Zasiadając przy zastawionym stole w namiocie marszałka, Zwinnoręki, o dziwo, nie czuł takiego skrępowania, jakie towarzyszyło mu podczas uczty w Złotym Dworze. Czy sprawił to czas spędzony w towarzystwie Gléowyn i reszty Bractwa?
- Tak niedawno to było, a jakby tygodnie upłynęły - pomyślał, słuchając przemowy witającego ich Éogara, w tle której słychać było delikatne dźwięki lutni, strojonej przez Gléowyn.
Gdy gospodarz zakończył przemowę, na końcu której zawisło jakby mimochodem rzucone pytanie, bardka powstała.
- Zechciejcie, panie i panowie, wysłuchać opowieści o wypadkach, które stały się naszym udziałem, w związku z owym nieszczęściem, jakie spadło na panią Esfeld, a które dzięki pomyślnemu zrządzeniu losu, zakończyło się szczęśliwie.
A gdy Marszałek skinął głową na znak aprobaty, usiadła ponownie, odsunąwszy nieco krzesło, z lutnią na kolanie. Wnet zabrzmiały pierwsze takty melodii, a Zwinnoreki, jak to mu się zdarzało, gdy słuchał śpiewu Gléowyn, przymknąwszy oczy, zatopił się w muzyce i słowach pieśni. Pytanie, które chwilę wcześniej zrodziło się w jego głowie, a dotyczące intencji marszałka wypytującego Bractwo czy w negocjacjach powoływali się na wolę króla Thengla, pozostało bez odpowiedzi i rozpłynęło pośród otaczających go dźwięków.
Bardka grała z wprawą, dopasowując akompaniament do naprędce składanych wersów. Opowieść, zaczęta pośród stepów Rohanu, gdzie bractwo natrafiwszy na ślad porywaczy, ruszyło z nim w trop, płynęła, opisując zdarzenia i członków Bractwa, którzy brali w nim udział, zwinność tropicieli - Yaraldiel i Roderica, odwagę negocjatorów - Eliandis i Rogacza, przebieg rozmowy i hardość Żelaznych wodzów. Smutna melodia towarzyszyła opowieści o sporze pośród Bractwa, który, choć groził rozłamem, został zażegnany dzięki lojalności i woli porozumienia - śpiewając o tym bardka podniosła wzrok znad instrumentu, spoglądając kolejno na marszałka i jego żonę, na Grimborna, a w końcu na dłuższą chwilę zatrzymując wzrok na Mildryd. Opowieść dobiegła końca, opisując szczęśliwe uwolnienie branki i ucieczkę porywaczy. Muzyka umilkła.
Marszałek skinął ku śpiewaczce.
- Piękna opowieść, córko Gléomera, godna pamięci talentu twego ojca, sławiąca czyny i cnoty, które nie powinny być zapomniane. Jednak - dodał po chwili - nie znajduję w niej odpowiedzi na pytanie, co porywaczy do ustępstw skłoniło - obrócił głowę w stronę Rogacza, utkwiwszy w jego twarzy przenikliwe pojrzenie, jakby oczekując by to on odpowiedział.