Johann z poważną miną patrzył jak warzywo powoli zsuwa sie po płaszczu zostawiając po sobie paskudny ślad. Trzeba przyznać, że co jak co ale to mu się szczególnie nie spodobało.
*Szlag by to trafił prawie nowy płaszcz. Cholera!* pomyślał.
W dłoni najemnik trzymał już jeden z noży gotów rzucić w każdego kto odważyłby się ponownie cisnąć w niego jakimś odpadkiem. Wściekłym wzrokiem zmierzył tłum. Zauważył jak Edgar rzuca się na młodzika. Albo mu się zdawało albo niziołek chciał go ugryźć w genitalia. Drżącym z gniewu głosem powiedział.
- Następnego który czymś rzuci tak przyfastryguję, że go rodzona matka nie pozna! Cholera! Mało macie problemów i roboty? Jeszcze wam się samosądów zachciewa? - po czym złość skierował w stronę młodzika obok którego stał już Rupert -A ty czego się cieszysz idioto. Tak cię cieszy pastwienie się nad słabszymi? Jak żeś taki mądry to ze mną się spróbuj. Jeden na jednego. Zobaczymy kto ma rację. No chyba, że to co mówiłeś jest kłamstwem i bogowie nie stoją po twojej stronie. Wtedy rzeczywiście na twoim miejscu bym się obawiał. Nasz pan Sigmar niezbyt przychylnym okiem spogląda na kłamców, nieprawdaż?- ostatnie słowa Johann skierował bardziej w stronę tłumu niz do młodzieńca.
Ostatnio edytowane przez John5 : 14-09-2007 o 23:43.
|