Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-09-2022, 16:37   #31
Sindarin
DeDeczki i PFy
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Elf zauważył jakiś ruch na murach fortu. Nie uszło to też uwadze Edro i Amosa - jakieś niewielkie postacie, niemal zlewające się leśnym otoczeniem, przemykały zwinnie, chowając się za niskimi blankami. Zanim zdążyli zareagować, w stronę Edwarda pomknęła z góry obciążona siatka, oplatając czarodzieja ciasnymi splotami. Za osłoną dało się zauważyć napastnika - mierzącą niewiele ponad pół metra humanoidalną rzekotkę o zielonej skórze i wyłupiastych żółtych oczach, odzianą w skórzany pancerz, z łukiem w wolnej ręce.


Z zupełnie innego punktu murów dobiegła ich pełna oburzenia tyrada w nieznanym języku, przypominającym żabi rechot. Edro zareagował niemal odruchowo, sięgając po łuk i strzelając, jednak wypuszczony w pośpiechu pocisk wbił się nieszkodliwie w drewnianą ścianę. W odpowiedzi spomiędzy blanków na zachodniej części muru, skąd wcześniej usłyszeli głos, wystrzeliła inna strzała, grzęznąc niegroźnie w pancerzu Jina. Kryjący się za nimi żabolud miał nieco inne umaszczenie, a jego łuk wyglądał na naprawdę solidną robotę. Zaraz za nią z dachu tuż obok na Amosa spadła taka sama siatka, która oplatała już Edwarda.
- Panowie, taktyczny odwrót. Nie ma co stać na widoku, jak latają strzały i siatki - stwierdził wyniośle i jakże odkrywczo Finnseach, szybkim krokiem kierując się w głąb budynku by zejść żabim karłom z oczu i konstatując, że we wciśniętej w kąt dziedzińca konstrukcji przylegającej do wieżyczki powinny znajdować się schody prowadzące w górę, na blanki. Ewentualnie drabina.
Pomieszczenie, do którego wszedł, musiało być kiedyś stołówką, by jakiś czas temu stać się polem bitwy. Większość jego powierzchni zajmowały dwie połowy wielkiego stołu, ustawione niczym barykada - tym zapewne musiały być, gdyż w jedną z nich wbito pół tuzina niewielkich, czterostopowych włóczni. Na ścianie naprzeciw wejścia zawieszono imponującą mapę regionu, tuż obok potretu mężczyzny o surowym wyrazie twarzy. Wyglądało to tak, jakby wpatrywał się z odrazą w brązowawe plamy zaschniętej krwi, znaczące podłogę. Finnseach dokładne zbadanie budynku, zwłaszcza kartograficznej perełki na ścianie, zostawił sobie na później, skupiając się na przejściu w kącie.
- Panowie, drzwi do wieżyczki są tutaj - obwieścił kompanom na zewnątrz.

Żabolud na blankach schował się na moment za osłoną, by po chwili wychynąć w innym miejscu, posyłając jednocześnie strzałę w Edro. Pocisk jednak chybił, wbijając się w błoto. Jego niedoszły cel wbiegł na stołówkę za Finnseachem i wyprzedził elfa, otwierając drzwi prowadzące do kuchni. Ściany tego niewielkiego pomieszczenia w całości pokrywały półki z różnymi słoikami, akcesoriami i przyprawami. Jedynie w przeciwległym rogu pomieszczenia był kawałek wolnego miejsca, zajętego przez prowadzącą na piętro drabinę. Środek kuchni zajmowała masywny kontuar z szafką i kamiennym blatem, na którym smętnie leżały gnijące już warzywa.
Tymczasem na zewnątrz jeden z żaboludzi posłał kolejną strzałę w Jina, tym razem trafiając medyka. Ułamek sekundy przed uderzeniem z ciała Jina wystrzeliła cienista chmura, która przechwyciła strzałę, znacznie ją zwalniając przed uderzeniem. Celnie wystrzelony pocisk wbił się w jego przedramię, plącząc się jednocześnie w materiale spodni na udzie. Alchemik zaklął, ale szybko złamał strzałę i nieco kulejąc wpadł do budynku w którym krył się już Finnseach.

Zod przez sekundę rozważał pomoc Jinowi, ale ten już ruszył przed siebie pomimo sieci więc uznał, że da radę. Sam się odwrócił i wbiegł w drzwi po swojej lewej. Nie wiedział jak wygląda głębia pomieszczenia gdzie reszta wbiegała i nie chciał ryzykować, że zabraknie miejsca. Niestety te okazały się być zamknięte. Jedno uderzenie wystarczyło, by drzwi się poddały, co jednak niewiele pomogło. Zod zauważył, że zostały od wewnątrz zablokowane stertą mebli, tworzących prowizoryczną barykadę. Rozebranie jej, czy nawet przebicie się siłą, zajęłoby sporo czasu. W tym momencie poczuł uderzenie w plecy - to strzała wystrzelona przez siedzącego na dachu nieopodal żaboluda trafiła go, szczęśliwie odbijając się od pancerza. Amos zauważył, jak strzelec przed wycelowaniem smarował grot jakąś mazią.

Amos rozciął siatkę jednym szybkim cięciem. Był wolny i zły. W mig rozejrzał się po placu oceniając sytuację. Chwycił szable w zęby i w dwóch susach doskoczył do drewnianej ściany, wyskoczył, wbił zakończony hakiem koniec topora w ścianę, pociągnął jednocześnie odbijając się nogą od muru, złapał wolną ręką za krawędź i podciągnął lądując obok zaskoczonego żaboczłowieka. Ciął nisko toporem wykorzystując moment, ale przeciwnik odskoczył. Amos obrócił się wyciągając wolną ręką szablę i ciął od dołu, ale zahaczył o krawędź muru, przez co uderzenie nie stanowiło żadnego ryzyka dla przeciwnika. Z uśmiechem na ustach polork ruszył na przeciwnika.

Edward został zaskoczony gdy z nieba nagle spadły sieci. Zanim zorientował się co się dzieje większość towarzyszy już poznikała z placu i przeszła do działania, spodziewając się że wydostanie się z liny może mu chwilę zająć postanowił spróbować nie przejmować się tak bardzo byciem nią oplecionym i spróbować wyteleportować się na mur z którego dziwne żabostwory ją na niego zrzuciły. Gdy jednak okazało się że nie jest w stanie wystarczająco się skupić na zaklęciu postanowił schować się za fontanną.

Finnseach popędził przez kuchnię aż do drabiny na górze. Po drodze miał wrażenie, że usłyszał jakiś ruch i chrobotanie wewnątrz szafki pod blatem.
- Coś tam chrobota, panie Lostav - w biegu wskazał Edro podejrzany mebel.
- Później sprawdzimy. - padła odpowiedź.
Po otwarciu klapy w suficie elf dostał się do pomieszczenia będącego zapewne salą narad. Długi drewniany stół pokryty był stertami dokumentów, na których z kolei leżało bezgłowie ciało kobiety. Drzwi na zewnątrz były lekko uchylone.

Amos już miał zamachnąć się na przeciwnika, gdy jego ramię rozorała wystrzelona przed drugiego żaboluda strzała. Rana nie była głęboka, ale szybko zaczęła dziwnie piec. Półork przez moment poczuł się słabo, ale jego organizm radził sobie z gorszymi substancjami, i trucizna nie zrobiła na nim wielkiego wrażenia.
Edro w tym czasie zdążył wpaść na piętro i dobiec do drzwi, z których miał dobry widok na przeciwnika - żaboluda o nieco innym, bardziej jaskrawym umaszczeniu i łuku wyraźnie lepszej jakości. W rękach mężczyzny znikąd pojawił się znów łuk, z którego wystrzelił, celnie trafiając wroga w korpsu. Z przebitej tętnicy chlusnęła krew, a ranny żabolud w panice oddał strzał w Edro, który minął cel o dobre parę metrów, po czym uciekł w stronę osłony za blankami, próbując się za nimi ukryć.

Alchemik musiał przyznać że żaboludzie wykazywali się sprytem. Na ich nieszczęście on też był dość bystry. Przestąpił jeszcze krok w bok, kryjąc się w rogu pomieszczenia, po czym wyciągnął z bandoliera małą kurzą kość. Zamknął oczy, ułożył dłonie w mistyczny symbol i wyskandował w demonim.
- Obszar. Słabość. Panika. - wraz z ostatnią sylabą upuścił kość, która w ułamku sekundy rozrosła się w niosący strach totem.

Zod zaklął widząc ile czasu zajęłoby mu przebicie się. O wszarżowaniu w to nie było mowy. Rąbanie toporem to dobre 10-20 sekund gdy towarzysze będą bez niego. Spojrzał w bok i wyrwał z blokady jedno z krzeseł. Przebiegł dwa kroki w prawo i postawił je pod płotem zagrody aby podzielić wchodzenie na piętro na trzy… Wspinaczka w tak ciężkim pancerzu okazała się być wymagającym i upierdliwym zadaniem. Krzesło skrzypnęło groźnie, gdy Zod na nim stanął, a rzuciwszy topór na dach i złapawszy się krawędzi poślizgnął się, nieomal lądując twarzą w kozim truchle. Ostatecznie jednak niemałym wysiłkiem wciągnął się na górę - teraz pozostawało tylko wstać i wracać do walki.

W tym czasie na dachu nieopodal żabolud sięgnął po trzymany u pasa toporek i zamachnął się nim na Amosa. Półork bez trudu przechwycił cios ostrzem szabli wyrzucając rękę zaboluda wysoko, jednak nierówny i mokry dach sprawił, że poślizgnął się robiąc krok i oba jego ataki przeleciały nad głową przeciwnika. Zdenerwowany zagryzł zęby, powoli okrażając przeciwnika tak by postawić go pomiędzy sobą a krawędzią muru. Lepsza pozycja ułatwiła mu uniknięcie pocisku wystrzelonego z blanków
Piętro wyżej Lostav, idąc za ciosem wybiegł na mur i wystrzelił niemal z przyłożenia. Strzała ugodziła przeciwnika, ale już nie tak celnie jak poprzednia. Ten zaś, brocząc ciągle krwią, odskoczył zręcznie od otaczających go wojowników i odbiegł kawałek po dachu, posyłając celną strzałę, która rozszczepiła się po trafieniu Edra, plącząc w jego pancerzu. Również i w tym przypadku jej lot został spowolniony przez chmurę cienia, która pojawił się nagle obok wojownika.

Alchemik wyjrzał szybko przez drzwi, po czym ponownie zanurkował za ścianę. Był tutaj bezpieczny, a jego magiczne efekty idealnie chroniły towarzyszy, jak i wysysały ducha z żaboludzi. Wyczuwał ich obecność jak małe wyspy, rzucone gdzieś daleko na oceanie świadomości.
- Korzystajcie z mojej magii! - krzyknął, licząc na to że towarzysze zastosują się do polecenia.
Zod wstrzymał na pół sekundy oddech gdy się zrywał z kolan. W jednym długim kroku był już przed przeciwnikiem wrażając mu pod bok trzonek topora którym nawet Zod nie dałby rady się zamachnąć w tak krótkim czasie. Uderzony przeciwnik sapnął, padając bez przytomności na deski dachu - krew wciąż płynęła obficie z ran od strzał Edra.

Tymczasem na szczycie drugiego budynku żabolud wymieniał z Amosem serię niecelnych ciosów, przesuwając się bliżej bramy do fortu. W końcu półork zdołał trafić, raniąc go głęboko i krwawo szablą. W tym samym czasie Finnseach odrzucił rohatynę i sięgnął po łuk - jego strzała dosięgła bezpiecznego dotąd łucznika na murze nad Edwardem, a następnie on sam bez trudu uniknął riposty.
Czarodziej zaś zdawał się być bardzo zdeterminowany do tego by raz jeszcze spróbować teleportować się na mur bez ściągania z siebie sieci, choć zaczynał wątpić w swoje umiejętności i zastanawiał się czy nie szybciej byłoby gdyby wpierw zrzucił z siebie siatkę..

Zod spojrzał na pokonanego żaboluda i zaraz ruszył biegiem. Walka się kończyła i najpewniej się wysilał bez powodu, ale… wszystko mogło się jeszcze wydarzyć, a towarzysze wciąż walczyli. Po drodze minął się z Edro, szarpiącym się z upierdliwą strzałą w drodze na skraj dachu, skąd mógł lepiej strzelać.
Walczący z Amosem żabolud próbował go sieknąć toporkiem, ale krwawiąca rana i wywołany totemem strach sprawiły, że ręka mu zadrżała, a półork bez trudu sparował uderzenie. Zaraz potem stwór postanowił się wycofać, unikając cięcia i schodząc po pionowej ścianie jakby to była podłoga.
Amos zeskoczył za żaboludem, a w zasadzie próbował zeskoczyć, gdyż poślizgnął się okrutnie i wywinął orła. Spadając zdołał obrócić się wbijając zakończony hakiem topór w skroń stojącego na ścianie przeciwnika. Obaj spadli na ziemię, ale tylko jeden wstał. Amos otrzepał się i rozejrzał po polu walki w poszukiwaniu kolejnego przeciwnika.

Edward zrezygnowany już swymi konsekwentnymi porażkami w kwestii skupienia się na zaklęciu uznał że może jednak lepszym pomysłem będzie wyplątanie się z liny. Na szczęście okazało się, że nie ma już zagrożenia.
Trafiony kolejną strzałą Finnseacha i krwawiący obficie ostatni żabolud nie podejmował dalszej walki - cofnął się i przesadził blanki, znikając za palisadą. Ciągnący się za nim krwawy ślad sprawiał, że ewentualne wytropienie go byłoby drobnostką.
 
Sindarin jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem