Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-09-2022, 18:55   #148
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wreszcie! Po tylu dniach spędzonych w dziczy i wśród drzew Eshte zobaczyła miasto. Wreszcie będzie mogła odetchnąć pełną piersią i poczuć wonie miasta. Smród rzygowin, rynsztoków co prawda nie był najwspanialszą wonią świata, ale po tym co elfka przeszła wśród drzew wydawał się nęcić.


Miasteczko Haenstradt za murami miało niską zabudowę i pełną starych kamienic, niemal zapadających się pod własnym ciężarem. Miało swój urok i było wyszykowane jak stara pudernica prezentująca swoje wdzięki przed kawalerem. Wszędzie rozwieszone proporczyki, ulice… cóż w miarę uprzątnięte. Miejscowa straż miejska miała broń i błyszczące pancerze wypucowane na błysk. Na ulice wybiegli niemal wszyscy mieszkańcy głośnymi okrzykami wiwatując na cześć gości.
Tak właśnie artystka światowej klasy, jaką niewątpliwie była Eshtelëi Meryel Nellithiel del Taltauré. Niestety łaska plebsu na kapryśnym koniu jeździ. I tego właśnie wierzchowca ujeżdżał sam Hrabia Voglstein-Craig. I to jego witał burmistrz rada miejska z gorliwością godną padalca. Niemal gotowi byli lizać mu buty, by zasłużyć na jego łaskawe spojrzenie.
I jego córeczce też. Tylko Eshte jakoś tak nikt nie witał i nikt nie zauważył. Co świadczyło o braku gustu miejscowych. Jak mogli ignorować olśniewającą artystkę jaką elfka była?!
Banda buraków.

Frustracji kuglarki nie osłodziły kolejne wydarzenia. Orszak hrabiego zajął cały główny rynek. Tam się rozłożyły wozy i obozowisko, aczkolwiek… szlachta otrzymała najlepsze pokoje w okolicznych karczmach. A Eshte… żona szlachcica, nie otrzymała takiej propozycji. Nadal musiała się gnieździć w swoim wozie! Dotąd nie było z tym problemu, ale dotąd mieszkała sama. Teraz wraz z nią gnieździł się jej lubieżny zdradliwy małżonek i wróżka która wypełniała wóz… romantycznym pyłkiem, który dodatkowo komplikował sytuację. Bo przecież to nie tak, że kuglarka czuła jakąś miętę do Ruchacza, prawda?!

Ech… pech elfki nadal trwał. Bo choć była żoną szlachcica, to nie zyskiwała nic na tym statusie. Poza bezczelnym darmozjadem zajmującym miejsce w jej wozie i łóżku.
Pocieszeniem niewielkim okazała się uroczystość na cześć hrabiego, która miała odbyć się wieczorem i zgromadzić także miejscowych widzów. Normalnie elfkę by to nie obchodziło, ale… tym razem Eshte była jedną z artystek, która miała brać udział w części rozrywkowej. Co oznaczało nie tylko zapłatę za jej trud, ale i możliwość dorobienia na datkach rzucanych przez rozbawioną gawiedź. No i jeszcze możliwość przyćmienia reszty artystów swoim występem. Bo czy ktoś mógłby pokazać lepsze widowisko niż sławna na całym świecie, Eshtelëa Meryel Nellithiel del Taltauré?


- Trzeba zwiedzić miasto, ale potajemnie. Odkryć jego sekrety w przebraniu! - takie to hasło rzuciła Trixie z typowym dla siebie entuzjazmem. Wróżka od dawna nie była w żadnym mieście i wyraźnie się tym ekscytowała. I chciała je zwiedzić potajemnie.
Trixie nie musiała długo namawiać kuglarki do swojego planu. Eshte zgodziła się szybko i chętnie z prostego powodu - uwielbiała przebieranki! Grzebanie w górach swoich ubrań, materiałów i dodatków, a potem tworzenie z nich zachwycających kreacji, było jej ulubionym elementem przygotowań do występów.
Problemem było to, że wróżce zamarzyło się przebranie, które byłoby w stanie ukryć prawdziwą tożsamość sztukmistrzyni. Takie, w którym będzie mogła zwiedzać miasteczko bez przyciągania rzeszy miłośników swego talentu. A chociaż elfka była znana światu z wielu swoich talentów i cudownych przywar, to niekoniecznie z.. subtelności swojego gustu. Ubierała się w taki sposób, aby zwracać na siebie spojrzenia, a nie.. unikać ich. Bo i jak mogłaby to zrobić? Jej charakter był zbyt wielki, żeby go ukryć pod byle kapturem albo kapeluszem.
Jakże Eshte mogła ukryć swoją eshtowatość? Swoje.. eshtestwo?

Czerń. Czerń była odpowiedzią. Kuglarka nie poszukiwała inspiracji w cierpieniu, a zatem nie miała w zwyczaju ubierać się w posępne ciuchy. To właśnie te barwne piórka wyróżniały ją na tle szlachciurków i półnagich tancerek. Była pstrokatą papugą, a nie mrocznym krukiem! I właśnie dlatego nikt nie będzie się spodziewał sztukmistrzyni Meryel w czerni.

Świecidełka i ubrania były jedynymi uznawanymi przez nią pamiątkami. Tak, najczęściej zabierała je sobie sama, bez wiedzy właścicieli, ale dzięki temu była teraz w posiadaniu niemałej kolekcji ubrań. Znalazła wśród nich kilka w różnych odcieniach czerni, podebrała też jakiś fatałaszek z garderoby czarownika. Narzuciła to wszystko na siebie, spięła się w talii pasem, pstrokate włosy ukryła pod kapturem. I z trudem poznała samą siebie w lustrze.


A że wyglądała jak świeżutka wdówka pogrążona w żałobie? Cóż, czyż nie lepiej być wdową niż żoną, nawet fałszywą, takiego łajdaka i ZDRAJCY?


Wymknęły się z obozu, bez Dziadunia. Trixie słusznie argumentowała, że stary krasnolud by je spowalniał i za bardzo się rzucały w oczy. Toteż wymknęły się bez niego. Bo w mieście kto mógłby złapać tak nieuchwytnego ducha jak Eshte? Miasto było żywiołem kuglarki. Tu czuła się jak w domu przemierzając uliczki wraz z trajkoczącą ciągle i wiecznie zachwyconą wróżką.
Co prawda mijane osoby spoglądały często gapiły się w kierunku elfki i wróżki, ale… pewnie z innych powodów. Bo przecież nie mogła ich interesować energicznie przemierzająca uliczki przekomarzając się z rozentuzjazmowaną wróżką “wdowa pogrążona w żałobie”.
Elfce jednak umykały szybko te spojrzenia, bo nikt jej zaczepiał podczas tej wędrówki przez uliczki miasta. A to było ciekawe. Mimo swoich rozmiarów miało dużo ciekawych sklepików, głównie z powodu tego, że w mieście była spora społeczność gnomów. I Eshte zauważyła kilka sklepików alchemicznych, co przypomniało jej o Ruchaczu. Co prawda wolała o nim nie myśleć za bardzo, ale skonfiskowała części jego garderoby przypominała mu o fałszywym mężu. W tym czarną tkaninę którą maskowała swoje oblicze, tkaninę przesiąkniętą jego pachnidłami. Zapach czarownika zdawał się elfkę otaczać i… było to miłe uczucie. Bądź co bądź, był to przyjemny dla niej zapach i dodawał jej otuchy, wbrew wszelkiemu rozsądkowi.


Zwiedzanie miasta było przyjemnym doświadczeniem dla Eshte, zwłaszcza w towarzystwie rozentuzjazmowanej wróżki latającej dookoła niej. Samo Haenstradt miało wiele do zaoferowania kuglarce, będąc miasteczkiem na przecięciu szlaków handlowych. Stroje, tkaniny, przyprawy, błyskotki… to wszystko było w zasięgu ręki dla zamożnej osoby. Na szczęście, elfka nie musiała ostatnio narzekać na brak funduszy. Choć ostatnie dni nie były dla niej fortunne, to pod względem finansowym… cóż, nie mogła narzekać. Co jednak nie oznaczało, że kuglarka zamierzała wydawać na prawo i lewo ciężko zarobione pieniądze. Eshte bowiem dobrze wiedziała, że po czasach dobrobytu może nadejść okres posuchy. I trzeba było mieć coś wtedy w zanadrzu. Co nie oznaczało, że nie mogła połazić z wróżką od handlarza do handlarza, popatrzeć na towar i wyrazić swoje zdanie na temat jego jakości. Wszystko w ramach zwiadu oraz… eeemm… odgrywania roli wdowy w żałobie, oczywiście.
Nagle, coś zaczęło się dziać. Szyja elfki na karku ni to pulsowała, ni to swędziała. Było to dziwne uczucie, które rosło gdy obierała jeden konkretny kierunek. Jakby coś, ciągnęło ją ku konkretnemu miejscu. Odruchowo przesunęła palcami po skórze w miejscu w tego dziwnego uczucia.
No tak, dotykała opuszkami tatuażu, zrobionego przez Pierworodnego i zmienionego przez Ruchacza. Eshte nie wiedziała co się dzieje, ale już dość przeżyła by wiedzieć co to oznacza… kłopoty. Niestety Trixie inaczej podeszła do sprawy.
- Mistyczna intuicja! Coś cię przyciąga. Zapewne ukryty skarb! Magiczne klejnoty! Naszyjniki! Magiczne tomy! -
A raczej jakiś potwór. Eshte nauczona doświadczeniem przewidywała najgorszego z nich. Samego Pierworodnego. Dlatego wolała raczej się oddalić, niż przybliżać do źródła zagrożenia.
Wróżka na odwrót, mimo że nie grzeszyła odwagą, to wizja przygody i potencjalnych skarbów całkowicie zaćmiła rozsądek małej wróżki. Ostatecznie udało się Eshte wypracować kompromis. Podejdą nieco bliżej, by pulsowanie było wyraźniejsze, a potem… elfka wskaże kierunek, a wróżka poleci sama na zwiad. Poleci wysoko, by nie napytać sobie biedy.
A kuglarka na nią poczeka.


Czekanie okazało się udręką dla kuglarki. Ale co jej pozostało w tej sytuacji? Oparta o ścianie powtarzała sobie w myślach że nie powinna ulegać żarliwym namowom Trixie. Co w ogóle sobie myślała pozwalając jej na tą wycieczkę? Sytuacji nie poprawiał niepokojąco pulsujący i swędzący tatuaż. Wrażenie było na tyle mocne, że Eshte się niecierpliwiła i martwiła. A może… a może coś się ciekawskiej wróżce stało? Może została zauważona? Złapana? Zabita?
Trudno było powiedzieć co taki Pierworodny może jej zrobić, ale z pewnością nic przyjemnego. A jeśli się do niego ślini w uwielbieniu, tak Eshte nieraz robiła?
Niełatwo było kuglarce czekać opierając się o ścianę budynku w wąskiej pustawej uliczce. Niełatwo było czekać, niełatwo było się nie martwić o jej bezpieczeństwo. I co… jeśli jednak coś się Trixie stało? Co miała zrobić w takiej sytuacji? Ruszyć jej na ratunek? Zapomnieć o niej i uciec z podwiniętym ogonem? Szukać ratunku? U kogo?
Tylko jedna osoba przychodziła elfce na myśl… Ruchacz. On niestety był tylko mógłby pomóc.
On i… Dziadunio też. Może powinna wpierw Dziadunia poprosić o pomoc? Kusiło to kuglarkę, niemniej rozsądek podpowiadał że najlepiej wziąć do pomocy obu i każdego kogo by się dało zwerbować.
No i … ile ma jeszcze czekać na powrót Trixie? Kiedy stwierdzić, że już dość czekania?
Tej decyzji nie miała okazji podjąć. Ktoś inny ją uprzedził.

Marchewa.
Szedł powoli uliczką, uzbrojony i nerwowo się rozglądając na boki. W pełnym rynsztunku niczym przywódca wojskowy. I nie był sam. Za nim podążała trójka okutych zbroje najemników. Wyglądali na doświadczonych rębajłów. I trochę nie pasowali do Marchewy. A przynajmniej to tego, którego znała kiedyś.
Wskazał palcem na opierającą się o ścianę wdówkę i rzekł.
- To ona.
- Dobra…- skinął głową mężczyzna z kozią bródką i rzekł do Eshte. - Ej ty… albo pójdziesz w pęta po dobroci. Albo i tak zostaniesz skrępowana… ale z obitą buźką.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem