Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Fantasy Czekają na Ciebie setki zrodzonych w wyobraźni światów. Czy magią, czy też mieczem władasz - nie wahaj się. Wkrocz na ścieżkę przygody, którą przed Tobą podążyły setki bohaterów. I baw się dobrze w Krainie Współczesnej Baśni.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-08-2022, 23:23   #101
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację

Gleowyn zwróciła się głównie do pani Esfeld ale też do pozostałych Rohirrimów.

- Jesteśmy Bractwem Skaczącego Konia, posłańcami króla Thengela. Mnie zwą Gleowyn, córką Gleomera, moich towarzyszy zaraz przedstawie. - Mówiąc to, pokazała monetę. - Jechaliśmy do marszałka Eogara, w dordze dowiadująć się o porwaniu. Udaliśmy się więc jak najszybciej na pomoc i udało nam się wytropić porywaczy, dzięki zdolnościom Roderica. - Wskazała na Zwinnorękiego. - Panu Cadocowi, pani Eiliandis i pani Yaradriel udało się wynegocjować puszczenie pani Esfeld wolno, ale poręczyli za bezpieczeństwo porywaczy, by panią Esfeld oswobodzić. Dlatego też proszę o zaniechanie pościgu, choćby jako okazanie wdzięczności moim towarzyszom, a wybawicielom żony marszałka. - Następnie zwróciłą się już bezpośrednio do marszałkowej, kłaniająć się jej jak należy. - Zaszczyt to dla mnie pani cię poznać, choć żałuję, że nie w weselszych okolicznościach. Radam jestem, że nic ci nie jest i możesz już bezpiecznie wrócić do swoich.
-Zatem i królowi naszemu Thengelowi miłościwie nam panującemu wdzięczną jestem. - zdawała się być zaskoczona takimi informacjami. - Na moje szczęście was do Éogara posłał. Obawiam się, że bandyci, którzy mnie więzili do postawienia tych ziem w ogniu mogli się przyczynić… - rzekła zmartwiona. - Jak udało się wam ich przekonać? - zapytała bractwo.
Tymczasem Fenmer wydawał rozkazy i jeden z konnych ruszył z lasu na północ a dwóch na wschód. Wyraźnie niecierpliwił się chcąc coś powiedzieć, lecz rozmowy marszałkowej z wybawicielami nie przerywał jeszcze.
Zwinnoręki w międzyczasie dołączył do towarzyszy, których Gléowyn właśnie przedstawiała pani marszałkowej. Gdy padło jego imię, skłonił tylko głowę i bez słowa słuchał dwornej mowy bardki. Nie bardzo wiedział, co miałby rzec.
-Niebawem pewnie ruszymy. Pójdę po konie. - powiedział po chwili i odwrócił, zamierzając ruszyć w stronę, gdzie wraz z Gléowyn pozostawili swoje wierzchowce.

Z Rogacza napięcie schodziło powoli. Czarnowłosy z taką samą ufnością jak oficer zerkał na oddział zbrojnych, to znów na samą marszałkową jakby niepewny jakiejś ważnej dlań kwestii, która pozostała poza jego zasięgiem i jedyny wpływ na nią mieli właśnie ci ludzie. Przedstawiony nie podniósł wzroku na uratowaną ni na oficera choć bacznie przyjrzał się powracającym jeźdźcom, a w szczególności luzakowi i ich klingom. Zastrzygł też nieco bardziej ożywiony uchem gdy oficer wysyłał posłańca do Frecasburga, by usłyszeć coś więcej, a potem mruknął tylko.
- Zostawiłem oręż na krawędzi lasu. - I oddalił się.

Wróciwszy do miejsca, z którego nawoływali do Żelaznych, Rogacz zatrzymał się nad porzuconą bronią. Spojrzał na nią jednak zamiast podnieść po prostu usiadł na ziemi obok. Czuł, że krew szybko krąży goniąc niespokojne myśli, ale też jakieś niedowierzanie. W końcu odetchnął i zaśmiał się chyba tak szczerze jak jeszcze nigdy dotąd. I podniósłszy broń ruszył z powrotem.
Gdy z ust Gleowyn, przedstawiającej bractwo, padło imię Eiliandis ta kiwnęła nieznacznie głową by w należyty sposób powitać lady Esfeld.

- Macie już swą panią,- rzekła uzdrowicielka by odpowiedzi udzielić na pytanie o powód zaniechania pościgu - całą i zdrową. Pościg za porywaczami przypominać będzie pogoń za wiatrem. Chcecie szukać wiatru w tych kniejach? - Spojrzała na zbrojnego zastanawiając się ile czasu w siodle spędził jeżdżąc to tu to tam i nie mogąc znaleźć marszałkowej.

- Pani, czasem nawet do najbardziej zarwardziałych dociera bezsens ich działań gdy ktoś z zewnątrz odpowiednio wyłoży im błędy - Gondoryjka wyjaśniła jak udało się przekonać porywaczy do uwolnienia jej.

Esfeld po raz pierwszy lekko jakby uśmiechnęła się i nie było to tylko grzecznościowy gest.
- Osiągać cele bez rozlewu krwi to mądra dyplomacja. - rzekła zadowolona z otrzymanej odpowiedzi.

Fenmer podjechał bliżej Marszałkowej. Ona skinęła głową czekając na jego słowa.
- Pani, blisko pół setki jeźdźców z Frecasburga ruszyło do obozu Éogara po drugiej stronie lasu. - Gdyśmy nie zobaczyli pani Gléowyn, nas by tu już nie było. Pozwól pani, że wezmę dziesięciu wojów i pojedziemy szybciej od was niosąc dobrą nowinę, ale i dodatkowe miecze jeśli tam do potyczki dojdzie.
- Dość się nasiedziałam w kniei. Jedźmy wszyscy bez zwłoki. Opóźniać was nie będę a na odpoczynek przyjdzie pora. - odpowiedziała Esfeld.
Później obróciła się w siodle do bractwa.
- Pojedziecie z nami, czy za nami? - zapytała. - Konie wasze nadążą? - w głosie słychać było autentyczną troskę o zwierzęta poznanych wybawicieli.
- Dziękuję Ci pani za troskę - odparła Eiliandis z autentyczną wdzięcznością w głosie. - Nasze konie są wypoczęte pojedziemy zatem z wami.
- Ruszajmy - przytaknął Rogacz.

***

Podczas gdy Eiliandis opatrywała rany marszałkowej, Eslfed zapytała.
- Czy wiecie kim byli porywacze i dlaczego mnie uprowadzili?
- Tak pani. Poznaliśmy powód twego uprowadzenia. To działanie tego męża pchnęły tych ludzie ku tak desperackim działaniom. I tak jak im powiedzieliśmy, że odwet jest najgorszy możliwym rozwiązaniem tak i tobie to powiem - Eiliandis mówiła spokojnie, bez żadnego pouczenia.
Esfeld przez chwilę milczała myśląc o tym co rzekła Gondoryjka.
-Działanie mego męża? - powtórzyła słowa, które zrobiły na niej wrażenie. - Wiem, że bandyci są z Dunlandu. Éogara ten lud miłością nie darzy, a i o wrogów nie trudno. Bandytów jednak w opiekę brać chcecie słowem honoru im danym. To okropni ludzie. - rzekła zdecydowanie. - Obiecali po dotarciu do lasu zabić wszystkie konie jeśli próbować będę uciekać. Jednego słyszałam jak zarzynali nim uszy zalepili. A herszt ich… - z odrazą sięgnęła w pamięć - był z nich najgorszy. Za takie zbrodnie u nas topór kata czeka lub gałąź pod ciężarem zgięta… - westchnęła. - Ciężko będzie wam Éogara do puszczenia wszystkiego płazem nakłonić, że sprawiedliwa kara najgorszym rozwiązaniem. Po cóż ja im byłam, jeśli nie do wszczęcia wojny z lordem Franą? - zapytała retorycznie.
- Mąż twój Pani bez ostrzeżenia wysłał za Tobą na królewskie lenno trzy zbrojne jak na wojnę eoredy. Rohirrimskie krzyki o krwi Dunlandczyków niosły się po całym Grimslade i dalej pewnie po Helmowy Jar. Dobry to mąż zaiste, ale wódz… Sama pani oceń bo poza królem tylko tyś władna. Porwał Cię Pani Caswelun z Żelaznych Ludzi. Watażka i reketer, który uraz jakiś głęboki do Twego męża żywi. Poślubić mu się Ciebie zamarzyło. Do wielkości lordów jednak dalej mu niźli mnie do siodła i plan ten powieźć się żadną miarą nie mógł. Do pokrzyżowania go wystarczyło pięć osób. I może trochę wiary. W to, że nie w każdym zatargu w dolinie Iseny musi polać się krew. Choć krzywdy chłopów, którym wojsko chałupy przetrząsnęło w szukaniu Cię na oślep, się nie cofnie. A i sam lord Frana wciąż może nie zrozumieć co tu zaszło. I mylne wnioski wyciągnąć na widok wojska.

Esfeld słuchała słów wojownika z powagą i skupieniem patrząc na twarz i w oczy rozmówcy. W pierwszym odruchu skinęła głową w uprzejmym geście podziękowania za raport. Jeśli chciała coś odpowiedzieć, to ten zamiar został przerwany słowami uzdrowicielki.
- Dobrze, już dobrze, Cadocu - powiedziała Eiliandis uśmiechając się nieco nerwowo, wyciągnęła przy tym rękę przed siebie jakby chciała zatrzymać Rogacza. Nie chciała by jej towarzysz wyładował swą frustrację na tej Bogu ducha winnegej kobiecie. - Lady Esfeld, nie chciałam by moje słowa zabrzmiały jak oskarżenie, czy obrona porywaczy, których zasłużona kara spotkać musi. Ale tylko ich.
-I ja inaczej tego nie widzę. - Esfeld z wdzięcznością położyła dłoń na kończących opatrunek rękach Gondoryjki. - Chciałabym odwdzięczyć się wam za oszczędzenie mi losu okrutnego. Czy prócz złota, na które zasłużyliście, jest coś jeszcze co mogłabym wam uczynić?

Cadoc spojrzał na Gondoryjkę jednak ta czy to celowo czy przypadkiem skupiona zdawała się na swoich przyborach leczniczych i pytanie jak i wzrok marszałkowej utknęły ma nim. Sapnął speszony nagłą zmianą tematu gdyż wolał wyrażanie swojego nieprzychylnego o Rohirrimach zdania z bezpiecznej pozycji wybawcy. Skwapliwie pokiwał jednak głową.
- Nasze spotkanie zupełnym zrządzeniem losu nie było Pani. Na Twym dworze służy kobieta. Mildryd spod znaku Tarczy. Do niej sprawa nas wiedzie i Twoje słowo mogłoby sprawić, że przychylniej by nas wysłuchała.

- Mildryd? - zdziwiła się i obróciła ku Gléowyn. - Mówiłaś, że królewskie posłannictwo do Éogara was prowadziło z Edoras do Zachodniej Marchii?

Rogacz odetchnął, że temat ten wrócił między osoby, którym był przeznaczony i czym prędzej oddalił się od Marszałkowej i Gleowyn, która pospieszyła z wyjaśnieniem.

***

-Szczęście, żeśmy na trop owych Żelaznych natrafili. - Zwinnoręki zagadnął Fenmera, gdy zatrzymali się na krótki popas. - I że głosy nas w głąb lasu zwabiły, na obóz porywaczy naprowadzając. A jakże ty panie i twoi jeźdźcy w owe miejsce trafiliście? Widzieliśmy ze wzgórza konne oddziały, ale te spod lasu zawróciły. Może za tropem jakim fałszywym podążyły. Pan marszałek pewnie wojska na cztery strony świata na poszukiwanie rozesłał?
-Wieść o konnych lorda Frána do nas dotarła. Przeto obserwacje tej części lasu porzuciliśmy. - odparł żołnierz. - Jeśli tam do potyczki dojdzie zanim Grimborn dołączy, to skończyć się to naszym źle może. Wielu miejscowych za wrogów Rohanu się uważa. Nie jest to lud tak krnąbrny i zajadły jak z pogórza Gór Mglistych, ale… Éogar w razie napaści… może… - popatrzył na Leśnego Człowieka. -… różnie być.
-Źle, jakby dzielni ludzie mieli zginąć przez tych dwoje, co sobie porwanie umyślili. Może na czas zdążymy… pani marszałkowa już wolna. Pani Eliandis mądra. I odważna, jako i pan Rogacz. Wszak to oni sprawili, że porwaną bez walki uwolniono. Mogli by i teraz do rozumu niejednemu przemówić. A jest jeszcze pani Yaraldiel i… i Gleowyn. - wzrok Zwinnorękiego mimowolnie pobiegł w stronę bardki, stojącej przy Esfeld.
-Aye, pani Esfeld wolna i to najważniejsze. Bez tego… oby za późno nie było. Lepiej jednak być może niż gorzej. - spojrzał z sympatią na bractwo a po chwili dodał. - Pojmanie bandytów dokończyć jednak mogło problem. Teraz… jednych w braku sprawiedliwości a drugich zuchwałości utwierdza…
- Prawda. Brak nieuchronnej kary może zuchwałość pobudzić. Ale tym razem jedność wodzów się załamała. Siostra własnemu bratu cios z tyłu zadała, pewnie przekonana, że tylko tak może szaleństwo jego powstrzymać.
Fenmer dotychczas czyszczący kopyta swojej klaczy wyprostował się i klepiąc konia delikatnie po szyi z niekrytą ciekawością i aprobatą popatrzył po widnokręgu.
-Klany dunlandzkie jak liczne stada wilków są. Każda wataha problem stwarzać może oddzielny. Jak i bandy orków. - podniósł wzrok na góry. - Ich podzielenie korzyścią naszą… Jedność Rohanu naszą siłą.
- Oby nią była. Choć ponoć wodzowie Rohanu… panowie marszałkowie… w zgodzie wcale nie są.
Rohirrim machnął ręką.
-Pogwarki takie zostawmy pleciugom… Obaj marszałkowie wiernie służą jednemu królowi. - szybko uciął temat spraw dotyczących zwierzchnika. - Ciekaw jestem usłyszeć, kiedy czas na to będzie lepszy, skąd jesteś cudzoziemcze i dlaczego tak z dala od swoich.
Zwinnoręki, gdy tylko skończył wypowiadać swoje słowa, zdał sobie sprawę, że lekkomyślnie powiedział za dużo. Z ulgą przyjął reakcję Fenmera, jednak następująca po niej propozycja rozmowy wprawiła go zakłopotanie - wszak okoliczności w jakich opuścił rodzinne strony mogły nie świadczyć zbytnio na jego korzyść. Z niespodziewaną - i niezamierzoną - pomocą przyszedł Szron, który swoim zwyczajem wsunął głowę pod ramię jeźdźca i począł trącać pyskiem, domagając się uwagi, a może i poczęstunku. Korzystając z przerwy w rozmowie, poklepując ruchliwy pysk konia, Zwinnoręki rozważał, co by tu odpowiedzieć. Ów lepszy czas mógł wszak wcale nie nadejść, a gdyby nawet, to pewnie dało by radę w opowiedzieć historię oględnie, co nieco przemilczając... Czując jednak na sobie bystry wzrok Rohirrima, przypomniał sobie zasłyszane gdzieś słowa: "ludzie Marchii nie kłamią, dlatego niełatwo dają się oszukać". A na dodatek... Fenmer zdawał się być prawym człowiekiem, jego spojrzenie było otwarte... a młody łowca, ku własnemu zdziwieniu poczuł, że właśnie temu człowiekowi mógłby swoją historię opowiedzieć. A nawet, że chyba chciałby to zrobić.
Odchrząknął, delikatnie odsuwając na bok głowę wierzchowca.
- Z chęcią. Gdy czas po temu będzie, opowiem o moich stronach. I o moich losach, choć nie wiem, czy warta uwagi to opowieść będzie. - uśmiechnął się blado i skinął głową, czując, że czas kończyć rozmowę. Lecz gdy odwracał się, jego wzrok ponownie padł na Gléowyn. Zatrzymał się w pół ruchu, jakby o czymś sobie przypominając.
- Panie Fenmerze - rzekł, ponownie zwracając w stronę Rohirrima - pani Gléowyn poszukuje brata, który z domu odszedł, i możliwe, że do służby wojskowej wstąpił. Zwie się Garulf, syn Gleomera. Dowodzisz eoredem, może słyszałeś o nim? A jeśli nie, może pośród innych dowódców mógłbyś rozpytać? Znaczną przysługę byś jej oddał, na ślad brata naprowadzając.
Rohirrim uśmiechnął się.
-Dziesiątnikiem jestem w eoredzie marszałka. - rzekł skromnie. - Garulfa nie znam. O Gleomerze z dworu króla Fengela słyszałem, jeśli o tego samego chodzi ojca. Éoredowi z Helmowego Jaru przewodzi Mildryd Tarczowniczka. Ją spytać możecie, bo dłużej ode mnie marszałkowi służy. W Grimslade mieszka Erkenhelm, co jednemu z eoredów Grimborna dowodzi. I sam lord zna swych ludzi z imienia. A i Elfthain, lord Fowlmere znać losy Garulfa może, jeśli na służbę Zachodniej Marchii brat pani Glèowyn się zaciągnął.
- Dziękuję za twe wskazówki. - Zwinnoręki skłonił głowę. - Zaraz pewnie na koń przyjdzie nam siadać? Oby dobre wieści czekały u celu.
Raz jeszcze skinął głową dziesiętnikowi i, prowadząc Szrona, ruszył w stronę reszty bractwa. Chciał jeszcze przed wyruszeniem w dalszą drogę podzielić się z Gléowyn zasłyszanymi od Fenmera informacjami.

 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21-08-2022, 04:18   #102
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację


Światła w oddali zdradzały obozowe ogniska éogarowych. Wieść o uwolnieniu marszałkowej dotarła pierwsza od oddziału konnych z Esfeld a to za sprawą wysłanego przodem gońca. Nastroje wśród Rohirrimów były wyśmienite, morale wysokie a pieśni bractwo dosłyszało zanim wjechało między namioty. Nikt ku nim nie wyjechał naprzeciw, co było zrozumiałym ze względu na porę dnia. Podróżujący bez pochodni Rohirrimowie, zdający się na wzrok i instynkt swych wierzchowców, byli niemal niewidoczni.

Kwatera dla królewskich, którzy zapewnili wolność marszałkowej czekała na nich przygotowana. Widzieli jak Esfeld wpadła w ramiona mężczyzny, którym musiał być nie nikt inny niż Drugi Marszałek Riddermarchii, nim zniknęli w największym namiocie.

Éogar był postawnym wojem na początku szóstego dziesięciolecia, któremu upływ czasu nie skruszył jeszcze ciała. Szerokie bary i sylwetka masywnego niedźwiedzia wręcz odmładzały drugiego po królu dowódcy, ziemianina i polityka Rohanu. Włosy i wąsy już od lat siwe, nosił zaplecione, a oczy koloru były głębokiego błękitu zimowego lodu, jak głosiła wieść szczególnie lodowatych wobec wrogów, tak kruszejących ciepłym blaskiem jedynie wobec żony i syna.

Obozowisko mieściło o wiele więcej zbrojnych niż mógł liczyć przyboczny éored marszałka. Sądząc po ilości namiotów, ognisk i widocznych wojów, Władcy Koni byli w sile kilku setek.

Zaopiekowano się końmi bractwa, a w namiocie znaleźli gotowe posłania oraz misy z wodą do obmycia się po terenie, jak i dzbany do picia.

Nim zdążyli się całkiem rozlokować złożył im wizytę poznany wcześniej Fenmer, który zaproszenie na wieczerzę od marszałkowej pary przyniósł, wraz z dodatkowymi kocami, bo choć letnia, to noc wyjątkowo chłodną była.

 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 12-09-2022 o 05:18.
Campo Viejo jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 24-08-2022, 20:04   #103
 
Lua Nova's Avatar
 
Reputacja: 1 Lua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputacjęLua Nova ma wspaniałą reputację
- Mildryd? - zdziwiła się i obróciła ku Gléowyn. - Mówiłaś, że królewskie posłannictwo do Éogara was prowadziło z Edoras do Zachodniej Marchii?

Gléowyn zwróciła twarz ku marszałkowej i skinęła uprzejmie głową.
- Tak pani i osoba Mildryd jest w tym posłannictwie istotna. - Przez chwilę się zawahała, ale widząc odejście Cadoca i zachowanie Eiliandis, uznała, że oboje dali jej wolną rękę w sprawie wyjaśnień. Wszak wiedzieli, że Rohirrimka nie nawykła kłamać. - Król Thengel opowiedział nam o martwiącej go zaciętej waśni między jego dwoma prawymi rękami, czyli Drugim i Trzecim Marszałkiem Marchii, Cenrica ze Wschodniej Bruzdy i Eogara z Zachodniej, a która to pamięta jeszcze czasy panowania jego ojca Fengela. Poprosił nas byśmy w celu zażegnania tego sporu, udali się z poselstwem do obu marszałków. Zasugerował, że może w tym pomóc małżeństwo Mildrid i Esmunda, kapitana Marszałka Cenrica. Wiele lat temu, Mildryd i Esmund, choć niespokrewnieni więzami krwi, wychowywali się nierozłączni jak brat i siostra, gdyż ich rodziny łączyła wielka przyjaźń. Król ma nadzieję, że ślub będzie dobrym i honorowym powodem zgody obu jego wasali. Pierwej chcieliśmy jednak porozmawiać z Mildryd, czy jest w ogóle zainteresowana takim rozwiązaniem, sprawa jest dość delikatna, zważywszy na to co przeszła i nie chcemy jej w żaden sposób przymuszać do tego. - Bardka uśmiechnęła się do Pani Esfeld. - Bylibyśmy zaszczyceni i niezmiernie wdzięczni, gdyby szepnęła pani za nami słowo swemu mężowi i umożliwiła rozmowę z Mildryd.

***

Resztę drogi Gléowyn jechała obok pani Esfeld, dotrzymując jej towarzystwa i zabawiając rozmową. Skorzystała też z okazji by wypytać o swojego brata Gárulfa, wyjaśniając, że poszukuje go po całym królestwie. Być może pani Eslfeld słyszała o młodym Rohhirimczyku, synu Gléomera?

Kiedy dotarli do obozu ludzi Éogara, Gléowyn w pierwszej kolejności zajeła się osobiście swoim wierzchowcem. Widok czułego powitania marszałka z żoną, przywołał miłe wspomnienia o kochających się rodzicach. Dobrze, że wszystko skończyło się dla pani Esfeld szczęśliwie, choć całej tej sytuacji można było wszak uniknąć. Dziewczyna westchnęła cicho.

Po dotarciu do przygotowanego dla nich namiotu, odłożyła swoje rzeczy i usiadła. Poczuła jak całe napięcie dnia dzisiejszego z niej uchodzi jak powietrze z rybiego pęcherza i jak bardzo jest obolałą i zmęczona. Kiedy pojawił się Fenmer z zaproszeniem na wieczerzę i kocami, podziękowała mu uprzejmie. Kiedy Bractwo zostało same, zwróciła się do swoich towarzyszy.
- Powinniśmy się przygotować na spotkanie z marszałkiem odpowiednio. Dobrze byłoby omówić wszystkie tematy, które chcielibyśmy poruszyć.
 
__________________
Nawet jeśliś czysty jak kryształ i odmawiasz modlitwę przed zaśnięciem, możesz stać sie likantropem, gdy lśni księżyc w pełni...
Lua Nova jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 26-08-2022, 14:14   #104
 
sieneq's Avatar
 
Reputacja: 1 sieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputację
Zwinnoręki przysiadł na posłaniu, z ulgą prostując zesztywniałe od długiej jazdy nogi. Legowisko ze świerkowych gałęzi, przykrytych skórami, uginało się sprężyście, obiecując wygodny i kojący sen.

Wiadomość o zaproszeniu, przekazaną przez Fenmera, który chwilę później zaszedł do ich namiotu, przyjął z mieszanymi uczuciami.
Marszłkowie na ucztę proszą... - westchnął, gdy Rohirrim opuscił namiot. - oby znowu o cnotach nie trzeba było rozmawiać. - uśmiechnął się lekko. Ale pan marszałek znać, że wojownik, to go pewnie inne sprawy będą interesować - dodał, już poważnie. - I nieuroczysty strój pewnie wybaczy. - Zwinnoręki z rezygnacją popatrzył na spodnie i kaftan, na których wciąż jeszcze widoczne były plamy zaschniętego błota, które nie do końca wykruszyło się w ciągu pełnego przygód dnia.

W odpowiedzi na słowa Gléowyn o potrzebie przygotowania się do spotkania z gospodarzami i naradzenia jak zleconą misję wypełnić, nie miał za dużo do powiedzenia.
- Jeśli zaś z Mildryd przyjdzie porozmawiać - to chyba pani Eliandis, Yaraldiel, albo ty, Gléowyn? Nie my? - wskazał na siebie i Rogacza. - A to trudna może być rozmowa...
A po chwili, jakby cos mu przyszło na myśl, spojrzał na towarzyszkę i dorzucił:
- A może... może jakąś pieśń zaśpiewasz, co poruszyłaby jej serce? Wszak wiadomo, że to potrafisz - uśmiechnął się ciepło do bardki.
 

Ostatnio edytowane przez sieneq : 26-08-2022 o 14:24.
sieneq jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 30-08-2022, 11:42   #105
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Oddawszy kopytną bestię pod opiekę obozowego ciury, Rogacz z ulgą powitał zarówno siennik, jak i wieść o wieczerzy. Był głodny. Ale amorami sobie głowy zaprzątać nie zamierzał. Doszedł do wniosku, że osiągnięty cel choć niezgodny z królewskim posłaniem, winien być królowi równie miłym co to całe zjednywanie ku sobie starych, sękatych wojów. Lud koniarzy niechże więc sam swoje rodziny swata.
- Poczynaj zatem Gleowyn. Pieśnią, słowem... Nie podpowiem. Nie wyznaję się na pierwszym, a na drugim... - uśmiechnął się wilczo, ale nie dokończył.
Misę z wodą zabrał ze sobą przed namiot i z przyjemnością wylał sobie na głowę pozwalając by przez dobrych parę chwil strugi ściekały po zakurzonej skórze. Przetarł twarz i smoliste włosy i spojrzał na zebrane rzędy wojskowych namiotów. Grymas znamienny dla ludzi, którzy smród poczują wykrzywił jego usta, ale zaraz spojrzał na wypasany w odległości tabun koni i tym razem zamyślił się już bez emocji wspominając rozmowę z Marszałkową i to co go najbardziej w niej zadziwiło. Po czym znów uśmiechnął się półgębkiem i wrócił na chwilę do namiotu.
- To wy tu knujcie, a ja się po obozie przejdę.

Spacerując po obozie nie krył się specjalnie ze swoim pochodzeniem. Bycie solą w oku mu jednak nie przeszkadzało. Przeciwnie satysfakcję sprawiało. Ale i ciekawiło go o czym obóz tak radośnie huczał. Bo znalezienie Marszałkowej jakkolwiek dobrą wieścią było, tak tyle mieczów gdy się zbierze pod sztandarem "Bij Dunlandczyka", to niełacno im się będzie rozejść bez choćby małej potyczki. A tu radość najprzedniejsza, choć niedawno słyszał, że w pobliżu mogą być Frecasburczycy. A i samą Mildryd udało mu się wypatrzeć, bo znamienita to wojowniczka być musiała i z wiankiem słomianowłosej gwardii do obozu zjechała po Bractwie. Przyglądał się z oddali dumnej tarczowniczce gdy wierzchowca koniuchom zdawała i do namiotu Marszałka zameldować się pewnie poszła.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 12-09-2022, 05:13   #106
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację


Rogacz przechadzał się po obozie a stacjonujący Eorlingowie w znakomitej większości nie zwracali na niego uwagi zajęci własnymi sprawami. Jednak byli i tacy, którzy obserwowali go krytycznie z nieukrywanym zimnym dystansem. Czasem, gdy przechodził między namiotami poły były spuszczane zakrywając wnętrza. Gdzieniegdzie rozmowy były ostatentacyjniea przerywane. Kilkakrotnie dosłyszał rzucone z pogardą słowa, że idzie królewski szpieg. Dla równowagi jednak, zdążały się i cieplejsze wejrzenia złotowłosych, taksujące jego osobę z nutą uznania i ciekawości. Pewnym było, że na anonimowość nie mógł liczyć i chyba wszyscy w obozie wiedzieli i jego o obecności, nikt prawie o nim więcej niż kilka suchych faktów i dużo domysłów. Jednym był miejscowym przewodnikiem, może Wulfingiem, innym cudzoziemcem najętym przez króla, niektórzy mogli w nim widzieć Dunlandczyka. A jeśli ktokolwiek poinformowany o oficjalnym pochodzeniu z Doliny Czarodzieja, to musiałby ową wiedzę posiadać z Edoras, co było raczej wątpliwym.

Ze strzępów rozmów słów obcego języka, które jednak wyłowił z gwaru i śpiewu licznych zbrojnych, było kilka powtarzających się motywów, których się domyślił.

Esfeld uwolniona przez oddział zwiadowczy z pomocą kompani z Edoras na rozkazach króla będących. Jeźdźcy Frána odstąpili na widok konnych Grimborna. A wszystko przetykane żywa wrogością do dundlandzkich bandytów, śmiechem o podkulonych ogonach Wulfringów i chęcią przykładnego odwetu, wyrównania rachunków na winnych porwania marszałkowej, czyli krnąbrnych i dzikich ciemnowłosych. Tak to sobie wszystko odbierał oceniając mowę ciała i czytając nastroje zbrojnych sąsiadów, których od pół tysiąca lat jego lud nazywał okupantem ziemi przodków.





Kiedy zawitali w namiocie marszałka, na ich widok Esfeld uśmiechnęła się i podchodząc ku nim ujęła Gléowyn i Eiliandis za ręce i skinąwszy zapraszając głową ku reszcie bractwa, poprowadziła między innymi Eorlingami na tyły kwatery polowej.

Éogar, syn Halwina, pan Hełmowej Roztoki, wstał z fotela zza stołu i podszedł ku nim rozpromieniony. Potężna sylwetka starego wojownika i polityka, jednego z najbogatszych lordów w królestwie Rohanu robiła wrażenie, jakby upływ czasu mimo postępującego wieku nadal służył mężczyźnie. Mimo wczesnych sześćdziesięciu lat krok miał sprężysty, kręgosłup prosty, a posturę ciała doświadczonego i nadal groźnego niedźwiedzia.
Jasne długie wąsy po skądinąd ogolonej twarzy zaplecione były w warkocze, podobnie jak długie siwe, acz nadal gęste i grube włosy. Przenikliwe i bystre oczy dziwnie kontrastowały z szerokim uśmiechem marszałka, jakby ciepło z nich bijące to były ledwie pierwsze wiosenne odtaje po zmarzlinie.

- Oto moi wybawcy z rąk watażki klanu Chisela. Przeznaczenie ich na mej drodze postawiło za sprawą króla Thengela, który z Edoras ku tobie mężu wysłał ich o poczynaniach Dunlandczyków nieświadomy.

Nieco z tyłu, po obu stronach marszałka stały dwie postacie. Jedną była niezbyt urodziwa dworskimi standardami kobieta, średniego - męską, a wysokiego żeńską miarą wzrostu, której twarz i dłonie znaczyły cięte blizny wskazujące obok oficerskiego odzienia i dumnej, silnej aparycji na wysokiej pozycji dowódcę.

Z prawej strony wzrostem dorównywał Éogarowi olbrzymi wojownik o gęstych, kręconych złotych puklach. Jego masywny korpus na myśl przywodził solidny pień dębu, a ręce i nogi grube konary. Bynajmniej jednak był otyłym wojownikiem, bo masę zawdzięczał zdecydowanie wrodzonej konstytucji grubej kości i naturalnych mięśni nadal młodego mężczyzny w średnim wieku. Twarz oficera była ponura i groźnie wyglądająca nim widok bractwa rozpogodził oblicze niczym wiatr rozpędzający czarne chmury dając upust promieniom słońca na błękicie nieboskłonu. Zwinnorękiemu na myśl przyszedł Beorn, którego nie widział na własne oczy lecz tylko z opisów słyszał. Lord Grimslade gdyby inny kolor włosów nosił, mógłby z opisów aparycji być jego mniejszym bratem.

Pozostali przebywający w międzyczasie zbrojni w milczeniu opuścili namiot bez żadnego danego im w obecności bractwa rozkazu.

- Jam jest Éogar, mąż Esfeld, pani na Helmowym Jarze, ojciec Erkenbranda i Drugi Marszałek Riddermarchii. - mężczyzna ukłonił się. - Wielce rad was poznać jestem, boście nieocenioną służbę mej rodzinie uczynili z dunlandzkich rąk ukochaną małżonkę odbierając. Czyny opisują ludzi, nie słowa, więc żeście kompetentnymi już mi wiadomo.

Wzrok wodził po wszystkich zatrzymując z powrotem na bardce.

- Gléowyn córka Gléomera. - bardka ukłoniła się ze szczerym szacunkiem wobec dostojnika.

Następnie wskazując po kolei na towarzyszy wymieniała ich imiona i pochodzenie. Przy Cadocu z Doliny Czarodzieja oczy Grimborna i Mildryd, kapitanów Zachodniej Marchii, baczniej oceniały jego postać niźli pozostałych gości. Lord Grimslade więcej swej uwagi poświęcał chyba tylko pani Yáraldiel. Tarczowniczka zaś swym zachowaniem nie zdradzała oznak jakichkolwiek myśli, które kryć się mogły za kamienną twarzą zdyscyplinowanego żołnierza. Trzydziestokilkulatka wymieniła kilka spojrzeń z Esfeld, od której była o kilka lat młodsza, w odpowiedzi na spokojny wzrok marszałkowej. Bractwo łatwo mogło się domyślić, że córka Galwyna została uprzedzona o istotnej roli, której dotyczy jej osoba.

- Jedzmy i pijmy, aby uczcić szczęśliwy dzień, bo okazja jest zaiste istotna nam wszystkim w czasie, który jest nam dany w tym życiu. - zapraszał bractwo do zdjęcia uprzednio przygotowanych miejsc.

Stół pokryty był czystym, złotym obrusem a srebrne półmiski wypełnione były dziczyzną, owocami i pieczonymi ziemniakami. Z dzbanów do cynowych pucharów ordynans marszałka każdemu nalewał pitnego miodu lub czerwonego wina, wedle życzenia.

Przy talerzach każdy z bractwa zauważył leżące po cztery złote monety oraz jednym tegoż kruszcu pierścieniu z osadzonym kamieniem różnych kolorów. Niebieski, czerwony, zielony i przezroczyste. Eiliandis Eadweardiel i elfka z łatwością rozpoznały ich szlachetną naturę.

- Proszę. Zechciejcie przyjąć w geście wdzięczności owe dary, których wartość nigdy nie dorówna zdrowiu i życiu mej ukochanej Esfeld. - rzekł zajmując swoje miejsce. - Wiem już od żony okoliczności jej oswobodzenia. Czego nie wiem, to powody które bandytów odwiodły od ich niedorzecznych zamiarów i w ogóle do chęci rozmowy z wami… Z raportu Fenmera wiadomym jest mi również, że jednym z warunków umowy było ujście z lasu porywaczy z zachowanym życiem. Potrafię to zrozumieć na potrzeby ważkiej chwili, bo i dla mnie Esfeld droższa jest od całej tej krainy. Aby jednak sprawiedliwości stało się zadość muszą Dunlandczycy z klanu Żelaznych zapłacić. - stwierdził niczym oczywistość. - Jeśli nie dzisiaj, to w stosownym czasie. Czy na królewski autorytet Thengela powoływaliście się składając jakiekolwiek na przyszłość obietnice bandytom? - zapytał swobodnie.


 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 12-09-2022 o 05:16.
Campo Viejo jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19-09-2022, 14:27   #107
 
sieneq's Avatar
 
Reputacja: 1 sieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputację


Zasiadając przy zastawionym stole w namiocie marszałka, Zwinnoręki, o dziwo, nie czuł takiego skrępowania, jakie towarzyszyło mu podczas uczty w Złotym Dworze. Czy sprawił to czas spędzony w towarzystwie Gléowyn i reszty Bractwa?
- Tak niedawno to było, a jakby tygodnie upłynęły - pomyślał, słuchając przemowy witającego ich Éogara, w tle której słychać było delikatne dźwięki lutni, strojonej przez Gléowyn.
Gdy gospodarz zakończył przemowę, na końcu której zawisło jakby mimochodem rzucone pytanie, bardka powstała.
- Zechciejcie, panie i panowie, wysłuchać opowieści o wypadkach, które stały się naszym udziałem, w związku z owym nieszczęściem, jakie spadło na panią Esfeld, a które dzięki pomyślnemu zrządzeniu losu, zakończyło się szczęśliwie.
A gdy Marszałek skinął głową na znak aprobaty, usiadła ponownie, odsunąwszy nieco krzesło, z lutnią na kolanie. Wnet zabrzmiały pierwsze takty melodii, a Zwinnoreki, jak to mu się zdarzało, gdy słuchał śpiewu Gléowyn, przymknąwszy oczy, zatopił się w muzyce i słowach pieśni. Pytanie, które chwilę wcześniej zrodziło się w jego głowie, a dotyczące intencji marszałka wypytującego Bractwo czy w negocjacjach powoływali się na wolę króla Thengla, pozostało bez odpowiedzi i rozpłynęło pośród otaczających go dźwięków.
Bardka grała z wprawą, dopasowując akompaniament do naprędce składanych wersów. Opowieść, zaczęta pośród stepów Rohanu, gdzie bractwo natrafiwszy na ślad porywaczy, ruszyło z nim w trop, płynęła, opisując zdarzenia i członków Bractwa, którzy brali w nim udział, zwinność tropicieli - Yaraldiel i Roderica, odwagę negocjatorów - Eliandis i Rogacza, przebieg rozmowy i hardość Żelaznych wodzów. Smutna melodia towarzyszyła opowieści o sporze pośród Bractwa, który, choć groził rozłamem, został zażegnany dzięki lojalności i woli porozumienia - śpiewając o tym bardka podniosła wzrok znad instrumentu, spoglądając kolejno na marszałka i jego żonę, na Grimborna, a w końcu na dłuższą chwilę zatrzymując wzrok na Mildryd. Opowieść dobiegła końca, opisując szczęśliwe uwolnienie branki i ucieczkę porywaczy. Muzyka umilkła.
Marszałek skinął ku śpiewaczce.
- Piękna opowieść, córko Gléomera, godna pamięci talentu twego ojca, sławiąca czyny i cnoty, które nie powinny być zapomniane. Jednak - dodał po chwili - nie znajduję w niej odpowiedzi na pytanie, co porywaczy do ustępstw skłoniło - obrócił głowę w stronę Rogacza, utkwiwszy w jego twarzy przenikliwe pojrzenie, jakby oczekując by to on odpowiedział.

 

Ostatnio edytowane przez sieneq : 19-09-2022 o 15:10.
sieneq jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20-09-2022, 23:46   #108
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Przeciwnie do Leśnego Człowieka, Rogacz przy stole Marszałka wolał skupić się na jedzeniu niż na rozmowach. A już tym bardziej na tłumaczeniu się przed onym mężem szlachetnym.. Dunlandzkim zwyczajem nie podnosił specjalnie często wzroku na gospodarzy ni kapitanów, których przeciwnie spojrzenie czuł na sobie niby zapach futra przyczajonego wilka. Na talerzu skupiony czekał, by Gleowyn do rzeczy przeszła w swej pieśni i sprawę zrękowin przedstawiła. Pieśń jednak zamilkła, a Marszałek mimo jej tonu, samej puenty był ciekaw. Ciekaw, albo i podejrzliwością kierowany fałsz pod dunlandzką kurtą widział.

Dziubiąc w dłoniach pieczonego ziemniaka, bardziej łuskając gorący środek na talerz niż jedząc, Rogacz pozwolił by pytanie Marszałka zawisło bez odpowiedzi nieco dłużej niż powinno. W końcu podniósł wzrok. Wpierw na Eiliandis, która nagabnięta przez Mildryd pytaniem jakimś cichym została. Potem na Marszałka.

- Powołaliśmy się na autorytet Białego Czarodzieja - powiedział wypuszczając z poczerniałych dłoni ziemniaka na talerz - Ale skutek tego był tylko ten, że krew między nami, a nimi się nie polała. Zwyciężył dopiero - Rogacz spojrzał na monety koło talerza i pierścień z czerwonym klejnotem - strach. Wszystkich poza Casweluna. Człek to nienawistny, szalony i zajadły. Lady Esfeld poznała go niestety. Potwierdzi. Ale gdyby nie strach o niego jego siostry i jej autorytet wśród klanu, nie byłoby nas tutaj. Gdyby nie strach Gleowyn i Eiliandis o zdrowie Lady Esfled mogłaby ona wciąż być w rękach porywaczy. W końcu gdyby nie mój i Zwinnorękiego strach o nie obie, drużyną byśmy nie pozostali i sukcesu nie odnieśli. Także ścigaj Casweluna panie jeśli taka twoja wola. Tym lepiej dla nas, bo zgaduję, że i nam pomstę poprzysiągł. Ale… - tu spojrzał na moment wyzywająco w oczy Lorda Grimborna - nie mów panie tak lekko, że cała ta kraina nie jest tyle warta co jedna choćby najpierwsza niewiasta. Bo wrogowie twoi jak Caswelun będą chcieli ci odebrać to co nazywasz najcenniejszym. Lękaj się na równi o swoje lenno. Bo człowiek bez strachu jest jak Caswelun.
Po czym znów skupił wzrok na talerzu i tym razem zaczął jeść.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21-09-2022, 08:18   #109
 
sieneq's Avatar
 
Reputacja: 1 sieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputacjęsieneq ma wspaniałą reputację
Rohirrimka, zajmująca przy stole miejsce po lewej stronie Esfeld, nachyliła się ku siedzącym naprzeciw Eliandis i Zwinnorekiemu.
A zatem, czemu o mnie pytaliście? - rzekła cicho - Czego król Thengel chce od Mildryd, prostej wojowniczki w służbie pana Zachodniej Bruzdy?

Zwinnoręki oczekiwał, że odpowiedź padnie ze strony Gondoryjki. Obracając ku niej głowę, niespodziewanie napotkał spojrzenie Yaraldiel. Spoglądała na niego skupionym wzrokiem, jak owego wieczoru, podczas pierwszego biwaku po wyruszeniu ze stadniny Starego Dębu. Wtedy, gdy oznajmiła Leśnemu Człowiekowi swe podejrzenie, że w jego żyłach może płynąc krew elfiego plemienia. Tuż za tym wspomnieniem przyszła inna wizja. Zaczerpnął tchu.
- Pochodzę z plemienia Leśnych Ludzi - odezwał się. - Nasze domy otacza Mroczna Puszcza. Powiadają, że dawno temu był to zielony las, pełen strzelistych, kwitnących drzew. Ale od wieków nie żyją już ludzie, który by pamiętali tych, co mogli je oglądać. Teraz pośród mroku drzewa walczą, napierają na siebie, wspinają ku światłu, padają i obracają w proch. Trafiłem tam raz na polanę. Stały na niej dwa dęby, sędziwe i potężne. Jak dwaj mocarze zwarci w śmiertelnej walce, napierały na siebie, splatając konary, potężne jak muskularne ramiona zapaśników. Trwały tak pochylone, jakby przygniecione własnym ciężarem. Korzenie sterczały ponad ziemią, nie mając siły się jej trzymać. Dlaczego olbrzymy jeszcze nie nie upadły? Podszedłem i zobaczyłem. Dwa młodsze drzewa, młodsze dęby, co wykiełkowały z żołędzi, które ongi opadły z gałęzi ich przodków, podpierały ich teraz swymi koronami. Dwa młodsze drzewa, słabsze od owych leśnych mocarzy, ale rosnące pień obok pnia, splotły ze sobą gałęzie i korzenie, nie pozwalając im upaść.
Wizja odpłynęła i młodzieniec przerwał opowieść. Po chwili dodał:
- Tego chce król od ciebie, pani. Abyś była jednym z tych drzew. Aby potężniejsi nie upadli, przygnieceni swoim sporem. A także byś nie była przy tym sama.
Powiedziawszy to umilkł, jakby zakłopotamy wypowiedzianymi przez siebie słowami.
 

Ostatnio edytowane przez sieneq : 21-09-2022 o 08:29.
sieneq jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 22-09-2022, 04:25   #110
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację


Éogar uśmiechnął się wargami i skinąwszy pucharem popił miodem odpowiedź Cadoca.

- Taaak. - rzekł Grimborn przeciągle, przerwawszy ogryzanie jeleniego golenia. - Wielkie słowa i wielkie plany snują w głowach wysoko, daleko od twardego gruntu noszonych.

- Co wiemy o tym niedorzeczniku Caswelunie? - zapytał marszałek kapitana.

- Wszystko i nic. - odrzekł lord Grimslade. - Awanturnik z durną fantazją. Z bliźniaczką przewodzi klanowi Żelaznych Ludzi. Po obu brzegach Adornu pomieszkują. Rzecznymi bandziorami zwani nawet przez miejscowych. Słynie w west-marchii dziecioróbstwem. - mówił z pogardą. - Zbrzuchacił wiele młódek po klanach żadnej nie biorąc sobie. Przechwala się dureń, że jego żoną zostanie kiedyś tylko córka eorlowa. Ale… - upił z kielicha. - Pomstę odradzam panie. Na razie. - popatrzył na zwierzchnika. - Fránę nacisnąć obietnicą zaprowadzenia naszych porządków i miru, jeśli sam nie umie.

Éogar słuchał podwładnego lorda w skupieniu.

- Doprawdy zadziwiasz mnie Grimbornie. Pierwszego cię widziałem mieczem i włócznią odpłacającego im skoro świt. - pan na Helmowym Jarze zerknął na Esfled i Mildryd i uniósł brew udając, wyolbrzymiając, lub szczerze okazując zaskoczenie.

- Rękę twą do miecza wyciagnięcia chce wymusić, aby klany Gáesela podburzyć. W ogniu utopić pogranicze. I do ruchu zmusić Frecasburg. - dodała Marszałkowa zgadzając się rozumowaniem Grimborna.

- Ogniem i mieczem z królewskim błogosławieństwem odnalazłbym i wrócił panią Esfled. - potwierdził bez ogródek kapitan. - Skoro jest już z nami, niech Frána głowę Casweluna przyniesie lub suto okupi złotem barbarzyństwo. A niech odmówi… - zanurzył mocne białe zęby w pieczonym mięsie.

Éogar dumał kiwając lekko głową trzymając puchar przy ustach. Grimborn dolał elfce i sobie do kielicha złocistego miodu.

W międzyczasie Tarczowniczka z ciekawością wysłuchawszy przypowieści Leśnego Człowieka lekko uśmiechnęła się.

- Piękna opowieść. - podsumowała melancholijnie przenosząc wzrok od Rodericka do Eiliandis. - W prawdziwym życiu jednak stare drzewa ustępują miejsca młodym tylko wprzódy już siły nie mają ich karłowacić. A kiedy w końcu padają… to jakże często z zemsty łamią młode przygniatając swym ciężarem na zawsze… Ot, takie prawo lasu widać. - złamała w silnych rękach kawał gnata. - Gorzej jednak, gdy stare drzewa widzą krzywdę wyrządzaną swoim przez innych i żyją dalej pamiętając o tym… - jej oczy na chwilę rozbłysły złowrogim gniewnym ściemnionym blaskiem.

- I my mamy opowieści o naszych drzewach. - wznowiła po chwili tajemniczym tonem. - Bo też mamy nasz mroczny las. W Fangornie, który stary jest jak góry i wzgórza, są i takie miejsca, których ziemi promienie słońca, ani blask księżyca nie dotknął od tysięcy lat. Tak gęste są tam korony drzew. Powiadają, że w tym lesie, drzewa chodzić umieją. Las, pełen dziwnych, dzikich bestii i potworów. Z nienawiścią zabijają śmiertelników, którzy są na tyle głupi, aby do Fangornu wchodzić… - popatrzyła po gościach i dokończyła z przekąsem - Przynajmniej to mówimy dzieciom, aby się w nim nie zgubiły. - odsunęła od siebie naczynie ogryzionych kości.

- Lecz jeśli wiedzy o drzewach król Thengel szuka u mnie, to niewiele w tym się rozeznaję. - paznokciem pogrzebała między zębami zapewne utknięte włókno dziczyzny dłubiąc. - Co innego o koniach. - dodała weselej ponura córka Galwyna sięgając po wino. - I włóczni. - wzruszyła ramionami dając do zrozumienia, że póki co niewiele jej opowieść Zwinnorękiego powiedziała.


 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 22-09-2022 o 04:32.
Campo Viejo jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:06.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172