Snot samyj to snot bogatszy, ale snot samyj to snot pierwyj do zjedzenia. Tak to Trartex pobiegł w góra, hen, hen wysoko, że już zapominać zaczoł, że z kim idzie w te dziura. Tak mu się straszno zrobiło, że jeno sam został, aż popuścić mu się musiało. Biedny ten, co pod nim był. Oby nie patrzeć w góra, bo wsio na gembu poleci.
Koniec tunela w góra, można iść po skos w góra, albo po skos w dół. Snot chciał iść jak najdalej do góra, co by zebrać jak najwiencej, ale im wyżej w góra, tym dalej od inna snot. A im dalej od inna snot, to tym bardziej niebezpieczna. Trartex pokiwał głowom. Nie. Nie może iść samyj dalej w góra. On musieć iść w dół. Ale nie w dół, w dół. Pójdzie on tam w bok w dół. Zawsze to wolniej schodzi, niż w pionie. Ciongle wyżej bendzie od inna snot. Wiencej dobrych rzeczy zgranie.
Zanim skrencił, Snot strzepnoł noga, druga i tym co ma pomiendzy. Ostatnie krople poszły w dół. Zaśmiał siem. Ktoś prysznica bendzie miał. Poszedł w dal. Szkoda, że linu nie ma. Rzuciłby.