Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-09-2022, 18:38   #159
Bardiel
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Bryan siedział wpatrzony w ekran telewizora. Zawsze uważał, że lokalna telewizja to szczyt lamerstwa. Same nudy, gadanie o regionalnych bzdurach, turystyce, wiejskiej polityce i tym podobnych bzdurach. A jednak teraz uważnie słuchał kanału z wiadomościami. Działo się aż za dużo. Odkąd wyśpiewał wszystko agentowi federalnemu, stał się biernym uczestnikiem wydarzeń. Za to szeryf wręcz przeciwnie! Podczas gdy Bryan musiał martwić się pogrzebem ojca, co dać młodszemu bratu na obiad oraz czy w ogóle mają jakieś oszczędności i jak się płaci rachunki, Hale rozbijał się po miasteczku. Uciekał przed FBI, policją i brał zakładników. Chase śledził wszystkie doniesienia na ten temat z pewnym lękiem. Od czasu do czasu nerwowo wyglądał za okno, zastanawiając się czy również do niego nie zechce zawitać zwariowany szeryf.

Tak się jednak nie stało. Jedynym z czym musiał mierzyć się Bryan była pustka w sercu, żal i frustracja. Papieros firmy Marlboro wylądował w ustach chłopaka, by wkrótce zostać odpalonym zapalniczką Zippo. Takie to gadżety zostawił mu ojciec. Zarówno na starego, jak i młodego Chase’a znakomicie działały reklamy Marlboro z ultramęskim kowbojem, lansującym styl życia, w którym prawdziwi twardziele palą właśnie produkty tej marki.


Do tej pory nie palił. Wiedział, że fajki osłabiają kondycję i nie chciał łapać zadyszki podczas meczu. Teraz wszystko to było mu zupełnie obojętne. Dopalał ostatnią paczkę ojca i sport był ostatnią rzeczą, która zajmowała myśli Bryana.
- No i z czego się tak cieszyłeś, Todd? Myślisz, że to było dobre, co zrobiłem? To była chujnia - nawijał, choć nikogo nie było w salonie. - Powinienem był rozjechać gnoja. Za ciebie i za mojego starego. Kurwa, za siebie też, bo mam teraz przesrane.
Zaciągnął się mocno.
- Siedzę na dupie jak skończony frajer i gadam do telewizora.
Całe życie mieszkał w tym domu w obawie przed kolejnym wyskokiem ojca. Teraz nie miało być już żadnych wyskoków. Żadnej awantury, żadnego strzelania w łeb, żadnego krzyku, żadnych pretensji. To było dziwne. Mógł siedzieć na kanapie i robić co chciał. Otworzył piwo, a potem kilka kolejnych…

Obudził go zasmarkany Bob. Nadal znajdował się na kanapie. Głowa bolała od alkoholu i dymu tytoniowego. Była noc, ale żarówka położona przy kręcącym się leniwie wiatraku zdawała się oślepiać.
- Nie mogę spać - oznajmił ubrany w piżamę chłopiec. Widać było, że z trudem hamuje płacz.
- A ja to kurwa co? Terapeuta? Czy piwa mam ci polać? Za późno, szczylu, bo wypiłem wszystko.
Głos Bryana był jeszcze bardziej szorstki niż na co dzień. Kilka łez pociekło po policzku Boba, lecz starszy brat nie ustępował. Wydawał się wręcz zajadły.
- I co smarkasz? Tęsknisz za tatusiem? Chcesz tatusia w domu? To mogę ci go zaraz pokazać.
Bryan podniósł się z kanapy, górując nad Bobem zarówno wzwyż, jak i wszerz.
- Wiesz, co twój tatuś robił jak plątałem mu się pod nogami i przeszkadzałem w posiadówie? Chcesz wiedzieć, mały gnojku?
Coraz więcej łez ciekło po policzkach chłopca, lecz nawet nie drgnął. Zaciętość malująca się na twarzy Bryana powodowała, że drobne ciało ogarniał paraliż. Ruszył się dopiero wtedy, gdy starszy brat go do tego zmusił, chwytając za poły piżamy i szarpiąc.
- Za to był wpierdol, rozumiesz młody!? WPIER-DOL! WPIER-DOL! - wrzeszczał Bryan. - Więc nie płacz mi tu kurwa za tatusiem, tylko w końcu przestań być pizdą, bo jak wylądujesz w bidulu za parę dni to przerobią cię na pasztet, rozumiesz?!
Agresor uniósł dłoń, jakby zamierzał spoliczkować Boba. W ostatniej chwili powstrzymał się, jednocześnie luzując chwyt. Chłopiec uciekł na górę, płacząc już rzewnymi łzami.

Bryan opadł bezwiednie na kanapę. Miał wrażenie, że przerasta go absolutnie wszystko.
 
Bardiel jest offline