Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Postapokalipsa Świat umarł. Pogodzisz się z tym? Położysz się i umrzesz przygnieciony megatonami, które spustoszyły Twój świat, zabiły rodzinę, przyjaciół, a nawet ukochanego psa? Czy weźmiesz spluwę i strzelisz sobie w łeb bo nie dostrzegasz nadziei? A może będziesz walczyć? Wstaniesz i spojrzysz na wschodzące słońce po to, by stwierdzić, że póki życie - póty nadzieja. I będziesz walczył. O przyszłość. O jutro. O nadzieję... Wybór należy do Ciebie.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-09-2022, 04:24   #121
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację

Sierżant wypiął pierś i z cicha stuknął obcasami przyjmując do wiadomości kapitański rozkaz.

- Miłego wieczoru państwu życzę - skłonił się Sanglierom choć mówiąc patrzył już tylko na Anję Durmont.

Odwróciwszy się do odejścia skinął jeszcze pożegnanie Pollaninowi, którego zapewne widział po raz ostatni w życiu.




W drodze do portu kapral Wilder nie krył swojego zaciekawienia powodów wizyty w pałacu. A że już sporo wiedział od nowych kadetów, to tylko rozpalało wyobraźnię doświadczonego instruktora, który mimo młodego wieku, już był starym weteranem.

- A widzisz - mówił mu Mathieu wyruszywszy umyślnie ramionami. - Zostaniesz sierżantem to zobaczysz. Nie tylko drzwi karczm, ale i regenckie jadalnie będą stały otworem. - stwierdził jak gdyby nigdy nic.
- Dobrze karmią, co?
- Oh… - westchnął jak objedzony po dziurki w nosie i przejechał językiem po zębach z przodu pod wargą. - Nie odmówiłbym nawet przed bitwą.

Wiadomym było, że walczyć o pustym żołądku to podstawa, którą żarłoczny sierżant wpajał kadetom i sam przestrzegał jak kadet instrukcji obsługi szpadla do kopania okopów, więc słowa Rentona tylko podsycały apetyt kaprala.

- Opowiedziałbyś lepiej, co było w jednostce kiedy mnie nie było? Ciekawego co? - zagadnął Mathieu zmieniając temat.

Szli szeroką brukowaną aleją wzdłuż nabrzeża wynurzywszy się z uliczki, która jak wiele innych wijąc się wąskimi przejściami między domami wpadały do portu jak rzeki do morza.

- Ciekawego? - zamyślił się kapral z trudem nadążając wielkim krokom wyższego o głowę kompana. - A… - żachnął się. - Dziewczyna zerwała zaręczyny z Alcestem. List mu podała przez zaopatrzenie z Tuluzy i o zwrot fotosa prosiła.
- Uuuu… - mruknął Renton.

Alcest był tak zakochany, że odkąd się zaręczył, były przemytnik nie mógł przestać trajkotać o pannie Bledurt i kiedy mu się trzyletni kontrakt z Rezystą skończy. Wpatrywał się w wolnych chwilach w bilet szkicowanego portreciku dziewczyny jak ciele w malowane wrota. Kogo tam stać na prawdziwe fotografie…

- Nooo… Podłamał się z początku, ale jaja jednak ma. Pozbierał od chłopaków stare pamięciówki i wszystko jej odesłał ze słowami, że sprawy nie ma, lecz po prawdzie nie jest pewnym jak ona wygląda, więc żeby wybrała swój fotos, a resztę odesłała z następnym transportem!

Renton parsknął śmiechem tak głośno, że zerwały się do lotu mewy z pirsów, choć spały z dziobami wtulonymi w pióra.

W oddali górował Katamaran Kashki, który ani na wrak, ani katamaran nie wyglądał. Architektura portu naturalnie jak dżingla w ludzkie ruiny wrosła w pływającą niegdyś jednostkę wojskową. Długie lufy ciężkich dział w równych odstępach patrzyły skierowane ku wejściu do zatoki. Górująca dwadzieścia pięć metrów nad nabrzeżem żelazna konstrukcja wieży obserwacyjnej mrugała światełkami jak gwiazdy na tle czarnego nieba.

Wartownik stojący u wejścia na metalowe schody części kompleksu zbrojnego, widząc oficerskie mundury Rezysty nie zatrzymywał ich, choć przyglądał się notując w pamięci. Raport z warty rzecz rutynowa, a wieczór do takowych grona nie zanosił się. W porcie było kontrolowane zamieszanie. Zwiekszona liczba zbrojnych, gdzie okiem nie spojrzeć śpieszących się gdzieś członków załogi obrony portowej.

W cieniu skrzyń jakiegoś ładunku czekali cierpliwie nieopodal wieży nie długo i nie krótko. W końcu spiralne schody zadudniły donośnie i bezlitośnie pod ciężarem trepów zmiany na posterunkach. Po wejściu na platformę ostatniej kondygnacji dwóch Bordenoir, para operatorów niespiesznie schodziła na dół z gniazda. Rozeszli się u podstawy, a sierżant z kapralem ruszyli za jednym z nich.

- Vive la Franka. - przywitał się kapral Wilder grzecznościowo ulubionym mottem Rezysty.
- Na wieki wieków. - odkiwnął głową młody Bordenoir, nieco zaskoczony spotkaniem, a tym bardziej widokiem olbrzymiego czarnoskórego Franka.

Sierżant obszedł łącznościowca z drugiej strony, że tamten szedł w środku.

- Słuchaj uważnie, bo nie będę powtarzać. - Renton położył ciężką jak kowadło dłoń na ramieniu szeregowca. - Oryginalna treść meldunku z twojej zmiany jest potrzebna. Od tego losy Perpignanu, a może i Franki zależą. Więc… - zawiesił głos - … dyskretnie, acz szczerze opowiadaj bracie! - uścisnął ze stanowczym wyczuciem bark żołnierza.
- Opowiadaj bracie. - jak niecierpliwe echo powtórzył kapral bacznie rozglądając się po okolicy.


 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 20-09-2022 o 04:36.
Campo Viejo jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20-09-2022, 14:04   #122
 
8art's Avatar
 
Reputacja: 1 8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację8art ma wspaniałą reputację
Przed pałacem, wczesny wieczór 23 sierpnia 2595

Niespodziewana obecność plemiennych wojowników z akaczami, była Kuoro na rękę. Stali w wystarczającej bliskości pałacu, aby ktoś ciekawski ze służby Veracqa mógł ich dostrzec z okien budynku. A Kuoro nie miał wątpliwości, że czyjeś ciekawskie oczy z pewnością śledziły kroki Neolibijczyka. Wanadu i tak miał zamiar w najbliższym czasie udać się do konsulatu, a że konsulka chciała spotkać się z tajemniczym Neolibijczykiem szybciej niż zakładał, nie nastręczało mu żadnej trudności, a jedynie oszczędziło spaceru.

Afrykanin odpowiedział wojownikom równie zdawkowym pozdrowieniem, ale uśmiechnął się, jakby był w towarzystwie dobrze mu znanych harapów. Naturalnym krokiem, tak jakby zbliżał się do swojego koma, ominął wojowników i rozsiadł się wygodnie w pojeździe. Nie miał zamiaru uciekać, choc był przekonany, że harapowie łatwoby go nie złapali. Sandały wysokiego afrykanina, potrafiły go nieść bardzo szybko, a jak wielokrtonie powtarzali matka i ojciec, Wanadu wywodzili swój ród od najszybszego człowieka świata, szybszego niż błyskawica i leopardy Bolta Saina. No ale ocywiście nie było żadnej mowy o ucieczce czy o spacerze do konsulatu. Nie kiedy czekała na Kuoro podwózka wyraźne uwierzytelniająca związki Neolibijczyka z konsulatem, na które tak się powoływał zarówno przed Gauthierem, jak i Veracqiem.

Dla pewności, że obecność afrykańskich wojowników (i oczywiście jego samego) nie pozostanie zauważona, zasugerował pewną opcję, podjudzając harapów:

- Nitakuambia kuwa waliwacheka wapiganaji wa Kiafrika ndani ya kasri. Endesha karibu! Umati huu unahitaji kukumbushwa kwamba katika jiji hili wazao wa simba wanatamani!
Rzeknę wam, że śmiali się z afrykanskich wojowników w pałacu. Przejedźcie obok. Tym wronom trzeba przypomnieć, że w tym mieście żądzą potomkowie lwów.

Co do rzutów, to myślę, że jeśli o całośc spostrzeżeń "dyplomaycznych", to odpowiednie będzie CHA + Negotiations, o spstrzeżenie niebezpieczeństwa Psy+Reaction, a o taka generalna spostrzegawczość: INS+Perception

 
8art jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 20-09-2022, 15:05   #123
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację

Port w Perpignanie, wczesny wieczór 23 sierpnia 2595

Uwięziony pomiędzy dwoma werbownikami Rezysty, młody klanowy żołnierz o przyciętych króciutko włosach nie przestawał się oglądać to na czarnoskórego olbrzyma, to na idącego z drugiej strony szczupłego wysokiego Alpejczyka.

- Nie mogę - powtórzył po raz wtóry zatrzymując się w końcu obok intensywnie cuchnącego petrolem metalowego zbiornika - Regulamin, ja zbyt niski stopniem. Panowie oficyry, naczelny zmiany ciągle w środku, raport spisuje. Jeśli pytania macie, to idźcie do niego, zanim wyjdzie. Ja szacunek do szarż mam i los Franki też dla mnie ważny, ale regulamin to regulamin, nie wolno mi, bo to była wiadomość alarmowa, a dyżurny ją uznał za ściśle tajną. A teraz dajcie przejść, proszę.

W głosie szeregowego wojaka brzmiały przeplatające się ze sobą nuty niepokoju i determinacji, a ta druga była dość silna, aby Renton zrozumiał, że więcej informacji wyciśnie z młodzieńca wyłącznie przemocą.

Spojrzenie sierżanta pobiegło z powrotem w stronę rzucającej coraz głębszy cień wieży artyleryjskiej. Bywał w niej w ramach pełnionych obowiązków dość często, aby orientować się w układzie pomieszczeń i wiedział doskonale jak dojść najmniejszym kosztem czasu do położonego na parterze pokoju radiowego, bez wzbudzania niepotrzebnego zainteresowania stacjonujących kilka pięter wyżej harapów oraz techników nadzorujących bezustannie stan elektrycznych instalacji Kashki.

- Szanujemy twoją powściągliwość, żołnierzu - odezwał się Wilder wciąż przytrzymując radiowca za rękaw mundurowej bluzy - W takim razie mam inne pytanie. Kto poprowadził na morze eskadrę ratunkową? Pięć szturmowców, w tym Gandolfino. To nie jest eskorta dla dhowa z podartymi żaglami.

- To akurat żadna tajemnica - odpowiedział pośpiesznie żołnierz przejawiając czytelną radość z faktu, że może coś wreszcie wyjawić swym ciemiężycielom bez łamania przepisów - Moniteur Legardinier i faucon Durand.

Wilder i Renton wymienili porozumiewawcze spojrzenia, obaj doskonale znali bowiem nie tylko z widzenia obu weteranów klanowej floty.

Cokolwiek zaangażowało w realizację operacji oficerów Bordenoir uchodzących za liniowych dowódców floty Perpignanu, musiało zostać wcześniej bardzo wysoko sklasyfikowane na liście zagrożeń.

- Czy to może mieć coś wspólnego z sąsiadami z Balearów, żołnierzu? - spytał Wilder puszczając w końcu rękaw młodego Franka - Albo z Leopardami?

- Nie mam pojęcia - wzruszył ramionami coraz bardziej zdenerwowany żołnierz - Treść przekazu zna tylko naczelnik zmiany i operator, który ją odebrał, obaj są jeszcze w środku.

Pierwsza próba zdobycia informacji nie została zwieńczona całkowitym sukcesem, ale pojawiła się szansa na jeszcze jedno podejście, tym razem do dowódcy zmiany w sekcji radiowej w wieży. Poproszę o stosowny test - CHA+Conduct albo CHA+Leadership albo CHA+Negotiation albo PSY+Domination albo PSY+Deception, w zależności od wybranego podejścia (grunt, żeby scena fabularna oddawała wyraźnie rodzaj wybranego podejścia do rozmówcy). Dodatkowo masz premię +1k6 za autorytet Rentona oraz - pod warunkiem umiejętnego wkomponowania Konceptu Conqueror w rozmowę - +2k6 za użycie Konceptu właśnie. Powodzenia!




Taras widokowy przy pałacu, wczesny wieczór 23 sierpnia 2595

Krążący ustawicznie pomiędzy dystyngowaną towarzyszką konwersacji, a czarnoskórym olbrzymem, kapitan Demarque znalazł w końcu dość czasu, by stanąć u boku wpatrzonej w morze Anji Durmont. Wymowna cisza zawisła na chwilę w ciepłym wieczornym powietrzu, podkreślona kontrastem toczonych wszędzie wokół ożywionych rozmów.

- Proszę mi wybaczyć zbyt impulsywne zachowanie - powiedział w końcu oficer, odwracając się do szlachcianki i opierając łokciem o kutą z żelaza poręcz tarasu - Dłuższy pobyt w miejscu takim jak Perpignan, na swój sposób niemal równie multikulturowym jak Tulon, zaburza percepcję wyniesioną z uporządkowanego życia w Montpellier. Pani obecność boleśnie przypomniała mi o wyrzeczeniach, jakie musiałem znieść decydując się na wstąpienie do Rezysty, stąd też emocje, które nie licują z godnością Sanga. Raz jeszcze przepraszam, również za fakt, że zmuszony jestem panią pozostawić bez swojej opieki. Służba nie drużba, pewne obowiązki nie mogą zostać pominięte nawet w obliczu tak atrakcyjnej alternatywy jak pani osoba. Muszę wracać do komendantury.

Słuchająca Demarque Anja nie mogła się oprzeć wrażeniu, że coś w jego zachowaniu uległo delikatnej zmianie, że okazywane jej od chwili spotkania pod pałacem zainteresowanie szlachcica nagle przygasło zastąpione zupełnie odmiennym źródłem emocji. I mogła tylko domniemywać, że powodem tego ochłodzenia relacji były niedawne wydarzenia w pałacu, a nie głęboko skrywana uraza i brak aprobaty dla zachowania pani Durmont wobec osoby temperamentnego polańskiego klanyty.

- Jeśli okoliczności będą sprzyjające, chętnie zaprosiłbym panią jutro bądź pojutrze na wspólny obiad. Wyślę gońca do hotelu, aby ustalić szczegóły. A teraz, jeśli sobie pani życzy, mogę wezwać kogoś, kto odprowadzi panią do domu.

Kapitan ewidentnie się śpieszy nie będzie przedłużał pod żadnym względem pobytu na tarasie. Jak pożegna się z nim pani Durmont?


 
__________________
Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis!
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21-09-2022, 01:29   #124
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację




Renton był cierpliwy jak myśliwy, zawzięty jak pies z kością w pysku a temperament miewał krótki wtedy, gdy był zły. Lub głodny.

Odpuściwszy szeregowemu, sierżant i kapral wymienili się spojrzeniami.

- Może to wizyta grubej ryby z Neoliblii? Obstawa, poczet powitalny, sraczka w palcu…

- Może… A jeżeli nie? - czarnoskóry uniósł brew.

Alpejczyk przyspieszył kroku w kierunku wieży obserwacyjnej, że tym razem to Mathieu został na moment dwa kroki w tyle.

Weszli na ostatnie piętro spiralnymi schodami niezatrzymywani przez nikogo.
Renton zamierzał dowiedzieć się treści raportu, choćby miał powiesić operatora za majty na maszcie anteny radiowej lub porwać łódź straży przybrzeżnej i samemu wypłynąć w ślad za kutrami. Nie takie misje kończyło się sukcesem, kiedy wróg bzyczał do uszu obietnicę śmierci.

Wszedł do pokoju łączności schylając się w progu, aby się zmieścić.

- Vive la Franka! - zagrzmiał od wejścia przybierając kamienną, ponurą minę. - Słuchajcie uważnie, bo nie będę powtarzać. - ostrzegł. - Przekaz dla Rezysty. - rozkazał bez ogródek i wyciągnął dłoń do dowódcy zmiany oczekując papieru od niego. - Ten który dostarczył do pałacu pułkownik Lambert. Który pierwszy stopień alarmowy w pałacu wywołał. I Gondolfino z czterema szturmowcami wypruł w zatokę z Moniteur Legardinierem i faucon Durandem. - wyjaśnił tonem nieznoszącym sprzeciwu, bez mrugnięcia patrząc w oczy łącznościowca. - To, że go jeszcze nasza komendantura nie otrzymała nie musi być wcale brakiem szacunku do obrońców Franki frontową krwią oczyszczających bagna, aby wolne miasta południa mogły piasek filtrować z ropy! A i o waszej opieszałości kapralu jeszcze nie musi być mowa, ani niedopatrzeniu skoro już tu jesteśmy. - dokończył nie podnosząc głosu, lecz górując nad decyzyjnym jak czarne, burzowe chmury zbierające się przed sztormem.

PSY + Domination + Renown + Conqueror




 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 21-09-2022 o 01:33.
Campo Viejo jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21-09-2022, 19:14   #125
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację

Stacja łączności Kashki, wczesny wieczór 23 sierpnia 2595

Siedzący przy metalowym stoliku Bordenoir nie podniósł się z miejsca na dźwięk ostrych słów sierżanta, ale też nie ściągnął swojej twarzy w grymasie wzburzenia. Ranga kaprala czyniła go jedynie nominalnie podległym Rentonowi w wojskowej hierarchii i z racji pełnionej funkcji mógłby zażądać od żołnierzy Rezysty natychmiastowego opuszczenia wieży.

Nie zrobił tego, w zamian postukując przez chwilę grafitowym rysikiem w krawędź stolika i wpatrując się w twarze górujących nad nim intruzów. A odwzajemniający to spojrzenie Renton dostrzegł na szyi mężczyzny wystający spod kołnierza obrys wyblakłego tatuażu, fragment składający się na wtłoczony dawno temu pod skórę symbol Rezysty.

- Czy to formalna wizyta? - zapytał radiowiec spoglądając jednocześnie znacząco na otwarte drzwi pokoju. Wilder zrozumiał od razu znaczenie tego spojrzenia, cofnął się o krok i zamknął drzwi tak cicho jak to tylko było możliwe.

- Absolutnie formalna - potwierdził sierżant - Przybyliśmy prosto z pałacu, gdzie doręczono tę wiadomość na ręce regenta. Spotkaliśmy tam pułkownika Lamberta, który w związku z nią przybył chwilę temu na spotkanie z regentem. Poinformowano nas o wypłynięciu w morze eskadry interwencyjnej. Do pełnego oglądu stanu rzeczy potrzebujemy jeszcze szczegółowej treści rzeczonej wiadomości.

- Przyjmuję w takim razie, że jesteście panowie upoważnieni do zapoznania się z treścią przekazu - skinął głową radiowiec - Tak poinformuję swoich zwierzchników, gdyby mieli jakieś zastrzeżenia.

- Perfekcyjna interpretacja - Renton przeszedł do mniej regulaminowej pozy, założył ręce za plecy spoglądając na technika wyczekująco.

Faucon przechylił się w krześle ku obudowie ciężkiego radioodbiornika, nacisnął kilka przycisków na jego konsolecie, włożył do otwartego gniazda karty danych wyciągnięty z szuflady prostokątny nośnik. Z głośników urządzenia popłynęły pierwsze radiowe trzaski zapowiadające odtworzenie nagrania.

I kilka sekund wystarczyło, aby stojący w napięciu podoficerowie Rezysty pobledli zauważalnie i stężeli, wymieniając się wstrząśniętymi spojrzeniami i robiąc mimowolnie krok w stronę radia.

Nawet radiowiec Bordenoir, znający już odtwarzane właśnie nagranie, wzdrygnął się w pewnym momencie nie mogąc opanować własnych emocji.

Jeśli tu zajrzałeś, a nie jesteś Campo, Twoja postać właśnie doznała nieoczekiwanego omdlenia i upadła na ziemię. Rzuć 1k6, gdzie 1-2: przejedzie po Tobie powóz, 3-4: okradną Cię ulicznicy, 5-6: straż miejska aresztuje Cię na 1k6 dni za nieobyczajne zachowanie.

Campo, dostaniesz niebawem stosowne PW!

 
__________________
Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis!
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21-09-2022, 19:33   #126
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Wysokie Miasto
23 sierpnia 2595


Pożegnania nie potrwały długo, każdy ruszył wkrótce we własnym kierunku. Ścieżki, po jednoczącej ich wyprawie do Pradesu, rozwidliły się ponownie przed pałacowymi bramami skąpanymi w świetle zachodzącego słońca. Jehan pożegnał się z byłymi już kompanami jak etykieta nakazywała, kłaniając się iście po dworsku uprzywilejowanym, kiwając głową tym mniej. Bordenoir opuścił plac żwawym krokiem, lawirując między tłoczącym się tam tłumem z wyrobioną wprawą, spływając po stopniach i zagłębiając się w tenże sam zaułek, w którym pożegnał się parę godzin wcześniej z Pascalem. Przyjaciel i konfrater, rzecz oczywista, nie czekał na niego aż skończy się audiencja - jego grafik był równie napięty co ten jehanowy, zwłaszcza że już dawno wybiła godzina otwarcia "Młyna" i trzeba było zająć się gośćmi. Baudelaire przystanął tam jednak na chwilę, zauważając Wanadu oddalającego się w komie konsulatu, pozwoliwszy sobie na chwilę podziwiania kunsztu inżynierów odpowiedzialnych za produkcję tejże maszyny, ale gdy tylko pojazd zniknął mu z oczu, ruszył dalej.

Jehan parł przed siebie, zwodniczo nonszalancko krocząc schludnymi ulicami, mimo że pod jasną grzywą rysowały się obrazy agentów Lefebvre'a śledzących jego pochód. Nie tylko zresztą ich, każdy szanujący się pałacowy oportunista-intrygant zapewne wiedział już o niecodziennych gościach Regenta i, choć szczegóły były niewątpliwie skryte za opończą tajemnicy, zainteresowali się ich osobami. Może niedawne zamieszanie zapewniło nieco zasłony dymnej, ale w to Baudelaire szczerze wątpił. Podejrzenia sprawdziły się nader prędko, gdy na karku poczuł ten charakterystyczny chłód i mierzwienie, jakie zwykły towarzyszyć czyjejś nieproszonej uwadze. Doczepiony ogon był do przewidzenia. Pytanie tylko, kto zacz?

Pytanie miało pozostać jednak bez odpowiedzi, Bordenoir nie miał za bardzo ochoty grać w kotka i myszkę ze szpiegiem na tyle marnym, że zdołał go wywęszyć bez większego trudu. Zatrzymawszy się przed jednym ze straganów, Jehan przeciągnął palcami po tkaninach tam wywieszonych, spoglądając ukradkiem wgłąb ulicy, w kierunku z którego przyszedł, w próbie wypatrzenia doczepionego mu ogona. Próba okazała się być płonną, przez falujący kalejdoskopowo kolorowy tłum nie zauważył nikogo, kto rzucałby mu się w oczy. Pech, ale z drugiej strony fakt, że do śledzenia jego osoby nie oddelegowano zupełnego amatora, połechtał mile jego ego. Sprzedawca tkanin odprowadził Jehana zgryźliwym komentarzem, gdy ten ruszył dalej, nie kupiwszy chociażby skrawka nędznego towaru.

Jehan zmienił nieco zamierzoną trasę, dreptając i płynąc w stronę jeszcze tłoczniejszej ulicy, wychodzącej na Wielki Bazar. Dobiwszy do jego krańca, przyspieszył już kroku, lawirując między motłochem spacerującym od straganu do straganu i sprzedawcami pakującymi dobytek. Wbrew pozorom, Bazar był też tłoczny wieczorową porą, czasami nawet bardziej niż w godzinach szczytu. Spóźnialscy chcieli jeszcze zrobić jakieś zakupy przed końcem dnia handlowego, kupcy zwijali swoje stanowiska i ściągali wozy, dwukółki czy tragarzy. Tłum, zmuszony do manewrów wokół tych przeszkód, gęstniał na tyle, że naprawdę trzeba było być diablo dobrym, by podążać tam za kimkolwiek. Jehan przemknął na skos, prześlizgując się przy grupce junaków, parę kroków dalej nurkując pod na wpół opuszczoną płachtą handlarza przyprawami, by w końcu skręcić i przemknąć skrytym za dwoma zasłonami pasażem. Zygzakował tak jeszcze parę ładnych chwil między straganami, przedzierając się przez Bazar, dopóki nie czmychnął w jedną z wąskich alejek, która dublowała jako toaleta wnosząc po smrodzie szczyn i fekaliów. Uliczka nieco dalej przechodziła w podwórko należące do jednej z jadłodajni. Jehan przeciął zarówno część zewnętrzną, jak i wewnętrzną, wyłaniając się koniec końców z głównego wejścia po drugiej stronie budynku.

Później było już o wiele łatwiej. Kilkanaście metrów ulicą, parę stopni w dół i podziemny pasaż będący domeną szczurzych czered, schodki w górę i ławeczka skryta za różanymi krzewami. Dopiero tam Baudelaire pozwolił sobie na chwilę odpoczynku i odetchnięcie, zerkając między kwiatami w stronę stopni. Uczucie bycia obserwowanym zniknęło już parę chwil wcześniej, ale jak głosiła ludowa mądrość - "przezorny zawsze ubezpieczony". Baudelaire poświęcił parę minut na złapanie oddechu i, upewniwszy się że zdecydowanie zmylił doczepiony mu ogon, ruszył dalej z wyrazem samozadowolenia na twarzy.

- Tak to się robi - mruknął sam do siebie.

Resztę drogi przebył już na spokojnie.




"Chat Sanglant"
23 sierpnia 2595


Portowe aleje były węższe od swych odpowiedników w Wysokim Mieście, gorzej zadbane i śmierdzące zwyczajową dla takich rejonów olfaktoryczną mieszanką, ale pod żadnym względem nie ustępowały lepszym dzielnicom w byciu zatłoczonymi. Dokerzy, podróżnicy, szeroko pojęta klasa niższa, bezdomni, sieroty i nawet garść złomiarzy obrali perpignański port za swoje domeny, wypełniając ulice po brzegi i stołując się w pijalniach i przybytkach, które oferowały rozrywki wszelakie w przystępnych cenach. Morze szumiało przyjemnie w oddali, a odgłosy typowe dla doków zastąpiły pijackie śpiewy i okrzyki. Prosta dzielnica dla prostych ludzi.

"Krwawy Kocur" był jak zwykle pełen zakazanych mord i twardych zawodników, ale tam gdzie w innych spelunach taka klientela tylko czekała na pretekst, by skoczyć sobie do gardeł, tutaj nikt nie miał na to tyle odwagi. Francesce Coquine, Żelaznej Damie półświatka, nikt nie chciał zaleźć za skórę czy nastąpić na odcisk - taki afront równał się z ekspresową podróżą na dno La Têt lub Morza Śródziemnego przy dobrych wiatrach. Przy gorszych... Cóż. Lepiej było nie wiedzieć. Reputacja gospodyni była więc gwarantem bezpieczeństwa w metalowo-betonowych murach "Kocura".

Jehan pewnie przeciął główną salę, kierując się w stronę schodów prowadzących na antresolę, gdzie znajdowała się obszerna, prywatna loża otoczona grubym szkłem, która bez wątpienia kosztowała Francescę niemałą fortunę. Ot, zalety długiej i pomyślnej kariery.

- Matula nie przyjmuje - najmłodszy syn Damy, Giovanni, wyrósł przed Jehanem, blokując schody.

Baudelaire prychnął w odpowiedzi. Francesca była aktywna nie tylko zawodowo, ale i prywatnie, rodząc gromadę synów w planach zbudowania własnej dynastii, lecz - jak to w życiu bywało - latorośle przynosiły jej zaledwie rozczarowanie. W jej własnych słowach jeden był "głupszy od drugiego" i do tej pory z żalem ubolewała nad faktem, że nie została pobłogosławiona córką.

- Mnie przyjmie, Gio - oznajmił pewnie Baudelaire. - Nie próbuj mi zaimponować postawą twardziela, przecież wiem lepiej.

Jehan uśmiechnął się wieloznacznie. Kordialne relacje z Coquine obejmowały upust dla jej synów w "Młynie" i młody Bordenoir był intymnie zaznajomiony z apetytami nie tylko samego Giovianniego, ale i reszty tych pozerów z niedowładem intelektu. Gio już szykował się do bez wątpienia mało błyskotliwej riposty, gdy przerwał mu głos ze szczytu schodów.

- Jehan, cóż za niespodzianka - Francesca uśmiechnęła się przyjaźnie. - Gio, przepuść go, znajdź coś pożytecznego do roboty.

Baudelaire wyszczerzył się do młodego Coquine'a, klepiąc go poufale po poliku i wspiął się po schodach. Ujął wyciągniętą ku niemu dłoń matrony i dworskim gestem ucałował pachnącą bzem skórę, zanim weszli do loży. Drzwi kliknęły w miejscu, tłumiąc hałas sali wspólnej i oferując o wiele bardziej prywatne i kameralne miejsce na rozmowę. Francesca usiadła na bogato zdobionym krześle, przywodzącym na myśl tron, wskazując Jehanowi kanapę. Baudelaire zajął miejsce, wyciągając nogi.

- Cóż sprowadza moją przyszywaną córkę w moje skromne progi? - Coquine zagaiła kpiarsko, luźnym tonem, ale oczy obramowane szkarłatnym makijażem lustrowały go uważnie.

- Może się stęskniłem za twoim towarzystwem? - Jehan prowokacyjnie przejechał po długości sylwetki kobiety, obleczonej w suknię ze zwiewnego materiału w kolorze głębokiego burgundu.

- Doskonale wiemy, że ani ja nie jestem w twoim typie, ani ty w moim - zaśmiała się Francesca. - Przestań słodzić, wiesz że pochlebstwa tutaj nic ci nie dadzą.

Zaśmiał się i Jehan. Cenił sobie bezpośredniość Damy. Po pałacu gra we względnie otwarte karty była miłą odskocznią. Podobnie jak jej samo towarzystwo, nawet jeśli nie była w jego typie przez dominującą osobowość. Mimo różnicy trzech dekad w wieku, obiektywnie było przyjemnie na nią patrzeć. Wieczna uroda była jedną z broni w jej arsenale.

- Przychodzę w interesach - oznajmił krótko Jehan. - Interesują mnie pewne zdarzenia sprzed lat, o których zapewne możesz mi opowiedzieć ze szczegółami.

- Darzę cię sympatią, Jehan, ale wiesz że charytatywność nie leży w moim charakterze - coś błysnęło w ciemnym spojrzeniu.

- Oczywiście. Szepty o pewnych wydarzeniach ze szlaku już pewnie dotarły do twych uszu - ripostował Baudelaire. - Czy szczegółowa relacja naocznego świadka tych zdarzeń byłaby wartościową zapłatą?

Francesca zastukała upierścienionymi palcami o poręcz fotela, z cieniem uśmiechu na ustach.

- Nie próżnowałeś ostatnimi dniami - oznajmiła. - Niech będzie. Ale opowiesz mi też o audiencji u Veracqa. Czego oczekujesz w zamian?

Jehan nachylił się w jej stronę.

- Informacji o Przedrzeźniaczach - odparł krótko. - Oraz wydarzeniach towarzyszących ich zniknięciu przed dekadą.
 
Aro jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 21-09-2022, 22:11   #127
 
Nanatar's Avatar
 
Reputacja: 1 Nanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputacjęNanatar ma wspaniałą reputację
Taras widokowy przy pałacu, wczesny wieczór 23 sierpnia 2595

Motorołodzie wypłynęły, zaś mewy wciąż czekały na nabrzeżu. Wydawało się ich więcej niż zwykle. Yago uznał, że strasznie nasrają, zapowiadało się niezłe gówno. W przesądnym umyśle skojarzenie nabierało znamion metafizyki, czy raczej czarostwa, Swarny spodziewał się lichych kłopotów w Perpigonie i to poprawiło mu nastrój. Do tej pory południowa Franka wydawała się tak nieprzyzwoicie bezpieczna, syta w porównaniu z ojczystym Pollenem. Wkrótce mogło się to zmienić.

Znów powrócił do ucieczki przez fraktalny las Sląsz, niebo miało wtedy taki sam kolor jak ten podziwiany owego sierpniowego wieczoru z tarasu widokowego. Yago pożegnał już prawie wszystkich, każdego serdecznie, nawet kapitana, choć ten się wkręcił na krzywy ryj. Pozostała mu się wisienka po torcie. Mieć i zjeść ten cukierek, doprawdy bez porównania ponętniejszy niż wszystkie pokusy pałacu regenta.

Pollanin poszedł kilka kroków, oparł się szelmowsko plecami o blanki.

- Vino, czy tańce? - zaproponował, ale nim panna Durmont zdążyła się oburzyć, wyjaśnił - żartowałem, najpierw bym musiał pannę kroków nauczyć. - Znów obrócił się ku horyzontowi - Wnosząc po tym jak się wszyscy prędko ulotnili, a Hugo wybrał służbę powinności, miast namiętności, sprawa z ruchawką wygląda poważnie. Miałem jeszcze do Si zajrzeć, ale to może poczekać. Odprowadzę pannę gdzie sobie życzysz, choć proponuję zajazd. Dodam, że i o tym co widzieliśmy z tarasu i czego może dowiedziałaś się od kapitana powinnaś niezwłocznie powiadomić swego patrona. - zawahał chwilę, uśmiechnął - Chyba, że grasz z nim w soją grę. - puścił oczko ni to żartując ni prowokując.

- Kto to Si? - nieoczekiwanie zaciekawiła się Anja
- Singer, to nazwa lokalu, nocnego klubu z tańcami i mocą gorzałką. Nie brak tam upadłych artystów, przekwitłych aktorek i rozpitych fordanserów, ale zdarzy się czasem jakaś szumowina.

Cóż zatem Panna Durmont? Cóż i jak? Zapraszam do interakcji jak Anja sobie życzy może być nawet w docku.

Yago sugeruje zajazd i wysłanie kolejnego meldunku.

 
Nanatar jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 25-09-2022, 17:50   #128
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację



Renton stał nieruchomo obserwując kapitana. Oficer, wysłuchawszy całego raportu z wizyty Rezysty w centrum perpingandzkiej łączności w Kashka, milczał długą chwilę stojąc przy ścianie. Patrzył na mapę regionu. Z zaplecionymi z tyłu rękoma trwał zastygły, jak gdyby pozował do portretu.

- Możecie odejść sierżancie. - odezwał się w końcu suchym tonem. - Tymczasem nie opuszczaj jednostki. - dodał i ciężko usiadł w fotelu za biurkiem patrząc przez okno w kierunku plaży.

- Tak jest. - Mathieu rzucił rutynowo i zrobił w tył zwrot i wyszedł z kwatery komendanta zamykając cicho drzwi, jakby nie chcąc niepotrzebnymi dźwiękami rozporządzać myśli dowódcy.

Poszedł do kantyny. Mały sklepik połączony z barem był zapełniony głównie rekrutami. Kapral Wilder siedział przy stoliku z innymi szaserami. Podczas, gdy reszta rozmawiała głośno i beztrosko, gestykulując i wybuchając śmiechem, Alpejczyk tylko palił papierosa. Widząc Rentona ich wzrok skrzyżował się a na uniesioną brew kapralowego zainteresowania, sierżant nieznacznym ruchem głowy zaprzeczył.

Czarny Tulończyk usiadł samotnie przy szynkeasie i zamówił kawę z mlekiem. Gestem nadgarstka wspartej łokciem o blat ręki odmówił zaproponowaną jagodziankę. Szybko jednak zmienił zdanie i zamówił od razu dwie.




 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 26-09-2022, 00:03   #129
 
Snigonas's Avatar
 
Reputacja: 1 Snigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputacjęSnigonas ma wspaniałą reputację
Pavlo odetchnął z ulgą w momencie, w którym zostali grzecznie wyproszeni, etykieta i te wszystkie wysublimowane zachowania zdecydowanie nie były dla niego. Na tarasie zaczepka od Jehana z propozycją spaceru go zaskoczyła, aczkolwiek przyjął ją bez większego zawahania. To mogła być jedna z lepszych okazji do sprawdzenia poszlak w sprawie morderstwa.

Przed pałacem Szpitalnik został dosyć długo pogrążony w myślach, wraz z ubywającym dniem, ubywali także stopniowo goście regenta, przez cały ten czas trzymał się na uboczu, raczej przyglądając się innym i starając się dopasować padające imiona do twarzy, nie angażował się za bardzo w rozmowę z nikim poza krótką wymianą zdań z jego przewodnikiem. Gdy już wszyscy zebrali się do wyjścia to Pavlo podążył za nimi, nie zwracając uwagi na ceremoniały wymknął się z towarzystwa, które i tak chyba nie zwracało na niego większej uwagi.

Przed wieczorną ablucją i udaniem się do snu famularz chciał jeszcze pozwiedzać okolice swojego noclegu, być może spotkać się z Hansem, choć ten raczej przed wczesnym porankiem nie wróci ze swoich sprawunków. Mimo zdecydowanie skromniejszej okolicy niż pałac Regenta budynki dalej cieszyły oko, a w nocnym świetle latarni nabierały dodatkowego uroku, po drodze zaś mijał zarówno innych spacerowiczów jak i ludzi lgnących do pubów czy innych barów.

Ruch nie był na tyle wielki żeby rozproszyć Pavla, więc dotarł do swojego hostelu bez większych problemów, tak jak się spodziewał pokój zastał pusty, jedynie bagaże walały się w miejscach w których pozostawił je porankiem wraz z Hansem. Rozpoczął więc przygotowania do Oczyszczenia. Niby w ciągu dnia Mięsień ani razu nie drgnął gdy podróżował po mieście, ale trzeba zachować wszelkie środki ostrożności. Nie zwlekając zdejmował wszystkie warstwy ubrań i bandaży, przed kąpielą jeszcze sprawdził stan owłosienia, lecz nie zauważył potrzeby ogolenia się, szybko umył się, osuszył i założył świeżą odzież ochronną, po czym udał się do snu, starając się pozostać czujnym przez noc.

Żadnych większych interakcji, Pavlo idzie wcześniej spać, żeby rano wraz z powrotem towarzysza wymienić się informacjami.


 
Snigonas jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 26-09-2022, 20:06   #130
Dział Postapokalipsa
 
Ketharian's Avatar
 
Reputacja: 1 Ketharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputacjęKetharian ma wspaniałą reputację

Konsulat Neolibii, wczesny wieczór 23 sierpnia 2595

Chociaż Kuoro Wanadu starał się tego nie okazywać, przejażdżka Komem po ulicach Perpignanu sprawiła mu sporo szczerej radości. Ścigani rykiem wysokoprężnego silnika oraz wizgiem klaksonów ludzie pośpiesznie ustępowali pojazdowi z drogi, czasami wręcz depcząc się nawzajem w obawie o to, że zostaną najechani. Siedzący w głębokich fotelach harapowie zasłaniali twarze pod rytualnymi maskami, ale Neolibijczyk mógłby przysiąc, że mimo ryku silnika i pisku deptanych co chwila hamulców słyszy dobiegające spod ich osłon chichoty. Myśliwy doskonale rozumiał tę wesołość, bo też nic nie radowało prawdziwych czarnych serc bardziej od widoku pyszałkowatych na co dzień białoskórych Wron umykających w popłochu przed Lwami.

Wanadu pewien był też tego, że Bordenoir złożą pełne oburzenia skargi na ręce konsul Elani skarżąc się na zachowanie jej podopiecznych, a ona wyrazi swoje ubolewanie, zapewne po raz kolejny z rzędu udzielając ochronie łagodnej połajanki.

Tak właśnie budowało się wzajemne relacje w afrykańskich koloniach, gdzie miejscowi podkreślali swoje prawo do poszanowania odrębności kulturowej, a Lwy udawały, że to przeświadczenie podzielają.

Podróż pod zewnętrzny mur konsulatu trwała znacznie krócej niźli Wanadu by sobie tego życzył, ponieważ przedstawicielstwo Neolibii również znajdowało się w Wysokim Mieście. Wysadzony przed głównym wejściem rezydencji, Afrykanin został wprowadzony do środka przez parę czekających już na zewnątrz harapów, tym razem do pomieszczeń usytuowanych głęboko w murach konsulatu.

Usłyszał przeraźliwe wrzaski, kiedy od ich źródła dzieliła go jeszcze para solidnych drzwi. Ów mrożący krew w żyłach dźwięk przypomniał mu od razu zasłyszane w hotelu plotki o hałasach z piekła rodem słyszanych czasami pod ogrodzeniem konsulatu - i choć wcześniej kwitował takie opowieści z wyniosłą pobłażliwością, teraz uświadomił sobie, że przesądni miejscowi bynajmniej nie konfabulowali. Wrzaski dobiegające z komnaty zajmowanej przez konsul Elani musiały robić odpowiednie wrażenie na Wronach.

Harapowie pociągnęli za podwójne drzwi, otworzyli je przed Wanadu ukazując jego oczom wyłożoną białym kamieniem salę, w której umeblowaniu prym wiodły wielkie metalowe klatki. W każdej z nich siedział wrzeszczący przeraźliwie więzień, piękny na swój szpetny sposób, kłapiący niecierpliwie dziobem w oczekiwaniu na kolejny kęs krwistego mięsa.

- Uwielbiam marabuty - powiedziała konsulka Elani odwracając się od jednej z klatek i oddając pełną ptasich przysmaków tacę w ręce stojącej obok Niske. Anubianka skinęła gościowi nieznacznie głową na powitanie i usunęła się w bok karmiąc kolejne rozkrzyczane ptaki.

Kuoro nie wątpił, że Niske odnotuje w myślach każde wypowiedziane przez niego słowo, chociaż pozornie nie przejawiała żadnego zainteresowania rozmową gościa i swej pani.

W narożnikach sali tkwili w idealnym bezruchu czterej harapowie, bardziej przywodzący na myśl posągi niźli osoby żywych mężczyzn. Wszyscy ukrywali twarze pod maskami i chociaż ani jeden nie miał przy sobie karabinu, wiszące u ich pasów myśliwskie noże nie pozostawiały Kuoro najmniejszych wątpliwości, co mogło się przydarzyć gościowi ważącemu się uchybić czci pani domu.

Przez chwilę w myślach Afrykanina zmaterializowało się wręcz sardoniczne podejrzenie, że serwowana marabutom przekąska mogła pochodzić w istocie z jakiegoś wcześniej zaszczyconego wizytą gościa.

- Piękne ptaki - przyznał Wanadu nie odrywając spojrzenia od pokrytej białymi tatuażami twarzy Łapy Szakala - Ich widok rodzi wspomnienia domu. Symbolika również odgrywa niepoślednią rolę, wszak to skrzydlaci bracia szakali. Kult Anubisa zapuszcza korzenie w tym wronim gnieździe. Lecz muszę przyznać, że wizyta w tym miejscu budzi też moją konsternację. Jestem myśliwym, lecz nie ornitologiem, nie wniosę do tej hodowli zbyt dużego wkładu.

Konsulka Elani roześmiała się perliście, ale w śmiechu tym nie dało się wyczuć nawet krztyny wesołości.

- Słuszne spostrzeżenie - skinęła głową nie przestając wpatrywać się w Neolibijczyka powiększonymi dzięki makijażowi oczami - Kuoro Wanadu. Piękne miano, imię wojownika. Niske opowiedziała mi o opowieści z Pirenejów, którą przyniosłeś w moje progi, to przejaw lojalności, którą podziwiam. A teraz opuściłeś w budzących zaciekawienie okolicznościach pałac regenta, w którym sam Pięść Perpignanu podjął cię wspólnym posiłkiem. Niewielu mężczyzn wzbudziło we mnie równie silne zaintrygowanie swoimi osobami, Kuoro Wanadu. Zanim więc wyjawię ci powód, dla którego zostałeś zaszczycony tą rozmową, opowiedz mi o sobie.

Jeden z marabutów pochwycił w dziób rzucony mu zręcznie przez Niske kawałek mięsa, na co pozostałe z miejsca podniosły demoniczny rwetes. W najmniejszym stopniu nie poruszona tymi hałasami, konsulka Elani wpatrywała się w Wanadu bez mrugnięcia oka.



 
__________________
Królestwo i pół księżniczki za MG gotowego poprowadzić Degenesis!
Ketharian jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172