodę zgarnie - ostatnie słowa powiedział z lekką ironią w głosie i na tyle głośno by osobnik w kapturze usłyszał jego słowa.
__________________ Nic nie zostanie zapomniane,
Nic nie zostanie wybaczone. Księga Żalu I,1 |