To było... dziwne, bardzo dziwne. Nie czuć oparcia podłoża pod stopami. Nie móc ruszyć się z miejsca bez silniczków, zamontowanych przy skafandrze. Być całkowicie uzależnionym od technologii. Bardzo dziwne... A jednak, na swój sposób wspaniałe.
Czarna przestrzeń wokół, rozświetlona milionem białych światełek i ta mgławica w oddali... Przyciągały jakimś niezwyczajnym pięknem, jednocześnie przerażając swym bezkresem. I ten czerwony glob Dathomiry, jakby spoglądający na niego z dołu. A przynajmniej Allcax myślał o tym kierunku, jako "dole", choć w rzeczywistości wiedział, że góra i dół są teraz dla niego całkowicie względne.
Gogle od Lyn okazały się zbawienne. Edge nie dałby rady dokonać napraw, nawet z instrukcjami niebieskowłosej w uchu, gdyby nie plastyczna pomoc, którą mu zapewniła. Gdy skończył, mógł wracać na statek. Jakaś jego część żałowała, że to już koniec kosmicznego spaceru...
* * * * *
Na pokładzie powitała go Lyda.
- Lyn mówi, że znalazła bazę piratów. Nic innego nie latało tu od dwóch miesięcy. Satelita wychwyciła ruch orbitalny i sygnatury energetyczne na jednym płaskowyżu… - kapitan przerwała na chwilę. - To co, wojowniku, to koniec naszej wspólnej pracy? Zostawiasz łup i lecisz spełniać honorowy obowiązek? Jesteś tego pewny Egde? Kredytów zawsze za mało… ale zawsze możemy podzielić łup na czwórkę.
- Była umowa - odrzekł eks-wojskowy, jak zwykle oszczędny w słowach. - Mój udział, w zamian za transport - a po chwili wahania dodał: - A ja zawsze dotrzymuję umów.
Wiedział, że rudowłosa odczyta to jako oznakę słabości, ale nie dbał o to. Reputacja mu się nie przyda tam, gdzie miał zamiar się udać, a był już dość blisko celu. Musiał spotkać się z tą dziewczyną. A może nie tyle musiał, co chciał, czuł że powinien. Chociaż raz w swoim życiu zrobić to, co powinien...