Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-08-2022, 21:09   #51
 
Sonichu's Avatar
 
Reputacja: 1 Sonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputację
Kurwa mać - tak chyba najłatwiej dało się skomentować ich aktualną sytuację. Niby nie działo się jeszcze nic tragicznego, bo być może pierwszy, jednak nie ostatni raz przyjdzie im się na pustkowiach strzelać z imbecylami łasymi na nie swoje graty… jednak wołane przez młodszą siostrę imię, jej imię, zadziałało na blondynkę niczym smagnięcie biczem po plecach. Uniosła głowę i nie myśląc rzuciła się siostrze na pomoc. Obok jej twarzy śmignęła strzała z łuku, która wbiła się w biurową ścianę… Eve miała dużego farta.

Thomas wpadł pierwszy do pokoju, Evelyn tuż za nim. A tam… brak Amy. Dove chowająca się za biurkiem, jakiś frajer martwy na podłodze z rozpieprzonym torsem po śrucie z obrzyna, oraz jakaś dziwaczna baba, z równie dziwaczną spluwą, chowająca się za szafą. Jedno uderzenie serca, uniesienie lufy w odpowiednim kierunku, pociągnięcie za spust. Tyle było czasu na cokolwiek…
… i babsko strzeliło pierwsze, do Thomasa. Oberwał w prawe ramię, kalibrem nieznanego pochodzenia, choć odczucie było, jakby dostał z fuzji na grubego zwierza. Rozwaliło mu rękę wielką dziurą, wśród fontanny krwi, i strzępów tkanki.
Thomas wypuścił karabin i przyklęknął, nieporadnie, lewą ręką próbując sięgnąć po pistolet.
Wysoka blondynka nie dała jej strzelić ponownie, ciesząc się po cichu że Dove nic nie było, a to najważniejsze. Brak gówniary irytował, jednak czego innego mogli się spodziewać? Liczyła tylko że dzieciak schował się gdzieś do szafy albo pod stół, a jeśli nie najpierw zabiją wszystkich agresorów, a potem wytropią zgubę. Wszystko po kolei i w swoim czasie. Trzy strzały z karabinu, trzy trafienia po torsie, i baba z dziwną pukawką padła martwa z łomotem na pysk…
Thomas z pewnym zdziwieniem stwierdził, że jednak ręka mu nie odpadła... co nie znaczyło, że miał powody do radości.
- Dajcie mi jakąś szmatę... a potem zrobimy z niej - spojrzał na leżącą na ziemi kobietę - tarczę i pójdziemy polować na pozostałych.

Po kilku chwilach, okazało się to jednak zbędne. Bandziory uciekły, odpuszczając dalsze ataki, no i ponosząc spore straty…

Było po wszystkim.

Dzikusy odparte, można było lizać rany. A Amy była schowana w szafie, i bladej dziewczynce najwyraźniej nic nie było.
Evelyn sprawdziła co z siostrą, z przesyłką, a potem z karabinem w gotowości ruszyła na obchód. Za nią ruszyła Dove, ściskając w dłoniach obrzyna. Trzeba było upewnić się, że nie została po rabusiach żadna niespodzianka.
 
Sonichu jest offline  
Stary 18-08-2022, 20:36   #52
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Potyczka z drabami została zakończona. Kilku z nich zabito, a reszta uciekła… we własnych szeregach zaś ofiar nie było, jedynie kilku mniej, lub bardziej rannych. A mogło się to wszystko w sumie skończyć o wiele gorzej. Ufff…

Thomas oberwał paskudnie w ramię z jakiegoś samopału, i był najciężej ranny. Nakpena i Liao bełtami kuszy po plecach, do tego indianin miał osmolone buty od ognia… Mach popalone spodnie, i (niestety) i nogi. Chociaż w sumie minimalnie, ale bez jakiejś dobrej maści się nie obejdzie. Na szczęście jego "INTERES" nie ucierpiał w najmniejszym stopniu. Ufff…

~

Po zabezpieczeniu terenu, dokładnemu sprawdzeniu, czy na pewno fujary uciekły, i opatrzeniu ran, można było zainteresować się pokonanymi, i ich badziewnym sprzętem.

Bo w sumie był badziewny.

Łuk i siedem strzał, nóż myśliwski.

Pordzewiały Colt Double Eagle, 10mm, do tego zacięty, z ledwie 6 nabojami w magazynku, i znowu nóż…

Maczeta, nóż, Ruger Service-Six (.38S revolver), z jedynie 2 nabojami w bębenku.

Oszczep, kastet, dwa małe scyzoryki.

Kolejny łuk i 12 strzał, nóż wojskowy. Bejzbol nabijany gwoździami, nóż.

Podwójna kusza(z podwójnym spustem), maczeta z rękojeścią-kastetem ze szpikulcami. Dwa noże kuchenne.

Dwie maczety domowej roboty, 9 różnych noży i szpikulców, zapalniczka, kusza z… dwoma bełtami do podpalania.

Gruba, drewniana noga od stołu(maczuga), owinięta drutem kolczastym, 4 noże do rzucania. Siekierka do rzucania.

Walter PPK, 4 naboje w magazynku, nóż kuchenny, 2 metry drutu,

Dziwaczna fuzja-samopał, na amunicję… 7.62mm, z bębenkiem, a w nim 3 naboje. Gaz-rurka, łom, Poker kominkowy.

To byli frajerzy. To były słabo uzbrojone dzikusy. I żadnych kamizelek, żadnych innych rzeczy wartych uwagi, obleśnie wyglądające ciuchy, i same śmieci po kieszeniach. I w sumie… to nawet mogli być kanibale? Po tym jak wyglądali, jak się ubierali, jak wyglądały ich ciała… brrr.

No ale… no ale fiuty przebiły i dwie opony pickupa. Pewnie z zemsty, gdy przegrywali. Prawa przednia, i prawa tylna… Thomas! A no tak, on ma rozbebeszoną rękę.

Blada i roztrzęsiona Amy, co chwilę zasłaniała oczka, na widok trupów i krwi… i trochę za szybko oddychała.

Godzinę później ruszyli w dalszą drogę.


***

67 kilometrów dalej, i po kolejnej godzinie jazdy, pojawiło się Springfield.

A w motorach, dno baku. Ford zaś miał jeszcze grubo połowę. Pokonali już ogólnie 320km, i nadszedł czas zatankować Harley'e… a tu niespodzianka, i to chyba z tych milszych.

Na jednej z pordzewiałych, wypłowiałych tablic na autostradzie, od owego Springfield, ktoś wypisał sprayem:

"Mamy paliwo. Lotnisko".

Konkretnie, krótko, na temat. Ktoś oferujący paliwo zapewne poprzez jakiś handel. No i w sumie, tak. To ich interesowało, i to bardzo. Zobaczy się jaki handel, ostrożnie, spokojnie, może będzie warto. Paliwo w końcu było BARDZO potrzebne, może nawet i bardziej, niż amunicja… no dobra, na równi.

Paliwo, amunicja, jedzenie.

Te 3 podstawy decydowały o przeżyciu, i powodzeniu ich misji… i w sumie o losie każdego.

~

Abraham Lincoln Capital Airport, czy jakoś tak. Ledwie kwadransik z autostrady.


Wielkie lotnisko, dawniej pewnie pełne ludzi, i startujących i lądujących samolotów, było w opłakanym stanie. Wszystko zdezelowane, zarośnięte… puste i ciche.

Ale były i Zombie.

Dużo Zombie.

"Ja-pierdolę" Zombie. Aż tyle. Setka?? Dwie??

Truposze szlajały się bez celu po całym terenie lotniska, po budynkach, placach, parkingach… pasach startowych.

A gdzieś tam daleko, coś błyskało z jakiegoś budynku. Ktoś dawał sygnały lusterkiem? Owy ktosiek od paliwa?

Jedna uliczka, a potem pasy startowe, i do owego budynku.






***
Komentarze za chwilę.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 19-08-2022, 15:32   #53
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
Nakpena był w furii, chciał zabijać kolejnych wrogów. Jednak okazało się, że nie ma już kogo. Łachmaniarze, którzy ich zaatakowali albo gryźli piach, albo uciekli gdzie pieprz rośnie.

Kiedy Indianin upewnił się, że są bezpieczni zajął się opatrzeniem nieprzyjemnej rany na plecach swojego chińskiego przyjaciela. Jednocześnie starał się robić dobrą minę do złej gry, udając że obrażenia, których sam doznał są znacznie lżejsze niż były w rzeczywistości. Kiedy skończył zalecił Liao odpoczynek i zaczął rozglądać się za Machem. Okazało się, że młody lekarz ma pełne ręce roboty. Thomas oberwał gorzej niż Liao i Nakpena razem wzięci. Jakiś pieprzony samopał dużego kalibru prawie urwał chłopakowi rękę. Trzeba było zapomnieć o bólu i zająć się bardziej potrzebującym.
- We dwóch zrobimy to lepiej i sprawniej - zaproponował Yishengowi – dołączając do przeprowadzanego przez niego zabiegu.
Dopiero kiedy skończyli Nakpena przyznał się, że sam też potrzebuje pomocy lekarza…

Po zdezynfekowaniu i opatrzeniu rany Indianin zaczął rozglądać się po okolicy, szukając jakiegoś przydatnego sprzętu, który mogły zostawić po sobie pokonane przed chwilą dzikusy. Było sporo noży. Nakpena uśmiechnął się sam do siebie pod wąsem i zaczął je zbierać. Nóż myśliwski? Bierzemy. Maczeta? Oczywiście! 4 noże do rzucania? Powędrowały do kieszeni. Co jeszcze? Łom i szpikulec. Starczy. Nie ma co przeciążać motoru. Z resztą niech inni też coś z tego mają.

Nie było czasu na odpoczynek i lizanie ran. Opatrunek założony przez Macha trzymał się dobrze. Dziura w plecach jakoś bardzo nie dawała o sobie znać. Wprawdzie bandziory przebiły dwie gumy w fordzie, jednak - na szczęście - nie tknęły motorów. Ekipa szybko uwinęła się z naprawami. Można było jechać.

Ujechali spory kawałek, kiedy Nakpena spostrzegł, że w jego motorze świeci się kontrolka rezerwy.
Szybki kontakt przez krótkofalówkę z Liao. U niego to samo. Trzeba tankować. A tu nagle… Jakby na życzenie! Mamy paliwo! Lotnisko. Oczywiście pojechali. Nakpena nie był wprawdzie do końca przekonany o słuszności tej decyzji, kto wie czy to nie jakaś podpucha i kolejna zasadzka okolicznych świrów? No ale weź tu rozmawiaj z młodzieżą. Indianin starał się mieć oczy dookoła głowy. Jedyne co widział to hordy włóczących się po okolicy zombi. No ale przecież one tej tabliczki nie napisały. Chyba, że tabliczka jest stara, a jej autor został już dawno pożarty. Zaraz się przekonamy...
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?

Ostatnio edytowane przez Pliman : 19-08-2022 o 15:34.
Pliman jest offline  
Stary 21-08-2022, 22:27   #54
 
Elenorsar's Avatar
 
Reputacja: 1 Elenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwu
Shuren nie był w humorze. Dalej obolały wydarzeniami z dnia poprzedniego po zawalonym na niego regale, to poranek nie powitał go ani trochę milej. Seria wystrzałów, a następnie ostry ból w plecach, czym okazała się strzała… oby nie zatruta. Pomysł, aby wyjść oknem i zajść drabów od pleców był idealny. Dwóch mężczyzn szybko załatwiło resztki ich bandy, która nie uciekła. Strzała z łuku Liao poszybowała wprost w tył karku jednego z obdartych typków, lecz zanim strzała do niego dotarła Chińczyk zdążył wypuścić drugą w jego stronę, która ostatecznie miała trafić cel między łopatki, czego sam mistrz walki nie zobaczył, chociaż dokładnie wiedział gdzie uderzy, a sam obraz tego obejrzał kilka minut później, gdy zabierał ponownie swoje strzały z ciała nieboszczyka - to właśnie lubił w swojej broni. Amunicja, o ile była możliwość, nie marnowała się. W tym momencie jednak nie patrzał na lot strzały, bo napinał ponownie łuk w kierunku kolejnego przeciwnika, ale nie zwolnił cięciwy. Mężczyzna padał już martwy z nożem wbitym pod żebra przez Nakpenę.

Gdy już było po wszystkim i upewnili się, że na pewno nikt więcej ich nie niepokoi, Indianin opatrzył jego ranę. Liao nie oferował rewanżu. Wiedział, że są bardziej kompetentne osoby do zajęcia się jego plecami, a wolał nie zabierać się za coś na czym się nie zna. Kiedy ci co potrafili opatrywali rannych Liao poszedl w stronę swojej ofiary, z której wystawały dwie strzały. Bez żadnych ceregieli wyciągnął je z truchła, a krew i inne pozostałości wytarł o kurtkę nieboszczyka. Później zaczął przeszukwać ciała denatów w celu zebrania co ciekawszych rzeczy, a wiedział że conajmniej dwie rzeczy interesujące go tam będą, bo je widział.

Zaproponował, aby ci co są wolni poznosili to co uznają za warte w jedno miejsce, przy pojazdach. Później zdecydują co warto będzie zabrać, na co będzie miejsce. Między czasie Liao zabrał jeszcze swoją linę, która przysłużyła im się do schodzenia na parter, a gdy wszystkie rzeczy znalazły się w jednym miejscu Chińczyk posegregował je na kategorię. Uwielbiał porządek, gdy jest poukładane to wszystko musi się udać. Na segregację też miał czas. Ktoś musiał naprawić przebite opony, a on się na tym nie znał, a że nie lubił być bezużyteczny, więc zajął się tym co może się przydać.

- Słuchajcie co udało nam się zebrać - Powiedział Chińczyk, gdy skończył swoją pracę - Mamy następujące rzeczy. Z broni dystansowej:
* dwa łuki,
* zwykła kusza,
* podwójna kusza,
* 19 strzał,
* dwa bełty do podpalania,
Z broni palnej:
* pordzewiały Colt Double Eagle 10mm,
* Ruger Service-Six,
* Walter PPK
* fuzja-samopał na amunicję 7.62mm z bębenkiem,
Z amunicji:
* 3 sztuki 7.62mm,
* 4 sztuki PPK,
* 6 sztuk 10 mm,
* 2 sztuki .38S,
Z broni białej:
* nóż myśliwski,
* nóż wojskowy,
* 9 różnych noży i szpikulców,
* 3 noże kuchenne,
* 4 noże do rzucania,
* 3 inne noże,
Łącznie 21 noży, dalej:
* maczeta,
* 2 maczety domowej roboty,
* maczeta z rękojeścią-kastetem ze szpikulcami
Łącznie cztery sztuki, kolejne - Liao wyliczał dalej nie sprawdzając, czy ktoś go słucha czy nie, mówił nawet sam dla siebie:
* siekierka do rzucania,
* gruba, drewniana noga od stołu ala maczugą, owinięta drutem kolczastym,
* bejsbol nabijamy gwoździami,
* łom,
* oszczep,
* kastet,
* 2 małe scyzoryki
* zapalniczka
* 2 metry drutu,
* gaz-rurka,
* poker kominkowy.

Nastąpiła dłuższa pauza, kiedy Shuren skończł wyliczanie. Podniósł wzrok z zebranych rzeczy i spojrzał na towarzyszy.
- Jak widać w większości nic bardziej wartościowego - Podsumował - Moim zdaniem jeżeli ktoś uważa, że może mu się coś z tego przydać powinien dobrać to do swojego indywidualnego ekwipunku, a resztę można złożyć na pace lub rozłożyć też część po motorach, w razie czego będzie czym handlować. Może to niewiele, ale komuś może się przydać wzmian za coś. Jeżeli nikt nie ma nic przeciwko to wziąłbym strzały, bełty, tę podwójną kuszę oraz drut.

***

Niedługo później Shuren mógł znów poczuć wiatr na ciele dzięki rozpędzone maszynie pędzącej po autostradzie. Nie ujechali dużo i Nakoena odezwał się po radiu. Rezerwa. Liao spojrzał u siebie. No tak. Jeszcze się nie świeci, ale wskazówka tuż przed czerwoną kreską. Czyli prawie dno baku. Trzeba stanąć i zatankować. Szukajac dogodnego miejsca na postój zobaczyli ciekawa informację. Ktoś ma paliwo. Na lotnisku. Grzechem byłoby nie wykorzystać takiej sytuacji. W końcu paliwa będzie im brakować, beczka nie starczy, aby dojechać do celu i wrócić. Decyzja padła, aby sprawdzić informację.

Gdy zbliżyli się do lotniska Chińczyk stracił nadzieję na handel. Dobre ponad setka Zombiaków chodziła siebie swobodnie po lotnisku. Najwidoczniej informacja musiała być przestarzała i tyle. Nie pozostało nic innego jak zatankować i wracać na trasę. Nadzieję na możliwość zatankowania przywróciły dziwne błyski świtała gdzieś z daleka. Żywy człowiek. Ale, czy to ten od paliwa, a może ktoś zwyczajnie tam utknął? Nie ważne i tak warto to sprawdzić. Masa Zombie może też świadczyć, że nie było to zbyt często odwiedzane miejsce, chyba że truposze to nowy wystrój Abraham Lincoln Capital Airport. Jedno było pewne. Przed nimi była niełatwa droga.
 
Elenorsar jest offline  
Stary 22-08-2022, 11:12   #55
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Walka się skończyła, ale Thomas był w humorze - delikatnie mówiąc - paskudnym. Dziękował tylko bogom (jeśli jacyś jeszcze istnieli), że nie stracił ręki... Ale rana była i tak paskudna i nawet opatrzenie ręki przez Macha nie poprawiło zbytnio tego stanu. Mach był lekarzem dobrym, ale nie cudotwórcą i do pełnej sprawności było Thomasowi daleko. Bardzo daleko. Na tyle daleko, że przy "cerowaniu" opon Thomas był tylko i wyłącznie doradcą.
Ale udało się i w końcu mogli ruszyć dalej, najpierw zabrawszy łupy. Thomas popierał opinię Liao - warto było zabrać wszystko, bo nie trzeba było tego targać na plecach, a nigdy nie było wiadomo, czy po drodze nie będzie można wymienić jednej rzeczy na inną.
- W wolnej chwili zajmę się tym zardzewiałym Coltem - powiedział. Narzędzia miał, ale miał też nadzieję, że zanim znajdzie wolną chwilę rękę będzie mieć nieco sprawniejszą.


* * *

Ogłoszenie informujące o posiadaniu paliwa mogła - ale nie musiała - być prawdą. Oczywiście lotnisko jako takie kiedyś "pływało" w paliwie, ale to było kiedyś, a teraz? Teraz, jak powiadano, na dwoje babka wróżyła - albo mieli paliwo, albo nie.
Równie dobrze mogli szukać pomocy, jak i naiwnych. Ale i tak trzeba było sprawdzić.
Oczywiście po wcześniejszym wyminięciu sporych rozmiarów stadka zombie.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 31-08-2022 o 18:14.
Kerm jest offline  
Stary 31-08-2022, 19:09   #56
 
Elenorsar's Avatar
 
Reputacja: 1 Elenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwu
- No to musimy przebić się do oblężonej twierdzy - powiedział Thomas. - Mam tylko nadzieję, że napis nie kłamał.
Humor średnio mu dopisywał i wpuszczenia ich w maliny (a raczej między zombie) zdecydowanie nie uznałby za dowcip wart choćby pensa. Raczej porcji grubego śrutu z solą w dupsko dowcipnisia.
- Pytanie tylko czy to nie zasadzka jakichś kolejnych świrów. Informacja o paliwie może być od dawna nieaktualna. Chociaż z drugiej strony zombie raczej znaków lusterkiem nie dają. Mimo wszystko zalecam czujność i broń w pogotowiu - odpowiedział Nakpena.
- Wcale nie zdziwiłbym się, gdyby to był chwyt: wiecie, kretyni wyczyszczą za nas zombie, później wykończymy kretynów. Ale chyba nie mamy wyjścia, potrzeba zaryzykować - ocenił Mach, trochę jeszcze zmachany po konowałskich wyczynach. Ostatecznie konieczne było załatanie rany Thomasa, wsparcie Nakpeny oraz opatrzenie własnej lewej nogi, prawej właściwie również. Jeszcze bolało. Łotryyyyyyy! - Słuchajcie, co za wiele to niezdrowo. Thomas Jefferson powiedział: “Nie ma takiego zadania, którego nie dałoby się zrobić, jeśli podzielić je na kawałki oraz owymi kawałkami wykonywać”. Spróbujmy podjechać pod lotnisko z jakiejś strony oraz wyciągnąć niewielką grupę zombiaków. Załatwimy ich. Rozjeżdżając wozem, czy pałami, mieczami, bronią wręcz. Później kolejną grupę i tak dalej. Wreszcie potrzeba będzie oczyścić może ręcznie, ale co rozwalimy, to rozwalimy. Jeśli nie zadziała, po prostu spróbujemy innej metody. Jeśliby chciały zombie ruszyć razem, to po prostu wyciągniemy ich i spróbujemy przebić się przez pozostałe. Żeby rozwalić bowiem amunicją, chyba potrzebowalibyśmy wywalić większość naszej rezerwy. Proponuję więc wyciąganie niewielkich grupek. Jak oceniacie koncepcję?
- Ja myślę, że zamiast marnować siły i amunicję na bezmózgie zombi lepiej po prostu przebić się do tego kto miga lusterkiem. Jeśli to pułapka to broń będzie potrzebna na wabiących, a jeśli nie to tym lepiej. Wybicie tych hord nieumarłych jest raczej poza naszym zasięgiem.
- Właśnie powiedziałem, że biorąc po kawałku nie będziemy musieli używać amunicji, natomiast jeśli przebijamy się, wtedy potrzeba będzie strzelać ostro, ale jak uważacie - ocenił Mach myśląc na temat jakiegoś sposobu. - Ewentualnie wywabić, wyciągnąć, później przebijać..
- Rozumiem Twój pomysł, ale nie spodziewam się żeby obyło się bez strzelania. Zombi jest zbyt dużo. Zmęczymy się tylko i uszkodzimy samochód. Kto wie. Może właśnie o to chodzi tym domniemanym sprzedawcom paliwa?
- Może tak jest, wszystko jest możliwe. Wobec tego może po prostu zrobić autem, czy motorem hałas oraz odciągnąć zombiaków? Wspomniałem również tą opcję. Samochód jest wiele szybszy. Zombie idący za autem mogliby pójść ileśset metrów czy nawet więcej, po czym auto zwyczajnie mogłoby przejechać bokiem. Oczywiście wcześniej wartoby się zastanowić, czy jest to wykonalne, ale jeśli tak, ułatwiłoby to kwestię przejścia - nie upierał się Mach przy swoich propozycjach, ale warto było rozważyć wszelkie możliwości ułatwienia pracy.
- A może by tak - Zaczął Liao pogrążony w myślach patrząc się na stado zombiaków znajdujących się przed nimi - Może tak ja z Nakpeną spróbujemy ominąć te potwory? Motorem jest łatwiej manewrować niż samochodem. Pojedziemy na prawo lub lewo robiąc duży łuk, ktoś z was puści krótką serię z karabinu w powietrze, odciągnie od nas zapewne sporą część truposzy. Jak już dotrzemy na miejsce i okaże się, że jest to pewny handel damy znak lusterkiem. 3 błyski odstęp, 2 błyski odstęp 3 błyski. Jak będzie inny sygnał to znaczy, że coś jest nie tak. Co wy na to?
- Dobry plan - skwitował krótko Indianin.
- Też uważam, że można spróbować odciągnąć część zombie - wtrącił się milczący do tej pory Thomas - zanim zaczniemy je rozjeżdżać.

Shuren obserwując przedpole, cofnął się do motocyklu, na którym był umieszczony plecak, a do niego lornetka. Przyłożył ja do oczu i spojrzał w stronę znaków świetlnych, aby móc przyjrzeć się osobom z drugiej strony z bliska. Parka na dachu… chyba chłopak i dziewczyna, ubrani zwyczajowo… dziewczyna nawet zaczęła machać ręką?

- Dwie osoby na dachu. Z miejsca, skąd świecą. Jedno z nich macha. Nikogo więcej nie widać na zewnątrz - Liao poinformował resztę - Dobra, nie ma co stać i się zastanawiać. Działajmy.

Po tych słowach Chińczyk schował lornetkę, skierował się ponownie do motocyklu i odpalił go wsiadając na niego.
- Thomas - odezwał się lekarz - może raczej zamiast strzelania ową serią, albo uruchomić samochód oraz przejechać się warcząc silnikiem, albo zrobić jakiś hałas inaczej. Naboje nie są tanie - uzupełnił jeszcze.
- Zawsze można wykorzystać klakson - odparł zagadnięty. - Nie stracimy nabojów ani nie nadwyrężymy silnika.
- To wy róbcie dywersję, a my z Liao spróbujemy się przebić - odrzekł Nakpena, spoglądając pytająco na Chińczyka. Jednocześnie uruchomił motocykl.

Więc po ustaleniu wszystkiego, zaczęli wcielać w plan to o czym rozmawiali.
 
Elenorsar jest offline  
Stary 31-08-2022, 19:38   #57
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
No to się towarzystwo ruszyło… pickup odjechał w bok, trąbiąc jak oszalały, by zwrócić na siebie uwagę tłumu Zombie… no i zwrócił. Zdechlaki ruszyły za nim, fala za falą, człapiąc za robiącym raban pojazdem, i pojękując…

Dwaj kumple na Harley'ach mieli teraz możliwość ruszenia "drugim skrzydłem", by objechać tą hordę truposzy.



I póki co, wszystko się udawało.

- Nieźle nam idzie - powiedział Thomas, tym razem siedzący na siedzeniu pasażera. W tym momencie to Evelyn była lepszym kierowcą, niż on. - Jak grzeczne owieczki lezą - dodał. Co prawda owce widział tylko na obrazku, to jakieś pojęcie o tym miał. - To dokąd je zaprowadzimy? Na autostradę?
- Przy lotnisku zazwyczaj są ślimacznice oraz szereg przejść, więc po prostu wyciągnijmy je tam, później łuczek - zaproponował konował.

W tym czasie Nakpena skierował motocykl w stronę nadawanego sygnału. Rzecz jasna jechał łukiem, z niedużą prędkością, tak żeby zbyt głośny ryk silnika nie zwabił umarlaków. Liao jechał tuż za nim z gotową dao, jakby jakiś zombiak przypadkiem się zgubił od odciągającej grupy.

~

Plan działał. Pickup odciągnął masę Zombie, a Nakpena i Liao podjechali gdzie trzeba…
- Hej hej! - Zawołała im z dachu uśmiechnięta dziewczyna, chyba posiadająca azjatyckie rysy twarzy - Z tyłu są wielkie drzwi, możecie wjechać do środka, auto chyba też się zmieści! - Pokazała im, jak mają objechać budynek.

No to objechali, i faktycznie, z drugiej strony, otwarto im duże, dwuskrzydłowe drzwi… ostrożnie więc wjechali do środka. Przy obu skrzydłach owych drzwi, stał zaś jakiś dziadek, i jakiś młodziak, którzy je otworzyli… stary miał rewolwer w dłoni, młody MP5, ale lufy były skierowane w podłogę. Wyglądali zaś na totalnych amatorów, na… takich serio, cywili-cywili-fajtłapy.
- Jesteście przyjaciółmi, tak? - Spytał stary z uśmiechem.

A pickup z resztą towarzystwa już nadjeżdżał…

- Nie jesteśmy wrogami - Powiedział spokojnie Shuren wyłączając silnik motocyklu po wjeździe do końca - Czemu jesteście otoczeni zombiakami? Nie lepiej się ich pozbyć? - Zapytał starszego mężczyzny, gdy sam już zszedł z pojazdu. W ręku dalej trzymał swoją szable, jednak była ona opuszczona.
Chwilę po Liao do budynku wjechał Nakpena.
- Witajcie przyjaciele, dziękujemy za miłe przyjęcie - odezwał się swoim ochrypłym głosem. Jednocześnie wykonał lekki ukłon, tak żeby przy okazji dziadek i jego młodszy towarzysz mogli zobaczyć kolekcję noży Indianina. Ot tak na wszelki wypadek, żeby im czasem coś głupiego nie strzeliło do głowy.

Pickup nadjeżdżał. Siedzący na tylnym siedzieniu Konował widział rozmowę motocyklistów grupy oraz jakichś miejscowych. Trochę jakieś nie ten tego. Wszystko wyglądało zbyt wspaniale. Oczywiście skoro swoi rozmawiali, nie chciał się wtrącać uważając, iż na 100% mają właściwszą ocenę sytuacji.
Gdy pickup zatrzymał się, już pod dachem, Thomas wysiadł z samochodu. Z karabinem w lewej ręce, ale z lufą skierowaną w dół.
- Dzień dobry - powiedział. - Zamykamy? - Skinął głową w stronę drzwi, przez które wjechali.
- Tak, tak! - Powiedział zarówno stary, jak i młody, i zabrali się za zamykanie drzwi… a po chwili, i za ustawianie masy dupereli przy nich, jako dodatkowej blokady, czy tam wzmocnienia - Pomożecie?

Beczki wypełnione piachem, opony, kanapa(?), skrzynie, i masa innych, dosyć ciężkich rzeczy…
Nakpena wiedział, że z zombie nie ma zmiłuj, dlatego od razu zabrał się, razem z tubylcami, za barykadowanie wejścia. Jednocześnie starał się mieć oczy i uszy otwarte. Coś oni zbyt mili się wydawali… Liao również pomógł, stając przy Nakpenie. Wymienili porozumiewawcze spojrzenie. Doskonale wiedzieli, że mimo dobrego nastawienie obecnych lepiej być czujnym. W obecnych czasach mało kto ufa obcym, tym bardziej urojonym obcym, a ci przyjmowali ich z otwartymi rękoma.
Thomas za zamykanie drzwi się nie zabierał, za to rozglądał się dokoła. Traper również nie raczył pomóc, tylko ściągnął z paki Pepsi. Pies nie czuł się zaniepokojony, ale Laverne mimo wszystko starał się mieć za plecami jak najmniej obcych. Skoro Thomas oraz Laverne obserwowali, Mach wziął się za pomoc przy wejściu, choć nie ufał miejscowym. Blokowanie wejścia nie ogranicza tylko zombie, ale oczywiście również uniemożliwia ucieczkę.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 01-09-2022 o 10:22.
Kerm jest offline  
Stary 31-08-2022, 22:09   #58
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
&wszyscy

- Wreszcie ktoś przyjechał! - Uśmiechnął się dziadek - Jestem Ezekiel… o, macie i dwie kobiety, i dziecko… chodźmy na górę, tam jest reszta, poznacie ich… też mamy małą dziewczynkę, Laureene się nazywa, możecie się razem pobawić! - Dodał do Amy.
- Thomas - przedstawił się "drużynowy" mechanik. - Zapewne macie jakiś problem, skoro tak się cieszycie z gości - przeszedł do sprawy.
- Czy informacja na znaku pochodzi od was - Zapytał prosto z mostu Shuren celowo nie podając jaka informacja była na znaku - I nie odpowiedzieliście czemu otaczają was zombie, których się nie pozbywacie?
- Zombie masa, naboi mało, a i my do dupy strzelamy… - Powiedział niezwykle szczerze(?) Ezekiel, z parsknięciem - Znak? Na autostradzie? Tak, to od nas… mamy paliwo, tak…

Gdy towarzystwo weszło w końcu na pięterko, zobaczyli niewielka grupkę cywilów. Starsza kobieta, jakieś małżeństwo z dziewczynką i ciężarna azjatka, która im wcześniej machała z dachu. Każdy miał jakąś pukawkę, ale w sumie nie było to nic wielkiego…
- Wreszcie ktoś przyjechał!
- Pomożecie nam?
- Macie może… coś do jedzenia? - Padło kilka pytań. Ludzie wyglądali na zmęczonych, i chyba i trochę wychudzonych.

- To moja żona, Josephine… - Przedstawiał wszystkich Ezekiel - To są Rhonda i Roy… i ich córeczka Laureene…



Ile dziewczynka mogła mieć lat? 12,13, 15?

… Daniela już poznaliście - Wskazał na towarzyszącego im od drzwi młodego… który zbliżył się do azjatki, i krótko pogłaskał jej mały brzuszek. Mogła być tak w 3 miesiącu ciąży?
- No i jego dziewczyna, Amanda.

Azjatka o imieniu "Amanda"... no ok.


- Kiedyś nas było więcej - Powiedział Ezekiel, i się jakby zasmucił - No ale mniejsza z tym! Świetnie, że się ktoś zjawił! To jak, pomożemy sobie wzajemnie? Dostaniecie paliwo…
Nakpena słuchał ale nie odzywał się. Wprawdzie w grupie nie było jako takiego lidera, który mógłby wypowiedzieć się za wszystkich, jednak taktyka kto pierwszy ten lepszy nie wydawała się zbyt mądrym podejściem zwłaszcza przy składaniu jakichś deklaracji. Mieli paliwo. To dobrze. Pytanie tylko czego oczekiwali w zamian? To pytanie chyba jednak należało zadać…
- Jakiej pomocy od nas oczekujecie?
- Albo ile jedzenia kosztuje litr paliwa? - Powiedział Laverne.
- Pomóżcie nam naprawić nasze auto, i się stąd wydostać - Powiedział Ezekiel - W zamian napełnimy wam baki, i damy parę kanistrów…
- A ile dajecie? - Wtrącił się w rozmowę Roy, spoglądając na "Trapera".

Mach spokojnie się przypatrywał. Wydaje się, że Thomas potrafiłby naprawić ich samochód. Skoro chcieli się wydostać, to musieli mieć paliwa dla siebie i dla ewentualnych pomocników, czyli pewnie maksimum kilkaset litrów. Inaczej nie byłoby się sensu stąd ruszać. Chyba, że wiedzieli coś, czego nie chcieli powiedzieć. Zombiaki, ok, pytanie, kiedy owe zombiaki się pojawiły? Wszak skoro napis powstał, no to musieli jakoś się przez nie przedostać, no chyba, że napisali jeszcze przed przybyciem zombie? Generalnie sprawa niejasna, aczkolwiek nawet niejasne sprawy potrafią być normalnie, sensownie wyjaśnione. Przeto sobie spokojnie czekał.

- Chwila, chwila - Ostudził zapał rozmówców Shuren - Skoro Ezekiel proponuje paliwo za naprawienie, to pytanie Laverna o koszt za jedzenie, chyba jest nieaktualne? Dobrze rozumiem? - Swoje słowa skierował do najstarszego mężczyzny w grupie - Do baków nie wejdzie nam więcej jak 20 galonów. Wspomniałeś jeszcze coś o kanistrach. Na pewno przyda się wam też pomoc w wydostaniu stąd. Sam wspomniałeś, że kiepscy z was strzelcy. Trzeba będzie je wziąć sposobem.

- Muszę najpierw obejrzeć wasz samochód. - Thomas wtrącił się do rozmowy. - Jeśli uszkodzenia są zbyt poważne, nic nie zdołam zrobić. Gdzie stoi? Kto z was jest kierowcą?
- Samochód w budynku obok, przechodzi się tam dachem… ale tam też trochę Zombie - Powiedziała Amanda.
- Kierowca… - Zamyślił się Ezekiel - No… ja, Roy, albo Daniel…
- Jakimi cudem wpakowaliście się w taką kabałę? - Pytanie zadane przez Thomasa było raczej retoryczne. - Dobra, muszę to zobaczyć... To paliwo też tam jest?
- Paliwo… uch… - Dziadek podrapał się po głowie, z rozbrajającym uśmiechem - …jest jeszcze gdzie indziej. Trzeci budynek. 50 metrów otwartego terenu.
Thomas westchnął.
- No, niektórzy to mają talent do komplikowania sobie życia.
Laverne zmrużył oczy.
- A widzieliście to paliwo, jest tam na sto procent? - nie chciał żeby potem okazało się że paliwo jest jeszcze gdzie indziej.

Nakpena cały czas słuchał i starał się ocenić tych, w sumie dość dziwnych ludzi. Osobiście mocno wątpił w istnienie jakiejś większej ilości paliwa. Ogólnie cała ta sprawa wydawała mu się jakoś dziwnie podejrzana. Przez głowę Indianina przemknęła też myśl, że ci ludzie mają jakiś nie do końca jasny związek z nieumarłymi wałęsającymi się naokoło.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 01-09-2022 o 10:33.
Kelly jest offline  
Stary 01-09-2022, 04:31   #59
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
- Słuchaj no! - Powiedział Roy, wcale nie takim miłym tonem do Laverne - Oczywiście, że paliwo tam jest! I oczywiście, że każdy z nas tam był po 20 razy! Tankowaliśmy pojazdy, braliśmy w kanistry do generatorów. Zanim nie przypałętała się masa Zombie, zanim paru naszych przyjaciół nie zginęło, i zanim nasza grupka nie miała rozłamu, i część odjechała w cholerę! Więc może już starczy tego cholernego przesłuchania, i albo nam pomożecie, albo spadajcie?!
- Roy… - Szepnęła jego żona, starając się uspokoić mężczyznę.
- Proszę się nie denerwować - Odpowiedział nad wyraz spokojnie Shuren - Żyjemy w podłych czasach. Jest wielu oszustów i wielu nieciekawych ludzi. Na pewno przez te lata musieliście trafić na takich. Nikt z nas nie mówi, że wy właśnie tacy jesteście. Rozumiecie chyba, że zanim podejmiemy się handlu, pomocy to chcemy upewnić się, że zyskamy to co nam obiecaliście. Zaprowadźcie nas najpierw do paliwa, jak upewnijmy się, że jest to później Thomas jak powiedział, sprawdzi, czy uda się naprawić wasze auto. Swoją drogą. Skoro macie zamiar stąd odjechać, to może wskażcie też naszemu mechaników generator? Jak mówicie był działający, więc może da się z niego coś wyciągnąć, jeżeli i tak stąd wybywacie.
- Generatory puste… bo właśnie nie umiemy się dostać do paliwa - Powiedział spokojnym tonem Ezekiel. A Roy usiadł na dupie, uspokajany przez żonę, mamrocząc pod nosem bardzo cicho jakieś przekleństwa…
- Czyli zanim cokolwiek zaczniemy robić to trzeba pozbyć się zombiaków. W ogóle w jaki sposób one was tu zablokowały? Ktoś je nasłał, czy same przylazły? - Zapytał Chińczyk.
- Przylazły - Wtrącił się w rozmowę Daniel - Po trochu, po trochu… aż w końcu było ich za dużo.
- Dobra, skończcie już to gadanie - powiedział Thomas. - Najpierw muszę zobaczyć wasz samochód. Jeśli nie będzie tam zbyt wielu zombie, to się ich pozbędziemy. Wiecie chociaż, co w nim nawaliło?
- Coś z… silnikiem? Nie chce odpalić… - Powiedział Ezekiel, wzruszając ramionami.
- Czyli najpierw dachem do miejsca, gdzie postawiliście auto. Później wyeliminować zombiaki, które już tam są, potem Thomas zerknie na silnik czy cokolwiek tam się to stało, tak? - starał się jakoś generalnie usystematyzować. - Skoro tak, może po prostu chodźmy tam, a siostry oraz Traper zostaną przy naszych rzeczach? - konował pozwolił sobie zaproponować, ktoś musiał pilnować, zaś piesek nie chodził wysokimi miejscami. Laverne więc musiał zostać. On oraz siostry pilnujące Skarbu oraz rzeczy - wystarczyło. Poprowadzi nas pan? - spytał nerwowego Roya.
Nakpenie średnio uśmiechał się pomysł łażenia po dachu. To było dobre dla nastolatków. W jego wieku niekoniecznie. No ale chciał, nie chciał trzeba było wspiąć się razem z innymi na budynek. Przy okazji będzie można się rozejrzeć i ocenić z góry ilość wałęsającego się po lotnisku tałatajstwa. Nie ma tego złego…
- To ja też pójdę! - Powiedział Daniel.
- Nie… ty zostaniesz - Odezwał się niespodziewanie Ezekiel, a Daniel zrobił markotną minę.
- To może ja? - Spytała ciężarna Amanda.
- Jeśli chcesz… - Dziadek kiwnął potakująco głową, a azjatka się uśmiechnęła.
- Pozbędziemy się tych paru zombie, co koczują obok samochodu, a gdy ja zajmę się silnikiem - powiedział Thomas - wy - spojrzał na tych, co wraz z nim mieli ruszyć na wyprawę po dachach - możecie sprawdzić, czy w miarę bezpiecznie można się dostać do budynku z paliwem. W końcu znaczną część zombie odciągnęliśmy, więc w pobliżu nie powinno ich zostać zbyt wiele.
Nakpena jako lekarz, no może bardziej jako znachor - choć kto w tych czasach patrzył na uprawnienia - skrzywił się na pomysł wysyłania kobiety w ciąży na dach.
- Czy to oby na pewno rozsądne? Nie chciałbym żeby ta eskapada zaszkodziła dziecku i przyszłej matce - powiedział.
- Owszem faktycznie - wyraził się bezosobowo Mach. - Szanowny kolega - wskazał Nakpenę - wyraził słuszną opinię, jako człowiek oraz jako lekarz. Przypuszczam, że jeśli ktoś spośród państwa, albo pani Amanda potrzebowaliby konsultacji, udzieli wsparcia.
"Ciąża nie choroba", Thomas przypomniał sobie znane powiedzenie. Ale nie wtrącał się do dyskusji, jako że ani nie był lekarzem, ani - tym bardziej - nigdy nie był w ciąży.
- Poradzę sobie. Tam nie ma nic, co by było problemem, dla mojego stanu? - Wzruszyła ramionami Amanda.

- To macie coś do jedzenia…? - Powiedziała niespodziewanie, cichutkim głosem Laureene. A Amy spojrzała na nią, a potem po swoim towarzystwie…

- Mamy... trochę - powiedział Thomas, po czym wyciągnął z plecaka jedną puszkę i podał ją Josephine. Dla takiej grupy było to tyle, co nic, ale kobiety i dzieci mogły przynajmniej coś zjeść.

Tymczasem Nakpena ruszył w kierunku wyjścia na dach. Nie naciskał dalej w temacie ciężarnej. W sumie to nie jego sprawa. Indianin planował się rozejrzeć. Chciał ocenić ilość zombie i zlokalizować tak zepsuty samochód jak i obiecane paliwo.

Wejście na dach nie wymagało żadnych akrobacji… ot po drabinie w górę, już przez otwarty właz, i po chwili na nim byli. A sam dach, płaski jak cycki jakiejś nastolatki, więc luzik.

Prowadziła ich ciężarna, radząca sobie świetnie z wszelkimi czynnościami, więc obawy co niektórych były chyba bezpodstawne… po przejściu kilkunastu metrów, zatrzymali się przed kolejnym włazem w dachu.
- Tam na dole, tamtędy do auta - Powiedziała Amanda - Otworzy ktoś? - Wskazała palcem na dosyć ciężki właz.

- Ej, a pewnie was ciekawi, czemu Ezekiel nie chciał tu Daniela, co? - Zagadał towarzyszy Roy, robiąc dosyć posępną minę - Tam na dole, gdzie auto, tam jest brat Daniela, już jako Zombie… gościu w czerwonej kurtce… miał pecha… dobra, to co, leziecie tam wszyscy, czy jak? Bo tam z dachu, to widać lepiej wejście do innego budynku, gdzie paliwo - Wskazał kierunek.

- Liao, Nakpena, dacie sobie radę z tymi zombiakami? - spytał Thomas, spoglądając z góry na podwórze i znajdujące się tam potworki.
- Raczej bez problemu, prawda towarzyszu? - Liao skierował swoje słowa do Indianina - Najlepiej załatwić je po cichu, aby nie ściągnąć reszty zombiaków z drugiej strony budynku.
Nakpena skinął głową. Zabijanie zombi nie było dla niego pierwszyzną. O ile w ogóle można zabić coś co już i tak jest martwe…
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Pliman jest offline  
Stary 03-09-2022, 14:47   #60
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
&Thomas, GM

Mach otworzył właz na wezwanie kobiety oraz przez górne przejścia przyjrzał się wspomnianemu zombiakowi. Generalnie nie ufał ciągle owej ferajnie. Przeto nawet otwierając stanął sobie tak obok klapy, że gdyby ktoś, noooo na przykład krył się poza włazem oraz chciał zaatakować, nie byłby w stanie tego uczynić. Oczom zebranych ukazało się wnętrze… wysokiego hangaru. Ciężarna tam zajrzała, wzruszyła ramionami, po czym po prostu zeszła po drabinie w dół. Przytknęła jednak palec do ust, pokazując pozostałym, iż mają być cicho?

Drabinką w dół, dwa metry. Tam był z kolei metalowy pomost, zawieszony pod dachem hangaru, na całej jego długości. I stamtąd prowadziły dwie kolejne drabiny, już na sam dół, po obu bokach ścian. Jakieś 10 metrów…

Oprócz masy śmieci w hangarze, stał tam i na środku jakiś jeep. No i kręcił się Zombie w czerwonej kurtce. W samym hangarze, było jednak i w jego rogu jakieś biuro z dachem, tam też ktoś mógł być?

- Cóż - wyszeptał oraz wskazał na kogoś stanowiącego eks-człowieka. Obecnie nie było możliwości mu pomóc, nooooo może poza krwią Skarbu, ale szczerze, absolutnie nie chciał się wyrywać z takimi pomysłami jako pierwszy. Nie miał ochoty ani na spory wewnątrz chicagowskich wysłanników, ani nie chciał specjalnie ryzykować rozprzestrzenieniem się możliwości przemiany stworów na istoty myślące. Oczywiście jasne, obiektywnie nazwanie znacznej części populacji człowieczej istotami myślącymi urągało myśleniu.

Jeszcze raz Mach jeszcze z góry rozejrzał się wokoło. Standard Areo, gdzie zgromadzono zapas paliwa był nie tak bardzo daleko, zaś liczba włóczących się zombiaków niewielka. Para kumotrów, jak Nakpena oraz Liao spokojnie potrafiłaby załatwić owe spowolnione istotki oceniał. Ciszy chyba nie było już co utrzymywać. Skoro wysokość zejścia była tak duża, nie było możliwości, żeby zombie owego nie poczuł. Ale sporą szansę można upatrywać, że istniała para rabinek. Thomas wziąłby jedno wysokie zejście, Mach drugie, zombie nie mógłby się rozdwoić. Jakby podszedł pod jedno, to osoba schodząca owym zejściem wstrzymałaby się na bezpiecznej wysokości, zaś osoba schodząca pozostałym zeszła oraz uwaliła zombiaka. Jakby pojawił się inny, choćby ze wspomnianego biura, wtedy potrzebaby było wykorzystać pukawki, ale póki co…
- Proponuję owego przy aucie załatwić bronią białą, ażeby nie tracić amunicji - kobieta wskazała tylko zombie Nr One, ale wszak może się jeszcze jakieś inne kryły? Choćby wewnątrz owego biura. Jej słowa mówiły, że jest tam brat, a nie, że jest tam tylko wspomniany brat. Jeśli nie było więcej zombiaków, albo niewiele więcej, no to wystarczyła para: Thomas - Mach, żeby załatwić kwestię. - Thomas, weź tamtą drabinkę - zaproponował konował - ja wezmą tą. Zombie nie będzie w stanie pilnować obu - rzekł przygotowując maczetę oraz powoli ruszając - Po oczyszczeniu pomieszczenia, kiedy Thomas zajmie się ewentualną naprawą, wracam - uzupełnił jeszcze Mach obawiający się, że rozproszona grupa może mieć problemy, zaś najważniejsze było bronić Skarbu. Thomas pewnie spokojnie poradzi sobie z naprawą, zresztą otrzymał jeszcze walkie talkie. Mach miał parkę, którą starał się pilnować.

Czyli: najpierw zejścia na ów metalowy podest, później podestem do ściennych drabinek. Chyba nie powinno być przy tych problemów. Wreszcie konował chciał ocenić stan zejścia, poruszać, poszarpać, jeśli wszystko było OK, ostrożnie ruszyć.

- Czy to jedyny zombie w tym budynku? - Thomas cicho spytał stojącą obok Amandę. - Mach, załatwisz go? - Stale mówił tak samo cicho. - Zejdę kawałek, zrobię trochę hałasu...
- Oczywiście - konował skinął oraz chciał realizować pomysł.
- Wcześniej było ich z pięć… - Powiedziała Azjatka.
Thomas zostawił skrzynkę na podeście, sprawdził wytrzymałość drabinki, a potem zszedł po niej do połowy jej wysokości. Zatrzymał się i parę razy kopnął nogą w drabinkę. Miał nadzieję, że metaliczny dźwięk ściągnie zombiaka w pobliże drabinki i skutecznie odwróci jego uwagę od działań Macha. Tymczasem Mach planował po prostu realizowanie koncepcji, czyli:
- zejście, jeśli mechanik ściągnie zombiaka,
- skoczenie po zejściu do przyciąganego akcją mechanika zombiaka oraz załatwienie go,
- jeśliby pojawiły się kolejne zombie, planowane było wskoczenie na drabinkę, przy której załatwiłby wspomnianą istotę,
- jeśliby coś nie szło właściwie, liczył, iż mechanik otworzy ogień.

Raban, jaki zrobił Thomas, zwrócił uwagę. Zombie-czerwona kurtka, zaczął powarkiwać, i nerwowo się rozglądać… ruszył ku źródle dźwięku… w końcu i podniósł bladą, trupią gębę w górę, patrząc na mechanika… zaczął głośniej warczeć, podchodząc do drabiny, i tam stał. Z biura zaś wyczłapało jeszcze czterech zdechalków. Wszyscy ruszyli do miejsca, gdzie stał pierwszy Zombie. Trzech facetów, jedna kobieta… pokryci krwią, w potarganych łachmanach, jednemu brakowało ręki, niektórym nieco włosów… wszyscy powarkiwali, od czasu do czasu i wyciągając ręce w górę, w stronę Thomasa. Oj tak, chcieliby go dopaść w swoje łapy.
- No i faktycznie jest ich piątka - stwierdził Thomas, z całkowitym brakiem entuzjazmu spoglądając w dół. Nie miał zamiaru schodzić nawet o szczebelek.
- Czyli wcześniejsza koncepcja się rypła - ocenił konował wróciwszy. - Albo zastrzelimy je, albo zadźgamy. Jeśli byłaby jakaś rurka aluminiowa, drążek, czy cokolwiek, możnaby czymkolwiek przywiązać, przymocować na sztywno moją maczetę do tego tworząc jakby chińską halabardę. Wtedy schodzimy po drabince tyle, żeby nas nie dosięgły, zaś żeby nasza halabarda mogła sięgąć ich. Wybijamy spokojnie. Czyli taka opcja oraz taka opcja, którą wybrać?
- Jeśli widzisz jakąś rurkę... - powiedział Thomas, rozglądając się dokoła i wypatrując wspomnianej rurki. - Ja bym ich wystrzelał... Może głośniejsza metoda, ale szybsza. Wolisz strzelać z drabinki, czy z pomostu?
- Z pomostu spokojnie się przymierzy - pomyślał głośno konował.
- No to zaczynaj - powiedział Thomas. - Twoje dwa, moje dwa, a ostatniego załatwimy zgodnie z pierwotnym planem. - Ruszył w górę, na pomost. - W zasadzie szkoda, że nie mamy kowadła -.dodał, tak pół żartem, pół serio.
Wobec tego Mach spokojnie przymierzył, nawet położywszy się spokojnie oraz ustalając muszkę ze szczerbinką.
- Twoje prawe, moje lewe - wyrzekł jeszcze, aby przypadkiem nie trafili swoich. Spokojnie ustalił celownik. Później strzelił pistoletem.
Nie trzeba było się spieszyć, więc Thomas również spokojnie wycelował z karabinka, a gdy przebrzmiały echa wystrzałów kompana i "żyjące" jeszcze zombie się uspokoiły, sam również pociągnął za spust, chcąc utrupić najpierw jednego, potem drugiego stwora.

Mach trafił pierwszego Zombiaka w czubek głowy, kula pistoletowa weszła głęboko w czerep… drugiego podobnie. Trzeci żywy truposz się miotał, i warczał głośno, i zaczął nawet z bara walić w drabinę! Ta jednak ani drgnęła. Kolejna kula, i znowu "pudło", zamiast w łeb, w bark… ale w końcu się udało. Trafienie w łepetynę, kolejny padający na podłogę.

Peter wycelował ze swojego karabinu. Ledwie 10m w dół, z pomostu do podłogi, do Zombie… na celowniku optycznym ich mordy były jeszcze bardziej odpychające… a postrzelona ręka bolała. Nacisnął spust. I nic. Że co? Nacisnął znowu. Pieprzony karabin się zaciął??
- Niech to diabli... - Thomas najwyraźniej zapomniał o obecności przedstawicielki płci pięknej. - Zacięło się cholerstwo...
Na szczęście zombie były daleko, więc właściciel felernego karabinu mógł zabrać się za jego naprawę.
- OK, spróbuję - Mach ułożył się znowu chcąc się zabrać za resztę. Strzelał spokojnie jak właśnie wcześniej… i tym razem poszło już bez "potknięć". Dwa strzały, dwa trupy-trupy. W hangarze w końcu zapanowała cisza.

- Robicie spooooro niepotrzebnego rabanu - Powiedziała azjatka, wyciągająca paluszki z uszu.
- Wiele hałasu, ale za to skutecznego - powiedział Thomas, który zdążył się uporać z opornym karabinem. - Gdyby tu był jeszcze jakiś zombie, to by do nas przyszedł... - Zabrał narzędzia i zaczął schodzić po drabince. - Zaciągniemy je na zaplecze? - Spojrzał na Macha.
- Raczej tak, chyba nikt nie miałby ochoty pracować mając obok siebie - konował sprawdził trwałość drabinki na wszelki wypadek oraz rozpoczął wędrówkę ku podłodze pomieszczenia, kiedy Thomas zszedł. Chyba lepiej nie było obciążać jej obydwoma mężczyznami na raz. Później planował znaleźć coś, żeby odciągnąć owe stwory, jakąś linę, czy cokolwiek, albowiem nie planował tknąć resztki stworów osobiście.
Thomas odłożył narzędzia, przewiesił karabin przez ramię i założył rękawice. A potem złapał jednego z zombiaków za buty i pociągnął w stronę biura. Konował również ruszył się przy owej pracy.

Biuro było puste, i wychodziło na to, że w hangarze nie było już nikogo, oprócz dwóch kumpli, i ciężarnej azjatki… Mach więc wrócił na drabiny, wspinając się spowrotem w kierunku dachu… Thomas więc został sam z Amandą.
- No to… co teraz? - Spytała dziewczyna.
- Teraz to zabierzemy się za samochód - powiedział Thomas. - I jak się da... - spojrzał na dziewczynę - ...to się zrobi - dodał.
- No to… rób? - Ciężarna rozejrzała się nerwowo po hangarze.
Thomas zajrzał do jeepa. Drzwiczki co prawda były otwarte, ale kluczyków w stacyjce nie było.
- Kto ma kluczyki? - spytał. - Może ty...?
Podszedł do dziewczyny i położył ręce na jej biodrach.
- Mogę sprawdzić...? - spytał.
- Ale… że co?? - Azjatka cofnęła się o krok w tył, a jej dłoń powędrowała gdzieś za jej własne plecy.
"Ale że nico", pomyślał Thomas.
- Kto ma kluczyki do jeepa, bo nie chciałbym rozbrajać stacyjki - powiedział.
- Kluczyyyyki… fuuuckkk… - Azjatka przewróciła oczami - Eeee… CHYBA są w kanciapie? - Kiwnęła głową na biuro kilka kroków obok nich.
- Super, skarbie. A pomożesz mi szukać...? - spytał. "Biuro? Serio?", pomyślał.
- No… ok… - Powiedziała Amanda, wpatrując się trochę podejrzliwie w Thomasa. A ten objął ją w pasie zdrową ręką… i został odepchnięty.
- Ej, no co jest? - Fuknęła Azjatka.
 
Kelly jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172