Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-09-2022, 02:16   #147
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
- Ponoć dla wielkiej sztuki trzeba wiele wycierpieć.- odparł ironicznie Tancrist zajęty malunkami. Eshte słyszała to powiedzenie, aczkolwiek miała wrażenie że znaczyło ono coś innego, niż to co mógłby sugerować czarownik.
- Niemniej twoje cierpienia chyba się skończyły.- zmienił temat zamyślając się na moment. - Bo wyglądało na to, że siły ci całkiem wróciły. Zakładam też, że masz dość energii na czarowanie. Hmmm… według mnie przesadziliśmy z ćwiczeniami ze sztyletem. Przemiana w wywerny kosztowała nas wiele sił, a że ty szafujesz swoją mocą beztro… nad wyraz hojnie, to nic dziwnego że cię potem osłabiło.

-Nooo.. i tak cały ten pomysł z gadziną był jakby trochę nietrafiony. Znaczy, przed trollami to jeszcze bym uciekła machając skrzydłami, ale te dzikie elfy..
- rozważała elfka, w pełni czerpiąc ze swojej wiedzy taktycznej. Jakże bogatej wiedzy -One strzelają z łuków, co nie? I to całkiem nieźle. A jeszcze te ich strzały są jakieś magiczne.

- Strzała z łuku zwykle nie radzi sobie z wbiciem głęboko w ciało wywerny. Za gruba łuska. Co innego ciężka kusza. Niemniej… magiczne strzały to inna para ciżemek. Te rzeczywiście mogłyby ci zaszkodzić. W ogóle…
- zastanawiał się głośno Tancrist pieszcząc szyj… eee… marząc pędzelkiem po skórze elfki, która jakoś nie bardzo chciała by skończył malowanie.- To że był tam mag potrafiący rozpoznać piętno Pierworodnego… to źle wróży na przyszłość.

- Ot kolejny problem do kolekcji
-kuglarka tylko wzruszyła ramionami na jego złowieszcze słowa, co bynajmniej nie było dowodem na jej odwagę. Elfi czarownik ze swoimi parszywymi sztuczkami póki co sprawiał wrażenie bardziej irytującego od szlachciurstwa oraz straszniejszego od Marchewy, ale już nie od Pierworodnego.. ani od lubieżnej niby-kapłanki. Eshte byłaby całkiem się załamała i przestała wychodzić z wozu, gdyby tonęła w przerażeniu pod każdym rzucanym jej krzywym spojrzeniem.

- Jeszcze parę muśnięć… i będziemy musieli zakończyć na dziś.- odparł mag, a kuglarka odkrywała, że wcale nie miała ochoty zakończyć. Bo było to przyjemne i mogło być bardziej… ugh… nie wiedziała czy to wpływ Pani Ognia, czy może pyłek wróżki, ale myśli elfki wędrowały ku coraz bardziej “różowym” wizjom rozwoju sytuacji.

-Coraz sprawniej idzie Ci to malowanie -pochwaliła go nieopacznie. A gdyby tego było mało, to przez te przyjemne muśnięcia na skórze na moment zapomniała, że przecież rozmawia z tym łajdakiem i ZDRAJCĄ, któremu nie powinna pozwalać robić czegokolwiek przy swoim ciele.
-Obiecałeś mi jeszcze smoka na plecach, pamiętasz? I może też coś na tej ręce? -raz jeszcze prezentując swój brak talentu do siedzenia nieruchomo, elfka wyciągnęła przed siebie rękę, która pod rękawem ubrania skrywała pobliźnioną skórę - Na niektóre występy sama maluję sobie na niej różne zawijasy, tak żeby przypominały tatuaże, ale nie zawsze mam na to czas. I nie zawsze mi się chce. Więc jakieś Twoje bardziej wytrzymałe malunki byłyby całkiem przydatne, wiesz?

- Mogę przywołać dowolne malunki na twoim ciele które wytrzymają cały wieczór i po których rano nie będzie śladu. W zależności od tego jak dużo mocy poświęcę na nasycenie zaklęcia.
- to mówiąc Ruchacz pstryknął palcami i na przedramieniu elfki pojawił się smok wśród kwiatów. Po czym czarownik wzruszył ramionami.- To prosta sztuczka, którą opanowałem gdy byłem uczniem. Niezbyt wymagająca, acz trzeba mieć talent do niej. Ty preferujesz iluzje więc materialne efekty są trudniejsze dla ciebie do opanowania.

-Myślałam o czymś nieco trwalszym.. takim wiesz, przynajmniej na miesiąc
-zamarudziła elfka, choć na widok tatuażu ślepia zalśniły jej mocno, jak te wszystkie świecidełka które zajmowały tak szczególne miejsce w jej chciwym sercu. Z zachwytem przyglądała się gadzinie wijącej się na jej skórze, koniuszkami palców drugiej ręki muskała jego tatuowane łuski.
- Moje występy wymagają dużo energii i równie dużo skupienia. Nie zawsze mogę sobie pozwolić na podtrzymywanie dodatkowej iluzji pomiędzy moimi tańcami, wywijaniem obręczami i zabawami z ogniem - uznając, że powiedziała zbyt wiele i ten ŁAJDAK pewnie dopatrzy się w tych słowach jej słabości, Eshte pośpiesznie uniosła dumnie podbródek i dodała - Chociaż pewnie bym mogła, gdybym tylko bardzo chciała.

- Nie próbuj. To twoja siła. Olbrzymi potencjał magiczny. Ale i słabość, bo przywykłaś do lekkomyślnego nim szafowania.
- odparł czarownik i wzruszył ramionami.- Zwykłe tatuaże może ci zrobić każdy mistrz igieł. Trwałe tatuaże magiczne… potrafią kosztować nawet całą wieś.

-Szafowania?! - powtórzyła Eshte oburzona, po prostu o-bu-rzo-na tym zarzutem padającym z ust czarownika -I kiedy według Ciebie szafowałam moją magią, co? Oczywiście pomijając te chwile, kiedy musiałam ratować własną skórę.

Zaraz, zaraz.. czy to nie on raz za razem musiał się ratować tym swoim specyfikiem, bo przesadził z machaniem zaklęciami, albo dał się komuś zranić?! Ona przynajmniej sama się nie narażała na poturbowanie. Za każdym razem to ją odnajdywało krwiożercze niebezpieczeństwo.

- Przyglądam się twoim występom i choć zachwycające to pokazują twoją rozrzutność. A i wczoraj rano trochę za bardzo wciągnęła cię postać wywerny. Mimo że sztylet pochłaniał sporo mocy, by ją podtrzymać.- odpowiedział niezrażony jej oburzeniem Ruchacz.

-Mam dużo mocy to ją wykorzystuję - skwitowała kuglarka nawet nie starając się o fałszywą skromność. Przecież była dumna z tego ogromu magicznej energii aż skrzącej się w jej żyłach. Nie miała powodów, aby umniejszać swoją wartość.
Lekko przekrzywiła głowę, po raz kolejny ukazując swój całkowity brak talentu do siedzenia nieruchomo, i zerknęła pytająco na czarownika - Bo i co innego mam z nią robić?

- Jak zwykle omijasz sedno sprawy szerokim łukiem.
- karą za jej nieposłuszeństwo, była plamka farby naniesiona na czubek jej nosa za pomocą pędzelka przez czarownika. I jej własne zarumienione policzki. Bo zrobiło się tak jakoś… milutko? - Nie chodzi o to byś chowała swoją moc, a o sposób w jaki jej używasz. Jesteś deczko niechlujna… efektowna, ale nie efektywna. Ja, korzystając ze mojego mniejszego niż potencjału, potrafię wywołać całkiem imponujące kreacje. Ty przy każdym czarze zużywasz więcej swojej energii niż jest potrzebne.

-Nooo...
-elfka wierzchem dłoni przetarła swój nos, co jedynie zaowocowało większym roztarciem farby po jej skórze. Nie miała jak tego zauważyć, a nawet gdyby, to taki drobiazg nie byłby w stanie zaburzyć jej przekonania o własnej cudowności. Cudowności, która czyniła ją głuchą na rady tego ŁAJDAKA .
-A tańczysz przy tym swoim czarowaniu? Wyginasz swoje ciało? Może powinieneś kiedyś spróbować. Zobaczysz wtedy, że nie tak łatwo jest żonglować wszystkim jednocześnie - westchnęła ciężko, w ten przesadnie teatralny sposób charakterystyczny dla osób tak bardzo zmęczonych swoich życiowym sukcesem -To sztuka.

- Przy mojej sztuce muszę uważać na otoczenie, bo najczęściej praktykuję rzucanie czarów, gdy jakiś troll ogr czy wrogi czarownik próbuje urwać mi głowę.
- odparł ironicznie Ruchacz.- Więc zamiast skupiać się na tańczeniu, wolę… skupić się by szpony jakiegoś potwora nie natknęły się na moje ciało.
Spojrzał na kuglarkę dodając.- Ja czaruję w boju, nie na pokaz dla innych. Niemniej, podobnie jak ty, nie mogę całej swojej uwagi poświęcać tylko tkanemu zaklęciu.

Eshte.. nie poświęcała w tym momencie większej uwagi na to, co mówił jej fałszywy mężuś. Nie było to nic nowego. Nieraz kiedy zaczynał dużo gadać i wpadał w swoje tyrady, ona po prostu przestawała go słuchać. Ale tym razem było inaczej. Teraz bardziej skupiała się na pewnej.. myśli, która trzepotała w jej głowie niczym zamknięty w słoju motyl.
Kusząca to była myśli. Tak bardzo kusząca, że w końcu rozciągnęła wargi elfki w lisim uśmieszku, a w jej oczach zatańczyły rozbawione kurwiki.
-Zróbmy to - powiedziała ochoczo, nieświadoma wieloznaczności jakiej ten lubieżnik mógł się doszukać w tych zaledwie dwóch zagadkowych słowach.

- Zróbmy co? -niemniej Ruchacz wyraźnie znał ją na tyle by nie doszukiwać się łóżkowych podtekstów. Zamiast tego, zmrużył wzrok przyglądając się podejrzliwie “żonce”, jakby obawiał się że zaproponuje mu podpalenie namiotu Paniuni albo równie szaloną zabawę.

To pytanie sprawiło, że uśmiech kuglarki rozszerzył się strasznie, aż błysnęła w nim wszystkimi swoimi ząbkami. I zdawało się też, że.. taak, cała się nieco trzęsła z tego podekscytowania kotłującego się w jej smukłym ciałku.
-Ty mi pokażesz jak lepiej panować nad moją mocą, a ja.. -zamilkła dramatycznie, aby dać mężczyźnie krótką chwilę na przygotowanie się do przyjęcia jej łaskawości -Ja Ci pokażę jak tańczyć z obręczami.

Nie trzeba było nawet wspominać, jak bardzo Eshte była zadowolona ze swojego pomysłu. I to bynajmniej nie dlatego, że miała dobre serduszko i marzyło jej się zrobienie tancerza z Thaaneeekryyysta. O nie, nie. Wizja tego łajdaka próbująca wykorzystać z siebie choćby odrobinę zwinności, była warta zmarnowania czasu na słuchanie jego mądrzenia się na tematy magiczne.

- Pokażę, acz nauka nie jest konieczna. Znam dworskie tańce… innych znać nie potrzebuję.- odparł Czaruś szybko odrzucając jej tak hojną ofertę.

-Pffff, dworskie tańce -machnęła ręką Eshte, a w tym jednym pogardliwym prychnięciu zawarła całą swoją opinię o tych przedziwnych podskokach uprawianych przez szlachciurki. Nie miała o nich do powiedzenia zbyt wiele dobrego -To byłoby bardzo niesprawiedliwe, gdybyś tylko Ty mnie czegoś uczył. Rzadko dzielę się z innymi sekretami mojego sukcesu, więc powinieneś czuć się za-szczy-co-ny.

Oczywiście mówiąc „rzadko” miała na myśli, że NIGDY nie miała okazji nikogo uczyć swojego rzemiosła. Bo i po co? Żeby sobie tworzyć konkurencję? W przypadku Thaaneeekryyyst nie groziło jej, że ten zdecyduje się na rolę kuglarza, ani tym bardziej, że będzie w niej dobry. A przynajmniej będzie mogła się trochę z niego pośmiać.
Spojrzała na niego kątem oka, a iskierki rozbawienia nieprzerwanie tańcowały w jej tęczówkach -Nie zaszkodzi Ci nauczenie się czegoś nowego, wiesz?

- Ech… mogę przynajmniej… zastanowić się nad tym, jak mi pokażesz to czego chcesz mnie nauczyć.
- mruknął Ruchacz polubownie i… czule cmoknął ją w czubek szpiczastego ucha kuglarki. Przeszło to przyjemnym dreszczykiem przez jej ciało i sprawiło że przechyliła nieco bardziej głowę jakby… oczekiwała że kolejne cmoknięcie nastąpi u podstawy szyi. Odruchowo to uczyniła, dopiero po chwili orientując się co naprawdę zrobiła. Ugh… czego ją ten lubieżnik nauczył? A może to była wina Pani Ognia, że już nie w pełni panowała nad odruchami swojego ciała? I czemu ten dotyk nadal był dla niej miły? To też była wina Pani Ognia, w końcu to ten ognisty babsztyl domagał się pieszczot od Thaaneekryysta. Problem był jednak w tym, że… eehhmm… choć to ognisty babsztył kontrolował wtedy ciało Eshte, to.. obie odczuwały wszelkie doznania sprawiane przez usta i język czarownika i… istniała obecnie niewielka, naprawdę drobna pokusa by chwycić za czuprynę kocha… męż… łajdaka i poprowadzić jego usta do miejsc na ciele elfki lubiące ów dotyk. Była to co prawda mała pokusa, ale niczym giez brzęczący tuż nad uchem, irytująco natrętna.

Zamiast na kuszącej czuprynie czarownika, Eshte zacisnęła dłonie na swoich kolanach. A im bardziej Pani Ognia kusiła ją do ZŁEGO, tym bardziej kurczowo zaciskała palce. Że też tamto babsko wypełniało jej myśli swoimi lubieżnymi szeptami, chociaż zaledwie wczoraj kuglarka obudziła się z palącą wściekłość wycelowaną w niby-kapłankę, ale też i tego łajdaka! A zatem ta złość powinna nadal w niej płooooonąć, wypalać te wszystkie inne.. zachcianki.

Siedziała cała zesztywaniała, niczym bezbronne zwierzątko okrążane przez drapieżnika. Milczała, wręcz mocno zaciskała wargi, a mimo to w głowie toczyła zażarty bój. Podszepty druidzkiego pasożyta próbowała zagłuszyć własną.. litanią złości: „Thaaneeekryyyyyst jest łajdakiem, paskudnym łajdakiem i ZDRAJCĄ dogadującym się z Arissą, widziałaś głupia co Ci zrobili, co ON Ci zrobił, weź się opamiętaj. Łajdak, lubieżnik, paskudnik, zdrajca, zdrajca, zdrajca!

Nieświadomy co wywołał swoją czułostką na jej uchu, Ruchacz nadal skupił się na swoim malowaniu. A elfka nadal walczyła ze sobą. Z tym całym chaosem wywołanym przeciwstawnymi uczuciami… i kaprysami. I choć poczucie zdrady paliło ją nieco, to pokusa posmakowania przyjemności łóżkowych wcale nie ustępowała. I w tym wszystkim elfka najbardziej czuła potrzebę pokazania czarownikowi, że należy tylko do niej… że właśnie ona, Eshte powinna być dla niego najważniejsza. Tylko jak to uczynić?

W każdym razie wydawało się, że Thaanekryyst kończy malowanie na jej szyi. I może wtedy zimna kąpiel ostudzi jej własne ciało i zdusi podszepty Pani Ognia w zarodku. Bardzo bardzo zimna kąpiel.
Kuglarka tak mocno skupiała się na ignorowaniu podszeptów i zdradliwego ciepła promieniującego z ciała nachylającego się do niej czarownika, że zapomniała mrugać. I oddychać też. Siedząc sztywno i nieruchomo, z szeroko otwartymi oczami wpatrzonymi nieruchomo w przestrzeń, wyglądała trochę jak.. no, opętana. Co tak właściwie nie było dalekie od prawdy.

-Ko.. ko.. -zagdakała mając problemy ze skupieniem się w tym samym czasie na mówieniu oraz walkach toczonych w swojej głowie. Przełknęła głośno ślinę i na moment przypomniała sobie o oddychaniu, bo na jednym, krótkim wydechu wyrzuciła z siebie dwa posklejane słowa -Kończyszjuż?

- Kończę kończę… wkrótce. Skoro nie potrafisz wytrzymać malowania, to jak ty chcesz sobie z tatuażami poradzić? Je się robi dłużej i nakłuwa skórę boleśnie igiełką.
- rzekł czarownik żartując i zmienił temat.- To jakie to przedstawienie planujesz uczynić w mieście. Bo chyba nie zamkniesz się tu ze mną, co?

-Tooo.. ooo.. zależy...
-zająknęła się Eshte, jakoś wcale nie śmiejąc się z żarciku “mężusia”. Ale za to doceniła zmianę tematu, bo przecież właśnie na tym się znała, na swojej SZTUCE!
Dlatego teraz dokładała wszystkich sił, aby właśnie w tym odnaleźć swój ratunek i skupić się na tym, co dodawało jej pewności siebie. Czyli na swoim kuglarskim geniuszu, a nie na jakimś tam damsko-męskim pitu pitu. To akurat za każdym razem przyprawiało ją o wielką konsternację.
-Zaleeeeeży jacy ludzie tam mieszkają - mówiła powoli, w ogromnym skupieniu - Czy ten rodzaj, który na widok elfki władającej ogniem chwyta za widły? Ten, dla którego najwyższą sztuką jest jak najgłośniejsze beknięcie? Czyyyyy może jednak będą potrafili docenić mój talent?

- To miasto. Tam się wiesza, a nie nadziewa na widły. A z ogniem trzeba uważać, zwłaszcza w uliczkach i na placach otoczonych drewnianymi budynkami.
- ocenił Ruchacz i dalej posunął się z ocenami. - Ja zaś uważam twoją sztukę za… ekscentryczną i dość… pośrodku. Inni kuglarze albo bardziej schlebiają tłumom, albo bardziej finezyjnie operują magią … i mniej w tym wszystkich… obcisłych ciuszków i tańca.
Zanim jednak zdążyła wypowiedzieć choć słowo oburzenia, dodał.- Gotowe.. koniec na dzisiaj. I miejmy nadzieję, że w najbliższym mieście są jakieś sklepy alchemiczne bądź apteki, bo nie mam już materiałów na kolejną sesję malarską.

Koniec” - to jedno słowo uwolniło Eshte z tej straszliwej mocy trzymającej ją siłą przy czarowniku. Niczym wyrwana z więzów, z powrotem smakująca wolności własnych myśli, zerwała się na równe nogi tak gwałtownie, że prawie przewróciła za sobą krzesło. Nie przejęła się tym za bardzo.
-No, a jak ich nie będzie? - zapytała sięgając ręką do swojej szyi i dłonią rozcierając skórę w tym miejscu, które co dopiero było macane przez pędzle, palce i usta tego łajdaka - Nie pomyślałeś o zrobieniu zapasów w Grauburgu, co?

- Pomyślałem… ale gdy troll przewrócił twój wozik, część moich zapasów… uległa zniszczeniu
.- westchnął ciężko Ruchacz.

-I oboje wiemy czyja to była wina, co nie? -skwitowała Eshte, bynajmniej nie mając na myśli tamtego śmierdziela pokonanego jej własnymi rękoma. No, jedną ręką. Jedną smoczą łapą -Ta trollica i jej tatusiek powinni nam zapłacić za wszystkie zniszczenia.

- Pomarzyć o monetach można, ale nie licz na zapłatę za szkody.
- stwierdził czarownik nie komentując jej sugestii. Poprawił okulary i westchnął.- Chyba się nieco położę by odpocząć. To całe malowanie na twojej szyjce było wyczerpujące. I co gorsza, kolejne będzie wymagało jeszcze więcej wysiłku ode mnie.

-Aha
- mruknęła tylko kuglarka, która z jego słów wywnioskowała głównie tyle, że skoro on planował drzemkę, to te wszystkie ciasteczka i wino były teraz tylko dla niej. W związku z tym wróciła do stołu i zaczęła rozpakowywać pakunek, aby przyjrzeć się słodkiej ofierze przyniesionej dla niej przez mężczyznę -A kiedy ruszamy w dalszą drogę? Bo może pójdę posiedzieć z Dziaduniem na koźle. Trochę dziwnie być tutaj, w środku, kiedy wóz się porusza.

- Jak tam sobie chcesz. Pewnie już niedługo wyruszymy. Wydawało mi się, że słyszałem jak twój koń był zaprzęgany do wozu.
- machnął ręką Ruchacz. Tymczasem Skel’kel kręcił się wokół kilku klepek w podłodze domku na kółkach elfki, jakby chciał je przewiercić nosem.

Eshte zdążyła wpakować sobie do ust jedno ciastko, nim jej uwagę zwróciło zachowanie ciekawskiego zwierzaka. Jako, że sama też nosiła w sobie niebezpieczne pokłady ciekawości, to zaraz przycupnęła koło niego.
-Czho tham mhasz, mhały? -zapytała przeżuwając słodki przysmak z urokiem jedzącej krowy. Palcami jednej dłoni przesunęła po tej klepce, która w tym momencie zainteresowała fajkowego liska.

I tak elfka odkryła kryjówkę. Ktoś użył magii lub noża, by wyciąć w podłodze wozu małą kryjówkę na kilka drobnych przedmiotów. Łatwo się było domyślić kto..
Nie ukrył jednak tam złota i kosztowności, tylko kilka drobnych dziwnych przedmiotów w mieszku, wyglądających jak pokręcone kawałki drzewa, kilka pokrytych znaczkami kamyczków oraz.. znajomy Eshte mieszek zawierający ulubiony tytoń Skel’kela. Ten który służył, wedle Ruchacza, do wywoływania wróżebnych wizji. Nic dziwnego, że liska tak ciągnęło do niego.

To odkrycie, przede wszystkim wieszczego tytoniu, w porę ugasiło rozpalający się w elfce gniew na bardzo konkretnego łajdaka, który miał CZELNOŚĆ zniszczyć podłogę jej wozu. Tak, Thaaneeekryyyst ją ostrzegał przed paleniem tego zielska, że niebezpieczne, blah, blah, blah, coś tam jeszcze, tak właściwie to go nie słuchała za dobrze. Tyle, że ona z chęcią zobaczyłaby swoje inne.. przyszłości. Najchętniej takie bez Pierworodnego Gównojada.

Ostrożnie i bardzo powoli, żeby nie zwrócić na siebie uwagi czarownika, z powrotem ukryła te skarby pod luźną klepką. Zagarnęła w dłonie wyraźnie zawiedzionego liska, po czym mrugnęła do niego i szepnęła mu cichutko do uszka -Później.
Podniosła się na równe nogi i wyprostowała, jednocześnie unosząc zwierzaczka wysoko nad swoją głowę.
-No chodź, maleństwo moje -zaczęła „ciuciać” do niego słodkim, ale przede wszystkim też głośniejszym tonem już słyszalnym dla mężczyzny -Pójdziemy posiedzieć z Dziaduniem, zjemy ciastka i popalimy sobie fajeczkę.

Po wyjściu z wozu zobaczyła jak stary krasnolud porządkuje okolicę, pakując do plecaka swoje garnki i upewniając się że ognisko jest porządnie ugaszona. Ignorował przy tym uparcie lawinę pytań, którymi zasypywała go podekscytowana bardka rozsiewając pyłek, gdy latała wokół niego.Na szczęście dla Dziadunia, krasnoludy były nie tylko całkowicie niewrażliwe na magię ale i dość odporne na pyłek wróżek. W przeciwieństwie do Eshte. Trixie dopytywała się o szczegóły jego licznych przygód, o których najwyraźniej wiedziała co nieco, ale krasnolud opowiadał jedynie pomrukami i “mhm”-ami nie karmiąc ciekawości upartej wróżki.

Nie tylko Dziadunio robił porządki. Wszyscy dookoła tak czynili. W tym i… Marchewa oporządzający konie i zerkający z bezpiecznej odległości na wóz kuglarki, jak i na samą elfkę wychodzą z niego.
Pod tym jego spojrzeniem ciało Eshte przeszył mocny dreszcz i zastygło na szczycie schodów sparaliżowane instynktowym strachem.
Nie.. nie wiedziała jak się zachować w obliczu tych przelotnych spotkań z koszmarem swojej przeszłości. Czy powinna go spopielać gniewnym spojrzeniem? A może lepszym rozwiązaniem byłoby wejść w rolę całkiem obcej mu elfki? Wszak znał ją pod innym imieniem niż obecnie się posługiwała, nawet kolor włosów miała inny, a i sam wóz pomalowała po swojemu. Może tylko wyglądała jak tamta!

Nijak nie mogła się teraz zdecydować. Dlatego tylko odwróciła pośpiesznie spojrzenie i zeszła po schodkach.
-Trixie, weź daj spokój Dziaduniowi -krasnolud mógł liczyć na ratunek przybywający ze strony kuglarki. Ah, czyżby? -W podróży będzie czas, aby wszystko nam poopowiadał. Czarownik poszedł spać, a ja nie mam ochoty siedzieć w środku i słuchać jego chrapania. No to posiedzimy sobie razem na koźle -zadecydowała tak po prostu. Bo i czemu właściwie miałaby się pytać? Toż to jej wóz i jej koń! Uniosła wysoko rękę i zaprezentowała biały pakunek -Mam szlachciurskie ciastka na drogę.

- Wbrew temu co mówią o nas, krasnoludach… ja lubię ciastka.
- stwierdził mrukliwy brodacz z uśmiechem na obliczu. - Pozwalam ci usiąść obok mnie podczas podróży.

Już usta Eshte otwierały się, aby skomentować ostro to łaskawe pozwolenie krasnoluda i przypomnieć mu kto tu rządzi.. ale koniec końców tylko machnęła ręką od niechcenia. Dziadunio okazywał się być najbardziej przydatną osobą w jej najbliższym towarzystwie. Karmił ją, odstraszał Marchewę, a co najważniejsze - odnalazł jej kapelusz. Tyle wystarczyło, aby kuglarka przymknęła oczy na tę jego zuchwałość.
Ten jeden raz.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem