Berthold uśmiechnął się kącikiem ust, kiedy Johann dostał pomidorem, lecz natychmiast pochmurniał kiedy poleciały w nich inne odpadki ogródkowe. Złapał tylko za miecz - przecież nie będzie rozlewał krwi na daremn. "Przybywamy by nieść wam pomoc?! Nieee... przybywam by coś zarobić". Dokładnie wypatrywał swych przyszłych, może niedoszłych, a bynajmniej oby niedoszłych ofiar - trzeba być zawsze czujnym. Z uśmiechem podziwiał Edgara, gdy ten wgryzł się w oblicze przeciwnika - "A ja go rzuciłem kamykiem" - pomyślał sobie.
Chwile stał milcząc i obserwując wszystko dokładnie, po czym nagle złapał się ręką za głowę, druga ręka zaczęła się trząść, tak że Mordragon złapał mocniej rękojeść miecza. Kiedy Johann i Rupert wypowiadali swoje długie postulaty, wręcz monologi, Berthold stał w takiej właśnie pozycji i gadał coś pod nosem. Wtem podczas wypowiedzi Johanna, rzekł półgłosem:
- Nie sądze by ta pani chciała mnie otruć w nocy - powiedział dość szybko; nie tak jak on. Wskazał ręką, którą trzymał się za głowę, jakąś boguducha winną kobiete stojącą niedaleko. Oczy jego, mętne i dziwne, skierowały się na Edgara - wypowiedział swoje słowa cicho, ale chyba nie na tyle cicho by tego nikt nie usłyszał.
__________________ Gdybym nie odpisywał przez 2 dni.. plsss PW:)
-"Na horyzoncie widzisz szyb kopalni"
-"Co to za rasa szybko-palni?"
Czego pragnie eMdżej?! |