Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-09-2022, 07:35   #95
Santorine
 
Santorine's Avatar
 
Reputacja: 1 Santorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputacjęSantorine ma wspaniałą reputację
- Nie wiem, jak to może być powiązane, ale możemy się tym zająć - odparł z pewnością Joresk.
Radny odstąpił parę kroków i skinął w stronę dwóch przybyszy, którzy podeszli bliżej.
– Rada Rozgórza posyła także posiłki. Oto… Doktor Sidonius i Khair. Proszę, zaakceptujcie ich pomoc.
Po czym skłonił się lekko i zaczął wycofywać się do wyjścia.
Paladyn, który zdążył już wcześniej zamówić sobie garniec piwa, wstał i podszedł do przybyszy.
- Każda pomoc jest mile widziana, witajcie - powiedział - Pozwolicie, że przedstawię pozostałych. Lavena Da'naei, specjalistka od sztuk magicznych. Katerina Bonheur, fechtmistrzyni, oraz Wug Łamacz Kości z plemienia Cierniowych Kamieni - na koniec podał pierwszemu z nich dłoń - Joresk Strabo, paladyn w służbie Ragathiela.
— Owszem, jam jest Lavena Da'anei. Choć mych specjalizacji jest nieprzeliczenie więcej… Witajcie — rzekła czarownica, zwracając się magnetyzującym głosem ku nieznajomym. — Jeśli o mnie nie słyszeliście... to zalecam to szybko nadrobić.
Tymczasem może coś nam o sobie rzekniecie, skoro zalecono nam przyjąć wasze towarzystwo? Wiedzcie, że bardzo starannie dobieram kompanów...
Ostatnim słowom z pełną premedytacją nadała nieco dwuznaczności.
- Kapłan - młody mężczyzna, przedstawiony jako Khair, poinformował potencjalnych współtowarzyszy o roli, jaką mógłby pełnić w drużynie. - Niech spłynie na was łaska Serenrae - dodał.
- Jestem Doktor Sidonius, ale możecie mi mówić Sid. - rzekł szczupły wysoki mężczyzna o orlim nosie i jasnej cerze skłoniwszy się wpół zdejmując kapelusz. Potem wyprostował się i poprawiwszy okulary lustrzanki dodał - Jestem uczonym i śledczym z zamiłowania. Wspomniane mordowanie tuzina obywateli wygląda ciekawie, nie sądzicie? Co moglibyście powiedzieć o sprawie owej twierdzy?
- Mordowanie zawsze jest ciekawe na swój sposób - uśmiechnął się Ork. - Może Żaboludy były głodne i to zjadły? Twierdza zaś wyczyszczona w większości - odpowiedział Sidoniusowi Wug. - Został jeszcze korytarz do zbadania. Ponoć zamieszkany przez Biesa. Demona nietoperzy ryj, trucizna w kłach. Siedzą tam niedobitki Żaboludzi i Charau-ka. Trzeba ich znaleźć żeby zakończyć sprawę. No i ta nekromantaka jeszcze. - wyliczanka barbarzyńcy była dość ogólnikowa. Jednak nikogo nie pominął z listy osobników z którymi przyjdzie się konfrontować.
— Kapłan? Tylko kapłan? — dopytała kleryka półelfka podpierając brodę dłonią. Jej twarz jednak zdradzała raczej lekkie znużenie, niż przemożną ciekawość. — Rozmowa to nie tylko wehikuł myśli, to potężny i skuteczny instrument myślenia. Żywię przeto nadzieję, iż dodasz coś więcej…
- Charau-Ka z tego co wiem żyją w Mwangi. Raczej nie są tu zbyt często spotykane. Co do pana opini panie Wug, zapewniam pana, że w mojej pracy dowiedziałem się, że mordowanie może być porażająco nudne - rzekł ze szczerym smutkiem.
- Énchantée, panowie - Katerina powitała nowe twarze uśmiechem i kiwnięciem głowy. - Gwoli ścisłości jednak, drogi Łamaczu, nie wiemy czy siedzą w tym korytarzu. Nie wiemy nawet, gdzie ten korytarz prowadzi. Wiemy tyle, że istnieją “stare groty”, w które będziemy musieli się zagłębić w poszukiwaniu tychże odpowiedzi. Ale to chyba może poczekać do rana? Nie lepiej skupić się na przyjemnościach?
- Zdecydowanie, dnia zostało zbyt mało na dalsze eksploracje - zgodził się Joresk - Ale wystarczająco, by móc poświętować! Panowie, skoro mamy razem walczyć, to dobrze będzie najpierw razem się napić. Drogie panie, preferujecie wino? Z piw Podmuch Zimy jest naprawdę przedni.
- Dobre piwo nie jest złe. - Uśmiech rozjaśnił twarz Khaira. - A naprawdę zimne piwo to rozkosz dla podniebienia.
- Podobno robią je na wodzie z górskich lodowców, ale z tego co wiem, to po prostu na drugi dzień masz zmrożony mózg - odpowiedział paladyn z uśmiechem.
— Słyszałam, że piwo rozplątuje języki. Ale nie wiedziałam, że tę zbawienną przypadłość powoduje również sama perspektywa jego spożycia — wtrąciła młoda dandyska, słysząc nagłą wypowiedź Khaira.
- Tutejsze piwo musi być zaiste ciekawym trunkiem, jednak bardziej nurtuje mnie tutejsza sytuacja. Jak mniemam, zechcecie rozjaśnić ją przy owym znakomitym trunku?
- Różnie mówią o piwie, różnie mówią o nadziei - stwierdził obojętnym tonem Khair.
- Oczywiście, opowiemy o tym co się działo w twierdzy, ale po dwóch dniach walk i eksploracji mam wielką ochotę się napić - Joresk odpowiedział doktorowi, po czym mrugnął do Laveny - Jestem pewien, że Podmuch nie przygasi twojego płomienia, chociaż pewnie Chwała będzie bliższa twoim gustom?
— Ach, Cukiereczku, nawet przeraźliwy chłód Wysokiego Lodu nie zdołałby stłumić mego płomienia, gdy jesteś tak blisko — oznajmiła z afektacją czaromiotka. — Oczywiście na upartego przyznam, że Chwała Drumy będzie najodpowiedniejszym dla mego podniebienia z dostępnych tu napitków, skoro ogranicza nas tak skromny i pospolity asortyment.
- Poza tym, lepiej poczekać na bardziej... kameralne okoliczności - Katerina znacząco omiotła salę spojrzeniem. - Nie wiemy wszak, kto może nadstawiać tutaj uszu.
— Jak uważasz, kapłanie zachowaj swe tajemnice — westchnęła piromantka, wracając do pierwotnego rozmówcy. — Rzeknę ci jeno iż tak jak rumieniec może niekiedy sprawić, że nierządnica wyda się nam cnotliwą kobietą, takoż odmowa odpowiedzi może sprawić, że idiota zda się roztropnym człowiekiem. Lepiej więc czasem zabrać głos… lub nie. Coby nie rozwiać wszelkich wątpliwości.
Mrugnęła okiem i uśmiechnęła się prowokująco.
"Byłbym jak miedź brzęczący albo cymbał brzmiący", złośliwy cytat przemknął przez głowę Khaira.
- Zaiste, istne potoki mądrych słów płyną z twych ust. - Uprzejmie skinął głową. - Szczególnie na temat tych nierządnic. Nie będę zatem poddawać w wątpliwość twej wiedzy i doświadczenia w tej materii.
- Mądrym jest ten, kto zawsze wie więcej niż inni, więc nim mniej mówimy o sobie, tym większą przewagę mamy nad otoczeniem. - Sid poprawił okulary i przyjrzał się czarodziejce i paladynowi z uśmiechem. Joresk zaś przeniósł spojrzenie to na Khaira, to na Lavenę, pokręcił głową rozbawiony i ruszył w stronę szynkwasu, by wrócić po chwili z dwoma garncami piwa. Za nim podążała kelnerka, balansująca czterema kuflami oraz butelką wina i dwiema czarkami do niego.
- Wynająłem nam alkierz, tam będzie można porozmawiać dyskretniej - oznajmił.
Kiedy tylko jeden z krasnoludów docisnął pięść drugiego do stołu, rozległo się głośne “Hurraa!” z ust gapiów. Ten drugi, przegrany, czerwony na twarzy, sapnął w złości i wykrzyczał jakieś przekleństwo w jego narzeczu. Wygrany z uśmiechem podkręcił tylko wąsa i zgarnął srebrne monety do sakiewki. Podparł się na krześle i mierzył wzrokiem karczmę, jakby prowokując do następnego pojedynku.

Dwie kobiety, które stały nieco bliżej stołu, dyskutowały o ostatnich wydarzeniach w mieście.
– …morderstwa w Karmazynowym Lesie.
– Wiem, wiem. Wyrzucili dwóch niziołków z Marynowanego Ucha.
– Kto może być za tym wszystkim?
Drwale Karmazynowego Lasu zaczęli żywo dyskutować nad jakimś tematem, acz za daleko już od uszu, aby zrozumieć rozmowę.
- W każdym razie rad jestem z tak zacnego i szlachetnego towarzystwa. - Sid upił łyk piwa - Widzę, że dużo się tu dzieje. Isger jest krajem naznaczonym bliznami i widzę, że zapowiada się iż pojawią się nowe.- rzekł z zaciekawieniem.
— Dobry pomysł kochanie — czarownica przyklasnęła propozycji paladyna, napełniając swą czarkę drogim winem. — Motłoch zanadto hałasuje.
Obrzuciła wymownym spojrzeniem pobliskie otoczenie, po czym dodała.
— Aczkolwiek później wolałabym powrócić do głównej sali. Bo co to za zabawa bez odrobiny muzyki i tańca?
- Wyborny pomysł - stwierdziła Katerina z uśmiechem, wysupłując kolejne dwa złocisze z sakiewki. - Wezmę jeszcze jedną butelkę tej “Chwały Drumy”, coby za dużo nie spacerować wte i wewte. Chociaż nie wiem, czym Druma może się chwalić, nie licząc opasłych kupczyków.
- Tylko tym winem? - rzucił Joresk - Ta ich wiara w przepowiednie brzmi nieco jak jakiś przekręt. Ale wróćmy do bieżących spraw. Sid, masz jakieś specyficzne pytania, czy po prostu krótko wyjaśnić ci, z czym się mierzymy?
Doktor uśmiechnął przyjaźnie i dołożył dwie monety.
- Wiedza to do potęgi klucz, czyż więc może być jej za mało. Mówcie wiecie przyjaciele!
- Ha, żaden ze mnie mówca, ale spróbuję - Joresk sięgnął po kufel i pociągnął kilka solidnych łyków piwa - Wszystko zaczęło się od pożaru ratusza. Sprawców dopadliśmy w dawnej cytadeli Rycerzy Piekieł. Poszukiwali portalu zwanego Kręgiem Alsety, i jak się okazało, nie oni jedni. Oczyściliśmy większość twierdzy z nieumarłych strażników i żaboludzi, którzy opanowali jej podziemia z pomocą zniewolonych charau-ka, zapewne sprowadzonych tu przez portal. W całość zamieszany jest także kult Dahaka i jakaś elfia nekromantka, więc sprawa robi się już całkiem pogmatwana - uśmiechnął się szeroko, jakby wcale go to nie martwiło - Tak jak wspomniał Wug, w najbliższych planach mamy zbadanie ostatniego korytarza w twierdzy i zniszczenie czarta, który przewodzi żaboludom. To powinno też rozwiązać sprawę morderstw. Hmm, to w skrócie tyle, warto jeszcze o czymś wspomnieć? - rzucił do towarzyszy.
- O majestatycznych, potężnych smokach zamieszkujących trzewia cytadeli! - Odparła Katerina, odchylona w krześle i obejmująca dłońmi osuszony już do połowy kielich. - Nie lza pominąć tak znamienite osobowości.
- No tak, jak mogłem zapomnieć o tych majestatycznych istotach! - paladyn uniósł palec - W podziemiach twierdzy mieszka także potężna Smocza Loża! - próbował mówić poważnie, ale niezbyt mu to wychodziło - Na szczęście nie trzeba się ich obawiać, są sojusznikami - dodał.
Da’naei odchrząknęła znacząco.
— Przede wszystkim zapomniałeś wspomnieć o moich wybitnych dokonaniach i zasługach — upomniała sługę Ragathiela. — Nie przypominam sobie również, byśmy odkryli powiązanie między sektą a Wielkim Czartem. Wiemy tylko, że strzeże on pokaźnego skarbu. Choć już nie długo…
- Reasumując, dwa dni pełne wrażeń - Katerina odchyliła się w krześle, posyłając uśmiech w stronę kapłana i doktora. - Z nudów na pewno przy nas nie sczeźniecie.
— Dla jednych dni pełne wrażeń, dla mnie zwykły toilday — stwierdziła chełpliwie Lavena na moment odrywając się od kolejnej porcji trunku.
- O czarcie chciałbym się dowiedzieć więcej. A jak zgaduje owe smoki są małe ciałem, lecz wielkie duchem? - zapytał doktor Sidonius.
— Jeśli miarę ducha określać poziomem obłędu… — skomentowała złośliwie szmaragdowooka.
- Nie dość,że brak nudy, to jeszcze miłe towarzystwo. - Khair uśmiechnął się do Kateriny. - To z pewnością będzie ciekawa wycieczka.
- Twoje talenty bronią się same, a słowami mógłbym je nieopatrznie umniejszyć - Joresk mrugnął do Laveny, uśmiechając się w zadowoleniu. Zwrócił potem się do śledczego - O czarcie rzeczywiście niewiele wiemy, ale trzeba się go pozbyć. A co do Loży, to trafna ocena, przy okazji zdolni z nich iluzjoniści.
- Są sojusznikami, co znaczy, że nam pomogą, czy że nie będą przeszkadzać? - spytał Khair.
- Niewiele wiecie, lecz coś tam usłyszeliście? Czy przynajmniej wiadomo czy to jest diabeł czy może demon? - zapytał Sid zafrasowany.
— Wybrnąłeś niczym poeta Tygrysku — zachichotała piromantka.
— Wnosząc po lokalizacji, to najpewniej diabeł — stwierdziła bez większego entuzjazmu. — Z dwojga złego to właśnie jego wolałabym zgładzić. W stosunku do demonów z pewnych względów odczuwam przynajmniej cień respektu.
- To wielce interesujące - odparł Sid nie precyzując, która informacja wydała mu się ciekawsza - A ta elfia nekromantka? - dodał.
— Myślałam, że mieliśmy udać się na pięterko w celu zaspokojenia… waszej ciekawości — rozanielona kilkoma czarkami wina półelfka zabawiła się w wyzywający sposób słowami. — Elfia czarodziejka podobnież zdołała obudzić nieumarlaków.
Dolała sobie trunku i wypiła wszystko na raz.
— Potem wzięła ich na spytki. Zdaje się najbystrzejszą z całej hałastry, która pałęta się po tej przeklętej cytadeli. Najpewniej wie, czego szuka.
- Jestem profesjonalistą i nigdy nie łączę pracy z przyjemnością - rzekł doktor Sid zdezorientowany - Wiadomo czego szuka?
Khair z zaciekawieniem spojrzał na doktora.
- Łączenie pracy z przyjemnościami nie wydaje mi się sprzecznością - powiedział - ale może się na tym nie znam. Wiele ich było? - zmienił temat. - Tych nieumarlaków? I skąd to wiecie, o tym wypytywaniu?
— Najlepiej więc z czerpania przyjemności uczynić pracę — stwierdziła filozoficznie Lavena i sięgnęła ponownie po butelkę z alkoholem. — Więc tak… Zdechlaków było ponad tuzin. O wypytywaniu wiemy od kopniętych koboldów. Może i nie są zbyt wiarygodne, ale w tym wypadku raczej nie kręciły — młódka zrobiła przerwę, by uraczyć się odrobiną trunku. — A czego dokładnie szuka elfia magini, to mógłbyś równie dobrze zapytać Areshkagal, doktorku. Przypuszczam jedynie, że kręgu, a raczej Kręgów Alsety. Czyli najprawdopodobniej czegoś w rodzaju elfickich portali prowadzących bogowie wie dokąd. Jeden niemal na pewno wiedzie do Mwangi. Bo jak inaczej wyjaśnić obecność tych wszystkich małp? Zwłaszcza że ta wersja zdaje pokrywać się z zeznaniami pojmanego przez nas charau-ka.
Joresk zerknął na Lavenę, zaskoczony jej tempem picia.
- Wygląda na to, że wszystkich interesuje ten krąg, lub kręgi. Żaboludy mają do niego dostęp, a podpalacze i nekromantka zapewne chcieli zdobyć do niego dostęp. Ach, byłbym zapomniał - sięgnął do kieszeni, z której wyjął woskowe zatyczki do uszu - Warto się w takie zatyczki wyposażyć, jeśli będziemy walczyć z żaboludami. Pomagają w robocie na grubie, mogą się przydać na te ich mieszające w głowie rechoty.
- Dobry pomysł. - Khair skinął głową. - To faktycznie może się przydać. Romantyczne rechot żab wieczorową porą może się komuś podobać, ale mieszanie w głowach podczas walki jest dużo mniej przyjemne.
- Takie kręgi mają niewyobrażalny potencjał gospodarczy! Tysiące ludzi byłoby gotowych zabić, aby je zdobyć… lub zniszczyć. One mogą wywrócić świat do góry nogami! - rzekł Sid.
– Tak może być i tak się stanie - rzekł twardo Wug. – Nie wiem, jak mocny jest ten wielki czart, o którym Smocza Loża gadała, ale polegnie pod tym… I tym - barbarzyńca uniósł najpierw młot bojowy zrabowany z grobowca, a potem krótki miecz. Oba przedmioty mieniły się lekko magią, która była dodatkowo wzmacniana przez pierścienie na rękach Wuga.
— Tak, tak, oczywiście — czaromiotka pokiwała orkowi pobłażliwie głową, jakby zwracała się do dziecka. — Ale proszę, ostrożnie z tym żelastwem Miśku, bo jeszcze kogoś pokaleczysz — skrzywiła się, odsuwając nieco dalej.
Następnie zwróciła się do Sida.
— Zależy w czyich rękach doktorku. W Kyonin też są takie portale i jakoś świat wciąż kręci się po staremu. W moi… to znaczy naszych… rękach na pewno będą bezpieczne. Najważniejsze to nie dopuścić doń nieodpowiedzialnych osobników.
Ork odłożył broń, kiedy tylko zebrał nieprzychylne spojrzenia pobliskich bywalców, po czym uniósł antałek Podmuchu Zimy, z którego głośnymi łykami dudlił piwo. Pił przez parę chwil, a kiedy niemal opróżnił antał, wstał od stołu, aby zamówić następny.
– Nie powinniśmy długo zabawić w tej karczmie - rzekł jeszcze. – Słyszeliście, co powiedział radny. W lesie mordują ludzi miasta. Albo to ci, którzy przeszli tajemnym przejściem… Albo ktoś wydostał się z zamku.
W międzyczasie, rozmowa brodatych mężczyzn opodal, która na początku była zaledwie znużoną wymianą zdań, zdawała się przemieniać w rozrzewniony dyskurs pełen emocji, a nawet i złości. Do tej rozmowy przyłączył się jakiś niziołek, który chyba wymieniał się obelgami z jakimś brodaczem. Muzyka, wpasowując się w nastroje, zaczęła grać nieco żywiej.

W międzyczasie, Lavena i Katerina zauważyły, że przy szynkwasie pojawił się jakiś krasnolud, który wymienił parę słów z paroma bywalcami. Trójka uśmiechnęła się i zaczęła zmierzać do drzwi. Jeden z nich - krasnolud - rzucił uśmiech także w stronę ich stołu, choć nie wiadomo, do której konkretnie.
- Uważasz, że powinniśmy wyruszyć teraz, czy poczekamy do świtu? - spytał Khair, spoglądając na Wuga.
- Po ciemku nie ma co spacerować i polować - zawyrokowała Katerina, która zdążyła już osuszyć kielich i nalewała sobie kolejny. - Może to nie do końca tereny, do których egzotyczne importy są przyzwyczajone, ale mimo wszystko jeśli zagnieździli się w lesie, będą mieli lekką przewagę. Małpy w koronach drzew, ropuchy gdzieś w runie. O ile nie znaleźli jakiegoś przytulnego trzęsawiska, wtedy będzie jeszcze gorzej.
Choć słowa kierowane były do kapłana, muszkieterka więcej uwagi poświęciła tercetowi przy szynkwasie, otwarcie taksując krasnoluda który posłał w ich stronę uśmiech. Nachyliła się w stronę Laveny.
- Chyba mamy adoratora, moja droga - oznajmiła z uśmiechem. - Ale temu nie ma co się dziwić.
— Oczywiście, że ludzie mnie obserwują. Jakżeby inaczej! — odparła zarozumiała czarownica, zupełnie niezaskoczona tą nowiną.
- Skoro macie adoratora - z udawaną powagą powiedział Khair - to tym bardziej nie możemy teraz ruszać na poszukiwanie tych tam... zabójców.
- Cóż, dobrze widzę w nocy, ale jednak wolałbym poczekać, aż wszyscy odpoczniecie. Cóż to za interesujące widowisko? - rzekł Sid przyglądając się kłócącym.
- Nie ma co mu się dziwić, w końcu ma oczy - skomentował uwagę o adoratorze Joresk, uśmiechając się do obu kobiet - A jeśli chodzi o poszukiwania, powinniśmy odzyskać siły. Wyczerpani na nic się nie zdamy, a wątpię, by w tej sytuacji ktokolwiek z mieszkańców Rozgórza wpadł na pomysł zapuszczania się w las nocą - dodał, po czym sięgnął po kufel, wsłuchując się we wspomniane przez Sida “widowisko”.
Sidonius nadstawił uszu w stronę kłócących się mężczyzn i ubliżającemu im niziołka.
– …zawsze wiedziałem, że ta niziołcza zaraza w końcu ugryzie nas w dupy, kiedy wpuścimy ją do miasta! - prychnął pierwszy z drwali.
– Słyszeliście, co się stało? Calmonta aresztowali, bo ratusz prawie spalił! – wtórował drugi.
– Ratusz! Ratusz! Ratusz palić!
– Calmont był niespełna rozumu, tak jak wy, cholerne opoje! - przeciwstawiał się im niziołek, który siedział niedaleko.
Pierwszy z brodaczy pogroził mu tylko pięścią.
– Coś ty, w zmowie z nim? - lodowatym tonem odparł tamten.
Tymczasem Wug powrócił nie z jedną, a z dwoma małymi beczułkami.
– Żaboludy ulotnią się, kiedy tylko zwęszą, że ich tropimy - rzekł, już odkorkowując. – Musimy uradzić się, co robimy dalej. Trza nam porozmawiać z Gretą Gardanią, a potem wejść w tunel w twierdzy. Tak trzeba. Ci tam w lesie? Tylko zwiad tego, co siedzi w zamku, tak mówi Wug “Łamacz Kości”! Stracimy czas tylko.
I wychylił znowu cały antał.
- Rozsądne założenie - zgodził się paladyn - Możemy z samego rana udać się do ratusza, a potem wrócić do twierdzy i sprawdzić ten tunel.
Lavena przepiła do orka, po czym rzekła.
— Tego wieczora nie zdążam dalej, niźli do łożnicy. A i to dopiero, gdy postradam siły na tyle, by nie móc wznieść kielicha. Atoli was powstrzymywać nie zamierzam. Czyńcie podług swej woli.
- Niewątpliwie wsparta o silne ramię - zamruczała Katerina sugestywnym tonem znad kielicha, zerkając w stronę Joreska z filuternym uśmiechem na ustach.
— Zaiste, dobrze mieć silne ramię, na którym w razie potrzeby można się wesprzeć — przytaknęła podchmielona półelfka czyniąc nieco niewyraźny uśmiech. — I które pomoże ci rankiem dojść do siebie po suto zakrapianej imprezie.
Katerina przytaknęła czarownicy z wyraźną aprobatą, przepijając do niej.
- Szczęśliwie na brak silnych ramion nie możemy tutaj narzekać - szerokim gestem wskazała salę przybytku. - Jakieś preferencje, moja droga?
— Szczerze powątpiewam, iż w tym przybytku ktokolwiek by w nie utrafił — rzekła Da’naei. Jedynie staranny makijaż maskował jej zaróżowione pod wpływem alkoholu policzki.
- W takim razie pozostanie ci samotna wędrówka do wspomnianej łożnicy - stwierdził Khair, po czym upił spory łyk piwa.
— Zawsze uważałam, że stanowię dla siebie najlepsze towarzystwo — odparła mu z chełpliwym uśmiechem dandyska.
- Ranisz me serce, Laveno - oznajmiła Bonheur teatralnie zawiedzionym tonem, przykładając dłoń do piersi. Zaraz jednak sięgnęła po butelkę, by ponownie napełnić coraz prędzej opróżniany kielich. - Jedyna pociecha, że wina pod dostatkiem i będę mogła utopić smutek w tym zaskakująco zadowalającym trunku.
- Czyli Druma jednak ma się czym pochwalić? - zapytał paladyn, dolewając sobie piwa z garnca - Cóż, Rozgórze to nie Absalom, ale może znajdziesz odpowiednie ramię dla swoich wymagań - rzucił z uśmiechem do Laveny.
- Może wraz z ilością wina wysokość wymagań nieco się obniży? - zasugerował z lekkim uśmiechem Khair.
- Hm, zdecydowanie nie ma się czego wstydzić, jeśli o wino idzie - zawyrokowała muszkieterka niczym wytrawny kiper. - Aczkolwiek, rzecz oczywista, nie dorasta do pięt galtańskim wyrobom jak Fezansaguet czy Beychevelle. Na pewno jednak jest o wiele lepsze, niż pitaxańskie popłuczyny.
Katerina pokiwała mądrze głową.
- A jeśli idzie o wysokość wymagań - zwróciła się do kapłana z wieloznacznym uśmiechem - to noc jeszcze młoda. Nigdy nie wiadomo, lecz nawet alkohol nie jest w stanie poluzować niektórych, tych ważniejszych, standardów.
- Powiadają, że atrakcyjność mężczyzny wzrasta wraz z ilością kieliszków, wypitych przez kobietę - odpowiedział Khair, również się uśmiechając.
- Słyszałem też odwrotne stwierdzenia, chociaż w tym towarzystwie to wcale niepotrzebne - paladyn kurtuazyjnie przepił do obu pań, po czym rozparł się na ławie - Szkoda, że Gobelina tu nie ma, w Rozgórzu zawsze brakowało muzyki.
— Phi, nie zna smaku życia, kto nie skosztował Zimarańskiego Wina! — zawyrokowała gromko wiśniowowłosa. — Prawdziwy Taldorski kunszt! A komu nie w smak wino, to winien sięgnąć po tamtejszą Ognistą Brandy. Każdy koneser wart swego miana się nad nią rozpływa.
Młódka osuszyła czarkę z winem i spojrzała na swych męskich towarzyszy.
— Chyba twa hipoteza nie działa, kapłanie. Nie widzę większej różnicy! — zaśmiała się. — No, chyba że wciąż za mało wypiłam! Ale to akurat da radę nadrobić!
Podczas mowy, której towarzyszyła energiczna gestykulacja, naczynie niemal wypadło jej z rąk.
— Cholera! — zaklęła. — Śliskie to jak drowi zausznik! Ee, w każdym razie dobrze prawisz Joresku, zdałoby się, żeby ta bardka wykrzesała więcej ikry! Ej, dziewczyno! Zagraj coś żywego!
Zakrzyknęła w kierunku artystki, rzucając jej pod nogi srebrnika.

Kiedy tylko srebrna moneta została rzucona pod nogi niziołki, ta skłoniła się lekko i pstryknęła palcami w stronę stojących opodal. Dwóch kolejnych artystów wystąpiło, wyposażonych w drugą lutnię i bęben polowy.

Dobosz zaczął żywo wystukiwać rytm, wiodąc pałeczką i akcentując uderzeniami w bok i dłonią. Drugi lutnista, przejąwszy rolę rytmiczną, zapodał odmienny, żywszy motyw, który grający na drumli podjął natychmiast, wpasowując się między niego a bębniarza. Pieśniarka i lutnia prowadząca odczekali parę chwil, aby przyłączyć się do nich. Lutnia prowadząca dołączała się rzadziej, rezonując potężnie przez salę.

Pieśniarka wzięła wdech i zaśpiewała:

Ogień! Widziałam kiedyś, jak na horyzoncie gór
Rozbłysła pożoga i upadł krasnoludzki mur
Kiedy tylko w górach nastał nowy brzask
W starym mieście płomieni zajaśniał blask

Swoje skrzydła rozpostarł szósty król…

- Nie chcę psuć zabawy, ale szykuje się tu mała awantura na tle rasowym. - rzekł doktor Sidonius.
- No nareszcie jakaś rozrywka! - Katerina obróciła się z krzesłem, by mieć lepszy widok na rychłe mordobicie.
Żywa pieśń natychmiast wpadła w ucho gawiedzi. Dwóch kochanków, wcześniej rozmawiających cicho opodal, nagle pomknęło pod małą scenę, skąd dobiegała muzyka. Poszli w tany. Za nimi podążyli kolejni trzej - dwa lekkoduchy, strojnie ubrani, i jakaś kompletnie zalana kobieta, która zaczęła wirować w nagłym ferworze muzyki.

Kłócący się niziołek wziął krótki zamach i uderzył brodacza w szczękę, aż tamtego odrzuciło. Brodacz, któremu sprzedano cios, był całkowicie oszołomiony, ale jego kompan już nakładał na pięść kastet. Zamieszka, której przyglądał się Sidonius, całkowicie utonęła w gwarze, śmiechach i dźwięku uderzania kufli.

Wug, wypiwszy jednym haustem kolejny antał piwa, już sięgał po następny.

Joresk nucił cicho, z lubością wtórując bardom do momentu, aż pierwsze osoby nie udały się na pod scenę. Wtedy opróżnił kufel, wstał i spojrzał na Lavenę i Katerinę.
- Któraś z pań zechce zatańczyć? - zapytał z uśmiechem i lekkim ukłonem - Obiecuję mieć więc gracji niż w księgarni.
Będąca w dobrym nastroju czarownica zachichotała.
— Z najwyższą przyjemnością — z nadobnym uśmiechem podała mu dłoń. — O twą grację się nie lękam kochany, nauczony przykładem winieneś znać cenę wpadki. Zwłaszcza że jeśli ze mną się źle obejdziesz, to okażę ci zdecydowanie mniej wyrozumiałości niż tamte drzwi…
Uśmiechnęła się diabolicznie, na co paladyn odpowiedział śmiechem.
- Będę pamiętał! Zresztą, i tak jestem już twoim dłużnikiem, czyż nie? - rzucił już ciszej, chwytając jej dłoń i prowadząc na parkiet.
- Na pewno nie będziesz gorszy od niedźwiedzia, z którym nasza piękna towarzyszka tańcowała nie tak dawno temu! - Katerina oznajmiła z pewnością siebie i uśmieszkiem na twarzy.
— Prawda li to. Nie brak mu delikatności, umie działać pewnie i nie traci czasu — rzekła na odchodne czaromiotka. — Co by nie mówić z drzwiami poszło mu dziś zdecydowanie szybciej i sprawniej niż pewnej aspirującej włamywaczce. Uznaję to za dobrą monetę.
- Jak widzę, fajne mieliście przygody. - Khair zwrócił się do Kateriny. - Od dawna jesteście jedną drużyną?
Poszli w tany. Hałaśliwa muzyka i podchmieleni już bywalcy dudnili głośno, stawiając kroki.
– Od ostatniego Zewu Śmiałków w Rozgórzu - odparł Khairowi Wug. – Czyli od… Wczoraj. Chyba. Wczoraj, kiedy wszystko szlag trafił i Calmont próbował podpalić ratusz.
Katerina tylko przytaknęła, bardziej zaabsorbowana już narastającym konfliktem.

Paladyn wymodlił tarczę na niziołku. W samą porę! Lecąca nieuchronnie w stronę w twarz pieść dzierżąca kastet raptownie zatrzymała się, nie robiąc krzywdy niziołkowi. Brodacz wydawał się całkowicie ogłupiały co do tego, co się właśnie zdarzyło.

Niziołek także nie był pewny siebie z początku, ale… Uśmiechnął się krzywo i szedł za ciosem. Kopnął tamtego parę razy w kostkę na próbę i zakończył solidnym hakiem pod podbródek. Brodacz odskoczył, obolały.

Na tym jednak nie zakończyło się. Niziołek wrzasnął w stronę kontuaru i wnet obok niego pojawiło się trzech znajomków - choć byli niewiele wyżsi od pasa, to twarze mieli zacięte, a wejrzenia harde. Drugi brodacz otrząsnął się i włożył łapę do kieszeni. Na palcu miał teraz gruby, żelazny pierścień.

Półogr, który niedawno wgryzał się w pieczyste, rzucił jedzenie, strzelił palcami i z ponurym uśmiechem, który odsłaniał żółte zęby, powstał z ławy i leniwym krokiem zaczął zmierzać w stronę szykującej się bitki niziołków i ludzi.

Szykująca się awantura zyskała niechętne spojrzenia pozostałych, ale nikt nie wyrywał się. Bywalcy sączyli piwo i rozmawiali, a niektórzy z nich i dołączali do tańca. Część jednak powstała i wyszła.

Choć sędziowie tańca Laveny i Joreska byli niewyszukani i w zasadzie mało kto na początku zaglądał w tamtą stronę, to jednak czarownica zdawała się odnajdywać w swoim żywiole. Finezyjne ruchy i piruety w przepiękny sposób przeplatały się z poczuciem rytmu czarownicy. Jej pewność siebie zwracała spojrzenia na nią: eksplozja skoordynowanych ruchów i gibkość prezentowały się nadzwyczaj powabnie.

Joresk, przeciwnie, próbował nadgonić za fantastycznie podrygującą dziewczyną i niemal sprawiał wrażenie paralityka. Zdawał się być całe lata, dekady za praktyką. Paladyn sztywno drobił nogami i gubił rytm, kontrastując z oszałamiającymi ruchami Laveny, a jego niewyszukane gesty sprawiały wrażenie krotochwili.
- Zaiste, “Lavena wszystko robi... stylowo” - skomentowała Katerina aprobującym tonem, afektując nieco przesadnie akcent i ton czarownicy przy cytowaniu jej słów.
Katerina, Sidonius i Khair ponownie zauważyli przy kontuarze szyderczo uśmiechniętego krasnoluda, który niedawno posłał muszkieterce uśmiech. Zdawał się nagabywać jakąś młodą kobietę do czegoś. Ta, z jakiegoś powodu, wydawała się być zainteresowana tym, o czym mówił.
- W czymś mogę pomóc? - zapytał Sidonius podchodząc do Krasnoluda. Bardzo ostentacyjnie ignorował czarownicę. Takie sprawy w jednej drużynie mogły przynieść tylko kłopoty, zwłaszcza, że już miała towarzysza.
Wug wyżłopał kolejny antałek piwa i chwiejnym nieco już krokiem szedł w stronę wyjścia, w akompaniamencie muzyki i głośnych wrzasków niziołków i ludzi. Tamci, zdaje się, walkę mieli poprzedzić obelgami i robieniem groźnych min. Taniec Laveny wydawał się ich rozpraszać, bo ciągle spoglądali w jej stronę. I nie tylko oni - Joresk również nie mógł oderwać oczu od półelfki, momentami zapominając kroków. Gdy po niezgrabnym obrocie był twarzą w twarz z awanturnikami, posłał im swoje najlepsze mordercze spojrzenie, gestem sugerując spokój i konsekwencje jego braku.
- Wrócę do ciebie za moment - rzucił do Laveny - Tutaj jestem zawadą przy twoich ruchach, a zaraz może tu wybuchnąć impreza innego rodzaju.
— Oczywiście kochanie, nie krępuj się, ja tu jeszcze chwilkę zostanę — odparła uprzejmie Da’naei.
„Cóż za godny pożałowania pokaz” pomyślała wyraźnie zniesmaczona, po czym prychnęła z pogardą „Typowy mężczyzna! Widać co mu od początku zaprzątało głowę!”. Nie przerywając tanecznego kroku, zlustrowała wzrokiem salę, przyglądając się bacznie innym tańczącym osobom. „Zawsze mogę znaleźć dlań zastępstwo, zwłaszcza że po czymś takim już gorzej być nie może…” przeszło jej przez myśl, po której uśmiechnęła się podstępnie.
- Teraz przypomnieli sobie o istnieniu gry wstępnej, typowe! - Prychnęła Bonheur, która wypatrywała mordobicia z dziecięcą ekscytacją w oczach.
- Rozumiem, że pomiędzy czarodziejką, a paladynem jest pewna interesująca relacja -zapytał Sid muszkieterkę z kąśliwym uśmiechem.
- Widzę, że Lavena przyciąga spojrzenia. - Khair uśmiechnął się. - Kłopoty również? - Spojrzał na Katerinę.
- I niedźwiedzie - przytaknęła muszkieterka. - A co do interesującej relacji, cóż, być może, acz pewna nie jestem. Pewnam za to tego, że w przypadku jakichkolwiek... “relacji”, to Lavena będzie musiała prowadzić, wnosząc po zdolnościach tanecznych pana Strabo. Nic tak nie drażni, jak brak rytmu i sztywne biodra, zapewniam.
Podśmiechując się z własnego, mało wyszukanego żartu, Katerina napełniła kielich po raz wtóry. Rumieńce na twarzy zaczynały kwitnąć już na całego, a nie zanosiło się na to, aby miała w planach przerwę od picia.

Sidonius odszedł nieco dalej od awantury, do której już zmierzał Joresk, gromiąc wzrokiem opojów skaczących sobie do gardeł. Śledczy spotkał się z miłym uśmiechem nalanego jegomościa.
– Ach, witam, witam, od razu rozpoznałem ciebie jako wytwornego konesera rzeczy, których nie znajdziesz w tej spelunie - tu omiótł pogardliwym wzrokiem salę, a szczególnie awanturę nieco dalej. – Wszak moimi klientami są zazwyczaj urokliwe dziewczęta, ale! Nic nie szkodzi. Czy zechciałbyś spojrzeć na moje towary na zewnątrz…?
Minął ich Wug, który właśnie nabył zza kontuaru kolejne dwie beczułki. Ork, wyraźnie rad z nabytego towaru, ulotnił się głównymi dźwierzami w gorącą noc. Krasnolud podszedł razem z Sidoniusem do stołu, gdzie siedzieli Katerina i Khair. Przybywszy, posłał w stronę muszkieterki promienny uśmiech, który ta odwzajemniła jakby od niechcenia, bardziej skupiona na tańcu czarownicy i samczych przepychankach w głębi sali.

Taniec Laveny przyciągał kolejnych gapiów. Dwaj młodzieńcy zaczęli się przepychać obok niej, kto mógł być bliżej. Po paru chwilach drapania i nieudolnie skrywanych przekleństw, jeden zwyciężył i próbował - jakoś - dostrzymać kroku wirującej półelfce. Lavena czuła na sobie zazdrosne i pożądliwe spojrzenia zgromadzonych w karczmie.

Wreszcie, czterech kolejnych młodziaków, którym zapewne niedawno zarost zaczął się sypać, dołączyło do tańca. Dwóch pierwszych zupełnie odstawało, radzili sobie gorzej nawet od Joreska. Pozostali dwaj wydawali się wpasowywać w aranżację Laveny, tworząc pewien rodzaj akompaniamentu. Półelfka jednak całkowicie zdominowała parkiet i żaden z nich nie dorównywał jej. Ta dwójka jednak wyglądała nawet na akceptowalną. Ich taniec, choć posiadający oczywiste wady, była w stanie tolerować, jeśli tylko zdobyć się na cierpliwość. „Chyba nie mam co liczyć tego wieczora na księcia z bajki… ” westchnęła w myślach czaromiotka. Nie zdradziła się jednak ze swymi wątpliwościami, zachowując na twarzy frywolny uśmiech.

Joresk wreszcie dopadł do awanturującej się grupy. Idąc tam, wydawał się potężnieć i rosnąć w oczach. Gromił wzrokiem wszystkich po równo, acz z umiarkowanym efektem.
– Jeszcze jeden ruch - zasyczał niziołek z nienawiścią do brodacza. – Zobaczysz swoje flaki na parkiecie!
– Powiedz mu, Arne! - dopingował go jeden.
– Taaa! Wpierdol daaać! - wrzeszczał drugi.
Joresk sprawił wyjątkowo paskudne wrażenie na brodatych jegomościach. Pod groźnym wzrokiem paladyna, jeden z nich zawahał się, choć już przygotowywał retortę. Półogr także zatrzymał się, z kpiącym uśmiechem czekając, cóż ma do powiedzenia Joresk.

Paladyn stanął między awanturnikami, mierząc ich spojrzeniem ciężkim niczym kowadło. Przeciągnął się, wyłamując stawy i upewniając się, że symbol Ragathiela jest widoczny.
- Miałem dzisiaj długi, ciężki dzień i ledwie zdołałem doczyścić się z głównie cudzej krwi - zaczął spokojnym, wręcz grobowym głosem - Marzy mi się spokojny wieczór z piwem, kompanami i może jakimś urodziwym towarzystwem na noc. A wasza awantura psuje mi te plany, a to działa mi na nerwy. Dlatego dam wam wybór: postawię wam po kufelku i każdy pójdzie grzecznie w swoją stronę, bez rękoczynów. Ewentualnie - tutaj uśmiechnął się złowrogo - spuszczę wam taki wpierdol, że zapomnicie jak się nazywacie. A na koniec pokażę sztuczkę: twoja głowa - wskazał na niziołka - znajdzie się w jego dupie - skierował palec na krasnoluda. Jego oczy zabłyszczały złotym płomieniem.
- Co wybieracie?
- Sztuczkę! Wybierzcie sztuczkę! - Doradziła Katerina ze swojego miejsca donośnym głosem.
Wbrew nawoływaniom Kateriny, perora paladyna wywarła spore wrażenie na obu stronach konfliktu. Dwójka ludzkich drwali dała sobie spokój i usiadła z powrotem na ławie. Niziołki zaczęły coś kręcić i tłumaczyć się nerwowo, ale kiedy tylko jeden z nich westchnął i po prostu odszedł nieco dalej, grupka rozpierzchła się w zakamarki karczmy. Wyglądało na to, że bitka została zażegnana.

Jedynie półogr, który obserwował to całe zbiegowisko, nie wydawał się jakoś szczególnie przestraszony. Wyraz rozczarowania odmalował się na twarzy wielkoluda, kiedy tylko dwie strony odpuściły sobie. Wreszcie, prychnął: “tchórzliwe paniusie!” - i znudzony powrócił do swojego stołu.
Paladyn westchnął ciężko, pokręcił głową i podszedł do szynkwasu, dotrzymując słowa i zamawiając obu awanturnikom po kuflu piwa. Zmarszczył brwi widząc, że Lavenę otacza już wianuszek tancerzy, po czym uśmiechnął się do siebie i wrócił do towarzyszy. Usiadł przy stole i dolał sobie piwa.
- Mam nadzieję, że nie wypadłem dużo gorzej niż niedźwiedź? - zapytał z rozbawieniem Katerinę, co jakiś czas zerkając na półelfkę.
- Mi trudno powiedzieć - odezwał się Khair. - ostatnimi czasy nie miałem okazji oglądać tańczących niedźwiedzi. Ale widać było, że się starasz - dodał na pocieszenie.
- Ale naprawdę musiałeś? Musiałeś interweniować? - Żachnęła się Katerina, niepocieszona brakiem mordobicia i naburmuszona.
Tymczasem Sidonius rozmawiał ze szczerzącym się krasnoludem
- Czyli rozumiem, że waszeć sprzedaje kosmetyki, perfumy czy może jakieś specjalne towary? - zapytał doktor Sidonius.
– Rzadkie towary uderzające lepiej w głowę niż wino. Dekokty zmieniające świadomość - krasnolud odpowiedział z dumą. – Choć dziś wybór jest mniejszy, niż zazwyczaj, rafinowany pesz i krwawa żywica są tak samo chodliwym towarem, jak zawsze. Zechciej zapoznać się, jeśli tylko masz odwagę.
- Ciekawe, ale chyba nie stać mnie na razie na tak luksusowe towary, lecz dziękuję - Doktor Sidonius ukłonił się uprzejmie.
– Pozostaję do usług - krasnolud skłonił się nisko, skinął na kobietę siedzącą przy kontuarze i oboje zniknęli za dźwierzami karczmy.
 
__________________
Evil never sleeps, it power naps!
Santorine jest teraz online