Wielebny zrobił znak krzyża nad zwłokami nieszczęśników. - Świeć Panie nad ich duszami - powiedział głębokim głosem, po czym przykląkł na chwilę i odmówił krótką modlitwę. Diabeł zebrał naprawdę obfite żniwo, pomyślał.
Po wizycie w zapowietrzonym pomieszczeniu podobnie jak reporter wrócił do kabiny wziąć prysznic. Myjąc się starał się ułożyć sobie to wszystko w głowie. Zakonnice - rozpustnice, mordują Bogu ducha winnych ludzi, mordują księcia, krzyczą o jakiejś walce klas czy czymś podobnym i usiłują wysadzić salę jadalną w powietrze - na szczęście nieudolnie. Mnie jednak nie wiedzieć czemu oszczędziły… Jak ona to mówiła? Jestem ich przepustką do lepszego świata? Co to mogło znaczyć? Dlaczego ja? Całe to śledztwo i kolejne odkrycia stawiały jeszcze więcej znaków zapytania, niż było ich wcześniej. No i pytanie kto tam do nich przychodził w nocy? Ich wspólnik? A może się po prostu prostytuowały? Pwu… Plugastwo.
Po odświeżeniu się i zmianie
garnituru - brudny zabrał lokaj do pralni - Ebenezer udał się na lunch. Pastor był twardym, gruboskórnym mężczyzną, ale ostatnie doświadczenia nawet na nim wywarły spore wrażenie. Musiał się napić. Zamówił posiłek i butelkę whisky. Może i nie pasowała do lunchu, ale właśnie tego Thompson teraz potrzebował.