Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-10-2022, 07:54   #71
GreK
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Bolesny uścisk dźwigni. Syk rozprężanego gazu i szeroki strumień uwalnianej piany, rozchlapujący się wokół, schładzający powietrze nagłą dekompresją. Syk lepkiej substancji w kontakcie z płonącą pochodnią. Puchata, parująca smrodem kołderka. Skwierczące płomienie przygasają. Piana spływa na podłogę, tworząc rozlaną, pływającą breję. Piroman już nie wyglądający tak promieniście. Bardziej przypominający zmokłego kurczaka. Camille spoglądająca na pognębionego podpalacza i którą wstrząsa spazmatyczny śmiech.

Malkovich uśmiechnął się do swoich myśli. Wizja, której nie udało mu się zrealizować była zabawna, chociaż sytuacja, w której się znaleźli już trochę mniej. Mieli wejść do lokalu, dowiedzieć się, że dziewczynka jest przetrzymywana w piwnicy, wyciągnąć ją i triumfować. Niezupełnie tak się potoczyły sprawy. Rzeczywistość wyprowadziła prawego sierpowego, który sprowadził ich do parteru. W ciasnej, ciemnej uliczce oświetlonej odległym, bladym światłem latarni ciągle czuł to uderzenie w szczękę i boleśnie uświadamiał sobie, że trafili na zawodnika cięższej klasy wagowej. Musieli zacząć nadrabiać brak siły zręcznością i bardziej przebierać nogami jeśli nie chcieli, żeby ten pojedynek skończył się knock outem.

- Zuri, trzymasz się? - zainteresował się poparzeniami dziewczyny. Nie wyglądało to groźnie, ale na pewno musiało sprawiać jej ból.

Dlatego też jeśli chcieli uratować dziecko, a Burrow powiedziała im prawdę (co wcale, ale to wcale nie było dla Dave’a oczywiste), musieli się spieszyć. Upchnął w zakurzony kąt umysłu dręczące go wspomnienia przemienionego Jacka. Miał w tym wprawę. Znalazły się w towarzystwie ze wspomnieniami zachlanej i obrzyganej matki. Rączka czuł ten pośpiech niemal namacalnie. Tłamsił go i gniótł.

- Muszę tam być - szepnął do Oko. - Czy moglibyśmy się tam znaleźć razem?

Chorwat chciał od razu polecieć na miejsce i zobaczyć co się dzieje. Przenieść się. Być tam nie tu. Być niewidzialnym, wtopionym w noc.
W pewnym momencie poczuł tą samą siłę, która w korytarzach baru przygniotła go do podłogi. Coś ścisnęło jego ciało. Jak wielkie imadło. Nie… Czuł się jakby ktoś wciągnął go pod wodę a ta napierając na niego z ogromnym ciśnieniem wypchnęła z niego powietrze. Sylwetki stojących obok niego towarzyszy nagle zafalowały i wystrzeliły w górę. Świat znowu spęczniał, powiększył się, a może to on sam zmalał. Odwrócił głowę, przekrzywił ją ptasio, obserwując z poziomu ulicy wypastowane buty antykwariusza. Zaprotestował, lecz z jego dzioba wydobył się tylko skrzek. Zatrzepotał skrzydłami. Czarnymi, opalizującymi. Wzbił się w powietrze i usiadł na ramieniu Ayo. Zaszeleścił skrzydłami. Dziobnął kobietę w płatek ucha, zakrakał i wzbił się w powietrze gubiąc przy tym czarne, połyskujące w słabym świetle pióro.

Dave-kruk upajał się lotem. Szybował ponad dachami Miasta obserwując z góry jego zwartą zabudowę, sieć uliczek i skwerów, chłonąc jego nocne wyziewy i światła. Nurkował, po czym wzbijał się ponownie, korzystając z prądów powietrza między budynkami. Przysiadł na gałęzi kasztanowca rosnącego na jednej z alejek, by wzbić się w powietrze z innymi krukami-braćmi, poczuć bliskość gromady, obwieścić swoją obecność głośnym krzykiem. Wyczuł go od razu. Kruka-brata, który do niego dołączył. Był jak inne kruki ze stada, tylko że wyczuwał w nim Ayo. A więc znalazła sposób.

Zrobili ostry zwrot w powietrzu i skierowali się w stronę Trupiarni.
Szybko wyłowił z zabudowy czteropiętrowe, przemysłowe budynki połączone na trzecim piętrze galerią. W ten sam sposób tajemniczą jak ta, którą odsłoniła mu kiedyś mgła. Przeleciał bliżej nad budynkiem, chłonął dudniące dźwięki, pulsujące, nienaturalne światło i ciepło ludzkiego mrowia. Zanurzył się w lekkiej mgiełce oplatającej drugi z budynków, zniżył lot omiatając ulice otaczające Trupiarnię. Zarejestrował stojące limuzyny, samotnego przechodnia kręcącego się między samochodami. Kruk-brat podążał za nim niczym cień. Był na odległość skrzydła. Być może to zwróciło uwagę jednego z karków pilnujących metalowych drzwi. Dave-kruk skrzeknął ostrzegawczo gdy w jego rękach zauważył łuk i strzały otoczone taką samą magiczną poświatą jak obroża wokół szyi Jacka. Dwaj czarni bracia rozdzielili się, w jednej chwili prysnęli w przeciwne strony. Dave-kruk zanurkował za samochodem, przeleciał przez gęstą koronę wiekowego dębu, okrążył budynek po przeciwnej stronie ulicy i dopiero zakreśliwszy szeroką pętlę pozwolił sobie przysiąść na gałęzi w bocznej uliczce. Ponad światłem rzucanym przez uliczną latarnię był niewidoczny z ulicy. On za to widział doskonale. Jego krucze serce normalnie biło kilkukrotnie szybciej niż ludzkie. Teraz, po szalonej ucieczce terkotało w kruczym ciele jak odpustowa kołatka. Dave-kruk przeczesał pióra dziobem i przekrzywiając łepek przyjrzał się samotnemu mężczyźnie w szerokich spodniach i bluzie z kapturem, który już wcześniej zwrócił jego uwagę. Nieznajomy najwyraźniej czegoś szukał między zaparkowanymi samochodami.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline