Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-10-2022, 11:07   #171
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
W tym czasie Mark znalazł apteczkę - w łazience. Oczywiście! Kiedy jednak wszedł do korytarza zobaczył, że Powell klęczy przy pani Bianco, z rękami dociśniętymi do jej ciała, ale dziwnie nieruchomy. Skupiony na swoim zadaniu, czy odpłynął gdzieś myślami? Ktoś stanął w wejściu do korytarza przysłaniając światło słoneczne.
Powell coś mówił. Cichy szept wydobywał się z jego gardła.
- Zdychaj, Bredock…
- Zdychaj…
- Bredock …
Mark stanął jak wryty, z na wpół otwartymi ustami wpatrując się w klęczącego agenta. I nie wierzył własnym uszom, bo wyglądało na to, że na jego oczach Powell zaczynał zmieniać się w Wilka. A przynajmniej gadać jak Bestia, a to wróżyło kłopoty. I lepiej było wynosić się jak najszybciej z tego domu.
Zapomniawszy o trzymanej w rękach apteczce po cichu ruszył w stronę drzwi wyjściowych.

Zderzył się w wejściu z jakimś wąsatym, grubawym facet około pięćdziesiątki, który zaciekawiony, jako najodważniejszy z sąsiadów, zajrzał do środka.

- Panie Fitzgerald - rzucił stłumionym głosem Powell - Gdzie ta apte … - zdanie urwało się w pół słowa i ochroniarz znów znieruchomiał nad krwawiącą kobietą.

- Co tam się dzieje, chłopcze? - familiarnie zagadał wąsacz.
- To, co widać... - odparł Mark. - Pomoże pan... - podał apteczkę sąsiadowi - panu Powellowi? Tu była Bestia... Muszę znaleźć Anastasię...

Sąsiad zamrugał, wziął apteczkę i ruszył w stronę Powella, a Mark wyszedł z domu, chcąc obejść budynek dookoła. Na Barta i Amy trafił po paru krokach.
- Co z nią? - spytał, szybko podchodząc do leżącej dziewczyny.

Ostatnie, co pamiętała, to próba ucieczki przez okno. Ogromny ból, który przeszył jej nogę, psie szczękanie zębami, ostre jak brzytwa pazury oraz zimne, śliskie dachówki. Mrok, który osnuł jej umysł, zagościł ledwie na parę sekund i Ana nie miała pojęcia, że parę minut temu przebyła ten krótki lot z pierwszego piętra na betonową ścieżkę ogrodu. Powolnie otwierające się powieki były ciężkie jak z ołowiu, podobnie jak jej ręce i nogi, z czego ta lewa płonęła ogniem piekielnym. Początkowo niewiele do niej docierało, chyba jakaś postać pochylała się nad nią. Słyszała też głos, męski. Brzmiał znajomo, choć w jej splątanym umyśle bardziej jakby dochodził z innego multiwersum. Po chwili doszedł kolejny głos, a szum w głowie pomału ustawał, ostrość widzenia poprawiała się, choć miała wrażenie, że potyliczna część czaszki pękła nieodwracalnie i pomału umiera. Na szczęście było to krótkie uczucie.

Tuż po tym gdy potrafiła już rozpoznać twarze dwóch osób, zdołała nawet podnieść się do siadu. Nie dało się ukryć, że bez pomocy Barta byłoby to bardziej bolesne, gdyż z przyjmowaniem bardziej pionowej pozycji wiązał się mocniejszy ucisk wewnątrz czaszki, jakby ten napór miał rozwalić jej głowę na kawałki. Całe szczęście, poza bólem, nie czuła żadnych większych dolegliwości. Przyglądając się Bartowi dostrzegła, że jedno szkiełko w jej okularkach pękło. Głowa chłopaka przecięta była na pół po ukosie; tak Ann teraz go widziała.

Bart uśmiechał się z ulgą, ale nadal był nie do końca spokojny.
- Ile widzisz palców? - pokazał jej znak wiktorii.

- Mama… Wilk był nią. Przysięgam. - wydukała przykładając dłoń do rany na głowie. Ból łydki był palący, choć nieadekwatny do odniesionej rany. W końcu noga była cała i mogła chodzić, więc było wszystko dobrze? Bart podał jej rękę, aby mogła wstać. Miała nadzieję, że jej wierzą.
- Uciekałam. Znaleźliście mamę? Nic jej nie zrobił? - spytała, mając oczywiście na myśli wilka, a potem spróbowała podnieść głos, aby ją zawołać.

- Mamo? - spróbowała dać krok w stronę frontowych drzwi, choć lekko się zachwiała. Nie chciała jednak, aby jej rodzicom stała się krzywda. Nikt z nich tego nie chciał.

- Wiem, widziałem... - powiedział cicho Mark. - Bestia mnie zaatakowała, a mój... ochroniarz... ją postrzelił. I Wilk zniknął, a twoja mama wróciła do swojej postaci. Jest ranna, a my mamy większe kłopoty, niż sądziliśmy. Nie wiemy, kogo Wilk może opętać i kiedy. Nikomu nie możemy ufać.

- Wiem kto może pomóc. - powiedział Bart podtrzymując ramieniem Anę. - Szaman z rezerwatu, dziadek Squaw zresztą, mówił, że pomoże z tym duchem walczyć. Jedźmy wszyscy do niego. Czeka na nas. - wyjaśnił a ostatnie zdanie powiedział z naglącym naciskiem.

- No to zbierajmy się, nim się narobi jeszcze większe zamieszanie - powiedział Mark. - Możesz iść, czy trzeba cię zanieść? - spojrzał na Anę. - Twoja matka żyje i pogotowie ją zabierze.

Bart nie czekając, wziął dziewczynę na ręce i poszedł w kierunku auta.
- Szaman na pewno pomoże na ten ból głowy. Nie martw się. - powiedział spokojnie do Any.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 03-10-2022 o 14:08.
Kerm jest offline