Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-10-2022, 09:56   #51
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Stanowczo nosa miał. Ebenezer znaczy, jak starał się otworzyć ową zamkniętą kabinę. Przypominało to front na Mozie, przynajmniej Mathew powrócił wspomnieniami czternaście lat temu. Miał szesnaście lat, był ochotnikiem. Kabina przypominała właśnie to. “Zakonnice” nie przepuszczały. Pewnie bawiły się z owymi osobnikami, później załatwiły ich bez mrugnięcia okiem.

Pójście na lunch oznaczało, że grupa pozna, iż ofiar było niestety więcej. Ciekawe, co tam panna Joyce, Thompson, Grant i panna Rogers? Mathew zastanawiał się, czy chce mu się cokolwiek na lunch. Wracając umył się porządnie. Później ruszył ku restauracji. Przy stole raczej preferował wyjątkowo piwo oraz wcisnął jakiś lekki kotlet oczekując innych.

Pozostali członkowie grupy pojawili się. Coś zamówili, coś posmakowali, po czym wszyscy pokazali rezultaty swoich wypraw. Mathew wspomniał, jakie okropieństwa napotkali wewnątrz kajuty, która miała wspólną łazienkę z kajutą zamachowczyń. Uzupełnił jeszcze:
- Patrząc na wspomnienie niepełnosprawnej, pewnie zabawiały się nocami, później eliminując osoby, które mogły cokolwiek skojarzyć.
 
Kelly jest offline  
Stary 11-10-2022, 14:06   #52
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
Wielebny zrobił znak krzyża nad zwłokami nieszczęśników. - Świeć Panie nad ich duszami - powiedział głębokim głosem, po czym przykląkł na chwilę i odmówił krótką modlitwę. Diabeł zebrał naprawdę obfite żniwo, pomyślał.

Po wizycie w zapowietrzonym pomieszczeniu podobnie jak reporter wrócił do kabiny wziąć prysznic. Myjąc się starał się ułożyć sobie to wszystko w głowie. Zakonnice - rozpustnice, mordują Bogu ducha winnych ludzi, mordują księcia, krzyczą o jakiejś walce klas czy czymś podobnym i usiłują wysadzić salę jadalną w powietrze - na szczęście nieudolnie. Mnie jednak nie wiedzieć czemu oszczędziły… Jak ona to mówiła? Jestem ich przepustką do lepszego świata? Co to mogło znaczyć? Dlaczego ja? Całe to śledztwo i kolejne odkrycia stawiały jeszcze więcej znaków zapytania, niż było ich wcześniej. No i pytanie kto tam do nich przychodził w nocy? Ich wspólnik? A może się po prostu prostytuowały? Pwu… Plugastwo.

Po odświeżeniu się i zmianie garnituru - brudny zabrał lokaj do pralni - Ebenezer udał się na lunch. Pastor był twardym, gruboskórnym mężczyzną, ale ostatnie doświadczenia nawet na nim wywarły spore wrażenie. Musiał się napić. Zamówił posiłek i butelkę whisky. Może i nie pasowała do lunchu, ale właśnie tego Thompson teraz potrzebował.
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Pliman jest offline  
Stary 11-10-2022, 21:23   #53
 
Jenny's Avatar
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
Niedługo po obu mężczyznach przy stole pojawiła się też Sarah, lekko kłaniając się im na powitanie. Również i lekarka nie miała szczególnej ochoty jeść, choć wmusiła w siebie przede wszystkim pożywną zupę, a później popijała pożywny koktajl warzywno-owocowy, by uzupełnić sobie nieco witamin.

Z wielkim smutkiem słuchała wieści Mathew o kolejnych ofiarach zamachowczyń. Ich misja już od początku miała bardzo niepokojące okoliczności, pomijając już sam fakt, że kolejne ludzkie życia zostały przedwcześnie odebrane. A dokonały tego kobiety, którym najprawdopodobniej wyprano mózgi, bo jak inaczej można było nazwać tak bestialskie zabijanie, jak i gotowość do własnej śmierci, a nawet do wysadzenia się.

Przez to z rozczarowaniem Sarah opowiedziała o przebiegu poszukiwań ciał martwych "zakonnic", przede wszystkim o założonej przez obie powabnej bieliźnie, małym tatuażu różyczki u jednej z nich i... niczym istotnym więcej. Poza wnioskiem, że bielizna mogła im służyć do ułatwienia sobie przedostania się do wyższej klasy, niewiele dało się z tego wyciągnąć.

Na koniec wspomniała, że jeśli widzą potrzebę porozmawiania o czymś z kapitanem, to jeśli nie ma innych chętnych, to sama może się tym zająć, jako że już przekonała wcześniej kapitana do zajęcia się całym śledztwem. Powtórzyła też przy wszystkich, że trzeba by się dowiedzieć, jak przedostały się do pierwszej klasy, a tym bardziej stołówki. Poza tym wiele tropów nie przychodziło jej do głowy i patrzyła głównie na Iris, licząc, że doświadczona detektyw wskaże ewentualne dalsze tropy.
 
Jenny jest offline  
Stary 11-10-2022, 21:32   #54
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przed spotkaniem z kompanami Daniel złożył jeszcze króciutką wizytę u sióstr - Chrisi i Lucy - by sprawdzić, czy u nich wszystko w porządku.
Odwiedziny zaowocowały propozycją wspólnego lunchu. Kolidowało to nieco z innymi planami Daniela, ale w końcu umówili się na późny lunch. Zwalenie opóźnienia na prowadzone śledztwo spotkało się ze zrozumieniem... i z wymuszeniem obietnicy, iż złożona zostanie dokładna z tegoż śledztwa relacja.

W jadalni Daniel znalazł się niemal jednocześnie z Sarah. W przeciwieństwie do pozostałych apetytu nie stracił. Parę trupów w swym życiu już widział, na dodatek te kobiety były dla niego kimś całkowicie obcym. Ale nie chciał się zbytnio wyróżniać "z tłumu", poza tym miał w planach powtórkę posiłku, więc ograniczył się do kawałka ryby z frytkami, a do tego wziął kawę.

Gdy wreszcie wszyscy się zebrali, można było wymienić się dokonanymi odkryciami.
Relację z oględzin zwłok pozostawił w rękach (czy raczej ustach) lekarki, sam zajął się omówieniem tego, co związane było z bronią i bombami.
- Zakonnice-terrorystki obwiesiły się niemieckimi granatami trzonkowymi - powiedział. - Żadnych skomplikowanych zapalników, wystarczyło wyciągnąć zawleczkę, a efekt wszyscy widzieliśmy.
Miał nadzieję, że przypominając o scenie wybuchu nie zepsuł nikomu apetytu.
- Broń miały z różnych stron świata - kontynuował relację. - Do tego szwajcarskie pistolety maszynowe typu SIG model 1920, belgijskie pistolety Browninga i noże sprężynowe, godne ulicznych gangów. Nie sposób dojść do tego, skąd to miały, ani skąd pochodziły.
Trudno było sądzić, by były to porzucone kochanki księcia Wilhelma, ale tej kwestii wolał nie poruszać.
- Trzeba by się dowiedzieć, który marynarz je przepuścił - nawiązał do wypowiedzi lekarki. - Ale pewnie miały bilet, ukradziony lub podrobiony.

Planów,jeśli chodziło o dalsze śledztwo, nie miał. Miał zamiar zjeść drugi lunch, w innym gronie. A później - to zależało do okoliczności.
 
Kerm jest offline  
Stary 12-10-2022, 04:35   #55
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
Dopiero gdy "kuzyn" wspomniał, o tym że zakonnice miały pewnie podrobiony bilet, pastora olśniło. Jak mógł być takim durniem i nie skojarzyć wcześniej tych oczywistych faktów? To chyba przez zdenerwowanie całą sytuacją.
- Nie miały biletu. To ja je wpuściłem... Dogadałem się z kapitanem, że zakonnice będą wpuszczane na moje nabożeństwa. Zamach był w niedzielę. Zapewne jakiś marynarz uznał, że idą na mszę - wielebny wziął głęboki oddech - kiedy byłem usidlony w ich kajucie mówiły mi, że jestem ich przepustką do lepszego świata. Prawdopodobnie tylko dzięki temu wciąż żyję - Ebenezer skończył i wypił jednym haustem niemal całą szklankę whisky.
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Pliman jest offline  
Stary 14-10-2022, 19:20   #56
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Gdzieś na Atlantyku, Statek "Olympic"
23 czerwiec, 1930 rok.
Poniedziałek(4-ty dzień podróży)
Około godziny 15:00

Iris wraz z Johnem, wyjaśnili reszcie towarzystwa, iż i oni nie znaleźli nic wartego uwagi w kabinie niby zakonnic. Dużo zwykłych ubrań, dużo… frywolnych fatałaszków, głównie bielizny, a nawet kilka zabawek intymnych. To zdecydowanie nie były zakonnice…

Brakowało wszelkich dokumentów, brakowało choćby paszportu, czy i biletu. Zapewne wszystko zostało wyrzucone za burtę, by utrudnić dojście prawdy, gdy już doszło do lizania ran po zamachu, i dociekania kto, i dlaczego.

- Niby włoszki. Ofiara niemiecka. Wykrzykiwane w trakcie zamachu, nie pasujące do siebie hasła, z Rosji i Francji?? Broń pochodząca z połowy europy. To wszystko nie tyle, co było dobrze zagmatwane, co… zaplanowane. Ktoś, kto za tym stał, postarał się o wiele detali - Powiedziała Iris, paląc papierosa - Obawiam się, że niewiele ponad to, co już odkryliśmy, będziemy jeszcze w stanie wywęszyć. Kilka faktów wskazuje na Włochy, i pewnie to będzie i opcja wszelkich służb, zajmujących się tą sprawą. A więc to raczej tyle… no chyba, że ktoś ma jeszcze jakieś pomysły?

….

- Przepraszam Damy i Gentlemanów! Proszę o uwagę! - Wśród stolików odezwał się głośniej steward - Z uwagi na nadciągającą burzę… oraz sztorm, ograniczamy dostęp na otwarte pokłady, aż do odwołania. Wszelkie spacery na świeżym powietrzu, zewnętrzna część kawiarni, taras widokowy, promenady, wszystko zostaje chwilowo poza państwa zasięgiem, przepraszamy za niedogodności… proszę na kilka najbliższych godzin poruszać się po statku, zachowując ostrożność.

A więc sztorm.

~

Coraz ciemniej, coraz silniejszy wiatr. Wzburzone fale, coraz wyższe, i wyższe, z kwadransa na kwadrans, wszystko przybierało na sile, aż w końcu RMS "OLYMPIC" znalazł się w samym centrum potężnych sił natury…

[media]https://i.makeagif.com/media/1-26-2018/rg9Sqk.gif[/media]

Było ostro. Nawet na tak wielkiego kolosa, jakim był owy statek pasażerski, dzielnie jednak prący do przodu, i stawiający czoła żywiołom.

Ludzki wytwór technologii, kontra dziesięciometrowe fale. Bujało, bujało mocno, i wielu, naprawdę wielu, modliło się o jak najszybszy koniec tego wszystkiego… oraz o jakiś sposób, na żołądek podchodzący do gardła.

Sarah była blado-zielona. I niewiele jej brakowało do… Iris podobnie. Tuż na granicy wytrzymałości, w łóżku, z wiaderkiem gotowym na akcję…

Ebenezer obejmował muszlę klozetową, i co chwilę w nią wymiotował… John w swojej kabinie ponownie. I tak obaj, co chwilę, aż mieli puste żołądki, ale organizm chciał dalej się czegoś pozbywać…

Mathew jakoś się trzymał… ale Daniel to w sumie nawet i by coś zjadł! Trochę bujało, no i co z tego.

A sztorm i bujanie trwało, i trwało.

Godzina, dwie, pięć. W końcu nastał i wieczór. A tu dalej to samo… dopiero około północy się uspokoiło. Powoli, powoli, i w końcu było po wszystkim.

Statek nie zatonął.

Wielu nie wyrzygało jednak własnej duszy.

Ale było blisko.

Popadali, wykończeni tym wszystkim, a sen przyniósł ukojenie.





Gdzieś na Atlantyku, Statek "Olympic"
24 czerwiec, 1930 rok.
Wtorek(5-ty dzień podróży)
Ranek

Słoneczko świeciło, a morze było spokojne.

Pasażerowie zaś dochodzili do siebie po sztormie, a załoga miała pełne ręce roboty. Biedna załoga… sprzątać po takim czymś, wymieniać ręczniki, myć podłogi, prać ubrania i pościele… no cóż, zdarzało się.

Do tego masa poprzewracanych drobiazgów, które trzeba było również uprzątnąć…

Ale i wielu załogantów, nie zajmujących się samymi kabinami, także miało dużo pracy. Praktycznie bowiem nikt nie chciał poprzedniego dnia kolacji, teraz zaś jednak, wszyscy do siebie już dochodząc, i mając puste żołądki, zapragnęli śniadania. Systematycznie, tuzin za tuzinem, w końcu i setka za setką, wróciły apetyty…



Sprzątaczki i stewardzi, kelnerzy i kucharze, mocno zmęczeni, czasem i bladzi, ale nadal starali się zadowolić zachcianki każdego należycie, i nadal się uśmiechali. Czasem co prawda niemrawo, ale jednak.

Kawa i herbata.

Te żłopano hektolitrami…

~

"Olympic" po zamachu pruł niemal pełną parą do Caracas, choć sztorm go nieco spowolnił. Ale to i tak był ostatni już dzień podróży.

Około 6 rano wpłynięcie do portu.

Ostatni dzień na pokładzie, ostatnia noc. Czas więc nieco zaszaleć? Jednak może na spokojnie, bez żadnego balu, i innych takich, biorąc pod uwagę tragedię, jaka tu nastąpiła w trakcie rejsu?








***
Komentarze jeszcze dzisiaj.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 15-10-2022 o 20:25.
Buka jest offline  
Stary 17-10-2022, 14:14   #57
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
Biedny Ebenezer... Schlał się akurat kilka godzin przed sztormem. Efekt był oczywisty. Torsje szarpały wielebnym cały wieczór i prawie pół nocy. Zwymiotował wszystko co zjadł i wypił, a w sumie to nawet jeszcze więcej. Usnął dopiero nad ranem. Gdy się obudził było około południa. Żołądek ssał jak... Thompsonowi skojarzyła się hmm... przygoda w pokoju "zakonnic". Wywoływała mieszane uczucia. Generalnie złe, chociaż nie tylko... Jedno było pewne. Trzeba coś zjeść! A, że akurat była pora lunchu, to wypadało odwiedzić restaurację.

Załoga jeszcze nie skończyła usuwać skutków wieczornej nawałnicy jednak z obsługą i podaniem posiłku nie było najmniejszego problemu. Ebenezer zjadł i zaczął rozglądać się nad jakimś zajęciem. Trzeba było przecież wykorzystać ostatnie popołudnie i ewentualnie noc, na luksusowym liniowcu. Na alkohol po wczorajszym tymczasowo nie mógł patrzeć. Śledztwo utknęło w martwym punkcie. Do odprawiania mszy i prawienia morałów też nie miał dziś głowy. Z resztą czas, w którym jeszcze kilka dni temu regularnie odprawiał swoje posługi, właśnie minął. Trudno. I tak cały ten zamach wywalił wszystko do góry nogami. Pastor wyszedł na pokład widokowy, rozłożył się wygodnie na jednym z leżaków i postanowił po prostu poodpoczywać. Nie wiadomo kiedy znowu będzie do tego okazja. W końcu stał u progu wyprawy do amazońskiej dżungli.
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Pliman jest offline  
Stary 17-10-2022, 20:09   #58
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Czytał właśnie książkę "...płynęliśmy wielką rzeką, szeroką na jakieś kilkaset jardów, ciemną , choć tak przezroczystą, że doskonale widzieliśmy dno. Przynajmniej połowa dopływów Amazonki ma taką wodę, druga zaś ma wodę białawą i mętną . Zależy to od dna. Gnijące rośliny zaciemniają wodę, ale w gliniastym łożysku jest ona przezroczysta. Dwukrotnie natknęliśmy się na skaliste progi i musieliśmy przenosić czółna nakładając za każdym razem co najmniej pół mili. Po obu brzegach rosły stare, zupełnie dziewicze lasy, dostępniejsze jednak od młodszych, łatwo więc przenieśliśmy łodzie. Nigdy nie zapomnę tajemniczej powagi tej puszczy! Grubość pni i wysokość drzew przekroczyła najśmielszą fantazję takiego mieszczucha jak ja. Strzelały one w niebo niby jakieś gigantyczne kolumny, by gdzieś hen nad naszymi głowami spleść gałęzie w ledwie widoczny, wielki, gotycki strop, matowozielony, przez który tu i tam w majestatyczny mrok wdzierały się wąskie, oślepiająco złote promienie słońca. Szliśmy cicho po grubym, miękkim dywanie butwiejącej roślinności, urzeczeni ciszą jakby mrocznej świątyni i nawet profesor Challenger zniżył swój stentorowy głos do zwykłego szeptu. Nie umiałbym wymienić wszystkich potężnych drzew, ale nasi uczeni wskazywali nam cedry, wielkie, lśniące drzewa bawełniane, sandalmy i całe bogactwo najrozmaitszych roślin, dzięki któremu Ameryka Południowa jest naszym głównym dostawcą tych darów natury, gdy pod względem produktów pochodzenia zwierzęcego pozostaje znacznie w tyle. Barwne storczyki i porosty żywymi kolorami mieniły się na czarnych pniach drzew. Złociste allamandy, purpurowe plejady męczennic czy ciemnobłękitne powoje, skąpane w smugach wędrującego światła, wydawały się, czarownymi kwiatami wyśnionymi z ba śni. W tej rozległej puszczy życie nienawidzą ce mroku dąży w górę, do słońca. Każda roślina, nawet najmniejsza, wydziera się ku niebu, oplata silniejszą i wyższą od siebie. Pnącza imponują przepychem, ale i inne rośliny, które nigdzie na świecie nie są pnączami, tu uczą się ucieczki mroku. Zwykła pokrzywa, jaśmin czy nawet palma jacitara wije się wokół cedrów, uporczywie dążąc ku ich koronie. Przed nami pod sklepieniem, majestatycznej kolumnady nie ma śladu życia. Jedynie gdzieś wysoko nad naszymi głowami słychać nieustanny ruch — odgłosy zwierzęcego świata: niezliczonych węży, małp, ptaków i leniwców, które żyją w blasku słońca i ze zdziwieniem patrzą w dół na nasze niepokaźne, ciemne figurki, kroczące naprzód w mrocznej głębinie pod nimi. O świcie i wieczór chórem odzywają się wyjce, skrzekliwie gadają papugi, ale w upalne południe słyszymy tylko monotonny brzęk owadów niby odległy huk przyboju. Nic się wtedy nie rusza w uroczystych nawach wielkich drzew, a brzęk owadów zamiera gdzieś w dali, w obejmującej nas zewsząd ciemności. Czasem tylko mignie z daleka sylwetka krzywonogiego zwierzęcia: mrówkojad lub niedźwiedź przemknie niezdarnie w pomroce lasu”.


Był to „Zaginiony świat” Arthura Conan Doyle’a. Oczywiście jasne, autor jest znany głównie jako twórca postaci Sherlocka Holmesa oraz dr Watsona, niemiej jego fantazja wykreowała wielu bohaterów. Wśród nich był reporter Malone, który wyruszył do Amazonii z naukową wyprawą, ażeby potwierdzić lub zaprzeczyć teorii prof. Challengera. Twórca ów uważał, że na terenie Amazonii żyją jeszcze prehistoryczne stwory. Istotna większość światka naukowego wykpiwała owe przekonania, więc sam profesor Challenger, rywal Challengera profesor Summerlee, łowca oraz poszukiwacz przygód lord John Roxton oraz właśnie Edward Dunn Malone poszli ocenić wspomniany fakt. Pożyczył ją ze statkowej biblioteki. Książkę miał przeczytać oraz pozostawić na orzechowej szafce. Obsługa sprzątając pokoje przekaże bibliotece.

Atlantyk słoną wodą opłukiwał burty statku. Poza horyzontem pewnie majaczyła Ameryka Południowa. Jeszcze wiele mil, ale statek miał przybić rankiem. Grupa mężczyzn pracujących na terenie portu zahaczy cumy. Okrętowa załoga opuści trapy, którymi zaczną powoli iść kolejni pasażerowie. Ale póki co, jeszcze owa nocka, nocka szaleństwa, zabaw, gwałtownego seksu… stoooooop! Jakiego seksu? Hahaha… Reporter był sam, czytając książkę. Spakował jeszcze swoje rzeczy na kolejne rano, później wykąpał się, nastawił budzik oraz położył się jeszcze przedrzemać. Wcześniej jeszcze przed uśnięciem, popisał chwilę artykuł oraz przygotował fotki. Chciał zadzwonić z portu do szefa oraz przesłać mu gotowy artykuł ze zdjęciami ataku. Później zaś łóżko.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 19-10-2022 o 09:12. Powód: zmieniona lekko końcówka
Kelly jest offline  
Stary 22-10-2022, 20:56   #59
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Sztorm - krótka retrospekcja

Powiadają, że burza może ciekawie wpłynąć na zachowanie kobiet. Niektóre boją się, niektóre nie reagują, a jeszcze inne... stają się namiętne nad podziw.
Daniel miał cichą nadzieję, że Chrisi i Lucy należą do tej ostatniej grupy, jednak rzeczywistość okazała się nieco inna. Burza na morzu to nie tylko wiatr, deszcz i przecinające niebo błyskawice, ale i kołysanie, a tego niektóre panie (i nie tylko panie) nie lubiły, co objawiało się na różne sposoby.
Lucy połknęła parę tabletek, które miały uodpornić ją na kołysanie. I uodporniły... tak bardzo, że dziewczyna zwinęła się w kłębek na koi i zasnęła.
Chrisi, przy aktywnej pomocy Daniela, dość długo walczyła ze skutkami kołysania, ale w końcu uległa i przeżyła parę niezbyt przyjemnych chwil nim zdołała zasnąć. Daniel dzielnie jej towarzyszył i wspierał czułymi słowami, bo w końcu przyjaciele są od tego, by pomagać w trudnych chwilach, a nie tylko by czerpać przyjemności ze znajomości.
A potem ulotnił się, by rankiem nie stawiać dziewczyn w niezręcznej sytuacji. Bo przecież każda kobieta chciała być widziana w pełni krasy, a nie w stanie... niedoskonałym.

Wezwaniem do kajuty steward zaskoczony nie był, jako że niejeden z pasażerów życzył sobie takiej czy innej interwencji. Ale powód wezwania wspomniany steward skwitował zgoła nieprofesjonalną miną, bowiem Daniel zażyczył sobie czegoś do zjedzenia, co - zapewne - było życzeniem raczej nietypowym.
Ale życzenie spełnił i po paru chwilach ponownie się pojawił, z tacą pełną przekąsek.

Ostatni dzień na statku

Nie do końca przespana noc skłoniła Daniela do spędzenia paru godzin poranka we własnym łóżku. Uznał, iż warto zebrać nieco sił, bowiem miał zamiar ostatnie kilkanaście godzin spędzonych na pokładzie przeznaczyć na tańce, hulanki, swawole... jeśli, oczywiście, obie siostry będą miały ochotę na tego typu rozrywki.
Co prawda sprawa fałszywych siostrzyczek nie została rozwiązana, ale cóż - detektywem nie był, a wszystkie pomysły, na jakie wpadł do tej pory, prowadziły donikąd. Jedyne, co można było zrobić, to odpuścić... i pozostawić sprawę w rękach specjalistów.
Gdy wstał i ogarnął się nieco, poszedł z wizytą - nie do Chrisi i Lucy, ale do Iris. W końcu wypadało się dowiedzieć, jak się czuje pozytywna bohaterka wczorajszego zajścia.
Iris zbyt chętna do wypowiadania się na temat swego zdrowia nie była, więc Daniel musiał się zadowolić słowem "Normalnie". Nie do końca w to wierzył, ale dyskutować na ten temat nie chciał. Iris była uparta...

Lunch i późniejsze godziny dnia Daniel spędził z siostrami, a że nie samym seksem żyje człowiek, były to godziny spędzone w sposób bardzo kulturalny - na spacerach, grach, opowieściach.
Zainteresowane strony oszczędzały siły na wieczór.
I na ostatnią noc na pokładzie "Olympica".

Ostatnia noc na statku

Ten wieczór miał być ostatnim wspólnie spędzonym w tym ścisłym gronie, a przy odrobinie szczęścia mógł się przedłużyć na noc... aż do rana. A żeby był specjalny, Daniel postanowił go urozmaicić, wykorzystując coś, o czym parę dni wcześniej wspominała Iris.
A załoga "Olympica" starała się spełniać życzenia pasażerów.



Muzyka w tym gronie oznaczała tańce, a obie siostry były wprost zachwycone pomysłem. I chociaż salonik nie był zbyt przestronny, to znalazło się dość miejsca, by można było błysnąć tanecznymi umiejętnościami. To znaczy Chrisi i Lucy błyszczały, a Daniel usiłował im dorównać.
Charleston, fokstrot, boogie-woogie, boston, one-step, quickstep, lindy hop, schimmy, slow fox... Można było ducha wyzionąć, a panienki były nie do zdarcia. Na szczęście niekiedy tańczyły ze sobą, więc Daniel mógł złapać nieco oddechu.

Po pewnym czasie, gdy zmęczenie wygrało z zapałem, zasiedli do nieco spóźnionego obiadu, po którym - dla odmiany - zabawiali się kartami. Pasjanse, stawianie domków z kart, wojna w wersji dla trzech osób, tysiąc, blackjack, a na koniec rozbierany poker. Tu, po zażartej walce, wygraną okazała się Lucy, która trójką dwójek pokonała dwie pary Daniela. Chrisi, która parę chwil wcześniej została goła i bosa, z oczywistych względów w tej licytacji udziału nie brała.
Lucy niedługo cieszyła się swym zwycięstwem, bo chwilę później pokonani zdarli z niej jedwabne dessous, a salon gier przekształcił się w pole całkiem innej bitwy. Dwoje na jedną, jeden na dwie, dwie na jednego...
Daisy Chain, Eiffel Tower, Train, Guest Star, Boat, Fever Dream, Double Down, Sixty-Nine Plus One, Chain Link...

Możliwości było dużo... ale i noc była długa...
 
Kerm jest offline  
Stary 23-10-2022, 11:50   #60
 
Jenny's Avatar
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
Sarah podeszła w stronę mostku, choć nie zależało jej od razu, żeby spotykać kapitana. Spojrzała po jakimś rozsądniej wyglądającym marynarzu, pokazała mu swoją przepustkę i zapytała.
- Przepraszam, gdzie obecnie znajdę pana kapitana? - Lekko wzdychnęła i dodała. - Mam mu przekazać pewne informacje.
- Kapitan robi obchód po statku… nie wiem gdzie jest, psze pani - Odpowiedział marynarz.
- A niedługo może skończyć, czy raczej dłużej się zejdzie? - Lekko uśmiechając się, dopytała Sarah.
- Raczej dłużej… - Padła odpowiedź.
- A któryś z oficerów zajmuje się jakoś bardziej sprawą… zamachu? - Dopytała Joyce.
- Ja o tym niestety nie wiem… ale może jak kapitan się zjawi, to ja go poinformuję, że pani go szukała, no i jakoś się spotkacie? - Marynarz błysnął nieco intelektem.
- Dobrze. - Kiwnęła głową lekarka. - Proszę mu powiedzieć, że szukała go panienka Joyce. W razie czego będę w swojej kajucie. - Dodała, po czym zgodnie ze słowami, skierowała się w drogę powrotną do zajmowanego przez siebie pomieszczenia.

Po 2 godzinach, do kajuty zapukał steward, i przekazał informację, iż kapitan oczekuje Sarah u siebie… która skinęła mu głową, po czym jakoś odruchowo poszła do łazienki przejrzeć się jeszcze w lustrze, przed wyjściem robiąc jeszcze drobne i szybkie poprawki. Po tym udała się do kajuty kapitana. W porównaniu do poprzedniej wizyty u niego, tym razem ubrała sukienkę założoną na kolację pierwszego dnia na statku.



~

Kapitan czekał na nią w swojej kajucie, jak ostatnim razem… i znowu na powitanie ucałował jej rączkę, i wskazał miejsce przy biurku.
- Przyszłam zdać raport z naszych… działań, panie kapitanie. - Po dygnięciu na powitanie, Sarah usiadła we wskazanym miejscu.
- Oczywiście oczywiście… wczoraj był sztorm, to nie dało rady… wymęczona po nim? Zdradzić małą tajemnicę? Ja też ich nie znoszę najlepiej, dziwne, prawda? - Warner się rozgadał, chyba ucieszony na widok Sarah.
- Tak, nie przetrwałam najłatwiej… sztormu. - Skrzywiła się nieco Joyce na to wspomnienie. - A to, że pan kapitan źle znosi… Jest to zaskakujące, ale każdy jest tylko człowiekiem i na swoje ciało nie mamy wpływu pod każdym względem… - Lekko uśmiechnęła się lekarka.
- A może herbaty? - Spytał nagle kapitan - Ja tam bym się napił… a co do jeszcze sztormu, do takich rzeczy to się chyba nie idzie przyzwyczaić, i nawet staremu wilkowi morskiemu serce podchodzi do gardła, gdy widzi dziesięciometrowe fale…
- Och, wierzę… Co prawda krótko jestem lekarką, ale już zdarzało mi się zaskoczyć, jak ludzie potrafią wykonywać zawód, który stale powoduje u nich złą reakcję organizmu… ciągle, nie tylko, przy wyjątkowo niesprzyjających okolicznościach. - Sarah na chwilę posmutniała, bo przypomniało jej się, jak ratowała Iris i była daleko od najlepszej formy. - A herbatę, oczywiście, poproszę.

Warner wstał więc zza biurka, po czym w rogu kajuty zaczął zagotowywać wodę w małym czajniczku.
- Dobrze, to może porozmawiajmy już o najważniejszym… pijasz z mlekiem, po angielsku? - Powiedział, i parsknął. Zażartował właśnie?
- A jak niby inaczej? - Przez moment Sarah spojrzała na niego z poważną miną, ale za chwilę lekko się zaśmiała. - Tak, pijam z mlekiem.
- Mhmm… - Mruknął kapitan z uśmiechem, po czym zwrócony do niej plecami, dalej zajmował się herbatą - Dobrze, to opowiadaj już, co się tam dowiedzieliście…

Sarah z grubsza przekazała wszystko, czego dowiedziała się przy lunchu ze swoją drużyną. Zaczęła od Mathew i Ebenezera, więc zapewne tego, co dobiegło już uszu kapitana - czyli kolejnych ofiar zamachowczyń. Następnie o jej wizycie wraz z Danielem, najpierw w chłodni i obserwacji ciał, gdzie poza bielizną nie rzucało się nic w oczy, a następnie o przeglądzie ich broni. Następnie jeszcze o znaleziskach Iris i Johna, czyli potwierdzeniu, że raczej niewiele one miały wspólnego z byciem zakonnicami, a także i wyrzuceniu dokumentów.
- To… chyba tyle… - Zakończyła Joyce, sięgając po filiżankę, z której dopijała już ostatni łyk herbaty, którą stopniowo popijała podczas swojej relacji.
- Czyli wiemy… że nic nie wiemy… - Powiedział po dłuższej przerwie kapitan - Wszystko dobrze przygotowane, i przemyślane… zdecydowanie nie tylko one trzy w tym brały udział. Ktoś je wyposażył, ktoś obmyślił cały ten potworny plan działania. Intryga szyta grubymi nićmi. Pytanie tylko, po co… czyżby ktoś chciał, by nad Europę ponownie nadciągnęły ciemne chmury? Wszyscy pamiętamy, iż podobny zamach, był ostatnią kroplą przelewającą beczkę, i doprowadzającą do Wielkiej Wojny… jakby już nie było wystarczająco ciężko ludziom na niemal całym świecie… - Zasępił się Warner, wpatrując we własną szklankę, po czym odchrząknął, i spojrzał na Sarah, minimalnie się uśmiechając.
- Miejmy nadzieję, że nie… to znaczy, że pewnie ktoś chce doprowadzić znów do tego, bym się nie zdziwiła, ale miejmy nadzieję, że to jednak za mało, by coś takiego znów… - Sarah była lekko przerażona na wspomnienie tego, o czym mówił kapitan. - A czy… pan kapitan może dowiedział się czegoś, co mogłoby jeszcze rzucić trochę światła i dać jeszcze sens gdzieś… powęszyć? - Dopytała Sarah, pamiętając o ustaleniach, jakie poczyniła z resztą swoich kompanów na temat rozmowy z kapitanem.
- Z listy pasażerów wynika, że miały niby włoskie imiona i nazwiska, a posługiwały się włoskimi paszportami… i tyle. Ale skoro nie mamy dokumentów, to to tylko parę zapisków, po których do niczego się nie dojdzie… szukanie igły w stogu siana… ale nad tym niech się głowią ci, którym za to się płaci? - Powiedział kapitan - Szczerze zaś, nie wiem, co jeszcze moglibyśmy zrobić. Chyba wszyscy zabrnęliśmy z tym w ślepy zaułek. Więc, niestety, ale to chyba tyle?
- Mamy jeszcze jeden pomysł… załoga sprzątająca mogłaby się rozejrzeć podczas sprzątania, pod kątem podejrzanych przedmiotów u pasażerów, w szczególności broni… - Sarah skrzywiła się lekko, bo zdawała sobie sprawę, że zasugerowała coś, co może nie spodobać się kapitanowi, jako osobie muszącej mieć na uwadze komfort pasażerów.
- No cóż… hmmm… delikatna sprawa, ale można tak zrobić… - Powiedział kapitan, po chwili zadumy - Najwyżej będzie kolejny skandal… ale pierwszego i tak już nic nie przebije - Teraz on się krzywo uśmiechnął.
- A… jak się czuje pan kapitan z tym wszystkim? - Zapytała współczująco Sarah. - Tak ogromna sprawa… i wszystko to na pana głowie…
- Szczerze? - Powiedział Warner, wpatrując się Sarah w oczy.
- Proszę się przede mną nie krępować, nie będę tego rozpowiadała dalej, a za to panu kapitanowi może być lepiej, jeśli się przynajmniej zwierzy o swoich prawdziwych przemyśleniach. - Z lekkim uśmiechem odpowiedziała lekarka.
- Piłbym najchętniej od rana do wieczora, byle o tym nie myśleć… - Kapitan się przelotnie uśmiechnął - I… ehhh… nie wiem… tańcował - Parsknął.
- Ta druga opcja zdecydowanie lepsza… - Uśmiechnęła się Joyce, podnosząc się z krzesła. - Więc proszę mi nie kazać zbyt długo czekać. - Podeszła kilka kroków naokoło biurka, w stronę kapitana, a ten uniósł brew, w wyrazie zaskoczenia.
- Och, no chyba pan kapitan, jako dżentelmen, powinien włączyć muzykę i zaproponować pewnej oczekującej damie taniec? - Zachichotała lekko Sarah.

Starszy mężczyzna uśmiechnął się, wstał, poprawił poły munduru, po czym lekko się ukłonił.
- Jak panienka sobie życzy… - Ruszył więc do gramofonu, nakręcił go, położył igłę na płycie, i po chwili rozległa się muzyczka…
- Zapraszam więc - Wyciągnął w stronę Sarah dłoń, którą ta chętnie przyjęła, dając się poprowadzić na środek gabinetu.
- Więc… tańcujmy! - Wesoło zwróciła się do Warnera. Zatańczyli więc, elegancko, miło, nawet i wesoło, wśród wspólnych uśmiechów. A kapitan był oczywiście gentlemanem…
- Ach… - Po kilku tańcach, po których wzajemnie czuli już lekkie zmęczenie, Sarah… przylgnęła ciałem do kapitana i przytuliła się do niego. - Bardzo przyjemnie się tańczy… - Wyszeptała w stronę jego ucha, tuż koło którego zresztą znajdowała się jej twarz.
- Dziękuję, dla mnie również - Odpowiedział kapitan, trochę jednak jakoś tak spinając się na ciele.
- Oj… nie czuje się jeszcze pan kapitan przy mnie swobodnie? - Dalej pozostając wtulona, zapytała Joyce.
- Panienka wybaczy… ale taka bliskość… - Mruknął Warner.
- Nie jest właśnie czymś, co przydałoby się… by nie myśleć o tym, co na statku? - Zapytała Sarah, naturalnie domyślając się, z jakiego względu bliskość przeszkadzała kapitanowi, ale… to, jak on ruszał się w tańcu, jak pachnął, jak się zachowywał, sprawiało, że sama czuła się coraz bardziej… nakręcona. Delikatnie przylgnęła swoim policzkiem do jego, zwiększając jeszcze intymność obecnej sytuacji.
- Ja… uhhhh… - Kapitanowi najwyraźniej chyba zabrakło słów. Po chwili odwzajemnił jednak bliskość, kładąc obie dłonie na plecach dziewczyny, i jedną je lekko, naprawdę minimalnie, potarł - Ja… ja bym… prosił… panienkę… o… tak nie wolno… - Wyszeptał ostatnie słowa z trudem.
- Pan kapitan miał być ze mną szczery… naprawdę nie ma pan ochoty przejść dalej, niż tylko taniec? - Sarah sama gładziła jego plecy, jedną dłoń dość mocno obniżając. - Bo ja… mam ochotę z… tobą… - Wyszeptała, po czym złożyła delikatnego całusa na jego policzku. Warner westchnął. Po czym jego ręka na plecach lekarki przesunęła się w górę. Pogłaskał jej włosy, po czym przytulił jej głowę do swojego torsu.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo - Wychrypiał - W końcu… jestem tylko mężczyzną… a ty, taka… młoda, i piękna… taka… cudowna…
- Och… dziękuję… - Joyce podniosła nieco głową i z lekko rozwartymi ustkami przybliżała się do jego ust, licząc, że kapitan nie będzie już oponował. A jednak. Ledwie musnął jej usta swoimi, po czym rozluźnił własny uścisk na jej ciele… i cofnął się lekko w tył. Był zmieszany na twarzy, i przełknął również ślinę, patrząc na Sarah migoczącym wzrokiem.
- Byłabyś zawiedziona… - Powiedział ledwie słyszalnie, po czym się słabo uśmiechnął.
- A może pozwól mi to ocenić? - Lekko uśmiechnęła się Sarah, póki co nie przesuwając się dalej. - No i na pewno będę zawiedziona, jeśli nawet nie spróbujemy…
- To… może tak o 21? Ja za chwilę muszę wracać do obowiązków. Wspólny ostatni wieczór, ostatnia… noc? - Kapitan odrobinę zmrużył oczy, i lekko się uśmiechnął.
- Hmm… może to i dobrze? Przygotuję dla ciebie coś specjalnego. - Lisio uśmiechnęła się Sarah, po czym ponownie przybliżyła się do ust kapitana, by przed wyjściem jeszcze go pocałować.
- Będę czekał więc niecierpliwie… - Powiedział Warner, i spoglądając jej w oczy, lekko się wychylił do pocałunku. Wtedy ich usta pod lekkim kątem się połączyły, odciskając się na sobie. Sarah jednak na tym nie poprzestała i delikatnie wsunęła języczek do ust Warnera. Ale tylko na chwilkę, po czym odstąpiła.
- Czyli do zobaczenia… - Uśmiechnęła się, po czym dość szybko odwróciła i jeszcze wyraźnie kręcąc tyłeczkiem na boki, poszła w stronę wyjścia, dopiero będąc przy drzwiach, zerkając za siebie. Lekko zachichotała i wyszła do siebie.

~

Po chwili Sarah wróciła do swojej kajuty, gdzie zastała wciąż pozostającą tam Iris.
- Jestem! - Zakrzyknęła lekarka tuż po wejściu, chcąc dać jej chwilę na ewentualne przygotowanie się, zanim wkroczy do sypialni… detektyw siedząca na wózku, powoli pakowała swoje graty do walizek.
- No i co tak ryczysz? Głucha nie jestem! - Iris też odkrzyknęła, do stojącej już dwa kroki od niej lekarki, po czym wyszczerzyła ząbki.
- Wolałam uprzedzić, żeby nie złapać cię w jakiejś… sytuacji. - Prychnęła Joyce, ale uśmiechnęła się do detektyw. - Już się pakujesz? Jeszcze trochę czasu jest?
- Sytuacji? Hmmm… jak to było… a tak! Pięciu marynarzy już pochowałam po szafach! Dzięki za ten moment! - Powiedziała detektyw, i parsknęła - A co do pakowania… a mam inne zajęcia? - Drgnęła jednym ramieniem.
- No nie mów, że wystarczy cię nieco przyszpilić do wózka i już się stajesz nudną panią domu? - Zapytała Sarah.
- Obiadku nie zrobiłam, kajuty nie posprzątałam, paputków i gazety nie ma - Iris pokazała jej język - Ale był przystojny listonosz… - Roześmiała się.
- Oho! - Odpowiedziała również śmiechem lekarka. - Co do takich… wizyt listonosza, to ja odwiedzam jednego o 21… więc przy okazji pomyślałam, żeby może też coś tobie zorganizować? - Spojrzała z lisim uśmieszkiem na detektyw.
- Ja mówię serio? - Powiedziała Iris, i wskazała na kopertę na szafce obok łóżka Sarah - Poczta. Do ciebie.
- Do mnie? - Zdziwiła się Joyce, szybko zabierając się do obejrzenia koperty. Miała logo statku, no i była zaklejona… oczywiście bez żadnego znaczka, czy stempli, no bo jak… Już miała otworzyć, ale przeszył ją pewien dreszcz niepewności. - Myślisz, że to bezpieczne? Że… tam nie będzie jakiejś przykrej niespodzianki od kogoś, kto na przykład odkrył, że węszymy w sprawie zamachu?

Iris przewróciła oczami.
- Mam ja otworzyć? - Spytała z drwiącą miną.
- Phi… jakby już coś miało się stać, to mi… - Odpowiedziała Sarah dalej nie z pełnym przekonaniem, ale drwiące spojrzenie Iris zmusiło ją do tego, by starać się tego nie okazywać. Postanowiła więc otworzyć kopertę… a w środku była kartka… no czyli jakiś liścik? A na owej kartce było napisane:

Cytat:
Zaproszenie

Kadra oficerska statku RMS "Olympic", zaprasza pannę Sarah Joyce, na prywatną potańcówkę, dziś wieczorem o godzinie 21:00, w mesie oficerskiej.
Sarah zamrugała oczkami.
- No nieeeee… - Powiedziała przeciągle. - Tak, to nic się nie dzieje, a jak już coś, to zawsze wszystko na raz. - Skrzywiła się lekarka.
- Co się dzieje? - Spytała Iris.
- Ah, akurat zaproszenie na tą samą godzinę, na którą jestem już umówiona… - Wyjaśniła niepocieszona. - A ty też coś dostałaś?
- Zaproszenie? Jakie zaproszenie? Nie, ja nic… - Powiedziała detektyw.
- Na potańcówkę… od kadry oficerskiej… - Odparła Sarah, pomijając to podkreślone słowo na liściku. A Iris parsknęła.
- Uchuchu… nieźle, nieźle… wpadła oficerom w oczko pani doktor? Ulala…
- Pewnie u ciebie przestraszył ich tylko ten wózek… gdyby nie on, to też byś dostała… - Stwierdziła Joyce, patrząc po wózku Iris.
- Mhmmm - Mruknęła jakoś bez przekonania Iris, lekko kiwając głową - A oprócz tego, to z kim ty jesteś umówiona, na tą samą godzinę? - Dodała.
- A ty musisz być taka ciekawska? I tak już dużo ci powiedziałam. - Sarah spojrzała lekko z ukosa na dociekliwą Iris.
- Spytać nie można? Jejku… - Zdziwiła się detektyw - Dobra, to już nic nie gadam… - Iris zaczęła niezdarnie obracać wózkiem, by wrócić chyba do swoich zajęć.
- Eh, z kapitanem… - Odparła Sarah, lekko zaskoczona tak szybkim obrażeniem się detektyw, choć podejrzewała, że może to zły humor, przez uciążliwe poruszanie się na wózku.
- Heh, no i co teraz? - Powiedziała Iris - Albo, albo?
- Nie wiem… - Wzruszyła ramionami Joyce. - Może… najpierw skoczymy gdzieś na statku, co będziesz tutaj tak cały czas się tylko pakować?
- Nie mam pomysłów… no i mam humor do dupy - Stwierdziła detektyw, nie spoglądając jednak na lekarkę - Kuternoga ze mnie, pić nie mogę, ruchać nie mogę… he… he… - Sucho się na końcu zaśmiała.
- Och? - Lekko zdziwiła się Sarah. - Może bez wielkich wygibasów, ale chyba… znalazłabyś na przykład pomocną koleżankę, co? Jakaś już wybiegała z naszej sypialni od ciebie…
- A tam… tam nic nie było… miało być, ale nie wyszło… ale za to, jak mi się przypomina basen… - Powiedziała Iris z dosyć lisim uśmieszkiem, zerkając na Sarah.
- Ahaaa… - Lekko uśmiechnęła się Joyce. - Czyli humorek mogę dość łatwo poprawić?
- A bo ja wiem… - Iris zrobiła przesadnie nadąsaną minkę.
- Ale pewności, że nie pomogę, też nie masz, co? - Zachichotała Sarah. - To próbujemy od razu?
- Co próbujemy? Ja… ja się nie myłam! - Iris pokazała jej język.
- Możemy zacząć od kąpciania, jeśli sobie życzysz! - Wyszczerzyła ząbki Sarah.
- Wolałabym… się trochę przewietrzyć, może jakiegoś drinka z baru? - Iris spojrzała na Sarah z nadzieją - A potem… się zobaczy?
- No… niech będzie ten drink. - Lekko niechętnie odparła Joyce. - Ale spacer na pewno dobrze ci zrobi.
- Też się napijesz? - Rogers lekko drgnęły usta, jakby do uśmiechu.
- Hmm… chyba tak… czeka mnie ciężki wybór. - Skrzywiła się Sarah.

~

Po krótkiej wycieczce, najpierw na pokład, w celu zaczerpnięcia świeżego powietrza, obie udały się do baru obok zamkniętej restauracji… przebywało tam wiele osób. Rozmawiano, pito napoje (niekonieczne alkoholowe), i ogólnie spędzano czas, ciesząc się luksusami pierwszej klasy.

Iris zamówiła… koniaka. I dla Sarah również, zerkając na nią, w trakcie składania owego zamówienia. Ta chwilę ją mierzyła wzrokiem, ale ostatecznie wzdychnęła i kiwnęła głową ze zgodą.



- Nie wiem, czy już piłaś… - Powiedziała Iris, gdy podano im dwie lampki - Pijemy powoli, małe łyczki, i delektujemy się smakiem oraz zapachem, odprężając…

To było dobre. To było bardzo dobre! Smakowało owocami cytrusowymi, figami, czekoladą, toffi i rodzynkami! Do tego mocno rozgrzewało, i pozostawiało długi, waniliowy smak. Iris się uśmiechnęła, wpatrując w Sarah.
- Pyszne… - Choć nie do końca chciała to powiedzieć, jednak Joyce wydobyła ze swoich ust pochwałę dla trunku, który wybrała Iris. - No i skoro mamy pić małymi łyczkami, to może i dobre na ten moment. Jest to też na pewno kilka półek wyżej, niż to, czym mnie częstują koledzy, co dostają od pacjentów… - Upiła kolejny łyczek i aż wzdychnęła z lekkim zachwytem.

W międzyczasie, przez hol, tuż przy barze, przechodził właśnie jakiś oficer, a zobaczywszy Sarah… mrugnął do niej!
- Widziałaś? - Sarah spojrzała na Iris. - Skąd oni… w ogóle mnie kojarzą?
- Co miałam widzieć? - Zdziwiła się Rogers.
- Co z ciebie za detektyw? - Z uśmieszkiem zapytała Joyce. - Ten oficer, co przeszedł… mrugnął do mnie.
- Nie mam oczu naokoło głowy? - Iris pokazała jej język - No… nawet niezły. A skąd cię kojarzą? W końcu biegasz tu i tam, ratujesz ludzi, dyrygujesz naszym małym cyrkiem, chodzisz na mostek… rzucasz się w oczy, i to nie tylko samymi czynami - Powiedziała detektyw, i wymownie poruszała brewkami, a po tym się cicho zaśmiała.
- A może… się ich spytam, czy mogę tam iść razem z tobą, co? - Szerzej uśmiechnęła się Sarah.
- A co ja mam szukać na potańcówce? Będę kręciła na wózku kółeczka? - Iris roześmiała się już nieco głośniej - Nieeee tam, daj sobie spokój, serio. Już sama moja obecność, rannej i przykutej do siedzenia, może mieć zły wpływ na atmosferę… dzięki za chęci moja droga, ale naprawdę, lepiej nie…
- No jak tam chcesz… - Odparła Sarah, nieco kwaśną minę zakrywając, popijając znów łyczek koniaku. - To… może sama nigdzie nie pójdę, tylko zostanę z tobą? - Zapytała, starając się zachować kamienną twarz.
- No nie żartuj… idziesz, idziesz! Mną się nie przejmuj, serio. Tylko zdecyduj gdzie idziesz, hihi… - Iris do niej mrugnęła.
- Właściwie, to do kapitana… nawet trochę sama nalegałam, żebyśmy spędzili razem wieczór? Sam wspomniał mi o swojej żonie… więc… więc chyba napiszę mu liścik, że jednak nie chcę, aby jego relacje rodzinne się psuły… - Mówiła Sarah cicho, trochę do siebie, trochę do Iris. - A wtedy… do wyboru miałabym już jedną opcję.
- Lepsza kadra oficerska? Tylko… nie szalej znowu, z kilkoma na raz? - Detektyw powiedziała szeptem, i cicho się zaśmiała.
- Ż-że co? - Kiwając z niedowierzaniem głową, odparła Sarah. - To potańcówka przecież.
- Kto wie, jak to się skończy? - Iris błysnęła ząbkami - Wtedy też była tylko potańcówka…
- Oh, ale na samej potańcówce nic się nie wydarzyło takiego… - Z udawaną, złośliwą miną odpowiedziała Joyce. A Iris się uśmiechnęła, i napiła znowu koniaczku.
- Kto tam wie… ale najważniejsze, by się dobrze bawić? - Mrugnęła do Sarah.
- No… zobaczę, co z tego wyjdzie. - Lekarka upiła także łyczek ze szklanki. - No i miałyśmy zobaczyć, co też wyjdzie z tej naszej zabawy? - Uśmiechnęła się do detektyw.
- Hmmm - Powiedziała wielce wymownie Iris - To co proponujesz?
- Zależy, czy chcesz jeszcze gdzieś pokrążyć po statku, czy już chcesz trafić pod moje łapki pod prysznicem? - Uśmiechnęła się Sarah.
- Pani doktor, ale ja chyba nie ustoję pod prysznicem? - Iris zrobiła przesadnie smutną minkę.
- Załatwimy jakiś taborecik, żebyś mogła wysiedzieć? - Odparła Sarah tonem, który miał wskazywać, że to żaden problem. - A ja już tam zadbam, żeby porządnie cię wymyć? - Uśmiechnęła się szeroko.
- Kusisz… - Zaśmiała się Iris - Może… może z tego coś wyjdzie…
- Myślę, że trafiłaś w odpowiednie rączki… - Wyciągnęła dłonie przed siebie i trochę pomachała paluszkami. - Może troszkę zboczone, ale… to chyba nie przeszkoda, nie? - Dodała nieco ciszej.
- Ty wiesz… co ja lubię - Parsknęła Iris, mrugając, po czym napiła się resztki koniaczku - To co, jeszcze mały spacerek, a potem do kajuty?
- Jak sobie życzysz. - Odpowiedziała, uśmiechając się, Sarah, po czym także dopiła swój trunek, wbrew początkowemu zaleceniu Iris, wypijając kilka pozostałych ostatnich łyków na raz.

~

Zgodnie ze słowami Iris, jeszcze chwilę pokrążyły po statku, odwiedzając na chwilę bufet, gdzie przekąsiły kilka smakołyków. Następnie lobby, spędzając tam moment na rozmowie, by pójść także sam pokład, gdzie Sarah została poproszona do gry w shuffleboard. Początkowo niechętna, ale Iris powiedziała, że będzie jej trenerką i razem skopią tyłek młodej parce, która zaprosiła lekarkę do gry.
Nieco zmęczona już dłuższym pchaniem wózka Joyce, skierowała się na obiad, gdzie nieco na dłużej mogła trochę odetchnąć. Obie zjadły pieczeń z cielęciny w ziołowym sosie z batatami, popijając smaczne danie kieliszkiem czerwonego wina.
Posiedziały jeszcze chwilę w jadalni, po czym skierowały się już do swojej kajuty. Sarah po chwili odpoczynku przy stole szło nieco łatwiej pchanie wózka z Iris, a perspektywa… prysznica również dodawała jej nieco sił i werwy.
- To jesteśmy u siebie… - Powiedziała, zamykając za sobą drzwi. - To co powiesz na ten prysznic? - Uśmiechnęła się do detektyw.
- Oddaję się w zboczone rączki pani doktor - Powiedziała Iris i się cicho zaśmiała.
- Mhmmm… - Przeciągle mruknęła Sarah z zadowoleniem, po czym rozejrzała się po pokoju i zauważyła, że obsługa już przyniosła taboret, o który poprosiła jednego ze stewardów. - To rozbierz się z czego sama możesz, a w reszcie ci pomogę. - Powiedziała, po czym wzięła taboret i postawiła go pod prysznicem. Iris zaś, bardzo ślamazarnie, ściągnęła butki, metodą noga o nogę(raz wyraźnie się krzywiąc, przy rannej nodze), po czym zamrugała teatralnie oczkami, siedząc cały czas w wózku.
- Juuuuż - Powiedziała, i zachichotała.
- Dobrze… - Z łazienki powiedziała Sarah i podeszła do Iris. - Teraz ma pani do wyboru dwie osoby, które mogą dokończyć rozbieranie. Jedna, to doktor Sarah Joyce, a druga, to… naga doktor Sarah Joyce. Więc kogo pani wybiera? - Zachichotała lekarka.
- Oj! Oj ta druga! Koniecznie! - Powiedziała ucieszona detektyw, po czym figlarnie przygryzła usteczka.
- Jak sobie życzysz… - Odparła, po czym obróciła się tyłem do detektyw i zaczęła odpinać zamek swojej sukienki. Przerzuciła ręce przez ramiączka i spuściła ją w dół, nieco pomagając sobie w okolicy bioder. Sukienka pomknęła na dół, a Sarah została w bieliźnie i pończoszkach. - Chyba nie muszę pytać, czy kontynuować? - Zachichotała, sprawnie odpinając swój biustonosz, po czym dopiero wtedy zdjęła buciki, odpięła paski pończoch. Wtedy odwróciła się przodem, uwidaczniając swój nagi biuścik Iris, by zacząć ściągnąć pończochy, by ostatecznie pożegnać się z majteczkami, które trzymała na wyciągniętym paluszku przed Rogers, tak, by ta miała je w zasięgu ręki.
- Wow… tego się nie spodziewałam, naprawdę… - Powiedziała Iris, i odebrała od Sarah jej majteczki. Przyglądała się nagiej lekarce z góry do dołu, pożądliwym wzrokiem, ponownie przygryzając kokieteryjnie swoje usteczka. A po chwili, powoli, podsunęła sobie majteczki Sarah pod nos, i z przymkniętymi oczami, głęboko wciągnęła zapach.
- Pragnę cię. Teraz - Szepnęła.
- Oj, najpierw prysznic? - Pokiwała paluszkiem Sarah. - A właściwie, najpierw uwalniamy z ciuszków także ciebie… - Powiedziała, bliziutko podchodząc do Iris i rozpoczynając jej rozbieranie. Nachyliła się nad nią i sięgnęła do temblaka, żeby go delikatnie zdjąć nad jej głową. - Nie boli? - Zapytała badawczo z troską.
- W twoich słodkich rączkach, nie… - Uśmiechnęła się Iris.
- To już się zdecyduj, czy te rączki zboczone, czy słodkie! - Zaśmiała się Sarah, odkładając temblak na bok, delikatnie kładąc chorą rękę Iris na oparcie i zabierając się delikatnie za ściąganie swetra, najpierw od strony zdrowego ramienia… a po chwili, gdy ręka była już wyciągnięta ze swetra, detektyw złapała blisko znajdującą się Sarah za kark, i przyciągnęła bliżej swojej twarzy.
- Są… słodko zboczone! - Powiedziała i ucałowała lekarkę w usteczka, która odwzajemniła pocałunek, ale dość szybko się odsunęła.
- No już, już, bo nie dotrzemy pod ten prysznic! - Powiedziała z uśmiechem na ustach Sarah i przeszła do bardzo delikatnego zdejmowania sweterka z drugiej strony. Gdy już go ściągnęła i odłożyła na bok, wpatrywała się w pozostający w staniczku biust Iris. - Łał… cudowne… - Patrzyła, oblizując usteczka.
- Twoje też słodziutkie… - Detektyw przejechała dłonią po biodrze Sarah, po jej żebrach, i w końcu po piersi, gładząc delikatnie palcami.
- Och… - Leciutko jęknęła, gdy poczuła dotyk na swoim cycuszku Joyce. Pozwalając się dalej gładzić, swoje dłonie wsunęła za plecki Iris, aby odpiąć jej zapięcie biustonosza, a następnie już musząc na razie pożegnać przyjemny dotyk jej dłoni, przez dłonie ściągnęła go, uwalniając biust detektyw. Lekko aż przygryzła wargę na jego w pełni nagi widok, ale szybko przeszła do próby zdejmowania spódniczki. - Oj, teraz będziesz musiała leciutko podnieść dupkę.
- Postaram się, moja droga… - Iris zacisnęła ząbki, po czym lekko się uniosła na wózku. Lekarka spróbowała szybko sięgnąć za końcówkę spódniczki, a jeśli jej się uda, to i za majteczki, oraz rajstopy, aby ściągnąć je na tyle, by detektyw mogła z powrotem usiąść… udało się! Zsunęła wszystko razem z Iris, odsłaniając jej intymność, ale i opatrunek na nodze. Zaczerwieniony opatrunek.
- Oj… - Sarah leciutko się skrzywiła na ten widok, który nieco wybił ją z dotychczasowego, bardzo przyjemnego nastroju. - Chyba rana musiała się lekko otworzyć. No ale przynajmniej jesteś w raczej dobrych rękach pod tym względem. - Dodała, po czym szybko poszła po swoją medyczną torbę do sypialni, by następnie obejrzeć ranę.
- Gdzie uciekasz skarbie? To stare… - Zaprotestowała Iris, z dolnym ubiorem na wysokości kolan.
- Skoro będziemy cię moczyć, to przejrzę od razu ranę! - Odparła Sarah, gdy już wracała ze swoim sprzętem.
- OK, pani doktor! - Iris pokazała jej jęzorek. Lekarka ściągnęła do końca spódniczkę, rajstopki i majteczki, po czym przystąpiła do delikatnego zdjęcia opatrunku i oceny rany postrzałowej pod nim. I w sumie, nie wyglądało to źle. Było zaczerwienione, ale się goiło, więc Iris nie ściemniała? Podobną czynność Sarah wykonała z pozostałymi opatrunkami, w których miejsce po kąpieli zamierzała założyć nowe.
- To co z tą kąpielą kotku? - Detektyw pogładziła ramię kręcącej się przy niej lekarki.
- Trzeba cię przygotować… - Odparła, kończąc zdejmowanie opatrunków. - To jedziemy pod prysznic? - Zapytała, podchodząc od razu do tyłu wózka i szykując się do pchania go do łazienki.
- Jakbym mogła, to bym zatuptała z uciechy, jak mała dziewczynka - Parsknęła detektyw.
- No już, kochana… - Sarah podjechała z Iris do łazienki. - No, teraz przesiadka na taborecik i w końcu zaczniemy! - Dodała, wyciągając dłonie do detektyw, by pomóc jej w zmianie miejsca siedzenia.
- No to siup… - Iris przeniosła swoje cztery litery z jednego siedziska na drugie.
- Zaczynamy od włosków? - Zapytała Sarah, wciskając się w prysznicu obok Iris, a następnie sięgając po słuchawkę prysznica. Puściła wodę i skierowała strumień na włosy detektyw, dłonią gładząc jej włosy oraz skórę głowy. Ta zaś zamruczała z zadowolenia.
 
Jenny jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172