Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-09-2007, 14:35   #32
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Stali grupą przy Krasnoludach, gdy odezwał się mężczyzna w czerni.
-Ile to będzie jeszcze trwało?! Przylały tu jakieś nieudaczniki, co nawet znaleźć się nie potrafią i jeszcze sztuczne zamieszanie jakieś robią. Ja też pragnę się zapisać mości krasnoludzie, nazywam się Kristoph Hekerson. Jestem… kimś, kto ma potężną moc i celem mym jest zwyciężyć-rzekł, a Vin westchnął współczująco.
Biedak jest niespełna rozumu. Niestety nie może pokazywać się publicznie, gdyż mogą go zamknąć w jakimś zakładzie psychiatrycznym, co nie będzie należało do najprzyjemniejszych doznań w jego dziwnym życiu-pomyślał.
-Chyba nawet domyślam się, co ów Sandriel wymyślił. Pamiętam go jeszcze jako szczyla młodego… gdy razem, nasze matki nas chowały-uśmiechnął się.
-Ciebie to chowała, ale chyba w szafie-mruknął mając dość przechwałek nieznajomego w czerni.
-A wienc pan Kristoph Hakerson, ta? Eeee… to przez samo „H” siem pisze?–zapytał Krasnolud.
-Obra, i jeszcze druga grupa: Albreht von Werestein, Bruno Osterwald, Vintilian sa Linor, Vanessa sa Linor... eeee... i jeszcze Aranel Telrunya oraz Kate, hę?-rzekł kalecząc mowę wspólną.
Sa Linor? Czy to zbieżność nazwisk? Dwuczłonowe nazwisko jest rzadkością wśród Elfów, a nawet wśród Ludzi i nie znam nikogo innego o takim nazwisku oprócz mojej rodziny-pomyślał i już miał zapytać o to Vanessę, gdy Krasnolud odezwał się po raz kolejny.
-Co do pytań, to panie Albrehcie u nas zgłosiło siem tyle co pan widzi. Wy i jeno ten czarny, co ponoć zna Sandriela. W innych miastach, to my nie wiemy, bo coby było sprawiedliwie, razem w kilku miasteczkach żeśmy podjęli nabory. Toć mowa było wcześniej, że dziś przyjedziem-odpowiedział na pytanie.
-Jako że chyba to wszyscy... to zostało mi jeszcze jedno. Macie tu pierwsze swe zadanie-to mówiąc wyciągnął dwa pudełka.
-Za wszystko płaci Sandriel, nasz mondry i potężny poczciwiec. Macie w tych pudełkach napisane, co robić dalej i kamyki według osób ile jest w grupie. Radze ich nie gubić. Powodzenia życzę-zakończył Krasnolud, dając jedno pudełko mężczyźnie w czerni, a drugie Albrehtowi i odszedł wraz ze swoimi towarzyszami.
Szlachcic otworzył je, a w środku tkwiło sześć kamyczków w różnych kolorach oraz kartka, która najbardziej zainteresowała Vintiliana. Było na niej napisane:

„Każdy niech kamyk weźmie i trzyma, aby dotrzymać obietnicy. Każdy niech trzyma go przy sobie, by nie stracić nagrody i jej tajemnicy. Macie sześć kamyków, sześć osób i sześć prób do wykonania. Pierwsza wasza próba zaczyna się już teraz. Musicie dotrzeć do mnie i wykonać pięć kolejnych próśb. Każda następna otworzy wam wrota do rąbka tajemnicy. Ostatnia wykonana, pozwoli wam na więcej… Karczmarz w Benger ma wiedzę, którą mu przekazałem. Może warto tam wpaść, i dowiedzieć się więcej? Czas ucieka, a rywali nie brakuję. Powodzenia. Sandriel”-głosiła treść ładnie ozdobionego listu, podpisana fosforyzującym tuszem, a Vintilian szybko zapamiętał treść i "schował" do jednej z "szufladek" w swoim umyśle.

-Heh, myślicie, że macie jakieś szanse? Jak mówiłem znam Sandriela od małego. Dobrze wiem czego może chcieć… lepiej nie marnujcie swojego czasu-powiedział pogardliwie, a Vino ripostował biorąc ciemnoniebieski kamień.
-Twoje przechwałki nie są więcej warte niż garść piasku na pustyni, więc jedyne co marnuje mój, jakże cenny, czas, jesteś ty, dlatego też o najpotężniejszy z najsłabszych, znikaj-rzekł lodowatym tonem, a za chwilę odezwał się Bruno.
-Tak, tak. Słyszałem coś panie powiedział. Ja kiedyś słyszałem od jednego wieśniaka, że w oborze smoka hodował. Ruszaj zdrów przyjacielu Sandriela. Tylko nie śpiesz się za nadto byś nóg nie połamał-powiedział pogardliwie. Widocznie też miał dosyć przechwałek nieznajomego. Nieznajomy odszedł, a traper rzekł:
-No to panie i panowie czas ruszać, bo nam ten jegomość nagrodę zgarnie-rzekł z ironią. Powiedział to przesadnie głośno, więc Vin wiedział, że chciał, by tamten go usłyszał.
Nagle na ręce Kate wskoczył czarny kotek w białe łatki.
-No cóż, nic nie zdziałamy, jeżeli będziemy tak stać. Ruszajmy, gdyż jak głosiła kartka, musimy jechać do "Karczmarza w Benger". Zna ktoś tam drogę?-zapytał towarzyszy, chowając kamyczek w jednej z licznych, szczelnych kieszonek wewnętrznych szaty.
 
Alaron Elessedil jest offline