Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-10-2022, 23:55   #5
Wired
 
Wired's Avatar
 
Reputacja: 1 Wired nie jest za bardzo znany
Zygfryd był to człek o wzroku surowym, przenikliwym, błękit jego oczu kontrastował z czarną nieuczesaną czupryną, zaniedbaną tak jak i kilkudniowa broda strzyżona niedokładnie i na szybko. Gdyby nie wzrok w którym widać było spokój i intelekt rzekłbyś że obdartus to jakiś lub banita co to zbyt długo w lesie gnił i higieny nie dochował. Oczy sugerowały jednak co najmniej wykształcenie, przebijała się przez nie charyzma, a pełne uzębienie sugerowało że nie jest to członek plebsu i trud życia jaki obecnie prowadzi niekoniecznie jest czymś z czym zmaga się od urodzenia.

Wzrost ponad przeciętny, wystawał o głowę nad większością a i ramiona małe nie miał. Nie była to góra mięśni niczym atleci na odpowiedniej diecie, wytrzymałe, lekko zasuszone ciało, wytrenowane w znoju, błocie i wiecznej potyczce, przypominał bardziej żołdaka z Ostlandu lub innego opuszczonego przez bogów miejsca niż kapłana którym podobno był. Ciężko było wiek ocenić, w sile wieku, ale ile Nocy Wiedźm przeżył? Zresztą czy to ważne było? Młody nie był.

Wieść niosła że o jego obecność zabiegał nie opat, ani nikt z kanoników, a Eckhart Drakenhof, dowódca Czarnej Gwardii Ostlandu. Ci zresztą co przybyli kilka dni wcześniej mogli zobaczyć jak zakonnik o mało co na zawał nie zszedł gdy ten jegomość pojawił się cały we krwi i błocie na progach klasztoru. Prosto z podróży jak mówił, ale to podróż do samego piekła i z powrotem być musiała, krew mu zresztą spod zbroi po ręce wciąż ciekła i znaczyła trasę gdy czym prędzej do lazaretu i łaźni go zaprowadzili, później do dnia ceremonii w kaplicy nikt go nie widział. Co przeżył nikt go nie pytał ale do zbroi przypięte były święte teksty i błogosławieństwa, gdziekolwiek był więc widać pomocy Sigmara potrzebował, przeżył, znak to zapewne więc że ją otrzymał. Poza zbroją i napierśnikiem z symbolem podwójnej komety, wojskowymi butami i ogólnie wytrzymałym podróżnym ubraniem nie dało się nie zauważyć tuniki i elementów ubrania w kolorach czerni z żółtym obszyciem, wysokie kryzy zbroi i odrośnięte włosy (większość zakonów Sigmara je goli) pod którymi pewnie znajdują się wygolone albo nawet wyrżnięte w skórze święte symbole sugerowały dla obeznanych dość jednoznacznie członka Zakonu Srebrnego Młota.
Dobrze to wróżyło misji, wszak zakon ten jest chyba najbardziej uwielbiany przez lud, przemierzają Imperium docierając do najdalszych zakątków gdzie lud boży świątyń własnych nie ma, a słowa Sigmara jak i pomocy pragnie. Doradzają lokalnym władcą, niszczą napotkane zło i bronią ludu Sigmara strzegąc bezpieczeństwa wielkimi młotami bojowymi - co ciekawe, ten jeden zamiast młota miał przy pasie korbacz na rękojeści którego symbol Młotodzierżcy w kształcie młota dodano. Podobno chętnie pomagają też w napotkanych świątyniach, nawracają wątpiących nowicjuszy czy szkolą ich w walce pokazując że służba Sigmarowi to nie tylko słowo. W skrócie kochani przez lud słudzy boży. Zupełnie inaczej niż Zakon Oczyszczającego Płomienia którego większość plebsu, o ile zna bo często działają po cywilnemu, to kojarzy głównie z płonącymi stosami...



Wolfenburg, stolica Wielkiego Księstwa Ostlandu, 25 Sigmarzeit
podziemna kaplica w klasztorze “Gorejący Obuch”zakonu Ognistego Serca

Całą ceremonię przeszedł z godnością chwaląc Sigmara i zachowując się jakby znał jej elementy na pamięć.
Widać po ręce po której zaschnięta strużka krwi była że rany jego jeszcze się goją, nie łamało go to jednak w najmniejszym calu i nie dało się po nim poznać. Na zakończenie odebrał listy i pokłonił do błogosławieństwa w zadumie, gdy opat skończył pożegnał się życzliwie kłaniając raz jeszcze, tym razem krótko:
- Chwała Sigmarowi ojcze, wiek Twój i mądrość Twa jest dla ludu Sigmara łaską, rad będę zobaczyć Cię w zdrowiu po powrocie i za to będę składał swe modły. Chwała Młotodzierżcy i jego Imperium - rzekł życzliwie, skłonił żołniersko i odmaszerował.



Wolne miasto Wurzen, 29 Sigmarzeit

O swoich kompanów przed wyjazdem wypytał w Zakonie i znajomych Czarnogwardzistów, o jednych słyszał więcej, o innych mniej, ale ostatnie lata spędził bardziej w Lesie Cieni niż gdziekolwiek indziej, toteż musiał trochę sobie odświeżyć pamięć. W Wurzen planował posłać kilka kruków z listami by podpytać o imiona i okoliczności, szczególnie w Altdorfie pewnie wiedzą swoje, tam Katedra jak i całe miasto żyje z plotek i polityki.

Tymczasem żar lał się z nieba, pot drażnił rany z porannego biczowania i modlitwy, głębsze rany się już zagoiły, ubranie było wymienione a tunika wyprana, wbrew pozorom była to miła odmiana od zimnych rzek, zabłoconych bezdroży, gospód o wątpliwej opinii i innych nieprzyjemności jak zwierzoludzie i gobliny na wielkich pająkach. Gdyby nie listy mógłby wątpić czy aby nie trwoni czasu jaki Sigmar mu dał na błahostki.

- Zaszczyt z Wami pracować Panowie, wierzę że los splótł nasze drogi nie z przypadku a Sigmar nasze ścieżki prowadzi, wybaczcie jednak, czas ostatni spędziłem na odludzi, rad byłbym poznać lepiej swoich współpracowników. Z kim zatem mam przyjemność? Mnie zwą Brat Zygfryd, uniżony sługa Sigmara i kapłan z Zakonu Srebrnego Młota, Wy zaś?
- zapytał podróżnych uważnie lustrując zebranych, szczególnie młodzika o siwych włosach, mutacja? czy może spotkanie z czarownicą? a może odwrotnie, stary był tylko twarz małolata? Naturalne to nie jest - przeszło mu przez myśl w głowie.

- Ja tam bym cieszył się z upałów Carl, znać to że jego wizja od nas daleka, chociaż sól z potu niemiłosiernie wdziera mi się w rany to może i lepiej, na warcie nie usnę - zażartował.
- Eckhart się o Tobie dobrze wypowiada, rad więc jestem że razem jedziemy - dodał żołnierzowi dobre słowo.



Karczma "Pod Rozłożystym Dębem"

Polecona przez Mistrza Świątyni, Erkenbranda Gaertnera, zajazd “Pod Rozłożystym Dębem” zawierał jedną ogromną wadę o której zapomniał zapewne celowo powiedzieć im klecha - niziołka. Zaraza, nie dość że oddano im, bogowie jedni wiedzą czemu, najlepsze ziemie Strilandu na Krainę Zgromadzenia to jeszcze rozeszło się to złodziejskie nasienie po całym Imperium.
Zygfryd odruchowo skrzywił się na widok kurdupla, ale rezonu miał w sobie na tyle że ręką na której zaschła krew od razu załapał się za żebra, wyszło więc że rany po podróży mu doskwierają i stąd ten grymas. Za półludźmi nie przepadał, nie zamierzał jednak robić sobie od progu wroga z kogoś kto mu będzie podawał jadło i napitek.
Poza tym, da mu szanse, w końcu byli tu z polecenia samego Mistrza Świątyni.

Niziołek od razu przyniósł strudzonym wędrowcom piwa i chleba ze smalcem by mieli co zagryźć czekając na zamówienia. Zygfrydowi podał również krasnoludzki bimber by uśmierzyć ból, co ten przyjął z uznaniem i podziękował gospodarzowi.

Odnosząc się do propozycji towarzyszy rzekł:
- Doradzałbym jednak żadnych krzyków i zamiast zaznaczania obecności wtopienie się w tłum. Oraz - tu spojrzał na Oswalda, który co prawda cicho ale jednak, właśnie bezceremonialnie nazwał wszystkich inkwizytorami - o wiele większą dyskrecję, w gospodach ściany mają uszy, dobrze że dziś gwarno tutaj.
- Dużo tu przyjezdnych z okazji Sonnstill ale to nadal dość mała mieścina, swoi się znają i obcych łatwo rozpoznać, a o obcych przynoszących kłopoty rozniesie się w mig i będziemy naszego celu (celowo nie użył słowa heretyk) szukać niczym wiatru w polu.
- Świątynia jest miejscem należytym i dobrze nas tam przyjmą gdy zobaczą strudzonego podróżą kapłana, celem naszej wizyty w mieście jednak również i tam bym się nie chwalił, przynajmniej nie na początku.
- Cieszmy się zbliżającym świętem przesilenia letniego, rozejrzyjmy, zaciągnijmy języka, na odkrywanie kart zawsze przyjdzie czas, a jak dobrze pójdzie to i to nie będzie potrzebne.
- dodał sugerując nader ostrożność w działaniach.

- Dlatego moim zdaniem powinniśmy się posilić, wszak jadło tu dobre, a na spoczynek udać do Świątyni, prosząc o nocleg dla kapłana z Zakonu Srebrnego Młota i jego świty
- dodał ponownie dając do zrozumienia że nie dla inkwizytorów.
 

Ostatnio edytowane przez Wired : 10-10-2022 o 00:25.
Wired jest offline