Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-09-2022, 01:47   #146
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Kuglarce nie były obce podróże w taborze wozów. I z pewnym zdziwieniem odkryła, że różnica pomiędzy taborem i orszakiem była tylko jedna - ludzie.
Ten pierwszy był domem dla poruszających się nim wędrownych artystów. Nieraz i całe, dość liczne rodziny podróżowały wozami, które wspólnie tworzyły gwarne miasteczko na kołach. Wyrastało jednego dnia w okolicach dużego miasta, by po jakimś czasie ruszyć w dalszą drogę. Trochę tak jak Eshte wędrująca ze swoją sztuką, tylko.. w zdecydowanie większym gronie.




A szlachciurki podróżowały w zupełnie inny sposób. Wprawdzie z boku ta ich wyprawa mogłaby przypominać wyjątkowo fikuśny tabor niepraktycznych, przesadnie zdobionych wozów, ale przecież jaśniepaństwo zaczęłoby omdlewać na samą myśl o używaniu tego samego słowa co wędrowni artyści. I pomimo tego, że tamci przemieszczali się z całymi swoimi rodzinami i życiowym dobytkiem, to poruszali się szybciej od tego hrabiowskiego zgromadzenia. Zapewne jednym z powodów było to, że służba nie poganiała koni do żwawszego kroku pod groźbą powytrząsania arystokratycznych kuperków rozwalonych na leżankach. Drugi powód odkryła Eshte po zaspokojeniu swojego głodu.

Kiedy ona skończyła jeść posiłek, służba dopiero kończyła przygotowywać dania dla swoich wielkich pań i panów. Talerze i sztućce musiały zostać odpowiednio nabłyszczone, warzywa wyrzeźbione w kwiaty czy ptaki, a sery potrzebowały czasu do porośnięcia pleśnią. Zaś samych dań było więcej niż jedno, z wymyślnymi i niezwykle pracochłonnymi deserkami na koniec.

A po zjedzeniu tego wszystkiego musieli jeszcze sobie odpocząć. Rozluźniali wiązania gorsetów i drzemali z brzuchami wywalonymi do góry, marnując czas pozostałych członków orszaku.
Kuglarce jedzenie już dawno zdążyło się ułożyć w żołądku, więc taka bezczynności zaczęła ją tylko niecierpliwić. A pozbawiona zajęcia, niecierpliwa Eshte była groźną mieszanką.

Próbując zabić jakoś czas, zajęła się sprawdzaniem zapięcia uprzęży na Małym Bridzie. Kilka razy też obeszła wóz, oceniając stan kół i innych elementów ważnych w podróży. Niestety ( a może na szczęście? ) okazało się, że Dziadunio zadbał O WSZYSTKO. I tak, całkiem wygodnie było mieć takiego pomocnika. Może trochę nawet ZBYT wygodnie. Biedna elfka zupełnie nie miała się czego chwycić. Nawet grzywa jej wiernego wierzchowca została idealnie rozczesana!

Było jednak coś, czego opłacony krasnolud nie mógł za nią zrobić. Czego nikt nie mógł za nią zrobić.

Wróciła do swojego wozu i pełna energii po jedzeniu oraz przespaniu wielu godzin, postanowiła zrobić z niej użytek w sposób pożyteczny i również przyjemny. Na swój sposób. Miała też nadzieję w pełni uciszyć podszepty tej drażniącej niepewności, która co jakiś czas przypominała jej, że zaledwie wczoraj nie była nawet w stanie utrzymać się na własnych nogach, a co dopiero wykonywać swoje akrobacje i tkać iluzje. Czymże byłaby sztukmistrzyni bez swoich talentów?

Jednak całkiem szybko okazało się, że Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré, Mistrzyni Iluzji i Królowa Trzymania w Napięciu, była PONAD te wszystkie kłody rzucane jej pod nogi przez jakichś bożków złaknionych odrobiny tragedii. Zresztą, nie pierwszy raz wyszła zwycięsko z ich gierek. Przecież zaledwie niedawno wygrała z klątwą demona, przegoniła i oszpeciła Pierworodnego, pokonała trolla, niezliczoną ilość razy ośmieszyła Paniunię, wyszła cało ze spotkania z dzikimi elfami, a teraz jeszcze cudownie ozdrowiała z tej słabości nałożonej na nią przez Arissę i czarownika. Jak tak dalej pójdzie, to może już jutro pozbędzie się tego ognistego babska ze swojej głowy!

Czuła się zatem.. huh, zadowolona. Było to niespodziewane uczucie, które poczuła pierwszy raz odkąd obudziła się w obrzydliwie wygodnym leżu niby-kapłanki. A i wcześniej w lesie też nie miała zbyt wielu powodów do radości. Aż do teraz.
Zarówno jej ciało, jak również magia płynąca w żyłach, współpracowały z nią i-de-al-nie. I to pomimo jawnej krzywdy wyrządzonej wspólnymi siłami Thaaneeekryyyysta i Arissy. Oczywistym było dla artystki, że tylko swojej wytrwałości mogła zawdzięczać tak szybki powrót do sił. Bo przecież, że nie tamtej dwójce.

Odetchnęła sobie głośno. Ostatnimi.. tygodniami nie miała wiele czasu tylko dla siebie, a co dopiero na treningi z dala od wścibskich oczu. Musiała korzystać z tej jakże rzadkiej okazji.
Pochyliła się zwinnie, dłońmi dotknęła podłogi i chwilę szukała odpowiednio mocnego wsparcia. Dopiero wtedy, polegając w pełni na sile swoich rąk, dźwignęła ku górze tyłek i nogi.




-Trochę przeszkadzasz - zamruczała bynajmniej nie karcąco, ale zamiast tego z nutką rozbawienia w głosie, kiedy fajkowy lisek postanowił wspiąć się po wygiętym ciele elfki i opleść się na jej wysoko zadartej łydce. Zapiszczał przy tym zwycięsko, jak wspinacz zdobywający szczyt górski.

- Wróci…- odezwał się głos i otworzyły się drzwi. Ruchacz wszedł do wozu i zamarł zaskoczony widokiem jaki zastał. Wędrując spojrzeniem po wyginającym się ciele elfki, mruknął jedynie -Gdybym cię nie znał lepiej pomyślałbym, że mnie prowokujesz do niecnych czynów. Choć… z drugiej strony, trudno powiedzieć co ci chodzi po tej ślicznej główce.
Postawił na stole dużą butelkę wina i coś jeszcze owiniętego białą tkaniną.
- Wygląda na to że siły ci wróciły, no i… cóż… wyglądasz zjawiskowo - aż ją łajdak wzrokiem rozbierał. Co z jednej strony złościło, z drugiej… pochlebiało. Ugh, czemu Esht… czemu Pani Ognia podobał się ten pożądliwy błysk w oku Ruchacza?

Byłaby fuknęła głośno w odpowiedzi na jego słowa, ale szybko uznała, że nie było to warte ryzykowania utraty równowagi. Dlatego tylko ostentacyjnie wywróciła oczami ponad zarumienionymi policzkami. Że też nie pomyślała o zamknięciu drzwi na wszystkie możliwe spusty.
-Słyszałam kiedyś od.. wędrownego barda.. jak to.. w pewnych kulturach.. -mówiła, ale jednocześnie skupiała się na swoim spokojnym oddechu, który był podstawą utrzymywania tej akrobatycznej pozycji - .. skarpeta zawieszona.. na drzwiach.. oznacza, że.. osoba za tymi drzwiami.. nie życzy sobie.. towarzystwa..

W kolejnym przejawie nienaturalnej zwinności, Eshte przerzuciła nogi nad swoją głową, przyprawiając Skel'kela o kolejny pisk zachwytu, aż dotknęła stopami podłogi. Wtedy odbiła się dłońmi i płynnym, nieco wężowym ruchem podniosła się i wyprostowała.
-Może też powinniśmy tak robić, co? -zapytała czarownika kąśliwie, jednocześnie rozcierając palcami swój bark.

- Może… ale wpierw powinnaś odnaleźć tego wędrownego barda i dopiero zacząć rozważać takie działania.- zastanowił się czarownik przyglądając się bacznie elfce.- Bowiem wiesza się nie skarpetę czy onucę, a niewieścią pończoszkę i… oznacza ona iż zajęłaś, owszem gimnastykowaniem, ale w łożu i to z kochankiem lub mężem. Jesteś pewna, że chcesz tego spróbować? Bo mnie ciężko rozeznać co do twoich kaprysów, są tak zmienne jak twój humorek.

Nagle rozmowa z tamtym bardem nabrała więcej sensu w głowie elfki mało wprawionej w rozumieniu niedomówień. Przyłapana na tej niewiedzy ( i to przez tego łajdaka! ) tylko wydęła wargi w niezadowoleniu.
-A taka zawieszona pończoszka utrzyma Ciebie z dala ode mnie? A niby-kapłankę też? Tak jak czosnek chroniący przed wampirami? -odgryzła się Eshte przymrużając złośliwie ślepia - Bo jeśli tak, to może rzeczywiście powinnam spróbować.

- Jesteś urocza gdy się peszysz. Uroczo się rumienisz, acz..
- mężuś podszedł bliżej kuglarki. Spojrzał w jej oczy przez swoje szkiełka i dodał.- … nie przeceniaj swojej urody. Nie jesteś aż tak śliczna bym miał się na ciebie rzucać jak dziki ogar przy każdej okazji.

-Ta?
-powątpiewała elfka nie cofając się ani o krok przed mężczyzną. Ba, nawet uniosła dumnie podbródek, aby spojrzeć mu hardo w oczy -To ciekawe, bo co dopiero nazwałeś mnie zjawiskową. A może się przesłyszałam i w takim razie mogę się swobodnie przeciąąąągać i wygiiiinaaaaaać..
Jak zagroziła tak też zrobiła. Zaplotła dłonie wysoko nad głową i rozciągnęła się mocno, wyginając przy tym grzbiet w zgrabny łuk -.. bez strachu, że jednak ten ogr się w Tobie obudzi?

- Nie cofam mych słów. Jesteś śliczna i zjawiskowa…- odparł Ruchacz nie odrywając spojrzenia od fiołkowych oczu elfki. Która to czuła dziwny gorąc w sobie. Paradoksalnie zaczęła podobać się jej ta sytuacja, ten wzrok pożądliwy u czarownika. Serce bić poczęło szybciej, acz to nie strach czuła. Przyjemnie wszak było tak z nim igrać, tak wystawiać go na próbę. Przyjemnie było być wielbioną przez jego spojrzenie. Jak daleko wszak może się posunąć nim ten lubieżnik pęknie, nim chwyci ją w ramiona do ściany przyciśnie, całować pocznie jak opętany?

- Nie cofam słów, acz choć ładniutkie z ciebie dziewczę, to…- trochę trudno było czarownikowi skupić się w tej chwili na tym co mówił.- … to nie zamierzam rzucać się na ciebie przy każdej okazji. Acz ty masz talent do prowokowania takich sytuacji. A może nawet w tym upodobanie?

-Twoje życie musi być naprawdę parszywe, skoro wszystko uznajesz za prowokację ze strony kobiety. I moje kuglarskie popisy, i rozmowy na balu, i wyprawę do lasu po korzonki, i przebudzenie się tego pasożyta w mojej głowie..
- wyliczała elfka bez choćby jednej nutki współczucia w głosie dla tego Ruchacza. Jak już komuś tutaj się należało współczucie, to tylko jej! Bycie pożądaną i zachwycającą artystką było niezwykle męczące.
Wyprostowała się i opuściła dłonie na biodra, dodając z niedowierzaniem - Ale przede wszystkim kłótnie ze mną! Czy dopiero jak przestanę oddychać, to Ty przestaniesz ślinić się na mój widok?

- Na pewno jakbyś przestała się prężyć w tym obcisłym stroju, to by trochę pomogło.
- wzruszył ramionami Ruchacz, po czym splótł je na swoim torsie mówiąc. - Nie uznaję za prowokację twoich.. kuglarskich popisów, acz twoje zachowanie przed dosłownie chwilką mało miało z nimi wspólnego. A poza tym… niespecjalnie się opierasz czy protestujesz, gdy cię całuję, droga żonko.
Ugh… celnie trafił łajdak jeden. Ale to przecież jego wina, że traciła głowę podczas owych pocałunków. W tym musiała się kryć jakaś magia, albo podła lubieżna sztuczka.

-No tak, przecież to nie ja wyrywałam się i krzyczałam po pomoc, kiedy siłą wynosiłeś mnie z gospody w Gównowie. Ale dla ogra to nie jest wystarczające opieranie się, co? -nareszcie uśmiech wykrzywił wargi elfki, choć niestety był on ironiczny, a nie śliczny i uroczy -Jeśli zaś nie chcesz być prowokowany -wypowiadając to słowo uniosła kpiąco jedną brew -moim treningiem, to następnym razem pukaj przed wejściem do wozu. Oszczędzisz tym sobie tych niebezpiecznych widoków.

- To nie twój trening prowokował, tylko twoje prężenie się potem.
- i teraz palec czarownika dźgnął piersi kuglarki.- A co do krzyków o pomoc, to jakoś zapominasz o tym co krzyczałaś zanim cię z karczmy zabrałem.

-Aha! Czyli jednak czasem słuchasz tego co mówię! Szkoda tylko, że dopada Cię nagła głuchota na moje prośby i sprzeciwy
-to odkrycie zabłysnęło nieco triumfalnymi iskierkami w oczach elfki, która w tym samym momencie capnęła mężczyznę za nadgarstek tej jego bezczelnej dłoni. Stanowczo zacisnęła na nim palce, po czym syknęła -Nie dotykaj mnie. Nie pomacaliście mnie już wystarczająco? Ty i Arissa?

- Czasem… ale nie jestem twoim niewolnikiem.
- burknął Czaruś spoglądając wprost w oczy elfki.- I nie muszę wykonywać twoich poleceń, czy nakazów… bo prośby jakoś niełatwo ci wyartykułować. A co do macania, to przypominam iż w lesie to ty mnie do nich przymuszałaś, a w namiocie… medycy macają swoich pacjentów podczas badań. A co dokładnie u ciebie zmacała kapłanka, to nie wiem bo nie byłem przy tym. Ale widocznie pomogło, bo nabrałaś i wigoru i bojowości.

-To będę wdzięczna, jeśli przy kolejnej okazji zainteresujesz się losem ciała Twojej nieprzytomnej niby-żony, zamiast zostawiać je na pożarcie tej fałszywej kapłance
-westchnęła ciężko kuglarka niewzruszona jego zarzutami. Ona go do niczego nie zmuszała, to za każdym razem był ten Ognisty Babsztyl. I za każdym razem mu o tym mówiła, ale.. najwyraźniej właśnie na te jej tłumaczenia czarownik pozostawał głuchy.

-Podobno uderzyłam się w głowę, tak? Tutaj -wypuściła nadgarstek mężczyzny ze swojego uścisku, aby unieść rękę i palcem wskazującym wycelować w potencjalnego guza czającego się pośród burzy jej barwnych włosów -A mimo to obudziłam się z moim ubraniem porozrzucanym po całym namiocie.. nawet bez byle gaci na moim tyłku! I nawet nie wiem co się ze mną działo, Arissa mogła się przecież posunąć do wszystkiego!

- Fałszywą? Ona nie jest fałszywą kapłanką. Sprawdziłem to… i ty mogłabyś, gdybyś wykorzystywała to czego cię nauczyłem.
- stwierdził po namyśle Ruchacz. I odparł wzruszając ramionami.- Kapłani mają… różne rytuały wymagane dogmatami bóstwa, które użycza im swojej mocy.

Elfka płynnym ruchem przesunęła rękę ku swojej twarzy, gdzie zakryła palcami oczy i pokręciła głową. On niczego nie rozumiał. I nawet nie próbował zrozumieć, a każda próba wytłumaczenia mu czegoś tak prostego, jak zwykłe poszanowanie dla niej i jej ciała, kończyła się w podobny sposób. Mniejszą lub większą kłótnią. Jaśniepański świat był tak odmienny od jej własnego, nikt tutaj jej nie słuchał. Nic zatem dziwnego, że tak wysoce ceniła sobie podróże tylko w swoim towarzystwie.

Porzuciła temat, po którym zostało jej tylko ciężkie westchnienie. Podeszła do stołu i przysiadła na krześle, a Skel'kel owinął się miękko wokół jej szyi.
-Co to? -zapytała Eshte, skinięciem podbródka wskazując na tajemniczy przedmiot owinięty w biel.

- Aaaa too… ciastka i wino. Jak już skończymy malunki na dziś, to sobie razem podjemy. - wyjaśnił czarownik zerkając przez ramię.

-Oh -szczerze zaskoczył kuglarkę, która spodziewała się czegoś o wiele gorszego od.. ciastek. Z tego powodu nadal spoglądała podejrzliwie na pakunek, w próbie odnalezienia podstępu ukrytego pod bielutką tkaniną. Aż znalazła.
-To jakieś resztki z Twojego jaśniepańskiego obiadu, tak? -uśmiechnęła się pod nosem na swoją przebiegłość i zadowolona zmierzwiła futerko na grzbiecie fajkowego liska -Nie martwisz się, że w końcu komuś wyda się dziwnym, że chodzisz jadać ze szlachciurkami, zamiast spędzać ten czas ze swoją żonką?

- Mąż zazwyczaj spędza wiele czasu ze swoją żonką. To się nazywa życie rodzinne.
- odparł ironicznie czarownik.- Tym bardziej jeśli żonka jest deczko schorowana. W takim przypadku mąż powinien zadbać o nią, nieprawdaż?

-Eee...noooo...
-odpowiedziała rezolutnie elfka. Wsparła się łokciem o blat stołu, a następnie przechyliła głowę i rozpłaszczyła policzek na swojej otwartej dłoni -Ale Ty właśnie chodzisz na obiadki do Pana Hrabiego i reszty tej zgrai pachnącej fiołkami. To o jakim „spędzaniu czasu z żoną” w ogóle mówisz?

- Czyżbyś się tak za mną stęskniła?
- zapytał podejrzliwie Thaanekryst i dodał. - Oczywiście że udzielam się towarzysko. Muszę wiedzieć co w wysokiej trawie piszczy, co byśmy byli przygotowani na niespodzianki

-Tak jak tamto przymuszone zaproszenie na polowanie, właśnie o takich niespodziankach się dowiadujesz?
-zapytała kuglarka głosem słodziutkim od rozbrzmiewającej w nim ironii. Potem dorzuciła do tego jeszcze swoje jedno prychnięcie -Przecież jeśli te węże znów będą coś dla mnie planowały, to znowu caaaaałkiem przy-pad-kiem akurat Tobie zapomną o tym wspomnieć.

- Pewnie w to nie uwierzysz moja słodka żonko, ale świat nie kręci się wokół twojego zadka. Polowanie niewiele miało z tobą wspólnego i zostałaś zaproszona na nie tylko dlatego, że Henrietta zachwalała twój triumf nad trollem. W innym przypadku nikt by o tobie nie pomyślał jednym z łowców trolli.
- westchnął czarownik wzruszając ramionami.

-To ciekawe -nie, wcale takie nie było, o czym świadczył kącik warg Eshte unoszący się w krzywym uśmieszku - Bo z tego co Pan Hrabia mówił, to powodem zaproszenia były moje spiczaste uszy, a nie mój niezwykły talent do polowania na trolle.
Niedbałym dmuchnięciem odgoniła opadający jej na twarz kosmyk włosów, których układanie tak dalece wykraczało poza jej zainteresowania. Spojrzała wtedy na mężczyznę i kiwając głową dodała -Wiesz, odnoszę wrażenie, że zaczynam lepiej od Ciebie rozumieć oślizgłość jaśniepaństwa. Podejrzewałam, że mam dar do języków.

- Wątpię…
- ocenił sceptycznie Ruchacz i pokręcił głową zaprzeczając. - Mam wrażenie, że niczego nie rozumiesz. Ale… nie ma to znaczenia. Jeszcze z dwa razy machnę pędzelkiem i uwolnię się od ciebie. Więc zabierajmy się do pracy, dobrze?
On się uwolni? Przecież to ona chce się uwolnić od niego!

Eshte zmełła w ustach kolejne słowa, które w pewnością nie poprowadziłyby do niczego dobrego. Wiedziała więcej niż się ten łajdak spodziewał. I rozumiała wszystko. Wszystko! Całą tą niesprawiedliwość ze strony szlachciurków, każdą ich intryżkę wycelowaną w jej spiczaste uszy! Łatwo było to wszystko zobaczyć, kiedy nie miało się klapek na oczach. Albo tych wyraźnie bezużytecznych szkiełek na nosie czarownika.

Z westchnieniem podciągnęła ku sobie jedną nogę i wsparła się stopą o brzeg swojego krzesła. Wygodnie zaplotła palce na kolanie, mówiąc -No.. to przysuń sobie krzesło. Ja ostatnio zbyt dużo czasu spędziłam na łóżku - cmoknęła z rozdrażnieniem i uściśliła bez powodu -Na łóżkach..

- Od kiedy to narzekasz na okazję do wylegiwania się?
- spytał ironicznie czarownik przeszukując wpierw swoje pakunki, a potem siadając obok kuglarki ze swoimi farbkami.

-Nie jestem jakaś leniwa, jeśli właśnie to masz na myśli -odparła elfka z przekąsem. Powoli zdjęła ten żywy, futrzany szal, który dotąd otulał miękko jej szyję, po czym odłożyła go na blat stołu. Tam swoim małym noskiem złapał trop ciastek przyniesionych przez czarownika, więc wyruszył na ich poszukiwanie.
-Całe to wylegiwanie się zawdzięczam gremlinom, dzikusom z lasu, Tobie i tej niby-kapłance -kontynuowała Eshte, jednocześnie przechylając głowę, żeby odsłonić przed mężczyzną tatuaż mieniący się na jej szyi. Spięła się cała w oczekiwaniu na pierwsze muśnięcie pędzla i jego palców -Zauważyłam, że przebywanie w ciągłym towarzystwie jest bardziej niebezpieczne i bardziej wycieńczające od moich samotnych podróży.

- Doprawdy… ale czyż to nie podczas tych samotnych podróży nabawiłaś się malunku na szyi?
- mruknął tymczasem Thanekryst wodząc pędzelkiem po skórze elfki. I niestety… znowu to było przyjemne uczucie. Gdy wodził pędzelkiem, gdy był blisko i czuła oddech na swoim szpiczastym uchu. Co przywodziło pokusę muśnięcia owego przez jego wargi… przynajmniej tak jej wyobraźnia podpowiadała, iż Ruchacz pewnie ledwie się powstrzymuje przed taką napaścią. No bo przecież.. jest lubieżnikiem, prawda?

-Ale ten Gównojad był w Grauburgu z powodu szlachciurstwa, którym i ja się teraz otaczam -odgryzła się kuglarka z nieco innej strony. Wszak zrzucanie odpowiedzialności i winy na innych, byle tylko daleko od siebie, było tylko jednym z jej wielu talentów. Spojrzała kątem oka na Thaaneeekryyysta zajętego swoimi macankami jej szyi -Twój rodzaj przynosi pecha innym, wiesz?

- Bo z pewnością wcześniej powodziło ci się cudownie. A te oparzenia to pewnie iluzja.
- mruknął czarownik nie zaprzestając muskania szyi elfki pędzelkiem, co nadal było przyjemne i relaksujące. - A to że twój trzosik mocno ostatnio przytył, jest z pewnością dowodem na owego pecha, co?

-Może i przytył, ale ah, jakim kosztem..!
-dramatyzowała Eshte i w tej teatralności tak się zapomniała, że nieopacznie pozwoliła opaść swoim powiekom. Nagła ciemność sprawiła, że w tej krótkiej chwili kuglarka poczuła wszystko.. mocniej. Stała się bardziej świadoma łaskoczących ją pędzi, ale przede wszystkim oddechu mężczyzny muskającego jej skórę, jego palców dotykających jej delikatnej szyi. Jego bliskości i ciepła.

Gwałtownym wzdrygnięciem „przywróciła” sobie wzrok i z powrotem stłumiła te wrażenia. Podobno wielkie damy musiały przez wiele godzin trwać w jednej pozie, aby malarz mógł uchwycić ich urodę oraz odpowiednio przeobrazić ją w coś wartego podziwiania na płótnie. Cóż, siedzenie nieruchomo nie należało to talentów sztukmistrzyni Meryel. Szczególnie, kiedy sama była tym płótnem.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem