Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-09-2022, 23:48   #31
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 09 - 2519.06.31; mkt; noc - popołudnie

Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; rzeka Salz; obóz
Czas: 2519.06.31; mkt; noc
Warunki: - ; na zewnątrz: noc, łag.wiatr, pogodnie, ziąb



Joachim



Gdy Joachim oglądał ten nadal częściowo zanurzony w wodzie alabastrowy ołtarz to doszedł do wniosku, że większą część uwiecznionych na nim istot rozpoznaję. Chociaż sporo z nich było na w pół mityczne z legend i mitologii więc trudno je było spotkać na własne oczy. Dopatrzył się kilkoro ludzi. I mężczyzn i kobiet. Ochoczo angażowali się w to wielostronne pożycie. Być może część z nich to byli jacyś odmieńcy czego nie można było wykluczyć bo jedna z kobiet mogła mieć męskie przyrodzenie podobnie jak Lilly. Ale nie był pewny bo było umieszczone w takim miejscu, że równie dobrze mogła to być końcówka czyjegoś ogona, rogu czy jakiegoś przedmiotu. Skośne i nieco dłuższe uczy u jednej czy dwóch postaci sugerowały elfie pochodzenie. Do tego zwierzoludzie w różnych pozach i gatunkach jakby artysta chciał przedstawić możliwą ich róznorodność. Byli też ewidentni mutanci, nie wiadomego pochodzenia tylko z grubsza przypominających humanoidów. Małe kraby, pająki, węże czy podobne istoty i liczne mniejsze stworzenia, czasem trudne do zidentyfikowania jakich używano chyba w roli zabawek i wzmacniaczy doznań. Wreszcie rozpoznał dwie czy trzy rogate postacie jak zwykle przedstawiano najbardziej rozpoznawalne służki Slaanesha czyli demonetki. Wszystko to ochoczo spółkowało ze sobą a nad tym wszystkim panowała ta pajęcza królowa. Wedle Sorii to właśnie była jej matka, Soria. W swojej królewskiej, okazałej formie. I to jej był poświęcony ten monument.

- Oh, Soria była najwspanialszą i najpiękniejszą istotą jaką znałam! - wężowa syrena bez oporów dała się pociągnąć za język w sprawie swojej matki i stworzycielki. A, że miała dar opowiadania to słuchało się tego przyjemnie jak jakiegoś zawodowego bajarza co snuje wspaniałe opowieści z pradawnych czasów. Świadomość, że ta pozornie zwyczajna dziewczyna może mieć całe stulecia na karku i nie jest zwykłą śmiertelniczką była dziwna. Jednak jej słowa sugerowały niecodzienne pochodzenie. Zaś kultyści już co nieco widzieli jej niezwykłe możliwości choćby zmiany kształtu. Z bliska zaś Joachim wyczuwał te stające na swoim karku włoski świadczące, że dziewczyna ma w sobie coś co zakłóca w delikatnym stopniu przepływ Eteru. Tak działały czary, magiczne przedmioty i istoty zrodzone za pomocą magii. Więc nawet jeśli Soria pozwoliła sobie puścić wodze fantazji przy tych barwnych opowieściach to jednak nie całkiem.

I chociaż minęły stulecia i mielania to Soria dalej wydawała się bezgranicznie wielbić, miłować i pożądać swojej stworzycielki. Nie raz powtarzała, że odkąd ją straciła to już nic nie było takie same. Tylko namiastka przygód jakie przeżywała u boku Soren. Dlatego jak tylko pojawiła się szansa na jakiś ślad po niej to tu przypłynęła. A sądząc po przygodach jakie opowiadała tak barwnie i fascnująco to większość polegała na wyuzdanych zabawach i deprawacji niewinnych. Soren uwielbiała przeciągać prawych obywateli na swoją stronę. Jej potomkini z lubością opowiadała jak przekabaciła pewnego cnego rycerza na ich stronę podarowując go swojej stworzycielce. Ten zaś na jej życzenie rozsiekał swoją rodzinę a potem wielu pachołków władz jacy chcieli go ująć. Obie miały z tego mnóstwo radości i satysfakcji. Albo pewną młodą druidkę jak Soren doprowadziła do takiego szaleństwa z żądzy i miłości, że stała się jej ulubioną nosicielką wszelakiego stworzenia jakie zrodziła Soren lub przyczyniła się do tego. Uwielbiała kreować nowe stworzenia, rasy i gatunki. Więc zdaniem Sorii ten przydomek Matki lub Królowej Potworów nosiła całkiem zasłużenie i z dumą. Więc i jej potomkini nie uznawała go za uwłaczający. A spuścizna różnych stworzeń jest pewnie do dziś spotykana od Bretonii po Kislev.

- Nie zawsze to jest widoczne na pierwszy czy drugi rzut oka. Czasem krew Soren jest tak rozrzedzona, że na zewnątrz nic nie widać. Gdyby to był człowiek to by wyglądał jak wszyscy inni. Ale byłby podatny na jej zew. W końcu w którymś tam pokoleniu byłby jej dzieckiem. Jak bym mogła spróbować czyjejś krwi to myślę, że mogłabym to rozpoznać. - kobieta i wężowych włosach i mieniących się złotym światłem oczach mówiła ze swadą i z werwą. Widocznie była dumna, że jest częścią tego dziedzictwa. Jak Łasica i Burgund to usłyszały od razu zacięły się nożem aby dać jej swoją krew do spróbowania. No ale werdykt ku ich nie skrywanemu żalowi był negatywny.

- Ojej, a tak bym chciała mieć takiego wspaniałego przodka! Wreszcie bym nie była zwykłą dziewczyną z ulicy i miałabym przodka o jakim nawet Froya czy Kamila nie mogłyby marzyć! - zawołała z niekurywanym żalem Łasica. Widząc to Lilly też spróbowała jednak też Soria nie wykryła u niej dziedzictwa swojej matki. Z Onyx wyszło tak samo. Dziewczyny spekulowały jeszcze kto by miał szansę. Może Pirora? Może Fabienne? Może ktoś spoza kultu?

- Ale pozostałych Sióstr nie spotkałam. Moja królowa stworzyła mnie już po tym jak się rozstały. I nigdy ich nie spotkałam. - odparła na pytanie o swoją znajomość z siostrami swojej matki. Domyślała się, że to mogły być całe dekady czy więcej po tym rozstaniu bo zrodziła się na dalekim, południowym wybrzeżu, z dala od tych północnych wód gdzie siostry się rozstały ale po długim czasie miały się spotkać już odmienione, w pełnej chwale i splendorze pobłogosławione przez swoich boskich patronów.

Rozmowy, śpiewy, opowiadania, tańce i zabawy trwały w najlepsze gdy Soria odkryła grupkę nieznajomych. Ich sylwetki ledwo majaczyły między drzewami tego uroczego zakątka nad wodą. Nastąpił moment konsternacji tym odkryciem.

- Jak chcieli nas zaatakować to zgapili sprawę. Albo nie chcieli. - mruknęła cicho Burgund niezbyt wiedząc co tu teraz począć w tej niejasnej sytuacji.

- Tu chyba nikogo nie powinno być. Najbliższa wioska jest dzień marszu stąd. Może dwa jak przez te chaszcze stąd. - Łasica też nie do końca była pewna kto to może być. Położyła dłoń na swoim nożu w pochwie u pasa ale raczej w odruchu dodania sobie otuchy i tak na wszelki wypadek bo go nie wyciągała.

- Na gobliny za wysocy. Na orki za chudzi. Zresztą oni by nie bawili się w jakieś podglądanie i podchody. - odezwała się Onyx miętoląc w dłoni kawałek nadpalonego patyka. Jak usłyszały, że Joachim i Ghunter pójdą to sprawdzić pokiwały głowami.

- Jak coś to zwiewajcie do nas. Soria nas obroni. - rzuciła weselej Łasica, może trochę aby rozładować atmosferę. Na wszelki wypadek kazała dziewczynom dorzucić do ognia. A dwójka mężczyzn ruszyła brzegiem rzeki w kierunku stojących sylwetek. Światło z laski czarodzieja świeciło jak pochodnia i oświetlało wyraźnie teren na kilka kroków dookoła. I kilka dalszych stopniowo tonęło w półmroku. Idąc słyszeli kroki swoich butów na trawie. Ale póki te sylwetki były w mroku to nadal nie było wiele widać. Ot, że jest ich pewnie z pół tuzina. Większość trzymała w dłoni jakieś włócznie lub kostury jednak w neutralnej pozie, opierając jeden koniec na ziemi. Musieli widzieć, że nadchodzą bo widzieli jak chyba rozmawiają ze sobą. Z bliska to nawet słyszeli ich przyciszone głosy. Czekali aż podejdą.

Gdy podeszli i zatrzymali się na kilka kroków byli wreszcie w zasięgu światła z laski. I obaj wysłannicy kultystów mogli dostrzec, że to były ungory. Jeden z gatunków zwierzoludzi. Ale ten względnie mało zdeformowany. Z mniej więcej ludzkimi głowami zwieńczonymi krótkimi różkami albo tylko kostnymi wyrostkami. Chociaż z twarzami to już było różnie. Jedne wydawały się mocno zezwierzęcone a inne mogły uchodzić za ludzkie. Jak jedna z kobiet właśnie taką miała. Druga była szpetniejsza chociaż kobiece piersi wskazywały właśnie na płeć. Większość to jednak byli mężczyźni. Torsy wszyscy mieli albo nagie, albo okryte jakimiś skórami. Na nich, na sobie, lub jako wisiorki różne ozdoby, znaki, malunki z czego prawie każdy miał gwiazdę Chaosu lub inny taki symbol. U dwóch czy trzech dostrzegł męsko - żeński znak Slaanesha, u jednego Khorna a i jeszcze pozostałych dwóch patronów też dostrzegł mniej lub bardziej rozpoznawalny symbol. No ale jak nauczał Starszy, Mroczna Czwórka ma mnóstwo imion i symboli więc raczej trzeba patrzeć ogólnie a nie w detale jakie mogą się różnić. Nie było jedynego, właściwego symbolu Khonra czy Slaanesha. Praktycznie każda grupa, plemię czy organizacja miała jakaś własną wariację najczęściej używanych symboli. W wyglądzie zwierzoludzi najbardziej odróżniały ich nogi. Mieli zwierzęce nogi i pęciny, porośnięte futrem. Przy nich nawet zgrabne nogi Lilly wydawały się całkiem ludzkie.

Obie strony przyglądały się sobie nawzajem w milczeniu. Jak na spotkanie ludzi i zwierzoludzi to było całkiem spokojnie. Zwykle takie spotkanie zaczynało się od podchodów lub ataku przez jedną z nich na tą drugą. Ten co miał największe rogi warknął coś pytająco. Wskazał na obóz z ogniskiem i namiotami. No w tamtym kierunku w każdym razie.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Centralna; sklep Grubsona
Czas: 2519.06.31; mkt; popołudnie
Warunki: biuro Grubsona, jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: jasno, powiew, pogodnie, nieprzyjemnie



Otto



Idąc przez ulice miasta od hospicjum ku Placu Targowego Otto miał sporo czasu na rozmyślania. Jak choćby swoją wczorajszą rozmowę z Mergą. Wysłuchała go bardzo uważnie. Zastanowiła się chwilę nad tym wszystkim. Nalała sobie wina z butelki i gestem zapytała czy gościowi także napełnić kubek.

- Egzotyczna piękność z dalekich stron. Jako gość specjalny na ten turniej. - powtórzyła zamysł tego pomysłu jaki przedstawił były kapłan jednego z bogów prawości. Mówiła jakby smakowała ten pomysł razem z winem.

- Interesujący pomysł. Tłumaczyłby jej egzotyczną urodę oraz ewentualne wpadki językowe. Tak, myślę, że moglibyśmy się tym zająć. Sorii teraz nie ma w mieście ale biorąc pod uwagę jej pochodzenie i zamiłowania nie sądze aby była przeciwna zabawom i balom ze śmietanką towarzyską tego miasta. Poza tym mogłaby być gwiazdą wieczoru. Więc mielibyśmy poza Pirorą jakąś dodatkową figurę na szachownicy. No i ona ma niesamowite możliwości, znacznie większe niż zwykły śmiertelnik. - tak, pomysł zdecydowanie spodobał się wyroczni. I w pełni go zaaprobowała. No tylko owa gwiazda tego planu chwilowo była poza miastem więc nie dało się z nią rozmówić osobiście na ten temat. Podobnie jak większość dziewcząt. Razem z Joachimem popłynęli łodzią zobaczyć czy coś wyjdzie z tego rzecznego tropu do artefaktu Soren. Sama droga by zabrała im dzień czy dwa więc najprędzej by mogli wrócić jutro na wieczór. Właściwie… To wczoraj jak rozmawiał z wyrocznią to było “jutro wieczór” więc teraz jak szedł przez Plac Targowy to mogło chodzić o dzisiejszy wieczór. Chyba, że im zejdzie dłużej no to jutro. Ale i tak Merga spodziewała się ich powrotu przed początkiem festynu.

- Ale została Pirora. Porozmawiaj z nią prosze bo ona z nas wszystkich jest najbardziej wtajemniczona i obyta w życie śmietanki towarzyskiej. I tak trzeba by z nią ustalić wiele szczegółów. Jak choćby to czy przyznawać się do znajomości z taką egzotyczną panną czy nie. Albo czy ją nocować czy u kogoś innego. - poradziła mu przed wyjściem. Pod względem towarzyskim i społecznym to Pirora chyba stała najlepiej z całego zboru. Miała liczne koleżanki z klubu poetyckiego i chyba przynajmniej niektóre z nich rokowały szanse na zwerbowanie do spisku. Poza nią była jeszcze ta Bretonka, Fabienne. Dziewczęta całkiem dobrze się ze sobą dogadywały chociaż pani von Mannlieb należała do innego zboru, grupy Grubsona. Nawet byli chyba z raz czy dwa, na wiosnę gdy Merga niejako oficjalnie przywitała się ze swoimi wiernymi i namaściła Starszego na swojego protektora i prawą rękę. Ale raczej poza tym to obie grupy działały niezależnie od siebie. Chyba właśnie najczęściej to Fabienne i Oksana utrzymywały towarzyskie relacje z kultystkami Starszego. Pirora zdaje się najchętniej w ogóle przeciągnęłaby je obie do swojej komórki bo każda z nich wydawała się cenna i wyjątkowa. No ale na razie to chyba nadal obie raczej Huberta uważały za swojego szefa, patrona i mistrza niż młodą Averlandkę. Wyglądało to trochę jak przeciąganie liny jednak koleżance ze zboru Otto brakowało jakiegoś mocnego atutu aby je przeciągnąć na swoją stronę. Chociaż poza tym to relacje między nimi były całkiem ciepłe. Gdy jednooki bywał na spotkaniach poetyckich to Fabienne prawie zawsze była i dało się wyczuć, że zwykle wspiera poczynania blond kultystki i jest jej życzliwa.

A na samym placu musiał przerwać te rtozmyślania. Bo jak co tydzień, w dzień targowy, było tu gwarno, tłoczno a miejscami trzeba było się przepychać aby się przedostać przez tą ludzką ciżbę. Straganiarze prezentowali swoje towary, od rzeźników i ich wyrobów, przez wiecznie modne ryby, chleby, słodycze, narzuty, ubrania i tak dalej, każda branża miała swój stały zakątek na tym placu podczas jarmarku. Dlatego te wszystkie rusztowania i paliki jakie przygotowyano pod turniejową arenę trochę dzisiaj tonęły w tym gwarnym tłumie. A przeszedł parę domów dalej i już była fasada sklepu Grubsona. Trudno było mówić, że się znają z Grubsonem osobiście. Chociaż raczej obaj kojarzyli się właśnie z tych dwóch czy trzech spotkań na zborze. Więc właściel sklepu znalazł dla niego czas a nawet zaprosił do swojego biura na zapleczu aby swobodnie porozmawiać. Gdy wysłuchał z czym młodszy wiekiem i stażem kultysta przychodzi pokiwał głową ale od razu było widać, że jest zainteresowany.

- Suknia mówisz? Z odważnymi wycięciami? Na jakieś zgrabne, kobiece udo i pępek? I to jeszcze w purpurze i różu? Moje ulubione zestawienie. Ale na turniej? Ten co teraz będzie? No kolego… Stawiasz nas pod ścianą. Mało czasu. To nie jakaś kiecka co ją można w jeden dzień uszyć. No ale poczekaj chwilę, zobaczymy co Oksana powie. - jako kultysta to takie kultystyczne i zalatujące dekadencją i hedonizmem zamówienie bardzo grubemu kupcowi przypadło do gustu. No ale jako szef prężnie działajacej firmy krawickiej, jaki był głównym dostawcą kostiumów i materiałowych dekoracji do nowo otwartego teatru to był realistą. Zadzwonił dzwonkiem, do środka weszła jakaś długonoga sekretarka i kazał jej wezwać Oksanę. Ta pokiwała głową, znikła za drzwiami i niedługo później weszła do środka dwukolorowa główna krawcowa i projektantka tej firmy. Uśmiechnęła się skromnie do Otto ale podeszła do biurka swojego szefa. Ten wprowadził ją w pomysł z jakim przyszedł młodzieniec.

- Mało czasu. - pokręciła głową na znak, że sprawę podobnie ocenia jak szef pod względem terminu. - Ale może uda mi się przerobić którąś z gotowych sukien. Potrzebowałabym wymiary tej pani. Albo jak się da to ją samą. No i projekt. Rysunek jak się da. Albo dokładny opis to sama zrobię rysunek. Muszę wiedzieć jak to ma wyglądać. - krawcowa chociaż uznała, że szycie od zera nowej sukni raczej nie jest realne w ciągu paru dni to jednak znalazła pewne zastępcze wyjście. Postukała w notatnik jaki miała zawieszony na sznurku u pasa aby był pod ręką dając znak, że może wspomóc w tym zaszczytnym dziele.

- Tak i jak ustalicie co i jak to Oksana daj kolegom z rodziny tak z 25% zniżki przy wycenie. Może więcej jak rozejdzie się po salonach skąd owa egzotyczna piękność ma tą suknię. A w ogóle kto to to ma być? - Grubson za swoim biurkiem wyglądał jak klasyczny, gruby kupiec. Odezwał się dobrotliwym, jowialnym tonem wujaszka no ale nie zapomniał o interesach. W przypadku szycia zwykle cena zależała od użytych materiałów i pracochłonności w wykonaniu.

- Przyszła pani von Mannlieb. - jak rozmawiali drzwi znów otwarła sekretarka i z wieściami. Hubert i Oksana byli tym nieco zaskoczeni.

- Ale ją ciśnie. Mówiłam jej, żeby przyszła jutro. Chyba, że coś się stało. - krawcowa zawahała się spoglądając na szefa. Ten z żalem ale przyznał, że nie może jej tu przyjąć w biały dzień. No a poza tym właśnie rozmawiali o interesach.

- Niech poczeka. Dobrze jej to zrobi. Powiedz jej, że mam ważne spotkanie a Oksana jest na konsultacji. - powiedział w końcu do sekretarki a ta skinęła głową i wyszła.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Południowa; mieszkanie Heinricha
Czas: 2519.06.31; mkt; noc
Warunki: salon, jasno, chłodno, cicho; na zewnątrz: jasno, sła.wiatr, mżawka, nieprzyjemnie



Heinrich



Resztę nocy po tym jak Rune wyszedł Heinrich przespał spokojnie. Z zaleceń od Mergi jakie przekazał mu wojownik wynikało, że ma smarować tą maścią nogę rano i wieczorem. Albo jak zacznie boleć. Ten gliniany dzbaneczek na zbyt długo nie wystarczy no ale jak będzie się kończył i da znać to wyrocznia obiecała zrobić nową porcję. Tak przynajmniej mówił wczoraj Rune. Mówił też inne rzeczy.

- Aaa, to o to chodziło z tymi elitarnymi najemnikami? - roześmiał sie gdy usłyszał od gospodarza te wieści. Upił wesoło łyk częstując się bez skrępowania. Na swój sposób można go było uznać za pogodnego czy nawet wesołka. Ale może dlatego, że w takich chwilach jak ta gdy czuł się bezpiecznie i rozmawiał z towarzyszami niedoli to sobie na to pozwalał. Bo z tego co czasem rubasznie sobie opowiadali czy wspominali razem z Egonem i Silnym przy stole na zborach to wcale nie był z niego taki wesołek.

- No jak dobrze płacą to mogę tam podejść. Drażnią mnie te wypacykowane paniczyki ale z jakąś wyperfumowaną piczką szlachetnej krwi to chętnie bym się poznał. Słyszałem, że te aktoreczki to są bardzo namiętne. - zaśmiał się lubieżnie na myśl o takich ekscesach. Chociaż to chyba tak prywatnie jak to między kolegami. Bo sprawiał wrażenie, że potrafi nie tylko strzelić w pysk jak potrzeba ale też wykonywać polecone zadania. Zwłaszcza jeśli wiązały się z użyciem przemocy bezpośredniej.

- No dziadku, to pogadaj z naszą rogatą wróżką. Może coś uradzicie. Bo my też z nią i szefem gadaliśmy. No i mówią, że takie zamieszanie gdzieś wieczorkiem po cichaczu można by zrobić. Że to by było dobre dla naszej sprawy. No to mnie i chłopakom to pasuje. Chętnie przylejemy tym bogatym pacanom i zapoznamy ich z gnojem tego parszywego życia na naszym bruku. - zaśmiał się chrapliwie jak wilk co widzi stado bezbronnych owiec. Jednak z tego co mówił, to nie mieli działać tak całkiem samopas i dla własnej przyjemności. Ale taki napad mógł być częścią większego planu. Bo sami jeszcze nie wiedzieli na kogo, gdzie i kiedy mieli napadać więc to wstępnie był tylko luźny szkic tego planu. Właśnie choćby Heinrich mógł się na to załapać a mógł coś z tymi balami i tak dalej co pewnie będzie się kręcić wokół Pirory.

- A słyszałeś już ploty? Podobno Joachim pojechał z dziewczynami na Wrakowisko. I przywieźli stamtąd prawdziwą syrenę. Tylko umie sobie ten rybi ogonek zmieniać w nogi to się tak nie rzuca w oczy. I teraz popłynęli po jakiś ten swój badziew zatopiony gdzieś w rzece. Ale niedługo pewnie wrócą. Przed festynem powinni wrócić. Jak nie to pewnie coś ich zeżarło na tej rzece albo w lesie. - zaśmiał się na koniec ale podzielił się ze starszym wiekiem kolegą plotkami ze zboru. Chyba nie miał zbyt dużego mniemania o tym przedsięwzięciu a zwłaszcza o koleżankach ze zboru. Jednak on i one mieli całkiem inny system wartości i moralności więc to aż takie dziwne nie było.

Ale to było jeszcze w nocy, jak Rune był. Potem poszedł. Heinrich w końcu zgasił świecę i z ulgą zasnął. A rano też miał satysfakcję, że noga ledwo trochę jest zdrętwiała. Dawno nie czuł się tak dobrze. Nawet jak był trochę niewyspany po tej nocce. Siedział teraz w kuchni przy śniadaniu przygotowanym przez służącą. Za oknami było szaro i pukała w nie monotonna mżawka. Ale jakoś nie wyglądało zbyt zimno. Chociaż mokro i mało przyjemnie.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem