Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-09-2022, 22:05   #35
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 10 - 2519.06.32; bkt; zmierzch

Miejsce: Nordland; okolice Neues Emskrank; okolice Heilidorf
Czas: 2519.06.32; bkt; zmierzch
Warunki: - ; na zewnątrz: jasno, łag.wiatr, ulewa, ziąb



Joachim


Joachim już od dłuższego czasu nie odbywał tak długich wędrówek. Zwłaszcza przez leśne bezdroża. To czuł to w nogach pod koniec drugiego dnia marszu. Zresztą dziewczęta z miasta wyglądały podobnie. Jedynie ungory wyglądały jakby im nic nie było pomimo całego dnia marszu. Ale dla nich to było w końcu naturalne środowisko. Pogoda też dzisiaj niezbyt sprzyjała aktywności na świeżym powietrzu. Pierwsza połowa dnia była całkiem pogodna. Ale chłodna. W południa zaczęło mżyć więc wszystko i wszyscy zrobili się mokrzy. Ale padało dość subtelnie. Ungory rozpaliły ognisko pomimo to i zrobiły wiatę z gałęzi jaka mniej więcej chroniła od tej mżawki. Namiot jaki zabrali ze sobą niezbyt było sens rozbijać. Ledwo by gorzbili trzeba by go zwijać aby ruszyć w dalszą drogę więc taka wiata i ognisko były niezłym kompromisem. Można było się ogrzać i odpocząć w mniej więcej suchym miejscu. To dzikie plemię łowców o mieszacne cech ludzkich i zwierzętych wydawało sie wyśmienicie dostosowane do życia w lesie.

- Jakby mi ktoś powiedział, że będę obozować ze zwierzoludźmi to bym chyba roześmiała mu się w twarz. - Onyx z lubością wyciągnęła się przy ognisku pod tą wiatą. Chyba wydarzenia z poprzedniej nocy spędzonej nad urokliwym, rzecznym zakątkiem wracały do niej rykoszetem wspomnień.

- A jak by ci powiedział, że będziesz się z nimi pokładała? - zapytała Lilly i obie się roześmiały. Faktycznie to było trudne do uwierzenia nawet jak się brało w tym udział. Co prawda wcześniej już kultyści mieli do czynienia z kopytną w postaci Lilly właśnie. Ale raz, że zdawano sobie sprawę, że urodziła się jako człowiek i jest ludzkim odmieńcem nawet pomimo pewnych podobieństw do zwierzoludzi. A dwa od zimy to się wszyscy do niej przyzwyczaili. A tacy jak Onyx czy Otto co doszli później to po prostu zastali ją jako jedną z członkiń zboru. No i była jedna a nie całe stado, jakoś więc nikła w tłumie ludzkich kultystów. A póki była ubrana w suknię do samej ziemi to jej mutacje w ogóle nie były widoczne i wyglądała jak zwykła, młoda dziewczyna.

- Ja słyszałam, że szlachta to się tak zabawia w tych swoich dworkach myśliwskich gdzieś w gdzie nie ma wścibskich oczu. Ale zawsze myślałam, że to tylko takie złośliwe gadanie. Nigdy nikogo nie spotkałam kto by robił coś takiego tak naprawdę. Nie sądziłam, że kiedyś sama to zrobię. - hedonistka o płomiennych włosach przyznała, że teraz w świetle dnia to sama była zdumiona swoją śmiałością i odwagą. Ale chyba wszyscy ulegli tej słodkiej namiętności. Może poza Joachimem. Jak to sobie oglądał z boku to mógł dojść do wniosku, że faktycznie odgrywają scenki jak te z alabastrowego ołtarza. Nawet jeśli nie mieli do dyspozycji tych wszystkich istot jakie tam zostały uwiecznione. A może po prostu artysta też był świadkiem albo i uczestnikiem takich orgii i tak do oddał w kamieniu.

Ale ostatniej nocy sytuacja się powtórzyła. Jak rozbili się na noc w trzewiach bezimiennego lasu. Z dala od ludzkich sadyb. To chociaż już bez Sorii i Łasicy to znów dziewczęta z miasta chętnie się zabawiły z gospodarzami. Efekt dało się poznać o poranku. Humory dopisywały obu stronom i można było czuć się całkiem swobodnie. W końcu na czwórkę ludzi z miasta wypadało jakieś pół tuzina ungorów jakie pełniły rolę przewodników i eskorty. Niemniej jednak droga lądowa i to przebyta na własnych nogach okazała się o wiele trudniejsza niż podróż łodzią. Zapewne wczoraj pod koniec dnia łódź powinna dotrzeć do miasta. O ile nic im się nie stało po drodze.

A przez te dwa dni można było do pewnego stopnia oswoić się z obecnością zwierzoludzi. Pierwotnie sporo robiło tradycyjne nastawienie do siebie obu ras czyli wrogie. Ale skoro nie zaczęło się od walki a potem Soria okazała się championem Snarla i jeszcze zakończyło się orgią nad brzegami starorzecza to ungory się całkiem przyjazne. Chociaż dzikie i odpychające swoją obcością wygladu i zachowań. A dzięki temu, że Lilly umiała się z nimi z pewnymi trudnościami porozumieć można było czegoś się od nich dowiedzieć.

Jak choćby to, że znali to miejsce nad starorzeczem. I przychodzili tam odbywać swoje gody. To było dobre miejsce bo lędźwie i żyły pęczniały od żądzy. Ostatnim razem po prostu zaskoczyło ich to, że ktoś tam już jest. Ale z daleka widzieli kobietę z wieloma ramionami czyli Sorię. Więc postanowili poczekać a potem podejść bliżej. I całkiem przyjemnie im się słuchało i oglądało to widowisko dawane przez Sorię i dziewczęta.

Ich lider nazywał się Gnak. I szefował tej grupce. Miał największe rogi. Gdzieś takie długie jak palec dorosłej osoby. Pozostali mieli mniejsze. A jak tłumaczyła Lilly u zwierzoludzi im większe rogi tym większa oznaka łaski Mrocznych Patronów. Dlatego na niej tak wielkie wrażenie zrobiła Merga z jej imponującymi rogami. Opowiedziała o niej Gnakowi i reszcie.

- Mówią, że chcieli by ją poznać. Bo rogata i szamanka to musi być bardzo potężna. - przetłumaczyła to swoim towarzyszom.

Sama grupa Gnaka była tylko częścią większego plemienia zwanego Grabieżcami z Doliny. Tam bowiem mieli swoją główną siedzibę. No ale nie powiedzieli jej gdzie jest ta dolina. A oprócz tego były też inne plemiona. Było plemię gorów, tych większych zwierzoludzi o zwierzęcych głowach. I niestety, większych rogach. Oni byli śmierdzieli i mieli chory wygląd. Słuchali się swojego szamana Kwasopluja. I jeszcze jedno, Krwiożercy co brutalnie polowali na wszystko co uciekało i stawiało opór. Ci byli potężnymi wojownikami i dało się wyczuć, że Gnak obawiałby się spotkania z nimi. Ale mieli tam największych wojowników, z największymi rogami. Poza tym zdarzały się też różne bandy goblinów, orków i ludzkich bandytów. Jedna z tych band też im była na rękę bo mieli tam kobiety i też się pokładali z nimi chętnie. No ale to trochę dalej na południe to nie podróżowali tam tak często.

Gnak pytał też o szamana. Z tego co mówiła Lilly to “szangul” to była u nich dość uniwersalna nazwa dla osób obdarzonych nadprzyrodzoną mocą. Więc dla nich Opal też była szangul. A ten swiecący kostur przy pierwszym sptokaniu w ręku Joachima widocznie nie przeszedł niezauważony. Nawet jeśli potem potęga Sorii przyćmiła wszystko inne. To gdy odpłynęła łodzią to Gnak jakby przypomniał sobie o tym kosturze i był ciekaw czy Joahim jest “szangul”.

I tak sobie rozmawiali na różne tematy podczas marszu przez las. Dziś druga połowa dnia była słoneczna po tej mżawce ale dalej dość chłodna. A pod koniec dnia znów zaczęło padać. I to mocno.

- Pytają czy chcemy nocować w lesie czy chcemy dojść do wioski. Do wioski byśmy doszli o zmroku albo i po. Ale nie wiedzą jaka to wioska. Chyba Heilidorf. Ale nie jestem pewna. Jakby to było Heilidorf to dalej już znam drogę. Trochę bardziej na północ jest jaskinia Kopfa i Opal. Ale to już jutro byśmy tam doszli.

- Przespałabym się w łóżku wreszcie. Ale nie wiadomo czy nas chłopi w ogóle wpuszczą jak dotrzemy po ciemku. Bandyci zwykle tak robią to mogą się bać otworzyć. Głupio by było spędzać noc pod okapem. - Onyx zawahała się co tu dalej począć. Zwykle jak rozbijali się na noc w lesie to nie czekali do samego zmroku tylko zatrzymywali się trochę wcześniej. A idąc do wioski trzeba by jeszcze po całym dniu marszu iść jeszcze z dwa czy trzy dzwony. I nie było pewne jak przyjmą ich chłopi. No i ungory pewnie zostałyby w lesie.

- Można pójść z nimi. Oni gdzieś tu mają jakąś jaskinię. Albo rozbić się gdzieś tutaj. Strasznie leje. Jak ta wioska jest tak jak Gnak mówi to jutro i tak byśmy dali radę dotrzeć do mojej jaskini. Tylko trochę później. - Lilly machnęła ręką dookoła. Padało i to mocno. Nie chciało jej się iść i moknąć w taki deszcz.




Miejsce: Nordland; Neues Emskrank; Dzielnica Portowa; koga “Stara Adele”
Czas: 2519.06.32; bkt; zmierzch
Warunki: wnętrze ładowni, jasno, cicho ; na zewnątrz: jasno, łag.wiatr, ulewa, ziąb



Otto i Heinrich



A to niespodzianka. Przez tą wieść jaka rozeszła się po mieście jak kręgi na wodzie po wrzuceniu w wodę wszystko stanęło na głowie. Do końca dnia to chyba już mało kto nie słyszał co się stało. Bicie wszystkich dzwonów w miejskich świątyniach obwieszczały, że stało się coś ważnego. Księżna Matka umarła. Matka elektora Gaussera który siedział na tronie Nordlandu. A to oznaczało żałobę państwową w całej prowincji. A więc i odpuszczenie wszelkich wesel, festynów i zabaw. Żałoba po małych ludziach trwała góra jeden dzień i to zwykle była dobrowolna wśród jego bliskich. Po lokalnych szlachcicu czy mistrzu rzemiosła albo gildii trzy dni. Po jakimś baronie lub wysokim kapłanie tydzień. A po hrabim czy lordzie dwa tygodnie. Nadchodzący festyn jaki lada dzień miał się odbyć w Neus Emskrank stanął więc pod znakiem zapytania. To był jeden z powodów dla jakich Rune odwiedził najpierw Heinricha a potem Otto spotkał go jak tenc zekał na niego przed bramą hospicjum. Obaj usłyszeli mniej więcej to samo.

- Chodź na “Adele”. Starszy i Merga zwołali zebranie. - powiedział wojownik który pełnił dzisiaj rolę posłańca. Zwykle spotykali się na zborze w Angestag ale skoro sytuacja była nazdwyczajna to i szefostwo kultu zwołało nadzwyczajne spotkanie. Ale na miejscu, na starej krypie, okazało się, że na tak nagłe spotkanie nie mogli przybyc wszyscy członkowie zboru. Z tym chyba każdy się po cichu liczył więc nie było zaskoczenia. Za to kolejne niespodzianki.

- Nie wiem czy już mieliście okazję się poznać. Ale to jest Soria. Czcigodna championka Slaanesha, córka wspaniałej Soren, Matki i Królowej Potworów. Mogliście o niej słyszeć jako syrenie z wrakowiska. Ale teraz zgodziła się zaszczycić naszą małą rodzinę swoją obecnoscią i wsparciem. - Starszy przedstawił pozostałym smukłą, młodą i zgrabną kobietę o granatowych włosach uplecionych w liczne, długie warkoczyki.

- Witam was. Cieszy mnie być częścią planu Czterech Sióstr. - młoda kobieta urbana w dość zwykłą spódnicę i koszulę nie wyglądała jakoś imponująco. Promieniowała spokojem i ciepłym spojrzeniem. A jednak zarówno Merga jak i Starszy traktowali ją z najwyższym szacunkiem. A Łasica to wręcz jawnie się do niej łasiła. Wydawało się, że jest gotowa spełnić każdą jej zachciankę. Na razie jednak te ograniczyły się do prośby o wino. Pirora też przybyła i to razem z Saną jaka przyjechała na ten festyn trochę wcześniej i chętnie zadomowiła się u swojej przyjaciółki oraz mistrzyni. Widać było, że blondynka z południa uważnie obserwuje zarówno Łasicę jak i Sorię. Bo chociaż ta druga wydawała się dość zwyczajną dziewczyną chociaż niezwykle urodziwą to jednak nie miała trzech metrów długości ani innych nadnaturalnych cech. No ale włamywaczka jej usługiwała jakby traktowała ją jak swoją królową. Pirora dała jej znak aby podeszła i po chwili siedziały obok siebie i coś szeptały do siebe gorączkowo.

- A poza tym dziewczyny przywiozły prezent. I dobrze, że jesteście, trzeba go przeładować tutaj. - Starszy uśmiechnął się przez maskę. Bo przy okazji jak zebrała się spora część zboru to uzbierała się też niezła siła robocza. Jak wyszli na pokład i trochę poczekali aż Rupert podpłynie łodzią to jeszcze nie wyglądało na nic niezwykłego. Ot, na łodzi był spory ładunek przykryty płachtami. Łódź zacumowała do starej kogi i dopiero jak po sznurowych drabinkach zeszli do niej mogli zajrzeć pod płachtę. A tam była jakaś wielka, alabastrowa orgia w kształcie monumentu.

- Aha. To dlatego nie wzięliście portowych tragarzy. - zaśmiał się cicho Silny i splunął za burtę. No faktycznie jakby ktoś postronny zobaczył co jest pod płachtą trudno byłoby utrzymać sprawę w tajemnicy. Dalej musieli się napracować co było o tyle irytujące, że alabastrowa masa była ciężka, nieporęczna do tego jak się stało na łodzi to ta się chybotała i łatwo było się wywrócić. A jeszcze zaczeła się ulewa. Waliła po twarzach i dłoniach jak gradem. Ale jak zauważyła Łasica przynajmniej ludzie się pochowali do środka więc było mniej świadków na ulicach. W końcu wspólnie, z pomoca lin, kabestanów i siatek udało im się podnieść, przerzucić przez burtę, przesunąć po pokładzie a potem opuścić ładunek do trzewi statku. Wrócili do środka mokrzy od potu i tej ulewy.

- Ale to jest wspaniałe! - Pirora co chyba była największym znawcą sztuki w tym gronie nie mogła ukryć zachwytu gdy płachta została zdjęta i wszyscy na spokojnie mogli się przyjrzeć temu erotycznemu arcydziełu. Jeszcze było zamulone, brudne, trzeba będzie to oczyścić ale jednak scena orgii wszystkich ze wszystkimi uwieczniona w białym alabastrze była wystarczająca czytelna.

- O! I tu są takie małe syrenki! Ja też mam taką! To pewnie stąd, zobaczcie, że tu odłamane jest i niektórych brakuje! - Pirora z ekscytacją odkryła ten brakujący detal. I od razu skojarzyła z małą rzeźbą jaka jeszcze w zimie trafiła w jej ręce.

- Spotkaliśmy bardzo miłych zwierzoludzi. Bawiliśmy się z nimi całą noc. Było cudownie! No ale jak załadowaliśmy to cudne cacko to już w łodzi nie starczyło miejsca dla wszystkich no i Joachim z dziewczynami musiał pójść pieszo przez las z tymi zwierzoludźmi. To nie wiem czy dzisiaj by zdążyli wrócić, może jutro na wieczór. Przez las to jednak dalej niż łodzią. - Łasica powiadomiła też co się stało z resztą grupy z jaką wypłynęła dwa dni temu.

- Tak, na pewno do nas wrócą cało. Nie zapomnijcie im podziękować za ich trud i wysiłek, sami widzicie jaką bezcenną rzecz znaleźli. Moje dzieci! To znak! To znak od naszych wspaniałych patronów! Znak, że podążamy słuszną drogą. Musimy tylko pozbierać okruszki jakie nam zostawili i dotrzemy do celu. To tylko pierwszy z nich! A są jeszcze inne! - Starszy też wydawał się być podekscytowany tym znaleziskiem i całą sytuacją. Pozostali też roześmiali się, zaczęli bić brawo i cieszyć się z osiągniętego sukcesu. Bo nawet jeśli nie byli zwolennikami Węża czy Łasicy jaka przewodziła jego kultystkom to jednak Starszy i Merga mieli zamiar odnaleźć także inne potężne artefakty po pozostałych Siostrach.

- Tak, to jest już coś. Coś czym będę mogła się pochwalić u nas na północy. Zwłaszcza jakby Soria popłynęła ze mną. - Merga odezwała się też z uśmiechem i z przyjemnością obserwowała zarówno monumentalną rzeźbę jaka była ołtarzem jednej z Czterech Sióstr jak i na Sorię co była i strażniczką i przewodniczką. Poza tym istotą o wspaniałych możliwościach i chwalebnym rodowodzie.

- To jeszcze przemyślimy. Na razie zajmijmy się festynem. Jak pewnie już wiecie będzie żałoba po księżnej - matce. Przynajmniej dwa tygodnie, może trzy. Zobaczymy co władze ustalą. Ale to oznacza odwołanie festynu albo jego przesunięcie. No a mieliśmy sporo planów związanych z tym festynem jak to go udoskonalić na naszą modłę. Część gości już przyjechała. Ale w obecnej sytuacji reszta pewnie się wstrzyma do wyjaśnienia sprawy. Jutro jest krasnoludzkie święto Sagi a pojutrze miał się zacząć turniej. Więc władze jutro, najpóźniej pojutrze powinny wydać obwieszczenie. Ponieważ utrzymanie festynu mocno by rzutowało na wizerunek także w oczach elektora to spodziewam się, że albo odwołają albo przesunął ten turniej. Dlatego na razie proszę was abyście wstrzymali wszystkie działania jakie planowaliśmy w związku z tym turniejem. Nie ma co się demaskować przedwcześnie. Pod koniec przyszłego miesiąca jest kolejny festyn, Dzień Pierwszego Kamienia więc najwyżej uderzymy wtedy. A tak, zyskamy więcej czasu na przygotowania. Powiedzcie o tym prosze tym z nas których dzisiaj tu z nami nie ma. W Augnestag zbór odbędzie się normalnie, zapewne tutaj. Wtedy też będzie już wiadomo co władze postanowiły zrobić z tym turniejem to my też coś postanowimy. - mistrz kultu rozglądał się po swoich dzieciach aby dać im wytyczne jak powinni reagować na tą nagłą sytuację.

- O! Mnie to pasuje! Mogłabym wprowadzić Sorię w towarzystwo i przygotować grunt pod ten czy inny festyn! - Pirora nie miała nic przeciwko takiej zmianie planów. Nawet jej to pasowało bo zgrywało się z tym co wczoraj wieczorem rozmawiali w teatrze z Otto.

- To ja bym chciał pójść za moją Loszką. I tak czekaliśmy bo festyn miał być jak go nie będzie to nie ma na co czekać. Tylko to w las i nie wiadomo gdzie. Ja i Strupas to może być trochę mało jak nas ktoś napadanie. - widząc okazję Sigismundus też wyrwał się ze swoim planem do zaaprobowania albo chociaż wspólnego omówienia.

- Miałam wizję na ten temat. To powinno być gdzieś w jaskini, w poblirzu morza. Słyszałam tam huk przyboju. I widziałam wschód słońca z trzewi tej jaskini. To musi być gdzieś na wschodnim wybrzeżu. Chociaż kawałek, tak aby wylot jaskini był prosto na wschod. Ma to sens bo Oster powędrowała na wschód. - słowa aptekarza sprowokowały wyrocznię do podzielenia się swoją wizją na ten temat.

- Jest kawałek wybrzeża co idzie prawie prosto z północy na południe. Jakiś dzień rejsu na wschód od nas. Mniej więcej na wysokości Manannsheim. A potem drugi, trochę bardziej na południe. Bo dalej na wschód to już raczej trudno o takie kawałki północ - południe. - Kurt zwykle się nie odzywał. No ale jako stary wilk morski był ich specjalistą od spraw morskich i teraz postanowił zabrać głos.


---


Link do mapy Nordlandu: http://windsofchaos.com/wp-content/u...land_v2_bw.jpg
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem