Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-09-2022, 19:55   #979
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Xenomorphus opukiwał […e?] ogonem skorupę żółwia, poszukując szczelin, lub miejsc w które uda się wcisnąć kolec, pazur, żeby ukłuć, zranić. Żółw był jednak jak szczelna kulka z litej skały, płyty jego pancerza nachodziły na siebie tak, że penetracja… że… […] rzuca kartkami i wychodzi.

[wraca z kubkiem melisy] Wysiłki Xenomorphusa na nic się nie zdały. Aż nagle coś zaczęło się dziać. Z głębi zwiniętej kulki dało się słyszeć coraz głośniejsze węszenie i żółw zaczął się poruszać. Był to dla was sygnał aby jak najszybciej poszukać osłony za skałami, czy czymkolwiek w miarę stabilnym, co miało szansę przeżyć w starciu z wielkim żółwiem. Spomiędzy płyt pojawił się opancerzony czubek nosa a potem reszta pyska i głowy żółwia. Generalnie uważa się, że żółwie to takie powolne i spokojne, łagodne zwierzątka. Zdecydowanie nie jest to prawda, tylko niektórzy odkrywają się zbyt późno…
https://www.youtube.com/shorts/4ErqeXa5eO0

Syczenie dało Xenomorphusowi do zrozumienia, że pora ewakuować się ze skorupy żółwia w bezpieczniejsze miejsce. Atakowanie żółwia tej wielkości od strony japy byłoby zdecydowanie złym pomysłem, dlatego kiedy tylko wystawił nos, postanowiliście za przykładem elfa, Kiti, Janusza i Karoliny rozstawić się po ścianach za osłonami za skał. Bestia Kiti wymachiwała tymczasem snickersem i żółw był najwyraźniej zainteresowany. Przechytrzenie żółwia za pomocą ciastka okazało się łatwiejsze niż można by się spodziewać. Wystarczyło zachować czujność, dystans i spokój, a żółw wydawał się bardziej zainteresowany ciastkiem niż wami i Bestią Kiti. Przynajmniej niż wami… Musiał się ruszyć, aby sięgnąć ciastka, i nie omieszkał tego zrobić.
- Nie ruszajcie się, nie dotykajcie go, pójdzie sobie – szepnął elf.
Żółw swoim tempem po prostu ruszył za rzuconym ciastkiem i olał was kompletnie. Widać bardziej od walk interesowały go kalarepy i snickersy. Przejście stało otworem a żółw był zajęty trudnym zadaniem podniesienia małego ciastka z podłogi groty za pomocą tak wielkiego pyska.

Dirith tymczasem w międzyczasie planował i wypytywał.
- Kiti, jak podczas kolejnego starcia krzyknę lecz, to po prostu ulecz tamtego zdrajcę. Tak po prostu, żeby coś sprawdzić. I tak po prostu żeby sprawdzić jeszcze jedno, nadal masz te omamy?
Umysł Kiti w tej sekundzie;
https://www.youtube.com/watch?v=fqvn1mLO1Hw
https://i.pinimg.com/originals/e0/eb...10dba1b17e.jpg



Ok, może przepytamy kogoś innego póki co…
- I tak swoją drogą, to kto ten wymiar stworzył?
Elf wydawał się zdziwiony pytaniem nie na miejscu i nie na ten czas.
– Różne wersje krążą, oczywiście, zależnie od tego, kto w co chce wierzyć… - mruknął. - Zgodnie z utartymi przekonaniami Piąty Wymiar stworzyła Czarna Zorza, Pani Mgieł Chaosu.
Zapadła chwila ciszy. Janusz i Karolina wybałuszali oczy.
– He… ale… ale jaka Czarna Zorza, o co chodzi…? Jaki „ten wymiar”? Zresztą w ogóle nawet nie chcę wiedzieć, chcę stąd po prostu wyjść! – złapał się znów za głowę. – Chcę, żebyśmy po prostu stąd wyszli! Czy możemy stąd po prostu wyjść?!
- Może w ruinach bazy ktoś został… Może ktoś wie coś więcej? Może łączność wróciła?
- No właśnie! Powinniśmy poszukać sprzętu, telefonów, komputerów, spróbować wezwać pomoc! Przecież muszą nas szukać! Teraz kiedy jesteśmy razem – spojrzał po was, Xenomorphus wyszczerzył zęby w wesołym wspierającym uśmiechu. – Jesteśmy w miarę bezpieczni… Weźmy pochodnie, jakieś światło, cokolwiek, i idźmy szukać telefonu albo czegokolwiek, żeby wezwać pomoc! Może inni tez wrócili… Jeśli nie będzie ich w tej całej świątyni, powinniśmy iść pod miejsce gdzie tunel się zawalił, jeśli nas odkopią i się przebiją, to tam. Znajdźmy w świątyni kogo się da, kto ocalił, i znajdźmy jakiś sprzęt… Jakieś jedzenie, wodę, sprzęt, telefony… Może z kimś się skontaktujemy, może wiedzą co się stało i jak to naprawić!
- Tylko jak znajdziemy teraz ten tunel….? – westchnęła Karolina.
- Znajdźmy cokolwiek, jakikolwiek telefon! Żeby zawiadomić, wezwać pomoc, kogokolwiek!... Nie możemy być jedynymi którzy przeżyli, no nie…?


Dirith wypytywał dalej.
- A ty, zacznij lepiej opowiadać co robiła tu ta wasza ekspedycja. W najdrobniejszych szczegółach.
Karolina przełknęła ślinę.
- Zatrudniłam się w StarGaze w sumie jako geolog i do pracy w laboratorium… Trochę tam archeologii znałam, ale nie za dużo, od tego był inny zespół… Nikt się nie spodziewał tego co zastaniemy tu na dole. Przynajmniej nie ja… Zaczęło się w sumie od plotek, ze koś coś widział w tunelach, w ciemności. Że coś żywego tam chodzi, mówili szakale, psy, coś w tym stylu, a potem sylwetki ludzi. Oczywiście nikt tego nie traktował poważnie. Myśleliśmy że robią sobie jaja, wydurniają się, straszą ludzi dla zabawy i siecznych filmików i pranków… Potem myśleliśmy że to pewnie ci złodzieje miejscowi poleźli za nami w głąb tunelu, kraść diamenty albo sprzęt… Niektórzy byli uzbrojonymi najemnikami, porywaczami, handlarzami ludźmi podobno, i po prostu, kiedy zobaczyli jak kopiemy, zwęszyli okazję, czatowali, kradli paliwo, metal, zapasy, sprzęt, co popadło, co w ręce wpadło…. Myśleliśmy że to oni. Albo że zdziczałe psy z okolicy i kojoty czy coś za nami się szwenda i wyjada ze śmietników resztki jedzenia. Niektórzy już byli tym wkurzeni i zmęczeni, że ciągle tylko praca, to zimno, wilgoć, duchota, ciemności, pot, robota, i ciągle nie da się odpocząć, ponieważ ciągle coś w mroku łazi, hałasuje, słychać jak chodzi, jak wydaje szmery, tupie, przewraca coś, warczy… Ludzie zaczęli bać się spać nawet niektórzy. No ale warunki były ciężkie w tunelu pod ziemią. Nastroje były coraz gorsze…

Elf spojrzał na Janusza.
- Ja… e…? Ja nie… To znaczy…? No po prostu. Powiedzieli, że ruszamy na misję. Że mamy przypilnować jakąś kopalnię. Powiedzieli że mamy po prostu tam iść i „robić wrażenie”. Stać z bronią w mundurze i takie tam, żeby nie było. Ja tam nie wiem. Mówili że mają zlecenie, ale mamy po prostu tam być i tyle. Nie było nic wiadomo o żadnych problemach, ani nic. Kazali nam tam być, żeby pilnować sprzętu w bazie głównie przed złodziejami i miejscowymi, co w nocy się podkradali i wynosili ze stacji sprzęt, laptopy, telefony, komputery, metalowe części do budowy tunelu na złom i takie tam… Mieliśmy po prostu tam ich odstraszać. Nic się wielkiego nie działo. Potem kazali nam jechać do tunelu z resztą. Że podobno ludzie są spokojniejsi tam na dole jak ktoś z wojska jest. Takie my tam wojsko… Też było dla mnie dziwne, że kto niby na dole tam kradnie czy co, no ale jechaliśmy. Pilnowaliśmy porządku generalnie i tyle, takie straszaki, żeby nie kradli, nie robili burd czy coś. Dopiero na samym końcu coś złego zaczęło się dziać i kazali nam jechać i zrobić porządek. Że podobno jakiś sabotaż. Że podobno ktoś coś podpalił i wysadził i mamy szpiega albo sabotażystę. Nikt nie mówił do cholery, że to nie sabotażysta, tylko cholerne pięćdziesięciometrowe zwierzaki zjadające samochody i ludzi! Dopiero jak to zobaczyłem , pojawiły się głosy co dalej. Dowódca kazał po prostu strzelać i po prostu rozwalić wszystko co zobaczymy i co się zbliży. Nikt nie wiedział o robić. Na dodatek ludzie zaczęli świrować. Kto by nie świrował na takie coś? Chcieli wracać, uciekać. Ale tunel był zawalony. Nie wiem kto zawalił tunel, no pewnie te zwierzaki, Behemoty. Potem siadł kontakt, telefony, komputery. Każdy został sam sobie. Kontakt się urwał. No i tak utknęliśmy w tunelu, ani wrócić, ani nic, to co miałem robić? Szukałem wyjścia i schronienia, jak coś się ruszyło strzelałem albo wiałem… bo co miałem robić?! Nikt tam na górze pewnie nie pamięta o nas, olali nas, tuszują pewnie sprawę, jak zwykle, każdy się wypiął jak coś dzieje!!! Nie przyjechałem tu na wojnę, ani na polowanie na Behemoty, miałem tylko stać i pilnować żuli i wieśniaków aby nie kradli i nie zaczepiali ludzi! Nikt nie powiedział co tu się dzieje i po co tu jadę! Mówili że znaleźli coś cennego, jakieś źródło energii, najpierw mówili diamenty, potem węgiel i gaz, ropę, różne wersje, sami nie wiedzieli, potem że to największe złoże diamentów i ściśle tajne, my mieliśmy tylko stać i pilnować żuli żeby nikt nie kradł sprzętu ani diamentów… Nikt nam nie powiedział o tym wszystkim tutaj! – machnął wściekle ręką.

- Nasz zespół miał rozeznać sytuację, gdzie warto kopać, i co dalej jeśli coś znajdą… - kontynuowała Karolina. - Mierzyliśmy promieniowanie, szukaliśmy pierwiastków w skałach, głównym celem miało być wydobywanie diamentów, ale później okazało się, że prawdopodobnie jest tam też źródło energii i promieniowania, które można wykorzystać. Odczyty nie były jednoznaczne i istniało podejrzenie, że to zupełnie nowy, nieznany dotąd pierwiastek czy substancja. Postanowili się do tego dokopać za wszelką cenę. Kiedy znaleźli trochę diamentów, kryształów, a potem zbudowane ludzka ręką tunele i ruiny, już nie chcieli się wycofać. Zakładaliśmy że tak czy inaczej znajdziemy coś cennego, czy to diamenty, czy starożytne ruiny, czy neiznany nauce pierwiastek. Znaleziska z ruin nie pasowały do niczego co znaliśmy dotąd, więc tak czy inaczej było warto kopać. Liczyli na wszystko, diamenty, ruiny, na nowe, nieznane źródło energii i miliardowe zyski oczywiście. Z tego co wiem część zespołu dotarła do świetnie zachowanych ruin, ale zdążyli przekazać tylko tę informację, że coś znaleźli. My byliśmy w tym czasie w bazie tu pod ziemią. Potem nasza praca praktycznie się skończyła, ponieważ doszło do wstrząsów, tunel się zawalił, pojawiły się doniesienia o dziwnych rzeczach, pojawiły się Behemoty, ludzie zaczęli tracić zmysły, wybuchła panika, nie było prądu, wysiadły telefony, komputery, Behemoty zaatakowały nasze pojazdy i miejsce badań i wykopalisk, każdy już wtedy dbał o siebie, uciekał byle dalej… Porzuciliśmy maszyny, bazę, wszystko było zniszczone, byli zabici i ranni… W ciągu kilku godzin z bazy zostało pobojowisko… Wszyscy uciekali na oślep w głąb tuneli, o ile ktoś miał jakieś źródło światła…

- To nie były ruiny… - bąknął elf. – Zanim tu nie przyszliście, to nie były ruiny… i zanim nie przyszliście Behemoty nikogo nie atakowały… To wy sprowokowaliście je do ataku, spaczyliście je! Pomiędzy waszym przybyciem a ich atakiem na was musiało wydarzyć się coś, co je sprowokowało.
- Nie mamy wiedzy co to mogło być… my w ogóle nie wiedzieliśmy, że one tu są!!! Serio myślisz że bym tu przyszedł za tę pensję gdybym wiedział że latają tu pięćdziesięciometrowe krokodyle, gigantyczne żółwie i dzikusy z łukami i maczetami?!
- Słucham…?
- Poczekaj, poczekaj, poczekaj… - Janusz złapał się za głowę i osunął się na kolana. – Czekaj, to nie tak!... Eh… To wszystko jest… porąbane… Jezu Chryste… To się nie może dziać! Jak stąd wyjść?! Powinni po nas przyjść, nie? – spojrzał na Katarzynę. – Przecież ktoś musi coś zrobić, nie?! Przecież nie mogą nas tak zostawić!!! Przecież musieli wezwać pomoc, pogotowie ratownicze, coś, przecież muszą nas szukać, kopać za nami, nie?! Przecież nie zostawią nas tu na zawsze! Nie mogą nas tak po prostu zostawić!!! Na pewno już za nami kopią i udrożniają tunel! Może powinniśmy wrócić tam i czekać pod tym gruzowiskiem, aż się przebiją? Przecież muszą za nami kopać i nas szukać!

Póki co nie zostało nic innego jak iść dalej, póki żółw nie podniósł ciastka, nie skonsumował go i nie wrócił na swoje miejsce, blokując wyjście. Oczywiście radość była krótka, ponieważ dalej czekał zapewne znajomy Kiti smok albo Ill… Albo Ill i smok…
Szliście tunelem, obserwując, nasłuchując. Póki co cicho i spokojnie.
Jedyne co, elf przystanął na moment. Na suficie widniał sporych rozmiarów, niezgrabnie wydrapany ostrym narzędziem czy kamieniem napis w języku drowów, „mnie się nie odmawia”. Elf zauważył, że Dirith zauważył. Bez słowa szliście dalej.
Szybko okazało się, że smok jest. Na końcu tunelu znajdowała się pokaźnych rozmiarów grota, a w niej dwa rzędy wielkich ozdobnych kolumn, oraz smok.
https://scontent-ham3-1.xx.fbcdn.net...ew&oe=631BE6C1
Smok leżał na ziemi, wielkie cielsko pooplatane wokół kolumn jak długi wąż. Jak… kilka wielkich węży. Gdzie to ma jakiś… ogon…? Smok spał, chyba. Nie było krwi, oddychał. Nie było Illa. Co tu się odtegowało? Czyżby Ill był tak podbudowany starciem z Dirithem, że postanowił heroicznie darować sobie walkę ze smokiem i po prostu prześliznął się obok niego…?
- Ma trzy głowy – szepnął elf.
- O jaPi… - szepnął Janusz.
Póki co mogliście blisko wejścia podziwiać jedną z głów. A gdzie pozostałe dwie?! Czubek jednej z paszczy było widać nieopodal między kolumnami. Gdzie była trzecia głowa tego wężowatego cielska składającego się głównie z ogona, szyi i głów, nie mogliście póki co ogarnąć. Nasłuchiwaliście gdzie oddycha i gdzie chrapie, może to pomoże…
Wyjście znajdowało się na końcu groty. Szybkim sprintem jakieś dwie minuty. Kiti miała już okazję przetestować, jak miły jest ten smok, kiedy nie śpi…
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline