Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-09-2022, 19:38   #112
kanna
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację


- Jestem –zdołała tylko wykrztusić Robin. Ona nie wstydziła się łez – pozwoliła im płynąć i wsiąkać w koszulę Willa. Miała nadzieję, że stres i ostatnie doświadczenia spłyną z jej ciała jak te łzy z twarzy. Choć jednocześnie wiedziała, ze to niemożliwe. Ciało pamięta każda traumę, ale też – jeśli mu się pozwoli i pomoże – potrafi ją wyleczyć. Kobieta wiedziała, że choć może to zając trochę czasu, to sobie poradzą. Ona i wszyscy inni.
Odkleiła się w końcu od narzeczonego.

- I będę już zawsze , wiesz? Na dobre i na złe. Zacznij się przyzwyczajać do tej myśli.

Will nie mógłby uśmiechnąć się szerzej.
- Potrzebuję jeszcze odwiedzić jednego znajomego, a potem.. możemy wracać do domu.

Wkrótce ruszyli razem poprzez pogrążone w chaosie miasteczko. Sanders zdawał się początkowo ignorować ogólny rozgardiasz, wciąż ciesząc się z obecności Robin. Z czasem jednak, gdy emocje choć trochę z niego zeszły, skinął na kolejną już grupkę ludzi, która wyglądała jakby właśnie obudziła się na krawężniku. Co było całkiem prawdopodobne.
- Przyznam, że kiedy pierwszy raz powiedziałaś mi przez telefon o tym, co tu się tu dzieje… to nie wiedziałem co w ogóle myśleć - stwierdził z pewnym ociąganiem. - Nie sądziłem, że zmyślasz, ale sama rozumiesz, trudno coś takiego przyjąć do wiadomości, szczególnie na odległość. W każdym razie teraz dopiero widzę jakie to wszystko było szalone - Will przystanął i gestem poprosił Carmichell o to samo. - Dlatego muszę cię o coś zapytać. Prosiłaś, żebym nagłośnił w mediach co tu się dzieje. Do pewnego stopnia to mi się nawet udało. O mojej wersji piszą na razie niezależne portale. Problem jest taki, że tylko czekać jak przyjedzie tu policja i do opinii publicznej dostanie się jedna-wielka-gówno-prawda - Will miał tę zawziętą minę, którą zawsze robił, gdy łapał reporterski trop. - Mam trochę materiałów, które mi przesłałaś i na pewno dałoby się znaleźć świadków do wywiadu. Tylko pytanie czego ty chcesz. Drążyć temat czy zostawić to w cholerę?
- Dla mnie sprawa jest skończona - Robin spojrzała w twarz narzeczonego. - Ale dostaliśmy zaproszenie do mojego znajomego. Teraz już chyba nawet przyjaciela. - uśmiechnęła się zmęczonym uśmiechem i pogłaskała Willa po zarośniętym policzku - Nie w tym sensie, kochanie, nie rób takiej miny, przecież przed chwilą praktycznie ci się oświadczyłam. Razem przeszliśmy przez to bagno, to zbliża. Niedługo Huw będzie miał urodziny. Będzie czas to wszystko przegadać.

Gdy Will już raz wzniecił w sobie dziennikarski zapał, niełatwo było go stłumić. Teraz też najwyraźniej nie dawał mu spokoju: marszczył się i lekko boczył, ale musiał odpuścić. Przynajmniej na razie.
- Praktycznie oświadczyłaś, mówisz - znów zaczęli iść przed siebie, a on sam przybrał sprytną minę. - Ciekawe, bo jest to całkiem zbieżne z moimi planami…

Kobieta zatrzymała się i spojrzała mężczyźnie w oczy. Przez moment wpatrywali się w siebie, jakby studiując swoje twarze, uważnie, bez żadnych słów czy gestów. Wydawać się mogło, że widzą się pierwszy raz.
Potem Robin wspięła się na palce i pocałowała Willa. Namiętnie i z pasją, która ją samą zadziwiła. Ale po sekundzie już nie myślała o niczym, bo przelała się przez nią fala pożądania tak silna, że nie była w stanie jej skontrolować. Nawet nie próbowała, oczy się jej zeszkliły a ciało zaczęło dygotać.
Stali sklejeni na środku drogi a fakt, że Robin musiała nieźle cuchnąć po ostatnich zdarzeniach nie miał żadnego znaczenia. Czasami tak jest, że takie drobiazgi nic nie znaczą.
- Zgadzam się - powiedziała w końcu, nie wiadomo po co, samym kącikiem ust i dość niewyraźnie. Trudno o poprawną artykulację, gdy język tkwi w czyimś gardle i o dodatkowo jest spleciony z innym. - Puść mnie, bo zaraz nie dam rady i będę cię musiała przelecieć tu i teraz.

---------------------------------

Droga do mieszkania dr Powella zajęła im nieco czasu, ale i tak zjawili się przeraźliwie wcześnie. Robin zastukała.
Najpierw ze środka odezwała się Minty. Pies zaszczekał donośnie, a kiedy drzwi się uchyliły, natychmiast wystrzelił na zewnątrz, aby obwąchać po kolei Foxy, Robin i Willa.

Robin - choć zwykle nie dotykała cudzych psów - tym razem pochyliła się i poczochrała Minty po grzbiecie, w okolicach ogona.
Zza futryny spojrzała zmęczona twarz doktora Powella, który jednak zaraz nadrobił uśmiechem.
Robin też uśmiechnęła się, a potem wyciągnęła ramiona. Uściskała mężczyznę.
- Dobrze cię widzieć - powiedział z ulgą. - Bałem się o ciebie. Proszę, wejdźcie - ostatnie słowa powiedział na jednym tchu, nim wpuścił gości do środka.
- Mój weterynarz, mój narzeczony - Robin dokonała szybkiej prezentacji, co wyczerpało resztki jej energii. Osunęła na najbliższe krzesło nie czekając na zaproszenie.
- Wygląda na to, że koniec. - powiedziała. Myśli znów się jej rozbiegały , jak przestraszone króliki, ale dość niemrawo. Gdy tylko docierały do progu pola świadomości nieruchomiały, zwijały się w kłębek lub wyciągały na boku i zasypiały. - Ale pani Sparks.. Tam została, cokolwiek to oznacza. Niekoniecznie śmierć. W sumie nie wiem. Na pewno uratowała mi życie. Dwa razy.

Przez chwilę myślała co chce powiedzieć.
- Muszę się przespać - mruknęła. - I umyć. Lub odwrotnie. - przypomniała sobie. - Koty. Koty pani Sparks.
Popatrzyła znacząco na Powella.
Lekarz rozłożył dłonie na znak, aby kobieta lekko ochłonęła.
- Zaraz, po kolei - powiedział powoli, zerkając również na Willa. - Pani Sparks? Naprawdę?
Powell odchylił się na fotelu
i pięściami potarł skronie. Choć koszmar z tunelem osobiście go nie dopadł, to i tak było po nim znać ogólne wyczerpanie.
- Więcej słyszałem o niej, niż ją znałem - podjął znowu. - Szkoda. Wielu miało Sparks za wariatkę i przez pewien czas myślałem podobnie. Może teraz ludzie przestaną tak łatwo osądzać innych, choć wątpię.
Minty przydreptała do swojego pana i położyła mu głowę na stopach. Powell nachylił się i poczochrał jej ucho, na co ogon psa zaczął uklepywać cyklinowaną podłogę.
- Zajmę się kotami Sparks. Z tego co wiem trochę ich tam było. I jasne, w pełni zasługujesz na odpoczynek, ale chciałbym jeszcze wiedzieć co planujecie robić dalej. Jakby nie patrzeć, to kiedy ostatnio się widzieliśmy, przywiozłaś mi faceta z raną postrzałową.

No tak, Paul. Jak mogła zapomnieć…
- Co z nim?
- Z tego co wiem to już mu lepiej. Wyliże się.
Will posłał Robin pytające spojrzenie, ale najwidoczniej zrozumiał, że nie ma sensu teraz
zadawać pytań.
- Nie ja go postrzeliłam - wyjaśniła szybko kobieta.
- Co prawda wyjąłem mu kulę - kontynuował lekarz - ale bałem się powikłań, więc ostatecznie musiałem oddać go do szpitala. Trochę się przez to tłumaczyłem, ale chyba przeszło - Powell nieznacznie się uśmiechnął. - Chodzi o to, że musicie być ostrożni. Cokolwiek teraz zrobicie, miejcie gotową historię. Ostatnio działo się tu dużo smrodu. Lepiej żeby go z wami nie kojarzono, to chcę powiedzieć.
- To chyba odpowiedź na twoje pytanie, Will. Na razie trzeba to zostawić. Przyjechałam tu na zawody.. i tyle.
Przeniosła wzrok na weterynarza.
- Paul nie chciał się spotykać z policją.. zaraz, kiedy to było? Kiedy go zabrałeś spod tej stacji?

Powell zamyślił się przez dłuższą chwilę.
- Wczoraj. To znaczy tak mi się wydaje. Cały ten pieprznik wpłynął w jakiś sposób na upływ czasu. Teraz mam wrażenie, że to było znacznie dawniej - weterynarz zaczął skubać krótki zarost na brodzie.
- Też mi się tak zdawało.. - Robin wstała. - Zbieramy się. Wstąpimy jeszcze do szpitala, gdyby Paul czegoś potrzebował.
- Jeszcze raz dziękuję za wszystko. Widzimy się na urodzinach Huwa, mam nadzieję.

Powell wstał, uśmiechnął się serdecznie i pożegnał dwójkę. Minty zaszczekała, jakby chciała dodać coś od siebie.

—---------------

Niedługo potem Robin i Will byli już pod budynkiem szpitala. Kręciło się tu wiele osób i nic w tym dziwnego: mieszkańcy byli głęboko zaniepokojeni ostatnimi wydarzeniami. Każdy zdawał się oczekiwać odpowiedzi na pytanie, co się z nimi ostatnio działo.

Nie musieli wchodzić do środka: Robin rozpoznała wlokącego się Paula, jak ten wychodził właśnie po schodach z placówki. Obok niego, we wcale nie lepszym stanie, snuł się Huw.
- Dobrze Cię widzieć w jednym kawałku - przywitała Paula. - Potrzebujesz podwózki?

Paul uśmiechnął się szeroko.
- Też się cieszę. Z transportem sobie poradzę. Właśnie się zabieramy z tej dziury… - zrobił pauzę i zaraz dodał - właściwie to dopiero co o tobie myślałem. Dzięki za pomoc tam na parkingu. Gdyby nie ty, to wąchałbym już kwiatki od spodu.
- Jesteś winny podziękowania dr Powellowi - uśmiechnęła się Robin i objęła mężczyznę.
- Ja też dziękuję Ci za pomoc. Jakbym była tam sama.. Wolę nawet o tym nie myśleć. Wracamy do Londynu z Willem. Macie transport? Nie wyglądacie najlepiej… - przesunęła spojrzeniem od Paula do Huwa.

- Damy radę - zapewnił ją Lwyd.

- Hej staruszku! Wiesz, ile mi o tobie Paul naopowiadał, jak starał się nie umrzeć na parkingu? Znam wszystkie twoje wstydliwe tajemnice. Zrobię z tego prezentację w ramach prezentu i puszczę na twoich urodzinach.

- Wszystko to żałosne kłamstwa
- uśmiechnął się Siwy, - ale właśnie dlatego zabieram tego oszczercę, żeby się upewnić, że już nikomu ich nie wypapla.

- Nic nie zostanie zapomniane - Robin dotknęła swojego czoła w znaczący sposób. - Spiszę wszystko od razu, jak tylko ruszymy. Na świeżo.
- A "oszczerca"
- wykonała manualny cudzysłowie - dorzuci swoje szczegóły na imprezie.
- Dobrej drogi, chłopaki, od dziś spotykamy się wyłącznie w sprzyjających okolicznościach. Taka zasada. Pamiętajcie.


-------------------

Miasteczko skończyło się nagle, zastąpione drzewami i nagimi krzakami. Robin przez sekundę miała ochotę się odwrócić i spojrzeć na nie jeszcze, ale stłumiła ten odruch. BMW Willa sunęło miękko przez zalesiony teren. Toyota Robin została tam, gdzie ja porzuciła – nie chciała teraz prowadzić, nie chciała tez dłużej zostawać w Sionn. ustalili że przyślą kogoś, żeby zabrał samochód. Później.
Foxy spała skulona w kłębek pod nogami kobiety, ale ta nie mogła zasnąc, mimo zmęczenia, usypiającego kołysania i szumu silnika.
Zbyt dużo myśli kłębiło się jej w głowie.
Co dziwne, większość nie miała związku z nią, ale z osobami, które spotkała przez ostatnie dni: kobieta, której Foxy zabrudziła płaszcz, uczestnicy zawodów agillity, śniący w kamiennej sali, Blake… Co z nimi się stało? Żyją? Pamiętają, czego doświadczyli? Czy będą dalej błądzić korytarzem, czy ona będzie?
Myśli przeszybowały do jej osoby, a raczej do planów na najbliższy czas: urodziny Huwa, ślub z Willem, bez pompy, skromny… Przyhamuje z pracą, wynajmie prawnika, najdroższego, jakiego znajdzie i pozwie tego dupka… A może nie? Zdarzenia z przeszłości straciły ostrość. Przyszłość – też wydawała się zamazana.

Było tylko tu i teraz. Robin skupiła się na tej chwili, na cieple bijącym od psa, na miękkim obiciu fotela, dwudniowym zaroście na szczęce Willa i jego dłoniom zaciśniętym na kierownicy.

To był dobry moment. Chciała go zapamiętać.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 18-09-2022 o 20:35.
kanna jest offline