Markiz de Szatie | Zaufał doświadczeniu kapitana de Rivery. Ten dowódca posiadał charyzmę, którą można by obdzielić kilku dawnych przełożonych Carstena. Brawurowy pomysł Kislevitki zyskał aprobatę Carlosa, widział w nim więcej, niż jego podkomendni. Aktywność jaszczurów i ich możliwości związane z porą dnia już wcześniej były dyskutowane, kiedy wspomniały o tym Amazonki przed ryzykownym atakiem na gniazda terradonów. W obliczu walnej bitwy, każda nawet drobna przewaga mogła przechylić szale wagi i doprowadzić do zyskownego zwycięstwa oraz oszczędzić wiele żywotów.
Ważne było też nawet prowizoryczne obwarowanie obozu. Ochroniarz zakasał rękawy wraz z innymi robotnikami z taboru. Przez kilka godzin pracował w pocie czoła, nieczuły na trudy i dokuczliwe insekty. Karczował dżunglę, pomagał wiązać mniejsze pnie i konary, zagrzewał innych do pracy. Dopiero załamanie pogody przerwało jego zapał i zmusiło do odpoczynku. Efekt może nie spełniał oczekiwań, lecz obecnie nawet niewysoka palisada i płytka fosa mogły spowolnić wrogów, by kusznicy i łucznicy zyskali lepszy cel dla swych lotnych pocisków, a obrońcy nieznaczną przewagę wysokości. ***
Przed świtem zbudziło go wierne psisko, jeszcze nim odwiedził go Esteban. Chłopak wyraźnie zmężniał podczas tej wyprawy. Wybór zaufanego pomocnika okazał się trafny i Sylvańczyk w żadnym momencie nie żałował swej decyzji. Młodzian miał niezły pomyślunek, świetne podejście do zwierząt, znał się też trochę na ciesielstwie. Jego pozycja znacznie wzrośnie, jeśli przetrwa tą wyprawę – pomyślał wykidajło. Zresztą można będzie tak rzec o każdym, kto powróci żywy z tej ekspedycji.
Carsten świadomy niepewności miejsca gdzie się znajdowali, ubrał się w pełny, bojowy rynsztunek. Brygantyna, płaszcz, skórzane rękawice dopełniły wojskowego sznytu. Naostrzył też miecz, który pamiętał sylvańskie potyczki. Dziś być może zbrocze posmakuje po raz pierwszy jaszczurzej krwi. Wiedział, że w jego dłoniach spoczywa wielka odpowiedzialność za życie i los przynajmniej kilku najdroższych osób. Wspomniał wszystkich, których kochał i modlił się, by poświęcenie przyniosło owoce. Modlił się również żarliwie do Sigmara, aby wejrzał na nowy ląd i dodał sił tym wojakom, jacy walczyli tu w jego imieniu. Uczulił Estebana na drogocenne rośliny, doradził gdzie ma się schronić w razie odwrotu spod piramidy. Wyszedł z namiotu i zagwizdał na Bastarda, który ochoczo dołączył do swego pana. W godzinie próby wyostrzone zmysły psa mogły ostrzec przed niebezpieczeństwem i zamierzał skwapliwie z tego korzystać. Poza tym węch zwierzęcia mógł być nieodzowny w poszukiwaniu zaginionych po bitwie.
Po skromnym śniadaniu zasiadł w cieniu, by skorzystać z chwili na odpoczynek. Wiatr sypał wokół liśćmi i targał konarami, nawet w zbroi odczuwalny był jego podmuch. Nie dane było Eisenowi długo cieszyć się spokojem…
Zagrożenie spadło dosłownie z nieba, usłyszał ostrzegawcze krzyki Amazonek i warczenie czworonoga. Instynktownie szukał ochrony blisko umocnień. Nieopodal padały pociski, siejąc zamęt i pozbawiając życia nieszczęśników, którzy znaleźli się w polu ich rażenia. Zadarł głowę chwytając wzrokiem cień gadzich skrzydeł, widać nocna wyprawa Amazonek do ich gniazd nie zakończyła się pełnym sukcesem. Jednak zaskoczenie minęło i obozowi strzelcy dali odpór fruwającym prześladowcom. Nawet całkiem skutecznie, gdyż Carsten dostrzegł jak zielono-szare kształty pikują w szaleńczym podniebnym tańcu, ostatecznie zaś runęły w korony drzew.
To był sygnał do kolejnych ataków. Skromna palisada była niewielką zasłoną dla pocisków sypiących się z gęstwiny. Szczęściem jakiś weteran wykazał się odwagą i roztropnością. Kusznicy wpierw na ślepo, później za radami Togo zażegnali podstępne zagrożenie. Zresztą Pigmej zadziwił wszystkich, pędząc z dziką radością ku ścianie lasu. Po chwili stało się jasne, że celem było harcowanie przed bitwą i próba udowodnienia swoich przewag oraz złamania wrogich morale. Bowiem Carsten był pewien, że przeciwnicy również obserwują to starcie mikrusów, które jednakowoż było zacięte i nie ustępowało w kunszcie walki pojedynkom toczonym przez znacznie roślejszych wojowników. Finalnie dzika furia, zapalczywość i zwinność Pigmeja zdecydowały o jego tryumfie. Wlał on w serce Carstena wiele radości: raz z żywionej sympatii do Togo, dwa: bo naocznie pokazywał, że jaszczurowaci to też stwory z krwi i kości wrażliwe na żelazo.
Po chwili na scenie objawiła się nowa postać. Szybki meldunek nawet w niezgrabnym tłumaczeniu Togo umorusanego w gadziej krwi, dał wszystkim wymowny obraz skrytego zagrożenia z jakim się zmierzą. Carsten związany przyjaźnią z Zoi, bez wahania wybrał tę flankę. Rosła w nim bitewna furia i chociaż był to tylko przedsmak przyszłego starcia to możliwość przyjścia z odsieczą ludziom, których znał rozpaliła jego serce i natchnęła do mężnego czynu. Wydawało się, że znajomy bretoński szlachcic też obrał ten sam kierunek. Sylvańczyk ucieszył się, że tym razem będzie mógł udowodnić Bertrandowi swoją biegłość w walce i odwagę, gdyż kawaler miał pewnie, co do tego wątpliwości po ich ostatnim starciu z mrocznym rycerzem…
Ostatnio edytowane przez Deszatie : 05-09-2022 o 20:23.
|