Wielce uradowany Czmych pozbierał się z kupy rozpadniętych kości, omiatając spojrzeniem pole bitwy. Rozrzucone szczątki przeciwnika świadczyły o wielkiej bitności ludu snotlińskiego, który to jakby nie patrzyć, on osobiście powiódł do tej walki. Spośród kości wyciągnął czaszkę i z lubością zagrzechotał jej dolną szczęką o górną. Co następnie zademonstrował znienacka Gobelinowi kłapiąc mu wyszczerzonymi zębiskami tuż przy uchu, co miało uchodzić za żart arcyprzedni.
- Kłap, kłap! Wielki Zły Czmych!
Zarechotawszy czaszkę dorzucił do ładunku Krostki, podrapał ją po krostkach i uwagę swą skupił na najbliższym obiekcie jakim było kowadło i młot, którym szkielet władał. Wielce ciekawiło go, czy zdatnym, albo cennym coś się coś tu zda.