DeDeczki i PFy | Gdy Katerina sprawdzała grobowce pod kątem pułapek, Joresk oparł się o jedną ze steli, czekając aż opary mutagenu do końca ulecą z jego umysłu, a ściany przestaną się chybotać. Dekokt miał imponujące właściwości, ale uderzał do głowy jak garniec wina na pusty żołądek - co samo w sobie złe nie było, ale w środku potyczki lepiej nad sobą panować. Przypomniały mu się pierwsze bitwy, przed którymi podawane z rąk do rąk manierki opróżniały się błyskawicznie, a „odwaga w płynie” miała większe znaczenie niż krzyki sierżantów. Paladyn był więcej niż pewien, że przynajmniej jednej z nich w ogóle nie pamięta… Ale jedno trzeba było mutagenom przyznać: w przeciwieństwie do wina nie narażały go na jednego z najgorszych wrogów wojaka - kaca mordercę.
Prychnął rozbawiony na komentarze muszkieterki i czarownicy.
- Drogie panie, sama siła to nie wszystko - powiedział, wyciągając z plecaka solidny łom - Liczą się też narzędzia.
Przesuwając płyty grobowe, dorzucił swoje trzy grosze do teorii Kateriny.
- Właścicielka księgarni nazywa się Voz. Nie znam jej osobiście, parę lat mnie było mnie w Rozgórzu, a od powrotu nie zdążyłem jeszcze jej odwiedzić. A co do twojej teorii, to powiązanie nekromantki z kultystami ma sens, ale Calmont tam nie pasuje. Gdyby z nią współpracował, to dostałby się do wnętrza twierdzy razem z nią, a nie wdawał w konflikt z goblinami. Myślę, że tamta trójka działała na własną rękę, może zdobywszy jakieś informacje od pozostałych grup - Joresk liczył na taką ewentualność. Świadomość, że dawny towarzysz broni może mieć konszachty z mrocznymi kultami, mocno go uwierała. ***
Większość znalezisk okazała się bardzo przydatnymi artefaktami. Ich estetyka jednak nie przypadła paladynowi do gustu - zbyt dużo odniesień do piekieł, diabłów i innych zainteresowań ich dawnych właścicieli. Na szczęście znalezione bogactwa mogły się jeszcze przysłużyć dobrym celom. Joresk przypomniał sobie o imponującym pancerzu, który wypatrzył zaraz po powrocie do Rozgórza - zbroja kosztowała swoje, ale była warta ceny.
Brak dokumentów był zawodem, ale niezbyt zaskakującym. Rycerze Piekieł może i byli pozbawieni wyobraźni, ale sumienności nie można było im odmówić, nie zostawiliby ważnej dokumentacji za sobą. ***
Nagły wstrząs został skwitowany krótką, ale solidną wiązanką przekleństw.
- Jedna i druga opcja brzmi dobrze - odniósł się do słów Laveny i Kateriny - Bo oznacza, że większość naszej pracy już się wykonała, nam zostanie tylko posprzątać. Myślę, że imprezy w wykonaniu charau-ka i nekromantów nie trafiłyby w twoje gusta estetyczne - puścił oko półelfce. ***
Gdy wyszli w końcu na powierzchnię, paladyn odetchnął głęboko, rozprostowując ramiona. Owszem, byli cali uwaleni brudem, kurzem, krwią i innymi wydzielinami, ale to tylko przypominało mu czasy w wojsku, gdzie ten stan był normą. W czasie przemarszów i bitew zapach potu, brudu i krwi wgryzał się na stałe w nozdrza, a możliwość ochlapania twarzy wodą była wielką ulgą. Perspektywa zanurzenia się w balii z ciepłą wodą w ciągu paru godzin wciąż wydawała mu się jakimś luksusem.
- Dzięki ci Ragathielu za kolejny dzień zwycięstw - powiedział cicho, z rozbawieniem popatrując na zdegustowane stanem drużyny kobiety.
- W takim razie w tej kolejności: kąpiel, upłynnienie zdobyczy, wizyta w księgarni, a potem wino i śpiew - podsumował już głośniej - Podoba mi się ten plan, z chęcią będę wam towarzyszył i służył pomocą - dodał z uśmiechem, nie precyzując, o czym dokładnie mówi. |