Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-09-2022, 06:51   #93
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
Podróż powrotna do Rozgórza minęła bez żadnych przygód - wyglądało na to, że niebezpieczeństwo cytadeli, choć coraz bardziej nieprzewidywalne, na ten moment jeszcze nie rozlało się poza nią.

Śmiałkowie zeszli łagodnym wzniesieniem, za wyjątkiem Wuga i Gobelina, którzy obrali zachodnią drogę. Gobelin, jak mówił, koniecznie musiał rozmówić się z Helbą na jakieś ważkie tematy dotyczące Bladej Poświaty Księżyca, kapłanki plemienia Cierniowego Kamienia. Barbarzyńca zaś, zdało się, miał zaprezentować goblińskiej przywódczyni odcięte głowy ropuszych najeźdźców, którzy polegli w walce z grupą.

Łotrzyca, paladyn, muszkieterka i czarownica wkrótce stanęli po raz kolejny u bram miasta.

~

Targowisko

Spieniężenie szabru zajęło parę godzin - choć magiczne przedmioty i kamienie szlachetne nie pozostawiały żadnej wątpliwości co do ich wartości, to jednak handlarze Rozgórza mieli inne zdanie. Tu, przy straganach ustawionych przy Uśmiechu Shelyn, chytre spojrzenia i lisie twarze mieszczan wprawnych w negocjacji, handlu i kantowaniu poglądały na ich zdobycze z kalkulacją.
– Daj mje, panie, ten miecz, sam go obejrzę! - krzyczał jeden.
– Oliwin? Oliwin… Z oliwek?
– Panie, słyszał żeś pan? W Karmazynowym Lesie ludzi zabijają.
– Dzida z podziemi? Wiercić dziury się da? Jak to dzidowanie ma być? - pytał inny.
– Wielkie, ropuchowate potwory! Skąd one są w lesie? Ponoć Gertha zabili, pogrzeb pojutrze.
– Morda diabła odlana w żelazie, przeto lico mej lubej szkaradniejsze okazać się może!
Targowanie było wyczerpujące. I nie przyniosło aż tak znakomitych rezultatów, jak podróżnicy by tego chcieli. Kamienie szlachetne udało się zareklamować jako w istocie prawdziwy artefakt z zamierzchłych czasów twierdzy Altaerein, razem z naszyjnikiem w kształcie pyska brodatego diabła. Do nich, dzięki ponagleniom i nieustającej reklamie Laveny, kupcy dołożyli parę sztuk złota.

Żaden ze śmiałków jednak nie był zawodowym handlarzem i nie orientował się w wycenie starych znalezisk, więc wypracowany zysk był niewiele większy nad cenę rynkową. Przedmioty - woreczek z klejnotami, magiczną włócznię, naszyjnik, kamienie szlachetne z grobu, długi miecz, figurki i onyksowy pies - zostały sprzedane za sto pięćdziesiąt jeden sztuk złota i pięć sztuk srebra.

Z pieniędzy zakupiono dwie torby medyczne, które na ten moment wziął Joresk. Pozostałe złoto zostało rozdzielone na sześciu.

Kiedy akurat kończyli ostatnią sprzedaż, znalazł ich Wug. Tym razem jednak bez Gobelina.
Gobelin odchodzi od nas. Sprawy plemienne, ponoć. Jego kobieta zaginęła podczas jednej z wypraw na wschód - ork prosto podsumował sprawy. – Dolę Gobelina wezmę ja, w imieniu plemienia. Należy mu się. Albo odłożyć gdzieś, by nie zapodziała się.
~

Solidna Księga

Załatwiwszy sprawunki transmutacji znalezisk w brzęczące, złote, srebrne i miedziane monety, została ostatnia sprawa na ten dzień: wizyta w księgarni Voz.

Znalezienie księgarni nie było wcale takie łatwe. Joresk, który co prawda znał miasto od dziecka, nie do końca kojarzył sklep ze swojami i książkami. Ten, po jakiejś pół godzinie krążenia w odludnych zakątkach miasta, znalazł się w końcu.

Księgarenka była mała i wepchnięta pomiędzy spore kamienice należące do bogatych mieszczan. Z dala od targowiska i budynku rady miasta, przez które przepływał krwiobieg miasta. Drewniany budynek, nieco zniszczony, stał na kamiennych fundamentach. Charakteryzował się zwykłą, strzelistą budową, popularną w Rozgórzu, która kiedyś została przyniesiona przez architektów z Cheliax.

Wielkie, hebanowe drzwi były osłonięte gankiem podtrzymywanym rzeźbionymi filarami, zaś okna, z których ziała ciemność, zostały dodatkowo przysłonięte.

Katerina podeszła bliżej i pchnęła hebanowe dźwierze, ale… Nic. Zamknięte. Nasłuchiwanie także nic nie dało: księgarnia wydawała się być pusta.

Załatwiwszy sprawunki transmutacji znalezisk w brzęczące, złote, srebrne i miedziane monety, została ostatnia sprawa na ten dzień: wizyta w księgarni Voz.

Znalezienie księgarni nie było wcale takie łatwe. Joresk, który co prawda znał miasto od dziecka, nie do końca kojarzył sklep ze zwojami i książkami. Ten, po jakiejś pół godzinie krążenia w odludnych zakątkach miasta, znalazł się w końcu.

Księgarenka była mała i wepchnięta pomiędzy spore kamienice należące do bogatych mieszczan. Z dala od targowiska i budynku rady miasta, przez które przepływał krwiobieg miasta. Drewniany budynek, nieco zniszczony, stał na kamiennych fundamentach. Charakteryzował się zwykłą, strzelistą budową, popularną w Rozgórzu, która kiedyś została przyniesiona przez architektów z Cheliax.

Wielkie, hebanowe drzwi były osłonięte gankiem podtrzymywanym rzeźbionymi filarami, zaś okna, z których ziała ciemność, zostały dodatkowo przysłonięte.

Katerina podeszła bliżej i pchnęła hebanowe dźwierze, ale… Nic. Zamknięte. Nasłuchiwanie także nic nie dało: księgarnia wydawała się być pusta.
— I co teraz? — zapytała Lavena stając w rozkroku ze skrzyżowanymi ramionami.
- Dziwne, o tej porze wszystko jest pootwierane - zasępił się Joresk - Możemy zajść do ratusza i zorientować się, czy pani Voz gdzieś nie wyjeżdżała. A w razie potrzeby zdobyć nakaz przeszukania.
- O wiele łatwiej jest prosić o wybaczenie, niż o pozwolenie - rzuciła Katerina w odpowiedzi, jedną dłonią sięgając po złodziejskie narzędzia, a drugą, dla pewności, stukając w drzwi.
— Prośba wiąże się z odmową. A dobrze wiecie, że ja odmowy nie toleruję — stwierdziła zuchwale Da’naei.
– Poczekam na was - Valenae wywróciła oczami, znudzona. – Jak mamy znaleźć coś w tej dziurze, to już chyba tylko mole i pająki.
Łotrzyca odeszła parę kroków dalej i oparła się o ścianę. Wydobywszy z rękawa sztylet, zaczęła bawić się nim od niechcenia.

Wug wzruszył ramionami i także odstąpił parę kroków, wyraźnie nie będąc w swoim żywiole.

Katerina majstrowała przy zamku dłuższy czas. Przymiarki do zamka i kolejne próby wpasowania wytrychu spełzały na niczym, a sama muszkieterka miała wrażenie, że gmeranie przy zamku zostawiało ślady, które wprawne oko mogłoby rozpoznać. Na szczęście, nikt nie nadchodził, choć podróżnicy czasem słyszeli głos dobiegający z sąsiednich przecznic, odgłos butów lub nawoływanie.

Wreszcie, po całej połowie godziny prób wpychania narzędzi złodziejskich do zamka, który chyba już został poważnie uszkodzony, drzwi poddały się i otworzyły.
— Czy to… już? Imponujące! — znużona czaromiotka zaklaskała sardonicznie. — Nie sądziłam, że pójdzie ci tak gładko! — „Zawsze tak się to kończy, gdy do pracy zabierają się kompletni amatorzy…”.
- Gładkość to moja specjalność - stwierdziła wyniośle Katerina, kryjąc zirytowanie opornym zamkiem za lekkim tonem.
- Zdążyłbym dwa razy wrócić z nakazem od Gardanii… - mruknął niezadowolony paladyn.
— Skarbie, w tym czasie zdążyłbyś na spokojnie obrócić dwa razy do Tian Xia — poprawiła go półelfka.
- Marudźcie dalej, to wam zafunduję tą podróż do Tian Xia. W jedną stronę - sarknęła muszkieterka, chowając narzędzia i przechodząc przez próg, jakimś cudem stłamszywszy przemożną chęć kopnięcia w drzwi.
Wnętrze małej księgarni było całkowicie skąpane w mroku. Kiedy tylko Lavena wykrzesała światło, oczom awanturników pojawiły się trzy części księgarni.

Pierwszą były regały, na których skrzętnie zostały ustawione różnego rodzaju księgi, głównie traktujące o historii Rozgórza, a także traktaty filozoficzne z Cheliax - “Godeir, Życie i Śmierć”, “Upadek Egorian”, “Czasy dawne i dzisiaj Rozgórza” i temu podobne.

Drugą była skromna, drewniana lada, na której stała pojedyncza, gruba księga, która zapewne była zestawieniem sprzedaży.

Trzecią były drzwi z tabliczką “TYLKO OBSŁUGA”, które zlokalizowane były w głębi.
- Zobaczmy, jak miewają się interesy księgarni - Katerina wślizgnęła się za ladę, przyciągając do siebie księgę i od razu wertując stronice, by odnaleźć najnowsze wpisy.
- Wątpię, żeby ciemne sprawki były zapisane w księgach - stwierdził zrzędliwie Joresk, idąc przez sklep tak, jakby bał się czegokolwiek dotknąć. Zmierzał w stronę pomieszczenia obsługi.
Korzystając z okazji wiśniowowłosa sybarytka rozglądała się bacznie po wnętrzu, licząc, że być może „przypadkiem” trafi na jakieś „zawieruszone” zwoje z magicznymi zaklęciami. W razie potrzeby gotowa była udać się również za drzwi z informacyjną tabliczką.
- Najciemniej pod latarnią i między wierszami - odparła krótko Bonheur znad księgi.
Zestawienie sprzedaży nie było interesującą lekturą - parędziesiąt stron sporego woluminu zawierało w sobie kolumny z nazwiskami mieszkańców Rozgórza, nazwy książek, które zostały sprzedane i ceny, które wyglądały na sensowne.

Jeden z ostatnich wpisów z przedwczorajszą datą, dotyczący kupna zwoju przywołania istot żywiołów, miał przy sobie drobną notatkę - “zagubiony”.
- Quelle surprise - westchnęła Katerina.
W księgarni nie było żadnych zwojów ani drogocennych rzeczy. Jedynymi przedmiotami, które tutaj były, to opasłe tomy - jak przekonała się Lavena. Żadnych ukrytych zwojów pomiędzy kartkami ksiąg ani nic podobnego.
— Meh, nuuudy — jęknęła zawiedziona, z trzaskiem zamykając grubą księgę.
Paladyn stanął wreszcie przed drzwiami pomieszczenia na zapleczu. Tu, w głębi, także nie było niczego interesującego.

Kiedy tylko ręka Joreska spoczęła na klamce i ten pchnął dźwierze, rzeczy zaczęły dziać się błyskawicznie.

Najpierw rozległ się krótki alarm, który brzmiał jak uderzenie w parę dzwonków jednocześnie, a zaraz potem z wnęki obok drzwi, która wyglądała tylko jak ornament pomieszczenia, wystrzeliła seria strzałek.

Paladyn, kompletnie zaskoczony, oberwał potężnym szrapnelem, który zwalił go z nóg. Seria kolców przebiła pancerz i uderzyła z mocą, a Joresk zalał się krwią. Pancerz wojownika huknął o ziemię, kiedy ten w kałuży krwi upadł na podłogę.
W ostatniej chwili przytomności zdążył jeszcze pomyśleć - Zrozumiałem aluzję…-

Dźwięk dzwonka irytująco przecinał powietrze jeszcze przez parę chwil.
- Głupiec! - Przejęty głos Kateriny przebił się przez magiczny alarm. W pierwszym odruchu zakryła uszy dłonią, w drugim ruszyła prędkim krokiem w stronę padającego Joreska. - Niczym minotaur w składzie porcelany!
Muszkieterka dopadła do niego w paru krokach.
— O, bogowie! — wyrwało się szmaragdowej dandysce, „Na płonące piekła, co on wyprawia?!” — Serio? Serio?!
„Czasami się dziwię jakim cudem starcza im rozumu na oddychanie” westchnęła, biorąc się za magiczną inkantację.

Na szczęście, Lavena w odpowiedzi niemal natychmiast wykrzyczała słowa zaklęcia. Wykrwawiający się paladyn natychmiast powrócił do świadomości, tknięty leczącymi płomieniami.
— Są bardziej wdzięczne sposoby na popełnienie samobójstwa, jeśli chcesz znać mą opinię — zażartowała czarownica, po czym użyła na rannym kolejnych leczniczych płomieni. — Ciekawe czy ktoś słyszał ten alarm.
Co powiedziawszy, skorzystała jeszcze z zaklęcia wykrycia magii.
— Wygląda na to, że to tylko zwykły mechanizm. Żadna magia. Val i Wug stoją na czatach, ale na wszelki wypadek radziłabym się pospieszyć.
Odzyskując przytomność, Joresk stęknął ciężko i zaklął siarczyście. Dopiero po chwili dotarły do niego słowa Laveny.
- Pozostanę przy życiu, mam nieco planów na przyszłość - odparł z uśmiechem - Znowu mnie ratujesz, dziękuję - dodał, powoli podnosząc się na nogi - Pokarało mnie za tykanie czego nie trzeba… wy jesteście całe?
Lavena uśmiechnęła się tajemniczo.
— Cieszę się, że nie muszę udzielać ci tej lekcji osobiście… I jeśli chodzi o mnie to szkód fizycznych brak, aczkolwiek pewne straty moralne zostały poniesione.
Zaśmiała się.
— Być może jeszcze dziś przyjdzie ci za nie zapłacić słone odszkodowanie… — mrugnęła filuternie okiem.
- Z pewnością dojdziemy do obopólnie satysfakcjonującego porozumienia - odparował Joresk, szybko odzyskując rezon.
- Do wesela się zagoi - Katerina odetchnęła, pomagając paladynowi podnieść się z podłogi. - Szkoda tylko, że dyskrecję trafił szlag. Szanuję bezpośrednie podejście, ale w niektórych kwestiach lepiej postawić na finezję. Następnym razem postaraj się nie rozbrajać pułapek własnym ciałem.
- Dobrze mi się wydaje, że jeszcze nie raz mi to wypomnicie? - odpowiedział jej z udawaną zrzędliwością.
Bonheur klepnęła jeszcze Joreska po ramieniu, zanim wślizgnęła się na zaplecze księgarni, zagęszczając ruchy wedle porady Laveny. Sama czaromiotka uśmiechnęła się enigmatycznie do Strabo i ruszyła w ślad za nią. Pod pozorem wspólnych poszukiwań ponownie zamierzając rozejrzeć się za magicznymi zwojami. Paladyn zaś został na zewnątrz, obserwując ich działania i starając się niczego już nie dotykać.

~

Wnętrze pomieszczenia obsługi wyglądało, jakby ktoś bardzo dużo uniósł stąd i to w bardzo krótkim czasie. Wysunięte szuflady, opróżnione regały i otworzone kredensy wylewały się stertą papierzysk, która w nieładzie leżała na podłodze i niskim stole zlokalizowanym w centrum. Nieco dalej, w głębi, znajdowało się nieposłane łóżko i skromna kuchenka, zaś w szafie brakowało połowy ubrań.

Obok łóżka, w kącie, znajdował się kolejny stół, jeszcze mniejszy. Na nim znajdowały się rękawice archiwisty, wygięte okulary i parę alarmująco wielkich pęczków kurzu, które nigdy nie zostały starte.
- Oho, komuś bardzo się spieszyło - Katerina uśmiechnęła się, niemalże już pewna że jej podejrzenia miały okazać się trafne. Pierwsze kroki skierowała w stronę papierzysk na stole, konstatując że to one mogły najprędzej zawierać jakieś wartościowe informacje.
— Szkoda, że nie na tyle, by zostawić nam coś ciekawego do podwędzenia — westchnęła piromantka..
Gorączkowe przeszukiwania trwały kwadrans i były one przeprowadzane głównie przez czarownicę i muszkieterkę. Paladyn, nadal całkiem poraniony przez zmyślnie ukrytą pułapkę, nie czuł się zbyt dobrze, toteż nie on wiódł w nich prym.

Poza stertami notek nie było tutaj niczego wartego znalezienia. Zapewne notatki właścicielki księgarni były wartościowe same w sobie, jednak przeanalizowanie ich w taki sposób, żeby wyciągnąć cokolwiek, prezentowało w sobie wyzwanie na przynajmniej godzinę i więcej. Papierzyska wydawały się być starannie naniesionymi komentarzami, odpisami ze starych kronik i rozrośniętymi adnotacjami, które zajmowały się przede wszystkim hermeneutyką źródła. Tematem tych wszystkich prac, zdawało się, była historia Rozgórza.

Lavena, która szukała zwoje z zaklęciami, nie znalazła niczego. Voz okazała się być zbyt skrupulatna i wyglądało na to, że zabrała stąd wszystko, co miało jakąkolwiek wartość.

Zabrawszy papiery, trójka wróciła na zewnątrz, gdzie czekali na nich Wug i Valenae.

~

Łaska Maga

Zmierzchało. Podróżnicy znaleźli drogę z powrotem do Łaski Maga, starej, jak mówiły legendy, karczmy założonej ponoć jeszcze za czasów, kiedy Rozgórze było jeszcze osadą założoną przez maga Lamonda.

Próg karczmy przekroczyli z powrotem we czterech: Valenae wcześniej odłączyła się od grupy i udała się w wschodniej bramy.
– Interesy - ucięła pytania pozostałych.
Przekroczywszy próg, w nozdrza uderzył znajomy zapach drewna, pieczonego mięsa, a także tymianku i rozmarynu. Parne, gęste powietrze przecinał dźwięk lutni, żywo przypominający tej goblińskiej, która nie tak dawno wygrywała jeszcze pieśni w starej cytadeli Rycerzy Piekieł.


Było jednak inaczej: w głębi karczmy, na małym wzniesieniu, muzykowało troje niziołków. Jeden grał na lutni, drugi pomagał drumlą, trzecią zaś bardka, która śpiewnym głosem opowiadała jakąś balladę, a każdy z kolejnych wersetów był akcentowany szarpnięciem strun i uderzeniem kciuka w język drumli.

Towarzystwo obecne w karczmie było pstrokate: dwóch krasnoludów na środku szło na rękę, siłując się na drewnianym stole, co akompaniował tłum gapiów. Stosik srebrnych monet znajdował się między nimi.

Obok nich, czasem popatrując na siłujące się krasnoludy, znajdowała się gromadka mężczyzn, którzy wyglądali, jak drwale tartaku Karmazynowego Lasu. Brodaci mężczyźni wymieniali uwagi między sobą od niechcenia, niemalże porozumiewając się między sobą chrząknięciami i mruczeniem.

W kącie znajdowało się, zdaje się, dwóch rosłych wojowników - obaj barczyści i jedzący w milczeniu strawę. Lavena miała wrażenie, że wojownicy byli zbyt barczyści i zbyt potężni, jak na zwykłych ludzi czy nawet na orków. Niewątpliwie, miało się wrażenie, że w ich żyłach płynęła krew… Ogrów.

Czwórka znalazła miejsce zaraz przy szynkwasie. Półogr łypnął wzrokiem na Joreska, kiedy ten rozsiadał się przy stole. Karczmareczka - nalana kobieta o rozkosznie krągłych kształtach - miała przyjść lada chwila.

Zanim jednak rozsiedli się na dobre i rozmowy zawiązały się, drzwi karczmy otworzyły się raz jeszcze. W nich stanęło trzech ludzi - pierwszym był człowiek, którego śmiałkowie rozpoznali jako jednego z radnych Rozgórza. Mężczyzna, w odróżnieniu od ostatniego razu, kiedy był wymęczony przez dym i wymizerowany przez zagrożenie pożaru spowodowanego przez mefity, teraz był ubrany z elegancją i nosił się w zadbany sposób.

Pozostali zaś… Zapewne miało okazać się wkrótce.

Radny omiótł wzrokiem salę. Kiedy tylko zlokalizował czwórkę siedzącą przy stole, dał znak pozostałym, żeby ruszyli za nim.
– Śmiałkowie - radny nachylił się nieco, a jego głos, tylko trochę wyższy od szeptu, był stanowczy. – Jak zapewne usłyszeliście już po drodze do tego szacownego przybytku, w Karmazynowym Lesie doszło do morderstwa tuzina obywateli Rozgórza.
– Jak donoszą ci nieliczni, którzy przeżyli napad łupieżczej bandy, mordercy zostali rozpoznani jako lud bagien, nigdy nie widziany w tych okolicach. Greta Gardania i ratusz postulują, że mordy w lesie są bezpośrednio związane z ostatnimi wydarzeniami w starej twierdzy Rycerzy Piekieł.
– Greta Gardania oczekuje raportu w sprawie twierdzy, im szybciej tym lepiej, acz… - tu rzucił okiem na karczmę i napełnione sakwy z grosiwem czwórki. – Zapewne przyjmie was także i rankiem. Sądzę, że zainteresuje was spotkanie. Stawka za załatwienie problemu została znacznie podwyższona - tu zdobył się na uśmiech i dodał konspiracyjnym szeptem: – Do dwustu sztuk złota na głowę dla każdego, kto wyeliminuje zagrożenie raz na zawsze.
Radny odstąpił parę kroków i skinął w stronę dwóch przybyszy, którzy podeszli bliżej.
– Rada Rozgórza posyła także posiłki. Oto… Doktor Sidonius i Khair. Proszę, zaakceptujcie ich pomoc.
Po czym skłonił się lekko i zaczął wycofywać się do wyjścia.

Cytat:
Łaska Maga

Karczma:
Kamień Rzeki, polewka rybna - 2 cp
Twarda Łuska, potrawka ze śledzia - 1 sp
Uśmiech Rzeźnika, baranina - 2 sp
Karmazynowy Jeleń, dziczyzna - 1 gp

Flegma Kata, kufel piwa - 1 cp
Podmuch Zimy, antał piwa - 2 sp
Mleko Shelyn, butelka wina - 1 sp
Liście Egorian, butelka wina - 1 gp
Chwała Drumy, butelka wina - 2 gp

Noclegi:
Zapchlona Skóra, miejsce przy kominku - 3 cp
Dziupla, pokój dla jednej osoby - 1 sp
Omijany Zakamarek, pokój dla dwóch osób - 8 sp
Komnata Królów, pokój dla sześciu - 10 gp
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!

Ostatnio edytowane przez Santorine : 14-09-2022 o 16:14.
Santorine jest teraz online