Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-09-2022, 10:19   #111
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Lwyd pożegnał się z Addingtonem zostawiając mu "w razie czego" wizytówkę i zapewniając, że gdyby potrzebował JAKIEJKOLWIEK pomocy może dzwonić o każdej porze dnia i nocy.
Eliasz przyjął kartonik i przeczytał go na szybko. Potem znów przeniósł wzrok na Huwa, a w jego oczach znać było uznanie. Nie musiał mówić nic więcej.
---
Spotkanie z Paulem wezbrało w Huwie falą uczuć, której intensywności się nie spodziewał. Coś w nim pękło na widok przyjaciela i wylało się na zewnątrz.
- Był taki moment - mówił z trudem, ocierając brudną, podziurawioną kulami czapką wilgotną od łez twarz, - że myślałem, że już się nie zobaczymy, że nie będę miał sposobności żeby ci podziękować. Za to, że byłeś przy mnie przez te wszystkie lata. Dziękuję Paul. Jesteś dla mnie jak brat. Jak rodzina, której nigdy nie miałem.
Bezpośredniość Huwa początkowo zaskoczyła Goodmana. Jednakże okoliczności były wyjątkowe. Za chwilę i on uśmiechnął się raz jeszcze, lecz tym razem jakby smutniej.
- Obydwaj jesteśmy znajdami. Dwoma dupkami, których nikt nie chciał - powiedział nie bez cienia goryczy w głosie. - Gdybyśmy nie wspierali się wzajemnie, to co by nam zostało? - wzruszył ramionami i westchnął.
- Coś w tym jest - przyznał Siwy, - ale widzisz, to coś więcej. Znamy się od smarka i od takiego możemy na siebie liczyć. Na dobre i na złe. Bidul nas zahartował i… - wysmarkał nos w chusteczkę. - Przepraszam Paul, ale będę się upierać przy swoim. Jesteśmy jak bracia. Przyszywani, może, ale jednak.
Choć przyjaciel Lwyda syczał z bólu, teraz wyprostował się i stanął naprzeciwko detektywa. Na jego twarzy malował się ten rodzaj zmęczenia, które przychodzi z wiekiem, lecz znać go po czymś więcej niż siatka zmarszczek.
- Przecież wiesz, że oddałbym za ciebie życie, stary. Normalnie tego nie mówię, bo ucierpiałaby moja renoma Byrglera, ale tym razem zrobię wyjątek. W każdym razie ja też się cholernie cieszę, że cię widzę - potwierdził Goodman. - Nawet nie wiesz co tu się działo. Istne wariactwo. Ale skoro teraz jest spokój, znaczy że…
- To znaczy, że dokopaliśmy skurwielom - wszedł mu w słowo. - Nie do końca rozumiem i chcę rozumieć co tutaj się działo, ale wygląda na to, że wygraliśmy. Możemy wracać Paul. Możemy wracać…
- Powiedzmy, że tyle mi na początek wystarczy - na usta Goodmana znów wpełzł szelmowski grymas.
Mimo że nadal wyglądał blado i pomstował przy każdym ruchu, zaczął zbierać swoje rzeczy, rzeczywiście najwyraźniej gotowy się wypisać. Jego determinacja wskazywała, że nie było sensu go powstrzymywać.
Siwy westchnął i dopiero teraz poczuł jak ulga rozlewa się po jego ciele miłym ciepłem i rozleniwieniem.
—W samochodzie—
- Wybieram się do Duffryn - odezwał się Siwy cicho, gdy czerwone dachy Sionn zniknęły za kolejnym wzgórzem. - Chcę się z tym zmierzyć i zamknąć ten rozdział raz na zawsze.
Goodman, niby beznamiętnie spoglądając na górski krajobraz, zabębnił palcami po desce rozdzielczej.
- Potrzebujesz towarzystwa czy to jednoosobowa krucjata?
Lwyd jechał przez chwilę w milczeniu, przeżuwając na spokojnie propozycję.
- Muszę się z tym zmierzyć - powtórzył w końcu. - Zobaczyć to miejsce raz jeszcze. Oddemonizować go. Zmienić obraz, który wypalił mi się w głowie i zatruwa mi duszę, chociaż przez całe życie myślałem, że tak nie jest. Chcę stanąć nad grobem WC i powiedzieć mu kilka słów od siebie. Dziękuję za propozycję, zastanawiałem się nad tym, ale muszę to sam ogarnąć.
- Rozumiem. Powiem ci, że i mnie to kiedyś męczyło. Częściowo jestem jaki jestem przez tamto miejsce - Paul odchylił się na siedzeniu, zmrużył oczy. - Świat dał nam w mordę, gdy byliśmy najbardziej bezbronni. Nie chcę się użalać. Chodzi o to, że zawsze będziemy w jakiś sposób skrzywieni. A dla mnie jest już chyba za późno - ostatnie słowa wypowiedział z wyraźnym ociąganiem. - Też próbowałem się ze sobą rozliczyć i coś zmienić. Ale zawsze będę pojebem, niczego innego nie znam.
Siwy przytaknął. Nie zamierzał oceniać przyjaciela.
- Nie chodzi mi o to, że zamierzam się zmienić, nawet w to nie wierzę. Jesteśmy jakich nas ukształtowano - przyznał rację Paulowi. - Po prostu dotarło do mnie, że muszę zamknąć tamten rozdział. Oczyścić czakrę, czy coś.
Uśmiechnął się sam do siebie a później zaczął się śmiać na głos.
- Świat jest piękny Paul - rzekł z całym przekonaniem gdy już pokonał napad wesołości. - Szkoda czasu na pierdoły i rozmyślania nad tym jakimi moglibyśmy być. Czuję, że mnie to zatruwało, nawet gdy o tym nie myślałem. Chcę to mieć za sobą i tyle.
Przez kilka długich chwil jechali w milczeniu. Od jakiegoś czasu wjechali na równiejszą trasę, więc obecnie auto sprawnie sunęło wśród górskiego pejzażu. Ten zaś stał się bez mała kolorowy - jesień na dobre zagościła w okolicy, znacząc drzewa odcieniami brązu, żółci i czerwieni.
Paul strzelił palcami i wreszcie przerwał ciszę.
- Mądry z ciebie gość, Huw. Mądrzejszy ode mnie, to na pewno. Pozostaje mi tylko życzyć ci powodzenia. Jak już wszystko pozałatwiasz, proponuję wyrwać się gdzieś w teren. Taki męski wypad: ryby, piwko, te rzeczy. Co ty na to?
- Piwko i ryby? Hmmm… Brzmi wspaniale, Paul. Słyszałem, że dobrze biorą na Pen-Y-Fan Pond. Rozmawiałem raz z gościem, który jeździ tam regularnie od kilku lat. Wmawiał mi, że złapał dwunastokilowego szczupaka. Uwierzysz?

- Cześć Tom.
Huw był trochę spięty wchodząc do gabinetu Toma Hopkinsa, chociaż ćwiczył tą kwestię już od paru dni.
- Usiądź Huw - kapitan wskazał ręką wolne krzesło. - W czym mogę ci pomóc?
Siwy usiadł. Wypuścił powoli powietrze starając się uspokoić trochę oddech. W przeciwieństwie do niego Hopkins był opanowany, uprzejmy, choć trzymający dystans. Nic dziwnego, po ostatnich wybrykach swojego podkomendnego.
- Widzisz Tom - zaczął nieskładnie, ale później słowa poleciały już same, - przyszedłem do ciebie bo ostatnim razem gdy się widzieliśmy to zachowałem się nagannie i niesprawiedliwie w stosunku do ciebie. Trochę czasu mi zajęło, żeby sobie to wszystko dokładnie przemyśleć i dojść do tego wniosku. Wiem, że to trochę późno, cholernie późno, w każdym bądź razie chciałem ci powiedzieć, że teraz rozumiem twoje stanowisko i chciałem cię bardzo przeprosić za moje zachowanie.
Początkowo kapitan operacyjny przechylał się niecierpliwie na krześle raz to w jedną, raz w drugą stronę. Teraz, gdy Huw skończył mówić, ostentacyjnie westchnął, wyprostował plecy i złożył ręce w piramidkę. Hopkins nic się nie zmienił: pozostał pedancikiem zarówno w ruchach, jak i wyglądzie, a jego wykrochmaloną koszulę Lwyd czuł nawet po drugiej stronie biurka.
- Zdajesz sobie sprawę, że cokolwiek teraz nie powiesz, to i tak nie zmieni mojej decyzji? - zapytał, taksując uważnie detektywa. - Z drugiej strony masz jaja, że tu przychodzisz. Bez względu na to, co naprawdę myślisz, mało kto potrafi przyznać się do błędu.
Dawny zwierzchnik Huwa zrobił pauzę, aby strzepnąć niewidoczny pyłek ze swojego ramienia. Tak naprawdę jednak uważnie obserwował detektywa i oceniał jego reakcję.

- Wiedz, że nie jestem pamiętliwy - podjął znowu. - Tylko że to na dłuższą metę nic nie zmienia. Możemy powiedzieć sobie kilka pokrzepiających słów. Podać nawzajem ręce. Ale jeśli ktoś zapyta o ciebie poza tym gabinetem, to z uporem maniaka będę powtarzał, że jesteś cholerną gnidą - kapitan zmarszczył brwi, lecz bez przesadnego gniewu. - Chodzi o to, że muszę być konsekwentny. Tego się ode mnie wymaga. I trochę naprawdę tak uważam.

Za każdym kolejnym słowem byłego zwierzchnika Huw odprężał się a na jego twarzy pojawiał się coraz szerszy uśmiech.

- Tom - powiedział w końcu, gdy tamten zakończył przydługawą wypowiedź. - Ja nie chcę wracać do policji. Praca za biurkiem nie jest dla mnie. Przychodząc tutaj chciałem tylko powiedzieć, że rozumiem twój punkt widzenia i teraz wiem dlaczego mnie odsunąłeś od spraw w terenie. Możesz mnie nazywać złamasem jeśli wolisz - zaśmiał się już na głos. Taka wizja wyraźnie go rozśmieszyła. - Jest mi to naprawdę obojętne, a wtedy zachowałem się jak kutas i za to przepraszam. Nie chowam już do ciebie urazy i mam nadzieję, że ty i do mnie takiej żywić nie będziesz. Ale jeśli nie… Cóż, życie toczy się dalej.

Wstał i wyciągnął rękę. Kapitan spoglądał przez chwilę na niego, ale wreszcie uścisnął jego dłoń. Chwyt miał mocny i pewny, wcale nie korespondujący z wyglądem biurokraty.

- Doceniam, że tu przyszedłeś - stwierdził nagle Hopkins - ale nie zaglądaj tu zbyt często. Jako że szybko się nie spotkamy, powiem ci coś jeszcze - twarz policjanta nagle stężała. - Byłeś cholernie dobrym gliną.

- Lubiłem to - Huw zamyślił się. - To było moje życie. No, ale ten rozdział mam już za sobą. Nie sądzę, żebyśmy kiedykolwiek jeszcze się spotkali. Powodzenia kapitanie.



Życie detektywa stopniowo acz konsekwentnie zmieniało się od czasu gdy wyjechał z Sionn. Czuł, że sukcesywnie odcina krępujące go więzy przeszłości i pogłębia pozytywne relacje z osobami, na których mu na prawdę zależy. Odwiedził sierociniec w Duffryn. Budynek przeszedł porządną renowację i nie przypominał już straszącego, starego gmaszyska jakie zapamiętał Huw. Wyglądało na to, że nowa dyrekcja ośrodka prowadziła go twardą ręką ale jednocześnie dzieciaki wyglądały na zaopiekowane i, co zaskoczyło Siwego, szczęśliwe. W krótkiej, sympatycznej rozmowie z energiczną i sympatyczną Agnes Drake, Lwyd przekonał się, że nie ma tutaj co dłużej szukać. Na miejskim cmentarzysku odnalazł popękany nagrobek Williama Charlesa Grace'a by utwierdzić się w przekonaniu, że już żadne emocje nie wiążą go z tą postacią. Odszedł stamtąd oczyszczony.
Zakończył toksyczny związek z Karen Wood. Nadrobił zaległości z McGregorami, zasypując dzieciaki upominkami. Spędził wspaniały czas z Paulem nad jeziorem.
Czuł, że zaczynał nowy rozdział w życiu.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline