Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-08-2022, 09:53   #34
Quantum
 
Quantum's Avatar
 
Reputacja: 1 Quantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputacjęQuantum ma wspaniałą reputację
szystko potoczyło się błyskawicznie. Gdy zdążyliście dobyć broni, mutant był już przy Wolfgangu, który istotnie zwrócił jego uwagę. Rolf zupełnie nie poznał dawnego kompana, jakby żądza krwi przysłoniła mu wszelkie ludzkie odruchy. Rothman czuł paskudny odór, jaki się od niego unosił, a że w ciemię bity nie był, to od razu zareagował, uderzając swoją pałką, kiereszując dość mocno lewe ramię stwora.

W tym momencie do mutanta dopadła Dagmar, szybkimi i pełnymi energii ruchami wyprowadzając ciosy swym rapierem, który tańczył w powietrzu. De Vrij zdołała wrazić ostrze w policzek przeciwnika, a ten krzyknął przeraźliwie z bólu, choć nie zamierzał odpuścić. Florian wystrzelił z procy, jednak ręka nie do końca współpracowała z okiem i kamień przeleciał nad głową mutanta. Losu potwora dopełniła Frederika, tnąc od boku swym toporem, który wgryzł się z mlaśnięciem w bebechy Rolfa. Z szerokiej, otwartej rany buchnęła krew razem z wylewającymi się wnętrznościami. Mutant opadł na kolana, a potem zwalił się martwy na mokry, błotnisty trakt.

Część z was nie zdążyła nawet zareagować, a było już po walce. Dopiero gdy wszystko się uspokoiło, z dyliżansu wyszedł Phillipe Descartes, trzymając w dłoni prochowy samopał.
- Wszyscy żyją? Trzeba z czymś pomóc? - Zapytał tym swoim dziwnym, bretońskim akcentem. Był wyraźnie poruszony.
Lady Izolda ze swoją służką i ochroniarką zostały w środku, tak samo jak młodzian wiozący księgi do stolicy. Przerażony Gunnar skurczył się w sobie na dachu i przy potężnie zbudowanym Ottonie wyglądał teraz jak dziecko.

Wtem gdzieś z przodu, na drodze za zakrętem coś upiornie zawyło. Jakby jakieś zwierzę, ale jednak nie do końca. Usłyszeliście też odgłosy przedzierania się kogoś przez porastające pobocze drogi wysokie krzaki. Otto wycelował tam z kuszy, tak samo jak Phillipe przeniósł w tym kierunku swój pistolet. Po chwili z krzaków wypadł na drogę poharatany, przerażony Hultz.
- Nie strzelajcie! Nie strzelajcie To ja! - Krzyczał, machając rękami.

Wyglądał jak siedem nieszczęść. Przemoczony i ubłocony uniform woźnicy był podarty w kilku miejscach, a sam mężczyzna miał poranione dłonie i w kilku miejscach twarz.
- Konie spierdoliły gdzieś w las. Bez nich ni chuja dalej nie pojedziemy. Trzeba je znaleźć - powiedział, wycierając rękawem ubłoconą i pokrwawioną twarz. -Co za spierdolony dzień, nie dość, że kac-wkurwiacz z rana, to teraz jeszcze to. Gunnar, zbieraj dupsko, idziesz ze mną koni szukać. Przydałby nam się ktoś od was jako dodatkowa obstawa. - Spojrzał po was.

Nagle znów coś zawyło zza zakrętu, tym razem głośniej i bardziej złowieszczo.
- Ja zostanę z Lady Izoldą i jej służką, będę miał oko na dyliżans. - Zapewnił Phillipe, choć z wyrazu jego twarzy widać było, że boi się gdziekolwiek oddalić.
Gunnar starabanił się z dachu i obaj z Hultzem sięgnęli do kufra na tyłach, wyciągając z niego rusznice. W tym czasie przez okienko w dyliżansie wychynęła niezadowolona Izolda.
- No co tak stoicie? Ruszcie się i idźcie sprawdzić, co to tam tak wyje. Nie będziemy przecież tak do wieczora tu stać - rzuciła władczym tonem i schowała się szybko do środka.

Bardin natomiast zeskoczył z kozła i podszedł do leżącego nieopodal na wpół zjedzonego ciała. Martwy mężczyzna ubrany był w barwy Czterech Pór. Miał na sobie ćwiekowaną skórznię, obok leżała rusznica. Jeden rzut oka wystarczył, żeby wiedzieć co go zabiło - wystający z jego szyi bełt zdradzał to od razu. W błotnistej brei dostrzegł ślady kół znikające za zalesionym zakrętem. To musiał być dyliżans, którym powoził nieboszczyk.

 
Quantum jest offline