Przemierzając ulice Madbar, Tantalion czuł na sobie ciągły wzrok przechodniów. Nie podobało mu się to jakie zainteresowanie wzbudzają on i krasnolud. Naciągnął mocniej na głowę kaptur swego płaszcza, aby jeszcze bardziej skryć swe oblicze przed wścibskimi spojrzeniami.
- Złoto przyciąga mniej ciekawskich spojrzeń niż my, Kelgarze. - rzucił cierpko do krasnoluda tak, żeby tylko on słyszał. Zakonnik martwił się, że w razie jakichś kłopotów, wytropienie ich nie będzie stanowiło żadnego problemu dla straży. Wystarczyło spytać o egzotycznych podróżników i pogoń doszła by do nich jak po nitce do kłębka. Tantalion zmarszczył czoło na tą myśl. Ciekawiło go, jaką receptę na to znalazłby zawsze zaradny Veinsteel. *Elf na pewno już przewidział wszystkie możliwe scenariusze.* - pomyślał i uśmiechnął się pod nosem. Nie zrobił więcej jak parę kroków, gdy zobaczył część miasta, nie dajacą się pomylić z żadną inną dzielnicą. Slumsy. Siedlisko wyrzutków, chorób i szczurów. Wszechogarniający brud i aura przygnębienia były widoczne na każdym kroku. Żebracy leżący na ulicy, starcy bez nóg czy rąk, sieroty w łachmanach - wszystko to sprawiło, że Tantalion zacisnął zęby. Nienawidził takich miejsc. Chciałby pomóc im wszystkim , ale wiedział, że nie jest w stanie. Czuł się taki bezsilny. Nie cierpiał tego uczucia. Z każdym krokiem, sznur osób błagających o jałmużnę wydłużał się. Tantalion odmawiał pieniędzy, ale dzielił się swoim suchym prowiantem. Część osób odchodziła z wdzięcznością na twarzy, a inni z wykrzywionymi ustami pluli mu pod nogi, lub wyrzucali jedzenie chwilę później. Widząc to, Tantalion powiedział do krasnoluda:
- Widzisz Kelgarze...? W ten oto prosty sposób można oddzielić ziarna od plew. Prawdziwie potrzebujący człowiek, przyjmie z wdzięcznością nawet kromkę chleba.
Inni widząc, że nie mają co liczyć na pieniądze, w końcu dali sobie spokój. Jedyne za co Tantalion był gotów zapłacić, to informacje dotyczące Eltiosa. Jedni albo wzruszali bezradnie ramionami, albo nie wzbudzali zbytniego zaufania. Jeden z żebraków powiedział z błyskiem w oku:
- Eltios? Tak, wiem panie. Wiem gdzie jest. - mówił zacierając ręce - Ale nie powiem za darmo. Trzeba trochę brzdęku.
Tantalion przejrzał oszustwo na wylot i oznajmił człowieczkowi:
- Dobrze, dam ci za to dwie monety. - wyjął je z sakiewki na poparcie swoich słów; mężczyźnie przed nim zaświeciły się oczy - Proszę. - rzucił je w jego stronę, a ten złapał wszystkie z zadziwiającą zręcznością - A teraz mów.
Mężczyzna zawahał sie przez chwilę, po czym powiedział:
- Eee... jest tam - wskazał ręką - za rogiem. Taki niski i gruby w zielonej chuście na głowie. - już zabierał się do odejścia, ale Tantalion zatrzymał go ręką, uśmiechnął się i odrzekł:
- Dobrze, pójdę sprawdzić. Widzisz tego krasnoluda? - wskazał ręką Kelgara - On tu poczeka z Tobą aż wrócę. Ma dzisiaj kiepski nastrój, od tego całego szukania. Na szczęście trafiliśmy na ciebie, dobry człowieku.
Żebrak zrobił przestraszoną minę po czym rzucił szybko:
- Ech, jak mu było na imię, panie? Eltios? Ja chyba... eee, pomyliłem się. Znam Eltisa. Tak, właśnie. Ach te podobne imiona, he he. Ja, tego... musze już iść. - po czym rzucił monety na ziemię i zniknął w tłumie. Tantalion uśmiechnął się tylko, spoglądając wymownie na krasnoluda i podniósł pieniądze. Wkrótce wśród mieszkańców slumsów rozniosło się, że dwoje nieznajomych szuka Eltiosa. W końcu podszedł do nich młody chłopak, cały brudny i rozczochrany, który zgodził się za dwie monety zaprowadzić ich do celu. Po kilku minutach marszu wskazał im opuszczoną ruderę na końcu ulicy.
- To tam. Siedzi w środku. - powiedział, ukłonił się i odszedł śpiesznym krokiem. Tantalion spojrzał na towarzysza i powiedział:
- Chodźmy więc, przyjacielu. Nasze poszukiwania nareszcie dobiegły końca. Im szybciej opuścimy to ponure miejsce tym lepiej. - to powiedziawszy, skierował swe kroki w stronę domu. |