|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
16-08-2022, 21:09 | #51 |
Reputacja: 1 |
|
18-08-2022, 20:36 | #52 |
Wiedźma Reputacja: 1 | Potyczka z drabami została zakończona. Kilku z nich zabito, a reszta uciekła… we własnych szeregach zaś ofiar nie było, jedynie kilku mniej, lub bardziej rannych. A mogło się to wszystko w sumie skończyć o wiele gorzej. Ufff… Thomas oberwał paskudnie w ramię z jakiegoś samopału, i był najciężej ranny. Nakpena i Liao bełtami kuszy po plecach, do tego indianin miał osmolone buty od ognia… Mach popalone spodnie, i (niestety) i nogi. Chociaż w sumie minimalnie, ale bez jakiejś dobrej maści się nie obejdzie. Na szczęście jego "INTERES" nie ucierpiał w najmniejszym stopniu. Ufff… ~ Po zabezpieczeniu terenu, dokładnemu sprawdzeniu, czy na pewno fujary uciekły, i opatrzeniu ran, można było zainteresować się pokonanymi, i ich badziewnym sprzętem. Bo w sumie był badziewny. Łuk i siedem strzał, nóż myśliwski. Pordzewiały Colt Double Eagle, 10mm, do tego zacięty, z ledwie 6 nabojami w magazynku, i znowu nóż… Maczeta, nóż, Ruger Service-Six (.38S revolver), z jedynie 2 nabojami w bębenku. Oszczep, kastet, dwa małe scyzoryki. Kolejny łuk i 12 strzał, nóż wojskowy. Bejzbol nabijany gwoździami, nóż. Podwójna kusza(z podwójnym spustem), maczeta z rękojeścią-kastetem ze szpikulcami. Dwa noże kuchenne. Dwie maczety domowej roboty, 9 różnych noży i szpikulców, zapalniczka, kusza z… dwoma bełtami do podpalania. Gruba, drewniana noga od stołu(maczuga), owinięta drutem kolczastym, 4 noże do rzucania. Siekierka do rzucania. Walter PPK, 4 naboje w magazynku, nóż kuchenny, 2 metry drutu, Dziwaczna fuzja-samopał, na amunicję… 7.62mm, z bębenkiem, a w nim 3 naboje. Gaz-rurka, łom, Poker kominkowy. To byli frajerzy. To były słabo uzbrojone dzikusy. I żadnych kamizelek, żadnych innych rzeczy wartych uwagi, obleśnie wyglądające ciuchy, i same śmieci po kieszeniach. I w sumie… to nawet mogli być kanibale? Po tym jak wyglądali, jak się ubierali, jak wyglądały ich ciała… brrr. No ale… no ale fiuty przebiły i dwie opony pickupa. Pewnie z zemsty, gdy przegrywali. Prawa przednia, i prawa tylna… Thomas! A no tak, on ma rozbebeszoną rękę. Blada i roztrzęsiona Amy, co chwilę zasłaniała oczka, na widok trupów i krwi… i trochę za szybko oddychała. Godzinę później ruszyli w dalszą drogę. *** 67 kilometrów dalej, i po kolejnej godzinie jazdy, pojawiło się Springfield. A w motorach, dno baku. Ford zaś miał jeszcze grubo połowę. Pokonali już ogólnie 320km, i nadszedł czas zatankować Harley'e… a tu niespodzianka, i to chyba z tych milszych. Na jednej z pordzewiałych, wypłowiałych tablic na autostradzie, od owego Springfield, ktoś wypisał sprayem: "Mamy paliwo. Lotnisko". Konkretnie, krótko, na temat. Ktoś oferujący paliwo zapewne poprzez jakiś handel. No i w sumie, tak. To ich interesowało, i to bardzo. Zobaczy się jaki handel, ostrożnie, spokojnie, może będzie warto. Paliwo w końcu było BARDZO potrzebne, może nawet i bardziej, niż amunicja… no dobra, na równi. Paliwo, amunicja, jedzenie. Te 3 podstawy decydowały o przeżyciu, i powodzeniu ich misji… i w sumie o losie każdego. ~ Abraham Lincoln Capital Airport, czy jakoś tak. Ledwie kwadransik z autostrady. Wielkie lotnisko, dawniej pewnie pełne ludzi, i startujących i lądujących samolotów, było w opłakanym stanie. Wszystko zdezelowane, zarośnięte… puste i ciche. Ale były i Zombie. Dużo Zombie. "Ja-pierdolę" Zombie. Aż tyle. Setka?? Dwie?? Truposze szlajały się bez celu po całym terenie lotniska, po budynkach, placach, parkingach… pasach startowych. A gdzieś tam daleko, coś błyskało z jakiegoś budynku. Ktoś dawał sygnały lusterkiem? Owy ktosiek od paliwa? Jedna uliczka, a potem pasy startowe, i do owego budynku. *** Komentarze za chwilę.
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD |
19-08-2022, 15:32 | #53 |
Reputacja: 1 | Nakpena był w furii, chciał zabijać kolejnych wrogów. Jednak okazało się, że nie ma już kogo. Łachmaniarze, którzy ich zaatakowali albo gryźli piach, albo uciekli gdzie pieprz rośnie. Kiedy Indianin upewnił się, że są bezpieczni zajął się opatrzeniem nieprzyjemnej rany na plecach swojego chińskiego przyjaciela. Jednocześnie starał się robić dobrą minę do złej gry, udając że obrażenia, których sam doznał są znacznie lżejsze niż były w rzeczywistości. Kiedy skończył zalecił Liao odpoczynek i zaczął rozglądać się za Machem. Okazało się, że młody lekarz ma pełne ręce roboty. Thomas oberwał gorzej niż Liao i Nakpena razem wzięci. Jakiś pieprzony samopał dużego kalibru prawie urwał chłopakowi rękę. Trzeba było zapomnieć o bólu i zająć się bardziej potrzebującym. - We dwóch zrobimy to lepiej i sprawniej - zaproponował Yishengowi – dołączając do przeprowadzanego przez niego zabiegu. Dopiero kiedy skończyli Nakpena przyznał się, że sam też potrzebuje pomocy lekarza… Po zdezynfekowaniu i opatrzeniu rany Indianin zaczął rozglądać się po okolicy, szukając jakiegoś przydatnego sprzętu, który mogły zostawić po sobie pokonane przed chwilą dzikusy. Było sporo noży. Nakpena uśmiechnął się sam do siebie pod wąsem i zaczął je zbierać. Nóż myśliwski? Bierzemy. Maczeta? Oczywiście! 4 noże do rzucania? Powędrowały do kieszeni. Co jeszcze? Łom i szpikulec. Starczy. Nie ma co przeciążać motoru. Z resztą niech inni też coś z tego mają. Nie było czasu na odpoczynek i lizanie ran. Opatrunek założony przez Macha trzymał się dobrze. Dziura w plecach jakoś bardzo nie dawała o sobie znać. Wprawdzie bandziory przebiły dwie gumy w fordzie, jednak - na szczęście - nie tknęły motorów. Ekipa szybko uwinęła się z naprawami. Można było jechać. Ujechali spory kawałek, kiedy Nakpena spostrzegł, że w jego motorze świeci się kontrolka rezerwy. Szybki kontakt przez krótkofalówkę z Liao. U niego to samo. Trzeba tankować. A tu nagle… Jakby na życzenie! Mamy paliwo! Lotnisko. Oczywiście pojechali. Nakpena nie był wprawdzie do końca przekonany o słuszności tej decyzji, kto wie czy to nie jakaś podpucha i kolejna zasadzka okolicznych świrów? No ale weź tu rozmawiaj z młodzieżą. Indianin starał się mieć oczy dookoła głowy. Jedyne co widział to hordy włóczących się po okolicy zombi. No ale przecież one tej tabliczki nie napisały. Chyba, że tabliczka jest stara, a jej autor został już dawno pożarty. Zaraz się przekonamy...
__________________ Cóż może zmienić naturę człowieka? Ostatnio edytowane przez Pliman : 19-08-2022 o 15:34. |
21-08-2022, 22:27 | #54 |
Reputacja: 1 |
|
22-08-2022, 11:12 | #55 |
Administrator Reputacja: 1 | Walka się skończyła, ale Thomas był w humorze - delikatnie mówiąc - paskudnym. Dziękował tylko bogom (jeśli jacyś jeszcze istnieli), że nie stracił ręki... Ale rana była i tak paskudna i nawet opatrzenie ręki przez Macha nie poprawiło zbytnio tego stanu. Mach był lekarzem dobrym, ale nie cudotwórcą i do pełnej sprawności było Thomasowi daleko. Bardzo daleko. Na tyle daleko, że przy "cerowaniu" opon Thomas był tylko i wyłącznie doradcą. Ale udało się i w końcu mogli ruszyć dalej, najpierw zabrawszy łupy. Thomas popierał opinię Liao - warto było zabrać wszystko, bo nie trzeba było tego targać na plecach, a nigdy nie było wiadomo, czy po drodze nie będzie można wymienić jednej rzeczy na inną. - W wolnej chwili zajmę się tym zardzewiałym Coltem - powiedział. Narzędzia miał, ale miał też nadzieję, że zanim znajdzie wolną chwilę rękę będzie mieć nieco sprawniejszą. * * * Ogłoszenie informujące o posiadaniu paliwa mogła - ale nie musiała - być prawdą. Oczywiście lotnisko jako takie kiedyś "pływało" w paliwie, ale to było kiedyś, a teraz? Teraz, jak powiadano, na dwoje babka wróżyła - albo mieli paliwo, albo nie. Równie dobrze mogli szukać pomocy, jak i naiwnych. Ale i tak trzeba było sprawdzić. Oczywiście po wcześniejszym wyminięciu sporych rozmiarów stadka zombie. Ostatnio edytowane przez Kerm : 31-08-2022 o 18:14. |
31-08-2022, 19:09 | #56 |
Reputacja: 1 |
|
31-08-2022, 19:38 | #57 |
Administrator Reputacja: 1 | No to się towarzystwo ruszyło… pickup odjechał w bok, trąbiąc jak oszalały, by zwrócić na siebie uwagę tłumu Zombie… no i zwrócił. Zdechlaki ruszyły za nim, fala za falą, człapiąc za robiącym raban pojazdem, i pojękując… Dwaj kumple na Harley'ach mieli teraz możliwość ruszenia "drugim skrzydłem", by objechać tą hordę truposzy. I póki co, wszystko się udawało. - Nieźle nam idzie - powiedział Thomas, tym razem siedzący na siedzeniu pasażera. W tym momencie to Evelyn była lepszym kierowcą, niż on. - Jak grzeczne owieczki lezą - dodał. Co prawda owce widział tylko na obrazku, to jakieś pojęcie o tym miał. - To dokąd je zaprowadzimy? Na autostradę? - Przy lotnisku zazwyczaj są ślimacznice oraz szereg przejść, więc po prostu wyciągnijmy je tam, później łuczek - zaproponował konował. W tym czasie Nakpena skierował motocykl w stronę nadawanego sygnału. Rzecz jasna jechał łukiem, z niedużą prędkością, tak żeby zbyt głośny ryk silnika nie zwabił umarlaków. Liao jechał tuż za nim z gotową dao, jakby jakiś zombiak przypadkiem się zgubił od odciągającej grupy. ~ Plan działał. Pickup odciągnął masę Zombie, a Nakpena i Liao podjechali gdzie trzeba… - Hej hej! - Zawołała im z dachu uśmiechnięta dziewczyna, chyba posiadająca azjatyckie rysy twarzy - Z tyłu są wielkie drzwi, możecie wjechać do środka, auto chyba też się zmieści! - Pokazała im, jak mają objechać budynek. No to objechali, i faktycznie, z drugiej strony, otwarto im duże, dwuskrzydłowe drzwi… ostrożnie więc wjechali do środka. Przy obu skrzydłach owych drzwi, stał zaś jakiś dziadek, i jakiś młodziak, którzy je otworzyli… stary miał rewolwer w dłoni, młody MP5, ale lufy były skierowane w podłogę. Wyglądali zaś na totalnych amatorów, na… takich serio, cywili-cywili-fajtłapy. - Jesteście przyjaciółmi, tak? - Spytał stary z uśmiechem. A pickup z resztą towarzystwa już nadjeżdżał… - Nie jesteśmy wrogami - Powiedział spokojnie Shuren wyłączając silnik motocyklu po wjeździe do końca - Czemu jesteście otoczeni zombiakami? Nie lepiej się ich pozbyć? - Zapytał starszego mężczyzny, gdy sam już zszedł z pojazdu. W ręku dalej trzymał swoją szable, jednak była ona opuszczona. Chwilę po Liao do budynku wjechał Nakpena. - Witajcie przyjaciele, dziękujemy za miłe przyjęcie - odezwał się swoim ochrypłym głosem. Jednocześnie wykonał lekki ukłon, tak żeby przy okazji dziadek i jego młodszy towarzysz mogli zobaczyć kolekcję noży Indianina. Ot tak na wszelki wypadek, żeby im czasem coś głupiego nie strzeliło do głowy. Pickup nadjeżdżał. Siedzący na tylnym siedzieniu Konował widział rozmowę motocyklistów grupy oraz jakichś miejscowych. Trochę jakieś nie ten tego. Wszystko wyglądało zbyt wspaniale. Oczywiście skoro swoi rozmawiali, nie chciał się wtrącać uważając, iż na 100% mają właściwszą ocenę sytuacji. Gdy pickup zatrzymał się, już pod dachem, Thomas wysiadł z samochodu. Z karabinem w lewej ręce, ale z lufą skierowaną w dół. - Dzień dobry - powiedział. - Zamykamy? - Skinął głową w stronę drzwi, przez które wjechali. - Tak, tak! - Powiedział zarówno stary, jak i młody, i zabrali się za zamykanie drzwi… a po chwili, i za ustawianie masy dupereli przy nich, jako dodatkowej blokady, czy tam wzmocnienia - Pomożecie? Beczki wypełnione piachem, opony, kanapa(?), skrzynie, i masa innych, dosyć ciężkich rzeczy… Nakpena wiedział, że z zombie nie ma zmiłuj, dlatego od razu zabrał się, razem z tubylcami, za barykadowanie wejścia. Jednocześnie starał się mieć oczy i uszy otwarte. Coś oni zbyt mili się wydawali… Liao również pomógł, stając przy Nakpenie. Wymienili porozumiewawcze spojrzenie. Doskonale wiedzieli, że mimo dobrego nastawienie obecnych lepiej być czujnym. W obecnych czasach mało kto ufa obcym, tym bardziej urojonym obcym, a ci przyjmowali ich z otwartymi rękoma. Thomas za zamykanie drzwi się nie zabierał, za to rozglądał się dokoła. Traper również nie raczył pomóc, tylko ściągnął z paki Pepsi. Pies nie czuł się zaniepokojony, ale Laverne mimo wszystko starał się mieć za plecami jak najmniej obcych. Skoro Thomas oraz Laverne obserwowali, Mach wziął się za pomoc przy wejściu, choć nie ufał miejscowym. Blokowanie wejścia nie ogranicza tylko zombie, ale oczywiście również uniemożliwia ucieczkę. Ostatnio edytowane przez Kerm : 01-09-2022 o 10:22. |
31-08-2022, 22:09 | #58 |
Reputacja: 1 | &wszyscy - Wreszcie ktoś przyjechał! - Uśmiechnął się dziadek - Jestem Ezekiel… o, macie i dwie kobiety, i dziecko… chodźmy na górę, tam jest reszta, poznacie ich… też mamy małą dziewczynkę, Laureene się nazywa, możecie się razem pobawić! - Dodał do Amy. - Thomas - przedstawił się "drużynowy" mechanik. - Zapewne macie jakiś problem, skoro tak się cieszycie z gości - przeszedł do sprawy. - Czy informacja na znaku pochodzi od was - Zapytał prosto z mostu Shuren celowo nie podając jaka informacja była na znaku - I nie odpowiedzieliście czemu otaczają was zombie, których się nie pozbywacie? - Zombie masa, naboi mało, a i my do dupy strzelamy… - Powiedział niezwykle szczerze(?) Ezekiel, z parsknięciem - Znak? Na autostradzie? Tak, to od nas… mamy paliwo, tak… Gdy towarzystwo weszło w końcu na pięterko, zobaczyli niewielka grupkę cywilów. Starsza kobieta, jakieś małżeństwo z dziewczynką i ciężarna azjatka, która im wcześniej machała z dachu. Każdy miał jakąś pukawkę, ale w sumie nie było to nic wielkiego… - Wreszcie ktoś przyjechał! - Pomożecie nam? - Macie może… coś do jedzenia? - Padło kilka pytań. Ludzie wyglądali na zmęczonych, i chyba i trochę wychudzonych. - To moja żona, Josephine… - Przedstawiał wszystkich Ezekiel - To są Rhonda i Roy… i ich córeczka Laureene… Ile dziewczynka mogła mieć lat? 12,13, 15? … Daniela już poznaliście - Wskazał na towarzyszącego im od drzwi młodego… który zbliżył się do azjatki, i krótko pogłaskał jej mały brzuszek. Mogła być tak w 3 miesiącu ciąży? - No i jego dziewczyna, Amanda. Azjatka o imieniu "Amanda"... no ok. - Kiedyś nas było więcej - Powiedział Ezekiel, i się jakby zasmucił - No ale mniejsza z tym! Świetnie, że się ktoś zjawił! To jak, pomożemy sobie wzajemnie? Dostaniecie paliwo… Nakpena słuchał ale nie odzywał się. Wprawdzie w grupie nie było jako takiego lidera, który mógłby wypowiedzieć się za wszystkich, jednak taktyka kto pierwszy ten lepszy nie wydawała się zbyt mądrym podejściem zwłaszcza przy składaniu jakichś deklaracji. Mieli paliwo. To dobrze. Pytanie tylko czego oczekiwali w zamian? To pytanie chyba jednak należało zadać… - Jakiej pomocy od nas oczekujecie? - Albo ile jedzenia kosztuje litr paliwa? - Powiedział Laverne. - Pomóżcie nam naprawić nasze auto, i się stąd wydostać - Powiedział Ezekiel - W zamian napełnimy wam baki, i damy parę kanistrów… - A ile dajecie? - Wtrącił się w rozmowę Roy, spoglądając na "Trapera". Mach spokojnie się przypatrywał. Wydaje się, że Thomas potrafiłby naprawić ich samochód. Skoro chcieli się wydostać, to musieli mieć paliwa dla siebie i dla ewentualnych pomocników, czyli pewnie maksimum kilkaset litrów. Inaczej nie byłoby się sensu stąd ruszać. Chyba, że wiedzieli coś, czego nie chcieli powiedzieć. Zombiaki, ok, pytanie, kiedy owe zombiaki się pojawiły? Wszak skoro napis powstał, no to musieli jakoś się przez nie przedostać, no chyba, że napisali jeszcze przed przybyciem zombie? Generalnie sprawa niejasna, aczkolwiek nawet niejasne sprawy potrafią być normalnie, sensownie wyjaśnione. Przeto sobie spokojnie czekał. - Chwila, chwila - Ostudził zapał rozmówców Shuren - Skoro Ezekiel proponuje paliwo za naprawienie, to pytanie Laverna o koszt za jedzenie, chyba jest nieaktualne? Dobrze rozumiem? - Swoje słowa skierował do najstarszego mężczyzny w grupie - Do baków nie wejdzie nam więcej jak 20 galonów. Wspomniałeś jeszcze coś o kanistrach. Na pewno przyda się wam też pomoc w wydostaniu stąd. Sam wspomniałeś, że kiepscy z was strzelcy. Trzeba będzie je wziąć sposobem. - Muszę najpierw obejrzeć wasz samochód. - Thomas wtrącił się do rozmowy. - Jeśli uszkodzenia są zbyt poważne, nic nie zdołam zrobić. Gdzie stoi? Kto z was jest kierowcą? - Samochód w budynku obok, przechodzi się tam dachem… ale tam też trochę Zombie - Powiedziała Amanda. - Kierowca… - Zamyślił się Ezekiel - No… ja, Roy, albo Daniel… - Jakimi cudem wpakowaliście się w taką kabałę? - Pytanie zadane przez Thomasa było raczej retoryczne. - Dobra, muszę to zobaczyć... To paliwo też tam jest? - Paliwo… uch… - Dziadek podrapał się po głowie, z rozbrajającym uśmiechem - …jest jeszcze gdzie indziej. Trzeci budynek. 50 metrów otwartego terenu. Thomas westchnął. - No, niektórzy to mają talent do komplikowania sobie życia. Laverne zmrużył oczy. - A widzieliście to paliwo, jest tam na sto procent? - nie chciał żeby potem okazało się że paliwo jest jeszcze gdzie indziej. Nakpena cały czas słuchał i starał się ocenić tych, w sumie dość dziwnych ludzi. Osobiście mocno wątpił w istnienie jakiejś większej ilości paliwa. Ogólnie cała ta sprawa wydawała mu się jakoś dziwnie podejrzana. Przez głowę Indianina przemknęła też myśl, że ci ludzie mają jakiś nie do końca jasny związek z nieumarłymi wałęsającymi się naokoło. Ostatnio edytowane przez Kerm : 01-09-2022 o 10:33. |
01-09-2022, 04:31 | #59 |
Reputacja: 1 | - Słuchaj no! - Powiedział Roy, wcale nie takim miłym tonem do Laverne - Oczywiście, że paliwo tam jest! I oczywiście, że każdy z nas tam był po 20 razy! Tankowaliśmy pojazdy, braliśmy w kanistry do generatorów. Zanim nie przypałętała się masa Zombie, zanim paru naszych przyjaciół nie zginęło, i zanim nasza grupka nie miała rozłamu, i część odjechała w cholerę! Więc może już starczy tego cholernego przesłuchania, i albo nam pomożecie, albo spadajcie?! - Roy… - Szepnęła jego żona, starając się uspokoić mężczyznę. - Proszę się nie denerwować - Odpowiedział nad wyraz spokojnie Shuren - Żyjemy w podłych czasach. Jest wielu oszustów i wielu nieciekawych ludzi. Na pewno przez te lata musieliście trafić na takich. Nikt z nas nie mówi, że wy właśnie tacy jesteście. Rozumiecie chyba, że zanim podejmiemy się handlu, pomocy to chcemy upewnić się, że zyskamy to co nam obiecaliście. Zaprowadźcie nas najpierw do paliwa, jak upewnijmy się, że jest to później Thomas jak powiedział, sprawdzi, czy uda się naprawić wasze auto. Swoją drogą. Skoro macie zamiar stąd odjechać, to może wskażcie też naszemu mechaników generator? Jak mówicie był działający, więc może da się z niego coś wyciągnąć, jeżeli i tak stąd wybywacie. - Generatory puste… bo właśnie nie umiemy się dostać do paliwa - Powiedział spokojnym tonem Ezekiel. A Roy usiadł na dupie, uspokajany przez żonę, mamrocząc pod nosem bardzo cicho jakieś przekleństwa… - Czyli zanim cokolwiek zaczniemy robić to trzeba pozbyć się zombiaków. W ogóle w jaki sposób one was tu zablokowały? Ktoś je nasłał, czy same przylazły? - Zapytał Chińczyk. - Przylazły - Wtrącił się w rozmowę Daniel - Po trochu, po trochu… aż w końcu było ich za dużo. - Dobra, skończcie już to gadanie - powiedział Thomas. - Najpierw muszę zobaczyć wasz samochód. Jeśli nie będzie tam zbyt wielu zombie, to się ich pozbędziemy. Wiecie chociaż, co w nim nawaliło? - Coś z… silnikiem? Nie chce odpalić… - Powiedział Ezekiel, wzruszając ramionami. - Czyli najpierw dachem do miejsca, gdzie postawiliście auto. Później wyeliminować zombiaki, które już tam są, potem Thomas zerknie na silnik czy cokolwiek tam się to stało, tak? - starał się jakoś generalnie usystematyzować. - Skoro tak, może po prostu chodźmy tam, a siostry oraz Traper zostaną przy naszych rzeczach? - konował pozwolił sobie zaproponować, ktoś musiał pilnować, zaś piesek nie chodził wysokimi miejscami. Laverne więc musiał zostać. On oraz siostry pilnujące Skarbu oraz rzeczy - wystarczyło. Poprowadzi nas pan? - spytał nerwowego Roya. Nakpenie średnio uśmiechał się pomysł łażenia po dachu. To było dobre dla nastolatków. W jego wieku niekoniecznie. No ale chciał, nie chciał trzeba było wspiąć się razem z innymi na budynek. Przy okazji będzie można się rozejrzeć i ocenić z góry ilość wałęsającego się po lotnisku tałatajstwa. Nie ma tego złego… - To ja też pójdę! - Powiedział Daniel. - Nie… ty zostaniesz - Odezwał się niespodziewanie Ezekiel, a Daniel zrobił markotną minę. - To może ja? - Spytała ciężarna Amanda. - Jeśli chcesz… - Dziadek kiwnął potakująco głową, a azjatka się uśmiechnęła. - Pozbędziemy się tych paru zombie, co koczują obok samochodu, a gdy ja zajmę się silnikiem - powiedział Thomas - wy - spojrzał na tych, co wraz z nim mieli ruszyć na wyprawę po dachach - możecie sprawdzić, czy w miarę bezpiecznie można się dostać do budynku z paliwem. W końcu znaczną część zombie odciągnęliśmy, więc w pobliżu nie powinno ich zostać zbyt wiele. Nakpena jako lekarz, no może bardziej jako znachor - choć kto w tych czasach patrzył na uprawnienia - skrzywił się na pomysł wysyłania kobiety w ciąży na dach. - Czy to oby na pewno rozsądne? Nie chciałbym żeby ta eskapada zaszkodziła dziecku i przyszłej matce - powiedział. - Owszem faktycznie - wyraził się bezosobowo Mach. - Szanowny kolega - wskazał Nakpenę - wyraził słuszną opinię, jako człowiek oraz jako lekarz. Przypuszczam, że jeśli ktoś spośród państwa, albo pani Amanda potrzebowaliby konsultacji, udzieli wsparcia. "Ciąża nie choroba", Thomas przypomniał sobie znane powiedzenie. Ale nie wtrącał się do dyskusji, jako że ani nie był lekarzem, ani - tym bardziej - nigdy nie był w ciąży. - Poradzę sobie. Tam nie ma nic, co by było problemem, dla mojego stanu? - Wzruszyła ramionami Amanda. - To macie coś do jedzenia…? - Powiedziała niespodziewanie, cichutkim głosem Laureene. A Amy spojrzała na nią, a potem po swoim towarzystwie… - Mamy... trochę - powiedział Thomas, po czym wyciągnął z plecaka jedną puszkę i podał ją Josephine. Dla takiej grupy było to tyle, co nic, ale kobiety i dzieci mogły przynajmniej coś zjeść. Tymczasem Nakpena ruszył w kierunku wyjścia na dach. Nie naciskał dalej w temacie ciężarnej. W sumie to nie jego sprawa. Indianin planował się rozejrzeć. Chciał ocenić ilość zombie i zlokalizować tak zepsuty samochód jak i obiecane paliwo. Wejście na dach nie wymagało żadnych akrobacji… ot po drabinie w górę, już przez otwarty właz, i po chwili na nim byli. A sam dach, płaski jak cycki jakiejś nastolatki, więc luzik. Prowadziła ich ciężarna, radząca sobie świetnie z wszelkimi czynnościami, więc obawy co niektórych były chyba bezpodstawne… po przejściu kilkunastu metrów, zatrzymali się przed kolejnym włazem w dachu. - Tam na dole, tamtędy do auta - Powiedziała Amanda - Otworzy ktoś? - Wskazała palcem na dosyć ciężki właz. - Ej, a pewnie was ciekawi, czemu Ezekiel nie chciał tu Daniela, co? - Zagadał towarzyszy Roy, robiąc dosyć posępną minę - Tam na dole, gdzie auto, tam jest brat Daniela, już jako Zombie… gościu w czerwonej kurtce… miał pecha… dobra, to co, leziecie tam wszyscy, czy jak? Bo tam z dachu, to widać lepiej wejście do innego budynku, gdzie paliwo - Wskazał kierunek. - Liao, Nakpena, dacie sobie radę z tymi zombiakami? - spytał Thomas, spoglądając z góry na podwórze i znajdujące się tam potworki. - Raczej bez problemu, prawda towarzyszu? - Liao skierował swoje słowa do Indianina - Najlepiej załatwić je po cichu, aby nie ściągnąć reszty zombiaków z drugiej strony budynku. Nakpena skinął głową. Zabijanie zombi nie było dla niego pierwszyzną. O ile w ogóle można zabić coś co już i tak jest martwe…
__________________ Cóż może zmienić naturę człowieka? |
03-09-2022, 14:47 | #60 |
Reputacja: 1 | &Thomas, GM Mach otworzył właz na wezwanie kobiety oraz przez górne przejścia przyjrzał się wspomnianemu zombiakowi. Generalnie nie ufał ciągle owej ferajnie. Przeto nawet otwierając stanął sobie tak obok klapy, że gdyby ktoś, noooo na przykład krył się poza włazem oraz chciał zaatakować, nie byłby w stanie tego uczynić. Oczom zebranych ukazało się wnętrze… wysokiego hangaru. Ciężarna tam zajrzała, wzruszyła ramionami, po czym po prostu zeszła po drabinie w dół. Przytknęła jednak palec do ust, pokazując pozostałym, iż mają być cicho? |