Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2022, 02:27   #40
Sonichu
 
Sonichu's Avatar
 
Reputacja: 1 Sonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputację
Ubranie turystów, turystyczne bagaże i lot turystyczną linią z innymi turystami, a do tego widok za oknem jak z katalogu turystycznego. Lazurowe morze, złoty piasek. Tłum rozentuzjazmowanych wczasowiczów w którym dwójka Kubańczyków nie wyróżniała się absolutnie niczym. Kobieta i mężczyzna w kolorowych, lekkich strojach i z lekko wymuszonymi uśmiechami których nieszczerość dało się złożyć na karb konieczności płynięcia z prądem obcych ludzi wśród których znajdowało się płaczące niemowlę. Jego piskliwy kwik dało się słyszeć na całej hali przylotów.
- Daje lepiej niż syrena przeciwlotnicza - Eurico Avilés Otero pozwolił sobie na krótki komentarz po hiszpańsku przyciszonym głosem. Był ciemnookim, wysokim i szerokim w barach, zarośniętym na gębie mężczyzną po czterdziestce. Czarne niegdyś włosy przyprószyły mu pierwsze pasma siwizny, tak jak szpakowata szczecina zakrywała mu dolną szczękę ukrywając część zmarszczek przynajmniej w okolicach ust i policzków. Wyglądał niepozornie, kolejny z niezliczonej rzeszy turystów ubrany w płócienne spodnie i zielona koszulę z wyraźnie widocznym na szyi złotym krzyżem. Może odrobinę wyrośnięty, opalony jakby pracował na budowie i codziennie przewalał łopatą tony gruzu. Ciężko w nim szło rozpoznać cenionego specjalistę od broni dużego kalibru, albo w ogóle wojskowego. Sprawiał wrażenie podekscytowanego lekkoducha.
Jego towarzyszka prychnęła krótko, poprawiając biały słomkowy kapelusz.
- Wszystko lepsze niż zarzynanie Celine Dion po raz nie wiadomo który - odpowiedziała i wręcz się fantazyjnie skrzywiła. Wciąż słyszała w uszach strażnika MP który postanowił poświęcać czas na pilnowanie więźniów w karcerze treningom śpiewu, jakby skurkowaniec chciał zostać koszarowym Pavarottim.
Lyra przyspieszyła tempa wyciągając nogi bo wyjście z lotniska znajdowało się tuż tuż, a musiała porządnie nadrabiać bo była niższa od kompana o dobrą głowę jak nie lepiej. Niższa, młodsza o dekadę i drobniejsza. Ubrana równie turystycznie ciągnęła walizkę na kółkach i ginęła w tłumie. Nie wyróżniała się ani wyglądem, ani zachowaniem. Pospolita uroda, żadnych tatuaży, żadnych kolczyków czy biżuterii. Długie ciemne włosy nosiła spięte, makijażu tyle o ile i zwykle milczała, czym nie wpisywała się w stereotyp Kubańczyka.
Kubańczycy kochają bowiem długie rozmowy. O czym rozmawiają? O wszystkim i o niczym jednocześnie. Z detalami opowiadają sobie o minionym dniu, relacjonują co ich spotkało, ale też z wielkim zaangażowaniem opowiadają o sobie. O tym co lubią, jacy są, co ich trapi. O polityce rozmawiają rzadko, w końcu nigdy nie wiadomo kto słucha. Paranoja jest ich wrodzoną cechą w tej kwestii, ale Pereira Carvalho stawiała na ciszę i obserwację. Najbardziej zaś ze wszystkich możliwych tematów nie znosiła gadać o sobie. Zapytana o to zwykle odpowiadała że jest lekarzem i to też stało w jej aktach. Lekarz z Kuby, mówiący biegle po hiszpańsku i angielsku, mający niedługi staż w A.I.M.

Przywitali się z Carlą i Dymitrem ciesząc się z widoku znajomej twarzy. Wymienili pierwsze nic nie znaczące uwagi, opowiedzieli o spokojnym locie i nie zameldowali żadnych problemów po drodze, a potem słuchali pobieżnego raportu. Najzabawniejszy był fragment o reszcie oddziału, którego wciąż nieobecni i spóźnialscy mieli opóźnienia w większości ze względu na wdawanie się w bójki. Kubańczycy spojrzeli na siebie czekając aż zacznie się marudzenie również na nich. Ich dwójka również zaliczyła mordobicie w koszarach przez co wylot opóźnił się kilka dni spędzonych w luksusowym apartamencie za kratami.
Nie zaczęło się jednak, zamiast tego usłyszeli całkiem sporo pozytywnych informacji. Pozostali nie siedzieli na tyłkach korzystając z dobrodziejstw gospodarstwa agroturystycznego i tropikalnego klimatu zasłużonego urlopu. Działali, przenieśli bezpiecznie sprzęt, relokowali oddział na wyznaczony posterunek tymczasowy… i jeszcze nikt nie zginął, chociaż z opowieści Carli wynikało że atmosfera zaczynała się zagęszczać i ciążyć.
- Carlos, zapamiętane - Pereira odpowiedziała krótko aby łatwiej zapamiętać imię prawej ręki Miguela. Od czegoś należało zacząć.
- Orientujesz się na kiedy wyznaczono najbliższą odprawę? - zadała swoje pytanie patrząc przez lusterko wsteczne na twarz ich przewodniczki.

- Nie bardzo. Wiem, że wczoraj była długa narada z Miguelem. Gadali prawie od południa do północy. Ale potem Miguel wyjechał a jak Buck coś postanowił z resztą to nie wiem. Ja miałam rano przyjechać po was i was odebrać i zawieźć na miejsce. Ale jak przyjedziemy na rancho to można zapytać. - Carla na ile mogła obróciła się chociaż bokiem aby złapać kontakt wzrokowy z dwójką na tylnej kanapie taksówki. Jednak akurat na to pytanie nie znała odpowiedzi.

- Ominęła nas zbędna dawka przydługiego, nudnego pierdolenia i dostaniemy zjadliwy skrót który damy radę ogarnąć? Balle! - Euricio odegrał rozbawionego, prostego trepa. Za to Kubanka pokręciła głową, dmuchając dymem z papierosa przez uchylone okno. Na razie nie wiedzieli na czym stoją, ale mieli już odpowiedź gdzie szukać. Wyglądało że trzeba zostawić graty i złapać Bucka, albo kogoś obeznanego w temacie.
- Jak stoimy z zapasami medycznymi? - Kubanka zadała najważniejsze dla siebie pytanie, jednak jej towarzysz machnął na to ręką.
- Mieliście próby wtargnięcia czy jeszcze nie zorientowali się co i jak? Były jakieś większe problemy? - dołożył swoje pytania.

- No na razie wojsko ani policja nie zrobiły nam wjazdu na chatę jeśli o to pytasz. - Carla uśmiechnęła się do Latynosa chyba trochę rozbawiona jego albo swoją uwagą. Dimitri niemo potwierdził to skinieniem głowy ale dalej nie wtrącał się do rozmowy tylko pewnie prowadził swoją maszynę słonecznymi ulicami swojej ojczyzny.

- Myślę, że chyba jeszcze o nas nie wiedzą. W każdym razie nic na to nie wskazuje. Mamy czujki wokół ranczo i ostrzegą nas gdyby coś jechało. W policji też mamy swoje wtyki trudno by im było coś dużego zorganizować całkiem skrycie. Z wojskiem gorzej bo oni prawie wszyscy są z kontynentu. To tam nie tak łatwo umieścić kogoś z naszych. - powiedziała zerkając na sąsiada a ten znów poważnie skinął głową nadal się nie odzywając.

- Ale lepiej wyglądać jak turysta. Tu jest ich pełno, sami widzieliście na lotnisku. Macie zagraniczne paszporty to dobrze pasuje do tej roli. - zadumała się na chwilę czy coś miała jeszcze do powiedzenia w tym temacie ale chyba nie.

- A z zapasami medycznymi no mamy paru zaprzyjaźnionych lekarzy i pielęgniarek co pracują w szpitalu albo przychodni. Gdy coś potrzeba to korzystamy z ich pomocy. Na wizyty domowe, czasem się udaje wpisać kogoś jako pacjenta pod fałszywym nazwiskiem. No ale oczywiście sami na własność to nie mamy żadnego szpitala ani nic takiego. Ja w razie czego mogę załatwić pokój w moim hotelu. Znaczy w tym gdzie pracuję. Jakby ktoś potrzebował się ukryć albo doglądać. Myślę, że wizyty lekarza też by się dało zorganizować. - zastanawiała się znów chwilę nad tym tematem o jaki pytała Kubanka. Pokiwała głową i zgadzając się z własnym pomysłem.

- Broni nie mamy. Wiem, że szukamy miejsca na strzelnicę aby można było trenować. Ale z bronią to słabo. O tym też mieli wczoraj rozmawiać no ale nie było mnie tam to nie wiem co postanowili. Carlos nam pewnie powie ale dzisiaj jak jechaliśmy po was to jeszcze go nie było na rancho. - znów spojrzała na kierowcę a ten milcząco znów potwierdził jej słowa skinieniem głowy.

- Ja to się raczej zajmuje opieką nad wami, oprowadzaniem po wyspie no i kwaterunkiem. Takimi typowymi militarnymi sprawami to tak z przypadku. - rzuciła jeszcze tonem wyjaśnienia dlaczego nie jest zbytnio zorientowana w strategii nadchodzących działań.

- A ja mam taksówkę. Mogę was zawieźć. Jak gdzieś potrzeba. Ostatnio dużo jeżdżę. Na lotnisko i z powrotem. Przywożę was na rancho. Czasem po kilka razy dziennie. - niespodziewanie Dymitri się odezwał. Miał dość krótkie i ciemne włosy a mówił oszczędnymi, krótkimi zdaniami. Teraz jego koleżanka potwierdziła jego słowa kiwaniem głowy.

- Czyli jeśli potrzeba coś załatwić poza naszym zakresem obowiązków zgłaszamy się do ciebie - Lyra popatrzyła na Carlę, a potem przeniosła wzrok na kierowcę - A jeśli potrzebujemy się przemieścić lub coś przewieźć idziemy z tym do ciebie.
- Chyba zapamiętamy - Otero wyszczerzył się i chyba miał zamiar powiedzieć coś jeszcze, lecz Kubanka go ubiegła.
- Zapamiętam i w razie czego ci przypomnę - dodała.

***


Jeśli otoczenie rajskiej wyspy i ekskluzywnego hotelu jaki aż się prosi żeby w nim spędzić wakacje, jeśli jest się oczywiście bogatym białasem, na moment przytępiało główny cel misji i przykrywało obietnicą dobrej zabawy podczas długich wieczorów to wystarczyło przekroczyć próg domu aby czar prysnął.
Jedno spojrzenie na znajome mordy spoglądające ku wejściu rozwiało wszelkie wątpliwości, a im dalej w głąb sali tych było ich więcej.
Magia wyparowała, została proza dnia codziennego i widmo rodzącego się konfliktu na karku. Aż chciało się zakląć.
Kubańczycy, jak to Kubańczycy, mieli masę swoich powiedzeń, jednym z nich jest „falta de respeto” co oznacza „brak szacunku”. Tym stwierdzeniem potrafią skwitować wszystko. Przykład?
- Nie ma karniaka? Falta de respeto! - widząc co się dzieje Otero zaczął od nieśmiertelnego marudzenia, a jego towarzyszka uśmiechnęła się krzywo.
- No es facil - poklepała go współczująco po ramieniu, mniej współczująco wciskając w ręce swoje bagaże chwilę później aby w pełni poczuł, że “nie ma lekko”.
- Hola, gdzie tu można zrzucić graty? - przywitała się bo tak nakazywał obyczaj.

- Hola, hola! Dobrze, że już jesteście! Jak wam się leciało? - Tercio przywitał się wesołym pozdrowieniem ręki. No i po hiszpańsku. W końcu grenadier był rodowitym Hiszpanem. Siedział przy małym stoliku i z pomarańczowym sokiem w dzbanku i szklance wyglądał jak esencja turysty w niedzielny, wakacyjny poranek. On, kanadyjski snajper DD i fan gliniarzy z Miami z amerykańskiej kawalerii powietrznej oglądali jakiś film na telewizorze. Przy tym soku i śniadaniu.

- Cześć. Miło was widzieć. Pokoje są na górze. Jeszcze jakieś wolne zostały. Możecie sobie coś wybrać. - włoski karabinier wychodził gdzieś z korytarza gdy się na nich natknął. Przywitał się z uprzejmym uśmiechem wskazując na korytarz z jakiego przyszedł.

- Mogę was zaprowadzić. - zaoferowała się Carla do roli przewodniczki.

- Nie spadliśmy do morza, a to już coś - Carvalho odpowiedziała Hiszpanowi poważnym tonem nie wdając się w detale. Nie przepadała akurat za tym środkiem podróży i najbardziej cieszyła się, że już są na ziemi i przez najbliższy czas nie zanosi się aby musieli manewr z samolotami powtarzać.
- Mieli dobre żarcie, gdzieś z tyłu siedziała parka z dzieciakiem, ale przez większość drogi nie piłował mordy. No i tam przynajmniej dało się liczyć na drina - Kubańczyk przerzucił przez ramię swoją torbę, wziął też walizkę Lyry patrząc na nią z góry.
Nie zrobiła mu tej przyjemności, nie nazwała pantoflem i nie dała powodu do nowej porcji narzekania.
- Gdyby Bóg chciał dałby ludziom skrzydła żeby latali - mruknęła po hiszpańsku, odmachując ekipie kinomanów.
- Gdzie Buck i reszta? Coś straciliśmy? - spytała, a w tym czasie Euricio zwrócił się do ich przewodniczki.
- Bien, gracias.

- W jadalni. - Włoch wskazał przeciwny kierunek niż sam właśnie przyszedł. Widać tam było korytarz i dwuskrzydłowe drzwi pewnie do tego pomieszczenia co mówił.

- To jeszcze zdążycie, chodźcie, pokażę wam te pokoje. - manager jednego z tutejszych hoteli dała znać aby podążyć za nią. Ruszyli tym korytarzem co przyszedł włoski policjant a potem po schodach na górę. Tam spotkali się z Dravą.

- O! Przyjechaliście? No nareszcie! To dobrze. To prawie komplet. - bośniacka sanitariusza i okazyjny saper przywitała się z uśmiechem na widok duetu jaki do nich dołączył. Szła kompletnie w turystycznym stylu czyli szortach do kolan, klapkach i koszulce na krótki rękaw. Do tego z ręcznikiem przewieszonym przez ramię. - Właśnie szłam na basen. Świetna woda. No i nie zostawia soli jak ta z morza. - wskazała dłonią na ten ręcznik.

- Sara! Que bueno verte! Dobrze cię widzieć - Kubanka ucieszyła się autentycznie, drugi Latynos też się wyszczerzył.
- Hola chica, a nie macie tam gdzieś strefy dla nudystów?

Sanitariuszka najpierw zamrugała oczami zaskoczona takim pytaniem. Bo samym serdecznym powitaniem to się szczerze ucieszyła. I zaraz roześmiała się z nieco rozbawionym zakłopotaniem.

- A wiesz, że nie wiem? Nie bardzo się stąd ruszamy. Tylko Lando i Tweety gdzieś łażą no ale wiesz jakie z nich powsinogi. Carla mamy takie plaże tutaj? - Jerković wciąż rozbawiona machnęła ręką, że chyba tkwią tu jak na razie w pewnym zawieszeniu na tym rancho. Zanim się wszyscy zbiorą do kupy i postanowią co dalej. Ale Holender i Szwajcarka faktycznie mieli opinię niespokojnych duchów co nie lubią siedzieć w miejscu.

- Tak, mamy. Tylko nie wszystkie. Musiałabym wam wytłumaczyć które. Albo Dymitri by mógł was zawieźć. Bo nie na każdej można. Ale u nas co chwila jest jakaś plaża, niektóre całkiem puste i dzikie to na takich też nikt chyba nie powinien wam zaglądać w paradę. - Carla w pierwszej chwili też chyba była zaskoczona pytaniem no ale podeszła do tego jak profesjonalna przewodniczka i manager jaka mogła zorganizować każdą rozrywkę swoim gościom. Też wydawała się rozbawiona pomysłem ale w życzliwy sposób.

- A mają tu normalny bar bez konieczności brania bryczki od Dymitra? - spytał Euricio, a Lyra prychnęła strofująco.
- Nie jesteśmy na wakacjach, pamiętasz?
- A pierdolisz, tu o tradycję chodzi. To jak z zasadą pierwszej wypłaty
- stwierdził z namaszczeniem - Trzeba ją przepić z kolegami z pracy.
- Ale ty nie masz kolegów, a tym bardziej w pracy
- Carvalho wyraziła powątpiewanie, a on spojrzał na nią jak na zdrajcę.
- Wiesz co el chocho? Spierdalaj.
- Tranquillo un putón. Najpierw byś musiał mnie zacząć gonić.
- Czy ja ci wyglądam na pojebanego?
- spytał i szybko zrozumiał swój błąd gdy kobieta zaśmiała się krótko. Miała jednak dobre serce, albo był dzień wspólnej dobroci bo nie ciągnęła tematu, a on również udał że sprawa nie miała miejsca.
- Dobra, zostawimy fanty i zobaczymy co u reszty. Nic nie wybuchnie to się złapiemy na basenie. Pasuje? - powiedziała sanitariuszce wracając do standardowo spokojnej miny.

- No pewnie. Będę czekać. Jak jest ładna pogoda to to tutaj chyba najlepsze miejsce. - Bośniaczka pokiwała głową, pomachała im na pożegnanie i ruszyła w dół schodów na ten zewnętrzny basen co gdzieś tu miał być.

- A taki minibar jest tutaj i w głównym domu. Mogę was obsłużyć jeśli chcecie. Ale uznaliśmy, że pewnie wolelibyście nieco prywatności, znaczy w ogóle wszyscy, to tylko przynosimy tu posiłki. Zależało nam abyście się mogli chociaż trochę poczuć jak u siebie. Ale w domu gospodarzy to już urzęduje obsługa na stałe to na pewno coś do wypicia się znajdzie. A teraz chodźcie, pokażę wam te pokoje. - Carla też pożegnała Dravę z uśmiechem a sama machnęła dłonią aby wznowić marsz na piętro. Przy okazji wyjaśniła jak tutaj jest z tym barem, alkoholami i pokrewnymi tematami.

Potem Carla zaprowadziła ich na górę. Otworzyła kilka pokojów aby Kubańczycy mogli sobie coś wybrać. Pokoje były całkiem niczego sobie. Takie jak w hotelach dla bogatych turystów. Raczej niczego tu nie brakowało. Miały nawet łazienkę gdzie można się było odświeżyć. Carla oprowadziła ich jeszcze po większej wspólnej łazience na końcu korytarza, wyjściu na taras z widokiem na ów basen o jakim mówiła Bośniaczka z Sarajewa. I tam też na leżakach albo w basenie spotkali parę znajomych osób. Wyglądało to dość sielankowo, jakby naprawdę grupka turystów przyjechała tutaj na wakacje.
Niestety nie przyjechali na urlop, dlatego zostawili graty i chcąc nie chcąc zeszli z powrotem na dół.
- Myślisz że nasza łysa wróżka skończyła już żreć? - Lyra mruknęła gdy znaleźli się parę kroków od drzwi.
- Zależy kogo i czy był duży - Otero susząc zęby nacisnął na klamkę.
Jęknęła sprężyna otwieranego zamka.
 
__________________
Adeptus Mechanicus inkantujący litanię dekontaminacji sarkofagu Rodowicz między cyklami jej odmrażania i ponownej hibernacji

Ostatnio edytowane przez Sonichu : 01-09-2022 o 02:54.
Sonichu jest offline