Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-09-2022, 08:10   #91
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Gdy Katerina sprawdzała grobowce pod kątem pułapek, Joresk oparł się o jedną ze steli, czekając aż opary mutagenu do końca ulecą z jego umysłu, a ściany przestaną się chybotać. Dekokt miał imponujące właściwości, ale uderzał do głowy jak garniec wina na pusty żołądek - co samo w sobie złe nie było, ale w środku potyczki lepiej nad sobą panować. Przypomniały mu się pierwsze bitwy, przed którymi podawane z rąk do rąk manierki opróżniały się błyskawicznie, a „odwaga w płynie” miała większe znaczenie niż krzyki sierżantów. Paladyn był więcej niż pewien, że przynajmniej jednej z nich w ogóle nie pamięta… Ale jedno trzeba było mutagenom przyznać: w przeciwieństwie do wina nie narażały go na jednego z najgorszych wrogów wojaka - kaca mordercę.
Prychnął rozbawiony na komentarze muszkieterki i czarownicy.
- Drogie panie, sama siła to nie wszystko - powiedział, wyciągając z plecaka solidny łom - Liczą się też narzędzia.

Przesuwając płyty grobowe, dorzucił swoje trzy grosze do teorii Kateriny.
- Właścicielka księgarni nazywa się Voz. Nie znam jej osobiście, parę lat mnie było mnie w Rozgórzu, a od powrotu nie zdążyłem jeszcze jej odwiedzić. A co do twojej teorii, to powiązanie nekromantki z kultystami ma sens, ale Calmont tam nie pasuje. Gdyby z nią współpracował, to dostałby się do wnętrza twierdzy razem z nią, a nie wdawał w konflikt z goblinami. Myślę, że tamta trójka działała na własną rękę, może zdobywszy jakieś informacje od pozostałych grup - Joresk liczył na taką ewentualność. Świadomość, że dawny towarzysz broni może mieć konszachty z mrocznymi kultami, mocno go uwierała.

***

Większość znalezisk okazała się bardzo przydatnymi artefaktami. Ich estetyka jednak nie przypadła paladynowi do gustu - zbyt dużo odniesień do piekieł, diabłów i innych zainteresowań ich dawnych właścicieli. Na szczęście znalezione bogactwa mogły się jeszcze przysłużyć dobrym celom. Joresk przypomniał sobie o imponującym pancerzu, który wypatrzył zaraz po powrocie do Rozgórza - zbroja kosztowała swoje, ale była warta ceny.
Brak dokumentów był zawodem, ale niezbyt zaskakującym. Rycerze Piekieł może i byli pozbawieni wyobraźni, ale sumienności nie można było im odmówić, nie zostawiliby ważnej dokumentacji za sobą.

***

Nagły wstrząs został skwitowany krótką, ale solidną wiązanką przekleństw.
- Jedna i druga opcja brzmi dobrze - odniósł się do słów Laveny i Kateriny - Bo oznacza, że większość naszej pracy już się wykonała, nam zostanie tylko posprzątać. Myślę, że imprezy w wykonaniu charau-ka i nekromantów nie trafiłyby w twoje gusta estetyczne - puścił oko półelfce.

***

Gdy wyszli w końcu na powierzchnię, paladyn odetchnął głęboko, rozprostowując ramiona. Owszem, byli cali uwaleni brudem, kurzem, krwią i innymi wydzielinami, ale to tylko przypominało mu czasy w wojsku, gdzie ten stan był normą. W czasie przemarszów i bitew zapach potu, brudu i krwi wgryzał się na stałe w nozdrza, a możliwość ochlapania twarzy wodą była wielką ulgą. Perspektywa zanurzenia się w balii z ciepłą wodą w ciągu paru godzin wciąż wydawała mu się jakimś luksusem.

- Dzięki ci Ragathielu za kolejny dzień zwycięstw - powiedział cicho, z rozbawieniem popatrując na zdegustowane stanem drużyny kobiety.
- W takim razie w tej kolejności: kąpiel, upłynnienie zdobyczy, wizyta w księgarni, a potem wino i śpiew - podsumował już głośniej - Podoba mi się ten plan, z chęcią będę wam towarzyszył i służył pomocą - dodał z uśmiechem, nie precyzując, o czym dokładnie mówi.
 
Sindarin jest offline  
Stary 10-09-2022, 14:40   #92
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Wug, po skończonej pracy w podziemiach cytadeli, odłączył się od drużyny, która wybrała się w swoją drogę do Rozgórza. Towarzyszył mu Gobelin. Obozowisko goblinów znajdowało się na zachód od Czarciego Wzgórza, nieco dalej niż samo miasto. Ork już obliczył dystans i wiedział, że była to nieco ponad jedna mila.

Obóz, ukryty za dwoma wzniesieniami, rozpościerał się w wygodnej i dobrze ufortyfikowanej dolinie między dwoma łagodnymi wzniesieniami, na każdym z których wznosiła się strażnica wzniesiona wcześniej przez gobliny.

Pod wzgórzami zaś rozpościerał się mały zagajnik, który bronił dostępu do doliny.

Ork znał drogę, toteż parł przez teren nie niepokojony, rozpoznając kolejne ze znaków na ścieżce. Po chwili, mały las skończył się i horyzont przecięły namioty plemienia Cierniowego Kamienia.

Barbarzyńca natychmiast rozpoznał namiot, w którym zazwyczaj przebywała Helba - przed nim powiewał sztandar ozdobiony czaszkami goblinów i ludzi, z wyszytym proporcem przedstawiającym znak plemienia, czyli gobliński piszczel, wokół którego rósł wrzoścowy pęd.

Przed nim stała sama Helba, a obok niej Reza, które wydawały rozkazy jakimś dwóm goblinom. Wokół nich pojawiały się i znikały sylwetki członków plemienia, gobliny pogrążone wykonywaniu rozkazów wodza.

Wug ruszył do Helby, uśmiechnął się na widok Rezy w jednym kawałku. Gdy podszedł do grupy goblinów uniósł worek w którym miał stos uciętych głów. Czerep każdego małopoluda i żaboluda jakiego drużyna zabiła, był w worku. Znajdował się tam również stos czaszek które kiedyś były nieumarłymi strażnikami.

- Pozdrowienia wodzu, Wug Łamacz Kości przynosi dar który powinien przynieść radość plemieniu. - następnie demonstracyjnie przy wszystkich wysypał makabryczne trofea na ziemię. - Naszych wrogów dosięgła zemsta. Nasi zabici zostali częściowo pomszczeni. Wug z bladymi sojusznikami zwycięża tam gdzie NIKT nie zwyciężył. - jego ręce wystrzeliły w powietrzu ku górze w geście triumfu oraz pokazie siły.

Na słowa Wuga, gobliny w pobliżu rzuciły pakunki, sakwy i inną robotę, którą były zajęte, wiwatując. Okrzyki radości w paru chwilach wypełniły obozowisko - na cześć Wuga, ale i też Gobelina.

Także i Helba wydała z siebie triumfalny okrzyk, widząc wysypujące się trupie głowy. Na ustach Rezy pojawił się wielki uśmiech. Wug dostrzegł w oddali, przy innym namiocie Jorę, która także krzyczała z radością, dowiedziawszy się, co się stało.

Trwało to jakiś czas. Jakiś goblin przyniósl wielki gong i uderzał weń z całej siły. Inny wyciągnął z namiotu bęben i drewniane pałki. Gobliński dobosz wybijał rytm, w hałaśliwej kakofonii krzyków i gongu tworząc jakąś namiastkę muzyki.

Wreszcie, Helba uciszyła rozochocone towarzystwo, choć nie bez trudu. Spora część goblinów już wyciągała bukłaki z winem z Rozgórza.

– Dzięki wam, Wug, Gobelin! - zawołała Helba, wyraźnie zadowolona z sukcesu orczego wojownika i goblińskiego barda. – Wasze zwycięstwo godne jest uczty. Poślę mych zbieraczy do starego zamku, niechaj zabiorą także i ciała. Z ich kości zrobimy oręż, a serca wykroimy, aby nasze dzieci mogły je zjeść i przejąć ich siłę.

Helba skinęła na jakiegoś goblińskiego wojownika, który zaczął zbierać głowy ropuszych najeźdźców, zapewne z zamiarem nabicia ich na ostrokół.

– Rzeknij jednak, co masz na myśli, że częściowo pomściłeś naszych wojowników? Czy ktoś umknął twojej mocarnej pięści? Czy stara twierdza już jest bezpieczna?

- Sama twierdza tak. Pójdę ze zbieraczami plemienia i bladymi towarzyszami. Obejdziemy twierdzę jeszcze raz żeby się upewnić, że nikt się nie ukrył. Padł tam szlam, zabiliśmy dziwne ptaki i Małego. W twierdzy zwarliśmy się z tymi wojownikami w zwycięskim boju. Zeszliśmy również do katakumb gdzie rozprawiliśmy się z nieumarłymi. Dalej są tunele bardziej naturalne zdaniem Pib i Zarfa z którymi Wug rozmawiał mieszka tam jakiś demon stary Bies. - po czym zwrócił się do Rezy - niech ktoś zawoła tu moją siostrę. Może powie coś więcej o takich istotach skoro mam go zabić. Morda nietoperza i kły broczące trucizną brzmi zachęcająco. Co do reszty najeźdźców szukają czegoś w tunelach. Pójdę za nimi z bladymi towarzyszami. Zabiję lub zmuszę do uległości.

– Bardziej naturalne tunele? - Helba pokręciła głową, jakby domyślając się czegoś. – Ach… Jaskinie pod Czarcim Wzgórzem.

Po paru chwilach, Reza sprowadziła także Jorę, której pokrótce zdano relację z tego, co rzekł barbarzyńca. Kapłanka Drethy zamyśliła się.

– Nie wiem zbyt wiele o diabłach - odparła Jora wreszcie, zrezygnowana. Wyglądało na to, że opis diabła nie mówił jej zbyt wiele. – Jeśli jednak koboldy mówią, że jest niebezpieczny, to musicie się mieć na baczności. Stare diabły nierzadko dysponują potężną magią.
– Pib i Zarf byli wcześniej na dole - dodała Helba. – Ale wątpię, czy zdołasz ich przekonać, aby poszli z tobą.
– Odpocznij u nas! - rzekła Jora. – Nikt z nas nie zna się na takich rzeczach. Czeka na was ciężki bój!
– Musicie zwyciężyć. Cytadela to dobre miejsce dla nas, plemienia Cierniowego Kamienia.
- Twierdza to dobre miejsce dla plemienia. - skinął potwierdzająco siostrze - Musimy mieć jednak siłę by je utrzymać lub pozostać tutaj. W tych tunelach są ukryte portale. Portale do odległych krain. To daje możliwości ale i kłopoty. Ludzie będą nas mieć za słabych bo nas stamtąd przegnano, można by jednak zawrzeć jakieś porozumienie z bladymi ludźmi jacy walczą ze mną w twierdzy. Wykorzystać sytuację i obecność portali na korzyść plemienia lub wręcz przeciwnie trzymać się od nich z daleka bo nie jeden spróbuje położyć na nich łapę. To decyzja dla wodza, do rozważenia. - Wug powiedział to do Helby następnie zwrócił się do Gridy

- W twierdzy są jeszcze zdobycze, trzy ozdobne ptaki lekko nadgryzione przez żaboludzi ale jest tam wiele pięknych piór. Wyciągnij z nich ile się da to cenna zdobycz. Małego przerób na dywanik a łeb na trofeum. Mięso będzie dla plemienia ale te elementy oddam bladym jako wyraz szacunku i podziękowania za wspólną walkę. Taki triumf należy nagrodzić - i choć mówił o Małym i drobnych podarkach wymownie i wyczekująco spojrzał ponownie na Helbę.

– Zaiste! - przytaknęła Helba. – Mvarnesk, daj Wugowi wywar, który wiem, że masz. Spisał się znakomicie i potrzebuje siły, żeby ostatecznie zwyciężyć przeciwko naszemu wrogowi!

Wcześniej milczący goblin, który stał przy Helbie, wydobył z połów swojego kubraka dwie fiolki i wręczył je w rękę Wuga.

– Wiem, że twój szał jest błogosławiony przez wielkiego, srebrnego smoka - rzekła Helba. – Ten mutagen wzmocni twoją skórę tak, że staniesz się jemu podobny. Mvarnir warzył mikstury przez jakiś czas i rychło wolałby zobaczyć, jak jego dekokty działają na wrogach naszego plemienia. Potraktuj to jako zachętę, bo widzę, żeś znalazł potężną broń w podziemiach - tu rzuciła okiem na pierścienie i zaklęte miecze, które ork nosił przy sobie.

Po czym zaczęła rozmawiać o portalach:

– Jeśli to, co mówisz, to prawda, to plemię Ciernistego Kamienia może zyskać w dwójnasób na opanowaniu twierdzy. Przetrzyj szlak dla nas, a ja sama postaram się przygotować dla ciebie nagrodę godną wojownika, kiedy tylko wykażesz się w walce z wielkim diabłem. Idź teraz i odpocznij, bo jesteś tego warty.

Grida pokiwała głową na słowa barbarzyńcy o martwym niedźwiedziu i ptakach.

– Jeszcze dzisiaj pójdę do starego zamku - rzekła orcza łowczyni.

Wug skinął głową Helbie.
- Miejmy dobry Plan na zajęcie twierdzy wodzu. Skoro jest decyzja o jej zajęciu. - Wug był ciekaw jak Helba sobie z tym poradzi. - Świętujmy z chęcią odpocznę chwilę wśród braci. Helbo naradzimy się przez chwilę przy winie? No i mam nadzieję na dobry posiłek - poklepał się po brzuszysku - zabijanie wzmacnia apetyt.

<Wug zyskuje 2 fiolki Drakeheart Mutagen od Helby.>

– Uczta będzie gotowa niebawem - rzekła Helba, rzucając oko na goblinów uwijających się wokół paleniska opodal.

Powstali i przeszli w tamtą stronę. Pozostałe gobliny były zajęte znoszeniem jedzenia i otwieraniem bukłaków z winem. Paru z nich już świętowało, opijając zwycięstwo nad wrogiem i zatykając głowy na włócznie.

– Sądzę, że najlepiej będzie tak, jak żeśmy sobie radzili na tych ziemiach wcześniej - rzekła Helba. – Kiedy tylko pozostali wrogowie zostaną zabici, mus będzie nam się ułożyć z tymi mocarzami, z którymi żeś pozabijał tych, którzy ośmielili się podnieść rękę na plemię. Wszak i im jesteśmy winni wdzięczność. Tak, jak żeśmy dobrze się ułożyli z ludźmi w Rozgórzu. Nazajutrz poślemy zwiad i zaczniemy odgruzowywać przejście na dziedziniec, choć praca zapewne potrwa parę dni, a któż wie, czy i nie ponad tydzień. Zabezpieczymy górną część cytadeli i poślemy kogoś, aby pilnował grobowców. Nie miną dwa tygodnie, a cytadelę przysposobimy dla nas.

Tymczasem, jak zauważył Wug, Gobelin odsunął się na bok i dyskutował coś żywo z Fickiem, który chyba wykładał tamtemu jakąś opowieść.

- Ułożenie się z resztą bladych jest jak najbardziej wskazane. Mają głowę na karku miasto proponuje ochłapy. Gdy ich nagrodzisz przychylniej spojrzą na mądre pomysły. Portale… są niebezpieczne po drugiej stronie są dziesiątki żaboludzi i Charau-ka to ci małpowaci. Chcą najechać te tereny. Twierdza może być schronieniem lub pułapką. Portale trzeba będzie zabezpieczyć tak by w razie przedostania się tu kogoś można je było łatwo odciąć. Błyskawicznie i bez strat z naszej strony. Miastu trzeba przedstawić nie jako okazję a zagrożenie którego ktoś musi strzec. Niech nam płacą złotem lub przedmiotami i niech to będzie godna stawka, nie ochłapy jakimi zwykli karmić innych. Gdy sprawa się skończy chcę zająć godne miejsce w plemieniu. - Wug wyjaśniał jak widzi sprawę. Doceniał otwartość Helby. - Gobelin jeśli nie zdecyduje się iść na demona zrozumiem go. To będzie heroiczne starcie, niektórzy mogą zginąć. Gobelin pomagał nam w Twierdzy. Był odważny i walczył dzielnie. Byli z nami Godo i Mordą lecz w trakcie pierwszej trzeba przyznać niełatwej walce uciekli. Nasz bard krwawił i walczył jak potrafił wspomagając nas swoimi pieśniami, nie uciekł, nie stchórzył. Jest już innym goblinem jaki wszedł do twierdzy. Tak samo jak ja nie jestem tym samym wojownikiem. Doceń go wodzu, kocha pewną goblinkę daj zgodę na jego zaloty i ślub. Może kiedyś nie był godny albo zwyczajnie nie był gotowy. Teraz jednak jego siła będzie odczuwalna dla plemienia. Nie wiem czy sam przemówi w swoim imieniu dlatego zrobię to za niego. To jedna sprawa - Wug zakończył pierwszy temat i sprawnie przeszedł do kolejnego - drugą jest podział jaki chce wykorzystać. Żaboludzie pokonali i zniewolili małpoludzi. Charau-ka są niewolnikami i sługami. Nikt nie lubi takiego stanu rzeczy ale też chcąc żyć wykonuje rozkazy i szuka okazji. Chce użyć tej sytuacji na naszą korzyść. Zaproponować wolność każdemu Charau-ka który przejdzie na naszą stronę, żabo ludzi zamierzam wybić do nogi. Nie lubię łamać danego słowa a żeby to miało moc potrzebna jest twoja zgoda. Charau-ka we własnym interesie mogą stać się sojusznikami plemienia. Potrzebujemy wzmocnić nasze siły po stracie wojowników, wydaje mi się to sensowne.

– Wpuścić do plemienia tych, którzy zamachnęli się na nas? - Helbie wyraźnie nie spodobał się ten pomysł. – Jeśli któryś z nich nie polegnie, jak prawdziwy wojownik i będzie chciał dołączyć do nas, to jest zdrajcą swojego rodu i będzie tylko rozważał, jak nas wytruć albo jak poderżnąć gardła nam w nocy.

Helba uchyliła łyk z bukłaka i ciągnęła:

– Nie chcę tutaj żadnego z tych małpiszonowatych potworów. Twój zamysł jest jednak dobry, wojowniku. Jeśli wykorzystasz tych małpich żołnierzy na swoją korzyść, możesz stworzyć swój oddział. Dopóki będą ci posłuszni, masz moją zgodę. Nie licz na nich jednak. Z tego, co rzeczesz, charau-ka wydają się być zdradliwi. Nawet niewolnik musi mieć swój honor. Charau-ka muszą zostać rozdzieleni od plemienia Cierniowego Kamienia…

I urwała. Do grupy podszedł Gobelin, który wyglądał na wymizerowanego.

– Dostałem wieści, Helbo - rzekł goblin. – Blada Poświata Księżyca zaginęła. Wiesz, co to oznacza.
– Wypuścić się za zwiadowcami to twoja rzecz - odparła Helba hardo.

Po czym zwrócił się do Wuga:

– Wug, cytadela będzie musiała poczekać. Blada Poświata Księżyca wypuściła się niedawno z grupą zwiadowców na wschód. Od tamtego czasu nie ma od nich żadnych wieści.

Gobliński bard przełknął głośno.

– Muszę iść za nią.

-Oczywiście przyjacielu. Takie sprawy są najważniejsze. Mam nadzieję, że twoja misja się powiedzie. - Wug miał nadzieję, że Gobelin odnajdzie ukochaną. Był jedną z nielicznych osób jakim szczerze dobrze życzył. Następnie zwrócił się do Helby.
-Będą posłuszni albo umrą. Zresztą jeśli po walkach będą chcieli iść swoją drogą niech idą. Zabiję ich albo sami zginą w kilka dni. Jeszcze nie zdecydowałem. Nie znają języka, będzie ich mało. Las niebezpieczny do miasta nie wpuszczą. Przetrwać można tylko w grupie. Wyznacz mi kawałek twierdzy gdzie będę mógł z nimi zamieszkać. Godny wojownika a oni udowodnią swoją przydatność lub będą musieli zniknąć. Rozumieją siłę zabiję ich wodza to da im do myślenia. Chciałbym jednak by dostali szansę bez szyderstw lub prowokacji. My zielonoskórzy też czasem robimy wiele żeby przeżyć.

– Zatem postanowione - rzekła Helba, która w kwestii charau-ka nie miała zbyt wiele do powiedzenia.

Gobelin skinął na słowa orka i skłonił się nisko. Miał wyruszyć od razu, grupa złożona z dwóch wojowników miała eskortować barda.

– Dzięki ci za wspólną walkę - rzekł jeszcze. – Oby Dretha pozwoliła nam się spotkać raz jeszcze.

Wyrzekłszy to, cmoknął na swojego psa i natychmiast odjechał, nie oglądając się za siebie.

Wug nie kontynuował rozmowy z Helbą. Miał jeszcze nadzieję złapać siostrę i zapytać ją o nastroje w plemieniu oraz dyskretnie poprosi ją by wraz z Gobelinem i Gridą zadbali o odpowiedni odbiór jego osoby. W końcu czyny bohaterów są nimi tylko wtedy gdy są opowiadane i podkreślane inaczej popadają w zapomnienie szybciej niż komukolwiek się wydaje.
 
Icarius jest offline  
Stary 11-09-2022, 06:51   #93
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Podróż powrotna do Rozgórza minęła bez żadnych przygód - wyglądało na to, że niebezpieczeństwo cytadeli, choć coraz bardziej nieprzewidywalne, na ten moment jeszcze nie rozlało się poza nią.

Śmiałkowie zeszli łagodnym wzniesieniem, za wyjątkiem Wuga i Gobelina, którzy obrali zachodnią drogę. Gobelin, jak mówił, koniecznie musiał rozmówić się z Helbą na jakieś ważkie tematy dotyczące Bladej Poświaty Księżyca, kapłanki plemienia Cierniowego Kamienia. Barbarzyńca zaś, zdało się, miał zaprezentować goblińskiej przywódczyni odcięte głowy ropuszych najeźdźców, którzy polegli w walce z grupą.

Łotrzyca, paladyn, muszkieterka i czarownica wkrótce stanęli po raz kolejny u bram miasta.

~

Targowisko

Spieniężenie szabru zajęło parę godzin - choć magiczne przedmioty i kamienie szlachetne nie pozostawiały żadnej wątpliwości co do ich wartości, to jednak handlarze Rozgórza mieli inne zdanie. Tu, przy straganach ustawionych przy Uśmiechu Shelyn, chytre spojrzenia i lisie twarze mieszczan wprawnych w negocjacji, handlu i kantowaniu poglądały na ich zdobycze z kalkulacją.
– Daj mje, panie, ten miecz, sam go obejrzę! - krzyczał jeden.
– Oliwin? Oliwin… Z oliwek?
– Panie, słyszał żeś pan? W Karmazynowym Lesie ludzi zabijają.
– Dzida z podziemi? Wiercić dziury się da? Jak to dzidowanie ma być? - pytał inny.
– Wielkie, ropuchowate potwory! Skąd one są w lesie? Ponoć Gertha zabili, pogrzeb pojutrze.
– Morda diabła odlana w żelazie, przeto lico mej lubej szkaradniejsze okazać się może!
Targowanie było wyczerpujące. I nie przyniosło aż tak znakomitych rezultatów, jak podróżnicy by tego chcieli. Kamienie szlachetne udało się zareklamować jako w istocie prawdziwy artefakt z zamierzchłych czasów twierdzy Altaerein, razem z naszyjnikiem w kształcie pyska brodatego diabła. Do nich, dzięki ponagleniom i nieustającej reklamie Laveny, kupcy dołożyli parę sztuk złota.

Żaden ze śmiałków jednak nie był zawodowym handlarzem i nie orientował się w wycenie starych znalezisk, więc wypracowany zysk był niewiele większy nad cenę rynkową. Przedmioty - woreczek z klejnotami, magiczną włócznię, naszyjnik, kamienie szlachetne z grobu, długi miecz, figurki i onyksowy pies - zostały sprzedane za sto pięćdziesiąt jeden sztuk złota i pięć sztuk srebra.

Z pieniędzy zakupiono dwie torby medyczne, które na ten moment wziął Joresk. Pozostałe złoto zostało rozdzielone na sześciu.

Kiedy akurat kończyli ostatnią sprzedaż, znalazł ich Wug. Tym razem jednak bez Gobelina.
Gobelin odchodzi od nas. Sprawy plemienne, ponoć. Jego kobieta zaginęła podczas jednej z wypraw na wschód - ork prosto podsumował sprawy. – Dolę Gobelina wezmę ja, w imieniu plemienia. Należy mu się. Albo odłożyć gdzieś, by nie zapodziała się.
~

Solidna Księga

Załatwiwszy sprawunki transmutacji znalezisk w brzęczące, złote, srebrne i miedziane monety, została ostatnia sprawa na ten dzień: wizyta w księgarni Voz.

Znalezienie księgarni nie było wcale takie łatwe. Joresk, który co prawda znał miasto od dziecka, nie do końca kojarzył sklep ze swojami i książkami. Ten, po jakiejś pół godzinie krążenia w odludnych zakątkach miasta, znalazł się w końcu.

Księgarenka była mała i wepchnięta pomiędzy spore kamienice należące do bogatych mieszczan. Z dala od targowiska i budynku rady miasta, przez które przepływał krwiobieg miasta. Drewniany budynek, nieco zniszczony, stał na kamiennych fundamentach. Charakteryzował się zwykłą, strzelistą budową, popularną w Rozgórzu, która kiedyś została przyniesiona przez architektów z Cheliax.

Wielkie, hebanowe drzwi były osłonięte gankiem podtrzymywanym rzeźbionymi filarami, zaś okna, z których ziała ciemność, zostały dodatkowo przysłonięte.

Katerina podeszła bliżej i pchnęła hebanowe dźwierze, ale… Nic. Zamknięte. Nasłuchiwanie także nic nie dało: księgarnia wydawała się być pusta.

Załatwiwszy sprawunki transmutacji znalezisk w brzęczące, złote, srebrne i miedziane monety, została ostatnia sprawa na ten dzień: wizyta w księgarni Voz.

Znalezienie księgarni nie było wcale takie łatwe. Joresk, który co prawda znał miasto od dziecka, nie do końca kojarzył sklep ze zwojami i książkami. Ten, po jakiejś pół godzinie krążenia w odludnych zakątkach miasta, znalazł się w końcu.

Księgarenka była mała i wepchnięta pomiędzy spore kamienice należące do bogatych mieszczan. Z dala od targowiska i budynku rady miasta, przez które przepływał krwiobieg miasta. Drewniany budynek, nieco zniszczony, stał na kamiennych fundamentach. Charakteryzował się zwykłą, strzelistą budową, popularną w Rozgórzu, która kiedyś została przyniesiona przez architektów z Cheliax.

Wielkie, hebanowe drzwi były osłonięte gankiem podtrzymywanym rzeźbionymi filarami, zaś okna, z których ziała ciemność, zostały dodatkowo przysłonięte.

Katerina podeszła bliżej i pchnęła hebanowe dźwierze, ale… Nic. Zamknięte. Nasłuchiwanie także nic nie dało: księgarnia wydawała się być pusta.
— I co teraz? — zapytała Lavena stając w rozkroku ze skrzyżowanymi ramionami.
- Dziwne, o tej porze wszystko jest pootwierane - zasępił się Joresk - Możemy zajść do ratusza i zorientować się, czy pani Voz gdzieś nie wyjeżdżała. A w razie potrzeby zdobyć nakaz przeszukania.
- O wiele łatwiej jest prosić o wybaczenie, niż o pozwolenie - rzuciła Katerina w odpowiedzi, jedną dłonią sięgając po złodziejskie narzędzia, a drugą, dla pewności, stukając w drzwi.
— Prośba wiąże się z odmową. A dobrze wiecie, że ja odmowy nie toleruję — stwierdziła zuchwale Da’naei.
– Poczekam na was - Valenae wywróciła oczami, znudzona. – Jak mamy znaleźć coś w tej dziurze, to już chyba tylko mole i pająki.
Łotrzyca odeszła parę kroków dalej i oparła się o ścianę. Wydobywszy z rękawa sztylet, zaczęła bawić się nim od niechcenia.

Wug wzruszył ramionami i także odstąpił parę kroków, wyraźnie nie będąc w swoim żywiole.

Katerina majstrowała przy zamku dłuższy czas. Przymiarki do zamka i kolejne próby wpasowania wytrychu spełzały na niczym, a sama muszkieterka miała wrażenie, że gmeranie przy zamku zostawiało ślady, które wprawne oko mogłoby rozpoznać. Na szczęście, nikt nie nadchodził, choć podróżnicy czasem słyszeli głos dobiegający z sąsiednich przecznic, odgłos butów lub nawoływanie.

Wreszcie, po całej połowie godziny prób wpychania narzędzi złodziejskich do zamka, który chyba już został poważnie uszkodzony, drzwi poddały się i otworzyły.
— Czy to… już? Imponujące! — znużona czaromiotka zaklaskała sardonicznie. — Nie sądziłam, że pójdzie ci tak gładko! — „Zawsze tak się to kończy, gdy do pracy zabierają się kompletni amatorzy…”.
- Gładkość to moja specjalność - stwierdziła wyniośle Katerina, kryjąc zirytowanie opornym zamkiem za lekkim tonem.
- Zdążyłbym dwa razy wrócić z nakazem od Gardanii… - mruknął niezadowolony paladyn.
— Skarbie, w tym czasie zdążyłbyś na spokojnie obrócić dwa razy do Tian Xia — poprawiła go półelfka.
- Marudźcie dalej, to wam zafunduję tą podróż do Tian Xia. W jedną stronę - sarknęła muszkieterka, chowając narzędzia i przechodząc przez próg, jakimś cudem stłamszywszy przemożną chęć kopnięcia w drzwi.
Wnętrze małej księgarni było całkowicie skąpane w mroku. Kiedy tylko Lavena wykrzesała światło, oczom awanturników pojawiły się trzy części księgarni.

Pierwszą były regały, na których skrzętnie zostały ustawione różnego rodzaju księgi, głównie traktujące o historii Rozgórza, a także traktaty filozoficzne z Cheliax - “Godeir, Życie i Śmierć”, “Upadek Egorian”, “Czasy dawne i dzisiaj Rozgórza” i temu podobne.

Drugą była skromna, drewniana lada, na której stała pojedyncza, gruba księga, która zapewne była zestawieniem sprzedaży.

Trzecią były drzwi z tabliczką “TYLKO OBSŁUGA”, które zlokalizowane były w głębi.
- Zobaczmy, jak miewają się interesy księgarni - Katerina wślizgnęła się za ladę, przyciągając do siebie księgę i od razu wertując stronice, by odnaleźć najnowsze wpisy.
- Wątpię, żeby ciemne sprawki były zapisane w księgach - stwierdził zrzędliwie Joresk, idąc przez sklep tak, jakby bał się czegokolwiek dotknąć. Zmierzał w stronę pomieszczenia obsługi.
Korzystając z okazji wiśniowowłosa sybarytka rozglądała się bacznie po wnętrzu, licząc, że być może „przypadkiem” trafi na jakieś „zawieruszone” zwoje z magicznymi zaklęciami. W razie potrzeby gotowa była udać się również za drzwi z informacyjną tabliczką.
- Najciemniej pod latarnią i między wierszami - odparła krótko Bonheur znad księgi.
Zestawienie sprzedaży nie było interesującą lekturą - parędziesiąt stron sporego woluminu zawierało w sobie kolumny z nazwiskami mieszkańców Rozgórza, nazwy książek, które zostały sprzedane i ceny, które wyglądały na sensowne.

Jeden z ostatnich wpisów z przedwczorajszą datą, dotyczący kupna zwoju przywołania istot żywiołów, miał przy sobie drobną notatkę - “zagubiony”.
- Quelle surprise - westchnęła Katerina.
W księgarni nie było żadnych zwojów ani drogocennych rzeczy. Jedynymi przedmiotami, które tutaj były, to opasłe tomy - jak przekonała się Lavena. Żadnych ukrytych zwojów pomiędzy kartkami ksiąg ani nic podobnego.
— Meh, nuuudy — jęknęła zawiedziona, z trzaskiem zamykając grubą księgę.
Paladyn stanął wreszcie przed drzwiami pomieszczenia na zapleczu. Tu, w głębi, także nie było niczego interesującego.

Kiedy tylko ręka Joreska spoczęła na klamce i ten pchnął dźwierze, rzeczy zaczęły dziać się błyskawicznie.

Najpierw rozległ się krótki alarm, który brzmiał jak uderzenie w parę dzwonków jednocześnie, a zaraz potem z wnęki obok drzwi, która wyglądała tylko jak ornament pomieszczenia, wystrzeliła seria strzałek.

Paladyn, kompletnie zaskoczony, oberwał potężnym szrapnelem, który zwalił go z nóg. Seria kolców przebiła pancerz i uderzyła z mocą, a Joresk zalał się krwią. Pancerz wojownika huknął o ziemię, kiedy ten w kałuży krwi upadł na podłogę.
W ostatniej chwili przytomności zdążył jeszcze pomyśleć - Zrozumiałem aluzję…-

Dźwięk dzwonka irytująco przecinał powietrze jeszcze przez parę chwil.
- Głupiec! - Przejęty głos Kateriny przebił się przez magiczny alarm. W pierwszym odruchu zakryła uszy dłonią, w drugim ruszyła prędkim krokiem w stronę padającego Joreska. - Niczym minotaur w składzie porcelany!
Muszkieterka dopadła do niego w paru krokach.
— O, bogowie! — wyrwało się szmaragdowej dandysce, „Na płonące piekła, co on wyprawia?!” — Serio? Serio?!
„Czasami się dziwię jakim cudem starcza im rozumu na oddychanie” westchnęła, biorąc się za magiczną inkantację.

Na szczęście, Lavena w odpowiedzi niemal natychmiast wykrzyczała słowa zaklęcia. Wykrwawiający się paladyn natychmiast powrócił do świadomości, tknięty leczącymi płomieniami.
— Są bardziej wdzięczne sposoby na popełnienie samobójstwa, jeśli chcesz znać mą opinię — zażartowała czarownica, po czym użyła na rannym kolejnych leczniczych płomieni. — Ciekawe czy ktoś słyszał ten alarm.
Co powiedziawszy, skorzystała jeszcze z zaklęcia wykrycia magii.
— Wygląda na to, że to tylko zwykły mechanizm. Żadna magia. Val i Wug stoją na czatach, ale na wszelki wypadek radziłabym się pospieszyć.
Odzyskując przytomność, Joresk stęknął ciężko i zaklął siarczyście. Dopiero po chwili dotarły do niego słowa Laveny.
- Pozostanę przy życiu, mam nieco planów na przyszłość - odparł z uśmiechem - Znowu mnie ratujesz, dziękuję - dodał, powoli podnosząc się na nogi - Pokarało mnie za tykanie czego nie trzeba… wy jesteście całe?
Lavena uśmiechnęła się tajemniczo.
— Cieszę się, że nie muszę udzielać ci tej lekcji osobiście… I jeśli chodzi o mnie to szkód fizycznych brak, aczkolwiek pewne straty moralne zostały poniesione.
Zaśmiała się.
— Być może jeszcze dziś przyjdzie ci za nie zapłacić słone odszkodowanie… — mrugnęła filuternie okiem.
- Z pewnością dojdziemy do obopólnie satysfakcjonującego porozumienia - odparował Joresk, szybko odzyskując rezon.
- Do wesela się zagoi - Katerina odetchnęła, pomagając paladynowi podnieść się z podłogi. - Szkoda tylko, że dyskrecję trafił szlag. Szanuję bezpośrednie podejście, ale w niektórych kwestiach lepiej postawić na finezję. Następnym razem postaraj się nie rozbrajać pułapek własnym ciałem.
- Dobrze mi się wydaje, że jeszcze nie raz mi to wypomnicie? - odpowiedział jej z udawaną zrzędliwością.
Bonheur klepnęła jeszcze Joreska po ramieniu, zanim wślizgnęła się na zaplecze księgarni, zagęszczając ruchy wedle porady Laveny. Sama czaromiotka uśmiechnęła się enigmatycznie do Strabo i ruszyła w ślad za nią. Pod pozorem wspólnych poszukiwań ponownie zamierzając rozejrzeć się za magicznymi zwojami. Paladyn zaś został na zewnątrz, obserwując ich działania i starając się niczego już nie dotykać.

~

Wnętrze pomieszczenia obsługi wyglądało, jakby ktoś bardzo dużo uniósł stąd i to w bardzo krótkim czasie. Wysunięte szuflady, opróżnione regały i otworzone kredensy wylewały się stertą papierzysk, która w nieładzie leżała na podłodze i niskim stole zlokalizowanym w centrum. Nieco dalej, w głębi, znajdowało się nieposłane łóżko i skromna kuchenka, zaś w szafie brakowało połowy ubrań.

Obok łóżka, w kącie, znajdował się kolejny stół, jeszcze mniejszy. Na nim znajdowały się rękawice archiwisty, wygięte okulary i parę alarmująco wielkich pęczków kurzu, które nigdy nie zostały starte.
- Oho, komuś bardzo się spieszyło - Katerina uśmiechnęła się, niemalże już pewna że jej podejrzenia miały okazać się trafne. Pierwsze kroki skierowała w stronę papierzysk na stole, konstatując że to one mogły najprędzej zawierać jakieś wartościowe informacje.
— Szkoda, że nie na tyle, by zostawić nam coś ciekawego do podwędzenia — westchnęła piromantka..
Gorączkowe przeszukiwania trwały kwadrans i były one przeprowadzane głównie przez czarownicę i muszkieterkę. Paladyn, nadal całkiem poraniony przez zmyślnie ukrytą pułapkę, nie czuł się zbyt dobrze, toteż nie on wiódł w nich prym.

Poza stertami notek nie było tutaj niczego wartego znalezienia. Zapewne notatki właścicielki księgarni były wartościowe same w sobie, jednak przeanalizowanie ich w taki sposób, żeby wyciągnąć cokolwiek, prezentowało w sobie wyzwanie na przynajmniej godzinę i więcej. Papierzyska wydawały się być starannie naniesionymi komentarzami, odpisami ze starych kronik i rozrośniętymi adnotacjami, które zajmowały się przede wszystkim hermeneutyką źródła. Tematem tych wszystkich prac, zdawało się, była historia Rozgórza.

Lavena, która szukała zwoje z zaklęciami, nie znalazła niczego. Voz okazała się być zbyt skrupulatna i wyglądało na to, że zabrała stąd wszystko, co miało jakąkolwiek wartość.

Zabrawszy papiery, trójka wróciła na zewnątrz, gdzie czekali na nich Wug i Valenae.

~

Łaska Maga

Zmierzchało. Podróżnicy znaleźli drogę z powrotem do Łaski Maga, starej, jak mówiły legendy, karczmy założonej ponoć jeszcze za czasów, kiedy Rozgórze było jeszcze osadą założoną przez maga Lamonda.

Próg karczmy przekroczyli z powrotem we czterech: Valenae wcześniej odłączyła się od grupy i udała się w wschodniej bramy.
– Interesy - ucięła pytania pozostałych.
Przekroczywszy próg, w nozdrza uderzył znajomy zapach drewna, pieczonego mięsa, a także tymianku i rozmarynu. Parne, gęste powietrze przecinał dźwięk lutni, żywo przypominający tej goblińskiej, która nie tak dawno wygrywała jeszcze pieśni w starej cytadeli Rycerzy Piekieł.


Było jednak inaczej: w głębi karczmy, na małym wzniesieniu, muzykowało troje niziołków. Jeden grał na lutni, drugi pomagał drumlą, trzecią zaś bardka, która śpiewnym głosem opowiadała jakąś balladę, a każdy z kolejnych wersetów był akcentowany szarpnięciem strun i uderzeniem kciuka w język drumli.

Towarzystwo obecne w karczmie było pstrokate: dwóch krasnoludów na środku szło na rękę, siłując się na drewnianym stole, co akompaniował tłum gapiów. Stosik srebrnych monet znajdował się między nimi.

Obok nich, czasem popatrując na siłujące się krasnoludy, znajdowała się gromadka mężczyzn, którzy wyglądali, jak drwale tartaku Karmazynowego Lasu. Brodaci mężczyźni wymieniali uwagi między sobą od niechcenia, niemalże porozumiewając się między sobą chrząknięciami i mruczeniem.

W kącie znajdowało się, zdaje się, dwóch rosłych wojowników - obaj barczyści i jedzący w milczeniu strawę. Lavena miała wrażenie, że wojownicy byli zbyt barczyści i zbyt potężni, jak na zwykłych ludzi czy nawet na orków. Niewątpliwie, miało się wrażenie, że w ich żyłach płynęła krew… Ogrów.

Czwórka znalazła miejsce zaraz przy szynkwasie. Półogr łypnął wzrokiem na Joreska, kiedy ten rozsiadał się przy stole. Karczmareczka - nalana kobieta o rozkosznie krągłych kształtach - miała przyjść lada chwila.

Zanim jednak rozsiedli się na dobre i rozmowy zawiązały się, drzwi karczmy otworzyły się raz jeszcze. W nich stanęło trzech ludzi - pierwszym był człowiek, którego śmiałkowie rozpoznali jako jednego z radnych Rozgórza. Mężczyzna, w odróżnieniu od ostatniego razu, kiedy był wymęczony przez dym i wymizerowany przez zagrożenie pożaru spowodowanego przez mefity, teraz był ubrany z elegancją i nosił się w zadbany sposób.

Pozostali zaś… Zapewne miało okazać się wkrótce.

Radny omiótł wzrokiem salę. Kiedy tylko zlokalizował czwórkę siedzącą przy stole, dał znak pozostałym, żeby ruszyli za nim.
– Śmiałkowie - radny nachylił się nieco, a jego głos, tylko trochę wyższy od szeptu, był stanowczy. – Jak zapewne usłyszeliście już po drodze do tego szacownego przybytku, w Karmazynowym Lesie doszło do morderstwa tuzina obywateli Rozgórza.
– Jak donoszą ci nieliczni, którzy przeżyli napad łupieżczej bandy, mordercy zostali rozpoznani jako lud bagien, nigdy nie widziany w tych okolicach. Greta Gardania i ratusz postulują, że mordy w lesie są bezpośrednio związane z ostatnimi wydarzeniami w starej twierdzy Rycerzy Piekieł.
– Greta Gardania oczekuje raportu w sprawie twierdzy, im szybciej tym lepiej, acz… - tu rzucił okiem na karczmę i napełnione sakwy z grosiwem czwórki. – Zapewne przyjmie was także i rankiem. Sądzę, że zainteresuje was spotkanie. Stawka za załatwienie problemu została znacznie podwyższona - tu zdobył się na uśmiech i dodał konspiracyjnym szeptem: – Do dwustu sztuk złota na głowę dla każdego, kto wyeliminuje zagrożenie raz na zawsze.
Radny odstąpił parę kroków i skinął w stronę dwóch przybyszy, którzy podeszli bliżej.
– Rada Rozgórza posyła także posiłki. Oto… Doktor Sidonius i Khair. Proszę, zaakceptujcie ich pomoc.
Po czym skłonił się lekko i zaczął wycofywać się do wyjścia.

Cytat:
Łaska Maga

Karczma:
Kamień Rzeki, polewka rybna - 2 cp
Twarda Łuska, potrawka ze śledzia - 1 sp
Uśmiech Rzeźnika, baranina - 2 sp
Karmazynowy Jeleń, dziczyzna - 1 gp

Flegma Kata, kufel piwa - 1 cp
Podmuch Zimy, antał piwa - 2 sp
Mleko Shelyn, butelka wina - 1 sp
Liście Egorian, butelka wina - 1 gp
Chwała Drumy, butelka wina - 2 gp

Noclegi:
Zapchlona Skóra, miejsce przy kominku - 3 cp
Dziupla, pokój dla jednej osoby - 1 sp
Omijany Zakamarek, pokój dla dwóch osób - 8 sp
Komnata Królów, pokój dla sześciu - 10 gp
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!

Ostatnio edytowane przez Santorine : 14-09-2022 o 16:14.
Santorine jest offline  
Stary 11-09-2022, 14:17   #94
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Tymczasowe rozstanie z szarozielonymi przypieczętowano w nielicznych słowach.
— Ruszajcie więc — rzuciła na pożegnanie Lavena, po czym dodała z chytrym uśmiechem. — Pomnijcie tylko, że kto ostatni postawi stopę w „Łasce Maga”, ten stawia pierwszą kolejkę! I żeby nie było żadnych kantów, to mowa o trunku przynajmniej ze średniej półki!
Powrót na szczęście przebiegł bez problemów, choć młódka była wyraźnie strudzona ciągłym chodzeniem. „Przydałby się jakiś elegancki powóz, albo przynajmniej sługa z koniem!” westchnęła w myślach.


Kiedy tylko odświeżyła się i doprowadziła do porządku, półelfka ruszyła na targowisko, aby zająć się sprzedażą zgromadzonych łupów. Handel jednak nie poszedł zgodnie z jej oczekiwaniami. Choć użyła wszystkich swoich atutów i straciła mnóstwo czasu, wyszła niewiele na plus względem cen rynkowych. Rozgórzańscy handlarze okazali się nieugiętymi negocjatorami, chciwymi i ślepymi na jej urok osobisty niczym krasnoludy. „Banda sknerowatych eunuchów! Niech ich Otchłań pochłonie!” zawrzała w myślach podczas przeliczania utargu. Część złota z puli od razu wydzieliła dla paladyna, aby mógł nabyć zestawy lecznicze.
— A więc porzucił nas dla jakiejś baby? — prychnęła teatralnie na wieści od właśnie przybyłego orka, udając święte oburzenie. Dla krotochwili, rzecz jasna, nie z powodu żalu po stracie kompana. — Nie ukatrupiłeś ty go czasem gdzieś po drodze, coby dobrać się do jego doli? Hę?... Ha! Nie spozieraj tak na mnie! Wiem doskonale, żeś do tego niezdolny! Przepraszam, że cię przeceniłam!
Zaśmiała się, podając mu pieniądze przeznaczone dla niego i barda.


Zmierzchało już i upragniona chwila rozrywki zbliżała się wielkimi krokami, przywołując uśmiech na usta wiśniowowłosej. Kiedy Valenae odłączyła się po enigmatycznej wymówce, machnęła tylko nonszalancko ręką „Niech idzie. Pewnie upatrzyła jakiś drobny mieszczański mieszek, albo idzie opatrzeć jakiegoś nędznika”.

Po przekroczeniu progu gospody nasyciła nozdrza mieszanką aromatów, po czym wyszczerzyła śnieżnobiałe zęby.
— Dzisiaj tęgo pijemy! — zakrzyknęła w stronę stojących zaledwie tuż obok towarzyszy, żywo gestykulując. — I nie przejmuje absolutnie żadnych wymówek!
Następnie ruszyła znaleźć najlepszy stolik. Po drodze zerknęła przelotnie na parkę potężnych mężów, którzy zdawali się owocem przymusowej miłości między ogrem a człekiem. „Stanowiliby świetnych ochroniarzy. Chociaż... Nie, dość mi już przygód z ogrami...” skrzywiła twarz, raptownie uciekając myślami od dość nieprzyjemnego wspomnienia.

Miejsce przy szynkwasie okazało się w sam raz. W końcu mogli liczyć na szybkie dolewki. A Da'naei nie zamierzała poprzestawać tego wieczora na zaledwie jednym kielichu... Ledwie się rozgościła, a jakaś trójka zakłóciła jej zasłużony odpoczynek. Okazało się, że to rajca miejski w obstawie dwóch obcych typów. Kiedy przybysz z ratusza mówił, czarownica utrzymywała kurtuazyjny uśmiech dumając kiedy doszło do wspomnianej przezeń napaści i czy czasem nie rozminęli się drużyną z odpowiadającymi za mordy ropuchami. Tak czy inaczej, była monstrom wielce wdzięczna za ich krwawy wypad. Przewodnicząca miasta bowiem z tej okazji podniosła wynagrodzenie. I to bez żadnej zachęty z jej strony! „Zawsze mówiłam, że szczęście nie sprzyja głupcom. Bogowie za to wielbią pięknych i zuchwałych!” skonstatowała z dumą w głowie, mając ma myśli głównie samą siebie.
— Będziemy wielce zobowiązani, jeśli szacowna Greta Gardania raczy poczekać na nas do rana — rzekła do urzędnika z udawaną serdecznością. „Ha! Tak jakby miała jakiś wybór!”.
Kiedy poplecznicy rajcy zbliżyli się do stolika i wytłumaczył on powód ich obecności, jej brwi delikatnie drgnęły. „Phi, pomoc! Tak jakbyśmy jakiejś potrzebowali!” zagryzła w myślach zęby. Następnie zerknęła bokiem na nieznajomych i bezwstydnie obejrzała ich od stóp do głów. Po popołudniowej toalecie prezentowała się wręcz olśniewająco, zwłaszcza w korzystnym świetle pobliskiego paleniska. Ciemnoczerwone, zadbane włosy wdzięcznie spływały z jej głowy długimi pasmami, zaś młodzieńcza i wypomadowana cera nie posiadała najdrobniejszej skazy.
— Witajcie, jam jest Lavena Da'anei — rzekła ku nim magnetyzującym głosem. — Jeśli o mnie nie słyszeliście... to zalecam to szybko nadrobić. Tymczasem może coś nam o sobie rzekniecie, skoro zalecono nam przyjąć wasze towarzystwo? Wiedzcie, że bardzo starannie dobieram kompanów...
Ostatnim słowom z pełną premedytacją nadała nieco dwuznaczności.
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 11-09-2022 o 14:27.
Alex Tyler jest offline  
Stary 18-09-2022, 07:35   #95
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
- Nie wiem, jak to może być powiązane, ale możemy się tym zająć - odparł z pewnością Joresk.
Radny odstąpił parę kroków i skinął w stronę dwóch przybyszy, którzy podeszli bliżej.
– Rada Rozgórza posyła także posiłki. Oto… Doktor Sidonius i Khair. Proszę, zaakceptujcie ich pomoc.
Po czym skłonił się lekko i zaczął wycofywać się do wyjścia.
Paladyn, który zdążył już wcześniej zamówić sobie garniec piwa, wstał i podszedł do przybyszy.
- Każda pomoc jest mile widziana, witajcie - powiedział - Pozwolicie, że przedstawię pozostałych. Lavena Da'naei, specjalistka od sztuk magicznych. Katerina Bonheur, fechtmistrzyni, oraz Wug Łamacz Kości z plemienia Cierniowych Kamieni - na koniec podał pierwszemu z nich dłoń - Joresk Strabo, paladyn w służbie Ragathiela.
— Owszem, jam jest Lavena Da'anei. Choć mych specjalizacji jest nieprzeliczenie więcej… Witajcie — rzekła czarownica, zwracając się magnetyzującym głosem ku nieznajomym. — Jeśli o mnie nie słyszeliście... to zalecam to szybko nadrobić.
Tymczasem może coś nam o sobie rzekniecie, skoro zalecono nam przyjąć wasze towarzystwo? Wiedzcie, że bardzo starannie dobieram kompanów...
Ostatnim słowom z pełną premedytacją nadała nieco dwuznaczności.
- Kapłan - młody mężczyzna, przedstawiony jako Khair, poinformował potencjalnych współtowarzyszy o roli, jaką mógłby pełnić w drużynie. - Niech spłynie na was łaska Serenrae - dodał.
- Jestem Doktor Sidonius, ale możecie mi mówić Sid. - rzekł szczupły wysoki mężczyzna o orlim nosie i jasnej cerze skłoniwszy się wpół zdejmując kapelusz. Potem wyprostował się i poprawiwszy okulary lustrzanki dodał - Jestem uczonym i śledczym z zamiłowania. Wspomniane mordowanie tuzina obywateli wygląda ciekawie, nie sądzicie? Co moglibyście powiedzieć o sprawie owej twierdzy?
- Mordowanie zawsze jest ciekawe na swój sposób - uśmiechnął się Ork. - Może Żaboludy były głodne i to zjadły? Twierdza zaś wyczyszczona w większości - odpowiedział Sidoniusowi Wug. - Został jeszcze korytarz do zbadania. Ponoć zamieszkany przez Biesa. Demona nietoperzy ryj, trucizna w kłach. Siedzą tam niedobitki Żaboludzi i Charau-ka. Trzeba ich znaleźć żeby zakończyć sprawę. No i ta nekromantaka jeszcze. - wyliczanka barbarzyńcy była dość ogólnikowa. Jednak nikogo nie pominął z listy osobników z którymi przyjdzie się konfrontować.
— Kapłan? Tylko kapłan? — dopytała kleryka półelfka podpierając brodę dłonią. Jej twarz jednak zdradzała raczej lekkie znużenie, niż przemożną ciekawość. — Rozmowa to nie tylko wehikuł myśli, to potężny i skuteczny instrument myślenia. Żywię przeto nadzieję, iż dodasz coś więcej…
- Charau-Ka z tego co wiem żyją w Mwangi. Raczej nie są tu zbyt często spotykane. Co do pana opini panie Wug, zapewniam pana, że w mojej pracy dowiedziałem się, że mordowanie może być porażająco nudne - rzekł ze szczerym smutkiem.
- Énchantée, panowie - Katerina powitała nowe twarze uśmiechem i kiwnięciem głowy. - Gwoli ścisłości jednak, drogi Łamaczu, nie wiemy czy siedzą w tym korytarzu. Nie wiemy nawet, gdzie ten korytarz prowadzi. Wiemy tyle, że istnieją “stare groty”, w które będziemy musieli się zagłębić w poszukiwaniu tychże odpowiedzi. Ale to chyba może poczekać do rana? Nie lepiej skupić się na przyjemnościach?
- Zdecydowanie, dnia zostało zbyt mało na dalsze eksploracje - zgodził się Joresk - Ale wystarczająco, by móc poświętować! Panowie, skoro mamy razem walczyć, to dobrze będzie najpierw razem się napić. Drogie panie, preferujecie wino? Z piw Podmuch Zimy jest naprawdę przedni.
- Dobre piwo nie jest złe. - Uśmiech rozjaśnił twarz Khaira. - A naprawdę zimne piwo to rozkosz dla podniebienia.
- Podobno robią je na wodzie z górskich lodowców, ale z tego co wiem, to po prostu na drugi dzień masz zmrożony mózg - odpowiedział paladyn z uśmiechem.
— Słyszałam, że piwo rozplątuje języki. Ale nie wiedziałam, że tę zbawienną przypadłość powoduje również sama perspektywa jego spożycia — wtrąciła młoda dandyska, słysząc nagłą wypowiedź Khaira.
- Tutejsze piwo musi być zaiste ciekawym trunkiem, jednak bardziej nurtuje mnie tutejsza sytuacja. Jak mniemam, zechcecie rozjaśnić ją przy owym znakomitym trunku?
- Różnie mówią o piwie, różnie mówią o nadziei - stwierdził obojętnym tonem Khair.
- Oczywiście, opowiemy o tym co się działo w twierdzy, ale po dwóch dniach walk i eksploracji mam wielką ochotę się napić - Joresk odpowiedział doktorowi, po czym mrugnął do Laveny - Jestem pewien, że Podmuch nie przygasi twojego płomienia, chociaż pewnie Chwała będzie bliższa twoim gustom?
— Ach, Cukiereczku, nawet przeraźliwy chłód Wysokiego Lodu nie zdołałby stłumić mego płomienia, gdy jesteś tak blisko — oznajmiła z afektacją czaromiotka. — Oczywiście na upartego przyznam, że Chwała Drumy będzie najodpowiedniejszym dla mego podniebienia z dostępnych tu napitków, skoro ogranicza nas tak skromny i pospolity asortyment.
- Poza tym, lepiej poczekać na bardziej... kameralne okoliczności - Katerina znacząco omiotła salę spojrzeniem. - Nie wiemy wszak, kto może nadstawiać tutaj uszu.
— Jak uważasz, kapłanie zachowaj swe tajemnice — westchnęła piromantka, wracając do pierwotnego rozmówcy. — Rzeknę ci jeno iż tak jak rumieniec może niekiedy sprawić, że nierządnica wyda się nam cnotliwą kobietą, takoż odmowa odpowiedzi może sprawić, że idiota zda się roztropnym człowiekiem. Lepiej więc czasem zabrać głos… lub nie. Coby nie rozwiać wszelkich wątpliwości.
Mrugnęła okiem i uśmiechnęła się prowokująco.
"Byłbym jak miedź brzęczący albo cymbał brzmiący", złośliwy cytat przemknął przez głowę Khaira.
- Zaiste, istne potoki mądrych słów płyną z twych ust. - Uprzejmie skinął głową. - Szczególnie na temat tych nierządnic. Nie będę zatem poddawać w wątpliwość twej wiedzy i doświadczenia w tej materii.
- Mądrym jest ten, kto zawsze wie więcej niż inni, więc nim mniej mówimy o sobie, tym większą przewagę mamy nad otoczeniem. - Sid poprawił okulary i przyjrzał się czarodziejce i paladynowi z uśmiechem. Joresk zaś przeniósł spojrzenie to na Khaira, to na Lavenę, pokręcił głową rozbawiony i ruszył w stronę szynkwasu, by wrócić po chwili z dwoma garncami piwa. Za nim podążała kelnerka, balansująca czterema kuflami oraz butelką wina i dwiema czarkami do niego.
- Wynająłem nam alkierz, tam będzie można porozmawiać dyskretniej - oznajmił.
Kiedy tylko jeden z krasnoludów docisnął pięść drugiego do stołu, rozległo się głośne “Hurraa!” z ust gapiów. Ten drugi, przegrany, czerwony na twarzy, sapnął w złości i wykrzyczał jakieś przekleństwo w jego narzeczu. Wygrany z uśmiechem podkręcił tylko wąsa i zgarnął srebrne monety do sakiewki. Podparł się na krześle i mierzył wzrokiem karczmę, jakby prowokując do następnego pojedynku.

Dwie kobiety, które stały nieco bliżej stołu, dyskutowały o ostatnich wydarzeniach w mieście.
– …morderstwa w Karmazynowym Lesie.
– Wiem, wiem. Wyrzucili dwóch niziołków z Marynowanego Ucha.
– Kto może być za tym wszystkim?
Drwale Karmazynowego Lasu zaczęli żywo dyskutować nad jakimś tematem, acz za daleko już od uszu, aby zrozumieć rozmowę.
- W każdym razie rad jestem z tak zacnego i szlachetnego towarzystwa. - Sid upił łyk piwa - Widzę, że dużo się tu dzieje. Isger jest krajem naznaczonym bliznami i widzę, że zapowiada się iż pojawią się nowe.- rzekł z zaciekawieniem.
— Dobry pomysł kochanie — czarownica przyklasnęła propozycji paladyna, napełniając swą czarkę drogim winem. — Motłoch zanadto hałasuje.
Obrzuciła wymownym spojrzeniem pobliskie otoczenie, po czym dodała.
— Aczkolwiek później wolałabym powrócić do głównej sali. Bo co to za zabawa bez odrobiny muzyki i tańca?
- Wyborny pomysł - stwierdziła Katerina z uśmiechem, wysupłując kolejne dwa złocisze z sakiewki. - Wezmę jeszcze jedną butelkę tej “Chwały Drumy”, coby za dużo nie spacerować wte i wewte. Chociaż nie wiem, czym Druma może się chwalić, nie licząc opasłych kupczyków.
- Tylko tym winem? - rzucił Joresk - Ta ich wiara w przepowiednie brzmi nieco jak jakiś przekręt. Ale wróćmy do bieżących spraw. Sid, masz jakieś specyficzne pytania, czy po prostu krótko wyjaśnić ci, z czym się mierzymy?
Doktor uśmiechnął przyjaźnie i dołożył dwie monety.
- Wiedza to do potęgi klucz, czyż więc może być jej za mało. Mówcie wiecie przyjaciele!
- Ha, żaden ze mnie mówca, ale spróbuję - Joresk sięgnął po kufel i pociągnął kilka solidnych łyków piwa - Wszystko zaczęło się od pożaru ratusza. Sprawców dopadliśmy w dawnej cytadeli Rycerzy Piekieł. Poszukiwali portalu zwanego Kręgiem Alsety, i jak się okazało, nie oni jedni. Oczyściliśmy większość twierdzy z nieumarłych strażników i żaboludzi, którzy opanowali jej podziemia z pomocą zniewolonych charau-ka, zapewne sprowadzonych tu przez portal. W całość zamieszany jest także kult Dahaka i jakaś elfia nekromantka, więc sprawa robi się już całkiem pogmatwana - uśmiechnął się szeroko, jakby wcale go to nie martwiło - Tak jak wspomniał Wug, w najbliższych planach mamy zbadanie ostatniego korytarza w twierdzy i zniszczenie czarta, który przewodzi żaboludom. To powinno też rozwiązać sprawę morderstw. Hmm, to w skrócie tyle, warto jeszcze o czymś wspomnieć? - rzucił do towarzyszy.
- O majestatycznych, potężnych smokach zamieszkujących trzewia cytadeli! - Odparła Katerina, odchylona w krześle i obejmująca dłońmi osuszony już do połowy kielich. - Nie lza pominąć tak znamienite osobowości.
- No tak, jak mogłem zapomnieć o tych majestatycznych istotach! - paladyn uniósł palec - W podziemiach twierdzy mieszka także potężna Smocza Loża! - próbował mówić poważnie, ale niezbyt mu to wychodziło - Na szczęście nie trzeba się ich obawiać, są sojusznikami - dodał.
Da’naei odchrząknęła znacząco.
— Przede wszystkim zapomniałeś wspomnieć o moich wybitnych dokonaniach i zasługach — upomniała sługę Ragathiela. — Nie przypominam sobie również, byśmy odkryli powiązanie między sektą a Wielkim Czartem. Wiemy tylko, że strzeże on pokaźnego skarbu. Choć już nie długo…
- Reasumując, dwa dni pełne wrażeń - Katerina odchyliła się w krześle, posyłając uśmiech w stronę kapłana i doktora. - Z nudów na pewno przy nas nie sczeźniecie.
— Dla jednych dni pełne wrażeń, dla mnie zwykły toilday — stwierdziła chełpliwie Lavena na moment odrywając się od kolejnej porcji trunku.
- O czarcie chciałbym się dowiedzieć więcej. A jak zgaduje owe smoki są małe ciałem, lecz wielkie duchem? - zapytał doktor Sidonius.
— Jeśli miarę ducha określać poziomem obłędu… — skomentowała złośliwie szmaragdowooka.
- Nie dość,że brak nudy, to jeszcze miłe towarzystwo. - Khair uśmiechnął się do Kateriny. - To z pewnością będzie ciekawa wycieczka.
- Twoje talenty bronią się same, a słowami mógłbym je nieopatrznie umniejszyć - Joresk mrugnął do Laveny, uśmiechając się w zadowoleniu. Zwrócił potem się do śledczego - O czarcie rzeczywiście niewiele wiemy, ale trzeba się go pozbyć. A co do Loży, to trafna ocena, przy okazji zdolni z nich iluzjoniści.
- Są sojusznikami, co znaczy, że nam pomogą, czy że nie będą przeszkadzać? - spytał Khair.
- Niewiele wiecie, lecz coś tam usłyszeliście? Czy przynajmniej wiadomo czy to jest diabeł czy może demon? - zapytał Sid zafrasowany.
— Wybrnąłeś niczym poeta Tygrysku — zachichotała piromantka.
— Wnosząc po lokalizacji, to najpewniej diabeł — stwierdziła bez większego entuzjazmu. — Z dwojga złego to właśnie jego wolałabym zgładzić. W stosunku do demonów z pewnych względów odczuwam przynajmniej cień respektu.
- To wielce interesujące - odparł Sid nie precyzując, która informacja wydała mu się ciekawsza - A ta elfia nekromantka? - dodał.
— Myślałam, że mieliśmy udać się na pięterko w celu zaspokojenia… waszej ciekawości — rozanielona kilkoma czarkami wina półelfka zabawiła się w wyzywający sposób słowami. — Elfia czarodziejka podobnież zdołała obudzić nieumarlaków.
Dolała sobie trunku i wypiła wszystko na raz.
— Potem wzięła ich na spytki. Zdaje się najbystrzejszą z całej hałastry, która pałęta się po tej przeklętej cytadeli. Najpewniej wie, czego szuka.
- Jestem profesjonalistą i nigdy nie łączę pracy z przyjemnością - rzekł doktor Sid zdezorientowany - Wiadomo czego szuka?
Khair z zaciekawieniem spojrzał na doktora.
- Łączenie pracy z przyjemnościami nie wydaje mi się sprzecznością - powiedział - ale może się na tym nie znam. Wiele ich było? - zmienił temat. - Tych nieumarlaków? I skąd to wiecie, o tym wypytywaniu?
— Najlepiej więc z czerpania przyjemności uczynić pracę — stwierdziła filozoficznie Lavena i sięgnęła ponownie po butelkę z alkoholem. — Więc tak… Zdechlaków było ponad tuzin. O wypytywaniu wiemy od kopniętych koboldów. Może i nie są zbyt wiarygodne, ale w tym wypadku raczej nie kręciły — młódka zrobiła przerwę, by uraczyć się odrobiną trunku. — A czego dokładnie szuka elfia magini, to mógłbyś równie dobrze zapytać Areshkagal, doktorku. Przypuszczam jedynie, że kręgu, a raczej Kręgów Alsety. Czyli najprawdopodobniej czegoś w rodzaju elfickich portali prowadzących bogowie wie dokąd. Jeden niemal na pewno wiedzie do Mwangi. Bo jak inaczej wyjaśnić obecność tych wszystkich małp? Zwłaszcza że ta wersja zdaje pokrywać się z zeznaniami pojmanego przez nas charau-ka.
Joresk zerknął na Lavenę, zaskoczony jej tempem picia.
- Wygląda na to, że wszystkich interesuje ten krąg, lub kręgi. Żaboludy mają do niego dostęp, a podpalacze i nekromantka zapewne chcieli zdobyć do niego dostęp. Ach, byłbym zapomniał - sięgnął do kieszeni, z której wyjął woskowe zatyczki do uszu - Warto się w takie zatyczki wyposażyć, jeśli będziemy walczyć z żaboludami. Pomagają w robocie na grubie, mogą się przydać na te ich mieszające w głowie rechoty.
- Dobry pomysł. - Khair skinął głową. - To faktycznie może się przydać. Romantyczne rechot żab wieczorową porą może się komuś podobać, ale mieszanie w głowach podczas walki jest dużo mniej przyjemne.
- Takie kręgi mają niewyobrażalny potencjał gospodarczy! Tysiące ludzi byłoby gotowych zabić, aby je zdobyć… lub zniszczyć. One mogą wywrócić świat do góry nogami! - rzekł Sid.
– Tak może być i tak się stanie - rzekł twardo Wug. – Nie wiem, jak mocny jest ten wielki czart, o którym Smocza Loża gadała, ale polegnie pod tym… I tym - barbarzyńca uniósł najpierw młot bojowy zrabowany z grobowca, a potem krótki miecz. Oba przedmioty mieniły się lekko magią, która była dodatkowo wzmacniana przez pierścienie na rękach Wuga.
— Tak, tak, oczywiście — czaromiotka pokiwała orkowi pobłażliwie głową, jakby zwracała się do dziecka. — Ale proszę, ostrożnie z tym żelastwem Miśku, bo jeszcze kogoś pokaleczysz — skrzywiła się, odsuwając nieco dalej.
Następnie zwróciła się do Sida.
— Zależy w czyich rękach doktorku. W Kyonin też są takie portale i jakoś świat wciąż kręci się po staremu. W moi… to znaczy naszych… rękach na pewno będą bezpieczne. Najważniejsze to nie dopuścić doń nieodpowiedzialnych osobników.
Ork odłożył broń, kiedy tylko zebrał nieprzychylne spojrzenia pobliskich bywalców, po czym uniósł antałek Podmuchu Zimy, z którego głośnymi łykami dudlił piwo. Pił przez parę chwil, a kiedy niemal opróżnił antał, wstał od stołu, aby zamówić następny.
– Nie powinniśmy długo zabawić w tej karczmie - rzekł jeszcze. – Słyszeliście, co powiedział radny. W lesie mordują ludzi miasta. Albo to ci, którzy przeszli tajemnym przejściem… Albo ktoś wydostał się z zamku.
W międzyczasie, rozmowa brodatych mężczyzn opodal, która na początku była zaledwie znużoną wymianą zdań, zdawała się przemieniać w rozrzewniony dyskurs pełen emocji, a nawet i złości. Do tej rozmowy przyłączył się jakiś niziołek, który chyba wymieniał się obelgami z jakimś brodaczem. Muzyka, wpasowując się w nastroje, zaczęła grać nieco żywiej.

W międzyczasie, Lavena i Katerina zauważyły, że przy szynkwasie pojawił się jakiś krasnolud, który wymienił parę słów z paroma bywalcami. Trójka uśmiechnęła się i zaczęła zmierzać do drzwi. Jeden z nich - krasnolud - rzucił uśmiech także w stronę ich stołu, choć nie wiadomo, do której konkretnie.
- Uważasz, że powinniśmy wyruszyć teraz, czy poczekamy do świtu? - spytał Khair, spoglądając na Wuga.
- Po ciemku nie ma co spacerować i polować - zawyrokowała Katerina, która zdążyła już osuszyć kielich i nalewała sobie kolejny. - Może to nie do końca tereny, do których egzotyczne importy są przyzwyczajone, ale mimo wszystko jeśli zagnieździli się w lesie, będą mieli lekką przewagę. Małpy w koronach drzew, ropuchy gdzieś w runie. O ile nie znaleźli jakiegoś przytulnego trzęsawiska, wtedy będzie jeszcze gorzej.
Choć słowa kierowane były do kapłana, muszkieterka więcej uwagi poświęciła tercetowi przy szynkwasie, otwarcie taksując krasnoluda który posłał w ich stronę uśmiech. Nachyliła się w stronę Laveny.
- Chyba mamy adoratora, moja droga - oznajmiła z uśmiechem. - Ale temu nie ma co się dziwić.
— Oczywiście, że ludzie mnie obserwują. Jakżeby inaczej! — odparła zarozumiała czarownica, zupełnie niezaskoczona tą nowiną.
- Skoro macie adoratora - z udawaną powagą powiedział Khair - to tym bardziej nie możemy teraz ruszać na poszukiwanie tych tam... zabójców.
- Cóż, dobrze widzę w nocy, ale jednak wolałbym poczekać, aż wszyscy odpoczniecie. Cóż to za interesujące widowisko? - rzekł Sid przyglądając się kłócącym.
- Nie ma co mu się dziwić, w końcu ma oczy - skomentował uwagę o adoratorze Joresk, uśmiechając się do obu kobiet - A jeśli chodzi o poszukiwania, powinniśmy odzyskać siły. Wyczerpani na nic się nie zdamy, a wątpię, by w tej sytuacji ktokolwiek z mieszkańców Rozgórza wpadł na pomysł zapuszczania się w las nocą - dodał, po czym sięgnął po kufel, wsłuchując się we wspomniane przez Sida “widowisko”.
Sidonius nadstawił uszu w stronę kłócących się mężczyzn i ubliżającemu im niziołka.
– …zawsze wiedziałem, że ta niziołcza zaraza w końcu ugryzie nas w dupy, kiedy wpuścimy ją do miasta! - prychnął pierwszy z drwali.
– Słyszeliście, co się stało? Calmonta aresztowali, bo ratusz prawie spalił! – wtórował drugi.
– Ratusz! Ratusz! Ratusz palić!
– Calmont był niespełna rozumu, tak jak wy, cholerne opoje! - przeciwstawiał się im niziołek, który siedział niedaleko.
Pierwszy z brodaczy pogroził mu tylko pięścią.
– Coś ty, w zmowie z nim? - lodowatym tonem odparł tamten.
Tymczasem Wug powrócił nie z jedną, a z dwoma małymi beczułkami.
– Żaboludy ulotnią się, kiedy tylko zwęszą, że ich tropimy - rzekł, już odkorkowując. – Musimy uradzić się, co robimy dalej. Trza nam porozmawiać z Gretą Gardanią, a potem wejść w tunel w twierdzy. Tak trzeba. Ci tam w lesie? Tylko zwiad tego, co siedzi w zamku, tak mówi Wug “Łamacz Kości”! Stracimy czas tylko.
I wychylił znowu cały antał.
- Rozsądne założenie - zgodził się paladyn - Możemy z samego rana udać się do ratusza, a potem wrócić do twierdzy i sprawdzić ten tunel.
Lavena przepiła do orka, po czym rzekła.
— Tego wieczora nie zdążam dalej, niźli do łożnicy. A i to dopiero, gdy postradam siły na tyle, by nie móc wznieść kielicha. Atoli was powstrzymywać nie zamierzam. Czyńcie podług swej woli.
- Niewątpliwie wsparta o silne ramię - zamruczała Katerina sugestywnym tonem znad kielicha, zerkając w stronę Joreska z filuternym uśmiechem na ustach.
— Zaiste, dobrze mieć silne ramię, na którym w razie potrzeby można się wesprzeć — przytaknęła podchmielona półelfka czyniąc nieco niewyraźny uśmiech. — I które pomoże ci rankiem dojść do siebie po suto zakrapianej imprezie.
Katerina przytaknęła czarownicy z wyraźną aprobatą, przepijając do niej.
- Szczęśliwie na brak silnych ramion nie możemy tutaj narzekać - szerokim gestem wskazała salę przybytku. - Jakieś preferencje, moja droga?
— Szczerze powątpiewam, iż w tym przybytku ktokolwiek by w nie utrafił — rzekła Da’naei. Jedynie staranny makijaż maskował jej zaróżowione pod wpływem alkoholu policzki.
- W takim razie pozostanie ci samotna wędrówka do wspomnianej łożnicy - stwierdził Khair, po czym upił spory łyk piwa.
— Zawsze uważałam, że stanowię dla siebie najlepsze towarzystwo — odparła mu z chełpliwym uśmiechem dandyska.
- Ranisz me serce, Laveno - oznajmiła Bonheur teatralnie zawiedzionym tonem, przykładając dłoń do piersi. Zaraz jednak sięgnęła po butelkę, by ponownie napełnić coraz prędzej opróżniany kielich. - Jedyna pociecha, że wina pod dostatkiem i będę mogła utopić smutek w tym zaskakująco zadowalającym trunku.
- Czyli Druma jednak ma się czym pochwalić? - zapytał paladyn, dolewając sobie piwa z garnca - Cóż, Rozgórze to nie Absalom, ale może znajdziesz odpowiednie ramię dla swoich wymagań - rzucił z uśmiechem do Laveny.
- Może wraz z ilością wina wysokość wymagań nieco się obniży? - zasugerował z lekkim uśmiechem Khair.
- Hm, zdecydowanie nie ma się czego wstydzić, jeśli o wino idzie - zawyrokowała muszkieterka niczym wytrawny kiper. - Aczkolwiek, rzecz oczywista, nie dorasta do pięt galtańskim wyrobom jak Fezansaguet czy Beychevelle. Na pewno jednak jest o wiele lepsze, niż pitaxańskie popłuczyny.
Katerina pokiwała mądrze głową.
- A jeśli idzie o wysokość wymagań - zwróciła się do kapłana z wieloznacznym uśmiechem - to noc jeszcze młoda. Nigdy nie wiadomo, lecz nawet alkohol nie jest w stanie poluzować niektórych, tych ważniejszych, standardów.
- Powiadają, że atrakcyjność mężczyzny wzrasta wraz z ilością kieliszków, wypitych przez kobietę - odpowiedział Khair, również się uśmiechając.
- Słyszałem też odwrotne stwierdzenia, chociaż w tym towarzystwie to wcale niepotrzebne - paladyn kurtuazyjnie przepił do obu pań, po czym rozparł się na ławie - Szkoda, że Gobelina tu nie ma, w Rozgórzu zawsze brakowało muzyki.
— Phi, nie zna smaku życia, kto nie skosztował Zimarańskiego Wina! — zawyrokowała gromko wiśniowowłosa. — Prawdziwy Taldorski kunszt! A komu nie w smak wino, to winien sięgnąć po tamtejszą Ognistą Brandy. Każdy koneser wart swego miana się nad nią rozpływa.
Młódka osuszyła czarkę z winem i spojrzała na swych męskich towarzyszy.
— Chyba twa hipoteza nie działa, kapłanie. Nie widzę większej różnicy! — zaśmiała się. — No, chyba że wciąż za mało wypiłam! Ale to akurat da radę nadrobić!
Podczas mowy, której towarzyszyła energiczna gestykulacja, naczynie niemal wypadło jej z rąk.
— Cholera! — zaklęła. — Śliskie to jak drowi zausznik! Ee, w każdym razie dobrze prawisz Joresku, zdałoby się, żeby ta bardka wykrzesała więcej ikry! Ej, dziewczyno! Zagraj coś żywego!
Zakrzyknęła w kierunku artystki, rzucając jej pod nogi srebrnika.

Kiedy tylko srebrna moneta została rzucona pod nogi niziołki, ta skłoniła się lekko i pstryknęła palcami w stronę stojących opodal. Dwóch kolejnych artystów wystąpiło, wyposażonych w drugą lutnię i bęben polowy.

Dobosz zaczął żywo wystukiwać rytm, wiodąc pałeczką i akcentując uderzeniami w bok i dłonią. Drugi lutnista, przejąwszy rolę rytmiczną, zapodał odmienny, żywszy motyw, który grający na drumli podjął natychmiast, wpasowując się między niego a bębniarza. Pieśniarka i lutnia prowadząca odczekali parę chwil, aby przyłączyć się do nich. Lutnia prowadząca dołączała się rzadziej, rezonując potężnie przez salę.

Pieśniarka wzięła wdech i zaśpiewała:

Ogień! Widziałam kiedyś, jak na horyzoncie gór
Rozbłysła pożoga i upadł krasnoludzki mur
Kiedy tylko w górach nastał nowy brzask
W starym mieście płomieni zajaśniał blask

Swoje skrzydła rozpostarł szósty król…

- Nie chcę psuć zabawy, ale szykuje się tu mała awantura na tle rasowym. - rzekł doktor Sidonius.
- No nareszcie jakaś rozrywka! - Katerina obróciła się z krzesłem, by mieć lepszy widok na rychłe mordobicie.
Żywa pieśń natychmiast wpadła w ucho gawiedzi. Dwóch kochanków, wcześniej rozmawiających cicho opodal, nagle pomknęło pod małą scenę, skąd dobiegała muzyka. Poszli w tany. Za nimi podążyli kolejni trzej - dwa lekkoduchy, strojnie ubrani, i jakaś kompletnie zalana kobieta, która zaczęła wirować w nagłym ferworze muzyki.

Kłócący się niziołek wziął krótki zamach i uderzył brodacza w szczękę, aż tamtego odrzuciło. Brodacz, któremu sprzedano cios, był całkowicie oszołomiony, ale jego kompan już nakładał na pięść kastet. Zamieszka, której przyglądał się Sidonius, całkowicie utonęła w gwarze, śmiechach i dźwięku uderzania kufli.

Wug, wypiwszy jednym haustem kolejny antał piwa, już sięgał po następny.

Joresk nucił cicho, z lubością wtórując bardom do momentu, aż pierwsze osoby nie udały się na pod scenę. Wtedy opróżnił kufel, wstał i spojrzał na Lavenę i Katerinę.
- Któraś z pań zechce zatańczyć? - zapytał z uśmiechem i lekkim ukłonem - Obiecuję mieć więc gracji niż w księgarni.
Będąca w dobrym nastroju czarownica zachichotała.
— Z najwyższą przyjemnością — z nadobnym uśmiechem podała mu dłoń. — O twą grację się nie lękam kochany, nauczony przykładem winieneś znać cenę wpadki. Zwłaszcza że jeśli ze mną się źle obejdziesz, to okażę ci zdecydowanie mniej wyrozumiałości niż tamte drzwi…
Uśmiechnęła się diabolicznie, na co paladyn odpowiedział śmiechem.
- Będę pamiętał! Zresztą, i tak jestem już twoim dłużnikiem, czyż nie? - rzucił już ciszej, chwytając jej dłoń i prowadząc na parkiet.
- Na pewno nie będziesz gorszy od niedźwiedzia, z którym nasza piękna towarzyszka tańcowała nie tak dawno temu! - Katerina oznajmiła z pewnością siebie i uśmieszkiem na twarzy.
— Prawda li to. Nie brak mu delikatności, umie działać pewnie i nie traci czasu — rzekła na odchodne czaromiotka. — Co by nie mówić z drzwiami poszło mu dziś zdecydowanie szybciej i sprawniej niż pewnej aspirującej włamywaczce. Uznaję to za dobrą monetę.
- Jak widzę, fajne mieliście przygody. - Khair zwrócił się do Kateriny. - Od dawna jesteście jedną drużyną?
Poszli w tany. Hałaśliwa muzyka i podchmieleni już bywalcy dudnili głośno, stawiając kroki.
– Od ostatniego Zewu Śmiałków w Rozgórzu - odparł Khairowi Wug. – Czyli od… Wczoraj. Chyba. Wczoraj, kiedy wszystko szlag trafił i Calmont próbował podpalić ratusz.
Katerina tylko przytaknęła, bardziej zaabsorbowana już narastającym konfliktem.

Paladyn wymodlił tarczę na niziołku. W samą porę! Lecąca nieuchronnie w stronę w twarz pieść dzierżąca kastet raptownie zatrzymała się, nie robiąc krzywdy niziołkowi. Brodacz wydawał się całkowicie ogłupiały co do tego, co się właśnie zdarzyło.

Niziołek także nie był pewny siebie z początku, ale… Uśmiechnął się krzywo i szedł za ciosem. Kopnął tamtego parę razy w kostkę na próbę i zakończył solidnym hakiem pod podbródek. Brodacz odskoczył, obolały.

Na tym jednak nie zakończyło się. Niziołek wrzasnął w stronę kontuaru i wnet obok niego pojawiło się trzech znajomków - choć byli niewiele wyżsi od pasa, to twarze mieli zacięte, a wejrzenia harde. Drugi brodacz otrząsnął się i włożył łapę do kieszeni. Na palcu miał teraz gruby, żelazny pierścień.

Półogr, który niedawno wgryzał się w pieczyste, rzucił jedzenie, strzelił palcami i z ponurym uśmiechem, który odsłaniał żółte zęby, powstał z ławy i leniwym krokiem zaczął zmierzać w stronę szykującej się bitki niziołków i ludzi.

Szykująca się awantura zyskała niechętne spojrzenia pozostałych, ale nikt nie wyrywał się. Bywalcy sączyli piwo i rozmawiali, a niektórzy z nich i dołączali do tańca. Część jednak powstała i wyszła.

Choć sędziowie tańca Laveny i Joreska byli niewyszukani i w zasadzie mało kto na początku zaglądał w tamtą stronę, to jednak czarownica zdawała się odnajdywać w swoim żywiole. Finezyjne ruchy i piruety w przepiękny sposób przeplatały się z poczuciem rytmu czarownicy. Jej pewność siebie zwracała spojrzenia na nią: eksplozja skoordynowanych ruchów i gibkość prezentowały się nadzwyczaj powabnie.

Joresk, przeciwnie, próbował nadgonić za fantastycznie podrygującą dziewczyną i niemal sprawiał wrażenie paralityka. Zdawał się być całe lata, dekady za praktyką. Paladyn sztywno drobił nogami i gubił rytm, kontrastując z oszałamiającymi ruchami Laveny, a jego niewyszukane gesty sprawiały wrażenie krotochwili.
- Zaiste, “Lavena wszystko robi... stylowo” - skomentowała Katerina aprobującym tonem, afektując nieco przesadnie akcent i ton czarownicy przy cytowaniu jej słów.
Katerina, Sidonius i Khair ponownie zauważyli przy kontuarze szyderczo uśmiechniętego krasnoluda, który niedawno posłał muszkieterce uśmiech. Zdawał się nagabywać jakąś młodą kobietę do czegoś. Ta, z jakiegoś powodu, wydawała się być zainteresowana tym, o czym mówił.
- W czymś mogę pomóc? - zapytał Sidonius podchodząc do Krasnoluda. Bardzo ostentacyjnie ignorował czarownicę. Takie sprawy w jednej drużynie mogły przynieść tylko kłopoty, zwłaszcza, że już miała towarzysza.
Wug wyżłopał kolejny antałek piwa i chwiejnym nieco już krokiem szedł w stronę wyjścia, w akompaniamencie muzyki i głośnych wrzasków niziołków i ludzi. Tamci, zdaje się, walkę mieli poprzedzić obelgami i robieniem groźnych min. Taniec Laveny wydawał się ich rozpraszać, bo ciągle spoglądali w jej stronę. I nie tylko oni - Joresk również nie mógł oderwać oczu od półelfki, momentami zapominając kroków. Gdy po niezgrabnym obrocie był twarzą w twarz z awanturnikami, posłał im swoje najlepsze mordercze spojrzenie, gestem sugerując spokój i konsekwencje jego braku.
- Wrócę do ciebie za moment - rzucił do Laveny - Tutaj jestem zawadą przy twoich ruchach, a zaraz może tu wybuchnąć impreza innego rodzaju.
— Oczywiście kochanie, nie krępuj się, ja tu jeszcze chwilkę zostanę — odparła uprzejmie Da’naei.
„Cóż za godny pożałowania pokaz” pomyślała wyraźnie zniesmaczona, po czym prychnęła z pogardą „Typowy mężczyzna! Widać co mu od początku zaprzątało głowę!”. Nie przerywając tanecznego kroku, zlustrowała wzrokiem salę, przyglądając się bacznie innym tańczącym osobom. „Zawsze mogę znaleźć dlań zastępstwo, zwłaszcza że po czymś takim już gorzej być nie może…” przeszło jej przez myśl, po której uśmiechnęła się podstępnie.
- Teraz przypomnieli sobie o istnieniu gry wstępnej, typowe! - Prychnęła Bonheur, która wypatrywała mordobicia z dziecięcą ekscytacją w oczach.
- Rozumiem, że pomiędzy czarodziejką, a paladynem jest pewna interesująca relacja -zapytał Sid muszkieterkę z kąśliwym uśmiechem.
- Widzę, że Lavena przyciąga spojrzenia. - Khair uśmiechnął się. - Kłopoty również? - Spojrzał na Katerinę.
- I niedźwiedzie - przytaknęła muszkieterka. - A co do interesującej relacji, cóż, być może, acz pewna nie jestem. Pewnam za to tego, że w przypadku jakichkolwiek... “relacji”, to Lavena będzie musiała prowadzić, wnosząc po zdolnościach tanecznych pana Strabo. Nic tak nie drażni, jak brak rytmu i sztywne biodra, zapewniam.
Podśmiechując się z własnego, mało wyszukanego żartu, Katerina napełniła kielich po raz wtóry. Rumieńce na twarzy zaczynały kwitnąć już na całego, a nie zanosiło się na to, aby miała w planach przerwę od picia.

Sidonius odszedł nieco dalej od awantury, do której już zmierzał Joresk, gromiąc wzrokiem opojów skaczących sobie do gardeł. Śledczy spotkał się z miłym uśmiechem nalanego jegomościa.
– Ach, witam, witam, od razu rozpoznałem ciebie jako wytwornego konesera rzeczy, których nie znajdziesz w tej spelunie - tu omiótł pogardliwym wzrokiem salę, a szczególnie awanturę nieco dalej. – Wszak moimi klientami są zazwyczaj urokliwe dziewczęta, ale! Nic nie szkodzi. Czy zechciałbyś spojrzeć na moje towary na zewnątrz…?
Minął ich Wug, który właśnie nabył zza kontuaru kolejne dwie beczułki. Ork, wyraźnie rad z nabytego towaru, ulotnił się głównymi dźwierzami w gorącą noc. Krasnolud podszedł razem z Sidoniusem do stołu, gdzie siedzieli Katerina i Khair. Przybywszy, posłał w stronę muszkieterki promienny uśmiech, który ta odwzajemniła jakby od niechcenia, bardziej skupiona na tańcu czarownicy i samczych przepychankach w głębi sali.

Taniec Laveny przyciągał kolejnych gapiów. Dwaj młodzieńcy zaczęli się przepychać obok niej, kto mógł być bliżej. Po paru chwilach drapania i nieudolnie skrywanych przekleństw, jeden zwyciężył i próbował - jakoś - dostrzymać kroku wirującej półelfce. Lavena czuła na sobie zazdrosne i pożądliwe spojrzenia zgromadzonych w karczmie.

Wreszcie, czterech kolejnych młodziaków, którym zapewne niedawno zarost zaczął się sypać, dołączyło do tańca. Dwóch pierwszych zupełnie odstawało, radzili sobie gorzej nawet od Joreska. Pozostali dwaj wydawali się wpasowywać w aranżację Laveny, tworząc pewien rodzaj akompaniamentu. Półelfka jednak całkowicie zdominowała parkiet i żaden z nich nie dorównywał jej. Ta dwójka jednak wyglądała nawet na akceptowalną. Ich taniec, choć posiadający oczywiste wady, była w stanie tolerować, jeśli tylko zdobyć się na cierpliwość. „Chyba nie mam co liczyć tego wieczora na księcia z bajki… ” westchnęła w myślach czaromiotka. Nie zdradziła się jednak ze swymi wątpliwościami, zachowując na twarzy frywolny uśmiech.

Joresk wreszcie dopadł do awanturującej się grupy. Idąc tam, wydawał się potężnieć i rosnąć w oczach. Gromił wzrokiem wszystkich po równo, acz z umiarkowanym efektem.
– Jeszcze jeden ruch - zasyczał niziołek z nienawiścią do brodacza. – Zobaczysz swoje flaki na parkiecie!
– Powiedz mu, Arne! - dopingował go jeden.
– Taaa! Wpierdol daaać! - wrzeszczał drugi.
Joresk sprawił wyjątkowo paskudne wrażenie na brodatych jegomościach. Pod groźnym wzrokiem paladyna, jeden z nich zawahał się, choć już przygotowywał retortę. Półogr także zatrzymał się, z kpiącym uśmiechem czekając, cóż ma do powiedzenia Joresk.

Paladyn stanął między awanturnikami, mierząc ich spojrzeniem ciężkim niczym kowadło. Przeciągnął się, wyłamując stawy i upewniając się, że symbol Ragathiela jest widoczny.
- Miałem dzisiaj długi, ciężki dzień i ledwie zdołałem doczyścić się z głównie cudzej krwi - zaczął spokojnym, wręcz grobowym głosem - Marzy mi się spokojny wieczór z piwem, kompanami i może jakimś urodziwym towarzystwem na noc. A wasza awantura psuje mi te plany, a to działa mi na nerwy. Dlatego dam wam wybór: postawię wam po kufelku i każdy pójdzie grzecznie w swoją stronę, bez rękoczynów. Ewentualnie - tutaj uśmiechnął się złowrogo - spuszczę wam taki wpierdol, że zapomnicie jak się nazywacie. A na koniec pokażę sztuczkę: twoja głowa - wskazał na niziołka - znajdzie się w jego dupie - skierował palec na krasnoluda. Jego oczy zabłyszczały złotym płomieniem.
- Co wybieracie?
- Sztuczkę! Wybierzcie sztuczkę! - Doradziła Katerina ze swojego miejsca donośnym głosem.
Wbrew nawoływaniom Kateriny, perora paladyna wywarła spore wrażenie na obu stronach konfliktu. Dwójka ludzkich drwali dała sobie spokój i usiadła z powrotem na ławie. Niziołki zaczęły coś kręcić i tłumaczyć się nerwowo, ale kiedy tylko jeden z nich westchnął i po prostu odszedł nieco dalej, grupka rozpierzchła się w zakamarki karczmy. Wyglądało na to, że bitka została zażegnana.

Jedynie półogr, który obserwował to całe zbiegowisko, nie wydawał się jakoś szczególnie przestraszony. Wyraz rozczarowania odmalował się na twarzy wielkoluda, kiedy tylko dwie strony odpuściły sobie. Wreszcie, prychnął: “tchórzliwe paniusie!” - i znudzony powrócił do swojego stołu.
Paladyn westchnął ciężko, pokręcił głową i podszedł do szynkwasu, dotrzymując słowa i zamawiając obu awanturnikom po kuflu piwa. Zmarszczył brwi widząc, że Lavenę otacza już wianuszek tancerzy, po czym uśmiechnął się do siebie i wrócił do towarzyszy. Usiadł przy stole i dolał sobie piwa.
- Mam nadzieję, że nie wypadłem dużo gorzej niż niedźwiedź? - zapytał z rozbawieniem Katerinę, co jakiś czas zerkając na półelfkę.
- Mi trudno powiedzieć - odezwał się Khair. - ostatnimi czasy nie miałem okazji oglądać tańczących niedźwiedzi. Ale widać było, że się starasz - dodał na pocieszenie.
- Ale naprawdę musiałeś? Musiałeś interweniować? - Żachnęła się Katerina, niepocieszona brakiem mordobicia i naburmuszona.
Tymczasem Sidonius rozmawiał ze szczerzącym się krasnoludem
- Czyli rozumiem, że waszeć sprzedaje kosmetyki, perfumy czy może jakieś specjalne towary? - zapytał doktor Sidonius.
– Rzadkie towary uderzające lepiej w głowę niż wino. Dekokty zmieniające świadomość - krasnolud odpowiedział z dumą. – Choć dziś wybór jest mniejszy, niż zazwyczaj, rafinowany pesz i krwawa żywica są tak samo chodliwym towarem, jak zawsze. Zechciej zapoznać się, jeśli tylko masz odwagę.
- Ciekawe, ale chyba nie stać mnie na razie na tak luksusowe towary, lecz dziękuję - Doktor Sidonius ukłonił się uprzejmie.
– Pozostaję do usług - krasnolud skłonił się nisko, skinął na kobietę siedzącą przy kontuarze i oboje zniknęli za dźwierzami karczmy.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest offline  
Stary 18-09-2022, 07:58   #96
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Hulanka i świętowanie trwały jeszcze bardzo, bardzo długo. Paladyn, który wcześniej rozgonił awanturę, także pośrednio rozluźnił nastroje w karczmie - paru bywalców, którzy wcześniej wyszło, bojąc się dostania kuflem w czaszkę, wróciło z powrotem, dołączając do radosnej popijawy w Łasce Maga.

Chwała Drumy okazała się być w istocie świetnym winem, gęstym, silnym i uderzającym do głowy. Piwo - Podmuch Zimy i Flegma Kata okazały się być towarem nieco gorszego sortu, acz nadrabiającym taniością i stosunkiem jakości do ceny.

Punktem przełomowym jednak był moment, kiedy Lavena, ku zdumieniu wszystkich, wskoczyła na stół i zaczęła opowiadać wszystkim historię tego, co dokazali w starej cytadeli.

Półelfka już wcześniej zdołała zjednać sobie uwagę bywalców Łaski Maga - skok na stół był więc przyjęty z zadowoleniem, ba, niemalże wyczekiwaniem.
– To ona! - krzyknął ktoś. – Lavena mówi!
Lavena ma głos!
Kiedy pierwsze słowa opuściły usta dziewczyny, sala zadrżała z niekrywanego podniecenia opowieścią, która właśnie miała zostać opowiedziana. I wtedy, stało się - Lavena rysowała kolejne sceny, opisywała kolejne dokonania, walki, trudy podróży, heroizm kolejnych wyzwań. Jej słowa wywoływały miażdżące wrażenie na widowni. Gawędziarstwo zaklinaczki wyciskało ochy i achy z jej całkowicie skaptowanych słuchaczy. Paru młodzieńców, zapatrzonych bez końca w jej oczy, padło na ziemię bez przytomności, kiedy opisywała starcie z orklinem.

Wreszcie, kiedy skończyła, tłum eksplodował triumfalnym rykiem. W akompaniamencie pieśni, gawiedź uniosła wszystkich - także Khaira i Sidoniusa, jako nowych nabytków grupy - i wiwatowała głośno na ich cześć.
– Niech żyją!
– Nasi bohaterowie!
Jakiś niziołek - jeden z tych, którzy wcześniej awanturowali się z drwalami - z radości wylał cały antał piwa na siebie i podskakiwał, wieszcząc rychłe zażegnanie problemów Rozgórza. Dwójka krasnoludów, ledwo stojąca na nogach, odśpiewywała chrypliwe peany.

Pijana gawiedź postawiła śmiałków na ławę i zaczęła rzucać pieniądze na doposażenie. Miedziaki, srebrne i nawet jakaś złota moneta upadły pod ich nogi, razem z oprawionym królikiem.

Ostatecznie, zbiegowisko poklepało jeszcze towarzystwo po ramionach i rozeszło się wreszcie. Jakoś po tym wszystkim naturalne było, żeby pójść do domów i czekać na następne wieści od grupy, która urastała w ich oczach do niemalże bogów za sprawą opowieści Laveny.

Lavena wyrzuca 27 na Performance, czyli krytyczny sukces.



~

Tej nocy - choć piwo i wino buzowało w głowie śmiałków Rozgórza - znalazł się też czas na zapoznanie się z notatkami zabranymi z księgarni Voz.

Lwia część notek i dzieł znajdujących się w pomieszczeniu dotyczyła założyciela miasta, maga Lamonda. Voz skompilowała swoje wnioski w serii notek. Notatki i odpisy z podań traktowały o historii Rozgórza, ta zaś zdawała się być jakimś stanem pośrednim między legendą a rzeczywistymi wydarzeniami.

Cytat:
Podania rysowały początek powstania Rozgórza na czas jesieni 4520 AR, ponad 170 lat temu. Wtedy to 50 ludzi znalazło się osamotnionymi w starym, opuszczonym posterunku u stóp Gór Pięciu Królów, nie mając zupełnie niczego - bez schronienia, bez obrony przeciwko niebezpieczeństwom okolicy i jedzeniem, które miało wystarczyć na zaledwie parę tygodni. Co najgorsze jednak - rozbitkowie nie mieli żadnego pojęcia, dlaczego znaleźli się w tej okolicy.

Wielu ledwo pamiętało własne imiona. Zgadywano, że musiała być to jakaś pozostałość magicznej katastrofy lub jakiejś wyjątkowo okrutnej klątwy bogów.

Kiedy tylko jesienne słońce zaczęło obwieszczać rychłe przyjście Lamashan i nadejście wichrów, śniegu i słoty, pozostałości krasnoludzkiego posterunku pokazały, jak liche było to schronienie i rozbitkowie poczuli, jak resztki nadziei gasną.

Wtedy też - przypadek lub nie - pewne zdarzenie sprawiło, że ich życie zostało ocalone. Spotkali maga, który zwał się imieniem Lamond z Rozgórzy, wędrownego czarodzieja, szkolarza i podróżnika. Lamond wracał z podróży z Drumy, kiedy napotkał na szlaku pozostałości posterunku.

Jak donosiły księgi - mag był bogaty. Zlitował się nad rozbitkami i wydał znaczną część swojego bogactwa, aby zbudować schronienie. Pomimo swojej mocy, nawet on nie potrafił zrozumieć zagadki amnezji mieszkańców powstającej osady.

Czarodziej nie ustawał jednak w swoich wysiłkach - w powstałej osadzie zostały założone farmy, rzemieślnicy z dalekich krain zostali wezwani, aby nauczyć mieszkańców ich sztuki.

W mniej niż rok, posterunek stał się samowystarczalny, a mieszkańcy na cześć swojego zbawcy nazwali je Rozgórzem.

Pomimo monumentalnego wpływu, jaki Lamond miał na powstanie i rozwój Rozgórza, w księgach i archiwach niewiele było informacji o samym magu. Skąd pochodził, kim był i dlaczego znajdował się akurat w tej okolicy - zostało pominięte przez kronikarzy paru pokoleń. Jedynymi znakami szczególnymi, które stały w opasłych woluminach, były superlatywy podobne legendom - Lamond miał mieć ponoć oczy koloru złota, głos podobny tym anielskim i białe włosy, które sięgały za zdobne szaty, które zawsze nosił. Zawsze jednak podkreślał, że jest człowiekiem, odrzucając podejrzenia niektórych, że jego pochodzenie było boskie, jak aasimar.

Wreszcie, pewnego dnia, mag zniknął.
~

O ile historia powstania Rozgórza wydawała się być tylko legendą, która powstała dawno po uformowaniu się miasta z bardziej naturalnych przyczyn, to notki Voz zdawały się traktować tę legendę śmiertelnie poważnie. W woluminach skrybów i starych kronikarzy podróżnicy znaleźli także notatki - zapewne należące do samej Voz.

“Ci idioci wystawili na ratuszu statuę tego kłamcy?”.
“Kłamliwy mag”.
“Powinien zostawić ich na śmierć”.


Voz, oprócz własnych notatek, miała także sporą kolekcję map i sporo z nich wskazywało na jedną lokację, którą kobieta zakreśliła w nich. Tą lokacją była Ścieżka Strażnika - jak rozpoznali Khair, Sidonius i Joresk. Paladyn był zaznajomiony z Rozgórzem już od dziecka, zaś kapłan Sarenrae i śledczy już wcześniej nadstawili uszu w Rozgórzu, aby usłyszeć o tym miejscu.

Dwadzieścia lat temu wybuchły Wojny Goblińskiej Krwi. Fala goblińskich i hobgoblińskich wojowników wylała się ze wszystkich jaskiń, osad, lasów i zakamarków Isger. Każda armia, którą napotkali, była brutalnie masakrowana, zaś osady i miasta na ich drodze były łupione i palone.

Kiedy walki były najbardziej zacięte, Ścieżka Strażnika - polana zlokalizowana sześć mil na północ od Rozgórza - była jedynym miejscem, które było na tyle ufortyfikowane, aby odeprzeć atak idący od północy. Joresk przypominał sobie wiele opowieści o bohaterskich czynach armii Rozgórza, razem z mrożącymi krew opowieściami o okrucieństwach inwazji goblinoidów.

Choć krwawa wojna trwała dwa lata, zbrojna placówka został utrzymana aż do jej końca. Po zakończeniu, armia Isgeru - poważnie nadwątlona i wyczerpana okrutną wojną - porzuciła przyczółek, aby wycofać się do Elidir.

Joresk, Khair, Sidonius - zdają test na Society.



Kapłan, paladyn i śledczy orientowali się, że z dawnego kompleksu obronnego zostały tylko trzy strażnice. Ponoć opuszczone, a w każdym razie - pewnym było, że wojsk Isger nie było tam już od bardzo dawna.

Dlaczego właścicielka księgarni interesowała się opuszczonym przyczółkiem wojsk, dlaczego nie było jej w księgarni i jaką rolę miał w tym wszystkim Calmont i cytadela - bogowie tylko mogli wiedzieć.

~


Poranek nastał tylko ciut chłodniejszy od poprzedniego dnia - poranne niebo, po którym wolno przesuwały się pozostałości chmur, które jeszcze widziały księżyc, z wolna rozjaśniało się wschodzącym słońcem. Rosa na zielonych wzgórzach otaczających miasto parowała, tworząc obłoki mgły w dolinach, niekiedy podchodząc pod same mury.

W Łasce Maga już od rana działa się normalna krzątanina - sprzątano pozostałości po wczorajszych hulankach (mniej lub bardziej płynne) przecierano stoły, myto podłogi i przysposabiano karczmę na kolejny dzień, a także rychtowano jedzenie na poranek, wyciągając ze spiżarki chleb, wędzone śledzie, wino i ser.

Cytat:
Schronienie Pustelnika, chleb i woda - 1 cp
Krzepka Pięść, chleb, suszone mięso, ser, wędzony śledź, rozcieńczone wino - 3 cp
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!

Ostatnio edytowane przez Santorine : 19-09-2022 o 10:00.
Santorine jest offline  
Stary 18-09-2022, 15:01   #97
 
Slan's Avatar
 
Reputacja: 1 Slan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputacjęSlan ma wspaniałą reputację
Doktor
W karczmie
Sidonius z tajemniczym uśmiechem przysłuchiwał się jak śpiewają o bohaterach i uśmiechnął się tajemniczo do siebie. Nigdy by się nie nazwał bohaterem, nie taka była jego natura. Oczywiście, za złoczyńcę też się nie uważał, co to, to nie! Ale był po prostu niezwykle pragmatyczny. Nigdy nikogo nie zdradził, nie wbił sojusznikom sztyletu w plecy, ale nie wachał się kłamać i oszukiwać, gdy było to konieczne.

W tej drużynie przewodzić zdawali się Paladyn i Czarodziejka, z pewną przewagą tej drugiej, co w gruncie rzeczy mu odpowiadało. Nie był typem lidera, więc z radością pozostawiał tę pozycję innym. Fakt, że ich relacje były… złożone tylko czyniło wszystko bardziej zabawnym.

Ranek.
Doktor wstał rankiem i się przeciągnął. Te pobudki stawały się powoli, lecz nieubłaganie coraz trudniejsze. Z jego obliczeń wynikało, że zostało mu jeszcze kilka lat. A co potem? Nie miał pojęcia, nie był pewien czy powinien był się przejmować. W końcu wielu zazdrościłoby mu tego losu. Wymacał swoje zęby, tu nic się nie zmieniło. Wzruszył ramionami i poszedł do głównej Sali zamówił suty posiłek.
- I jak tam się czujecie? – zapytał uśmiechając się szeroko – Ja mam świetne samopoczucie!
 
__________________
Myśl tysiąckrotna to tysiąckroć powtórzone kłamstwo.
Myśl jednokrotna, to niewypowiedziana prawda...
Cisza nastanie.
Awatar Rilija

Ostatnio edytowane przez Slan : 18-09-2022 o 15:29.
Slan jest offline  
Stary 18-09-2022, 18:50   #98
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Tańce, hulanki, swawole...
Typowe zachowania członków drużyny, która szczęśliwie wróciła z poszukiwania przygód. Khair miał co prawda nie przepadał za osobami, które nadmiernie wychwalały swe umiejętności i zasługi, ale obiektywnie musiał przyznać, że Lavena nie tylko umiała y=tańczyć ale i snuć niezłe opowieści. No i miał nadzieję, że w praktyce zaklinaczka spisze się choćby w połowie tak dobrze, jak w swych opowieściach.
Poza tym trudno było nie docenić negocjacyjnych umiejętności Joreska.
A w ogóle trzeba było przyznać, iż zabawa była przednia. I że można było trafić na gorszych kompanów.

Ranek
Khair ograniczał się do piwa, więc zgubne skutki picia wódki (i innych trunków) szczęśliwym trafem go ominęły. Rankiem wstał całkiem zadowolony z życia, a po modlitwach zszedł do jadalni w wyśmienitym humorze.
- Dzień dobry - przywitał wszystkich, a potem zamówił sobie porządne śniadanie. Skoro czekało ich nieco spacerów, lepiej było zjeść coś porządnego.
- Piękny dzień się budzi - dodał, siadając przy stole.
 
Kerm jest offline  
Stary 18-09-2022, 20:28   #99
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Po długim tańcu z adoratorami Lavena opadła ciężko na krzesło, próbując opanować oddech.
— No i to zaczynam nazywać zabawą! — zakrzyknęła po chwili z entuzjazmem, a następnie zdmuchnęła niesforny kosmyk wiśniowych włosów przyklejony do jej mokrego od potu czoła. — Noc jeszcze młoda. Bal niech trwa w najlepsze! Ba! W zanadrzu mam jeszcze gwóźdź programu...
Uśmiechnęła się szelmowsko i sięgnęła po czarkę, którą napełniła winem. Naczynie opróżniła do cna za jednym przechyleniem.
— Ale dopiero za jakiś czas. Jak publika się odpowiednio przysposobi...

Jakiś czas później, gdy powracający oraz nowi klienci pomogli bardziej zapełnić salę i wszyscy byli już we właściwym nastroju, półelfka przeszła do egzekucji swojego planu. „Ta scena jest poniżej mojego talentu, ale moja obecność podniesie jej rangę” pomyślała, po czym wskoczyła nagle stół, skupiając na sobie uwagę gawiedzi. Padły entuzjastyczne okrzyki, na które z niekrytą satysfakcją uśmiechnęła się promiennie. A co jeśli będą chcieli mnie czcić? Nie będę im zabraniać! przebiegło jej przez głowę. Będąc w centrum uwagi, czuła się wręcz doskonale. Słowo trema było jej zupełnie obce, zainteresowanie ze strony innych dodawało jej wręcz animuszu, miast w jakikolwiek sposób krępować.
— Tak, tak, też was kocham! — kiwała wdzięcznie głową i posyłała w stronę sali całusy. — Ale posłuchajcie, proszę! Pewnie słyszeliście już o zamachu dokonanym w budynku rady miasta? A o upiornych światłach w opuszczonej cytadeli na północy?
Po każdym pytaniu czyniła stosowną pauzę, pozwalając słuchaczom przywołać do umysłów powiązane wspomnienia i plotki.
— Może więc zechcecie dowiedzieć się o grupie wspaniałych śmiałków, którzy pod mą światłą wodzą uporali się z tymi problemami, stawiając czoło niezwykłym wyzwaniom i samej śmierci? — zapytała sugestywnie, oczekując nieuniknionego okrzyku aprobaty. — Nadstawcie więc uszu i pozwólcie, że opowiem wam dwóch dniach pełnych wielkich przygód!
Najpierw przeszła do pełnej patosu, poetyckich metafor i rozdmuchanych faktów relacji z wydarzeń w czasie Zewu Śmiałków.
— ... zaś ci, którzy śmiali mianować się „Śmiałkami” czmychnęli niczym szczury z tonącego okrętu! — umiejętnie tonowała napięcie, pozwalając również słuchaczom by dali ujść w odpowiednim kierunku silnym emocjom. — Lecz nie my! Bez cienia trwogi ruszyliśmy naprzeciw siejącym spustoszenie szkodnikom z innej sfery! Żar ich płomieni był wręcz niesłychany, zaś natura przewrotna i niezwykle okrutna. Palili bezlitośnie, co się dało, ośmieleni wzbudzoną przez się paniką...
Rozsmakowując się w uzyskanej uwadze, energicznie kroczyła po stole, gestykulując żywo, z aktorskim kunsztem operując emocjami i słowem. Pilnując bacznie by skupiona nań uwaga publiczności, nie zelżała ani na chwilę.
—... lecz tak jak siły destrukcji nie mogą zmóc sił kreacji, takoż moje uzdrowicielskie płomienie zadawały kłam ich nędznym pokazom ogni! Barbarzyńca niczym sam Gorum niezważając na doznane obrażenia wymachiwał szaleńczo orężem, spychając potwora do desperackiej defensywy! W końcu zaś zdmuchnął go niczym płomień świecy!
Dla zaakcentowania swych słów machnęła na odlew ręką. Potem przeszła do opisu starcia z drugim z mefitów.
—... muzyka grana przez goblińskiego grajka pchnęła mą towarzyszkę do wręcz nadludzkiego pokazu zwinności, tańcząc pośród języków płomieni niczym quadirańska tancerka brzucha przedarła się przez ścianę żaru i dopadła ostatnie monstrum, przeszywając je bezlitośnie bronią — czarownica wykonała niezdarne pchnięcie iluzorycznym rapierem, o fechtunku wiedziała bowiem tyle, co o ciężkiej, uczciwej pracy. Zachwycona publiczność jednak nie zwróciła na to najmniejszej uwagi. — Wydzierając ducha z tej plugawej kreatury!
Następnie nie omieszkała podkreślić kluczowej roli drużyny w gaszeniu pożaru.
—... Dym odbierał nam dech i załzawiał oczy, żarłoczne płomienie bezlitośnie kąsały ciała, lecz mimo wszystko gasiliśmy z całych siły, uznając, że nie żadna ofiara dla tak wspaniałego miasta nie jest zbyt mała!
Gdy skończyła ten rozdział, poprosiła o nieco wina i zwilżywszy nim gardło, kontynuowała swą gawędę. Opowiedziała o przybyciu do cytadeli Altaerein, niesłychanym wrażeniu, jakie na niej wywarła ta „emanująca aurą nikczemności cyklopiczna budowla” i przygotowaniach do odwiedzin. W końcu jednak doszła do pierwszej wizyty w opisywanym miejscu.
—... wdarliśmy się wprost w czarcie pielesze, z miejsca stając naprzeciw wrażej diabelskiej sfory!
Potem nastąpił opis dramatycznego starcia z odpornymi na ciosy mieszkańcami piekieł, wygrywanego jedynie dzięki heroizmowi, sprytowi i niezwykłej biegłości bohaterów. A przede wszystkim zimnej krwi czaromiotki i jej zdolnościom przywódczym. Lavena pozwoliła sobie znacznie umniejszyć wkład Alaka, sprowadzając go do roli niezdarnego nowicjusza w opresji. Wyraźnie rozdmuchała też swe starcie z orklinem.
—... ognista kula wybuchła tak potężnie, że aż zadrżały posady budowli, na ułamek sekundy sprawiając, że wszelka wilgoć ulotniła się z pomieszczenia! Lecz włochate monstrum było zbyt głupie i uparte, by umrzeć, trzymając kurczowo swego nędznego żywota. W ramach odwetu ruszyło naprzeciw mnie ze swą dwudziestofuntową bronią i zdawało się, że nic już go nie zdoła powstrzymać...
Po nieoczekiwanym zwrocie akcji, który pozwolił cwanej młódce zatriumfować nad prymitywnym potworem, dziewczyna opisała końcówkę starcia i późniejszą eksplorację cytadeli. Zgodnie z dotychczasowym stylem narracji wszystko dramatyzując, hiperbolizując, ubarwiając i przedstawiając w korzystniejszym dlań świetle, a przede wszystkim unikając niewygodnych, zwłaszcza dla siebie, wydarzeń. Siedziba strachuna stała się więc miejscem dającym świadectwo prawdziwego koszmaru i kaźni. Graulodon jaszczurem bliskim smokowi, a twarde negocjacje Joreska z dawnym kompanem wprawiłyby wstyd najgorętszy polityczny szczyt. Calmonta i jego paczkę zepchnęła do roli książkowych złoczyńców a podziękowaniom Gardanii nadała formę bliższą czołobitności. Także starcie z mogilnymi skorupami nie straciło nic a nic na epickości.
— Paskudy były wielkie niczym góry, a ich kolce niczym ustalavskie pale do wykonywania kary śmierci, upstrzone zewłokami mniej szczęśliwych i wprawnych poszukiwaczy przygód. Lecz nie z takimi wrogami się już zmagaliśmy! Natarliśmy więc odważnie. W duchu wiedząc, że nie wolno nam okazać trwogi ni zwątpienia. Wszak każdy krok w głąb tej zapomnianej przez bogów budowli, miał obfitować w coraz gorsze maszkary i trudy.
Kluczowym momentem tego starcia miało być rzekomo przedarcie się półeflki w iście akrobatycznym stylu przez zwarte szeregi wroga i spopielenie go celnym zaklęciem skierowanym wprost w nieosłonięte części ciała. Kontynuując, w końcu dotarła do rozmów z wargami i monumentalnego pojedynku Wuga z ich wojownikiem. Wyraźnie podkreślając jak jej porady taktyczne i zagrzewanie do walki pozwoliło barbarzyńcy dać pokaz niesłychanego męstwa i bojowej potęgi.
—... Mocowali się niczym mityczni tytani, jeden nie ustępując w niczym drugiemu. Czysta pierwotna siła i dzikość. Kły przeciw kłom, pazury przeciw orężowi...
W swej opowieści nie pominęła też żadnego z dalszych wydarzeń.
—... zaś jeden z upiorów niemal wydarł ducha z orkowego przyjaciela. Sytuacja wydawała się nieciekawa. W pewnym momencie kryjący się w kącie Alak zakrzyknął z trwogą „Ta cytadela grobem nam będzie!”. Lecz ja w głębi ducha wiedziałam, że chłód śmierci niechybnie ustąpić musi ciepłocie ciała, zaś nieumarła plaga nie może równać się ze świętymi płomieniami! Nie chciałam i zarazem nie mogłam pozwolić na tragiczny bieg wydarzeń! Zbierając więc ostatek sił, wyzwoliłam wybuch pozytywnej energii, który niesłychanym żarem odegnał precz większość trupiej hordy, momentalnie przechylając szalę starcia na naszą korzyść!
Wraz z płynącym czasem przyszła pora na opis kolejnych dokonań oraz odkryć. Gdyby nie umiejętne operowanie przez Da'naei uwagą, emocjami i słowem ktoś mógłby uznać je za znacznie przesadzone, miejscami wręcz tożsame zwykłej bujdzie. Słuchacze najwyraźniej większą uwagę przywiązywali do jej uroku osobistego, magnetyzującego głosu i oddania z jakim perorowała, miast wiarygodności przekazywanych przezeń informacji. Co by nie było ze swej drużyny kobieta zrobiła mitycznych bohaterów, a z cytadeli zagrożenie bliskie sarkoriańskiej Ranie Świata. Z kolei z pary koboldów i zmyślonego tchórzostwa oraz nieudolności Alaka uczyniła rozrywkowy element komiczny, wywołujący salwy śmiechu i dający nieco wytchnienia od całego patosu nadętej opowieści.
— I tymże fortelem zdołaliśmy ujść z zaledwie paroma draśnięciami powalając niezliczoną hordę nieumarłych! — w końcu doszła do incydentu w grobowcu Rycerzy Piekieł. — Zaiste rozum potężniejszy jest od miecza! Na szczęście moi towarzysze są bardzo roztropni i bez względu na swe profesje doskonale to pojmują. Dzięki temu właśnie udało nam się dorwać do liczących dwa stulecia artefaktów! Patrzcie tylko! To zaledwie pomniejszy z przedmiotów, które udało nam się znaleźć!
Pokazała widowni swoje zaklęte mithralowe karwasze. Niedługo potem, zmierzając ku końcowi swej obszernej opowieści, nakreśliła wizję rychłego starcia z Malarunkiem, a i być może elfią czarodziejką, lecz przede wszystkim wielkim księciem czartów, który to miał być wyzwaniem znacznie przyćmiewającym wszystkie dotychczasowe. Mimo to zakończyła swą mowę bardzo optymistycznym tonem.
—... Nie lękajcie się przeto! Bowiem lada dzień przybędziemy z powrotem, niosąc wam niczym dar ohydny łeb arcypotężnego diabelskiego pomiotu!
Zakończywszy, pozwoliła skwapliwie spłynąć nań deszczowi monet i oklasków. Zadowolona ze spektakularnego efektu swej opowieści uśmiechnęła się pysznie i pomyślała: „Być może się z tym urodziłam, a może to... nie. Definitywnie się z tym urodziłam”.


Po zapoznani się z notatkami Voz Lavena powstrzymała eleganckim gestem mimowolne, pijackie czknięcie.
— Ktoś tu chyba był zazdrosny o czyjeś dokonania — zadrwiła złośliwie. — Taki już los istot poślednich, że ostaje im jedynie spozierać w górę z zawiścią... Cóż, w każdym razie jeśli jest w tej legendzie choć ziarno prawdy to najbardziej interesujące wydaje się nagłe pojawienie protoplastów Rozgórza. Tak jakby się tu teleportowali nie wiadomo skąd. Co byłoby, zdaje się, kolejnym argumentem za istnieniem w okolicy magicznych wrót. Tylko ta tajemnicza amnezja...
Dziewka podumała chwilę, po czym wzruszyła ramionami. Tak naprawdę niewiele obchodziły ją zagadki przeszłości. Bardziej interesowała ją teraźniejszość i przyszłość, bowiem mogła należeć do niej. A przynajmniej powinna. Niemniej jednak wyraziła chęć odwiedzenia Scieżki Strażnika, licząc po cichu na jakieś ukryte skarby. Długi spacer tylko po to, by obejrzeć kupę zmurszałych kamieni kompletnie jej się nie uśmiechał.

— Błagam, dobijcie mnie! — rozległ się z samego ranka rozpaczliwy kobiecy krzyk. Dobiegał on wprost z jednej z lepszych izb sypialnych, w dobitny sposób znamionując przebudzenie właścicielki.
Wiśniowowłosa czarownica miała wrażenie że tysiąc wściekłych demonów siedzi w jej czaszcze waląc raz za razem dwudziestofuntowymi młotami w masywne kowadła wydające potworne echo. Ból głowy, choć dobrze jej znany, za każdym razem był niezwykle ciężki do zniesienia. Zwłaszcza dla kogoś o jej odporności na niewygody.

Dziewczyna ledwo zwlekła się z miękiego posłania, człapiąc do pobliskiego stolika nocnego. Następnie z niespotykaną łapczywością zaczęła gasić koszmarne pragnienie szklanicą wody. Najwidoczniej nawet „najpiękniejsza i najwspanialsza kobieta Golarionu” musiała mierzyć się z czymś tak prozaicznym jak poranny kac.

Choć obyło się bez ataków torsji, sporo czasu zajęło Lavenie względne dojście do siebie. Do tego jeszcze dochodziło obowiązkowe przygotowanie makijażu wyjściowego i inne zabiegi pielęgnacyjne. Ale dzięki temu przynajmniej podniosło jej się nieco samopoczucie i nie wyglądała tak, jak się czuła. A czuła się wciąż okropnie. Po zejściu na dół przywitała się ze wszystkimi towarzyszami przy stole, starając zachować dostojny wyraz twarzy i pozę.
— Zatem wpierw udajemy się do Gardanii — niemal westchnęła, ledwo maskując cierpienie w głosie. — A potem?
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 29-07-2023 o 00:09.
Alex Tyler jest offline  
Stary 20-09-2022, 09:36   #100
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Opowieść Laveny była wspaniała - przesadzona jak większość tego, co mówiła czarownica, ale w żaden sposób nie ujmowało to jej talentowi do przemawiania. Joresk słuchał niczym urzeczony, wpatrując się w półelfkę i powoli sącząc piwo. To, co wydarzyło się potem, przeszło jednak jego najśmielsze oczekiwania. Gdy otrząsnął się z pierwszego szoku po wiwatach tłumu, rozejrzał się po karczmie, wzrokiem szukając ojca lub braci - jednak żaden z nich nie był świadkiem tego wszystkiego, a szkoda… Nie było jednak czego żałować - gdy tylko tłum się nieco uspokoił, paladyna zaczepiło paru mężczyzn, w których rozpoznał znajomków z dzieciństwa. A to już nie mogło skończyć się inaczej niż kolejnymi kuflami, wspominaniem dawnych czasów i sprośnymi przyśpiewkami, w których jak się okazało Joresk przodował. Lata picia z żołnierzami czymś owocowały…

***

- Dziadek opowiadał mi tą legendę - paladyn skomentował rewelacje z notatek nieco plączącym się językiem - Ale zawsze myślałem, że to tylko bajka, którą wymyślili, żeby ukryć swoje prawdziwe pochodzenie. Zbiegli niewolnicy, przestępcy z innego kraju... Ale rzeczywiście, z obecnością portalu nabiera to jakiegoś sensu.
Po przejrzeniu notatek o Ścieżce Strażnika zasępił się nagle.
- Byłem wtedy dzieciakiem, ale dobrze to pamiętam. Odgłosy bitwy było czasem aż stąd słychać - wzdrygnął się lekko, po czym dodał cicho - Po części dlatego ojciec tak nie chciał, żebym się zaciągał…

***

Kobiecy krzyk rozpaczy sprawił, że Joresk zerwał się na nogi i ruszył w stronę jego źródła, zanim jeszcze do końca się wybudził. Mózg tego ranka działał zdecydowanie wolniej niż ciało - dopiero gdy chwiejnym krokiem wypadał ze swojego pokoju w samych tylko spodniach dotarło do niego, że ten zachrypnięty głos należał do Laveny. Próbował przyspieszyć, ale nogi zaprotestowały, skupiając się bardziej na trudnym zadaniu utrzymania pionu niż prędkości. Trybiki we wciąż zamglonym kacowymi oparami umyśle powoli analizowały sytuację. Czemu nikt inny się nie rusza? Nie ma odgłosów walki? Oświecenie nadeszło dopiero, gdy stał już pod jej drzwiami, zamierzając się do wyważenia ich barkiem. Ciche człapanie, odgłos zachłannego picia… Joresk palnął się w czoło, westchnął na własną głupotę i chwiejnym krokiem ruszył na parter karczmy, nie przejmując się specjalnie brakami w odzieniu, chłód go otrzeźwiał. Napotkaną kelnerkę poprosił o przygotowanie mu mikstury z dwóch rozbitych jaj z solą i pieprzem. Nie pił tego koktajlu odkąd opuścił armię - działał cuda, o ile tylko pijący był w stanie utrzymać go w żołądku. Paladyn pomodlił się krótko przed wypiciem i najwyraźniej Ragathiel nie poczuł się urażony taką prośbą, bo tym razem wszystko było w porządku.
Podziękowawszy za ratunek wrócił do swojego pokoju, by doprowadzić się do porządku i odprawić poranne rytuały ku czci swojego patrona.

***

Poranny koktajl zadziałał - zanim wszyscy zebrali się na dole, Joresk siedział już przy stole i z zapałem pochłaniał śniadanie. Na pierwszy rzut oka nie było widać po nim żadnych oznak kaca, po chwili dało się jednak zauważyć, że jest bledszy niż zwykle, a spojrzenie miał nieco zamglone.
- Możemy sprawdzić ten tunel w twierdzy, to ostatnie niezbadane miejsce - odpowiedział na pytanie Laveny, a w jego chrapliwym głosie słychać było echo wczorajszego picia - Ale zanim tam ruszymy, dobrze będzie przesłuchać Calmonta i dowiedzieć się, jaka jego w tym wszystkim rola. Jeśli nie znajdziemy nic wartego uwagi, możemy sprawdzić Ścieżkę Strażnika, Voz pewnie nie interesowała się nią bez przyczyny.
 
Sindarin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172