Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-09-2022, 04:24   #121
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację

Sierżant wypiął pierś i z cicha stuknął obcasami przyjmując do wiadomości kapitański rozkaz.

- Miłego wieczoru państwu życzę - skłonił się Sanglierom choć mówiąc patrzył już tylko na Anję Durmont.

Odwróciwszy się do odejścia skinął jeszcze pożegnanie Pollaninowi, którego zapewne widział po raz ostatni w życiu.




W drodze do portu kapral Wilder nie krył swojego zaciekawienia powodów wizyty w pałacu. A że już sporo wiedział od nowych kadetów, to tylko rozpalało wyobraźnię doświadczonego instruktora, który mimo młodego wieku, już był starym weteranem.

- A widzisz - mówił mu Mathieu wyruszywszy umyślnie ramionami. - Zostaniesz sierżantem to zobaczysz. Nie tylko drzwi karczm, ale i regenckie jadalnie będą stały otworem. - stwierdził jak gdyby nigdy nic.
- Dobrze karmią, co?
- Oh… - westchnął jak objedzony po dziurki w nosie i przejechał językiem po zębach z przodu pod wargą. - Nie odmówiłbym nawet przed bitwą.

Wiadomym było, że walczyć o pustym żołądku to podstawa, którą żarłoczny sierżant wpajał kadetom i sam przestrzegał jak kadet instrukcji obsługi szpadla do kopania okopów, więc słowa Rentona tylko podsycały apetyt kaprala.

- Opowiedziałbyś lepiej, co było w jednostce kiedy mnie nie było? Ciekawego co? - zagadnął Mathieu zmieniając temat.

Szli szeroką brukowaną aleją wzdłuż nabrzeża wynurzywszy się z uliczki, która jak wiele innych wijąc się wąskimi przejściami między domami wpadały do portu jak rzeki do morza.

- Ciekawego? - zamyślił się kapral z trudem nadążając wielkim krokom wyższego o głowę kompana. - A… - żachnął się. - Dziewczyna zerwała zaręczyny z Alcestem. List mu podała przez zaopatrzenie z Tuluzy i o zwrot fotosa prosiła.
- Uuuu… - mruknął Renton.

Alcest był tak zakochany, że odkąd się zaręczył, były przemytnik nie mógł przestać trajkotać o pannie Bledurt i kiedy mu się trzyletni kontrakt z Rezystą skończy. Wpatrywał się w wolnych chwilach w bilet szkicowanego portreciku dziewczyny jak ciele w malowane wrota. Kogo tam stać na prawdziwe fotografie…

- Nooo… Podłamał się z początku, ale jaja jednak ma. Pozbierał od chłopaków stare pamięciówki i wszystko jej odesłał ze słowami, że sprawy nie ma, lecz po prawdzie nie jest pewnym jak ona wygląda, więc żeby wybrała swój fotos, a resztę odesłała z następnym transportem!

Renton parsknął śmiechem tak głośno, że zerwały się do lotu mewy z pirsów, choć spały z dziobami wtulonymi w pióra.

W oddali górował Katamaran Kashki, który ani na wrak, ani katamaran nie wyglądał. Architektura portu naturalnie jak dżingla w ludzkie ruiny wrosła w pływającą niegdyś jednostkę wojskową. Długie lufy ciężkich dział w równych odstępach patrzyły skierowane ku wejściu do zatoki. Górująca dwadzieścia pięć metrów nad nabrzeżem żelazna konstrukcja wieży obserwacyjnej mrugała światełkami jak gwiazdy na tle czarnego nieba.

Wartownik stojący u wejścia na metalowe schody części kompleksu zbrojnego, widząc oficerskie mundury Rezysty nie zatrzymywał ich, choć przyglądał się notując w pamięci. Raport z warty rzecz rutynowa, a wieczór do takowych grona nie zanosił się. W porcie było kontrolowane zamieszanie. Zwiekszona liczba zbrojnych, gdzie okiem nie spojrzeć śpieszących się gdzieś członków załogi obrony portowej.

W cieniu skrzyń jakiegoś ładunku czekali cierpliwie nieopodal wieży nie długo i nie krótko. W końcu spiralne schody zadudniły donośnie i bezlitośnie pod ciężarem trepów zmiany na posterunkach. Po wejściu na platformę ostatniej kondygnacji dwóch Bordenoir, para operatorów niespiesznie schodziła na dół z gniazda. Rozeszli się u podstawy, a sierżant z kapralem ruszyli za jednym z nich.

- Vive la Franka. - przywitał się kapral Wilder grzecznościowo ulubionym mottem Rezysty.
- Na wieki wieków. - odkiwnął głową młody Bordenoir, nieco zaskoczony spotkaniem, a tym bardziej widokiem olbrzymiego czarnoskórego Franka.

Sierżant obszedł łącznościowca z drugiej strony, że tamten szedł w środku.

- Słuchaj uważnie, bo nie będę powtarzać. - Renton położył ciężką jak kowadło dłoń na ramieniu szeregowca. - Oryginalna treść meldunku z twojej zmiany jest potrzebna. Od tego losy Perpignanu, a może i Franki zależą. Więc… - zawiesił głos - … dyskretnie, acz szczerze opowiadaj bracie! - uścisnął ze stanowczym wyczuciem bark żołnierza.
- Opowiadaj bracie. - jak niecierpliwe echo powtórzył kapral bacznie rozglądając się po okolicy.


 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 20-09-2022 o 04:36.
Campo Viejo jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem