Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2022, 01:38   #72
Sonichu
 
Sonichu's Avatar
 
Reputacja: 1 Sonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputacjęSonichu ma wspaniałą reputację
& Coolfon & MG :>

Ciężko szło skupienie na zebraniu w sobie przed ważną rozmową, gdy przez całą drogę od “Miroir Noir” aż na miejsce docelowe towarzyszyła Alessandrze pewna urocza, słodka blondynka i zajmowała uwagę. Tak samo jak zajmowały ją wspomnienia minionej nocy, wspólne oglądanie tego co niezawodna informatyczka z klubu dała radę zmontować, a im więcej de Gast rozmawiała z Monique, tym wyraźniejsze miała wrażenie, że oto spotkała bratnią duszę. Niestety obowiązki wzywały, szkoda. Wieczór dopiero się zaczynał, jednak na jego resztę Torreador miała już inne plany niż odwiedziny na dziesiątym piętrze.
Szkoda…
Niemniej wizja masażu w towarzystwie Aurory i możliwość zobaczenia jej bez czarnego uniformu nie była czymś niemiłym, skądże. Wręcz przeciwnie. Gdyby jeszcze ich szeryf nie zaznaczyła jasno swoich preferencji zabaw w grupie mogłyby się świetnie bawić we trzy.
Szkoda… prawdziwa szkoda.
- Oh kochanie… - uśmiechnęła się smutno, gładząc przeciwne do siebie ramię Malkavianki co nie było takie trudne gdy się ją obejmowało ramieniem przez plecy. Miała na sobie w miarę prostą suknię ze złotego jedwabiu na wąskich ramiączkach i dekoltem aż do pasa, przypominającą odrobinę rzymska togę, a pochodzącą z kolekcji zimowej Haute Couture Diora. Do tego szpilki od Prady i niewielką kopertówkę za którą dało się kupić całkiem niezłe sportowe auto. Nosiła też z duma prezenty od Wiecznej Królowej dopełniające całości zestawu.
- Byłabym niezwykle rada mogąc z tobą zostać do rana, niestety mam sporo do zrobienia przed wyjazdem - westchnęła ze szczerym bólem rozrywającym serce gdy spoglądała na twarz rozmówczyni którą pogłaskała wierzchem dłoni - Jeśli jednak pojutrze ty nie masz planów pojawię się w twych progach ledwo otworzysz oczy.

- Ojej, naprawdę? Jaka szkoda…
- druga z blondynek stojących w windzie, tylko w ciemnozielonym zestawie ubraniowym westchnęła bliźniaczo żałośnie na myśl, że nie zanosi się na to aby jeszcze tej nocy miały okazję pogłębić swoją znajomość.

- Ale wiesz, gdyby wam zeszło dłużej na tym zebraniu i by już było niezręcznie wracać przez miasto to dla takiej ślicznej i kochanej pani moje drzwi na pewno będą otwarte. No i nie tylko drzwi oczywiście. - Noel zręcznie wysunęła się z obejmującego go ramienia drugiej blondynki po to aby je przejąć, delikatnie ująć i pocałować jej dłoń unosząc ją do swoich ust i patrząc elektryzującym wzrokiem w oczy tej drugiej.

- Jednak jeśli by nie wyszło to… A jutro nie? No dobrze, to pojutrze też może być. Może nawet lepiej? Będę miała czas urobić Olivera aby nigdzie nie wyłaził tylko został z nami. Bo dzisiaj to nie wiem czy będzie, dopiero tam jadę. - dodała jakby nie chciała wyjść na natręta i spróbowała znaleźć coś pozytywnego w tym odłożeniu wizyty na później.

Drugiej blondynce za to przypomniały się słowa Sorena na temat niezbyt przyjaznych stosunków między książęcą faworytą, a ich primogen w której gościnę wybierała się następnej nocy. Gościny w którą sama się wprosiła aby trzymać się faktów… zaczynało się komplikować, lecz wciąż pozostawało pole manewru.
- Już się o grzechy noce proszę, już z wiosny znów jak z bólu krzyczę. Nieubłaganą mnie rozkoszą… zakuj w ramiona ratownicze - wymruczała całując delikatnie usta Malkavianki i pełnoprawnie ją objęła, przyciskając do siebie aby jeszcze chwilę cieszyć jej bliskością.
- Na dziś wieczór Aurora zaprosiła mnie na masaż - wyznała po czym dodała pogodnie - Więc będę tutaj, a skoro po raz kolejny okazujesz mi swą troskę i chcesz poświęcić swój cenny czas aby, być może, ocalić mnie przed niebezpieczeństwami przedświtu… musiałabym nie mieć oczu, ani uszu, a w piersi nosić bryłę czarnego lodu aby tego nie docenić. Oczywiście, będę zaszczycona mogąc dziś złożyć głowę na twym ramieniu i razem pogrążyć w nicości. Jesteś dla mnie zbyt litościwa, będę musiała coś wymyślić, aby wynagrodzić twą troskę oraz dobroć. Masz moje słowo iż to uczynię, jeśli tylko mi pozwolisz.

- Oo jaaa… Ale ty masz bajerę…
- blondynka w zielonej mini spod której tu i tam wystawały pręgi z szaleństw ostatniej nocy dała się objąć, pocałować i też chętnie przyjęła do Torreador mocno splatając dłonie gdzieś na jej krzyżu i nie dając jej oddalić się ani na chwilę. Za to z oczu i ciepłym uśmiechu promieniował jej zachwyt nad słowami swojej nowej kumpeli z jaką spędziła ostatnie dwie noce. I najwidoczniej miała ochotę na kolejną.

- To naprawdę zaszczyt i rozkosz chodzić na twojej smyczy albo służyć u twych stóp ślicznotko. - westchnęła głaszcząc czule Alessandrę po policzku. I zamrugała oczami jakby chciała chociaż trochę skupić się na czymś innym.

- I Aurora cię zaprosiła? Na masaż? To pewnie do Czarnej Dalii co? Nie dziwię się. Też bym cię zaprosiła. A z niej to też ślicznotka. I to z temperamentem. Tylko tak na zewnątrz jest taka chłodna i oficjalna. Musiałaś na niej zrobić dobre wrażenie, że cię zaprosiła. My się znamy dłużej i jakoś się nie doczekałam takiego zaproszenia od niej. Ale no co ja się dziwię? Kto by ci się oparł? - Monique pokiwała głową ze zrozumieniem i rozbawieniem gdy dowiedziała się jakie Torreador ma plany na czas po zebraniu.

- Jak wam zejdzie dłużej i nie będzie ci się chciało zasuwać na 10-te piętro to nie ma sprawy. We wtorek też jest noc. - machnęła ręką aby dać znać, że nie będzie stawać na drodze blondynce gdyby ta nie odwiedziła jej dzisiejszej nocy.

- Jeśli nie zdążę cię dziś odwiedzić zanim uśniesz, będę przy tobie gdy się obudzisz i skradnę przynajmniej kwadrans zanim ruszę załatwiać swoje sprawy - obiecała kołysząc ją lekko w ramionach - Powiedz ochronie aby mnie wpuścili, kładę się dość późno, albo wcześnie. Zależy jak na to patrzeć. Jeśli nie będziesz mieć nic przeciwko wyszukuję się po prostu u ciebie, zyskamy chwilę dla siebie. Choćby na to aby porozmawiać i wymienić drobne uprzejmości, parę uśmiechów, a także życzyć sobie dobrej nocy i dać całusa na do widzenia. Jeśli na wtorek twój faworyt nie da rady dotrzeć trudno, jego strata. Poradzimy sobie same, lecz jeśli się pojawi w progu chyba nie będziemy tak okrutne aby odprawić go z kwitkiem - puściła jej oko, a potem spoważniała. Winda zatrzymała się, drzwi rozsunęły się. Wyciągnęła więc rękę aby ją zablokować.
- Nie wiem jeszcze gdzie mnie wyślą ani na ile - nachyliła się aby wyszeptać kochance do ucha - Najchętniej wzięłabym cię tam ze sobą, gdyby było to możliwe… cóż. Gdziekolwiek mnie nie poślą zawsze będziesz tam wyczekiwanym i wytęsknionym gościem. Urządzę nam jakiś przyjemny loszek… jakbyś miała wolny weekend albo chciała odetchnąć od zblazowanego snobizmu Paryża, z tymi wszystkimi cudownie pięknymi i pretensjonalnymi cudami architektury oraz sztuki. Dobrze czasem odetchnąć od dzieł wielkich mistrzów… daleko od miejsca gdzie rodzina ciągle ocenia.

- Do Brukseli. I tak wam zaraz Aurora powie na tym zebraniu. Wyślą was do Brukseli. I bez terminu. Aż załatwicie sprawę. Albo nie.
- Monique podeszła do drzwi jakby nie chciała kończyć tego spotkania. Stanęła w nich aby je zablokować a na jej twarzy ekscytacja słowami kochanki była oczywista.

- I urządziłabyś jakiś prywatny loszek? Dla mnie? Oo jaa… - blondynka o modelowych kształtach i twarzy topowej aktorki znów wydawała się być pod wrażeniem takiej obietnicy wychowanki Sorena. Jakby raz za razem zdobywała kolejne punkty w jakimś jej prywatnym rankingu. Wreszcie roześmiała się wesoło, w bardzo promienny i dziewczęcy sposób. Znów wydawała się bardziej żywa i ludzka niż niejeden śmiertelnik. Złapała za ręce swojej nowej kumpeli i potrząsnęła nimi radośnie.

- Do Brukseli nie jest tak daleko. No nie mogę tak po prostu rzucić Olivera i pojechać z tobą. No ale chyba na jakiś weekend czy parę dni na shopping to mnie puści. Albo jakiś koncert? Zobaczę, coś znajdę. Zdzwonimy się. Zresztą powiem ci dziś jak przyjdziesz albo jutro… No czy we wtorek. - terkotała chętnie i wdzięcznie jakby już się nakręciła na te wycieczki i spędzanie wspólnie czasu z nową kumpelą. I wszystkie przeszkody wydawały jej się do pokonania.

- A to na jutro się z kimś już umówiłaś? Czy lepiej abym nie wiedziała? - zapytała unosząc brwi i uśmiechając się szelmowsko. - A! O! No właśnie, bo widzisz, tak mnie zbajerowałaś, że zapomniałam ci powiedzieć wczoraj a potem był dzień no a dziś to sama widzisz, najpierw u ciebie a teraz już tu… Ale wczoraj też miałam wizję. I to jakie! No ale to może jak wpadniesz to pogadamy. Tylko mi przypomnij jak sama zapomnę bo ja to różnie mam z tą pamięcią. - dalej ćwierkała wesoło i nieco chaotycznie. I przy okazji emanowała tą pozytywną energią i ekscytacją, że trudno było pozostać obojętnym. Zresztą tak właśnie o niej mówiono. Że potrafi jakoś wpływać swoim humorem i nastawieniem na otoczenie jakoś go im przekazując. Jeśli to była prawda to teraz musiała być w szampańskim nastroju.

Dobry humor miał się zaraz skończyć, chyba że uda się zrobić to delikatnie. De Gast zastanowiła się przez chwilę.
- Jeśli z nadmiaru ekscytacji nie zapomnę to ci przypomnę, kochanie - powiedziała z czarującym uśmiechem po czym sapnęła krótko - Jutro Wieczna Królowa życzy sobie widzieć mnie i mojego maulę. Ja może i będę daleko poza zasięgiem jej marmurowych dłoni, ale Soren tu zostaje i po tym wszystkim co dla mnie zrobił nie mogę teraz podłożyć mu świni albo zniszczyć reputacji. Gdybym przyniosła mu wstyd lub rozczarowanie równie dobrze mogłabym od razu iść nad brzeg Sekwany i tam czekać na świt. - westchnęła wychylając się aby oprzeć czoło o czoło drugiej blondynki. Patrzyła jej przy tym prosto w oczy.
- Bruksela… nigdy tam nie byłam. Musisz mi dać parę dni abym przygotowała się na odwiedziny. Zacznę tam… od zera, bez niczego. Daleko od domu, od ciebie, bezterminowo - w jej głos wdarła się gorycz - Powinnam się cieszyć, lecz nie wiem do końca czy to szansa, nagroda czy zesłanie.

- Oj kochanie, nie smuć się bo i mi się od razu robi smutno…
- Noel w końcu wyszła z przejścia windy i jakoś tak obie stanęły obok. Drzwi zdążył się zamknąć ale coś te korytarze były dość puste. Zdaje się były już na tej wewnętrznej dla koterii części hotelu więc ruch był niewielki. Czasem ktoś mignął gdzieś tam dalej na końcu korytarza. Faworyta księcia kiwała głową do tego co mówiła jej nowa kochanka i kumpela. Zrobiła nieme “aaa” gdy padło nazwisko primogen Torreadorów z jaką Alessandra była umówiona na jutro. Ale gdy wyszła z windy odezwała się raczej jak przyjaciółka i pocieszycielka.

- Nie bój się. Ani Oliver ani Aurora nie posłaliby nikogo na pewną śmierć. Na pewno wierzą, że to jest dla was do zrobienia. Ja to nie znam wszystkich detali ale na pewno nie zostawią was całkiem samych. Jak z tym Brudasem. Wiesz, że był przygotowany oddział szturmowy gdyby wam zaczęło kiepsko iść? No ale Aurora chciała się przekonać czy dacie radę. I chociaż spróbowałaby was uratować gdyby szło źle. No ale poradziliście sobie to nie było to konieczne. Teraz ona i Oli na pewno też mają jakiś plan rezerwowy. Więc nie jedziecie tam na zatracenie ani nic takiego. - mówiła cicho, szybko ale z przekonaniem. Pocieszająco trzymała dłoń drugiej blondynki albo bawiła się jej lokami.

- A z Angelette no właściwie to było do przewidzenia. W końcu jest waszą primogen. I lubi interesujące osoby. A ty jesteś wręcz fascynująca. Na pewno sobie poradzisz. Widzisz? Ją też musiałaś oczarować jak Aurorę. Inaczej by nie zwróciła na ciebie uwagi. A na pewno nie zapraszała do siebie jakby wierzyła, że to tylko nuda i strata czasu. Mnie też się podoba. Tylko chyba mnie nie lubi. Właściwie Aurora chyba też za mną nie przepada. Szkoda. No ale ciebie jak widzisz wszystkie trzy lubimy. A ja to cię nawet uwielbiam. - powiedziała pocieszająco chcąc wlać wiarę i otuchę w serce Alessy. Na koniec jeszcze raz uniosła jej dłoń do ust i złożyła na niej pocałunek.

Pomogło, Torreador straciła część smutnej otoczki, choć niewiele.
- Pani, takie słowa z twoich ust warte są więcej niż tysiąc słodkich szeptów wydawanych przez wszystkich pochlebców świata. Jeśli mam być szczera w tej materii myślimy bardzo podobnie i niezmiernie cieszy mnie, że afekt mój jest odwzajemniony - poprawiła jej fryzurę, przy okazji głaszcząc policzek. Tutaj, gdy zaraz zza rogu mogły się pojawić niechciane oczy świadków należało zachować choć cień pozorów.
- Ufam Aurorze, nie chodzi oto, że obawiam się rychłego końca daleko od domu, tylko… - zagryzła wargę, wykrzywiając usta w minie pełnej smutku.
- Tylko obawiam się jak to będzie wyglądać, praca w terenie. Nawet nie sama praca, a warunki. Tutaj mogę liczyć na zaufaną służbę, ochronę, szoferów i gosposie. Dzielę z siostrą kamienicę i już bywa nam ciasno… teraz będę miała… ah - pokręciła głową, opadły jej też ramiona - To jakby mnie ktoś strącił na samo dno ostatniego kręgu piekieł. Wszystkich i wszystkiego nie zabiorę. Czuję się… naga. Ale w negatywnym znaczeniu tego słowa. Na dodatek… obiecaj mi proszę, że chociaż porozmawiasz ze mną na videoczacie. Postaram się wyglądać wtedy odrobinę mniej jak bezdomny kundel.

- Aaa…
- Monique chyba zorientowała się jakie wątpliwości związane z wyjazdem żywi nowa kumpela bo uniosła i opuściła swoją blond głowę. Chwilę się zastanawiała. Po czym znów złapała za dłoń przyjaciółki w pocieszającym geście.

- A mogę być na tej wideorozmowie nago? Czy życzysz sobie mnie w jakimś konkretnym wdzianku? - zapytała niby poważnie ale oczka błyskały filuternymi iskierkami.

- I z tym mieszkaniem w Brukseli… No chyba jeszcze jest parę dni. Zobaczę. Może kogoś tam znam. Muszę pomyśleć i sprawdzić. Bo to chyba chodzi o to aby tamci nie znali was. Zobaczę. Może kogoś sobie przypomnę to byś tam nie była tak całkiem sama. No i na pewno do ciebie przyjadę. Dawno mnie ktoś tak dogłębnie nie sponiewierał jak ty wczoraj. To było cudowne! Poza tym jesteś taka sympatyczna. Jakbym mogła to bym uprosiła Oliego aby mi cię podarował w prezencie jako osobistą dominę. No ale to by nie było w porządku wobec niego i ciebie. No i musicie tam pojechać aby pomóc nam wszystkim. - westchnęła jakby miotała się wewnętrznie między tym co by chciała z egoistycznych powodów a tym co czuła, że powinna się zachować w określony sposób dla osób które lubi i szanuje. No i większego dobra całej koterii.

Torreador przyłożyła rękę do piersi nie ukrywając poruszenia i aż westchnęła przeciągle.
- Muszę zadzwonić do Jewel, nigdy jej nie ma jak jest potrzebna - cmoknęła patrząc Monique w oczy gdy dodawała - Nie mam przy sobie wstążki, a prezenty bez kokardy to nie prezenty. Szkoda że mi nie dano szansy oglądania przyszłości, wtedy bym się odpowiednio przygotowała. Mam nadzieję że mi to wybaczysz kochana - sięgnęła po jej dłoń, zostawiając ślad ust na wewnętrznej stronie.
- Gdyby mnie ktoś pytał najlepiej ci bez niczego, oprócz obroży. Najlepiej takiej jak miałaś nad ranem. Czarnej ze srebrnymi obręczami do zapinania łańcucha. Tamten widok wart był uwiecznienia przez najlepszych artystów i zachowania po wieczność. Dziękuję ci… że chociaż chce ci się spróbować mi pomóc. Już sama obietnica rozważenia to więcej niż mogłam mieć w najgłębiej skrywanej nadziei. Na razie skrywam tam jeszcze jedną rzecz. - pocałowała palce Malkavianki - Wspomnienie wczorajszej, cudownej nocy wartej każdego grzechu.

- Aa! Noo! Śliczna była ta obroża! Bardzo mi się podobała. W ogóle lubię chodzić w obrożach. To takie sexy! Zwłaszcza jak mnie prowadzą ktoś tak podniecający jak ty! -
blondynka roześmiała się wesoło i w pełni potwierdziła słowa swojej rozmówczyni, że sprawę widzi wręcz identycznie.

- Ah… Ale to chyba zostawiłam ją u ciebie… Ale to nic! Chyba jakąś znajdę u siebie. To życzysz mnie sobie na tej wideorozmowie nago i w samej obroży? Oczywiście moja piękna i wspaniała władczyni! Będzie jak sobie życzysz! - niespodziewanie się zapowietrzyła gdy przypomniała sobie, że ta seksowna obroża jaką miała na sobie całą wczorajszą noc to została w klubie Alessandry. Za to na resztę planu przystała z pełną ochotą.

- A te wspomnienia to mamy na filmiku. Będę go dzisiaj oglądać. Jak Oli nie przyjdzie to jego strata. No a ty przyjdź, przyjdź koniecznie. Powiem wszystkim aby cię wpuścili nieważne o której. A zresztą mogę ci przecież dać stały dostęp tak jak do “H&H”! - blondyna rozkręcała się coraz bardziej jakby znów żadne przeszkody nie były jej straszne do pokonania aby znów się spotkać ze swoją kochanką.

Wymieniły jeszcze kilka ciepłych słów, dyskretnych uścisków i czuły pocałunek, obiecując sobie rychłe spotkanie za parę godzin, a potem rozdzieliły się. Monique wróciła do windy, a Alessandra popłynęła wgłąb korytarza szeleszcząc trenem sukni po wypolerowanej podłodze. W jej dłoni pojawił się telefon, kilka stuknięć paznokciami w ekran i przyłożyła go do ucha, by po chwili wypowiedzieć magiczne zaklęcie:
- Jewel kochanie…
Zaczynała przyzwyczajać się do widoku tych samych twarzy w najbliższej okolicy i nie za bardzo przeszkadzało jej to, że Nosferatu ma na ubraniu parę białych piór choć wcześniej zmarszczyłaby nos odwracając wpierw głowę b tego nie zauważył.
Zaskoczył ją czymś jeszcze, mianowicie zaczął dyktować swój nowy numer, a ona zapisała go, śmiejąc się cicho.
- Oh Carl, ty wiesz jak urobić kobietę! Wreszcie zawróciłam ci w głowie na tyle abyś dał mi do siebie namiar. Doskonale! Teraz już wiem gdzie dzwonić aby móc liczyć na kosmatą pogawędkę gdy poczuję że usycham z tęsknoty - chichocząc spojrzała na Bruno i ujęła jego dłoń ściskając ją krótko dla dodania otuchy.
- Złamałam przez ciebie paznokieć, ale było warto. - dodała ciszej, mrużąc rozbawione oczy - Wybaczam ci, nie chowam urazy i polecam się na przyszłość. Szkoda by było, gdyby takie piękne oczy zamknęły się na zawsze. Jestem niezmiernie rada widząc, że twoje kontuzje są już echem przeszłości… tak z wierzchu. Na dokładniejszą diagnozę nie mamy na razie warunków, niestety. Ale noc jeszcze młoda, czyż nie? - skończyła z figlarnym uśmiechem obracając się do pozostałej dwójki.
- Ciebie też dobrze widzieć John, wyglądasz zdecydowanie mniej pochmurnie niż przy naszym ostatnim spotkaniu. Z brakiem konieczności przestrzegania sztywnych konwenansów jest ci zdecydowanie do twarzy - podeszła do niego i strzepnęła jakiś paproch z jego ramienia, patrząc mu pogodnie w oczy - Naprawdę chylę czoła przed siłą perswazji która nakłoniła Carla do przejścia z gołębia pocztowego na smsy… chociaż może to była pięść? Nie wnikam jak się bawicie, chłopcy. Grunt że działa i tego się trzymajmy… witaj ślicznotko - do Tremere zwróciła się na końcu idąc do niej i cmokając w policzek na powitanie.
- Pozwól że cię porwę na moment aby się nacieszyć twoim towarzystwem gdzieś w ustronnym miejscu, gdzie nikt nam nie będzie przeszkadzał. - wzięła ją pod ramię i odciągnęła na bok.

- Masz dziś zadziwiająco dobry humor Al - Ryan uśmiechnęła się pod nosem, idąc obok Toreador kilkadziesiąt metrów aż znalazły się przy windach - To dobrze, znaczy poranek się udał.

- Ależ oczywiście, a to dopiero początek nocy! -
de Gast odpowiedziała ze śmiechem i dodała cicho - Zeszła noc również należała do wyjątkowo udanych. Naprawdę musisz kiedyś wpaść do mnie w gości… intrygujący zapach, już go gdzieś dziś czułam. - pociągnęła nosem. - Taki cytrusowy.

Detektyw spojrzała na nią uważnie.
- To żel pod prysznic z Lidla. - odpowiedziała neutralnie - Taki supermarket dla niskiej klasy średniej i szeregowych zjadaczy chleba bez ostryg. Może nie najlepiej ale przynajmniej tanio. Dużo ludzi i nieludzi tam kupuje. Do tego promocje mają w soboty i parking… rzucili teraz wyprzedaż na chemię, nie każdy używa Diora i Chanel.

Blondynka zmrużyła jedno oko i przypatrywała się przez krótki moment zielonookiej aż wreszcie uśmiechnęła się szeroko.
- Oczywiście kochanie - przytaknęła grzecznie łykając co jej wciskała niczym prawdę objawioną, kiwając do tego głową.
- Ale muszę przyznać że jest całkiem niczego sobie. Ten żel - ściągnęła usta, jednak tematu nie ciągnęła. Zamiast tego sięgnęła do torebki z której wyjęła notes, a z niego niewielką kartkę.
- Wszystko już przygotowane na jutro, tu masz skrót. Macie zarezerwowane całe “Le Jules Verne”, od 22:30 będą was wpuszczać. Nie trzeba żadnego tajnego uścisku dłoni ani dowodu, nie ma listy gości bo ich nie znałam, ale jest hasło:L' infinité. Od 23:00 zaczyna się właściwa kolacja, tort i inne takie. Pozwoliłam też kupić młodemu prezent w twoim imieniu. Teraz dzieciaki szaleją za technologią, dostanie jakiegoś nowego smartfona z jabłkiem… moja siostra sobie go chwali. O północy podjedzie limuzyna i zabierze dzieciaki na rundkę honorową, a potem do klubu. Tam też już wszyscy wiedzą co robić, masz to w punktach - przekazała papier.

Jeśli z początku Ryan parsknęła rozbawiona, to gdy jej towarzyszka kontynuowała zrobiła się poważna. Skakała oczami po wydrukowanych podpunktach i sama pokręciła głową czując gulę w gardle.
- Dziękuję Al - wreszcie uśmiechnęła się naprawdę ucieszona, obejmując mocno blondynkę w złotej sukni i trzymała ją tak przez dłuższą chwilę - Naprawdę nie wiem…

- Tsk! - de Gast cmoknęła - Damy na poziomie nie mówią o oczywistościach. A teraz chodź, wracajmy do panów zanim zaczną sobie roić w głowach dziwne teorie spiskowe… nie mam przy sobie szpicruty aby im je z nich wybić.
Ziściły się najgorsze obawy i to całkiem szybko bo parę chwil po tym gdy Alessandra dystyngowanym kiwnięciem głową wyraziła zgodę na udział w zadaniu. Monique jej nie oszukała, wyjeżdżali do Brukseli, a mieszkać mieli w… akademiku. Jak biedni, przymierający głodem studenci z prowincji żyjący na zupkach chińskich i najpodlejszym alkoholu. Dodatkowo mieli tam też być śmiertelnicy korzystający z opcji hotelowych. Średnich patrząc na fasadę budynku większego od domu rodziny de Gast. Ale niewiele.
Przez plecy Torreadorki przeszedł dreszcz złości i obrzydzenia, bo oczyma wyobraźni już widziała jak to może wyglądać wewnątrz: schowki na szczoty w ramach pokojów, proste tanie meble z Ikei czy innego molocha dla biedaków. Żadnych prac znanych designerów, nic wygodnego ani robionego ręcznie na indywidualne zamówienie. Masówka po taniości, tandeta, brak polotu i żadnego smaku, o prywatności nie wspominając.
Niby jak Aurora wyobrażała sobie, że się tam pomieszczą? Przecież Alessa potrzebowałaby kilku takich… uh… pokoi… aby pomieścić same swoje buty. Gdzie niby miała upchnąć jeszcze ochronę, garderobianą, gosposię, szofera, podręczne służki i kilka żywych dodatków na zmianę?!

Do tego przed wejściem nie czatował nikt z obsługi aby odebrać kluczyki od auta i odprowadzić jej na parking. Żadne kryształowe lampy i chromowane powierzchnie nie zachęcały do wejścia do środka. Brama była… obrzydliwa. Czarna krata. Jak w jakimś prowincjonalnym więzieniu z filmów o dzikim zachodzie ubiegłej dekady.

Panna de Gast westchnęła głośno, boleśnie. Patrzyła na zdjęcie lokum, a zdjęcie lokum patrzyło na nią i już oboje wiedzieli, że nic z tego nie będzie. Nie było nawet cienia szansy aby tam została dłużej niż kwadrans, w porywach wyjątkowego poświęcenia do dwóch. Musiała znaleźć inne rozwiązanie, na odpowiednim poziomie. Słuchając dalej szeryf zaczęła układać w głowie plan działania. Mieli jeszcze parę dni…

Dalej na wyświetlaczu pojawiły się zdjęcia twarzy ich poprzedników, w powietrzu świszczały informacje które musieli zapamiętać. Niektóre twarze całkiem niczego sobie, inne już mniej. Nad paroma naprawdę się zastanowiła jakby wyglądały w odpowiedniej perspektywie, na przykład między jej rozłożonymi udami. Przyjemne rozmyślania sprawiły, że znów się rozluźniła i dalej siedziała już spokojna, okręcając lok jasnych włosów na palcu. Nowe miejsce dawało nowe możliwości. Dużo nowych możliwości. Tak samo jak dużo mieli informacji do zapamiętania. Na szczęście Rosjanka przygotowała im dokumenty na wynos, aby się z nimi zapoznali.

Następnie przyszła część na ich pytania, a Alessandra wspięła się na wyżyny taktu oraz dobrej woli i nie skomentowała dosadnie nory do której ich wpychano.
- Akademik jako przykrywka jak najbardziej mi odpowiada, ale pozwolicie że będę mieszkać poza nim - zaczęła dyplomatycznie opierając plecy o zagłówek fotela i założyła nogę na nogę - Jeśli mamy tam zaczynać od nowa, od podstaw wyrobić sobie markę i renomę nie mogę przecież jechać z jedną walizką… albo co gorsza bez kogoś kto mi ułoży włosy. W życiu nie potraktują poważnie biedaka o aparycji proszalnego dziada - prychnęła, odrzucając włosy do tyłu. Udało się jej też nie skrzywić. Za to spojrzała na gołębiarza.

- Carl skarbie nigdzie nie zamierzam się wkradać. Wkradają się złodzieje. Ja tam po prostu wejdę. Sami mnie zaproszą. - obdarzyła go czarującym uśmiechem - Wpadnij jutro do Miroir Noir, albo podaj adres to wyślę po ciebie szofera. Co prawda mnie nie będzie bo mam do załatwienia na mieście parę ważnych spraw, ale uprzedzę obsługę. Wpuszczą cię bocznym wejściem i moje dziewczyny się tobą zajmą. Oddam cię pod skrzydła Nicoli, ona najlepiej oceni czego będzie ci trzeba, zdejmie miary czy co tam się robi. Zobaczy jak trzeba cię pomalować abyś zadawał szyku wśród żywych, zamówi co trzeba jeśli tego nie mamy. Peruki najlepiej dobierać bezpośrednio pod daną osobę. Na szczęście nie wyjeżdżamy jutro, zdążą zrobić na zamówienie. Nowe ubrania na miarę też chcesz? Na miejscu po prostu daj mi znać, a wyślę którąś ze ślicznotek aby cię wyszykowała gdy będzie trzeba. Chyba że wolisz chłopców, też żaden problem. Gdybyś miał ochotę na asystę u księcia, o ile nie rezyduje w kanałach czy innym… intensywnie woniejącym miejscu o wątpliwym poziomie higieny, chętnie się przejdę. Chyba że wolisz bawić się z nim ptaszkami sam na sam - puściła mu oko i parsknęła - Jeśli ktoś z was również potrzebuje garderoby na większe wyjścia zapraszam. - popatrzyła po reszcie zespołu, kończąc obserwację na Aurorze.
- A co z brukselskimi primogenami, mamy o nich skrót w teczkach? - kiwnęła głową na przygotowane skrótowce na wynos - Rozumiem że nie będzie problemu jeśli dojedziemy tam osobno. Mam trochę bagażu podręcznego, mogłoby być ciasno pozostałym. Jest tam w mieście odpowiednik naszego “Czarnego Kepi”?
Przerwała na chwilę, szukając inspiracji gdzieś na suficie i bujając przy tym stopą w złotej szpilce.
- Venture i Torreadorkę biorę na siebie, ten parias Nazari jeśli ma choć w połowie tak sprawny język jak potrzeba w polityce. Teraz i tak nie ma co robić dalekosiężnych planów. Najpierw wysłuchajmy co ma do powiedzenia agentka naszej drogiej szeryf już w mieście. Przez te kilka dni do naszego przyjazdu wiele może się zmienić. Spróbujmy skupić uwagę na tym, aby przygotować się jak najlepiej na wszelkie ewentualności. Zabierzmy sprzęt, zróbmy zakupy i się urządźmy… skoro zostaniemy tam na dłużej.
 
__________________
Adeptus Mechanicus inkantujący litanię dekontaminacji sarkofagu Rodowicz między cyklami jej odmrażania i ponownej hibernacji
Sonichu jest offline