ZAGINIENI W AKCJI
- Unieruchomić go! Nie może się ruszyć!
Khurkov wykrzyczał polecenia na całe gardło. Prezerwista Tunguska zacisnął ostrza swojego szarłapa wokół szyi więźnia chwytając go w duszący uścisk. Leżący w pyle nagi mężczyzna wił się i wyrywał niczym pochwycone żywcem zwierzę, które nie potrafi się uwolnić z pułapki.
Khurkov poruszył w umowny sposób dłonią, odesłał prezerwistkę Emirę ku wejściu do zapadniętych w grunt ruin, w których Szpitalnicy dopadli swoją ofiarę. Potem doskoczył do więźnia przypadając przy nim na jedno kolano i omiatając snopem światła elektrycznej latarki.
- Tropiliśmy cię od trzech miesięcy! Jak dotąd przeżyłeś? Gdzie twoje ubranie, gdzie masz zapasy?
Jeniec zaniósł się pełnym szaleńczych nut chichotem, charcząc w desperackiej walce o zaczerpnięcie oddechu. Jego zeszklone oczy podchwyciły spojrzenie Khurkova.
- Jesteś wybrakowanym przedstawicielem swojego gatunku, do tego jeszcze tępym Kommando Prime - wycharczał więzień - Ten ulotny sukces nie przyniesie ci zwycięstwa.
Tunguska pociągnął szarłapa w tył wpierając jednocześnie jedno kolano w kręgosłup więźnia i stabilizując go w końcu w nieruchomej pozycji. Khurkov zdjął z pasa pistolet - proste czarne narzędzie będące jego wiernym towarzyszem przesłuchań, załadowane dwunastoma sztukami głodnego ołowiu.
Wcisnął stalową lufę broni w skroń więźnia z taką siłą, że wokół jej wylotu na bladej skórze mężczyzny wykwitły natychmiast przekrwione naczyńka.
- Ty powinieneś być trupem, Vasco! Ale to ty, w krwi i ciele! Jak to możliwe?! - Khurkov ruchem dłoni polecił Tungusce, aby ten poluzował wachlarz szkarłapa pozwalając więźniowi na wydanie dźwięku.
- Przynajmniej wiesz jak się nazywam, dzikusie - jeniec zaczął łapczywie wciągać w płuca powietrze szczerząc przy tym zęby niczym zwierzę. Khurkov przestawił palcem wskazującym bezpiecznik pistoletu. Czuł jak po gładko ogolonej skórze czaszki zaczynają mu ściekać krople potu. Butne zachowanie ofiary wywołało w Kommando Prime poczucie konsternacji. Vasco wciąż szczerzył zęby spoglądając na czerwonokrzyżowca szeroko otwartymi oczami. W jego wzroku nie było najmniejszego śladu strachu, w zamian z oczu nagiego mężczyzny wyzierało wrażenie niewzruszonej pewności siebie i lodowatego opakowania.
Khurkov poczuł zimne ciarki biegnące w dół kręgosłupa. Spodziewał się wszystkiego, tylko nie takiego braku lęku.
- Odpowiadaj albo rozwalę ci łeb!
- Wystarczy! Więcej wyciągniemy z niego w Gdańsku! Musimy wrócić do puntu ewakuacji. Tutaj nie jest bezpiecznie - rzuciła od strony wejścia Emira.
- Ma rację, Khurkov! - wtrącił Tunguska - Zabierajmy się stąd!
Vasco roześmiał się sardonicznie.
- Twoje pieski są bystre. Musisz znaleźć dla nich parę medali, jeśli…
Obracając pistolet w dłoni Khurkov uderzył więźnia rękojeścią broni w skroń rozcinając skórę i obalając mężczyznę na ziemię.
- Uśpij go!
Tunguska ściągnął z pasa strzykawkę anestezjologiczną. Khurkov odstąpił od więźnia i zaczął przesuwać snopem elektrycznego światła po murszejących ścianach pradawnego budynku. Głęboki półmrok zalegał w zakamarkach ruin, wyzierał z szerokich szczelin w popękanych cegłach.
- Musi istnieć jakiś powód, dla którego ukrywał się właśnie tutaj!
Przytomniejący po ciosie w głowę Vasco zakrztusił się śliną, wyciągnął ramię w kierunku spowitego ciemnością narożnika pomieszczenia.
- Pomóż mi ją znaleźć, a dam ci odpowiedzi na wszystkie pytania.
Kommando Prime sarknął cicho i zrobił kilka kroków we wskazanym przez więźnia kierunku. Światło latarki wyłoniło z ciemności toporne malowidło przedstawiające odrażającą kobiecą postać, rozrysowaną czarnymi konturami, pokrytą bliznami, krzyczącą ku przestworzom.
Był to wizerunek Ohydnej Wiedźmy, bohaterki jednej z najstarszych legend Pollenu.
Khurkov spojrzał z niedowierzaniem na więźnia, odwrócił głowę z powrotem ku malowidłu nie mając pojęcia jak powinien był zrozumieć słowa jeńca.
- O czym ty bredzisz, Vasco?! - poddane ogromnemu obciążeniu nerwy pękły w jednej chwili. Doskoczywszy do wiotczejącego w anestezjologicznym otępieniu mężczyzny zasypał go gradem ciosów zadawanych pięściami i stopami - Co ty pierdolisz?! Mam ci odnaleźć źródło z dupy wziętej bajki, żebyś zaczął mówić?! Tego ode mnie chcesz?!
- Weź się w garść, Kommando! - Tunguska wepchnął się pomiędzy maltretowanego więźnia i jego prześladowcę, zasłonił Vasco własnym ciałem. Khurkov warknął w odpowiedzi, dysząc ciężko i ocierając z czoła pot w próbie zapanowania nad własnymi emocjami.
- Konie są niespokojne! - krzyknęła Emira - Coś się zbliża!
- Tunguska! Wokalizer! - Khurkov otrzeźwiał w jednej chwili zmrożony ostrzeżeniem prezerwistki.
- W futerale przy siodle! - odkrzyknął prezerwista.
- Kurwa! - Szpitalnik rozejrzał się wokół siebie w poszukiwaniu własnego szarłapa, dostrzegł jego kształt na podłodze pośrodku pomieszczenia, runął na złamanie karku ku porzuconemu w szamotaninie z więźniem orężu. Jeden rzut oka na plagmierz wystarczył, aby pojąć, że odżywczy płyn wewnątrz kapsuły aż się spienił na podobieństwo kipiącego mleka od skurczy uwięzionego w środku kawałka zakażonej tkanki.
- Ruch na trzeciej!
Okrzyk Emiry zlał się w jedno z histerycznym chichotem. Khurkov zawirował w miejscu, okręcił się na piętach. Nie przejawiający najmniejszego śladu znieczulenia Vasco stał w rozkroku o własnych siłach, trzymając Tunguskę w zapaśniczym chwycie przed sobą niczym żywą tarczę. Dłoń Khurkova opadła na kaburę, ale jej palce natrafiły na pustą przestrzeń.
Za plecami Tunguski rozległ się metaliczny szczęk zwalnianego zamka.
- Pomyliłeś się co do mnie, Homo Sapien - wyrzucił złowieszczym tonem więzień - Nazywam się Vasco i jest nas wielu.