Snoty zaczeły siem radować z rozgromienia wroga! Co za zwycienstwo, godne uwiecznienia w poemacie!
Gobelin aż uszy zatarł z uciechy, sam jeden ubił szkieleta! Ach! Moneta zzielenieje z zazdrości. Właściwie to zżółknie, bo zielona już była.
Wszyscy jeli rozglondać siem ciekawie. Pod ścianami ciongneły siem drewniane koryta. W środku jaskini było widać sześć szkieletów (w tym jeden pogruchotany na ziemi), dwa kowadła, dwa mniejsze stoły i jeden duży, dwa wózki, jakonś maszynem dziwnom z wielkim kołem, a pod sufitem wisiały haki jakoweś dziwne, a nad dużym stołem to jeszcze jakieś liny żelazne. Na stołach i kowadłach rzeczy jakoweś leżały, a szkieletory niektóre też coś w łapach trzymały.
___________________
Trartex tymczasem myszkował w najlepsze. Szkielety wydawały siem zupełnie ignorować jego obecność. Mrówki póki co też trzymały siem na odległość. Przylazł wienc do stoła i paczał. A na stole było na co paczać.
Noży wiela tam leżało, mniejszych, wienkszych, zembatych i gładkich, no, no...
I takie kufele co z nich napić siem można...
No i jeszcze takie ustrojstwo, co to mogło być?
Test Int 80/15
Wyglondało trochem jak taka mała karapulta, co to siem snotlingi z niej strzelało za karem... były takie dwie miski jakby, jak siem jednom w dół nacisneło, to druga szła do góry... może to karapulta dla mrówek? No, albo może dla tych kulek co tu leżom, bo sporo takich dziwnych kulek było... tylko po co karać kulki? A te kulki, może to jakoweś jagody? Cienżko było stwierdzić. Do tego były jeszcze takie metalowe kamienie o dziwnych kształtach, każdy innej wielkości.
No, co jeszcze... miski gliniane.
Zatkany gliniany dzban, może co w środku siedziało?
Gobelin opowiadał, że w takich opuszczonych jaskiniach, w zamknientych dzbanach siedziały dżyny. A dżyny były niedobre. Jak siem takiego dżyna z dzbana uwolniło, to potem trzeba było jego trzy życzenia spełnić, bo inaczej mógł łeb oderwać. Dżyny niedobre, o nie... ale może
Gobelin tylko kłamał? Skond on to mógł wiedzieć, nigdy nigdzie nie łaził. Nie to co
Trartex o nie. Tylko mówił, że czytał gdzieś o tym. W ksionżce. Ale ksionżka była za mała, żeby w niej jaskinia była i dzban i dżyn. No to jak? Kłamał, to pewne. A jak kłamał, to pewnie chciał, żeby dzbany tylko dla niego zostawić. To pewnie w nich co cennego. To warto otworzyć. No ale może lepiej, żeby jednak jakiś inny snot ryzykował? Od tego myślenia
Trartexa głowa boleć zaczeła.
A i jeszcze jedna penknieta miska z kamiennom maczugom w środku była.
Coby mrówki wsadzić do środka to siem te miski i kufle nadawały. A pacać je czym? Kuflem? A może tom kamiennom maczugom? A może ciepać w nie czym z bezpiecznej odległości? Może jednak ta drewniana laga, jakby jom tu przytachać i przewrócić na mrówki? Pewnie wtedy jej już
Trartex sam nie podniesie...
Może który ze szkieletów ma coś fajnego? Tylko czy jak siem zacznie je przeszukiwać, to one przypadkiem siem nie obrażom i biednego
Trartexa nie zacznom bić?
Jeszcze jakieś pudło na kółkach stało na takiej drabinie, co na ziemi leżała. Może w tym pudle co było?
Nie zbadał też jeszcze tych dziwnych urzondzeń, przy których stał kolejny szkielet.
W sumie dobrze siem stało, że trafił do kuchni. W brzuchu mu burczało jeszcze przy żabolcu. Tak po prawdzie, to
Szmælc też miał żabem. Może by jom do garnka włożyć?