Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-09-2022, 21:44   #109
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 25 - 2520.04.02; bct (4/8); południe

Miejsce: Góry Środkowe; pd-wsch rejon; dolina Zelbad - Steinwald; mgliste ruiny
Czas: 2520.04.02; Backertag (4/8); południe
Warunki: - na zewnątrz: jasno, d.sil.wiatr, pogodnie, zimno (-5)



Greta



- W służbie grafa? - Eryk trochę się zdziwił albo zastanowił nad usłyszanym pytaniem. Schodzili akurat w dół stoku wzgórza na jakim wybodowano Steinwald. Więc szło sie dość lekko. Pogoda też dopisywała. Było co prawda dosć zimno ale głównie z powodu całkiem mocnego wiatru. Ale oko mogło cieszyć widokami górskiej okolicy w ten słoneczny dzień.

- No tak, chyba tak, można tak powiedzieć. Przecież Inez i Petra są w jego służbie to teraz wszyscy dla niego pracujemy. - lider górali podrapał się po swoim nieogolonym policzku gdy nad tym myślał. Potem jak szli w dół i w końcu zeszli do doliny rozwinął to nieco bardziej. A widoki ze stanicowego wzgórza były dalekie. Widać było tą wilczą dolinę jaka prowadziła tu z Zelbad a potem jeszcze dalej do Lenkster. Ponury zamek na wzgórzu jaki strzegł górskiego i hochlandzkiego pogranicza wydawał się być stąd bardzo odległym miejscem. U stóp Steinwald jednak ta dolina jakby się rozwidlała. Jedna odnoga prowadziła na wschód, nie wiadomo gdzie. Druga mniej więcej na północny zachód. Właśnie tamtędy mieli jutro ruszyć dalej aby dotrzeć do Liedergart, kolejnej zrujnowanej stanicy, ostatniej przed docelową, górską twierdzą. Z tego co mówiły szefowe to Steinwald było mniej więcej w połowie drogi między Bastionem a Lenkster.

Zaś Eryk i jego towarzysze mieli pewien sentyment do gór oraz górskich hrabiów. Z tego co mówili to właśnie oni, von Falkenhorstowie, utworzyli przed wiekami Gebirgsjeager. Lekką, górską piechotę w sam raz do patrolowania górskiej krainy. No a jak ich zabrakło to sama formacja zachowała się w bardzo szczątkowej formie. Zachował się tradycyjny rejestr do jakich przyjmowano niektórych górali. I pracowali głównie jako strażnicy dróg, mytnicy, straż miejska, czasem któryś pan ich wynajął bo chciał mieć jakiś egzotyczny element a tacy górale byli w sam raz. No ale jak zabrakło górskich hrabiów to i nikt za bardzo nie interesował się tymi górami a więc formacja złożona z górali nie była bardziej potrzebna niż każda inna. Był pobór to się zgłaszali i wędrowali razem z resztą armii na różne wojny, podjazdy i ekspedycje organizowane przez miasta, lordów, generałów to czasem mogli i daleko z nimi zawędrować od rodzimych wiosek na pogórzu. No albo jak trzeba było urządzić jakąś ekspedycję karną bo jacyś banici czy inna hołota skryła się w górach, jakiś bandyta tam zbiegł czy coś takiego to górale byli w sam raz do takich zadań. Raczej dlatego, że ludziom z nizin mało komu się uśmiechało aby zpuszczać się w tą dziką krainę.

Teraz, na wiosnę był nowy pobór do rejestru górali. Ale Eryk i jego ludzie się nie załapali na służbę. Więc jak zastanawiali się gdzie tu znaleźć robotę i czy zbójowanie może jednak nie jest takie złe a do miasta przybyli wysłannicy hrabiego, że robią nabór do ekspedycji w górach, że Gebirgsjaeger będzie odtworzona, że wielki, górski pan o nich pamięta i miło wspomina ich bitność i wierną służbę a wiadomo, że ci co zgłoszą się pierwsi będą potem organizowali tych co zgłoszą się potem no to rachunki dla Eryka były całkiem proste. Chętnie się zgłosili na tą służbę.

- A ty skąd? Czemu się zgłosiłaś? - zagaił Eryk Gretę gdy już streścił jej po co oni się zgłosili do tego zadania. I szli dnem tej samej doliny co wczoraj, tylko w przeciwnym kierunku. Grecie jakoś nic pod strzał nie chciało wyjść. Zwykle było zbyt daleko aby był sens sięgać po strzałę do kołczana. Pewnie jakby wyszła na polowanie to w końcu coś by udało jej się podejść, zwłaszcza jakby nie była na otwartej przestrzeni jakim było dno doliny. Ale jak tak szli w kierunku mglistego lasu to niezbyt była okazja.

- Ciarki mnie przechodzą jak tu jestem. Załatwmy to szybko i wracajmy do reszty. Wolę tu nie zostawać po zmroku. - mruknął jeden z górali i splunął na szczęście. O ile póki szli pod słonecznym chociaż dość zimnym niebem to atmosfera była raczej luźna. To się to zmieniło gdy zbliżyli się do mgły i lasu. A potem w niego weszli. Oznaczona poprzednio droga przez wyrąbanie kawałków pni wpadała w oko żółcią świeżego drewna. Rzucało się w oczy na tle ciemnej kory. Podobnie jak na ziemi ślady kolein i kopyt zostawionych przez wozy. Ale trzeba było zboczyć z tego wyraźnego szlaku i udać się w głąb zamglonego lasu. Szło się w górę stoku, trochę po trawersie, ale deszcz jaki spadł w nocy skutecznie zatarł ślady wczorajszej wycieczki. Wreszcie stanęli ponownie u tajemniczych ruin.

Wiele się od wczoraj nie zmieniło. Nawet było równie mglisto i ponuro gdy pełne światło dnia widocznie nie mogło przebić się przez te zalegające wokół i nad ruinami opary. Dziś jak już dość dobrze poznali poprzednio te ruiny to górale pewnie podeszli do dziury w ziemi która pewnie niegdyś była zejściem do piwnicy. Do tej pory widać było stare, kamienne i obsypujące się schody porośnięte mchem i z zalegającymi kałużami wczorajszego deszczu. Górale rozpalili pochodnie a Greta miała okazję zmienić buty. Potem mogła pójść za swoimi towarzyszami jacy byli tu wczoraj a ona nie. Szli przez jakieś łukowate sklepione, stare piwnice gdzie woda chlupotała pod podeszwami, sięgała do kostek a w tej ostatniej piwnicy do jakiej weszli nawet połowy łydki. To była mało przyjemna, stojąca woda o zapachu piwnicy i bagna. Pewnie przez różne szczeliny trafiała tu podczas deszczu a było tu zbyt ciemno i wilgotno aby mogło odparować jak na powierzchni. A nim to się stało znów spadał jakiś deszcz. Do tego jak na dnie jeziora, wzbijał się muł przy każdym kroku a sama woda była mętna i skrywała a to progi w przejściach, a to dziury, a to inne zawalidrogi o jakie było łatwo się potknąć.

- No. To tutaj. - mruknął ucieszony Eryk gdy zatrzymali się w tej ostatniej piwnicy. Nie wydawała się jakoś inna od tych jakie mijali wcześniej. Piwnica jak piwnica. Wody było trochę więcej. No ale przy jednej ze ścian była wnęka a w niej coś co przypominało drzwi. Było tam trochę głębiej bo prowadziły do niej trzy czy cztery schodki. Jak jeden z górali tam wszedł to woda sięgała mu prawie do pasa.

- Coś tam musi być. To musi być jakieś przejście. - Eryk patrzył z góry na tą wnękę już chyba ciesząc się o skarbach jakie mogły być po drugiej stronie. Po wczorajszej wspinaczce na wieżę był zdania, że nikt nigdy nie splądrował porządnie tego miejsca. Przynajmniej tych trudniej dostępnych takich jak tamta wieża na powierzchni albo tutaj gdzie ściana wydawała się nie ruszona wiec pewnie odkąd ją wzniesiono nikt nie próbował się dostać do środka. Ani w świetle pochodni, ani na dotyk, nie znaleźli żadnej klamki, dziury od klucza, szeliny czy czegokolwiek co by sugerowało jakiś mechanizm otwarcia. Wnęka zresztą poza kształtem i tymi schodkami wydawała się być stałym elementem ściany.

- Dobra, nie ma na co czekać. Rozwal to. - Eryk jak sie upewnił, że poza siłowym rozwiązaniem raczej nic nie wskazuje na inne to polecił swoim towarzyszom aby wzięli czekany w dłoń i wzięli się za robotę. Ich czekany były przydatne zarówno do wspinaczki gdzie służyły jak laska i trzecia noga, mogły też być użyte jako haki przy mniej pewnej elementach na jakich można było sie podciągnąć. Można było też kolcem czy obuszkiem rozwalić komuś czerep, nawet w hełmie. No albo jak teraz, ścianę.




Miejsce: Góry Środkowe; pd-wsch rejon; dolina Zelbad - Steinwald; stanica Steinwald
Czas: 2520.04.02; Backertag (4/8); południe
Warunki: - na zewnątrz: jasno, d.sil.wiatr, pogodnie, zimno (-5)



Davandrell



Południe okazało się spokojne i słoneczne. Chociaż wiał dość zimny i silny wiatr jaki skłaniał aby się chronić za jakąkolwiek przeszkodą. To humory jednak dopisywały. Karawaniarze wykorzystywali ten dzień przerwy w podróży aby dokonać drobnych napraw wozów i uprzęży. Spora grupka kobiet wybrała się pod przewodem Ilse do pobliskiego strumienia aby zrobić pranie. Po dziedzińcu dawnej stanicy rozlegało się stukanie młotków, rżnięcie pił i ludzkie głosy.

Elfio - ludzko - krasnoludzka trójka spędzała ten wolny dzień przy jednym z ognisk w ruinie budowli bez dachu. Jakiej kamienne ściany jednak wytrzymały napór czasu i pogody i wciąż stały pomimo spękań w jakich wyrósł mech a czasem i kępy trawy. Tak samo jak oni nie ingerowali w życie obozowe pozostałych tak i pozostali raczej nie kwapili się do nich. Pogoda sprzyjała odpoczynkowi. Widać było urywki scen z tego obozowego życia jak i dochodziły ich strzępki rozmów. Aż podeszła do nich siostra Yvonne.

- Pochwalony. Odpoczywacie? To dobrze, trzeba odpocząć. Ale mogłabym was prosić o pomoc? - wskazała na grupkę jaka obrabiała jakiś kawałki drewna. Z tego co mówiła sigmarycka kapłanka to próbowali zrobić ile się da dla obu Porzuconych aby zabezpieczyć to miejsce przed wszelkimi intruzami. Tacy co by przybyli tutaj znacznie mniej pokojowo nastawieni niż karawana górskich kolonistów. A dokładniej to próbowali zmontować nową bramę. Chociaż taką prowizoryczną, z lekkich kawałków drewna jakie udało się zebrać albo ściąć w lesie na wzgórzu. Bo na porządną, prawdziwą bramę to nie było szans w tak krótkim czasie. Najpierw trzeba by ściąć chociaż kilka drzew, potem je porżnąć na deski, do tego trzeba by zbudować stanowisko no a desek jeszcze zbić odrzwia i futrynę a na sam koniec jeszcze to wszystko zmontować w pustej na razie bramie. To wszystko zapowiadało się na tydzień roboty dla całej grupy więc nie było na to teraz szans. Ale jakąś lekką, zamykaną bramę, choćby po to aby kozy ofiarowane obu gospodyniom nie pouciekały to można było spróbować zbić. No i tutaj siostra nie ukrywała, że liczyła na pomoc Goliego. Wszak khazadzi słynęli jako wyśmienici budowniczy od jakich ludzkość wiele się nauczyła. Prac remontowych to było tu co nie miara ale na razie skoncentrowano się na tym głównym wejściu do stanicy.

- I jak tam mości krasnoludzie? Coś ciekawego wyczytałeś w tych papierach? - nieco później Inez podeszła do Goliego ciekawa czy ta kartka papieru zapisana po części krasnoludzkimi runami przyniosła jakieś wieści. poczywacie? Dobrze, trzeba odpocząć i nabrać sił przed dalszą podróżą.

- Podobno tam w tym strumieniu to woda zimna ale czysta. Kobiety co z prania wróciły idą tam jeszcze raz aby się wykąpać. No i ja też idę. Poza tym do ochrony praczek to wzięły kogoś z mężczyzn ale jak do kąpania to sama wiesz. - na koniec przyszła brązowowłosa Uta, jedna z pary łowczyń nagród. Laura coś nie wyglądała od śniadania zbyt dobrze to raczej spędzała czas przy ognisku. Ale jej towarzyszkę grupka kobiet co chciała urządzić sobie łaźnię w strumieniu poprosiła aby im towarzyszyła. Tak na wszelki wypadek. Uta zaś pomyślała, że może i elfka by miała ochotę skorzystać ale jak nie to mogła iść tam z nimi sama.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline