Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-09-2022, 20:28   #99
Alex Tyler
Młot na erpegowców
 
Alex Tyler's Avatar
 
Reputacja: 1 Alex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputacjęAlex Tyler ma wspaniałą reputację
Po długim tańcu z adoratorami Lavena opadła ciężko na krzesło, próbując opanować oddech.
— No i to zaczynam nazywać zabawą! — zakrzyknęła po chwili z entuzjazmem, a następnie zdmuchnęła niesforny kosmyk wiśniowych włosów przyklejony do jej mokrego od potu czoła. — Noc jeszcze młoda. Bal niech trwa w najlepsze! Ba! W zanadrzu mam jeszcze gwóźdź programu...
Uśmiechnęła się szelmowsko i sięgnęła po czarkę, którą napełniła winem. Naczynie opróżniła do cna za jednym przechyleniem.
— Ale dopiero za jakiś czas. Jak publika się odpowiednio przysposobi...

Jakiś czas później, gdy powracający oraz nowi klienci pomogli bardziej zapełnić salę i wszyscy byli już we właściwym nastroju, półelfka przeszła do egzekucji swojego planu. „Ta scena jest poniżej mojego talentu, ale moja obecność podniesie jej rangę” pomyślała, po czym wskoczyła nagle stół, skupiając na sobie uwagę gawiedzi. Padły entuzjastyczne okrzyki, na które z niekrytą satysfakcją uśmiechnęła się promiennie. A co jeśli będą chcieli mnie czcić? Nie będę im zabraniać! przebiegło jej przez głowę. Będąc w centrum uwagi, czuła się wręcz doskonale. Słowo trema było jej zupełnie obce, zainteresowanie ze strony innych dodawało jej wręcz animuszu, miast w jakikolwiek sposób krępować.
— Tak, tak, też was kocham! — kiwała wdzięcznie głową i posyłała w stronę sali całusy. — Ale posłuchajcie, proszę! Pewnie słyszeliście już o zamachu dokonanym w budynku rady miasta? A o upiornych światłach w opuszczonej cytadeli na północy?
Po każdym pytaniu czyniła stosowną pauzę, pozwalając słuchaczom przywołać do umysłów powiązane wspomnienia i plotki.
— Może więc zechcecie dowiedzieć się o grupie wspaniałych śmiałków, którzy pod mą światłą wodzą uporali się z tymi problemami, stawiając czoło niezwykłym wyzwaniom i samej śmierci? — zapytała sugestywnie, oczekując nieuniknionego okrzyku aprobaty. — Nadstawcie więc uszu i pozwólcie, że opowiem wam dwóch dniach pełnych wielkich przygód!
Najpierw przeszła do pełnej patosu, poetyckich metafor i rozdmuchanych faktów relacji z wydarzeń w czasie Zewu Śmiałków.
— ... zaś ci, którzy śmiali mianować się „Śmiałkami” czmychnęli niczym szczury z tonącego okrętu! — umiejętnie tonowała napięcie, pozwalając również słuchaczom by dali ujść w odpowiednim kierunku silnym emocjom. — Lecz nie my! Bez cienia trwogi ruszyliśmy naprzeciw siejącym spustoszenie szkodnikom z innej sfery! Żar ich płomieni był wręcz niesłychany, zaś natura przewrotna i niezwykle okrutna. Palili bezlitośnie, co się dało, ośmieleni wzbudzoną przez się paniką...
Rozsmakowując się w uzyskanej uwadze, energicznie kroczyła po stole, gestykulując żywo, z aktorskim kunsztem operując emocjami i słowem. Pilnując bacznie by skupiona nań uwaga publiczności, nie zelżała ani na chwilę.
—... lecz tak jak siły destrukcji nie mogą zmóc sił kreacji, takoż moje uzdrowicielskie płomienie zadawały kłam ich nędznym pokazom ogni! Barbarzyńca niczym sam Gorum niezważając na doznane obrażenia wymachiwał szaleńczo orężem, spychając potwora do desperackiej defensywy! W końcu zaś zdmuchnął go niczym płomień świecy!
Dla zaakcentowania swych słów machnęła na odlew ręką. Potem przeszła do opisu starcia z drugim z mefitów.
—... muzyka grana przez goblińskiego grajka pchnęła mą towarzyszkę do wręcz nadludzkiego pokazu zwinności, tańcząc pośród języków płomieni niczym quadirańska tancerka brzucha przedarła się przez ścianę żaru i dopadła ostatnie monstrum, przeszywając je bezlitośnie bronią — czarownica wykonała niezdarne pchnięcie iluzorycznym rapierem, o fechtunku wiedziała bowiem tyle, co o ciężkiej, uczciwej pracy. Zachwycona publiczność jednak nie zwróciła na to najmniejszej uwagi. — Wydzierając ducha z tej plugawej kreatury!
Następnie nie omieszkała podkreślić kluczowej roli drużyny w gaszeniu pożaru.
—... Dym odbierał nam dech i załzawiał oczy, żarłoczne płomienie bezlitośnie kąsały ciała, lecz mimo wszystko gasiliśmy z całych siły, uznając, że nie żadna ofiara dla tak wspaniałego miasta nie jest zbyt mała!
Gdy skończyła ten rozdział, poprosiła o nieco wina i zwilżywszy nim gardło, kontynuowała swą gawędę. Opowiedziała o przybyciu do cytadeli Altaerein, niesłychanym wrażeniu, jakie na niej wywarła ta „emanująca aurą nikczemności cyklopiczna budowla” i przygotowaniach do odwiedzin. W końcu jednak doszła do pierwszej wizyty w opisywanym miejscu.
—... wdarliśmy się wprost w czarcie pielesze, z miejsca stając naprzeciw wrażej diabelskiej sfory!
Potem nastąpił opis dramatycznego starcia z odpornymi na ciosy mieszkańcami piekieł, wygrywanego jedynie dzięki heroizmowi, sprytowi i niezwykłej biegłości bohaterów. A przede wszystkim zimnej krwi czaromiotki i jej zdolnościom przywódczym. Lavena pozwoliła sobie znacznie umniejszyć wkład Alaka, sprowadzając go do roli niezdarnego nowicjusza w opresji. Wyraźnie rozdmuchała też swe starcie z orklinem.
—... ognista kula wybuchła tak potężnie, że aż zadrżały posady budowli, na ułamek sekundy sprawiając, że wszelka wilgoć ulotniła się z pomieszczenia! Lecz włochate monstrum było zbyt głupie i uparte, by umrzeć, trzymając kurczowo swego nędznego żywota. W ramach odwetu ruszyło naprzeciw mnie ze swą dwudziestofuntową bronią i zdawało się, że nic już go nie zdoła powstrzymać...
Po nieoczekiwanym zwrocie akcji, który pozwolił cwanej młódce zatriumfować nad prymitywnym potworem, dziewczyna opisała końcówkę starcia i późniejszą eksplorację cytadeli. Zgodnie z dotychczasowym stylem narracji wszystko dramatyzując, hiperbolizując, ubarwiając i przedstawiając w korzystniejszym dlań świetle, a przede wszystkim unikając niewygodnych, zwłaszcza dla siebie, wydarzeń. Siedziba strachuna stała się więc miejscem dającym świadectwo prawdziwego koszmaru i kaźni. Graulodon jaszczurem bliskim smokowi, a twarde negocjacje Joreska z dawnym kompanem wprawiłyby wstyd najgorętszy polityczny szczyt. Calmonta i jego paczkę zepchnęła do roli książkowych złoczyńców a podziękowaniom Gardanii nadała formę bliższą czołobitności. Także starcie z mogilnymi skorupami nie straciło nic a nic na epickości.
— Paskudy były wielkie niczym góry, a ich kolce niczym ustalavskie pale do wykonywania kary śmierci, upstrzone zewłokami mniej szczęśliwych i wprawnych poszukiwaczy przygód. Lecz nie z takimi wrogami się już zmagaliśmy! Natarliśmy więc odważnie. W duchu wiedząc, że nie wolno nam okazać trwogi ni zwątpienia. Wszak każdy krok w głąb tej zapomnianej przez bogów budowli, miał obfitować w coraz gorsze maszkary i trudy.
Kluczowym momentem tego starcia miało być rzekomo przedarcie się półeflki w iście akrobatycznym stylu przez zwarte szeregi wroga i spopielenie go celnym zaklęciem skierowanym wprost w nieosłonięte części ciała. Kontynuując, w końcu dotarła do rozmów z wargami i monumentalnego pojedynku Wuga z ich wojownikiem. Wyraźnie podkreślając jak jej porady taktyczne i zagrzewanie do walki pozwoliło barbarzyńcy dać pokaz niesłychanego męstwa i bojowej potęgi.
—... Mocowali się niczym mityczni tytani, jeden nie ustępując w niczym drugiemu. Czysta pierwotna siła i dzikość. Kły przeciw kłom, pazury przeciw orężowi...
W swej opowieści nie pominęła też żadnego z dalszych wydarzeń.
—... zaś jeden z upiorów niemal wydarł ducha z orkowego przyjaciela. Sytuacja wydawała się nieciekawa. W pewnym momencie kryjący się w kącie Alak zakrzyknął z trwogą „Ta cytadela grobem nam będzie!”. Lecz ja w głębi ducha wiedziałam, że chłód śmierci niechybnie ustąpić musi ciepłocie ciała, zaś nieumarła plaga nie może równać się ze świętymi płomieniami! Nie chciałam i zarazem nie mogłam pozwolić na tragiczny bieg wydarzeń! Zbierając więc ostatek sił, wyzwoliłam wybuch pozytywnej energii, który niesłychanym żarem odegnał precz większość trupiej hordy, momentalnie przechylając szalę starcia na naszą korzyść!
Wraz z płynącym czasem przyszła pora na opis kolejnych dokonań oraz odkryć. Gdyby nie umiejętne operowanie przez Da'naei uwagą, emocjami i słowem ktoś mógłby uznać je za znacznie przesadzone, miejscami wręcz tożsame zwykłej bujdzie. Słuchacze najwyraźniej większą uwagę przywiązywali do jej uroku osobistego, magnetyzującego głosu i oddania z jakim perorowała, miast wiarygodności przekazywanych przezeń informacji. Co by nie było ze swej drużyny kobieta zrobiła mitycznych bohaterów, a z cytadeli zagrożenie bliskie sarkoriańskiej Ranie Świata. Z kolei z pary koboldów i zmyślonego tchórzostwa oraz nieudolności Alaka uczyniła rozrywkowy element komiczny, wywołujący salwy śmiechu i dający nieco wytchnienia od całego patosu nadętej opowieści.
— I tymże fortelem zdołaliśmy ujść z zaledwie paroma draśnięciami powalając niezliczoną hordę nieumarłych! — w końcu doszła do incydentu w grobowcu Rycerzy Piekieł. — Zaiste rozum potężniejszy jest od miecza! Na szczęście moi towarzysze są bardzo roztropni i bez względu na swe profesje doskonale to pojmują. Dzięki temu właśnie udało nam się dorwać do liczących dwa stulecia artefaktów! Patrzcie tylko! To zaledwie pomniejszy z przedmiotów, które udało nam się znaleźć!
Pokazała widowni swoje zaklęte mithralowe karwasze. Niedługo potem, zmierzając ku końcowi swej obszernej opowieści, nakreśliła wizję rychłego starcia z Malarunkiem, a i być może elfią czarodziejką, lecz przede wszystkim wielkim księciem czartów, który to miał być wyzwaniem znacznie przyćmiewającym wszystkie dotychczasowe. Mimo to zakończyła swą mowę bardzo optymistycznym tonem.
—... Nie lękajcie się przeto! Bowiem lada dzień przybędziemy z powrotem, niosąc wam niczym dar ohydny łeb arcypotężnego diabelskiego pomiotu!
Zakończywszy, pozwoliła skwapliwie spłynąć nań deszczowi monet i oklasków. Zadowolona ze spektakularnego efektu swej opowieści uśmiechnęła się pysznie i pomyślała: „Być może się z tym urodziłam, a może to... nie. Definitywnie się z tym urodziłam”.


Po zapoznani się z notatkami Voz Lavena powstrzymała eleganckim gestem mimowolne, pijackie czknięcie.
— Ktoś tu chyba był zazdrosny o czyjeś dokonania — zadrwiła złośliwie. — Taki już los istot poślednich, że ostaje im jedynie spozierać w górę z zawiścią... Cóż, w każdym razie jeśli jest w tej legendzie choć ziarno prawdy to najbardziej interesujące wydaje się nagłe pojawienie protoplastów Rozgórza. Tak jakby się tu teleportowali nie wiadomo skąd. Co byłoby, zdaje się, kolejnym argumentem za istnieniem w okolicy magicznych wrót. Tylko ta tajemnicza amnezja...
Dziewka podumała chwilę, po czym wzruszyła ramionami. Tak naprawdę niewiele obchodziły ją zagadki przeszłości. Bardziej interesowała ją teraźniejszość i przyszłość, bowiem mogła należeć do niej. A przynajmniej powinna. Niemniej jednak wyraziła chęć odwiedzenia Scieżki Strażnika, licząc po cichu na jakieś ukryte skarby. Długi spacer tylko po to, by obejrzeć kupę zmurszałych kamieni kompletnie jej się nie uśmiechał.

— Błagam, dobijcie mnie! — rozległ się z samego ranka rozpaczliwy kobiecy krzyk. Dobiegał on wprost z jednej z lepszych izb sypialnych, w dobitny sposób znamionując przebudzenie właścicielki.
Wiśniowowłosa czarownica miała wrażenie że tysiąc wściekłych demonów siedzi w jej czaszcze waląc raz za razem dwudziestofuntowymi młotami w masywne kowadła wydające potworne echo. Ból głowy, choć dobrze jej znany, za każdym razem był niezwykle ciężki do zniesienia. Zwłaszcza dla kogoś o jej odporności na niewygody.

Dziewczyna ledwo zwlekła się z miękiego posłania, człapiąc do pobliskiego stolika nocnego. Następnie z niespotykaną łapczywością zaczęła gasić koszmarne pragnienie szklanicą wody. Najwidoczniej nawet „najpiękniejsza i najwspanialsza kobieta Golarionu” musiała mierzyć się z czymś tak prozaicznym jak poranny kac.

Choć obyło się bez ataków torsji, sporo czasu zajęło Lavenie względne dojście do siebie. Do tego jeszcze dochodziło obowiązkowe przygotowanie makijażu wyjściowego i inne zabiegi pielęgnacyjne. Ale dzięki temu przynajmniej podniosło jej się nieco samopoczucie i nie wyglądała tak, jak się czuła. A czuła się wciąż okropnie. Po zejściu na dół przywitała się ze wszystkimi towarzyszami przy stole, starając zachować dostojny wyraz twarzy i pozę.
— Zatem wpierw udajemy się do Gardanii — niemal westchnęła, ledwo maskując cierpienie w głosie. — A potem?
 

Ostatnio edytowane przez Alex Tyler : 29-07-2023 o 00:09.
Alex Tyler jest offline