Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-08-2022, 00:49   #38
Nuada
 
Nuada's Avatar
 
Reputacja: 1 Nuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputację


____
7.1


Gdy Henry postawił kieliszki na stole, na twarzy Piromana zagościł szeroki uśmiech. Wpatrywał się on w swoją szklankę, niczym jarmarczny czarodziej, który siłą woli chce ją stłuc. Nic takiego jednak nie nastąpiło.
Zamiast tego rzekł:
- No to napijmy się za naszą przyjaźń - po tych słowach chwycił za szklankę i uniósł ją ku górze.

Na oczach Aksela i Henry’ego alkohol we wszystkich lampkach zapłonął jasnym, pomarańczowym płomieniem.

- Na zdrowie! Za przyjaźń, panowie! - popisy Piromana trwały w najlepsze.


____
7.2


Siwe wyziewy kołowały wokół niej, niczym delikatna pajęcza przędza. Otulona błoga miękkością ze wszystkich stron, nie potrafiła stwierdzić, czy te szybujące obłoki są prawdziwe, czy to tylko wytwór jej wyobraźni. To miejsce leżało, gdzieś na granicy światów. Zbudowane z cegieł i strzaskanych marzeń. Cementu i lepkich, lubieżnych snów. Trwało zawieszone pomiędzy tym, co niewypowiedziane, a tym co w kamieniu wyryte.

Zmysły Ayo błąkały się, szukając punktu oparcia.

Gdy z oparów wyłoniła złocisty refleks i ujrzała twarz dziewczynki, nie potrafiła się oprzeć. Miłość i troska emanowały z niej nieustannie, niczym promienie gamma z reaktora jądrowego. I tak jak wysokoenergetyczne fotony przenikają wszystko, tak też i czułość i troska, jaką Ayo chciała otoczyć i przekazać Molly rozniosła się szerokim kręgiem.
Ayo ujrzała nieśmiały uśmiech Molly i to była cała nagroda za jej trud i wysiłek. Ledwo bowiem ciepło dziecięcego spokoju zdążyło rozlało się w jej sercu, to już chwilę potem poczuła na karku lodowaty chłód i woń gnijących jabłek.
- Śnij o mnie - usłyszała echo odległych snów.


____
7.3


- Jack - Dave przerwał barmanowi potok słów. - Gdzie znajdę kierownika tego przybytku?
W odpowiedzi nie padły żadne słowa. Malkovich poczuł za to, jak wielka, masywna dłoń barmana ląduje na jego ramieniu. Gest ten był dwuznaczny, jak uśmieszek na twarzy Luci Pastroniego, gdy wabił do swego Cadillaca, Molly Petit. Familiarność mieszała się z groźbą i niemalże bezpośrednim fizycznym atakiem.
- Chodź ze mną, nim będzie za późno - zdawkowe słowa Jacka, tylko wzmogły tajemniczość całej sytuacji. Nie czekając na odpowiedź Dave’a, gruby barman odchylił jedną ze szklanych półek i zniknął w tajnym przejściu.


____
7.4


Zuri była dorosła. A przynajmniej tak się jej w tamtej chwili wydawało. Młoda piękność, która posiadała wszystkie niezbędne atuty. Nie kalkulowała. Prowokowała. Ryzykowała wszystkim, co miała, nie myśląc o konsekwencjach. Z gracją i przyrodzoną w tym wieku nonszalancją, wyjęła Piromanowi z dłoni zapałkę.

Płomień zgasł. Mrok rozlał się od ściany do ściany, od podłogi, aż po sufit. Z przetworników Delta-Sigma popłynął brudny sygnał.

Przesterowane syntetyczne dźwięki przesiąknęły ciemność, czyniąc ją potysiąckroć mroczniejszą. Gęste powietrze dygotało obrzydliwie, niczym ręce dewianta w ekstazie, w rytm zloopowanego basu. Szary szum wpleciony w szesnastobitową melodię, podrażniał zmysły i budził niepokój i grozę. Ten drażniący jazgot brzmiał, jak bulgoczące wściekle płomienie wydobywające się z wielkiego palnika.

Niewidzialne foniczne jęzory ognia wirowały nieskrępowanie po parkiecie. Żar wzmagał się, a ciemność gęstniała.


Nagle ostry snop białego światła przeciął mrok. Jaskrawy sznyt podzielił salę na dwoje. Po chwili kolejne błyski. Soniczno-fotonowe rozmnożenie ciemności. Pląsy lśniących smug pośród tych, którzy Lśniącymi się mienili.

Naraz zgrzyt. Trzask, co gruchocze harmonię i dewastuje melodię. Dłoń dj-eja zatrzymuję wirującą płytę i ostra igła rozdziera gęsty gobelin dźwięków.
Cisza, która zapadła ma cmentarną woń. Bije od niej chłód, jeżący włosy na całym ciele. Stukot wysokich obcasów na nowo kształtuje przestrzeń. Powietrze wypełnia słodka woń zgnilizny. Brzdęk metalowych fleków brzmiał niczym odliczanie przed startem. Pięć - wibracje rozchodzą się po całym podłodze. Cztery - lodowate powiewy zwiastują, że oto nadchodzi. Trzy - wszyscy wstrzymują oddech. Dwa - mięśnie drętwieją od nieznośnego oczekiwanie. Jedne - to już!

All eyes on me!

Wąski strumień światła pada na szczyt schodów. Stoi tam ubrana w zwiewny płaszcz. Obcisłe spodnie lśnią, jakby odlano je z polerowanego szkła. Kładzie dłoń na poręczy i wolno zaczyna schodzić. Jej ruchy są powolne. Przemyślane w każdym calu, niczym lwicy szykującej się do ataku. Reflektor nie spuszcza z niej oka.

Camille Burrow staje u podnóża schodów w szerokim rozkroku i ramionami wspartymi na biodrach. Uśmiecha się szeroko, a jej przymknięte oczy lśnią, niczym diamenty.
- Muszę przyznać, że macie tupet.


 
Nuada jest offline