Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2022, 07:57   #157
Arthur Fleck
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Singeltons vs Creepy Macrum Family cz.I

Daryll siedząc przy jednym stole w obecności Davida Macruma, zgarbił się i skurczył niczym seniorka rodu. Milczący odludek wzbudzał w nim niepokój i strach. Po tym co zobaczyli z Wii nad ranem, strach przed synem Antona był jak najbardziej uzasadniony. Czy to możliwe by Singelton pomylił się w sprawie Fallsa? Że zabójca krył się w rodzinie Billego? Teraz wydawało mu się to wręcz oczywiste. Gdy padło pytanie o chatę a 16-latek wyczuł na sobie pytające, może nawet oskarżycielskie spojrzenia. Zbladł jak miał w zwyczaju to robić gdy się czegoś bał lub stresował.
- Przepraszam za te drzwi – wymruczał pod nosem próbując nie gapić w talerz i wytrzymać spojrzenie Macrumów– Chciałem pokazać Wii te indiańskie znaki. Pan Anton prosił, żebym się dowiedział co mogą oznaczać, a moja siostra…no sami wiecie…jest genialna.
- Nie jestem, ale w moich żyłach mocniej bije krew ludu Piegan, niż mieszkańców tego miasteczka. To ta sama krew, która krąży w ciele mojego brata, więc musiał tam być ze mną. Poszliśmy, bo chcieliśmy zobaczyć ważne dla Was miejsce. Zrozumieć symbole wijące się w snach i duszące w ostatnich dniach całe Twin Oaks. Chcemy znaleźć dla nich ujście, pozwolić by zamazał je żal, zmyła je skrucha zamiast deszczu krwi. - Dziewczyna z uwagą spojrzała na Davida i doprowadziła do końca swoją myśl: - Musimy porozmawiać. Jednak jak do każdej rozmowy potrzebujemy podstaw. W wypadku tego co powiemy musi wystarczyć wiara w nasz słuszny cel. W kompensatę dla równowagi świata. - Po tych słowach urwała na chwilę skupiając wzrok na swoim bracie kulącym się przy stole. Ona w obecności rodziny Macrumów nie czuła takich oporów jak Daryll. Z drugiej strony używając dobrze przemyślanych słów stawiała ich oboje w niezwyczajnie trudnej sytuacji.
- Dziewuszko - Anton odpowiedział pierwszy po dłuższej ciszy przy stole. David zajął się karmieniem seniorki, a babcia najwyraźniej była gdzieś indziej. - Mądra jesteś. Nie dziwota. Ale ja nie zrozumiałem połowy tego, co żeś rzekła. - O co się tobie rozchodzi? Konkretnie tak, co?
Daryll skinął nieznacznie głową i tyle Wikvayi wystarczyło. Mieli ostatnią chwilę żeby zatrzymać potok przemocy. Zabić siłę, która mieszała mieszkańcom Twin Oaks w głowach, napawała ich sny strachem, a życia wypełniła paraliżem.
- Anton, twój syn - Bill nie żyje. Został zamordowany przez ludzi przedstawiających się jako jego przyjaciele. Gdy zamordowano Sama i Lucy Bredock, sądem ostracyzacyjnym wydano wyrok na Billa. Glen Hale, Frank Chase, Tom McBride…chcieli się zemścić. Zebrali grupę rówieśników i zwabili go na River Top. Tam wyciągnęli noże szukając zadośćuczynienia za zbrodnię, której mu nie udowodniono. Chcieli zadźgać waszego Billa, a on próbował uciekać, więc spadł. Umarł sam, przerażony przez nienawistnych ludzi i opuszczony przez tych, którzy nie odważyli się go ratować. Anton, Dawid, Babciu - Billa nie ma, ale jego zabójców też już nie da się uratować lub wskrzesić.
Daryll milczał. Z pokorą i współczuciem spoglądał na pana Antona, czekając na jego reakcję.Szanował tego człowieka i życzył mu jak najlepiej.
Anton zamrugał powiekami. David zamarł z łyżką przy twarzy babci.
- Skąd to wszystko wiecie? - zapytał przyglądając się uważnie gościom.
- Zanim przetransportowali mamę do szpitala stanowego, zanim ustabilizowali jej stan i zanim pozwolili mi wyjść z oddziału rozmawiałyśmy. Zrzuciła z siebie ciężar tajemnicy duszącej ją od lat obciążając nią nas - swoje dzieci. Była wtedy na River Top i razem ze wszystkimi przysięgała milczenie. Dzisiaj Hawoi ma nas zabrać z Twin Oaks, nie wiemy kiedy i czy wrócimy, więc chcieliśmy zamknąć dla Was i dla nas ten tragiczny rozdział historii. - na chwilę zamilkła. - Przepraszam, że dopiero teraz.
Daryll skinął ze smutkiem głową potwierdzając, że to co powiedziała jego siostra jest prawdą. Słowa Wii wybrzmiały z całą mocą oddając wszystko co on sam by chciał przekazać. Zrozumiał, że choć są z Wikvayą tak różni łączy ich podobna wrażliwość na ludzką krzywdę. Nie byli tacy jak matka ani tym bardziej Glen Hale, nie zasłużyli na to by płacić własną krwia za grzechy rodziców.
- Przykro mi panie Macrum, to co spotkało Billego jest po prostu straszne – wydusił z siebie.
- I wasza matka … wiedziała .. - Anton zamarł w dziwnej pozycji. - Przez te wszystkie lata…
Zacisnął szczęki.
- Lepiej, jeżeli już pójdziecie. - wyrzucił z siebie wbijając w rodzeństwo twarde, teraz nieprzyjazne spojrzenie.
- Ona wiedziała, my nie… a jednak jesteśmy atakowani, ranieni i szczuci przez nowego wilka, którego przed nami widywała już Twoja Matka. Którego opisują symbole w szopie i choć w całości nie są przywołaniami lub znakami ochronnymi to opowiadają historię, która się właśnie dzieje i którą chcemy zakończyć. Sami wszystkich nie uchronimy. Nie chcemy pomocy ani poparcia. Prosimy o wybaczenie. Nie tym którzy pozbawili Cię dzieci, ale tym, którzy sami są dziećmi żyjącymi w strachu przed zbrodnią, o której nic nie wiedzą.
Emocje wypełniające pokój dało kroić się nożem, były gęste, smutne, mroczne, Daryllowi trudno było wytrwać w tej dusznej atmosferze, gdyby nie odwaga i upór Wii, spełniłby prośbę Antona, wstał od stołu i opuścił dom Macruma. Nie ruszył się jednak z miejsca a gdy siostra skończyła mówić, natchnięty przez nią i on zabrał głos.
- Mary McBridge zawsze była dla mnie miła, nikomu nie robiła krzywdy. Nie zasłużyła na to co ją spotkało. Jest taką samą ofiarą jak Billy. Chcemy to zatrzymać, chcemy, żeby ten…człowiek w masce…zrozumiał, że nie mamy z tamtą sprawą nic wspólnego panie Macrum. Możemy być podobni do naszych rodziców, ale nawet jeśli płynie w nas ich krew, nie żyjemy ich życiem, jesteśmy całkiem różni, mamy swoje własne plany i marzenia.
W oczach Darylla pojawiły się łzy.
- Dwa lata temu leżałem na w szpitalu i widziałem śmierć z bardzo bliska. Nie chcę znów umierać proszę pana. Nie chcę też stracić Wii.
- Nie mazgaj się młody - David Macrum wtrącił się do rozmowy. - Faceci nie płaczą. Powiem wam coś. Tobie i twojej miłej ale przemądrzałej siostrze. Coś, czego chyba nie zauważacie. Bill, Bill i Bill. Ciągle tylko Bill. A co z moim drugim bratem? Kto go zabił? Jego i jego dziewczynę? Wasza matula też to wie? Też siedziała cicho, przez te wszystkie lata? Patrzyła mojemu ojcu w oczy kupując od niego mięso lub owoce i nawet słowem się nie zająknąwszy na temat tego, co wiedziała. Wiecie, jak to cholerstwo wpłynęło na moją matkę? Wiecie, jak zniszczyło babcię? Całą naszą rodzinę. Więc, chłopcze, otrzyj łzy, wysmarkaj nosa i weź się w garść. Bo wiesz. Ludzie będą umierać. Umierać zarzynani jak świnie nocą, za to co zrobili. Za tę zmowę milczenia. A grzechy ojców każe się na synach i córkach, jak naucza pismo. Więc, można powiedzieć, że sami są winni, prawda?
- Zostaw mojego brata w spokoju, nie waż się go tknąć! Wracałeś dzisiaj nad ranem cały we krwi, teraz mówisz o pomście na synach i córkach grzesznych ojców. To Ty David doprowadziłeś swoją babcię do tego stanu. Do zamknięcia jej umysłu na wszystko wokół niej byle tylko nie czuć tego zwierzęcego przerażenia, które widzi, noc w noc, w swoich snach; które w dzień serwujesz jej z każdą łyżką kłamstwa o deszczu plamiącym Ci odzienie, dłonie i twarz. Chciałeś Antonie znać znaczenie ołtarza w szopie – oto ono. To strach snujący się między wspomnieniami, a rzeczywistością, w której żyje twoja matka. Sam nie żyje, ale nie umierał sam, był z Lucy. Nie został zamknięty w szklanej bańce niewiedzy tylko pochowany tak jak zasłużył na to każdy dobry człowiek. Nikomu nie zwrócisz życia, a zabierasz ojcu ostatniego syna. - wybuchła gniewem Wikvaya wstając przy stole i zasłaniając sobą Darylla.
- Gdybym chciał tknąć twojego brata to miałem ku temu niezliczoną ilość okazji. Więc nie musisz zasłaniać go własnym ciałem. - Wskazał palcem jej brzuch.
- Szwy chyba ci puściły.
Faktycznie na koszuli pojawiła się plama krwi.
- Wiesz jak służyłem w Wietnamie widziałem rany brzucha. Nie powinnaś wykonywać gwałtownych ruchów. Jeszcze nam się tutaj przekręcisz i świnie będą nas oskarżać. I jeszcze jedno - Powiedział twardszym tonem - Nie powinno się szpiegować kogoś, kto daje ci gościnę.
- W gościnie się też nikomu nie grozi panie Macrum – błękitne oczy Darylla wypełnił lód. Stanął obok siostry i choć oddech mu przyśpieszył a serce kołatało w piersi, na twarzy nie rysował strach lecz zajadła determinacja, zupełnie jak u psa obronnego - Nikt nikogo nie szpiegował. Mówiłem, że chcieliśmy zobaczyć szopę. I ma pan rację co do drugiego brata. On też jest ofiarą. Zamordował go człowiek, który podarował Billemu wilczą maskę by potem zrzucić na niego całą winę. Być może był to Hale, a może ktoś inny. Zamierzamy się tego dowiedzieć. Spłacimy z Wii dług naszej mamy, ale nie swoją krwią.
Chłopak spojrzał na bluzkę siostry, która znów zaczęła nasiąkać szkarłatem. Złapał ją za rękę i szepnął.
- Musimy stąd wyjść Wii. Teraz.
Dziewczyna skinęła bratu głową, choć była o krok od sprowokowania Davida Macruma do przyznania się do winy. Z tego jednego kroku rodziła się samotna dla rodzeństwa podróż do domu i nadzieja, że słowa nie będą potrzebne, bo to co przemilczane, a dzisiaj ujawnione odbije się w tym co zadecydowane i niezakończone.
- Jeśli chcecie to zawiozę was do Twin Oaks - zaproponował Anton. - To kawałek i lepiej żeby twoja siostra nie chodziła w takim stanie.
- Mogę też zmienić opatrunki - David Macrum zszedł nieco z tego napastliwego, niemal agresywnego tonu, jaki miał wcześniej. - Bo chętnie dowiem się, które z moich słów szanowni państwo uznali za groźbę.
Młody Singleton zacisnął pięści, gorycz i gniew wylewały się z niego litrami.
- Jakiś psychopata prawie zamordował moją siostrę przed szpitalem. A pan powiedział, że sobie na to zasłużyła. Bo grzechy ojców każe się na córkach i synach. Gdyby nie Wikvaya nigdy byście nie dowiedzieli się co stało się z Billym, jakie skurwysyństwo spotkało waszą rodzinę. Gówno mnie obchodzi co głosi pismo, nie jesteśmy niczemu winni panie Macrum! Jesteśmy jedynymi ludźmi w tym zasranym miasteczku, którzy nie traktują was jak wyrzutków i chcą pomóc!
Daryll rozluźnił palce, choć dłonie wciąż mu drżały. Widząc, że David się uspokoił i on w końcu nieco ochłonął.
- Jeśli Wi się zgodzi, chętnie skorzystamy z podwózki. A ranę rzeczywiście trzeba opatrzyć.
- Tak, na obie oferty pomocy. Nie odcinamy się od Was. Nie chcemy być dla Was obcy i bardzo potrzebujemy przyjaciół, bo ujawniając należną Wam od dawna prawdę o winie poprzedniego pokolenia z własnej woli dołączyliśmy do grona wyklętych przez mieszkańców Twin Oaks. Teraz, tym… oraz pełna świadomością tego co zrobiliśmy, dajemy najlepsze świadectwo, że nie byliśmy, nie jesteśmy i nie będziemy tacy jak nasi rodzice.
- Młodzi - uśmiechnął się Anton. - Nie ich wina. Nie odgrywaj się na nich, synu.
- Nie odgrywam. Wiem, że jest im trudno. Ale mam to w dupie.
- Język, synu. Młoda dama słucha.
Daryll nie rozumiał zachowania Macrumów, nie rozumiał co tak rozbawiło Antona. Albo ojciec i syn byli w jakiejś zmowie, albo mieli nierówno pod sufitem. Jedno nie wykluczało drugiego. Bał się że obdarzył współczuciem, człowieka, który na to nie zasługiwał, który mógł być odpowiedzialny za koszmar jaki spadł na Singeltonów, McBride’dów i kilku innych mieszkańców Twin Oaks.
- W porządku, przekaz dotarł, życzycie nam wszystkiego najgorszego – wycedził cicho Daryll zaciskając w złości zęby – Czy propozycja wciąż aktualna panie Macrum? Podwiezie nas pan do miasta?
- Oczywiście. Jak tylko będziecie gotowi - potwierdził stary Macrum.
 
Arthur Fleck jest offline