Katerina, dudniąca wino aż się jej uszy trzęsły, wsłuchała się w opowieść snutą przez Lavenę niemalże z takim samym oddaniem, co goście "Łaski Maga", zupełnie jakby nie była jedną z protagonistek tychże zdarzeń. Podkolorowana historia chwyciła mieszkańców Rozgórza za serca, słuchali czarownicy z zapartym tchem, a muszkieterka kiwała aprobująco głową z uśmiechem. Nie mogła odmówić Lavenie stylu i umiejętności manipulowania gawiedzią, których pozazdrościłby jej niejeden minstrel czy inszy gawędziarz. Niby prosta opowieść, a urosła do epickich rozmiarów i zapadała w pamięć; jak każda dobra opowieść miejscami podkolorowana i przesadzona, miejscami sięgająca po
licentia poetica. I na sam koniec, na zwieńczenie przemowy, deszcz monet - to spodobało się Katerina najbardziej.
Bravo, bravissimo, maestra Da'naei!
Lektura notatek Voz, którą Katerina już zdążyła w duchu osądzić jako nekromantkę, nie należała do najbardziej porywających, zwłaszcza porównując ją do występu Laveny parę chwil wcześniej. Bonheur spędziła wertowanie papierzysk podpierając podbródek dłonią, z nieukrywanym znudzeniem na twarzy i na przemian to wzdychając, to czkając. Legenda o powstaniu Rozgórza nie była pozbawiona typowych dla takich podań motywów, acz adnotacje Voz jakimi była okraszona wskazywały, że być może jest w niej ziarnko lub dwa prawdy. Katerina ziewnęła ostentacyjnie.
-
Litościwy założyciel, urastający do boskiego patrona, ależ to odkrywcze - oznajmiła. -
Jedynie ciekawam, dlaczego akurat tym zainteresowała się nekromantka. Te jej notatki okazujące zaskoczenie rafiz...
Katerina czknęła. Język się nieco zaplątał.
-
Rowiz...
Muszkieterka odetchnęła głęboko, unosząc dłoń i czkając dalej. Machnęła tylko dłonią na czyjąś propozycję podstawienia jej miski. Aż tak źle nie było.
-
Rewizjonizmem historycznym - kontynuowała w końcu, cyzelując ostrożnie te słowa. -
Te notatki są o wiele ciekawsze. Jak i pytanie, dlaczego zainteresowała się Ścieżką Strażnika? Czyżby jedno z wejść do Starych Grot?
Katerina zadumała się teatralnie, gładząc podbródek. W głowie szumiało przyjemnie, chociaż obraz nieco zaczynał się rozrzedzać na pograniczu wizji i wyginać się nienaturalnie. Muszkieterka powstała ze swojego miejsca, kończąc ostatni kielich, tymże samym osuszając już drugą butelczynę.
-
Ale to jutro - zawyrokowała. -
Teraz przydałoby mi się trochę świeżego powietrza. Ktoś reflektuje na romantyczny spacer w świetle gwiazd?
Pytanie było mocno retoryczne, bo Bonheur ruszyła chwiejnym krokiem ku wyjściu, nie czekając na odpowiedź.
Poranki nie należały do ulubionej pory Kateriny w normalnych okolicznościach, a już wcale gdy towarzyszył im kac. Pobudka, której akompaniowało dudnienie w głowie, nie była przyjemna i muszkieterka powróciła do świata żywych, jęcząc i stękając jakby połamała ją jakowaś plaga. Nawet chłodne powietrze, wpadające przez otwarte okno poddasza będącego jej sypialnią, niezbyt łagodziło objawy zeszłonocnej hulanki. Kolejny jęk wyrwał się z jej gardła, gdy otworzyła w końcu oczy i poranne światło wlało się w jej pole widzenia. Następny z kolei, nieco bardziej przeciągły, gdy uświadomiła sobie że w łożu nie była sama. Mgła alkoholowa dalej trzymała ją przez chwilę, gdy wpatrywała się rozkojarzona w sylwetkę zwróconą doń plecami, ale w końcu zamroczony umysł podsunął jej właściwe wspomnienia. Nieco wypaczone, bo pospolitemu junakowi który chrapał parę cali od niej daleko było do personifikacji cheruba z taldorańskich obrazów o profilu godnym bicia monet, jak go pamiętała.
-
Ugh - jęknęła tylko po raz wtóry, zwlekając się z łoża.
Już ubrana i z dobytkiem pod pachą, Katerina przemknęła się bezszelestnie w stronę schodów prowadzących w dół "Bażanta", sycząc tylko od czasu do czasu gdy ciało protestowało i namawiało impulsami do pozostania w łóżku. Pierwszym przystankiem była łaźnia, gdzie najgorsze symptomy kaca przepędziła bezceremonialnym wciśnięciem twarzy w miednicę pełną zimnej wody. Kolejnym wspólna sala, pogrążona w ciszy przerywanej tylko krzątaniem się nielicznych o tej służek, sprzątających po wieczorze. Katerina doprowadziła się do względnego porządku już tam, ignorując chichoty znajomych pracownic i przelotnie informując o gościu na górze, którego imienia nie pamiętała. O ile w ogóle je poznała zeszłej nocy. Bonheur jednak nie zwykła była przejmować się takimi błahostkami, zwłaszcza gdy inne sprawy zaprzątały jej głowę.
Kolejny dzień, kolejne przygody.
Katerina zjawiła się w "Łasce Maga" już doprowadzona do porządku, w doczyszczonej z błota, krwi i szlamu kreacji roboczej, miarkując że zapewne ruszą od razu z buta, gdy już dogadają plan dnia. Jedynym, czego jej brakowało była zwyczajowa werwa i żywe ruchy, efekt dalej trzymającego ją kaca. Muszkieterka była o wiele bardziej stonowana we wszystkim, wliczając w to nienaturalną bladość twarzy.
-
Dzień na pewno, ale czy dobry? - Odparła Khairowi w ramach powitania.
Bonheur usadowiła się w krześle, od razu pochylając się nad blatem i przykładając dłonie na skroniach, gdy co żywsi kompani zaczęli mówić zdecydowanie za głośno. Muszkieterka syknęła, gestem zaledwie prosząc o wejście na nieco niższe rejestry. Śniadanie zamówiła, a jakże, acz pajdę chleba jedynie dziobała ostrożnie. Opróżniwszy flakon wody, w końcu czuła się na tyle przytomnie, by wziąć udział w planowaniu dnia.
-
Tak, wpierw Gardiana - przytaknęła Lavenie. -
A później ta cała Ścieżka. Nekromantka interesowała się nią nie bez przyczyny.