Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-10-2022, 09:56   #3
Gladin
 
Gladin's Avatar
 
Reputacja: 1 Gladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputacjęGladin ma wspaniałą reputację

 Wolfenburg, dwa miesiące wcześniej

- Źle się dzieje - Sigismund, starszy brat Carla, pogłaskał się po swojej łysinie znad kufla piwa. - Odmieńce coraz liczniejsze i bezczelne się stają. I tak jak mi żal, że bez córki ostanę - rzucił nieco zawilgocone spojrzenie w stronę Sylwi - to przecież bezpieczniejsza ona tu w Wolfenburgu, niż u nas będzie, prawda?

Młodszy z braci z zadumą potaknął głową. Jego bratanica wychodziła za mąż. Ależ ten czas leciał! Tak był zajęty swoją karierą, że nim się obejrzał, trzydzieści wiosen mu minęło. Pokręcił głową ze zdumieniem.

- Sam zostanę - markotnie stwierdził Sigi, zaglądając do kufla. - Będziesz miał na nią baczenie, prawda? - zwrócił się do brata.

Carl zapewnił go, że tak właśnie będzie. Nie było po co wdawać się w tłumaczenia, że ma dużo obowiązków, często wyjeżdża i nigdy nie wiadomo, czy wróci. Że Wolfenburg, to duże miasto i jest tu tyle samo, a może więcej niebezpieczeństw, niż na dworze Wittagów.

- Wiesz Carl, ojciec byłby z ciebie dumny - zmienił temat rozmowy starszy Skell. - Ale pamiętaj, co nam mówił. Teraz nie tylko musisz dbać o siebie, ale i moją córkę, kiedy ja nie mogę. A ty kiedy się ożenisz? Ja nie mam syna i raczej już nie będę miał, kto przedłuży nasz ród? Wiecznie młody nie będziesz. Z twoim nowym stanowiskiem, łatwo znalazłbyś odpowiednią pannę - brat najwyraźniej poczuł się teraz w obowiązku przejąć rolę głowy rodu. Zresztą faktycznie nim był, odkąd ojciec umarł.

- Masz rację - Carl uśmiechnął się, a blizna na twarzy mu zadrgała. - Czas, bym się tym zajął - zgodził się sam nie wiedząc, czy po to, by uspokoić brata, czy rzeczywiście mając to na myśli.

 W drodze do Wurzen

Żar lał się niemiłosiernie z nieba. Zbroja zmieniła się w piec i Carl chciał czy nie chciał, w końcu musiał ją z siebie zdjąć. Bez pancerza nie wyglądał już tak groźnie, ale i nie rzucał się tak mocno w oczy. Ale jego potężny zweihander był stale w pobliżu i nie trzeba było ani wprawnego oka, by go zauważyć, ani wielce bystrego umysłu, aby dodać dwa do dwóch. Ktoś, kto wiózł ze sobą taki kawał żelaza, nie był pierwszym lepszym podróżnym, któremu warto było wchodzić w drogę. Zresztą nawet bez miecza swoją postawą i wojskowym obyciem nieświadomie dawał znać otoczeniu, któż zacz.

Mundur również podróżował w jukach, by go niepotrzebnie na szwank nie narażać. Zwykłe ubranie podróżne więc musiało starczyć i oto Carl Skell, mężczyzna w sile wieku, przemierzał gościniec. Twarz jeszcze nie stara, z blizną która raczej niż go szpecić, pewnego dojrzałego powabu mu dodawała. Włosy jeszcze siwizną nie dotknięte, a i nawet kilkudniowy zarost, którego dorobił się w drodze sprawiały, że całość prezentowała się dobrze. Nie, aby zaraz jawił się jako łamacz serc niewieścich, bo ani z urody ani z charakteru nim nie był, ale wygląd bynajmniej od niego nie odstręczał.

Drogę do celu, kiedy miał siły myśleć w tym upale, poświęcił poznaniu się z towarzyszami. Chociaż pogoda niezbyt sprzyjała do obracania językami, to przez dwa tygodnie nawet strzępki rozmowy jakiś obraz ich osobowości dawały. Sam o sobie, czy to z natury, czy z panujących temperatur nie mówił zbyt wiele. Ale starał się, aby towarzysze nie powzięli przekonania, że od nich stroni czy stara się jakieś tajemnice zachować. Zresztą, co tu dużo do opowiadania było. Wojsko było całym jego życiem od maleńkości. Matka mu odumarła młodo, ojciec niedawno, bratanica a mąż wyszła, a brat w stopniu sierżanta osiadł w siedzibie Wittagów, gdzie szkolił rekrutów, był ochroniarzem panicza Gustava, jak i jego nauczycielem szermierki. Miał też w zanadrzu kilka opowieści o bitwach, które stoczył. To, że był sierżantem w elitarnej Czarnej Gwardii nie było również dla nikogo tajemnicą.

- Przydałoby się trochę tego zimna, co go opat nam wywróżył - rzucił z uśmiechem, ocierając rękawem pot z brwi. Jego wysuszone gardło sprawiło, że nie wypowiedział tego zbyt głośno. Czy towarzysze nie usłyszeli, czy nie mieli sił skomentować, nie wiedział. Było zbyt upalnie, by się tym przejmować.

 Pod rozłożystym dębem

Upał nie zelżał, za to można było dostać zimne piwo, trzymane czy to w piwnicy pod ziemią, czy też w beczce opuszczonej do studni, nie miało to znaczenia. Gdy przepłukał gardło pierwszym kuflem postanowił zjeść coś porządnego. W takim miejscu jak to jedzenie powinno być smakowite. Tatulek wkrótce zaproponował mu prosiaka w marynacie musztardowej. Do tego solidną porcję ziemniaków z okrasą. Carlowi ślina napłynęła do ust a w brzuchu zaburczały werble. Jako, że potrawa miała być podana dopiero za jakiś czas, a nie chciał wystawiać się na męczarnie oczekiwania, zamówił polewkę z solidną pajdą chleba. Zupa była gęstą zawiesiną warzywną, zrobioną na bazie mięsa. Zmuszał się, aby nie pochłonąć jej zbyt szybko mimo, że miał na to ochotę. Kufel znowu miał pełen.
- Ach, jak dobrze - zwrócił się do towarzyszy. - Dobrodziejstwa cywilizacji. Musztarda! W czasie służby takich luksusów nie ma - mimo jego starań, miska była już pusta i pozostało mu jedynie wyczyszczenie jej chlebem. - To rzeczywiście zacne miejsce. Gospodarzu! A dajcie nam jeszcze tego waszego słynnego sera!

- Zanim wypowiem się w tej sprawie, po mieście pierwej chciałbym się nieco rozejrzeć - Carl odniósł się do założenia siedziby, pociągając z kufla. - Tutaj nie, to zbyt miłe miejsce, na wypoczynek dobre. Ale świątynia... sam nie wiem... pospaceruję trochę. Na początek odwiedzę miejscowy garnizon, dowiem się co w mieście słychać.
 

Ostatnio edytowane przez Gladin : 09-10-2022 o 18:33. Powód: stylistyka
Gladin jest offline