|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
22-08-2022, 14:52 | #31 |
Reputacja: 1 | - Mam tę moc… - pomyślał Henry, gdy bramkarz z uśmiechem na ustach powiedział „jasne, każdemu się zdarza. Wchodźcie.” Weszli. Klub był... odpychający. Zwłaszcza dla kogoś takiego jak Henry. Uporządkowanego, stąpającego twardo po ziemi. Neptycy, ćpuni, prostytutki, przestępcy, alkoholicy, wyrzutki społeczne. Margines. Bozansky czuł się tu źle. Nie pasował tu. - Dobrze, że Maggie mnie tu nie widzi… - pomyślał. Nagle, jak grom spadający z jasnego nieba, feeria kolorów tańcząca przed oczami Henrego, ułożyła się w obraz. Obraz Camille Burrow. Czy też może Eris - bogini niezgody. „Obyśmy się więcej nie spotkali” – ostrzegła. On jednak nie usłuchał. Przyszedł tu. To miejsce należy do niej. To ona tu rządzi. Piątka przybyszów o szlachetnych zamiarach raczej nie wywróci tego klubu do góry nogami... Otrząsnął się. Hałas dochodzący z głośników wprawiał w pewien rodzaj transu. Łatwo było się w nim zapomnieć. Dać się wchłonąć tej atmosferze. Zamówić drinka, usiąść w kącie i wystukiwać rytm. Jednak oni przyszli tu w innym celu. A ten cel miał imię – Molly. - Skoro tu jestem to trzeba powęszyć. Jak się powiedziało A to trzeba powiedzieć B – Bozansky przekonywał sam siebie w myślach, że trzeba działać. Wizja sprzed chwili zrobiła na nim duże wrażenie. Tak duże, że w pierwszej chwili chciał nawet opuścić przybytek. Rozejrzał się. W klubie było klika lóż. W jednej z nich siedział mocno podejrzany osobnik bawiący się zapałkami. Gość cały czas gapił się na Ayo i Zuri. Może któraś wpadła mu w oko? Chyba nie o to chodzi… W sumie tancerki też się gapią. Barman również. Wszyscy ich obserwują. No ale co w tym dziwnego, przecież nikt ich tu nigdy nie widział. „Chłopiec z zapałkami” miał wokół siebie poświatę. Podobną jak towarzysze Henrego i jak Camille Burrow. Henry wahał się. Wchodząc tu obiecał sobie, że będzie się trzymał z dala od takich osób. Ale wtedy spodziewał się, że wejdzie sam. Bycie w grupie ośmielało. Zawsze mógł przecież liczyć na interwencję, któregoś ze swoich towarzyszy. Tak myślał… Bozansky skierował się do loży piromana, dając jednocześnie znak Akselowi, że byłby rad z jego towarzystwa. Z całej ich piątki ten gość wzbudzał w nim największe zaufanie. Byli zbliżeni wiekiem, Aksel mimo że młodszy wyglądał nawet poważniej. Opanowany, sensowny facet. Wydawał się dobrym materiałem na przyjaciela. Pozostali, dwoje dzieci i kobieta błądząca na granicy jawy i snu, mimo że sprawiali wrażenie dobrych ludzi, jakoś nie podnosili poziomu poczucia bezpieczeństwa Henrego. - Dobry wieczór. Czy mógłbym się przysiąść? - zagaił rozmowę Bozansky.
__________________ Cóż może zmienić naturę człowieka? Ostatnio edytowane przez Pliman : 22-08-2022 o 15:09. |
22-08-2022, 21:47 | #32 |
Markiz de Szatie Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Deszatie : 23-08-2022 o 08:32. |
24-08-2022, 04:53 | #33 |
Reputacja: 1 | & Aksel Bragi Zaczęło się niewinnie. Prozaicznie rzec można. W tym miejscu jednak nic nie było tym czym się wydawało i nawet zwykłe słowa nabierały innego znaczenia. Powszednie “cześć” rzucone przez Bozansky’ego dla Piromana zabrzmiało, niczym wyzwanie, obelga może nawet. Zapałka w jego dłoni zawirowała, niczym baton dzierżony przez wybitną mażoretkę. Mężczyzna przymknął oczy i całą swoją uwagę skupil na rozdygotanym płominieniu pożerającym drewniany patyczek. - Czego? - burknął przez zaciśnięte zęby. - Pogadać chciałem - odparł Henry starając się by jego głos brzmiał zwyczajnie i w miarę przyjaźnie - Nie znam tu nikogo, a ty jako jedyny zdajesz się być świadomy. Reszta, to… - Taaa - mruknął Piroman - Są, a jakby ich nie było. Śpiący ślepcy zanurzeni w popielatej szarudze nieświadomości. Wystarczyło tych kilka słów, by Henry przekonał się, że nie znajdzie z Piromanem wspólnego języka. Lekko zmieszany uciekł wzrokiem w bok. Dawno nic, go tak nie ucieszyło, jak widok antykwariusza, który bez słowa przysiadł się do stolika. - Masz ognia? – półżartem zagaił po chwili nieznajomego. - Kocham to miejsce, można poczuć się prawdziwie sobą… - brodacz zaciągnął się dymem. - Fire, to destroy all you've done, Fire, to end all you've become I'll feel you burn... - zanucił pod nosem. Piroman dmuchnął w jasny płomień zapałki. Gwałtowny podmuch powietrza zgasił ogień. Wąska smużka dymu zafalowała zwiewną wstęgą. - Nadejdzie dzień, gdy ten świat spłonie do szczętu, a my razem z nim - odparł równie zagadkowo Piroman i dorzucił - Czego szukacie bracia? - przy tym ostatnim słowie mrugnął jednym okiem porozumiewawczo. Henry był lekko skonfundowany, zarazem niezbyt miłym powitaniem interlokutora, jak i lekkością z jaką jego druh dołączył do rozpoczynającej się rozmowy. Pretekst w postaci pytania o ogień był taki oczywisty. No ale Henry nie palił… Teraz jak to rozegrać żeby nie schrzanić? Boznasky zostawił inicjatywę po stronie antykwariusza, czekając na odpowiedni moment żeby znów się odezwać. Aksel nie wahał się długo czując, że to właściwa chwila kiedy można pociągnąć rozmowę. W nieoczywistym miejscu, gdzie ceną wejścia był grzech. musisz wiedzieć, którą twarz przybrać i stąpać roztropnie. - Rozrywki, ekscytacji, może czegoś więcej? – odrzekł niejasno. - Za każdym razem można odkryć tu kolejną inspirację, zedrzeć uwierającą maskę codzienności. Otoczyć kręgiem zapomnienia, obudzić uśpione demony… - zawiesił głos, wpatrzony w łebek kolejnej zapałki w dłoni piromana. - Masz rację, to miasto też czekają zmiany, całą tę fałszywą oprawę, zwodniczy spokój, a ogień zawsze oczyszcza… - starał się być przekonujący w swej roli, uderzając w struny, na których ton mógł być czuły ich współrozmówca. Henry nie odzywał się. Kiwał tylko głową potwierdzając, że zgadza się z tym co mówi jego towarzysz. Mężczyzna długo milczał. Zdążyć odpalić w tym czasie dwie kolejne zapałki. Patrząc, jak dogasa druga z nich, zapytał: - Szukacie czegoś więcej, tak? W porządku. Możemy zrobić deal. Ja otworzę przed wami drzwi do niezwykłej przygody, a wy przyprowadźcie do mnie waszą białowłosą koleżankę. Umowa stoi? - zakończył wyciągając otwartą dłoń w stronę Aksela. Ten deal Henremu się nie spodobał. Nie chcieli przecież żeby ich młodziutka towarzyszka skończyła w łapach jakiegoś psychola. - Wpadła Ci w oko, co? Masz gust chłopie - odezwał się Bozansky z kumoterskim uśmiechem - z tym, że ona przyszła z siostrą i chłopakiem - Henry spojrzał najpierw na Ayo, a potem na Dave’a. Mogę ich poprosić jeśli chcesz. Bozansky nie był pewien czy ta improwizacja ma sens, jednak towarzystwo starszej siostry - na szczęście Ayo też była czarnoskóra - a zwłaszcza chłopaka, powinno skutecznie zdławić nadzieje kolesia na jakiekolwiek rendez vous z Zuri. - Nie, to nie trudno. - odparł Piroman opadając na oparcie kanapy - To chociaż postawcie coś do picia. - Jasne, mi też zaschło w gardle, czego się napijesz? - Whiskey? Pasuje? - Mi jak najbardziej, Aksel? Na wzmiankę o alkoholu Aksel drgnął nie tylko wewnętrznie, dolegliwy grymas przeciął jego oblicze, nie mógł też ujść oczom pozostałej dwójki. Henry wcześniej wtrącił się do rozmowy, zmieniając znowu rozdanie na stole. Antykwariusz był bowiem przez chwilę gotów zgodzić się na to, aby Zuri dotrzymała towarzystwa klientowi, w zamian za odsłonięcie tajemnic lokalu. Jego towarzysz zdecydowanie ostudził zapał podpalacza. Bozansky pozornie tylko oddał inicjatywę, lecz wyraźnie chciał mieć decydujący wpływ na tok rozmowy. Nie pomagało to w zdobyciu, choćby częściowego zaufania u nieznajomego. Zwlekał z odpowiedzią, pomny swoich alkoholowych doświadczeń. Wiedział, że pod jego wpływem stanie się inną osobą. Każdy trunek wzmagał pragnienia, uwalniał wszystkie tłumione zdolności, lecz cena, którą za to płacił wydawała się zbyt wielka. Zdawał sobie sprawę, że walka o ocalenie Molly wymaga poświęceń, a zbytnie odwlekanie podsycało jedynie podejrzliwość. - Whiskey… z cydrem – zadeklarował w końcu, nadal głusząc w sobie wątpliwości. Hazardowna była już decyzja o wejściu do tego przybytku, więc naturalną konsekwencją było wyzbycie się reszty obaw. Wszystko, co mogło doprowadzić do uwolnienia dziecka było warte ryzyka… - Jasne, zaczekajcie chwilę, zamówię napitki - odparł Bozansky wstając od stołu. Przy barze stał Dave. - Zuri to twoja dziewczyna, a Ayo to jej siostra. Ten gość chyba coś wie - szepnął chłopakowi do ucha. - Dwa razy whisky i raz whisky z cydrem - powiedział na głos do barmana.
__________________ Cóż może zmienić naturę człowieka? Ostatnio edytowane przez Pliman : 24-08-2022 o 05:07. |
24-08-2022, 09:12 | #34 |
Reputacja: 1 | Malkovich czuł się w klubach jak u siebie. Chociaż to stwierdzenie w przypadku Chorwata było co najmniej nieprecyzyjne, ponieważ u siebie, w dwupokojowym, ciasnym mieszkaniu z pijaną matką leżącą na zarwanym tapczanie nigdy nie czuł się jak u siebie. Natomiast w Dzikiej Orchidei... Młody, z zawadiacko przekrzywionym kapeluszem, białą, nienaganną koszulą pod rozpiętą marynarką, pewny siebie, wyglądał jak młody bóg. Muzyka płynęła przez niego, każdy bit tętnił w jego żyłach, wygrywając razem z sercem rytm, który wpływał na sposób poruszania się. Podpłynął do baru chłonąc grę świateł, czując lokal, chłonąc jego atmosferę i styl. Brakowało mu ludzi. Falującego, podrygującego w rytm muzyki tłumu. Czuł dysonans między skoczną muzyką a stuporem narkosów okupujących stoliki. Mimo tego, gdy usiadł na barowym krześle, jego palec powtarzał rytm na wysokopolerowanym blacie. Nie wyprowadzał barmana z błędu. Znali się z Tarkovskim. To prawda. Był to jednak układ partnerski. Nikt dla nikogo nie pracował. Przejął pchnięty kieliszek i skinął głową. Podniósł go do toastu, zakręcił bursztynowym płynem, poczuł aromat koniaku, po czym umoczył usta. - Wyborne - przyznał. - Gareth wspominał mi o tym miejscu kilkukrotnie, więc w końcu jestem - uśmiechnął się szeroko. - Trochę tu jednak… - szukał odpowiedniego słowa - sztywno. A ja liczyłem na to, że mogę tutaj miło spędzić czas. Zawsze tutaj tak jest? Barman nie zdążył odpowiedzieć gdy do stolika podszedł Bozansky zamawiając alkohol i plując Dave’owi prosto do ucha wilgotne, gorące słowa. Przez twarz Rączki przebiegł grymas zniesmaczenia. - Nie - odpowiedział Henremu, - ale mam zapałki. Wyciągnął z kieszeni pudełko, które znalazł w galeryjce i pchnął w kierunku mężczyzny. Pudełko okręciło się kilkukrotnie po czym otworzyło się ukazując napis “Wpadnij kiedy chcesz! Nie mamy nic do ukrycia…”. - Możesz zatrzymać - dodał. Poczekał aż Bozansky schowa zapałki w kieszeń i odprowadził go wzrokiem do loży, gdy odchodził z whisky. - Dawno tutaj pracujesz? - wrócił do rozmowy z barmanem. - Zawsze tutaj tak drętwo? Gdzie ta “dobra zabawa”? - nawiązał do reklamy z pudełka.
__________________ LUBIĘ PBF (miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną) |
29-08-2022, 04:58 | #35 |
Reputacja: 1 | Było coś organicznego w tym miejscu. Drżenie w powietrzu, wrażenie ciepła i wilgoci, miękki dotyk skórzanej sofy, w którą zapadła się Ayo. Gęsia skórka na nagich ramionach, gdy skóra dotknęła skóry. Popatrzyła przez blask płonącej zapałki na mężczyznę, który przypominał jej knot przepalającej się szybko świecy: chudy, oblepiony łojem, poczerniały od ognia. Popatrzyła na niewielki, chybotliwy płomień. Jasny, delikatny, ulotny w swoim krótkim życiu. Mrugnęła i była gdzie indziej: w różowym pokoju, ze skuloną na podłodze Molly, w towarzystwie cieni, które nad nią górowały. Mrugnęła i była z powrotem w klubie. Poruszyła się niespokojnie, rozejrzała po sali, próbując ocenić ile czasu straciła. Niewiele. Prawie nic. Dave ciągle stał przy barze, nonszalancko nachylony w kierunku barmana. Aksel i Henry wciąż szli w kierunku bawiącego się zapałkami mężczyzny. A mężczyzna wciąż patrzył na nią i Zuri. Mrugnęła. Znowu była z Molly. Mrugnęła. Piroman wciąż się gapił, wpatrywał, obserwował, oceniał. Jednym okiem. Drugim okiem. Nieodmiennie przez ciepły blask odpalanych od siebie zapałek. Nieodmiennie z drwiącym uśmiechem na wąskich ustach. |
29-08-2022, 07:30 | #36 |
Reputacja: 1 | - Dawno tutaj pracujesz? - wrócił do rozmowy z barmanem. - Zawsze tutaj tak drętwo? Gdzie ta “dobra zabawa”? - nawiązał do reklamy z pudełka. Barman odstawił butelkę i z namysłem potarł swój potrójny podbródek. - Jesteśmy w przedsionku - rzekł dokładnie dobierając słowa - To miejsce dla takich o… - ręką wskazał wpatrzonych w sufit neptyków - Dla nich zabawa trwa w najlepsze. Poza tym wybrałeś zły dzień. Musisz wpaść tutaj w piątek, albo w sobotę. Wtedy jest dużo weselej. Jeżeli zaś mówisz o tej zabawie - grubas wyciągnął z kieszeni pudełko zapałek z logiem klubu - to musisz mieć gruby portfel. Sala tam na górze i wszystkie pokoje na dole są tylko dla wybranych. Z resztą, jak cały klub. Właścicielka nie wpuszcza tutaj byle obszczymurów z ulicy. To jednak na pewno wiesz. W końcu bez zaproszenia byś tutaj nie wszedł. Dave był w niejednym burdelu. Do tego nie trzeba było specjalnych zaproszeń, selekcji klienteli. Sex biznes był legalny i opodatkowany, chyba że... - Zgadza się - uśmiechnął się, przybierając pozę zainteresowanego. Kieliszek z Hennesy, ogrzewający się w jego dłoni, zataczał delikatne kręgi. Płyn wirował hipnotycznie w szkle, roztaczając słodki aromat. Muzyka pulsowała w rytm obrotów. - A więc jednak nie jest tak drętwo. Chcesz powiedzieć, że macie jakieś świeżynki? - Powąchał jeszcze raz alkohol i upił kolejny łyk. Oblizał wargi. - Kasa nie jest problemem, ale chciałbym wiedzieć za co mam płacić. Czy warto. Po słowach Malkovicha barman, jakby posmutniał. Przynajmniej takie robił wrażenie. Spuścił wzrok, a po chwili zaczął nerwowo przecierać szklanki. Trwało dłuższą chwilę nim ponownie przemówił: - Wiesz… ja tu tylko drinki leje. Prosta robota. W nic się nie mieszam, bo i po co mi to. Właścicielka dobrze płaci, więc i pytań nie zadaje. Im mniej wiesz, tym krócej jesteś przesłuchiwany, jak to mówią. Co tam ci ze złotą karta robią to ja nie wiem. Tylko wiesz powiem ci coś. Zawiodłem się na tobie. Myślałem, że jak ty od Tarkovsky’ego jesteś, to w porządku z ciebie facet. Widać stary się już robię, skoro mnie instynkt zawodzi. Jak chcesz wejść do strefy vip, to musisz z szefową gadać. Dzisiaj jej nie będzie, ale może uda ci się złapać je zastępcę. Albo barman grał tak dobrze i powinien dostać oskara za swoją rolę, albo... Dave zrozumiał, że najwyraźniej zupełnie nie wyczuł gościa. Wyglądało na to, że popełnił fatalny błąd. W takich chwilach chciałoby się cofnąć czas i wypowiedziane słowa. Zirytowany wlał w siebie na raz pozostałą zawartość kieliszka i przełknął palącą gardło ciecz. Pusty kieliszek odstawił na blat. Odruchowo wbił rękę w kieszeń. Nie była pusta, chociaż nie przypominał sobie żeby coś w nią wkładał. Okrągłym przedmiotem okazała się moneta. Przyjrzał się jej zaskoczony i pchnięty jakimś niewytłumaczalnym impulsem podrzucił. Moneta zaczęła szybko wirować wokół swej osi i wtedy stało się coś dziwnego. Malkovich w osłupieniu patrzył jak powietrze wokół monety zdawało się gęstnieć. Jakby jej ruch powodował, że cząsteczki powietrza kondensują się wokół niej powodując, że cały ruch zwalnia i zastyga. Sam nie mógł się ruszyć. Powietrze stawiało opór. Czuł się jakby nagle cały lokal pochłonęła woda. W pewnym momencie i sama moneta zaczęła zwalniać. Wirowała coraz słabiej aż w pewnym momencie zatrzymała się zupełnie. I wtedy, początkowo bardzo wolno, zaczęła się kręcić w drugą stronę, by przyspieszyć gdy powietrze znowu rozrzedziło się i w końcu spaść Davowi na dłoń. - W końcu bez zaproszenia byś tutaj nie wszedł - powiedział barman odkładając butelkę na półkę. - Zgadza się - odparł automatycznie Dave uśmiechając się smutno. Kieliszek z Hennesy, leżał w jego dłoni. Bursztynowy płyn zataczał delikatne kręgi w szkle, wirował hipnotycznie, roztaczając słodki aromat. Muzyka pulsowała w rytm obrotów. - Chcesz powiedzieć, że za pieniądze można kupić wszystko? Nawet czyjąś - przełknął gorzkie słowo - krzywdę? Odstawił kieliszek. Nagle stracił ochotę na alkohol. To wszystko co się przed chwilą stało zaskoczyło go mniej niż by się spodziewać, że go mogło zaskoczyć. Od chwili, gdy mgła odkryła przed nim galeryjkę między budynkami i tym co się działo w ich grupie, zaczął sobie zdawać sprawę, że świat nie jest takim, jakim mu się zdawało. - Taki świat - odparł jak echo jego myśli barman - Bogatym wolno więcej, żeby nie powiedzieć wolno wszystko i nigdy nie dosięga ich sprawiedliwość. - po tych słowach wbił oczy w ziemię, jakby prawda w nich zawarta bardzo go raniła. W tym momencie Dave odczuł na swoich plecach czyjeś spojrzenie. W lustrze nad barem, ujrzał wyszczerzoną w złośliwym grymasie facjatę Piromana. Facet nie tylko się gapił, ale też ewidentnie czekał, aż Dave się odwróci. - Czasami niewielki gest każdego z nas Jack - odczytał Imię z tabliczki przypiętej do nienagannej koszuli barmana, - może uratować komuś życie i choć trochę przechylić szalkę wagi w stronę sprawiedliwości. A ja zamierzam dzisiaj tą wargą potrząsnąć. Dave odwrócił się w stronę loży i spojrzał w oczy Piromana unosząc pytająco brwi. - To ty chyba, jak ten motyl jesteś, co skrzydełkiem machnie i tornado wywołuje. Albo co gorsza, jakiś psiarski na zwiadzie. Jakby, co to ja tu tylko pracuje i rączki mam czyste - zażartował barman. Chyba mówił coś jeszcze, ale jego słowa cichły Dave’owi w usza, jakby zanurzał się coraz głębiej pod wodę, albo jakby ktoś bawił się jego pokrętłem od audio. Za to inne zmysły wyostrzyły się do granic możliwości. W lustrzanym odbiciu migotał mu dziki płomień, poprzez który widział kpiący uśmieszek Podpalacza i jego świdrujące, pełna zła i mrocznej żądzy oczy, W przełyku i płucach czuł gryzącą woń spalenizny, a twarz piekła go, jakby nachylił się nad piecem z hutniczą surówką. - Ja gorę, panie Malkovich - wybrzmiały dziwne słowa, wplecione poprzez dudniący basowy bit. W tym momencie Rączka zebrał w całość okruchy wiadomości i uświadomił sobie kilka rzeczy. Żeby wejść do strefy VIP, gdzie prawdopodobnie jest Molly, potrzebują mieć zgodę właścicielki przybytku, jej zastępcy lub być w posiadaniu złotej karty. Odwrócił się w kierunku płonących oczu Piromana i dotknął ronda kapelusza. Najgorsze jednak, że każdy ich ruch był obserwowany. - Jack - Dave przerwał barmanowi potok słów. - Gdzie znajdę kierownika tego przybytku?
__________________ LUBIĘ PBF (miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną) |
29-08-2022, 14:56 | #37 |
Reputacja: 1 | Klub muzyczny tętnił życiem. Choć tętno to było zaburzone i z pewnością zainteresowałoby niejednego lekarza. Zuri nie była lekarzem. Chłonęła atmosferę tego miejsca i zachwycała się nią na swój własny, specyficzny sposób. To zdecydowanie było gniazdo zepsucia. Ale nawet w największym, najbardziej cuchnącym bagnie można było dostrzec coś pięknego. Coś niesamowitego. Coś godnego uwagi. Miękka skóra kanapy otulała ją nie bardziej niż Ayo. Ciepło ciała, dudniąca muzyka, przygaszone światła i ta zapałka. Ten płomień. Ulotny, drżący, smukły i roztańczony. Oczywiście, że zwabił innych. Pewne rzeczy po prostu się czuje. Wizja Ayo sporo rozjaśniła w głowie dziewczyny. Płonące teatry, przerażeni ludzie. Zamykanie kolejnych przybytków sztuki. Pamiętała tamte czasy. Wujek kategorycznie zabronił jej chodzenia w takie miejsca. Już wtedy Zuri podejrzewała, że podpalacz był artystą. Wypaczonym, złym, rozpalonym wizjami, których nigdy w pełni nie mógł zrealizować. Był szalonym Neronem, który patrzył w zachwycie jak Rzym płonie. A tacy zawsze ciągną do większego blasku. Żaden płomień nigdy w pełni ich nie usatysfakcjonuje. Bo zawsze gdzieś na horyzoncie jest coś większego. Coś jaśniejszego. Coś piękniejszego. - Chodź - szepnęła miękko do Ayo - rozpalmy to miejsce - uśmiechnęła się, a w jej oczach płonął blask, który zawstydzał zwyczajne płomienie. Szła w stronę interesującego ją mężczyzny z determinacją iskry gotowej zmienić się w pożar lasu. Zuri była dorosłą, samotną, piękną i młodą kobietą w klubie. Miała wszystkie potrzebne atrybuty. Nachyliła się i wyjęła zapałkę z rąk mężczyzny - Prawie imponujące - zamruczała, spoglądając na dogasający płomień. Zgasiła go, nim dotknął jej palców - Nie takie rozrywki mi tu obiecywano. Miał być pożar zmysłów, a jest zabawa zapałkami. No i oni - lekceważąco machnęła dłonią w stronę orbitujących bywlaców - Ale oni nie rozbłysną nawet na tle listopadowej nocy, prawda? Gasną nawet w blasku samotnej zapałki. |
31-08-2022, 00:49 | #38 |
Reputacja: 1 |
|
31-08-2022, 09:45 | #39 |
Reputacja: 1 | Dave ciągle nie mógł wyczuć barmana. Z jednej strony chciał mu zaufać, z drugiej zaś wyczuwał w nim jakiś fałsz. Gdy jednak zniknął w tajemnym przejściu jak królik z Alicji w Krainie Czarów, nie mógł się opanować, żeby nie wskoczyć za nim do ciemnej norki. - Kurwa - zmlął w ustach przekleństwo prześlizgując się po barze, by po chwili zniknąć w szczelinie między szklanymi półkami.
__________________ LUBIĘ PBF (miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną) |
31-08-2022, 14:44 | #40 |
Reputacja: 1 | - Cholera, może to był błąd? Może należało dać jej szansę na porozmawianie z tym fanem płomieni? - Henrego naszły wątpliwości – nie jestem przecież jej ojcem. Ech… zboczenie zawodowe. Bycie szefem wchodzi w krew… Droga do baru i z powrotem wydawała się długa, bardzo długa. Drugie spojrzenie na klub było inne. Goście, których początkowo wziął za łachudrów wyglądali na całkiem nieźle sytuowanych. Byli chyba po prostu naćpani i robili kiepskie pierwsze wrażenie. Bozansky spojrzał na Zuri. W tym świetle nie wyglądała już tak infantylnie i niewinnie. Jeszcze przed chwilą widział w niej dziecko, starszą koleżankę swojej własnej córki. Teraz nagle ujrzał młodą, pewną siebie kobietę. A może tylko chciał ją taką zobaczyć? Siedzący przy barze Dave jakby zignorował informacje, które Henry wyszeptał mu do ucha. Tak bardzo był skupiony na rozmowie z barmanem? A może tylko dobrze udawał? Bozansky coraz bardziej gubił się w sytuacji. Czuł, że powoli zaczyna przesiąkać atmosferą tego miejsca. Tracił kontrolę… Wrócił do swoich rozmówców. Piroman wzniósł toast - za przyjaźń! - Za przyjaźń - odpowiedział Bozansky wychylając swoją szklaneczkę whisky. W tym momencie dostrzegł, że zaraz po nim do stolika podeszła Zuri. Ta sama mała, rozmarzona Zuri, która jeździła wszędzie na rolkach i obdarzała każdego rozbrajającym uśmiechem. Ta sama… a jednak nie ta sama. Wyglądała jeszcze doroślej i pewniej siebie niż przed chwilą. Gdy gasiła płomień zapałki zdawała się być prawdziwą femme fatale. - Czy to naprawdę ona? - Henry zadał to pytanie tylko w myślach. Starał się nie okazywać zdziwienia. Dokładnie w momencie gdy Zuri zgasiła zapałkę w lokalu zgasły wszystkie światła. Jednocześnie Henry poczuł, że miłośnik płomieni objął go z tyłu prawą ręką. Nie wyglądało to jak przyjacielski gest, a raczej jak próba przytrzymania. Henry czuł, że z łatwością może się wyrwać, jednak nie zrobił tego. Odwzajemnił „przyjacielski” uścisk obejmując plecy piromana w podobny sposób. - Jesteś swój chłop – powiedział kumoterskim tonem. Po chwili snop białego, oślepiającego światła zmusił Henrego do zamknięcia oczu. Gdy je znowu otworzył ujrzał ją… Camille Burrow. Zimny dreszcz przebiegł po plecach Bozanskiego. - Ostrzegała, a ja nie posłuchałem – pomyślał. Czuł się odpowiedzialny za tą sytuację. To on odwiedził tą kobietę i uzmysłowił jej, że szukają Molly. To on wprowadził przyjaciół do paszczy lwa, którym był ten klub. To on będzie teraz musiał coś z tym zrobić… Chyba, że… W ostatniej chwili ugryzł się w język. A może lepiej nic nie robić? Może tym razem zaczekać? Oddać inicjatywę? Po raz kolejny przed oczami Henrego pojawiła się szachownica. Były na niej tylko króle i pionki. Czarne stały w klasycznym zugzwangu, tyle że ruch przypadał na białe. Gdyby było odwrotnie czarne mogłyby poddać partię. Jak oddać przeciwnikowi niechciany ruch? W szachach były na to sposoby, w życiu również... Henry czekał, był gotowy rozmawiać, ale nie chciał inicjować tej rozmowy. Tym razem niech ona pierwsza się odsłoni.
__________________ Cóż może zmienić naturę człowieka? |