Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2022, 04:31   #59
Pliman
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
- Słuchaj no! - Powiedział Roy, wcale nie takim miłym tonem do Laverne - Oczywiście, że paliwo tam jest! I oczywiście, że każdy z nas tam był po 20 razy! Tankowaliśmy pojazdy, braliśmy w kanistry do generatorów. Zanim nie przypałętała się masa Zombie, zanim paru naszych przyjaciół nie zginęło, i zanim nasza grupka nie miała rozłamu, i część odjechała w cholerę! Więc może już starczy tego cholernego przesłuchania, i albo nam pomożecie, albo spadajcie?!
- Roy… - Szepnęła jego żona, starając się uspokoić mężczyznę.
- Proszę się nie denerwować - Odpowiedział nad wyraz spokojnie Shuren - Żyjemy w podłych czasach. Jest wielu oszustów i wielu nieciekawych ludzi. Na pewno przez te lata musieliście trafić na takich. Nikt z nas nie mówi, że wy właśnie tacy jesteście. Rozumiecie chyba, że zanim podejmiemy się handlu, pomocy to chcemy upewnić się, że zyskamy to co nam obiecaliście. Zaprowadźcie nas najpierw do paliwa, jak upewnijmy się, że jest to później Thomas jak powiedział, sprawdzi, czy uda się naprawić wasze auto. Swoją drogą. Skoro macie zamiar stąd odjechać, to może wskażcie też naszemu mechaników generator? Jak mówicie był działający, więc może da się z niego coś wyciągnąć, jeżeli i tak stąd wybywacie.
- Generatory puste… bo właśnie nie umiemy się dostać do paliwa - Powiedział spokojnym tonem Ezekiel. A Roy usiadł na dupie, uspokajany przez żonę, mamrocząc pod nosem bardzo cicho jakieś przekleństwa…
- Czyli zanim cokolwiek zaczniemy robić to trzeba pozbyć się zombiaków. W ogóle w jaki sposób one was tu zablokowały? Ktoś je nasłał, czy same przylazły? - Zapytał Chińczyk.
- Przylazły - Wtrącił się w rozmowę Daniel - Po trochu, po trochu… aż w końcu było ich za dużo.
- Dobra, skończcie już to gadanie - powiedział Thomas. - Najpierw muszę zobaczyć wasz samochód. Jeśli nie będzie tam zbyt wielu zombie, to się ich pozbędziemy. Wiecie chociaż, co w nim nawaliło?
- Coś z… silnikiem? Nie chce odpalić… - Powiedział Ezekiel, wzruszając ramionami.
- Czyli najpierw dachem do miejsca, gdzie postawiliście auto. Później wyeliminować zombiaki, które już tam są, potem Thomas zerknie na silnik czy cokolwiek tam się to stało, tak? - starał się jakoś generalnie usystematyzować. - Skoro tak, może po prostu chodźmy tam, a siostry oraz Traper zostaną przy naszych rzeczach? - konował pozwolił sobie zaproponować, ktoś musiał pilnować, zaś piesek nie chodził wysokimi miejscami. Laverne więc musiał zostać. On oraz siostry pilnujące Skarbu oraz rzeczy - wystarczyło. Poprowadzi nas pan? - spytał nerwowego Roya.
Nakpenie średnio uśmiechał się pomysł łażenia po dachu. To było dobre dla nastolatków. W jego wieku niekoniecznie. No ale chciał, nie chciał trzeba było wspiąć się razem z innymi na budynek. Przy okazji będzie można się rozejrzeć i ocenić z góry ilość wałęsającego się po lotnisku tałatajstwa. Nie ma tego złego…
- To ja też pójdę! - Powiedział Daniel.
- Nie… ty zostaniesz - Odezwał się niespodziewanie Ezekiel, a Daniel zrobił markotną minę.
- To może ja? - Spytała ciężarna Amanda.
- Jeśli chcesz… - Dziadek kiwnął potakująco głową, a azjatka się uśmiechnęła.
- Pozbędziemy się tych paru zombie, co koczują obok samochodu, a gdy ja zajmę się silnikiem - powiedział Thomas - wy - spojrzał na tych, co wraz z nim mieli ruszyć na wyprawę po dachach - możecie sprawdzić, czy w miarę bezpiecznie można się dostać do budynku z paliwem. W końcu znaczną część zombie odciągnęliśmy, więc w pobliżu nie powinno ich zostać zbyt wiele.
Nakpena jako lekarz, no może bardziej jako znachor - choć kto w tych czasach patrzył na uprawnienia - skrzywił się na pomysł wysyłania kobiety w ciąży na dach.
- Czy to oby na pewno rozsądne? Nie chciałbym żeby ta eskapada zaszkodziła dziecku i przyszłej matce - powiedział.
- Owszem faktycznie - wyraził się bezosobowo Mach. - Szanowny kolega - wskazał Nakpenę - wyraził słuszną opinię, jako człowiek oraz jako lekarz. Przypuszczam, że jeśli ktoś spośród państwa, albo pani Amanda potrzebowaliby konsultacji, udzieli wsparcia.
"Ciąża nie choroba", Thomas przypomniał sobie znane powiedzenie. Ale nie wtrącał się do dyskusji, jako że ani nie był lekarzem, ani - tym bardziej - nigdy nie był w ciąży.
- Poradzę sobie. Tam nie ma nic, co by było problemem, dla mojego stanu? - Wzruszyła ramionami Amanda.

- To macie coś do jedzenia…? - Powiedziała niespodziewanie, cichutkim głosem Laureene. A Amy spojrzała na nią, a potem po swoim towarzystwie…

- Mamy... trochę - powiedział Thomas, po czym wyciągnął z plecaka jedną puszkę i podał ją Josephine. Dla takiej grupy było to tyle, co nic, ale kobiety i dzieci mogły przynajmniej coś zjeść.

Tymczasem Nakpena ruszył w kierunku wyjścia na dach. Nie naciskał dalej w temacie ciężarnej. W sumie to nie jego sprawa. Indianin planował się rozejrzeć. Chciał ocenić ilość zombie i zlokalizować tak zepsuty samochód jak i obiecane paliwo.

Wejście na dach nie wymagało żadnych akrobacji… ot po drabinie w górę, już przez otwarty właz, i po chwili na nim byli. A sam dach, płaski jak cycki jakiejś nastolatki, więc luzik.

Prowadziła ich ciężarna, radząca sobie świetnie z wszelkimi czynnościami, więc obawy co niektórych były chyba bezpodstawne… po przejściu kilkunastu metrów, zatrzymali się przed kolejnym włazem w dachu.
- Tam na dole, tamtędy do auta - Powiedziała Amanda - Otworzy ktoś? - Wskazała palcem na dosyć ciężki właz.

- Ej, a pewnie was ciekawi, czemu Ezekiel nie chciał tu Daniela, co? - Zagadał towarzyszy Roy, robiąc dosyć posępną minę - Tam na dole, gdzie auto, tam jest brat Daniela, już jako Zombie… gościu w czerwonej kurtce… miał pecha… dobra, to co, leziecie tam wszyscy, czy jak? Bo tam z dachu, to widać lepiej wejście do innego budynku, gdzie paliwo - Wskazał kierunek.

- Liao, Nakpena, dacie sobie radę z tymi zombiakami? - spytał Thomas, spoglądając z góry na podwórze i znajdujące się tam potworki.
- Raczej bez problemu, prawda towarzyszu? - Liao skierował swoje słowa do Indianina - Najlepiej załatwić je po cichu, aby nie ściągnąć reszty zombiaków z drugiej strony budynku.
Nakpena skinął głową. Zabijanie zombi nie było dla niego pierwszyzną. O ile w ogóle można zabić coś co już i tak jest martwe…
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Pliman jest offline